sobota, 23 czerwca 2018

28. Gdzie jest miłość, tam jest ryzyko nienawiści

   Po wybudzeniu długo leżałem bez ruchu, wsłuchując się w ciszę panującą w uśpionym domu. 
Wdech... Wydech… Wdech...Wydech...
   Powolne oddechy śpiącej obok mnie Sakury idealnie współgrały z upragnioną idyllią codzienności, nadając jej aurę niezakłóconego niczym błogostanu. Byłem szczęśliwy. 
Nie potrafiłem nazwać tego inaczej, jednak z pewnością tak czuje się człowiek, który mimo wewnętrznych sztormów odnajduje wreszcie swoje upragnione miejsce.  
  Wtedy ona poruszyła się we śnie, rozsypując różowe kosmyki na powierzchni śnieżnobiałej poduszki. 
    Obróciłem głowę, wpatrując się w do połowy odkryte kołdrą nagie plecy kobiety. Uśmiech, mimowolnie wkradł się na moje usta. 
 To ona przywołała ten spokój, pomyślałem; z łatwością dokonała rzeczy, o którą ja starałem się przez lata, błądząc, jakby po omacku. 
Przesunąłem palcem wzdłuż po linii jej kręgosłupa, obserwując, jak ta prostuje się i mruczy, nieświadomie zsuwając kołdrę jeszcze niżej. Teraz materiał zakrywał tylko jej biodra, rozkosznie zaokrąglone. 
Obróciłem się i oparłem na łokciu, przywierając ustami do kremowej skóry na wyeksponowanej szyi dziewczyny. Delikatnie ucałowałem na niej każde zaczerwienienie, które zostawiłem po sobie poprzedniej nocy. Było ich mnóstwo, ciągły się niczym bestialski szlak wzdłuż smukłego ramienia...  
 Ręką oplotłem ją w talii i przyciągnąłem jej ciało do siebie. Zbudziła się, w rozkosznie nieświadomy sposób obracając ku mnie głowę i spoglądając nieprzytomnym spojrzeniem spod uchylonych powiek. Rozchyliła wargi. 
    - Sasuke? - wymamrotała, przecierając dłonią oko 
    - Któżby inny? 
Z delikatnym uśmiechem ucałowałem jej kuszące usta, czując, jak mimo całonocnego maratonu pewne części mojego ciała nieśpiesznie meldują ponowną gotowość do działania. Sakura również to wyczuła. Uśmiechnęła się rozbrajająco i zerknęła ku mnie już całkowicie rozbudzona. Zielone oczy połyskiwały z ożywieniem. 
    - Ty potworze - skwitowała z rozbawieniem, powabnie zagryzając dolną wargę. Po moim ciele automatycznie przeszła silna fala pożądania. . 
 Chwyciłem za jej biodra i wysunąłem je mocniej ku sobie, bez ostrzeżenia wkradając się w wilgotne, zapraszające wnętrze. Jęknęła, natychmiast wyginając plecy w szeroki łuk.    
   Odetchnąłem głośno, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Kobieta była odwrócona do mnie tyłem, z łatwością więc chwyciłem za jedną pierś i ścisnąłem ją, palcami odnajdując ich najwrażliwszy punkt. Potarłem o stwardniałego sutka, wywołując kolejną falę okrzyków. 
    Kobieta mocno chwyciła za moje przedramię i wbiła w nie paznokcie, ochoczo jeszcze bardziej wysuwając ku mnie biodra. Odpowiedziałem od razu, mocnymi pchnięciami wprawiając całe jej ciało w słodkie drżenie. 
    - Oh! - Wydyszała. gdy mocniej złapałem za jej włosy 
    - Jesteś tak pociągająca - Szeptałem obdarzając zaróżowione policzki pojedynczymi pocałunkami - Tak gorąca.. Nie potrafię się przy tobie opanować...
  Odchyliłem jej głowę do tyłu, rozkoszując się głośnymi jękami.
Przyspieszyłem ruchy napawając się rozkoszą kobiety i jej jawną przyjemnością. Sakura prężyła się na pościeli, po chwili odwróciła głowę i nieprzytomnym spojrzeniem powędrowała do mojej twarzy. 
Tego już było, nawet dla mnie, za wiele. Przygarnąłem ją mocno ku sobie i namiętnie pocałowałem, kończąc w niej paroma silnymi pchnięciami. Haruno spięła się gwałtownie i głucho jęknęła w moje usta, drżąc niemal na całym ciele. 
   - Sasuke… - wyszeptała, nie mówiąc już nic. Błogo przymknęła powieki. 
    Oboje usiłowaliśmy uspokoić gorące oddechy, nie odsuwając się od siebie nawet o milimetr. 
    - Przypomnisz mi, dlaczego nie robiliśmy tego wcześniej? - wyszeptała, nie otwierając oczu. 
Powiodłem dłonią wzdłuż po całym jej ciele, zaczynając od ramienia i kończąc na smukłym udzie.
    - Po tym wszystkim co dla mnie zrobiłaś, bluźnierstwem byłoby brać od ciebie jeszcze więcej. 
    - Do licha z tym - Uśmiechnęła się figlarnie
    - Teraz wiem, że miałaś rację. Straciliśmy mnóstwo wspólnych nocy.
    - Nadrobimy! - poinformowała z rozbrajającą szczerością i jednym susłem odwróciła się ku mnie przodem.
    - Nie rozumiem jak mogłem spać z Tobą w jednym łóżku a przy tym nawet Cię nie dotknąć. Musiałem być chory.  
Pochyliłem się przytykając wargi do jej czoła. Trwaliśmy tak przez kilka pięknych sekund, całkowicie zjednoczeni, wręcz spójni w czynach i myślach.
    - Kocham Cię, Sasuke. - wyznała nagle, mocno obejmując mnie w pasie i chowając twarz w obszernej klatce piersiowej. Z ruchów jej ciała łatwo można było odczytać, czego się spodziewała mówiąc słowa… trudne; dla mnie do jakiegoś czasu wręcz nieznośne w odbiorze. 
A jednak coś się zmieniło. 
Nie odtrąciłem jej, tak jak się tego niechybnie spodziewała, tylko otoczyłem jej ciało ramionami, mocniej przygarniając ku sobie. Zdziwiła się, sygnalizując to lekkim zadarciem głowy. Połyskujące oczy spoglądały ku mnie wręcz przepraszająco, jakby żal jej było tego, co niespodziewanie doprowadziło do tak bliskiej relacji między nami. Była zażenowana swoją miłością, a zarazem nie potrafiła się jej wyprzeć. 
    - To dla mnie zaszczyt - wyznałem, palcami odgarniając kosmyki błądzące wokół jej twarzy. 
Rozpromieniła się niczym najjaśniejsza z gwiazd w ułamku sekundy. Tylko ona była zdolna do tak jawnego przejawiania swojej radości. Nie było w tym krzty fałszu, ni grama próżności… Tylko czysta esencja szczęścia. 
Zawtórowałem jej czułym uśmiechem…
I wtedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. 
Oboje w tym samym czasie zadarliśmy głowy do góry, naraz spoglądając na siebie z niepokojem. 
    - Jest 5 rano - rzuciła Sakura uprzednio zerkając na ekran elektronicznego zegarka. 
    - Sprawdzę kto to, poczekaj tutaj. 
Wstając, pośpiesznie narzuciłem na siebie spodnie oraz koszulę i z najgorszym przeczuciem ruszyłem ku drzwiom, zaopatrzając się po drodze w katanę. Trzymając ją pewnie w lewej dłoni, odbezpieczyłem drzwi i powoli je uchyliłem. 
   W progu stał zamaskowany osobnik, o masce typowej tylko dla jednego oddziału Konohy. ANBU. 
   - Sasuke Uchiha - odezwał się intruz głębokim, męskim głosem - Przywódca wioski niezwłocznie wysyła Cię na misję niecierpiącą zwłoki. Wyruszysz od razu. 
Podał mi zwój, który od razu rozwinąłem zaczytując się w treść.  
   - Jadę z Tobą - odezwał się znajomy głos tuż za moimi plecami. 
Sakura stanęła przy moim boku kompletnie ubrana, zadziornie zapierając się rękami pod boki. Stłumiłem westchnięcie, doskonale wiedząc jakim dokonaniem będzie zmuszenie tej przekornej istoty aby pozostała w wiosce. Nim jednak zdołałem się odezwać, członek ANBU wtrącił:
    - Czcigodny wspomniał także o Pani. Z jego rozkazów masz pozostać w domu i nie narażać się niepotrzebnie. Jego zdanie nie podlega dyskusji, to również kazał zaznaczyć. 
    - Ale… 
    - Ma rację, Sakura. Zostaniesz. - Machnięciem ręki stłumiłem jej dalsze protesty i skupiłem resztę uwagi na nieproszonym gościu - Potrzebuję minuty na spakowanie się, po czym wyruszam. Będziesz mi towarzyszył?
  Powoli pokiwał głową 
   - Tylko Ty możesz stawić temu czoła. Ja będę tylko przeszkodą. 
O jak dobrze, że sam doszedł do tego wniosku. Skinąłem głową i odwracając się, zamknąłem za sobą drzwi. 
  Natychmiast napotkałem gniewne spojrzenie Sakury. Stała przy ścianie, krzyżując ramiona na piersi. 
    - Dlaczego znowu mi to robisz? Po tym wszystkim? - Mimo dumnej postawy ciała, w jej głosie brzmiała rozpacz. Sądziła, że znowu ją opuszczam.
 Głupia, pomyślałem. 
  - Głupia - odparłem i wyciągnąłem ku niej dłoń. Ujęła ją z wahaniem. - Przecież wrócę. A jeśli dobrze pójdzie będę przy tobie już jutro rano. 
    - Obiecujesz? 
    - Obiecuję. 
Z tymi słowami pozwoliła mi wycofać się w głąb domu, by spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
    Kiedy ponownie stałem w progu, przygotowany do długiej podróży ona wiernie trwała u mojego boku, spoglądając ku mnie z troską. 
    - Proszę, uważaj na siebie - szeptała
    - Obiecałem, że wrócę mała. Dochowam obietnicy - Lekko stuknąłem ją dwoma palcami w czoło, ruszając do przodu. - Do zobaczenia. 

                                                            ***

   Misja o obfitej treści nakazującej raczej spodziewać się wszystkiego… Przeprawiając się przez gęste lasy kontemplowałem zażarcie na temat problemu, który czeka na mnie wśród osadników w zjednoczonej społeczności. Problemu, z którym nie potrafił poradzić sobie do tej pory nikt inny. 
   Celowo nie błądziłem myślami wokół postaci Sakury, uparcie czepiając się tematu owej trudności, do której zmierzałem chodź tak właściwie guzik mnie ona obchodziła. Ale nie mogłem pozwolić sobie na najmniejsze nawet wahanie, to nie było ani profesjonalne ani nawet w moim stylu. Musiałem skupić się na zadaniu, wykonać je i jak najszybciej wrócić. Tak. To był mój cel. 
   Po raz pierwszy w życiu coś ciągnęło mnie do domu, miejsca, z którego niegdyś ulatniałem się przy pierwszej nadarzającej się okazji. Nie wiem gdzie podział się ten zew siły i mocy, ale nie dążyłem już do tego, by stać się niepokonanym. To jakby przestało mieć znaczenie. 
  Nagle przystanąłem, wszystkimi zmysłami odbierając bodźce dochodzące z otoczenia. Następnie ruszyłem ile sił w nogach, nabierając tempa. 
 Coś w wiosce Skał, do której nieprzerwanie dążyłem było ewidentnie nie tak. Wyczułem to, zanim jeszcze wysokie bramy zamajaczyły na horyzoncie. 
Nim dotarłem do podnóża wioski, był już późny wieczór, mimo to bardzo wyraźne można było odczuć opustoszenie na ulicach osady. Tak ogromna metropolia dzisiaj… tętniła samotnością i ciszą. 
   Nadstawiłem uszu, gdy przechodząc przez bramę nie zatrzymał mnie w niej żaden strażnik. 
 O tym, że mieszkańcy wyparowali, w zwoju nie piśnięto nawet słówkiem. Zmarszczyłem brwii przechodząc wolny krokiem wzdłuż całej, głównej ulicy na której nie spotkałem nikogo, nawet żadnego zbłąkanego kota. 
I wtedy nagle dotarło do mnie jakieś poruszenie, zaledwie cichy szmer. Dochodził zza jednej z większych alej. 
  Zaopatrzony w katane i przygotowany na wszystko, ruszyłem tropem odgłosu, który z każdą chwilą wzrastał, finalnie stając się wręcz nieznośnym w odbiorze. Świadomie kierowałem się do samego serca osady, w miejsce, w którym znajduje się, jeśli mnie pamięć nie myli, wielki, zdobiony plac. Duma Wioski Skał.
   Dotarłem do rogu i zaczaiłem się, nasłuchując. 
  Szum, jednostajny, trwający ciągle na tej samej głośności. I nic poza tym. Żadnego odgłosu rozmów, śladu kroków. Nic. 
    Co tu się, do diabła, dzieje.
   Z ręką mocno zaciśniętą na rękojeści broni wchyliłem się, stając twarzą w twarz z…. 
Z najdziwniejszym obrazem, jaki kiedykolwiek dane mi było zobaczyć. 
   Mnóstwo ludzi, całe tysiące stłoczone tłumnie w jednym miejscu. Wszyscy w tej samej pozycji, z oczami tak samo przymkniętymi. Na ich twarzach wyryte było niebotyczne skupienie. Co dziwniejsze, obie ręce każdej osobistości położone były na ramionach osoby stojącej na przodzie. I tak do samego końca, a zarazem centrum tego porąbanego zbiorowiska. Szum docierał gdzieś ze środka. 
   Nie bardzo wiedziałem, co powinienem teraz zrobić. Czułem się intruzem w tym dziwnym obrzędzie, czy czymś - nie wiem nawet jak to nazwać. A jednak nie przybyłem tu po to by po prostu zawrócić się na pięcie i odejść, mając mieszkańców Wioski Skał za kompletnych debili. 
  Odchrząknąłem, najpierw cicho, później nieco głośniej a gdy nie spotkało się to z żadną konkretną reakcją, zawołałem: 
    - Gdzie jest wasz Tsuchikage? Muszę z nim pilnie pomówić!
Tysiące ludzi w jedna sekundę przerwało dziwną medytację i spojrzało na mnie z tym samym wyrazem zaskoczenia. 
   Starałem się nie zgubić rezonu i dalej trzymać twardą postawę. Jednocześnie miałem świadomość, że po tym wszystkim co się teraz tutaj działo, te tysiące ludzi może w jakimś dziwnym amoku rzucić się ku mnie i chcieć rozerwać na strzępy. Dlatego już na wstępie aktywowałem Sharingana. 
    - Sasuke Uchiha?! - Rozległo się gdzieś z głębi tłumi - Rozejść się, ruchy! Zrobić przejście! 
  Z samego środka zbiorowisko poczęło się niespiesznie rozstępować, niczym sznur dążąc powoli w moją stronę. Stałem w miejscu, przyglądając się temu wszystkiemu z pewną dozą zaintrygowania. 
   Wtedy ludzie stojący na samym początku piechoty rozeszli się na bok, ukazując przede mną niewielką postać władcy tych dziwnych włości. Onoki skłonił się, jak mają to w zwyczaju robić ludzie w jego wieku i gestem ręki zaprosił mnie do siebie. 
   - Chodź ze mną chłopcze. Musisz coś zobaczyć.  
I ruszył w drogę powrotną, odwracając się do mnie plecami. 
Szedł po ziemi, co zauważyłem, gdy krocząc jego śladem w milczeniu kontemplowałem nad powodem licznego przybycia tutaj mieszkańców skały i trwania w tym dziwnym pochodzie skupienia. 
  Niecodzienny sposób poruszania się mężczyzny, był o tyle dziwny, że Tsuchikage przeważnie przemieszczał się w powietrzu, lawirując na tych swoich molekularnych kształtach. Teraz musiał być bardzo wyczerpany, nawet jego chód wskazywał na zmęczenie. Zmarszczyłem brwii, nie odzywając się jednak. 
  Dopiero gdy doszliśmy do epicentrum tłumu, pewne fakty stopniowo zaczynały być dla mnie jasne. 
    Na ziemi, otoczona gromadą ludzi leżała nieprzytomna, jasnowłosa kobieta, której ciało w całości otoczone było właśnie przez połyskującą, prostokątną bryłę. Onoki dłuższą chwilę stał bez ruchu, z niewypowiedzianym żalem przyglądając się postaci dziewczyny. 
   Jej ciało pokryte było licznymi ranami, na nadgarstkach widniały sinofioletowe ślady, prawdopodobnie po łańcuchach lub czymś podobnym. Cere miała bladą, włosy wypłowiałe..
    - Znaleźliśmy ją wczoraj przed południem. Leżała porzucona na nagiej skale. - rozpoczął rzeczowo przywódca, chodź nie udało mu się ukryć rozpaczy w głosie - Szczęście w nieszczęściu, została zauważona na tyle szybko, że udało nam się utrzymać ją przy życiu. Ale jej stan dalej jest bardzo ciężki. 
    - W takim razie nie ja jestem Wam potrzebny, tylko dobry medyk - rzuciłem, raz jeszcze ilustrując wątłą postać kobiety. Nic z tego nie pojmowałem.
Ku mojemu zdziwieniu Onoki tylko pokiwał przecząco głową
    - Potrafimy poradzić sobie z problemami jej ciała. Prawdziwą tragedie stanowi jednak stan jej głowy.  
    - Zwariowała? 
    - Sądzę, że jest to coś o wiele gorszego. Coś, z czego ja i mój lud nie potrafimy jej uwolnić.
Odstawiłem katanę do pochwy. 
    - Potraficie stwierdzić co ją spotkało? I kim ona właściwie jest?
    - To Azura, dotychczas najlepszy chirurg w naszym skromnym szpitalu. Niestety zaginęła kilka tygodni temu. - mówił z wolna, a mnie powoli włos jeżył się na głowie - Odnaleziono ją, jak mówiłem, dopiero wczoraj ale od tej pory zupełnie nie ma z nią kontaktu. Gdy przetransportowano ją do wioski, jak opętana krzyczała o jakiś oczach diabła. Nic z tego nie rozumiem. 
   Uaktywniłem sharingana po raz kolejny i jednym spojrzeniem na postać kobiety, tylko upewniłem się, że była ona w ciąży. To było oczywiste… a zarazem niezrozumiałe. Nie mogłem zrozumieć dlaczego ktoś dopuszcza się tak okrutnych rzeczy. 
    - Podejrzewamy, że została ona wplątana w paskudne genjutsu. Ale jak widziałeś nikt z mojej wioski nie jest w stanie jej z tego wyciągnąć. Nawet wspólnymi siłami, bariery w jej głowie nie drgnęły ani o milimetr - Zmęczone oczy starca odnalazły moją postać i zatrzymały na niej ciężkie, wręcz błagalne spojrzenie - Dlatego posłaliśmy po Ciebie, Sasuke. Jesteś mistrzem w rzucaniu genjutsu, zapewne nie odbiegasz również w kończeniu ich działania. Błagam Cię, czy jesteś w stanie pomóc Azurze?
   Podszedłem bliżej ku nieprzytomnej kobiecie, spoglądając uważnie na wyraz jej twarzy, teraz uśpionej w błogim wyrazie. 
    - Musieliśmy ją spremedykować, żeby się uspokoiła. - wyjaśnił pospiesznie staruszek 
    - Odsuńcie się w takim razie. Zobaczę co w mojej mocy - Podwinąłem jeden z rękawów i wkroczyłem w obręb bariery, o dziwo bez problemu przechodząc przez jej materię dłonią. Ułożyłem ją na czole dziewczyny, palce kładąc kolejno na jej głowie. 
    Przeszedłem w wyższą fazę Sharingana i zakradłem się nim do wnętrza głowy kobiety. 
   Nagle nastąpił pierwszy atak. 
   Jak oparzony cofnąłem rękę, z szeroko otwartymi oczami i głośno bębniącym sercem usiłując pojąć to, co przed chwilą ujrzałem. Ogromne ilości czerwieni, krwi, ognia, mieszające się, syczące, reagujące na siebie jak para dobrych znajomych sprzed lat.  
    - Co, co tam zobaczyłeś?! - Onoki zapominając o swoim wyczerpaniu doskoczył bliżej, nadstawiając uszu. Miałem wrażenie, że naraz cała wioska bardziej pochyliła się w moją stronę, chodź nikt nie ważył się pisnąć chodźby słówkiem. 
     - Zło. Ogromne, rosnące zło. - Odetchnąłem, zbierając myśli. Następnie ponownie przytknąłem dłoń do głowy nieprzytomnej, ukardniem spoglądając jednak na Tsuchikage - Cokolwiek tam będzie, wyciągnę ją z tego. Nie gwarantuje jednak, że uda jej się przeżyć tą drogę. Zapowiada się ciężej niż myślałem. 
    - Rób chłopcze co w twojej mocy. Nikt nie będzie Cię o nic obwiniał. 
    Skinąłem głową i ponownie wdarłem się do wnętrza umysłu Azury, odnajdując tam rzeczy tak straszne, że nawet mnie wprawiały w obrzydzenie. 
Krew. Ból. Męka. Tortury. To wszystko skąpane w ogniu i morzu gorzkich łez. Czułem rozpacz tej kobiety, była wręcz namacalna. Czułem jej ból, który mimo, że już przeminął i tak utrzymywał się z równą intensywnością w jej świadomości. Wiedziałem, że chciała umrzeć. Ostatkami rozumu błagała mnie o szybki koniec. 
Ktoś celowo zamknął ją w tym piekle, aby mogła przeżywać to znowu i znowu. Na końcu i tak czekała tylko śmierć. Ją też czułem, i wiedziałem, że cokolwiek bym nie zrobił, tej kobiety nie da się już uratować.  
   W tym wszystkim brakowało mi jednak tylko jednego. 
   Jej prześladowcy. 
   Cała jego postać widniała jako osoba skryta gdzieś w bezdennych ciemnościach; rozróżniałem tylko jego zarys, który nie różnił się niczym od reszty mężczyzn. A jednak był tam i spoglądał na to wszystko z euforią i podnieceniem. Tak, jego odczucia były dla mnie otwartą księgą, i wcale nie dlatego że udało mi się do nich dostać . On sam chciał, aby nie pozostały one zatajone. 
Dość. Dość tego. 
   - Uwolnienie! 
  Wybudziłą się natychmiast, spoglądając ku mnie szeroko otwartymi oczami w których na początku dojrzałem szok, następnie ulgę… a po chwili ogromne przerażenie. Odsunąłem się w tym samym momencie, w którym jej dłoń poszybowała do mojej twarzy, chcąc ją od siebie odepchnąć.
   Kobieta gwałtownie uniosła się do pozycji siedzącej, głębokimi haustami przełykając powietrze. Ze sparaliżowanego gardła nie wydarła się jednak ani jedna sylaba. Wkrótce potem całe jej ciało ogarnęło jakby odrętwienie, wyprostowała się nienaturalnie, wygięła w tył głowę i… upadła na ziemię. 
  Oddech nagle zamarł w klatce piersiowej. 
Powstrzymałem gestem ręki jakąś lekarkę, która rzuciła się do ofiary chcąc ją reanimować. Na moje pokiwanie głową, zareagowała szerokim rozszerzeniem oczu.
   - Niech mnie pan puści! Trzeba jej pomóc! 
   - Jej nie da się już pomóc - rzuciłem szorstko - Ta kobieta chciała umrzeć. 
   - Skąd możesz to wiedzieć, ty…! 
   - Będąc w jej głowie, przeżywałem wraz z nią wszystko, co stało się w kilka godzin po porwaniu. Niech mi Pani zaufa, nikt nie wytrzymałby tego i dalej pozostał przy zdrowych zmysłach. Dla Azury nie było już ratunku.
    - Ale kto ? Kto ją tak zniszczył? - Wtrącił Onoki, i idąc za moimi słowami odprawił lekarkę, nakazując jednocześnie zająć się zmarłą i postarać, aby miała godne pożegnanie. Wszystko to czynił z ogromnym żalem, chodź przez jego słowa przemawiała stanowczość- Co tam widziałeś, Sasuke? 
    - Nie ma czasu do stracenia. Kakashi prześle Ci wszystkie informacje które zabrałem. - Z tymi słowami przywołałem do siebie dużego jastrzębia, a następnie wskoczyłem na jego plecy - Muszę wracać. Moja przyszła żona jest w większym niebezpieczeństwie, niż wszyscy myśleliśmy. 

  
    Wracając, dawałem się porwać wielu rozważaniom, które atakowały moją głowę czasami nawet trzema myślami na raz. Działałem jak w amoku, bez przerwy poganiając jastrzębia do szybszego lotu, mimo tego, że już teraz z trudnością utrzymywałem się na jego grzbiecie, podrygiwany przez ogromny napór powietrza. Nie zważałem na to jednak. 
   Sakura cały czas była na celowniku tego psychopaty. I chodź do tej pory miałem świadomość jego obecności, to nie zdawałem sobie sprawy z wagi zagrożenia. A było ono większe od wszystkich plag, chodzących do tej pory na tym świecie. 
   I doprawdy nie chciałem zrozumieć, dlaczego zatargi na życie Sakury stawiałem na równi ze światową wojną. 
   Wszystko, co działo się wewnątrz mnie podczas tego nierównego lotu, było tak sprzeczne z moim stałym Ja, że miałem wrażenie iż zatracam samego siebie. Gnałem na łeb, na szyję z powrotem do wioski tylko dlatego, że była tam kobieta, o której dobro chciałem dbać i której krzywdy chyba bym nie przeżył. Skąd ta zmiana, skoro do niedawna sam chciałem ukręcić jej ten różowy łepek..
A teraz wszystko w środku skręcało mi się z nerwów, na myśl o tym, że coś mogłoby się jej stać. I, do licha, ja naprawdę chciałem tam do niej wrócić. Chciałem wziąć ją w ramiona, znowu mieć blisko siebie, chciałem ją całować, pocieszać, móc usłyszeć jej głos, zobaczyć te jaskrawe, urocze kudły.
   Do diabła ale ja ją kocham, skoro… 
Ta myśl huknęła mi w głowie jak grzmot. 
    Miłość? 
W dzieciństwie matka mówiła mi coś o miłości… Że miłość bywa niebezpieczna, ale jest potrzebna, by mężczyzna mógł znaleźć w sobie prawdziwą, pierwotną siłę. Że jest cudowna, wręcz święta. 
I mówiła mi… że ja też pewnego dnia będę zdolny do miłości. 
Kochałem Sakure bardziej niż życie, niż zemstę, niż… wszystko na świecie. 
   Pogoniłem jastrzębia jeszcze gorliwiej, gdy na horyzoncie zamajaczył szkielet Konohy. 
Już nie mogłem się doczekać, żeby ją zobaczyć… 

                                                                  *** 

   Zniecierpliwiony, gwałtownie złapałem za klamkę chcąc z hukiem otworzyć drzwi, natrafiłem jednak na opór. Były zamknięte. 
Coś nieznośnego zrodziło się gdzieś w tyle mojej głowy. Stłumiłem to uczucie. 
Pewnie po prostu odsypia po męczącej nocy. 
Głośno zastukałem w drzwi
    - Sakura!  
Ponowiłem ruch, tym razem waląc w drewnianą powierzchnię całą ręką. 
   - Sakura, otwórz! 
Odczekałem chwilę, nie doczekując się żadnego reakcji, nawet najmniejszego szumu z głębi mieszkania. 
Nie czekając długo, wziąłem pół rozbieg i kopnięciem wyważyłem drzwi, natychmiast wpadając do środka. Było ciemno i cicho. Zbyt cicho. 
Przeciąłem w kilku krokach całą posiadłość, zaglądając do sypialni, salonu, ogrodu, a w końcu do kuchni. Nawoływałem przy tym, starając się uciszyć rosnący w siłę głos rozsądku który podpowiadał, że Sakury tutaj nie ma. Nie ma jej na pewno.
   Już miałem wybiec z posiadłości, gdy nagle moją uwagę przykuł jakiś świstek papieru położony na kuchennym blacie. Chwyciłem go w ręce, mając nadzieje, że moja narzeczona informuje mnie po prostu, że za zgodą Naruto idzie do Hinaty na herbatkę. I żebym się nie martwił.. 
    Już po przeczytaniu pierwszej linijki wiedziałem jednak, że nie będzie to prawdą. Dłonie trzęsły się, gdy usiłując rozprostować wilgotny papier w dłoni, szybko zgłębiłem się w jego treść. 
Im dalej brnąłem, tym większą czułem złość… rozpacz… furie.. Wszystko na raz. 
     “ Drogi Sasuke 
      Na wstępie muszę Cię przeprosić za to, że tak nieroztropnie postępowałam z Tobą w ostatnich tygodniach.  
Jednak teraz, podczas twojej nieobecności miałam więcej czasu do namysłu i.. wiem już czego tak naprawdę chcę od życia. Wiem, przy którym mężczyźnie chcę się zestarzeć, i którego żoną chcę zostać. 
   Niestety nie jesteś nim ty. 
Oszukiwałam cię, wiem. Przepraszam. Ja po prostu po tym wszystkim nie jestem w stanie drugi raz cię pokochać.. Żywię do Ciebie wyłącznie uraze, Sasuke. Nienawidzę cię za to co mi kiedyś zrobiłeś. 
  Dlatego dziś odchodzę do tego, który cały ten czas zajmował moje myśli. 
Do tego, który w waszej opini odszedł już dawno. Ukrywałam przed Wami prawdę o jego istnieniu. 
Odchodzę z tym, z którym będę tak naprawdę, szczerze szczęśliwa. 
                                                                              Wybacz mi i bądź szczęśliwy. 
                                                                                                    Twoja Sakura”


     Nie pamiętam co stało się po tym, gdy dotarło do mnie co zawiera treść wiadomości pozostawionej mi przez Sakurę. Nie pamiętam nic, poza ogromną złością przemieszaną z uczuciem tak bolesnym, że z miejsca przypomniała mi się pierwsza, samotna noc po tym, jak cały mój klan został doszczętnie wybity, a jedyna osoba którą szczerze ceniłem, Itachi, odwrócił się do mnie plecami. 
Ból, rozdzierający, palący... zjadał we mnie wszystko, dosłownie wszystko.
    Nie wiedząc jak, znalazłem się w domu Naruto i wymierzyłem mu potężne uderzenie w szczękę. Był na tyle skołowany, że się tego nie spodziewał. 
    - Pozwoliłeś jej na to! - ryknąłem, ciskając ku niemu zgnieciony zbitek papieru. 
Nie uchwycił go. List potoczył się po podłodze, zatrzymując pod jedną ze ścian. 
    - Na co?! Do licha! I komu! Co jest!
    - Sakurze! Pozwoliłeś jej uciec! 
Uzumaki rozmasował obolałą szczękę i spojrzał na mnie z gniewem 
    - Uciec? Czy ty do końca zwariowałeś?! - cisnął, odpychając mnie, gdy znowu spróbowałem do niego podejść. Sarknąłem gniewnie.
    - Czytaj! I zobacz, do czego doprowadziła ta twoja żałosna naiwność! - wskazałem gwałtownym ruchem na list, nie spuszczając płonącego spojrzenia z postaci przyjaciela. To wszystko przez niego...Gdyby tylko nie pozwolił jej opuścić domu..! 
  Naruto zawahał się, ale w końcu sięgnął po kulkę papieru którą porzuciłem parę chwil temu. Niedbale rozprostował wiadomość i zagłębił się w jej treść, szybko przelatując wzrokiem po linijkach. 
Podobnie jak ja, jego brwi stopniowo chyliły się ku dołowi, a wzrok nabierał ostrości. 
    - Co do kur…. 
Kolejne, wyprowadzone z zaskoczenia uderzenie powaliło blondyna na podłogę. Nie byłem w stanie się opanować. 
Sama myśl o tym, że gdyby nie On wszystko byłoby tak jak dawniej..
    - Zmanipulowała mą! - Próbował wstać, ale zawroty głowy skutecznie zatrzymały go w miejscu. I dobrze. Byłem tak rozpaczliwie wściekły, że zabiłbym go gdyby tylko raz jeszcze podwinął mi się pod ręce. - Powiedziała, że musi na chwilę wyjść by przygotować coś specjalnego na Twój powrót! 
      - I tak po prostu puściłeś ją samą! - Mocno zacisnąłem pięści, robiąc krok w jego stronę. 
     - Skąd mogłem wiedzieć, że spróbuje uciec! - Uzumaki wstał, wydając się skołowany, tym co przed chwilą przeczytał - To jest w ogóle do niej niepodobne, Sasuke! Przejrzyj na oczy! Inny meżczyzna? I Sakura? Przecież to w ogóle do siebie nie pasuje! 
   - A jednak! Zaskakujące, prawda?! - Zacisnąłem pięści, pewien, że przyłożę mu jeszcze raz, jeśli tylko odważy się powiedzieć chodź jedno słowo więcej.  
    - O nie nie! Ona nie zrobiłaby czegoś takiego! 
To zadziwiające, ile wiary było w tym pustym, żółtym łbie. 
    - Trzymasz w rękach dowód, że jednak była taka możliwość. Życie, Naruto! Sakury nie ma ani w domu, ani tutaj, ani nie ma jej z pewnością nigdzie indziej w tej cholernej wiosce! Odeszła! Przedstawić ci to dobitniej, czy to wystarczy?! - Byłem tak wściekły, że odnajdywałem chwilową ulgę we wrzaskach, które rozchodziły się po całym mieszkaniu oraz zapewne najbliższej okolicy.. ale to nie miało żadnego znaczenia. 
Naruto wpatrywał się we mnie z wahaniem, jakby nie wiedząc po której stronie powinien się przedstawić. Jeszcze raz spojrzał na wiadomość, zupełnie jak ja, czytając ją po raz wtóry i wtóry.. Jakby miało to cokolwiek zmienić. 
    - Ja dalej w to nie wierzę - Zadeklarował finalnie, co niemal wprawiło moją nogę w zamaszysty ruch. Powstrzymałem się jednak, pozostawiając wypowiedź Uzumakiego bez komentarza. 
    - Nie możemy też wykluczyć, że ktoś ją porwał - dodał
W zdezorientowaniu i rozbiciu nie przemyślałem takiej ewentualności… lecz teraz wydała mi się ona logiczna i sensowna. Zerknąłem na Uzumakiego, a następnie na papier który trzymał w dłoni.
    - Gdyby tak było, nie zostawiłaby listu przed wyjściem z domu. - trzeźwo wypowiedziane słowa natychmiast zgasiły krótką dygresję..
Tak. To zdecydowanie niemożliwe, aby sama, z własnej woli wpadła w ręce porywacza uprzednio zostawiając pożegnalny list..  
   - Poza tym chroniła ją bariera. Nikt nie dostałby się do tego domu bez naszej zgody. 
    Gniew przerodził się w niemoc, a ona z kolei w pusty ból..
Bezsilnie opadłem na kanapę i schowałem twarz w dłoniach, usiłując zapanować nad emocjonalnym piekłem. 
    - Ona odeszła, Naruto. 
    - Nie mogę w to uwierzyć… - Przyznał szeptem, zajmując miejsce obok mnie
Oboje siedzieliśmy w całkowitej ciszy, ale tylko mi wydawało się, że tonę. 
Tonę w bólu, który nieoczekiwanie rozlał się po moim sercu. 
    - Gdzie jest miłość, tam jest ryzyko nienawiści.. - wyrzuciłem z siebie, przypominając sobie moment sprzed wielu lat, gdy wypowiadając te same słowa, wciąż przeżywałem na nowo i na nowo fakt pozostania samemu na świecie. 
Teraz było tak samo. Dokładnie tak samo. 
Dokładnie tak samo jak wtedy.
Znowu nie mam nikogo…
 

Aut: BAM BAM BAM. Lecimy z tematem <3

8 komentarzy:

  1. O MÓJ BOŻE! Nie mogę przestać tego czytać. Przeszłaś samą siebie. Było warto czekać, ale mam nadzieję, że następny wyjdzie już niedługo. Weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnim razem obiecałam sobie, że nieważne co by się działo, sesja nie sesja, ja od kolejnego rozdziału muszę skomentować. Przyznam się, że czytam Twoje opowiadanie już jakiś czas i aż mi wstyd, że odzywam się tylko teraz. Dlatego co z tego, że mam masę egzaminów - jestem tu i jak obiecałam piszę.
    Jak tylko znalazłam Twoje opowiadanie to pochłonęłam je od razu w całości i od tamtej pory wchodzę tutaj po kilka razy dziennie, żeby sprawdzić czy jest może następny rozdział. Więc uznajmy, że to jest moja kara za późne ujawnienie się, ok? :')
    Może przejdę już do samego opowiadania. Jestem zachwycona całą fabułą i Twoim stylem pisania. To jak oddajesz uczucia bohaterów bardzo do mnie przemawia i sprawia, że nie chce kończyć czytać! Wiele razy wracałam do starych rozdziałów, ponieważ ostatni jaki akurat był znałam już na pamięć. A scenę ratowania Sasuke z więzienia niedługo będę mogła wyrecytować, haha.
    Taaaaaak długo czekałam aż do Sasuke w końcu dojdzie, że ma w sobie jakieś bardziej ludzkie i miłe uczucia skierowane do Sakury i nooo, doczekałam się, ale oczywiście nic co dobre nie może szybko trwać i Sakura gdzieś musiała zniknąć. Ogólnie od jakiegoś czasu mam pewne podejrzenia co do przeszłości Sakury, jej dawnej "miłości", porywacza i w ogóle, ale może jednak poczekam, aż wszystko się wyjaśni, bo jakbym miała tutaj jeszcze zacząć spekulować to by mi dnia nie starczyło :D
    Biedny ten Naruto, któremu się od Sasuke za wszystko obrywa, ale jak Naruto może nie zrobić nic dla swojej Sakurci? Co nie zmienia faktu, że uwielbiam ich wspólne sceny, bo lubię to jak przedstawiasz ich przyjaźń. A scena jak Sasuke rozwalił Naruto żuchwę za pewne aluzje była mistrzowska XD
    Ogólnie mogłabym wspominać każdą scenę po kolei i się nią jarać, więc może już będę kończyć.
    Jestem strasznie ciekawa jak się ta cała akcja rozwinie i co z tego wyniknie. Smutno mi jak oni cierpią, no, więc nie obraziłabym się jakby jeszcze chwilę się oboje sobą nacieszyli. Ale znowu głupi Sasuke! Sakura chwile wcześniej mu wyznała uczucia, bez problemu odczytał jej uczucia i uwierzył w jakiś list? Bo ja osobiście nie wierzę w jego prawdziwość.
    Dobra, chyba się trochę rozpisałam...
    Życzę dużo weny i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wierzę! Dopiero co się odnaleźli! Jak Sasuke może w to wierzyć! Przecież to jasne, że została do tego zmuszona! I co z Madarą? Ma z tym coś wspólnego? TYLE PYTAŃ! Nie każ nam długo czekać na kontynuację, nie w takim momencie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu jak mogłaś! TERAZ JESTEM GŁODNA ! CHCE WIECEJ!
    Po tym liście Sakury nie wiem czego sie spodziewać! Tylko Tyle, że na pewno sama z siebie nie odeszłaby od Sasuke :o Mam nadzieje, że nowy rozdział pojawi sie juz niedługo i, że tym razem pokaże mi sie od razu !! WENY ŻYCZĘ! Jesteś świetna serio mówię!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ochhh nie! Wiedziałam, że jak Sasuke w końcu zrozumie co naprawdę czuje to wydarzy się coś.. zaskakującego! Jednak w głowie ciągle chodzi mi Madara i zastanawiam się co takiego się wydarzy i kiedy... dowiedzą się prawdy!

    Czekam na następny, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja przyszła żona.
    Moja przyszła żona.
    Moja przyszła żona.
    <3
    Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie jestem jakąś wielką fanką paringu SasuSaku, ale do tego fragmentu wróciłam jeszcze raz, po przeczytaniu całego rozdziału. Jest w nim coś rozczulającego, słodkiego, ale co dziwne - bardzo pasuje mi to do Sasuke (nawet kanonicznego). W tym miejscu chciałabym Cię również skomplementować za świetne poprowadzenie jego postaci - jak dla mnie, wypadł całkowicie przekonująco, a mało jest opowiadań w których fabuła przedstawiana z perspektywy Sasuke naprawdę wpisuje się w tą postać i ma sens. Oczywiście chyba nie muszę wspominać, który fragment spodobał mi się najbardziej (pierwsza moja styczność z Twoją twórczością i od razu pikantna scena, super ;) ).
    Bardzo ciekawi mnie co stanie się dalej; oczywiście wnioskuję, że Sakura rzeczywiście została porwana (aż naprawdę chciałoby się udusić Uchihę za brak wiary w różowowłosą, w końcu tyle przez niego i - co najważniejsze - dla niego przeszła) i mam nadzieję, że Sasuke po otrząśnięciu się z rozgoryczenia pójdzie po rozum do głowy i wyruszy odbić ukochaną.
    Wiem już też, że zostanę z Tobą na dłużej (do końca!). Masz niesamowicie lekkie pióro, nie musiałam wracać po kilka razy do tekstu zastanawiając się co autor miał na myśli, bo wszystko potrafiłam bezproblemowo sobie wyobrazić. Rozdział mnie zaintrygował, dlatego też z przyjemnością zapoznam się z poprzednimi, o ile wygospodaruję chwilkę czasu.
    I oczywiście czekam na następny!
    Ściskam mocno, Mizuś

    OdpowiedzUsuń
  7. Zastanawiałam się czy pisać jutro, bo mam na 6:00 do pracy i chyba przydałoby się iść spać :P
    No ale ten komentarz się po prostu należy, nawet jak będę półprzytomna jutro.

    Ogólnie to doskonale wiesz, że nie lubię SasuSaku. Po prostu. Jednak Twoje opowiadanie bardzo zweryfikowało moje upodobania. Tak jak już kiedyś wspomniałam, kiedy czytam tego bloga, to wiem, że wszystko skończy się dobrze... mimo tego targają mną wątpliwości i gama różnych uczuć. Cudo. I wielopoziomowa przemiana Saske. Bardzo mi się podobają momenty, w których robi Sakurze "puk" w głowę jak Itaczke. Z popieprzonego gówniarza, gnanego chęcią zemsty zmienił się w... popieprzonego faceta gnanego chęcią obrony swojej kobiety. :D (a tak naprawdę to tym, żeby nie zostać sam).
    Poczucie pustki po przeczytaniu liściku też genialnie opisane. Lawina myśli w głowie Uchihy. Osobiście uważam, że Sakura nie odeszłaby od niego i coś jest na rzeczy z tym porwaniem, ale może się mylę... :D
    I Naruto to zaprzeczenie odpowiedzialności. I to jest chyba jedyna rzecz do jakiej chciałabym się doczepić. Uzumaki jest zbytnim debilem. XD (to moja ocena, prywatna)Czemu on ją wypuszcza z domu?
    Tak to cud miód maliny i... LEMONY.
    Cudne lemony. Za przeproszeniem: doczekałam momentu kiedy ją zerżnął. Jestem zachwycona <3 XD

    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekamy na następny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń