piątek, 24 czerwca 2016

07. Dwie, perfidne intrygantki!

 Kartka po kartce, strona 1593, kolejny bezsensowny zlep zamazanych liter.
Gwałtownie poderwałam głowę do góry, trzeźwiąco potrząsając nią na boki. Zerknęłam na ekran elektrycznego zegara stojącego na komodzie. Wskazywał godzinę 22:30. Za wcześnie bym czuła się aż tak zmęczona. O pójściu do łóżka nie było nawet mowy...
 Leniwie przetarłam twarz dłońmi, przymykając powieki które i tak samoistnie sunęły ku dołowi. Nie wiem ile czasu trwałam w tym błogim zawieszeniu, wiem natomiast że do rzeczywistości przywrócił mnie odgłos stawianych kroków i świadomość  wszechogarniającej przestrzeni. Natychmiast otworzyłam oczy.
  Fakt że w tych ciemnościach na niewiele się to zdało to jedna sprawa, druga, bardziej zastanawiająca, skłaniała do milczących refleksji na temat środka podróży, z którego usług - nieświadomie- skorzystałam.
  - Spokojnie, to tylko ja - ów on musiał odczytać moje myśli bo natychmiast przybył z pomocą. Mało efektowną, ponieważ jego tożsamość wciąż pozostawała ukryta i niejasna. Przyćmiony zmęczeniem mózg nie przetwarzał informacji z naturalną prędkością, a ja, nieprzyzwyczajona do obniżenia transferu kontemplowałam dlaczego nie wiem tego co wiedzieć teoretycznie powinnam.
 - Sasuke? - wypaliłam niemądrze, przypominając sobie podobną sytuacje zlokalizowaną gdzieś w niedalekiej przeszłości. Wtedy również trzymał mnie na rękach, nieustannie osaczając emanującą siłą osobowości. Ale teraz było inaczej.
Mocne, sztywne ramiona zamieniły się w delikatny, czuły uścisk.
Gwałtowne stawiane kroki przeobraziły w płynny ruch i ostrożnie omijanie przeszkód.
Ostry, drażniący zmysły zapach zastąpiły kojące, męskie perfumy
To definitywnie nie mógł być Sasuke.
  - Kankuro - poprawiłam samą siebie, zanim on zdążył to zrobić.
  - Za drugim podejściem. Zawsze mogło być gorzej - po tonie zrozumiałam że się uśmiechał. Mogłam tylko spekulować czy zabarwił tą emocję w gorzki posmak żalu czy nutę rozbawienia. Stawiałam na to pierwsze, zważywszy na cierpki wydźwięk słów. - Zasnęłaś nad książkami.
  - Zasnęłam? - powtórzyłam głucho, w skupieniu przyswajając konsekwencję tego słowa - Niee nie. Nie miałam na to czasu!
 - Przy twoim trybie pracy dziwie się że masz czas na oddychanie.
 Rozchyliłam usta ale akurat żadna stosowna wymówka nie nasuwała się na język.
Nie wiedząc co odpowiedzieć po prostu przymknęłam powieki, rozkoszując się kolejną chwilą odpoczynku. Jakaś irytująca myśl jak za sprawą cienkiej szpilki kłuła boleśnie w poczucie obowiązku, wykrzykując “A co z pracą! Masz dużo pracy!”. Krzyczała jednak za cicho by przedrzeć się przez napływający do głowy spokój.
Ostatkiem świadomości poczułam pod sobą miękkie połacie materaca i materiał którym mnie przykryto. Był ciepły i miły w dotyku.
- Nie mogę spać - wymamrotałam cicho, mimowolnie układając się wygodniej na poduszce. Nie wiem czy mówiłam te słowa czy tylko wydawało mi się że je powiedziałam. Wizja snu była jednak tak realna i kusząca że nie byłam w stanie dłużej z tym walczyć. Podjęłam ostateczną, ratowniczą próbę - Mam jeszcze dużo pracy..
Była to ostatnia rzecz jaką zapamiętałam.


  Na prawdę miałam dużo pracy.
Przekonałam się o tym szczególnie dobrze zaraz po przebudzeniu, gdy słońce widniało już wysoko na niebie a zegarek wskazywał godzinę 12:46. Przechodziłam trzy drastyczne fazy rozbudzenia.
Pierwsza: niedowierzanie. Rozpaczliwie poszukiwałam dowodów na obalenie teorii aktualnego czasu.
Druga: wytłumaczenie. Posegregowałam wczorajszą kolejność wydarzeń, pogodziłam się z tym że Kankuro przyłapał mnie w chwili słabości a także zrozumiałam co wpłynęło na mój stan. Monotonne przesiadywanie nad książkami od zawsze było nużące, natomiast przeczytanie ponad 2 tysięcy stron bez przerwy w kilka godzin - to katastrofa.
I w końcu trzecia: zaakceptowanie, rozumiane także jako rozbudzenie całkowite. To wtedy wyskoczyłam z łóżka i tak jak stałam, wybiegłam z mieszkania. Byłam przekonana że o tej porze wszyscy od dawna zajmują się swoimi sprawami. Wszyscy oprócz mnie, co ważne.
 Zawsze bardzo przykładnie wywiązywałam się ze swoich obowiązków, dlatego tak ogromne zaspanie okazało się najbardziej stresującym wydarzeniem w moim życiu. Biegłam jak szalona, torując sobie drogę pomiędzy ludźmi.
 Pożytek z tego taki, że doceniłam krój i wygodę ubrań z Wioski Piasku. Pierwszego dnia mojego pobytu Temari uraczyła mnie kilkoma kompletami. Na pierwszy rzut wyglądały one jak kupa zmiętych, lnianych prześcieradeł.
  Urok zyskiwały dopiero po założeniu.
Wbrew pozorom nie były to sztywne worki na ziemniaki, tylko ładnie wykrojone, sploty delikatnej tkaniny. Blondynka wybrała dla mnie komplety koloru beżu i czerwieni, składające się z pojedynczej warstwy koszulki odsłaniającej brzuch i ramiona oraz krótkich, sięgających kolan spodni.
A ich największą zaletą była niezwykła przewiewność i lekkość. Biegnąc na złamanie karku w ponad 30 stopniach czułam się jedynie lekko zgrzana, gdzie w normalnych okolicznościach z uszów i nosa buchałaby mi para, a z czoła lał się wodospad potu.
 Błogosławiąc zaradność Temari dopadłam do szpitalnego korytarza, z prawdziwą ulgą zagłębiając się w klimatyzowanym holu. Ciężko łapałam każdy oddech, gdzieś w przelocie kobiecego impulsu poprawiając włosy defakto świeżo oderwane od poduszki.
 Cały dzisiejszy dzień to jeden wielki kryzys, wystarczy tylko na mnie spojrzeć by sobie to ideologicznie zobrazować. Czułam się fatalnie, wyglądałam z pewnością fatalnie, i w dodatku fatalnie się spóźniłam.
 Zniechęcona, ruszyłam w mozolną wędrówkę pośród skalnych korytarzy wkrótce znajdując się w uwielbianej pracowni. Suna była wioską z najlepiej wyspecjalizowanym sprzętem do badań laboratoryjnych,a ja w swojej słabości do mikrocząsteczek łapałam się każdego zajęcia które pozwoliłoby mi przebywać w tym miejscu, najlepiej przez kilka godzin. Na moje szczęście sala pozostawała pusta, nikt więc nie odnotował do tej pory mojego zaniedbania.
W jakimś stopniu byłam pracoholikiem.
Dobrze wiedziałam, że żadna osoba nigdy mnie nie sprawdzała. Generalnie, sama mogłam ustalać sobie godziny pracy - uparcie jednak pozostawałam przy odgórnie narzuconym terminie, chodź jego aktualność przeminęła wraz z zeszłorocznym deszczem.
W reakcji na te fanaberie Temari wielokrotnie pukała się palcem w głowę, a Kankuro wyśmiewał dyskretnie. Tylko Gaara nie odnosił się jakoś szczególnie do moich wymysłów. Taką miałam przynajmniej nadzieję.
Zawsze może okazać się, że gdy tylko pozostają sami: wspominają zawzięcie pewnej Sakury z Konohy, śmiejąc się przy tym do rozpuku. A już na pewno zrobiliby tak wiedząc że dzisiaj biegłam na złamanie karku do szpitala domniemanie spóźniona, podczas gdy sama dla siebie byłam tutaj szefem.
Mi samej chciało się z tego śmiać, chodź sytuacja w szpitalu tym razem była poważna. I wymagała profesjonalizmu.
 Problem jest taki, że część Dywizji dowodzonej przez Temari zetknęła się w czasie wojny z ożywionym Sasorim - i to z nim właśnie przyszło im się mierzyć. A teraz wszyscy, co do jednego, leżą w szpitalnych łóżkach jedną nogą w grobie i nikt, powtarzam nikt nie może dowieść co się stało. Z chorymi nie ma żadnego kontaktu, majaczą, źle reagują na leki, są cali w gorączce i błądzą nieobecnym spojrzeniem.
 Wysunęłam spod biurka metalowego hokera i przysunęłam go do stanowiska z mikroskopem. Następnie związałam włosy w koński ogon i nałożyłam fartuch, od razu zabierając do badania.
 Po przybyciu, dokładnie 4 dni temu, automatycznie przejęłam leczenie byłej dywizji Temari.
 W pierwszej kolejności pobrałam od każdego z osobna próbkę krwi, podejmując się diagnostyki od podstaw. Takie badania zostały już co prawda wykonane, ale wolałam sprawdzić wszystko na własną rękę. Medyk to w końcu tylko człowiek, a na ludziach nauczyłam się nie polegać.
Jeśli miałabym na coś stawiać, to stawiałabym na siebie.
 Rozmazy przygotowałam wcześniej, tylko do tej pory nie było czasu by się z nimi dokładnie zapoznać. Teraz także nie miałam go za dużo. W domu czekał na mnie stos książek do przestudiowania i multum dodatkowych rzeczy do sprawdzenia.
 Nachyliłam się nad mikroskopem.
Przystawiając oczy do metalowego okularu z uwagą przeszukiwałam poszczególne odcinki szkiełka, wyłapując i notując najmniejsze niezgodności. Mimo to zgodnie z zapewnieniami lekarza głównego nie znalazłam żadnej pomocnej poszlaki.
Pozostałe wyniki prezentowały się jak u młodych bogów.
 - Do licha - zaklęłam, mocnym pchnięciem odsuwając się od stołu i dojeżdżając do stojącego naprzeciwko biurka. Tam uzupełniłam dokumentacje.
 Badania krwi nie wykazują niczego niepokojącego, narządy wewnętrzne pomiarowo wyglądają w porządku, nie dzieje się nic destrukcyjnego chodź stan pacjentów jest tragiczny. To dlatego Kankuro posłał po mnie sowę gdy tylko dowiedział się, że się wybudziłam. To dlatego ja nalegałam na szybkie opuszczenie Konohy.
 W Sunie dzieje się coś złego a władca wioski rozważnie nie chce się tym afiszować, aby nie siać wśród zaszczutych strachem ludzi niepotrzebnej paniki. Sęk w tym, że chodź od dawna staram się dociec przyczyny, nic nie przychodzi mi do głowy.
 Mam pod sobą garstkę skorych do pomocy medyków przysłanych z Konohy, ale oni z powodzeniem zajmują się lżejszymi przypadkami wojennymi - których jest od groma. Ja interweniuję gdy sytuacja staje się poważna i lekarze nie mogą sobie z nią poradzić.
 Teraz właśnie przydałaby mi się taka druga mądra Sakura, która przyjdzie, powie “Daj! Ja to zrobię, widzę że sobie nie radzisz” i wyleczy tych cierpiących ludzi.
 - O jesteś już - Kankuro bez ostrzeżenia zjawił się w gabinecie, podszedł bliżej i nachylając nad moimi plecami pochwycił kartę, którą usilnie starałam się zapełnić. Pośpiesznie przejechał po niej wzrokiem. - Nic nie znalazłaś?
 - Nie - potarłam twarz dłonią, odwracając się w jego stronę. Wygodnie oparłam oba łokcie na blacie mebla a następnie zadarłam głowę by zmierzyć się z jego reakcją na odczytywane wyniki. Bardzo dobre wyniki. - Nie żartowałeś, tutaj na prawdę dzieje się coś złego.
 Zilustrowałam go od góry do dołu. W drodze wyjątku założył dzisiaj kraciastą koszulę i krótkie, czarne spodnie sięgające aż do kostek. Brązowe, gęste włosy doprawione namiastką żelu trwały schludnie zaczesane na bok. Zmył także tatuaże z twarzy.
Prezentował się nadzwyczaj elegancko .
 - Idziesz na randkę? - zapytałam zaciekawiona, lekko unosząc do góry jedną brew. W odpowiedzi zerknął na mnie z ukosa i uśmiechnął się delikatne.
 - Idę na randkę - potwierdził, odsuwając kartkę od nosa i kładąc ją na poprzednie miejsce. Następnie zajął haker stojący nieopodal i przysunął się bliżej. Siedząc niemal stykaliśmy się kolanami. - Trochę się denerwuje - wyznał szczerze
 - Ty? Denerwujesz się? - zamrugałam kilkukrotnie - Więc to musi być ktoś wyjątkowy.
 - I tym razem się nie pomyliłaś
 - Nie mam w zwyczaju tego robić - uśmiechnęłam się szeroko po czym wprawnym gestem poprawiłam nieestetycznie zagięty kołnierz u jego koszuli - No! Opowiadaj. Jaki on jest?
 - Nie masz przypadkiem dużo pracy? - zauważył z rozbawieniem - Wczoraj w nocy w kółko to powtarzałaś.
Wahałam się przez moment.
 - Maaaam… - machnęłam niedbale ręką jednocześnie ponaglając go do mówienia - Jak wrócisz to ze wszystkim mi pomożesz. To rekompensata za to że mnie nie obudziłeś, tylko usypiałeś, cwaniaku.
Skinął głową, wyciągając przed siebie długie nogi. W oczy rzuciły mi się czarne, wypastowane buty ze skóry.
 - Jest przystojny, wysoki i ma oczy podobne do twoich, duże i zielone. Ma też świetne poczucie humoru i cudowny śmiech, mógłbym słuchać go godzinami.
 - A ile się znacie? - zagadnęłam wesoło, kręcąc się na obracanym krześle jak energiczna pięciolatka.
 - Ponad 2 tygodnie. I uprzedzając następne pytanie poznałem go w zakładzie stolarskim gdzie konsultowałem wygląd następnej z moich lalek. Yuta na prawdę zna się na rzeczy, od razu zaiskrzyło. A co z Tobą ? - zmienił temat tak gwałtownie, że omal się nie zakrztusiłam.
 - Jak co.. ze mną? - przekrzywiłam głowę w bok, zatrzymując hokerową karuzelę. Przez pierwszą chwilę strasznie mąciło mi się w oczach.  
 - Gdy Cię niosłem ciągle mamrotałaś o Sasuke, o tym jakie ma silne ramiona czy coś takiego.
Z każdym wypowiadanym słowem czułam się coraz bardziej zażenowana. Emocja ta znalazła odzwierciedlenie na moich policzkach, które z sekundy na sekundę zaczerwieniały się jeszcze intensywniej. Nie wiedziałam że mówię to na głos. Nigdy nie powiedziałabym głośno czegoś takiego! - A później coś o tym jak bardzo go kochasz i uwielbiasz. Wspomniałaś też o jakiejś gorącej, namiętnej nocy!
Kankuro bawił się w najlepsze, karmiąc moim zakłopotaniem i płonącą żywym ogniem twarzą. O tym właśnie mówiłam! Dyskretnie mnie wyśmiewa.
Temari będzie miała pożywkę do uprzykrzania mi dzisiaj życia.
 - Nie mówiłam tak! - zawołałam impulsywnie i na tą okazję rozpuściłam włosy, by móc zbawiennie ukryć się za ich kosmykami. Niespecjalnie wiedziałam jak bronić się przed zarzutami, zwłaszcza jeśli nie przypominam sobie żebym odbyła jakąkolwiek namiętną noc z Sasuke. W ogóle z kimkolwiek, gwoli ścisłości. - Nie wymyślaj Kankuro. Przecież wiesz że go nie cierpię.
 - To dlaczego śnisz erotycznie sny z nim, w roli głównej ? - zapytał niewinnie, puszczając mi oczko.  
 - Nic nie śnie!
 - Twoje wczorajsze słowa temu przeczą. Silne ramiona, męski zapach.. mmm. Nie wiedziałem, Sakuro, że jesteś taka bezwstydna!
 - A ty.. A Ty to co! - najlepszą obroną jest atak, tak powtarzano mi od zawsze. Idąc w takt tego motta wyprostowałam się dumnie i nie bacząc na zaczerwienioną twarz, odrzuciłam włosy w tył. - W dzień zajmujesz się podrywaniem facetów, a w nocy biegasz po domach i nosisz kobiety na rękach. W dodatku do łóżka! Zdecyduj się!
Zacmokał głośno, subtelnym gestem odgarniając kosmyk włosów z mojego gorącego policzka.
 - Miałem pozwolić ci dalej ślinić te niewinne książki?
Fuknęłam cicho, z impetem odwracając się w tył.
 - Teraz wierzę że jesteś bratem Temari! Rodzeństwo z piekła rodem!



 - Rusz się Pinki
Po południu przypadła mi konfrontacja z cztero-kitkowym dyktatorem. Nie zdążyłam odetchnąć po krępującej rozmowie z Kankuro, a w progu już pojawiła się ona.
 - Wychodzimy! - wykrzyknęła rezolutnie
 Jeśli Temari zadecydowała że wybieramy się na babskie zakupy - znaczyło to mniej więcej tyle, że nie mam nic do powiedzenia. Nie było istotne że siłą oderwała mnie od mikroskopu i przeciągnęła przez szpitalny korytarz a teraz wpychała do pierwszego lepszego sklepu.
 - Ja na prawdę mam dużo pracy! - zawodziłam głośno
 - Zauważyłam. Ciągle to powtarzasz - zignorowała zbolałą minę jaką usiłowałam jej zaprezentować i z połowiczną uwagą zaczęła przeglądać stertę sukienek porozwieszanych na wieszakach. Wydymała usta za każdym razem gdy upolowała cenniejszy łup.
 - Więc puść mnie wolno, tam w szpitalu…
 - Inni także pracują nad tą sprawą. - dokończyła beznamiętnie. Bardziej zainteresowana doglądaniem krótkiej, krwistoczerwonej sukni. Wyciągnęła ją przed siebie a następnie przystawiła do mnie. - Jak dziwka - oceniła sucho
 - Dzięki Tem, potrzebowałam tego.
 - Komplementów? - zdziwiła się, cynicznie unosząc do góry jedną brew.
 Oto jeden z powodów, dla których spędzanie czasu z Temari dla wrażliwych dziewczyn kończyło się przeważnie płaczem. A następnie jeszcze gorszym szlochem, bo piaskowa księżniczka nie tolerowała żadnych oznak słabości charakteru. Jeśli była świadkiem czyjegoś zawodzenia, bezlitośnie osaczała swoją ofiarę, szczerząc kły.
 Tak zaczęła i skończyła się jednocześnie jej znajomość z Hinatą.
Dziewczyny do teraz nie pałają do siebie sympatią. Iskrą zapłonową okazał się temat Naruto, który No Subaku nieświadomie podsunęła. Koniec końców Hyuuga załamała się że Uzumaki nigdy na nią nie spojrzy bo nie potrafi o niego zawalczyć i wiele czasu minęło zanim udało mi się wyprowadzić ją z tego doła.
Teraz ciężko godziłam zobowiązania wobec jednej i drugiej przyjaciółki.
 Cztero-kitkowiec mimo wszystko nie jest złą osobą, wręcz przeciwnie, nie ma szlachetniejszego człowieka. Bywa jednak bardzo cięta i niedelikatna, szczególnie kiedy na ostrzu noża pojawia się temat o miłości. W sposobie pojmowania tego uczucia najbliższym było jej zdanie Sasuke.
 W przypadku obojga, za brak wiary w głos serca winiłam przykre doświadczenia z dzieciństwa.   
Śmierć matki, opętanie brata i lekceważenie przez ojca zrobiły z Temari silną ale i oziębłą emocjonalnie kobietę.
Czy ten opis nie pasuje także to jej męskiego, ogarniętego zemstą odpowiednika?
Rozgryzłam to dawno temu i od tej pory nieustannie podejmowałam próby, by przynajmniej u niej, nieco to zdanie odmienić. Szło mi bardzo topornie.
 Księżniczka Piasku nie wierzyła w żadną formę zakochania, uznając je wyłącznie za masową, spopularyzowaną fanaberię.
 Dlatego wzgardziła Hinatą, a parę miesięcy wcześniej dojechała także mi.
Jednak, w przeciwieństwie do granatowłosej, ja miałam już doświadczenia z Sasuke więc żadna alter-damska wersja nie była w stanie mi zaszkodzić.
Nie ukrywam za to, że to właśnie jej twarde słowa pobudziły mnie do leczenia się z tej paskudnej, sercowej choroby.
 Los bywa jednak przewrotny. Role wkrótce miały się odwrócić.
Ona poznała Stratega z Wioski Liścia, a ja wygnałam ze swojego serca bytującego tam osobnika.
 Sprawa i tak się nie ułatwiła.
Kobieta tępo zbywała wszystkie podsuwane przeze mnie dowody na to, że kocha Shikamaru. Jeśli miała lepszy humor częstowała też niemiłym epitetem.
Ale ja wiedziałam swoje. I wszyscy dookoła to wiedzieli. Sam Shikamaru to wiedział.
A ona się upierała.
Przeszkoda sama w sobie trudna do przeskoczenia urosła w siłę. Nara, jeśli faktycznie miał ambicję sforsować tą ścianę nie zrobi tego bez wsparcia. I tutaj pojawiam się ja!
 - Tak sobie pomyślałam - zaczęłam z wolna, ostrożnie dobierając słowa - przecież ty nie cierpisz zakupów.
 Spojrzała na mnie z dziwnym blaskiem w oczach. Za sprawą tego gestu z łowcy przerodziłam się w ofiarę. Kwiczącą i piszczącą, bo takie przejaśnienia nigdy nie wróżyły niczego dobrego.
 - No tak - potwierdziła i jak gdyby nigdy nic wróciła do dalszego przeglądania ubrań. Straciłam rezon. Z mieszanymi uczuciami ustosunkowałam się do jej słów i jednocześnie sprzecznych z nimi czynów, doszukując się w tym sensu. Najmniejszego. - Ale obie potrzebujemy kiecek.
Zupełnie jakby nie mogła powiedzieć tego od razu, oszczędzając mi zmartwień, a sobie fatygi i.... Zaraz, zaraz!
 - Po co nam sukienki?
Z uprzedzeniem przeleciałam w myślach po planach na następne kilka tygodni, zdziwiona nie wyszczególniając w nich wydarzenia, które wymagałoby eleganckiego stroju. Bądź czegokolwiek oficjalnego.
 - Na bankiet. Odbywa się za kilka dni - rzuciła niedbale, raz jeszcze przystawiając do mnie suknię rodem zdjętą z prostytutki. Nie wiem co zszokowało mnie bardziej, fakt że na poważnie rozważa wciśnięcie mnie w tą kreację czy wiadomość o domniemanym bankiecie. Gdyby zapytano się mnie czy mam zamiar wziąć udział w czymś takim - odpowiedziałabym że nie. Szkoda tylko że nikt nie miał zamiaru mi tego przekazać!
Zielone tęczówki Temari uniosły się, spoglądając na mnie spod kaskady długich rzęs.
 - To nie był mój pomysł - oznajmiła skwapliwie - I jeśli myślisz o tym aby w przeddzień imprezy zainicjować motyw połamania sobie wszystkich kończyn, wchodzę w to.
 Dobra, tego się nie spodziewałam.
 Temari od zawsze żywiła awersję do publicznych spotkań wymagających umiejętności tańca, ale nigdy nie musiała stosować pokrętnych wymówek - którymi ja posługiwałam się gdy tylko nadarzyła się stosowna okazja. To brak charyzmy i asertywności zmusił mnie do nauczenia się tej trudnej sztuki przetrwania. Do tej pory wszystko działało bez zarzutów i nikt nigdy nie połączył moich nieszczęśliwych wypadków ze zbliżającą się huczną imprezką.
 - Więc plan jest taki - podłapałam, zdradziecko zacierając ręce. Rozmówczyni spodobał się mój entuzjazm, bo pokiwała z uznaniem głową. - kupujemy piękne suknie i zachwycamy się nimi przez cały tydzień. Aż w końcu rozpaczamy, że nie możemy wziąć udziału w ważnym wydarzeniu.
 - A nocny bankiet przesiadujemy w domu, oglądając… horrory?
 - Komedie - zmrużyłam oczy, przygotowana na twardą licytację.
 - Dramat - wycedziła blondynka, nachylając się nade mną w marnej próbie przytłoczenia. Nie pozostałam jej dłużną, wdzięcznie prostując plecy i unosząc głowę.
 - Romans
 - Obyczajówka
 - Bajka!
 - Stoi.
 Pojednawczo podałyśmy sobie dłonie a następnie, w jednym płynnym ruchu chwyciłyśmy za losowe sukienki, pierwsze z brzegu bo przecież i tak nie miało to żadnego znaczenia.
Na wylosowany łup zerknęłam dopiero przy kasie.
Temari zawtórowała mojemu pokrętnemu szczęściu głośną salwą kpiącego śmiechu.
 - Będziesz piękną prostytutką - rzuciła z fałszywym uznaniem - Może wtedy ziszczą się twoje senne fantazje! Mocne ramiona obejmą się silnie a później otuli cię męski zap..
Przycisnęłam niedbale złożoną kupę materiału do jej twarzy, zakańczając uwłaszczający mi i mojej godności monolog.
Na prawdę miałam ochotę ją zadusić.

  Minęły trzy dni odkąd powróciłem z misji, dwa od czasu rejestracji w szpitalu, jeden od momentu postawienia stopy w moim nowym mieszkaniu i 2 godziny, od kiedy rozpoczęło się “krótkie, 30 minutowe spotkanie u Naruto.”
Otrzymaliśmy właśnie kąty w tym samym czasie, za drobną ingerencją samego Hokage.     
 Z domu Sakury wyniosłem się odczuwając najprawdziwszą ulgę. W końcu dane mi będzie odnaleźć emocjonalny spokój, zaszyć się gdzieś na dłużej, odpocząć - tak właśnie myślałem.
Sen zmienił się w najprawdziwszy koszmar gdy odkryłem, kto zajmuje lokum obok.
 - Za sąsiedztwo, Sasuke! - wykrzyknął entuzjastycznie Naruto, unosząc w górę zapełniony po brzegi kieliszek Sake. Reszta zawtórowała mu głośno i tylko mi nie było z tym do śmiechu.
Wizja spokoju i ciszy oddaliła się, stając dla mnie nieosiągalną. Uzumaki już na wstępie ogłosił że wspólne imprezy od teraz będą odbywały się regularnie, bo cotygodniowo. I oczywiście u niego w mieszkaniu! Już wiedziałem że nie uda mi się tego uniknąć.
 - Podoba ci się okolica? - zagadnął mnie Sai, wychylając się zza pleców pochylonej do przodu Ino.
 - Nie jest źle - rzuciłem swobodnie - Nie podoba mi się tylko, że muszę tutaj siedzieć.
 Wolałabym teraz być we własnym domu i w ciszy studiować stronice starego pamiętnika, pisanego niegdyś przez tajemniczą kobietę z rodu Uchiha. Od czasu powrotu nie miałem głowy by się za to zabrać, a gdy już naszła mnie na to ochota - w drzwiach pojawiła się wyszczerzona gęba Naruto oznajmiająca wesołe wieści.
 - A jak tam Sakura? - wtrąciła Ino, prostując się i spoglądając na mnie z pruderyjnym błyskiem w oczach. Zmarszczyłem mocno brwi, niemal je ze sobą stykając.
 - Co mnie to obchodzi? - rzuciłem pytaniem na pytanie, zirytowany jej śmiałością. Od zawsze wiedziałem że długonoga blondyna to wścibski, mało błyskotliwy podmiot człowieka, nie sądziłem tylko że jest w stanie wysuwać tak pochopne wnioski, nie mające żadnego pokrycia w przeszłości.
Zawahała się ale nie odpuściła. Uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu
 - Nie mów, że Ci nie zaimponowała.
A i owszem. Z samych najgorszych perspektyw.
 - Ani trochę - rzuciłem sucho, upijając niewielki łyk owocowego napoju.
 - Nic się nie zmieniłeś, Sasuke. - zamarudziła - Na prawdę ci się nie podobaaaa? Przecież jest śliczna!
 - I niewyobrażalnie głupia - zironizowałem, ze świstem wypuszczając powietrze z nosa
 - Ale!
 - Już Ino, daj spokój. Nie wygrasz tego zakładu. - Sai pokrzepiająco poklepał blondynkę po ramieniu - Ja go wygram. - dodał zadziornie, burząc tym samym względy spokój. I moje zdanie określające go mianem zlęknionego pantoflarza.
Niech będzie, odejmuje przedrostek “zlękniony”.
 - Ha, jeszcze zobaczymy! - Yamanaka prychnęła głośno, zarzucając swoim długim, końskim ogonem. Rozhuśtane końcówki włosów otarły się delikatnie o moją rękę.
 - Założyliśmy się o to, z kim w przyszłości będzie Sakura. Ja stawiam na Kibe, Ino zaś - jak zdołałeś się zapewne domyślić, na ciebie.
Pokiwałem lekko głową chodź nic mnie to nie obchodziło. Mogłem wprawdzie powiedzieć blondynie że nie ma sensu dalej się łudzić, ale odpuściłem. Ciągnięcie tego tematu byłoby stratą czasu, niech robią co chcą.  
 - Ja wiem że ona dalej cię kocha, Sasuke. Może warto jej to tylko uświadomić? - zapytała Ino, niezrażona moją żadną krwi miną i zaciśniętymi w pięści dłońmi.
 W końcu Hinata zdecydowała się zareagować, wybawiając mnie od kłopotliwego tematu. Wstała i przywołała Yamanake gestem ręki. Niedługo obie kobiety zniknęły za drzwiami prowadzącymi na balkon.
 Tymczasem “zabawa” trwała w najlepsze.
Głośna muzyka rozbrzmiewała z głośników, alkohol lał się strumieniami doprawiając blade policzki Saia w czerwone rumieńce, a cała damska część towarzystwa, czyli tylko pozostała w salonie Tenten ulotniła się, udając na świeże powietrze za głośnymi nawoływaniami Hyuugi.
W pomieszczeniu zostaliśmy więc w 5: ja, Kiba, Naruto, Shikamaru i Sai.
 - Przygrzać ci w ten durny łeb, pacanie?!
 Kiba zacięcie kłócił się z Naruto.
Oboje bardzo żywo gestykulowali i starali wzajemnie się przekrzyczeć. Działo się to kosztem rozmowy reszty; wszyscy jak jeden mąż zamilkli i z zainteresowaniem przyglądali wywiązującej konfrontacji najgłupszej dwójki w tym mieszkaniu.
  - Uważaj bo dasz rade! - odparł rozdrażniony Uzumaki, podnosząc się z zaszczytnego miejsca na fotelu, Kiba zdublował jego ruch. Stół stał się barierą chroniącą przed rękoczynami i mordobiciem.
 - O co poszło tym razem? - zapytał Shikamaru, leniwie rozkładając się na krześle. Następnie ziewnął ostentacyjnie. - Znowu o posadę Hokage?
 - Nie  - warknął Inuzuka, łypiąc na blondyna ze złością
 - To może o dziewczyny ? - podsunął Sai, uśmiechając się pogodnie.
Nikt nie przejmował się cichą groźbą wiszącą w powietrzu, więc postanowiłem także tego nie robić. Z braku laku upiłem kolejny łyk soku, obserwując zebranych w milczeniu.
 - Załatwiłem mu parę na sobotni bankiet, on się jesz..
 - Czy ty nie rozumiesz że idę z Sakurą?! - rzucił zniecierpliwiony Kiba
 - A czy ty nie rozumiesz że ona nigdy w życiu na to nie pójdzie?!
 - Podobno obecność jest obowiązkowa!    
 - A-Ale.. - Uzumaki zaciął się, nie posiadając gotowej wymówki akurat na ten argument. - Ale ja już załatwiłem ci Nanami! - pociągnął błagalnym tonem - Proszę, proszę, prooooszę!
Kiba był nieprzejednany.
 - Nie ma mowy!
 - Co za bankiet? - zapytałem, wodząc palcem po krawędzi trzymanej szklanki.
Wtedy zrozumiałem że popełniłem błąd. Zrozpaczone tęczówki Naruto odnalazły moją osobę i teraz wpatrywały w nią z rosnącą nadzieją.
 - Sasuke masz już swoją parę?! - zapytał radośnie. Z góry spodziewał się co odpowiem, wiec po prostu nie pozwolił mi tego zrobić - Jasne że już masz! Pójdziesz z Nanami!
 Zirytowałem się
 - Kim? I w ogóle nie! Nigdzie z nikim nie idę.
 - Obeeecnoooość obowiązkooowaa - niemal wyśpiewał, szczerząc się na wszystkie zęby. - Bankiet wydawany na cześć zakończenia wojny. Ma się odbyć w Sunie, w ten piątek.
 - Sakura też musi być, Temari także! - dorzucił ochoczo Inuzuka
Konflikt zdaje się, zażegnano bo zarówno on, jak i blond-prowokant nie palili się do krzyków. W spokoju zajęli poprzednie miejsca, pogodnie wymieniając uwagami na temat nadchodzącego wydarzenia.
Muszę przekonać później Naruto żeby mnie z tego wypisał. To nie moja bajka.
 - … Ciekawe w co ubierze się Sakura! Oby w coś obcisłego...  
Wbrew sobie wyraźnie usłyszałem to zdanie, wyrwane spośród gęstego potoku słów Kiby i mimowolnie, zapragnąłem zobaczyć Haruno w takim wydaniu.
Pokręciłem zażenowany głową, odtrącając podobne zachcianki.
 - Może być problem - mruknął Shikamaru, najlepiej znający mentalność obu pań.
Ciesząc się dużym poważaniem, natychmiast zdobył uwagę pozostałych.. - Zauważyłem ciekawą zależność.
 - Zależność? - Inuzuka przekrzywił głowę, na podobieństwo psa wpatrującego się w nieznajome sobie zjawisko. Brakowało jeszcze, żeby zaczął drapać się nogą po głowie i wystawiać język - wtedy nie różniłby się wiele od siedzącego na ziemi Akamaru. Kundlowaty wyraz twarzy już miał, od urodzenia.
Nara westchnął głęboko, przekonany o kłopotliwości zadania jakiego go czeka. Wyciągnął przed siebie długie nogi, krzyżując ręce na piersi.
 - Związek zachodzący pomiędzy wieloma..
 - Wiem co to znaczy! - żachnął się urażony - Pytam, jaka to zależność.
 - Pomyślcie. Czy którakolwiek z nich brała udział w festiwalu stulecia Konohy?
Na twarzach zebranych wymalowała się głęboka koncentracja. W końcu jednocześnie pokiwali przecząco głowami.
  - Temari nie przyszła bo nie, a Sakura.. Sakura miała wtedy serie ważnych operacji. - podsumował Naruto
Shikamaru skinął głową
  - A na przyjęcie zaręczynowe Gaary i Matsuri ?
Podobna sytuacja, zebrani wykonali z początku krótki namysł a następnie przeczący znak głową.
  - Obie przyszły tylko na chwile. Później Temari poszła bo tak, a Sakura.. ona.. - blondyn podrapał się po głowie
  - Miała zwichniętą kostkę. - dopowiedział Shikamaru, zakładając ręce na piersi - Ostatni przykład. Czy ktokolwiek widział je na imprezie z okazji uzyskania przez większość z nas rangi jounina?
  - Nie - podłapał Sai, z wolna orientując się w toku myślenia Nary. Ja sam rozgryzłem to za drugim przykładem.
  - Otóż to. Żadnej z nich nie było, kiedy w grę wchodziła głośna muzyka, sukienki i parkiet. Wiecie co to oznacza? - posiadacz sterczącego kucyka spojrzał po wszystkich wyczekującym spojrzeniem, obserwując malujący się na twarzach ból myślenia.
 - Że mają kurcze pecha i kiedy jest coś fajnego, nie mogą być obecne! Bidulki! - wypalił Naruto, porażając błyskotliwością.
Generalnie nikogo nie powinien dziwić ten wyskok, ale i tak wszyscy byliśmy w ciężkim szoku.
 - Bidulki! - zawołał Nara, z niedowierzania zwieszając głowę - To ostatnia rzecz jaką bym o nich powiedział. Dwie, perfidne intrygantki, jedna lepsza od drugiej, ot co!
 Nie znałem słów trafniej określających duet Sakury i Temari. Były toksyczne w pojedynkę, natomiast tworząc parę, imitowały tragiczne zestawienie ognia i prochu.
Zazwyczaj kończyło się to wybuchem.
 - Dlatego wyruszam jutro do Piasku - ciągnął Shikamaru, przyjmując lekko zgarbioną, wygodną pozycję - będę nadzorował przygotowywania do balu z polecenia samego Kazekage i w międzyczasie niweczył plany, które wysnują te cholerne, kłopotliwe baby. Nie jestem głupcem, nie patrzcie tak na mnie. Wiem, że sam nie dałbym sobie rady, dlatego skontaktowałem się z Kankuro. Ochoczo przystał na mój pomysł i to on, nie Ty Kiba, będzie parą Sakury.
- Dlaczego akurat on?! - oburzył się natychmiast.
  Sprawiał wrażenie człowieka który nie zrozumiał wcześniejszego wywodu Nary, całą atencję skupiając na ostatnim zdaniu. Zachowywał się autentycznie jak zakochana Sakura sprzed lat. Głuchy na wszystko co jest niezwiązane z jego ukochaną, agresywny gdy w pobliżu pojawiał się rywal, chętny poświęcić życie byleby otrzymać od wybranki garść uwagi.
Różnica była taka że w czasie wyprawiania tych głupstw Haruno miała lat 14, natomiast teraźniejszy Kiba o 10 wiosen więcej.
  - Bo on, w przeciwieństwie do Ciebie potrafi do niej dotrzeć. - wyjaśnił rzeczowo Shikamaru - Tak jak ja potrafię dotrzeć do Temari. Nie mogłem wytypować lepszych osób.
Brunet zacisnął usta, w milczeniu godząc się ze świadomością istnienia kolejnego, lepszego przeciwnika.
 Osobiście sądziłem że Sakura gustuje w mniej znarutowanych osobnikach płci męskiej i koniec końców Inuzuka i tak pozostanie z niczym. Nie licząc złamanego serca. I poharatanej godności. I przestrzelonej na wylot sympatii do reszty kobiet.
 Naruto wyszczerzył się szeroko, zwiastując niechybne przybycie kolejnej porcji swojej głupoty, w postaci słowa lub czynu. Zdradzały go rozbawione iskry, tańczące w błękitnych tęczówkach.
Odchrząknął, dostojnie przykładając zaciśniętą pięść do ust.
 - Jakieś wieści z frontu, generale Nara? - rzucił poważnie i wyprostował się, salutując z godnością - Czy oddziały nieprzyjaciela szykują atak?
Rozmówca dostojnie uniósł głowę.
 - Dowiedziałem się że prowokatorki zakupiły wczoraj wyuzdane suknie i od rana zasypują braci No Subaku okrzykami zachwytu. - uniósł kąciki ust w ironicznym uśmiechu - Wyobrażacie sobie? Jędze popiskują radośnie nad skrawkami materiału.
Sytuacja godna zachowania Ino nie pokrywała się z charakterami dwóch, twardych jak skała kobiet, nawet dla mnie - osoby która znała je defakto najmniej.
 - To wygląda podejrzanie, faktycznie. - pokwitował Sai, rozlewając alkohol do zbyt długo pustych kieliszków. Przyjęto ten gest salwą radości.
Kiba przyłożył do ust napełnione naczynie i zanim ostatecznie je przechylił, zapytał:
 - Eee, tak a propo.. Dlaczego ich obecność jest taka ważna?
 - Zależy mi na spędzeniu czasu z Temari. Sakure załatwiam dla Ciebie, zakładałem że ci się to spodoba. Czyżbym się pomylił?
 - N-No.. No nie.
 - Tak właśnie sądziłem. - odchylił głowę w tył, długo wpatrując się w sufit - Od urodzenia jestem strategiem. Jaki byłby ze mnie dowódca, gdybym nie poradził sobie ze sforsowaniem uporu jakiejś tam baby? Będzie to najbardziej skomplikowana akcja w całym moim dotychczasowym życiu. - podrapał się po karku, przyjmując wyraz skrajnego zmęczenia na twarzy - Obmyśliłem już ponad 100 różnych możliwości ale to wciąż za mało, nie pozostawię niczego przypadkowi. Nie w jej przypadku. Bankiet jest najlepszym miejscem do uświadomienia jej pewnych rzeczy. Będę walczył, nawet jeśli będzie to oznaczało walkę z nią samą... Same z tym problemy. - zakończył z rozleniwieniem
  - Rozplanujesz drogę do serca Temari?
Naruto początkowo wyśmiał ten pomysł, z czasem jednak jego twarz nabierała coraz więcej poważnych rysów. Ostatecznie pokiwał z uznaniem głową - To nie może się nie udać.
  - Prawda? Trzeba tylko nad tym pomyśleć. - zerknął na Kibę - Tobie też bym radził, wcale nie robisz się młodszy.
  - A ona łatwiejsza! - rzucił w odpowiedzi, załamując ręce - Przecież wiesz, że próbuję!
  - Podobnie jak dwóch innych kolesi z Suny. Ciekawe komu się uda - ziewnął przeciągle - Miłość jest taka upierdliwa. Kobiety jeszcze bardziej.. Po co ja się w to ładuje. Jeden wielki kłopot.
  - Jeśli mogę coś wtrącić, to najlepiej żebyś trzymał łapy z daleka od Sakury, ty psi maniaku!
Wskazujący palec Uzumakiego wystrzelił w górę, w geście przestrogi wskazując na zdezorientowanego Inuzukę. Prowokant zrobił minę na kształt czegoś groźnego, mrużąc oczy i zaciskając usta. - Nie pozwolę jej skrzywdzić!
  - Ha! Sam dobierasz się co noc do mojej przyjaciółki z drużyny! Ty hipokryto! Teraz ja zaciągnę twoją do łóżka i będziemy kwita!
 Prędzej ja zaciągnę cię do trumny niż ty.. Otrząsnąłem się gwałtownie, świadom myśli które przed momentem zawitały w mojej głowie. Spadły na mnie na równi ze słowami Kiby i prawdę mówiąc niezmiernie zirytowały.
 - Nie chciałem tego robić, ale chyba jednak Ci dzisiaj przywalę! - warknął Naruto wyrażając w słowach to, co ja pragnąłem zaraz zaprezentować. W gniewie zakasał nieistniejące rękawy swojego krótkiego T-shert’u.
 - Hej! Przecież żartowałem! Ja tylko..
 - Zostawić was na chwilę samych! I już robicie zadymę!
Dziewczyny hałaśliwie wtłoczyły się do salonu, skupiając na sobie całą uwagę. Poruszały się w zwartym szyku, na którego czele stała uśmiechnięta i pewna sobie Ino, jednocześnie będąca autorką wypowiedzianych słów. Bezpośrednio za nią przystanęła zawstydzona Hinata, która z kolei po swojej lewej miała Tenten, neutralną i do tej pory nie rzucającą się w oczy. Po honorowej śmierci Nejiego na polu bitwy podobno stała się cieniem kobiety którą dawniej była, tak tłumaczył to Naruto. Spoglądając na nią, widziało się chudą, przygarbioną postać o niedbale uformowanych kokach po obu stronach głowy i zmęczonych, wyblakłych oczach. Osobiście pamiętałem ją jako śmiałą, otwartą i pozytywną osobę.
Wojna nie miała litości dla nikogo.
 - Sai rozlałeś też nam? Chętnie napiłabym się czegoś rozgrzewającego, na dworze jest teraz tak zimno! - blondynce usta nie zamykały się nawet na moment. - Rozmawiałyśmy o bankiecie i kreacjach jakie ubierzemy. Zupełnie straciliśmy poczucie czasu! Ahhh, już nie mogę się tego doczekać!
 Byłem pewny że mówiąc “rozmawiałyśmy” tak na prawdę chodziło o “ja ciągle mówiłam”.
Yamanaka z gracją zasiadła na kanapie pomiędzy mną a Saiem i założyła nogę na nogę, prezentując smukłe, odsłonięte łydki. Kątem oka spostrzegłem jak wyszczerzony głupio Naruto bierze Hinatę do siebie na kolana, a Tenten z ulgą zaszywa się w przestronnym fotelu.
 - Będą wytworne tańce, mężczyźni w smokingach! Bankiety zawsze są bardzo oficjalne! Uh, mam nadzieję że Sakurze-chan tym razem nie stanie się nic złego! Bardzo by później tego żałowała, tak jak zawsze!
Wymieniliśmy z męską częścią towarzystwa wymowne spojrzenia, tylko umacniając się w teorii Shikamaru.
  - I błagam Cię, Hinata! - ciągnęła w nieskończoność blondyna, konspiracyjnie pochylając się do przodu - Nie zakładaj znowu tej depresyjnej, czarnej sukienki!
  - Ale bardzo ją lubię! - burknęła w odpowiedzi, rumieniąc się z zakłopotania
  - Naruto z pewnością się już znudziła, prawda?
Blondyn zamrugał niemądrze po czym nerwowo zerknął na zaczerwienioną po czubki uszu Hyuugę i, siedzącą naprzeciwko, zadziornie uśmiechniętą Yamanakę. Gdyby miał kołnierz, z pewnością by go teraz poluzował.
  - Yyyy.. - zaczął z klasą - Nie, jasne że nie. Hinacia zawsze tak ślicznie w niej wygląda!
I kiedy wydawało mi się że nie podoła temu wyzwaniu, on dał radę. Wplątany w rozmowę bez żadnego ostrzeżenia, postawiony na niepewnym gruncie wybronił atak długonogiej awanturniczki.
Granatowłosa uśmiechnęła się delikatnie, posyłając Ino triumfalne spojrzenie spod opadłej na czoło grzywki.

  Z żalem spojrzałam na starannie zaścielone, puste łóżko stojące w rogu sali.
Jeszcze wczoraj leżała na nim czarnowłosa, dogorywająca pacjentka. Niestety.. Pomimo pokładanych we mnie nadziei nie byłam w stanie jej uratować. Podobnie jak nie potrafię poradzić sobie teraz ze świadomością władającej mną niemocy.
Robiłam wszystko.
 Podawałam multum antidotów łudząc się, że leczenie prowokacyjnie wstrzeli się w zakres toksycznej substancji i zniweluje jej działanie. Wykonywałam serie dializ i transfuzji. Badałam krew niezliczoną ilość razy. Zalecałam prześwietlenia, badania endoskopowe, wymazy i wszystkie możliwe do wykonania testy. Przeszukałam znane i nieznane książki, zapoznałam się z nowymi teoriami medyków, nauczyłam dodatkowych, wspomagających technik.
Wszystko na marne.
 Nic nie mogłam poradzić na to, że czułam się potwornie. Młoda kobieta zmarła wczorajszej nocy, na moich rękach.
 W całej swojej karierze lekarskiej nie miałam sytuacji, w której godzinna reanimacja i wdrążenie wszystkich moich medycznych umiejętności skończyłoby się dla pacjenta śmiercią. A teraz jedyna rzecz jaką byłam w stanie dla niej zrobić - to sekcja.
  Z ciężkim sercem i wielką gulą w gardle zabrałam się za ostatni dla niej zabieg. Później ciało odzyska upragniony spokój a ja oswoję się ze świadomością przegranej.
Nie tak miało się to skończyć, nie tak sobie to wyobrażałam.
 Nakładając na ręce długie, lateksowe rękawiczki rozmyślałam nad tym, co po wszystkim powiedział mi Kankuro.
  - Nic nie zwróci jej życia, Sakura. Musisz być silna. Musisz dowiedzieć się co ją zabiło, rozumiesz? Nie poddasz się teraz, znam cię. Zrób sekcje i pozwól reszcie odzyskać dzięki temu zdrowie. Wierzę, że coś znajdziesz.
 Zawiązując na plecach sznurki od fartucha, złożyłam sobie obietnice.
Nie wyjdę z tej sali, dopóki nie dotrę do przyczyny jej śmierci. Chodź bym miała badać każdą najmniejszą komórkę z osobna. Chodź bym miała spędzić tu najbliższy tydzień. Utrata tej kobiety dała lekarzom nadzieje na zwrócenie życia innym. I to właśnie ja podjęłam się zadania pośmiertnego zbadania jej. Odpowiedzialność za marny koniec kobiety której leczenie o kilku dni bezskutecznie prowadziłam nękała mnie i nie pozwoliła zasnąć dzisiejszej nocy.
  Szybkim gestem odrzuciłam materiał przykrywający zwłoki.


  - Z drogi!
  Zwartym biegiem przemierzałam szpitalne korytarze, ostatkiem świadomości unikając zderzania się z przemierzającymi oddział, znudzonymi pacjentami.
 Miałam jeden cel i to w jego kierunku pędziłam teraz jak oszalała, gubiąc po drodze rozwagę, mądrość i spokój ducha. Niewątpliwie moja pogoń za nieosiągalnym wzbudziła zamieszanie. Gdy jak huragan przebiegałam długie, przepełnione hole od początku do końca śledziły mnie niezliczone pary oczu, nowe - za każdym pokonywanym zakrętem. Nie bacząc na rozwiane włosy, zabrudzone rękawiczki i czerwone wykwity na rozgrzanych policzkach nabierałam prędkości, uważając by nie stłuc fiolki w której zamknęłam cenną próbkę tkanki.
  - Zawiadomcie Kankuro. Musi zjawić się tutaj jak najszybciej! - zdążyłam zawołać, zanim dopadłam do upragnionego laboratorium znikając za ciężkimi, metalowymi drzwiami.
 Zajęłam pierwsze, najbliższe sobie stanowisko szybko zabierając się do pracy. Każda sekunda była na wagę złota. Jak na złość, z nerwów ręce drżały mi tak intensywnie, że nie mogłam poradzić sobie z odkorkowaniem szklanej butelki.
  - Daj, ja to zrobię
Kankuro, którego wzywałam zaledwie parę sekund temu okazał się, jak zawsze - niezawodny. Wpadł do sali równie gwałtownie, jak ja chwilę wcześniej i natychmiast zajął miejsce za moimi plecami.
  W mig pojął w jak rozgorączkowanym stanie jestem, oferując pomocną dłoń.
Nie dociekałam jak udało mu się zjawić tutaj tak szybko, sam udzielił mi tej informacji nim właściwie zdołałam o niej pomyśleć.
  - Na szczęście byłem właśnie w recepcji kiedy usłyszałem twoje krzyki a następnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Przybyłem od razu.
Skinęłam głową na znak odnotowania tego faktu i w pełnym napięcia milczeniu pochyliłam się nad mikroskopem. W takiej pozycji spędziłam długie minuty, od czasu do czasu odpowiadając na pytania które wysuwał chłopak.
  - To próbka z mózgu oraz rdzenia kręgowego. Prześwietlenia tego nie wykazały ale w obu narządach znajdował się płyn, niepodobny do wszystkich, jakie do tej pory widziałam. Z pewnością jest natury patologicznej.
 Podwinęłam nogi pod krzesło i nachyliłam się jeszcze mocniej, zapewniając sobie komfort i  pełen kąt widzenia. To co obserwowałam nie było w żadnym wypadku wizją, którą winnam była widzieć przy częściach układu nerwowego. Obraz przypominał zbity w twardą masę zlep komórek, zniszczonych i zdeformowanych, niezdolnych do użytku.
I to było zastanawiające.
 - Kankuro - rzekłam w pewnym momencie, zamierając w bezruchu. Oszołomiona oderwałam głowę od okularu, z wolna przenosząc wzrok na zastygłą w oczekiwaniu twarz bruneta. - Już wiem co zabiło tą dziewczynę. - szepnęłam cicho.
Czułam się wewnętrznie rozbita pomiędzy tym co niemożliwe a rzeczywiste.
  Waga czynów które popełniałam w przeszłości przygniotła mnie do samego dna w momencie wypłynięcia na wierzch odwlekanych w czasie konsekwencji.
  - Co takiego? - zapytał, gdy milczenie stało się nienaturalnie długie. Machinalnym ruchem odsunęłam się od stanowiska prostując plecy i splatając na kolanach jeszcze mocniej drżące dłonie.
 Wcale nie czułam się lepiej ze świadomością odkrycia leku na tajemniczą chorobę.
Bo ona w istocie nie była wcale tajemnicza, podobnie jak nieodkryty dotąd lek nie był nieodkrytym - znałam jego treść. Od samego początku recepta widniała w mojej głowie, skrupulatnie ukryta w nieotwieranej szufladzie do której nie odważyłam się zajrzeć ze względu na brak powiązania ze sprawą.
A powiązanie miała duże, żeby nie powiedzieć - najistotniejsze.
Nie brałam pod uwagę tak oczywistej ewentualności co było ogromnym i niewybaczalnym błędem. Powinnam sprawdzić to w pierwszej kolejności a nie udawać, że taka opcja w ogóle nie mogła mieć miejsca.
Przez moją naiwność młoda kobieta straciła życie.
  - Ja .. - zaczęłam cicho, niezdolna do głośniejszego tonu - Ja ją zabiłam.
  - Co? Jak to ty? - Kankuro zawahał się, po chwili spoglądając na mnie z troską - Powinnaś się położyć. Dobrze się czujesz, Sakura? Jesteś bardzo blada.
 Pokiwałam głową na boki, ze smutkiem opuszczając wzrok na podłogę. Przerastało mnie to wyzwanie. Uderzył we mnie ciężar wzroku chłopaka i waga jego ręki, teraz z czułością ułożoną na moim ramieniu. Ja na prawdę na to nie zasługiwałam. Ostrożnie odtrąciłam jego dotyk, odsuwając się wraz z krzesłem w tył.
  - To ja stworzyłam truciznę która odebrała jej życie - rzuciłam na jednym wdechu, nie dając głosu możliwości zadrżenia.
Odetchnęłam cicho, stawiając czoła długo ukrywanej prawdzie.
 Nadszedł czas by odkryć wszystkie karty, nawet jeśli miałoby to oznaczać odtrącenie mnie przez otaczającą społeczność. Ale to nie odtrącenia się bałam, ono byłoby nawet znośne.
 Przerażała mnie wizja ponownego namieszania Sasuke w głowie, teraz, kiedy wydawał się uporządkować swoje myśli i plan na dalsze życie. Ile było prawdy w tym co do tej pory mówił - nie wiem. Ale chciałam wierzyć że jest z nami szczery, nawet jeśli połowa mnie nie ufała jego zapewnieniom i krzyczała głośno o zachowanie ostrożności.
Z resztą.. Jakie to miało znaczenie w momencie nadejścia niszczącej fali prawdy.
 Niepewnie spojrzałam na pogrążonego w ciszy Kankuro. Wahał się, widziałam to wyraźnie w błądzących po sali oczach, przepełnionych pustą dezorientacją.
“Jak to twoja trucizna?”, “Co ty bredzisz!”, “Jesteś nienormalna”, powiedz to, Kankuro. Powiedz cokolwiek! Zmierzę się z ciężarem twoich słów, tylko pozwól mi je poznać! Nie zniosę tej niepewności.
 - Opowiedz mi o wszystkim, dobrze? - odparł w końcu, posyłając mi delikatny uśmiech.
Nie dało się słyszeć w jego głosie gniewu, ironii czy pretensji. Był spokojny, utrzymując przyjazny ton i co najdziwniejsze, nie miał do mnie żalu.
Czemu, skoro brzydziłam się sama sobą? Skąd te pokłady dobroczynności?
Trucizna która wyszła spod mojej ręki posłużyła w wojnie przeciwko sojuszowi, używał jej wróg, dzięki niej zabił nawet jedną, niewinną osobę.
 Jak może być taki spokojny?! Jest głupcem, skoro zakłada że skradziono tą substancje z moich zapasów. Wie jak dobrze ich strzegę, sam przecież zakładał ochronne pieczęcie.
 - Powiem. Powiem wszystko a ty obiecasz zrobić z tym to, co uważać będziesz za słuszne. Obiecasz mi to? - uniosłam wzrok, napotykając po drodze na jego ciepłe spojrzenie - Obiecasz?
Delikatnie skinął głową, przysuwając do siebie stojącego pod biurkiem hokera. Usiadł sztywno a później ujął moją dłoń, ściskając ją nieznacznie.
  - Jasne, że obiecuje.
I powiedziałam mu. Wszystko co zdarzyło się po pamiętliwej walce z Sasorim 5 lat temu. Wszystko, co miało wyjaśnić sposób w jaki trucizna znalazła się w rękach wroga. Wszystko, co wpłynęło w taki a nie inny sposób na moje teraźniejsze życie.
Brat Temari był człowiekiem godnym zaufania. Wierzyłam, że w jego rękach mój los wcale nie jest taki niepewny.


 Kiedy Kankuro dowiedział się prawdy, nie tylko nie zostawił mnie na pastwę losu ale także przyrzekł zatrzymać wszystkie sekrety dla siebie, jednocześnie dziękując za wiarę i zaufanie którym go obdarzyłam. Mało tego. Obiecał, że jeśli kiedykolwiek będę miała z tego tytuły jakieś problemy - wstawi się w mojej obronie.
  Jego zdanie było w pewnej kwestii zgoła inne od mojego. On twierdził że to co zrobiłam było szlachetne, ja natomiast uważałam to za marną pobudkę do dalszego pielęgnowania zranionego serca - kosztem innego człowieka.
 - Jeśli równa się to ocalonemu życiu…  Ile warte są inne, mało istotne rzeczy? - powiedział wtedy, uśmiechając się tak serdecznie że naraz wyzbyłam się wszelkich wątpliwości. Miał rację, cholera.
Nie żałuję niczego co do tej pory zrobiłam, poza jedną rzeczą. Wchodzenie w interakcje z Taizo okazało się błędem i jeśli kolejny raz zostanę postawiona przed tym wyborem - postawię na prawdę.
 Jeśli chociaż kilka osób przyjmie to tak jak Kankuro w tej chwili, będę szczęśliwa. I nareszcie wolna.
 Zleciłam mało licznemu personelowi laboratorium przygotowanie wyliczonej ilości antidotum, nie wnikając jakim sposobem dowiedziałam się jego składu. Następnie w o wiele lepszym humorze obrałam drogę ku mieszkaniu Temari i Kankuro, u których zatrzymałam się na te kilka dni. Tydzień zleciał w wyjątkowo szybkim tempie i jeśli się nie mylę, to właśnie dzisiaj ma odbyć się feralny bankiet. A ponieważ i tak nie miałam zamiaru w nim uczestniczyć, z szerokim uśmiechem na ustach przemierzałam skąpane w słońcu uliczki Suny.
  Mina zrzedła mi wraz z przekroczeniem progu mieszkania.
  - Sakura! Widzę że dobrze się miewasz - dobiegł mnie męski głos.
Zaintrygowana ruszyłam wzrokiem na poszukiwanie jego właściciela. Odnalazłam go prędko, siedział wygodnie w jedynym z foteli, podpierając dłonią podbródek.
Wydawał się taki jak zawsze, znudzony.
 - Shikamaru, kiedy przyjechałeś? - zagadnęłam wesoło, nie dając po sobie poznać jak bardzo jego obecność wpłynęła na mój nastrój.
 Jego wcześniejsze przybycie oznaczało integracje z Temari, i o ile marzę by połączyć wreszcie tą dwójkę, tak w tym momencie wolałabym trzymać ich od siebie z daleka. Wytłumaczenie jest proste. Przy Shikamaru, Księżniczka Piasku potrafi nagiąć nawet najtwardsze postanowienie.
 - Przedwczoraj z samego rana. Nadzorowałem przygotowania do dzisiejszego bankietu - odparł ze swobodą, wykrzywiając usta w zadziornym uśmiechu. Ostrzegawcza dioda w mojej głowie momentalnie zapaliła się. Zaczęłam nabierać podejrzeń, że nie chodziło tu tylko o organizowanie przyjęcia. Chłopak nieustannie spoglądał na mnie z wyniosłością i pewnością siebie, co tylko upewniło mnie w złych przeczuciach.
 - Reszta bandy niedługo przybędzie - dorzuciła nagle Temari, stojąc w drugim koncie pokoju. Swoim naturalnym zwyczajem, opierała się biodrem o komodę krzyżując dłonie na piersi. - Już widzę jak wystrojona niczym bożonarodzeniowa choinka Ino wtoczy się na drugie piętro w 20 centymetrowych szpilkach i powie:  “Nie możecie mieszkać na parteerzeee?! “ - zacytowała, umiejętnie naśladując niski głos Yamanaki. Skłoniła się także do postąpienia kilku kroków wdzięcznym krokiem modelki, z którego słynęła blond gwiazdeczka.
 Zachichotałam mimowolnie, w głębi ducha wiedząc że Temari tak na prawdę lubi Ino równie mocno, jak upodobała sobie szydzenie z jej głośnego sposobu bycia.
Mimo to..
 Jedno spojrzenie na nią wystarczyło mi, by przekonać się którą stronę trzyma i jaki jest jej stosunek do nadchodzącego bankietu. A stosunek był prosty: skoro jest bankiet i jest Shikamaru z łatwością można pogodzić te dwie rzeczy w jedną całość.
 Przybyłam za późno by móc wpłynąć na jej decyzję.
Przebiegła męska szuja - Strateg Nara, uprzedził mnie o dobre 24 godziny. Po to właśnie przybył! Jestem pewna że z cztro-kitkowcem spotkali się już kilka razy, podczas gdy ja, nieświadoma spisku, zajęta byłam topieniem smutków po stracie pacjentki. Siedząc spokojnie w laboratoryjnym zaciszu nie miałam pojęcia o wybuchającej rewolucji.
 Ulokowałam pretensjonalne spojrzenie w niewzruszonej Temari, żywą mimiką próbując przekazać jej treść myśli, kłębiących mi się aktualnie w głowie.
“ Ty podła zdrajczyni! Dezerterko! Zakochania w tym leniu, zakłamana jędzo! “ krzyczałam w wyobraźni. Żywiłam szczere nadzieje że odczyta to wszystko z klarownych sygnałów nienawiści, które jej wysyłałam.
 A jeśli myślałam że chodź trochę ją to ruszy, to się pomyliłam.
Morsko-zielone tęczówki kobiety nie wyrażały odpowiedniej dla sytuacji skruchy, tylko rażącą obojętność.
  Pozostawiła mnie samą na placu boju i teraz uparcie ignoruje fakt, że niegdyś tkwiła tutaj razem ze mną. Tak właśnie rodzą się wszystkie mordercze historie, w wyniku których ofiara ma zalać się szkarłatną czerwienią. W całym swoim życiu zaplanowałam tego typu, huczne wydarzenia tylko dwa razy.
 Pierwszy nastąpił przy powtórnym spotkaniu Sasuke Uchihy.
 Drugi miał miejsce teraz z, o ironio, udziałem jego kobiecej wersji - Temari No Subaku.  
Zazgrzytałam zębami, szykując w głowie doskonały plan ucieczki z tego miejsca przesiąkniętego fałszem i obłudą.
 Sytuacja była trudna.
 Z każdej strony osaczały mnie czujne pary oczu, a ich właściciele zdawali się gotowi by zaciekle bronić przejścia. Shikamaru ulokował się w obszernym fotelu, za którym nieszczęśliwie znajdowały się drzwi do mojego pokoju, Temari z lokalizacją przy oknach bacznie strzegła ich obszaru, natomiast drzwi..
Powiodłam wzrokiem w tamtym kierunku, w jednej chwili spotykając się z ogromnym zawodem.
  Dokładnie w tym momencie wchodził przez nie Kankuro, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie wiem, czy było to spowodowane realizowaną zasadzką na moją osobę czy perspektywą przeżycia kolejnego, pięknego dnia.
Tak czy siak nie miałam jak się stąd wydostać.
  - Mam nadzieję że dostałaś zaproszenie na bankiet - rzucił od niechcenia Shikamaru, uzupełniając wypowiedź o diabelski błysk w oczach.  
  - To bardzo miłe z waszej strony, ale nie mogę przyjść.
  Nie dałam złamać się ani zdziwionemu wzrokowi Temari, która sądziła że bez jej udziałów porzucę swój plan, ani kpiącemu stosunkowi stratega. Wszystko w jego postaci wyraźnie sugerowało że nie wygram tego pojedynku i koniec końców skończę tam gdzie wszyscy dziś wieczorem. Wolałam tego uniknąć.  
  - Czyżbyś już była umówiona? - uniósł lekko brwi.
Drażnił się ze mną tylko, doskonale wiedząc że nie mam tu innych znajomych, niż ci obecni teraz w pomieszczeniu.
  - Mam nadzieję że jakoś mnie usprawiedliwicie.
  - Ale jak? Trudno będzie znaleźć jakieś powody…
Zmarszczyłam nos przez chwilę się zastanawiając
  - W takim razie powiedz wszystkim, że źle się czuję.
  - Jesteś przecież medykiem z pieczęcią, możesz szybko się wyleczyć.
Zacisnęłam usta.
  - Nie mam co na siebie włożyć - szukałam kolejnej wymówki
  - Ależ masz! Kupiłyśmy ci przecież piękną, czerwoną suknie!- wtrąciła natychmiast Temari, upiększając twarz o szeroki, zdradziecki uśmiech. Wspomniała ją z taką radością pewnie dlatego, że miała tak głęboko wycięty dekolt, po sam pępek!
  - O nie, nie, nie, nie! - zaprotestowałam głośno, postępując dwa kroki do tyłu - Nie zmusicie mnie żebym ją założyła!
  - Dlaczego? - dopytywał się Shikamaru, najwyraźniej do tej pory nie poinformowany jak ów kreacja wygląda. Czerwona sukienka jest żywą przepustką do świata rozpusty i wstydu.
  - Bo nie jest… odpowiednia - rzuciłam najdelikatniej jak mogłam, wykrzywiając usta w coś na kształt uśmiechu
  - Bo jest szyta jak na dziwkę. - Temari natomiast nie oszczędzała w określeniach - W dodatku wyjątkowo perwersyjną i bezwstydną.
  - Nigdy nie założę jej na tak oficjalne wydarzenie! - podłapałam ze skargą, załamując ręce
  - A więc zgadzasz się pójść na bankiet? - zapytał z nadzieją Kankuro, mocno ujmując moją dłoń i prowadząc na środek salonu - Gdy tylko wybierzemy Ci stosowny strój, oczywiście.
- Wcale ni...
- Ale najpierw musimy zobaczyć całą twoją kolekcję, Sakura! Założę się że masz całą masę sukien! Zaraz sprawdzimy... - dodała sarkastycznie Temari , kierując się do mojej sypialni. Shikamaru niechętnie podążył za nią.
 Wyrwałam się brunetowi, postanawiając jak najszybciej ich stamtąd wykurzyć.
Spóźniłam się jednak, ponieważ cztero-kitkowiec już otworzył szafę od góry do dołu zawaloną tunikami, które zupełnie nie nadawały się na oficjalne przyjęcia.
  - Masz beznadziejny gust - stwierdził kwaśno Nara, głośno drapiąc się po karku. - Jesteś pewna że ta twoja kiecka jest gorsza od… tego?
Potrzebowałam trzech sekund by otrząsnąć się z oszołomienia. Następnie ruszyłam ku zbiegowisku, z trzaskiem zamykając drzwi szafy przed nosem wścibskiej pary.
 - Nie powinniście grzebać mi w rzeczach! - zaprotestowałam dobitnie - Po za tym i tak nigdzie się nie wybieram!
 Stanęłam przed przeszukiwanym meblem w lekkim rozkroku, gotowa odpierać wszelkie wysunięte przeciwko mnie, zmasowane ataki. Przeciętna Sakura kontra dwie śmiercionośne machiny zagłady. Nie miałam żadnych szans.
 - Bankiet zaczyna się za pół godziny, a ty masz tylko jedną sukienkę
 Temari kompletnie ignorując to co przed chwilą powiedziałam silnie odepchnęła mnie w bok, jednym gestem tłamsząc wysunięty opór. Zamrugałam, patrząc na nią z niedowierzaniem.
 Zanim do końca zorientowałam się w chaotycznie rozgrywanej scenie, ona zdążyła wcisnąć mi w ręce krwistoczerwoną suknię, wypchnąć z pokoju i doprowadzić do łazienki.
Nieustannie wtórował jej wzrok dwójki mężczyzn. Jeden spoglądał ze strachem, drugi z satysfakcjonującym spokojem.
Głośno trzasnęła mi drzwiami przed nosem.
- Masz 10 minut na przygotowanie się!... Shikamaru wszystko słyszałam! Wcale nie jestem gorsza od twojej matki!

 Dyrygent wyszedł przed orkiestrę równo o ósmej i uniósł w górę batutę. Pierwsze muzyczne takty przywabiły do estrady miłośników muzyki i tańca, i już po chwili dało się spostrzec pierwsze nieśmiało bujające pary.
 Sala była przestronna i zapewniała osobno wydzielone miejsca do tańczenia, jedzenia i rozmawiania. Pod każdą ścianą piętrzyły się rzędy krzeseł dla zaprawionych w boju, zmęczonych tancerzy. Kelnerzy bez przerwy krążyli pomiędzy okrągłymi stołami podając schłodzone napoje i wszystko toczyło się normalnym, pogodnym rytmem.
 Shikamaru dopiął wszystko na ostatni guzik, chodź prędzej spodziewałbym się po nim niechlujnego, szybkiego odwalenia swojej roboty.
 W tłumie znaleźć można było osoby najrozmaitszej proweniencji: zwykłych cywilów, wystrojone ponad miarę kunoichi, shinobi różnych rang, zasłużonych wojowników a także przedstawicieli służb specjalnych takich jak ANBU, polityków i czcigodnych władców pięciu wiosek. Każdy znalazł dla siebie miejsce wśród strumieni lejącego się alkoholu, wnoszonego jedzenia, wesoło brzmiącej muzyki, doborowego towarzystwa i pięknych kobiet.
 Tak zaczęła się najdłuższa noc w całym moim życiu.
 Rzadko miewałem okazję by włożyć na siebie opięty surdut, zapomniałem więc jak bardzo potrafi być niewygodny. Kolejny raz tego wieczoru poluzowałem ciasno związany krawat.
  Do tej pory ogarnia mnie zażenowanie, gdy tylko pomyślę o trudzie jaki włożyłem w jego upiornie zakładanie. Robiłem to tak niezgrabnie że zniecierpliwiona Ino dosłownie wyrwała mi ten element garderoby z ręki, zręcznie zażegnując konflikt. Tego momentu swojego życia zdecydowanie wstydziłem się najbardziej.
 Sztywny materiał niekomfortowo wrzynał mi się w szyję, nie dając zapomnieć o sobie i okolicznościach swojej obecności.
 - Sasuke nie buracz się tak! Trzeba się bawić! - zaszczebiotała radośnie wyżej wspomniana blondynka, pojawiając się obok w towarzystwie trzech nieznanych mi mężczyzn, wpatrzonych w nią jak w obrazek.
 Ubrania które ta kobieta prezentuje na co dzień, okazują się swetrami z grubym golfem w porównaniu z wyuzdaną sukienką którą miała teraz na sobie. Skąpe skrawki błyszczącego, fioletowego materiału z ledwością zasłaniały pośladki i piersi, w całości eksponując ramiona, szyję, dekolt i smukłe uda. Na stopy wsunęła 15 centymetrowe czarne szpilki i to właśnie za ich sprawą dorównywała mi teraz wzrostem.
 Mimochodem odszukałem wśród tłumu postać Saia.
Chłopak rozmawiał z przedstawicielką Kirigekure- samą Mizukage i nie interesował się zalotnikami którzy gwarnie tłoczyli się wokół jego kobiety, chodź niewątpliwie miał świadomość ich istnienia. Ciemne oczy zachmurzały się gdy tylko w przelocie tutaj zerkał.
Sama Ino zaś rozkwitała pod naporem lubieżnie wpatrzonych w nią, trzech par oczu i zachowywała niczym gwiazda na wybiegu. Głośno i przesadnie.
  - Zatańczysz ze mną, Sasuke-kuuun? Zawsze o tym marzyłam!
Kiedy mocno uczepiła się mojego ramienia dramatycznie łapiąc równowagę, zrozumiałem że była kompletnie pijana. Odsunąłem ją stanowczym gestem, nie mając żadnej ochoty użerać się z długonogimi, naprutymi blondynami.
  - Może kiedy indziej.
  - Ale prooooszeeee…- zawodziła głośno
  - Odwal się.
  - Obiecaaałeś mi Sasuke-kuun!
  - Nic ci nie obiecywałem! - warknąłem zniecierpliwiony
 W poszukiwaniu ratunku, powiodłem spojrzeniem ponad jej bujającą się na boki głową.
Tłum obfitował w roześmiane, wesołe twarze ale żadna z nich, jak na złość, nie przypominała osoby od której mógłbym uzyskać pomoc. W przelocie zarejestrowałem białą głowę Kakashiego, znikła ona jednak tak szybko jak się pojawiła.
  - Heeej Sasuke, mówię do Ciebieee.. Nie daj się prosić, chodź zatańczyć!
 Kobieta przywarła do mojego ramienia jak irytujący rzep i właśnie usiłowała pociągnąć całe przyczepione do niego ciało, do przodu. Pomimo karkołomnych wysiłków ciągle stałem w jednym miejscu, uparcie ignorując wszelkie próby wyciągnięcia mnie spod ściany.
 Tutaj ulokowałem się kiedy tylko weszliśmy do sali i nie miałem zamiaru opuszczać tego stanowiska, dopóki bankiet nie dobiegnie końca a ja odbębnię w męczarniach obowiązkową obecność.
  - Ino mówiłem ci że to nic nie da! - rozległ się donośny krzyk, zagłuszający brzmiącą w tle muzykę - Musiałabyś przyjechać dźwigiem, żeby ruszyć tego gbura!
  Naruto, ubrany w elegancki, opinający ciało garnitur barwy granatowej, ze starannie przylizanymi do tyłu włosami nie przypominał błazna, którym z natury był. Prezentował się niezwykle wytwornie szczególnie w obecności smukłej, ciemnowłosej piękności - Hinaty. Trwała ona wiernie u jego boku, z gracją podpierając się o wystawione ramie blondyna. Zgodnie z przewidywaniami Yamanaki, założyła długą, aksamitną, czarną suknię bez dodatków, upiększając się jedynie białym kwiatem wpiętym w swobodnie rozpuszczone włosy.
Pokuszę się o stwierdzenie że skromnie wyszykowana Hyuuga wyglądała o niebo lepiej od wystrojonej pod każdym względem Ino. A po za tym była trzeźwa.
 - Narutooo.. pomóż mi wyciągnąć go na parkieeet! - poskarżyła się blondynka, z obolałą miną prezentując trud jaki wkłada w poruszenie mnie o chociażby milimetr do przodu.
Zażenowany jej zachowaniem potrząsnąłem ręką, tak, jak odgania się natrętnego owada. I poskutkowało, bo Yamanaka z burknięciem postąpiła krok do tyłu, spoglądając po wszystkich z rażącą pretensją.
 - Ino, chyba już Ci wystarczy - Sai zjawił się w samą porę. Pijana kobieta właśnie szykowała się do kolejnego podboju, wzrokiem wyławiając następną ofiarę - miał zostać nim bogu winny Naruto. Niczego nie świadomy w skupieniu poprawiał kwiat, dekorujący głowę jego wybranki.
  - Sai! Sai! Pójdziesz ze mną w końcu zatańczyć?
Zgódź się stary, błagam.
Bezceremonialnie odetchnąłem z ulgą gdy niepewnie stąpająca Ino oddaliła się na wymarzony parkiet. Za sprawą tej kobiety moja idealna pozycja została nie tylko wykryta ale i przyciągała coraz większą liczbę osób.
 Obserwowałem w milczeniu nieubłaganie szybko zbliżającą się kolejną dwójkę znajomych postaci.
 Temari ubrana w pozłacaną kreację kroczyła pewnie przed ociągającym się, ziewającym Shikamaru. Przyjrzałem się mu uważniej.
Niedopięty do końca smoking, który założył zdawał się być odzwierciedleniem natury swojego właściciela. Marynarka robiła wrażenie ubrania które nie chciało wychodzić dzisiaj z szafy, podobnie jak niedbale pomięta koszula. Mogłem pozazdrościć mu tej swobody... i braku krawata.
Gdzieś z tyłu zamajaczyła wielka sylwetka Choujiego.  
  - Gdzie Sakura? - ociekająca pewnością siebie kobieta zaatakowała na samym wstępie, przejeżdżając krytycznym spojrzeniem po najbliższych sobie twarzach. Po chwili wysyczała coś zjadliwie pod nosem.
  - Czemu się tak pieklisz, kobieto? - mruknął jej towarzysz zakładając rękę za głowę i z ulgą rozmasowując kark. - Nie zapominaj że sama zgodziłaś się tutaj przyjść tylko ze względu na... własne korzyści. - skończył z kwaśnym uśmiechem, odwracając wzrok
  - A co z Nanami?! - zareagował błyskawicznie Naruto, nagle orientując się w nieobecności mojej domniemanej partnerki. Odetchnąłem ciężko, po raz setny tego dnia.
  - Kazałem jej spadać - wzruszyłem niedbale ramionami - Kiba chętnie się nią zaopiekował.
  - Jak to spadać?! - wykrzyczał oburzony i niemądrze rozchylił usta.
Rozbawiona Hinata jednym płynnym ruchem, delikatnie uniosła jego podbródek umiejętnie dociskając do siebie obie wargi ukochanego.
 - Tak ci lepiej - dodała z pogodnym uśmiechem na widok którego Naruto z pewnością zapomniał dlaczego się na mnie gniewał. Zapomniał też o mojej obecności. I o tym gdzie się właśnie znajduje. Nie bacząc na konwenanse pochylił się nad dziewczynę składając na jej ustach zmysłowy pocałunek.
Przewróciłem oczami w tym samym czasie co wykrzywiona w grymasie Temari.
  - No i gdzie ona jest mądralo?! - fuknęła nagle zerkając ze złością na swojego partnera. W gniewie wyrzuciła obie ręce do góry.
Chłopak spojrzał na nią ze stoickim spokojem, zaraz powracając wzrokiem do zamieszania, jakie wywiązało się przy drzwiach wejściowych. Gdzieś w oddali zabrzmiał krótki męski krzyk.
  - Zgaduje że tam - mruknął cicho, nakierowując nas w stronę hałasów czytelnym skinięciem głowy.
Oboje w milczeniu powiedliśmy za nim wzrokiem.


  - Nie sądziłam że mówiąc “dołączycie później” miałam dodać jeszcze “tylko nie za godzinę”! - Temari bez litości biczowała Sakurę oskarżeniami. W efekcie gwałtownych ruchów głowy cztery charakterystyczne kitki raz po raz podskakiwały energicznie. - Co ty właściwie robiłaś tyle czasu! Kankuro!
Chłopak poderwał się nerwowo, spoglądając na siostrę ze zdezorientowaniem.
  - O co chodzi? Przecież jesteśmy.
  - Po godzinie! Nie rozumiem… Musiałeś się pomalować?
  - Nie tym razem - odetchnął cicho, wiedziony chyba moim nowym zwyczajem - Sakura zabarykadowała się w łazience i zanim ją stamtąd....
  - Co zrobiłaś? - przerwała mu i powiodła pogardliwym wzrokiem ku rożowowłosej, która bez skrępowania sączyła sok przez rurkę. Kobieta uniosła pytająco brwi, sygnalizując gotowość do wysłuchania monologu. Ten jednak nie nadszedł, ponieważ Temari zadowoliła się głośnym prychnięciem i odwróceniem głowy w drugą stronę.
  - Czy to ta skoczna muzyka wyzwala w Tobie takie pokłady agresji? - zapytał z wolna Shikamaru, ilustrując ukochaną wzrokiem - Chciałem Ci zaproponować taniec, ale boję się że z emocji powybijasz mi wszystkie zęby.
  - Sugerujesz że nie umiem tańczyć? - najeżyła się natychmiast, zakładając ręce na biodra
  - A co mi tam.. Może się przekonamy?
No Subaku zmarszczyła groźnie nos.
  Napiętą atmosferę przerwało głośne siorbnięcie.
Wzrok wszystkich momentalnie powędrował do Sakury, strojącej miny niewiniątka. Stała z pustym kubkiem w ręce, ustami dalej podtrzymując rurkę - źródło uporczywego dźwięku. Siorbnęła jeszcze raz, głośniej i intensywniej naprzemiennie przeskakując spojrzeniem od Temari do Shikamaru. Moja osoba otrzymywała dnia dzisiejszego ogromne pokłady ignorancji.
  - A więc dobrze. Chodźmy zatańczyć.. a później wywiążesz się ze swojej części umowy. - zadecydowała Ksieżniczka Piasku po czym ciągnąc za sobą zdezorientowanego Shikamaru zniknęła pośród tańczących par.
 - To może my także pójdziemy co, Hinacia? Taka ładna piosenka! - Uzumaki uśmiechnął się szeroko i porwał Hyuugę w ramiona, zanosząc na sam środek parkietu- ku radości granatowłosej która na ten czas śmiała się głośno.
 Kolejne siorbnięcie.
Powiodłem zirytowanym spojrzeniem ku sprawczyni hałasu.
Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się że zielone tęczówki, tak czyste i soczyste skupiały się właśnie na mojej twarzy, ilustrując ją z uwagą. Jednakże pośród nieskazitelności wyczytałem z jej oczu coś jeszcze… gniew i zawód.
 Sakura była na mnie zła ponieważ zostawiłem ją na pastwę losu. Ponieważ nie zrobiłem nic by ją ocalić. Ponieważ od kilku dni nie wiem sam czego chce, myśląc o niej. Ponieważ nie potrafię nad sobą zapanować, gdy w grę wchodzi jej osoba. Ponieważ chce się jej pozbyć dla ulgi własnego sumienia. Ponieważ później chce ją odzyskać, bo ów sumienie wciąż nie daje mi spokoju! Ponieważ… do diabła.
Sakura miała wiele powodów by być na mnie wściekłą.
Przeczesałem dłonią włosy, wzdychając głośno.
 Ta drobna kobieta za sprawą kilku dni stała się poważnym zagrożeniem dla całego mojego świata.
Znała tożsamość Suigetsu. Wiedziała o aktywnie działającej organizacji, która funkcjonuje dalej pod moimi skrzydłami. Strach myśleć co może roić się w tej różowej główce.
  Nie martwiłem się o to dopóki faktycznie myślałem że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Ale stała tu. Stała dokładnie przede mną, siorbała ten cholerny soczek, milczała i w dodatku wertowała spojrzeniem każdy skrawek mojej obszarpanej duszy. I wiedziała.
Sakura o wszystkim wiedziała.
Nie była idiotką i na pewno dodała już dwa do dwóch. Miała na to sporo czasu.
 - Może my także zatańczymy? - odezwał się niespodziewanie Kankuro, silnie obejmując różowowłosą w tali i prowadząc w stronę pozostałych par. Kobieta zapierała się silnie, co jakiś czas rzucając błagalne spojrzenie na twarz swojego partnera.
Obserwowałem w milczeniu ich oddalające się sylwetki.
 Szczęśliwie dla mnie wybrali miejsce na uboczu, oddalone od tłocznie bawiących się ludzi i zapewniające swojego rodzaju odizolowanie. Tam też Sakura odważniej zarzuciła ręce na ramiona Kankuro i po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się sympatycznie.
Po chwili okazało się że jest również świetną tancerką, co gryzło się z wcześniejszej ukazaną awersji do wkroczenia na parkiet.
 Uniosłem do który jeden kącik ust, przypominając sobie wrażenie jakie zrobiła na mnie swoim wielkim wejściem.
 Sakura Haruno pojawia się niespodziewanie, godzinę od oficjalnego początku bankietu i wraz z przystąpieniem pierwszego kroku na sali - narobiła również rabanu.
Ale to nie krew która polała się z potłuczonego nosa Kiby przyciągała uwagę w pierwszej kolejności.
Suknia którą włożyła..
Kreacja Ino uchodziła za obszerny płaszcz w porównaniu z dziełem na jaki odważyła się niepozorna Sakura.
 Krwistoczerwona sukienka kończyła się bezpośrednio za linią pośladków, a na jej górną część składały się tylko dwa oddzielne płaty materiału. Przepasane były one przez odsłonięte ramiona, a następnie biegły pionowo przez piersi - zasłaniając tym samym mniejszą ich część. Dokładnie wyeksponowana została cała przestrzeń pomiędzy kształtnymi wdziękami dziewczyny. Płat materiału kończył się złączeniem z dolną partią sukienki, dokładnie pod odsłoniętym pępkiem.
Włosy spięła w elegancko wystylizowanego koka, pozostawiając luzem kilka opadających na ramiona kosmyków. Delikatnie podmalowała również linię oczu oraz brwi, kształtnym ustom nadając lekki, czerwony kolor komponujący z barwą sukni, którą założyła.
 Skoro nawet ja nie mogłem oderwać od niej wzroku, wcale nie dziwiłem się Kibie, który za zbyt pruderyjnie wpatrywanie się dostał po pysku. Kobieta nie przebierała w środkach i zagwarantowała takie uderzenie każdemu, kto chodź raz spojrzy na nią w taki ochydny, jak to ujęła, sposób.
Szczęśliwym trafem Nanami, z którą tu przybyłem była pielęgniarką i szybko zajęła się dogorywającym chłopakiem. Pomimo ciosu, cudem udało mu się zachować wszystkie zęby.
 Wróciłem spojrzeniem do tańczącej kobiety, wpatrując się w przyjemne dla oka, ponętnie wijące, smukłe ciało.
 Wyglądała tak seksownie, że oddziaływała na mnie w najbardziej pierwotny ze sposobów. Najchętniej uległbym rozbudzonym żądzą, które ta czarownica nieświadomie we mnie wywołała, miałem jednak na tyle rozumu by otrząsnąć się z tego pragnienia.
 Zadanie miałem swojego rodzaju ułatwione, ponieważ Sakura od momentu wykrycia mojej lokalizacji - starannie unikała jej jak ognia.
 Im bardziej chciałem z nią porozmawiać - tym gorzej było mi stworzyć do tego stosowną okazję.
 Nieustannie kręcili się obok niej jacyś mężczyźni, a ona sama, jeszcze przed konfrontacją z Temari biegała po całej sali, witając się ze spotkanymi osobistościami. Robiła wszystko, począwszy od lekkiego flirtu do dłuższej pogawędki byleby nie skończyć w małym towarzyskim kręgu pod ścianą, który zapoczątkowała Ino.
 Gdy natomiast spotkaliśmy się całkiem przypadkiem w krótkim korytarzu łączącym salę balową z bocznym wyjściem, dumnie uniosła głowę, zasznurowała usta i przeszła obok, z gracja stawiając kroki na kafelkowej posadzce.
 Ostentacyjnie pominęła moją osobę również przy długo odwlekanym powitaniu. Nie miała z resztą wielu okazji by nawiązać do rozmowy, ponieważ Temari nie tracąc czasu naskoczyła na nią z częstotliwością szarżującego bawoła.
A kiedy ktoś przypadkiem zwrócił się do mnie, zdziwiona dodawała “Sasuke? A któż to taki?” sztucznie rozglądając się po sali.
  Miałem już dość nieudanych prób wejścia z nią w bliższą interakcje, jednocześnie zdając sobie sprawę z pewnych niewyjaśnionych spraw - które trzeba było rozwikłać. Im dłużej biega na wolności tym większe ryzyko że rozwiąże jej się język.
  Dlatego gdy wesoły rytm muzyki nareszcie ucichł, sugerując koniec utworu ruszyłem do przodu, przebijając się przez wracające z parkietu, zmęczone pary. Sakurę i Kankuro spotkałem w połowie drogi. Nie zatrzymując się, po prostu chwyciłem Haruno za ramie, protestującą i fukającą bez litośnie ciągnąc za sobą w miejsce najbardziej oddalone od wścibskich spojrzeń. Gdy orkiestra zaczęła grać pierwsze wolne nuty uśmiechnąłem się triumfalnie.
  - Co ty wyprawiasz, możesz mi wyjaśnić?! - warknęła, szykując się do spektakularnego odwrotu. Nie pozwoliłem jej jednak, jednym silnym chwytem zatrzymując w miejscu a następnie odwracając w swoją stronę. Wtedy też umieściłem drobną, kobiecą dłoń na swoim ramieniu, samemu silnie obejmując ją w tali i przyciągając do siebie.
Głośno zaczerpnęła powietrza.
  - Tańczę - rzuciłem ze swobodą, konfrontując się ze zszokowanym wyrazem twarzy partnerki mimo woli. Mój boże, na co ja się porwałem..
Mając ją na odległość kilku metrów walczyłem zaciekle by nad sobą panować. Co mam więc zrobić teraz, gdy to piękne, pachnące kwiatami ciało tak silnie przylega do mojego a soczyste, rozchylone wargi wręcz proszą o drobny pocałunek...
 Przyłapałem się na tym, że jak zaklęty wpatruje się w jej usta spuściłem więc wzrok... zatrzymując go na okazałych piersiach.
Jakim jestem idiotą.
  Bujając się w rytm wolnej muzyki z milczącą, sztywną jak kij Sakurą w ramionach, prowadziłem zaciekłą dyskusję z wewnętrznym sobą. Nie wiem co mnie napadło, wiedziałem jednak że chce mieć ją tutaj, zaraz, tylko dla siebie.
I bynajmniej nie po to żeby rozmawiać.
A przecież właśnie dlatego ją tutaj zaciągnąłem!
 - Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć - wyszeptała po długiej chwili ciszy, skrępowana wpatrując się w nasze złączone dłonie.
 Kobieta wydała mi się nagle taka drobna i czysta.. Przywodziła na myśl bezbronnego, zgubionego w naszym świecie elfa, eterycznego i zwiewnego. Praktycznie nieuchwytnego.
Założenie kobiecej sukni nie czyniło z Sakury pokorniejszej istoty, zdawałem sobie jednak sprawę że mój wzrok krępuje ją i onieśmiela, odbierając zdolność do wysnuwania słownych kontrataków. Rzadko zdarza mi się mieć nad nią taką przewagę.
  - A ja nie wiedziałem że potrafisz milczeć przez tak długi czas
Wygrałem z pokusą nachylenia się nad jej twarzą, kusząco zwróconą w moim w kierunku. Szmaragdowe tęczówki na krótko zalśniły gniewem. Następnie wpatrywały się w moje oczy z mieszaniną uwagi  i .. niepewności.
 - Czegoś ode mnie chcesz, prawda?
Skinąłem głową, leniwie sunąc dłonią po jej wyprostowanych, odkrytych plecach. W odpowiedzi na ten gest zagryzła lekko wargi.
 Ty przeklęta, wyrafinowana uwodzicielko , pomyślałem udręczony, odwracając od niej wzrok.
Skrycie cieszyłem się że do tej pory nie odkryła wybuchu jaki zapoczątkowała w moim ciele. Mimochodem dostrzegłem zaletę sztywnego materiału jakim obite były garniturowe spodnie; o wiele łatwej było ukryć co dzieje się pod nimi.
  - Nie wiem jak udało ci się mu uciec. Prawdę mówiąc, jest mi to bardzo nie na rękę.
  - Tylko to chciałeś mi powiedzieć? Nie pasuje ci że wróciłam, tak? - zjeżyła się natychmiast
  - Nie tylko - uśmiechnąłem się kątem ust - Chodzi o moje sprawy, w które wścibsko wciskasz ten ładny nosek.
Zmarszczyła lekko brwi
 - Mogłabym to samo zarzucić Tobie. - odparowała po kilku sekundach ciszy, w trakcie których wpatrywała się we mnie z rosnącą irytacją. Odrzuciła maskę bezbronnej i poukładanej szybciej niż myślałem, stając się żywym odzwierciedleniem swojej prawdziwej natury kreowanej na kształt żądnej krwi wojowniczki. - Z tą różnicą, że twój nos nie jest ładny.
Zaśmiałem się cicho i przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, minimalizując dzielącą nas odległość do zera.
  - Nie rób takich groźnych min, skarbie. Jeszcze wszyscy pomyślą że chcesz zrobić mi krzywdę. - szepnąłem konspiracyjnie, zadając sobie trud przeznaczenia tego tylko dla jej uszu
  - Nie jestem twoim skarbem - wysyczała, z premedytacją nadeptując mi obcasem na stopę. - A to że chcę Cie pobić nie jest dla nikogo na tej sali żadną tajemnicą. Dziwię się, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam skoro przez cały wieczór wpatrujesz się we mnie jak w żywy obiekt seksualny. Nie jesteś w niczym lepszy od Kiby i chętne przyznam że uderzyłabym cię sto razy mocniej niż jego. - rzuciła ostro, mrużąc przy tym oczy.
 Z szarmanckim uśmiechem na ustach nachyliłem się nad jej uchem, drażniąc odsłoniętą skórę szyi i ramion gorącym oddechem. Poczułem jak ciało dziewczyny automatycznie sztywnieje a serce zaczyna uderzać z nieprawdopodobną szybkością.
 -  Przez Ciebie zaczynamy wzbudzać coraz większe zainteresowanie. Opanuj się proszę i zachowuj, jakbyś na ten jeden taniec darzyła mnie względną sympatią. Nienawistne deklaracje wyrzucisz mi, gdy tylko zostaniemy sami. Nie wszyscy muszą to słyszeć.
  - Nie dbam o to  - burknęła, zaciskając dłoń na materiale mojej marynarki. - I tak jesteśmy pod ostrzałem spojrzeń.
Zrezygnowany pokiwałem głową.
  - Może przestaną się patrzeć, kiedy w końcu skończysz spinać się jak struna i rozluźnisz. O tak, świetnie. Teraz tylko nie patrz na mnie jakbyś chciała obedrzeć mnie ze skóry.
  - To będzie trudne.
  - Dlaczego?
  - Ponieważ mam ochotę to zrobić. - uśmiechnęła się zadziornie, odsłaniając rzędy równych, białych ząbków.
W odpowiedzi odetchnąłem głośno.
  - Musimy wyjaśnić sobie parę rzeczy - mruknąłem, nosem delikatnie wodząc po aksamitnej skórze na zaróżowiałym, kształtnym policzku kobiety. - Jeśli powiesz komukolwiek o tym, co wiesz o mojej organizacji zabije cię. I nie będę miał żadnych skrupułów.
Fuknęła głośno, silnie przyciskając dłoń do mojej piersi. Chciała się odsunąć, ale nie dałem jej na to żadnych szans mocno zakleszczając w swoich ramionach.
  - Nie..
  - Nie przerywaj mi - warknąłem, mocno zaciskając palce na jej tali - Jesteś tykającym zagrożeniem dla mojego planu i prawdę mówiąc, powinienem zabić cię już teraz. Niestety nie mogę tego zrobić jeśli nie chce narobić sobie kłopotów.  
Zaczerpnąłem głośniejszego wdechu, nie mogąc oprzeć się pokusie delikatnego przygryzienia płatka jej ucha. Zadrżała nieznacznie.  
    - Ale jeśli to ty mi ich narobisz nie będę miał litości. Rozumiesz?  
  Kojący dźwięk pianina ustawał stopniowo, zwiastując zakończenie trwającej melodii. Pary stłoczone na parkiecie niechętnie odklejały się od siebie, wymieniając krótkie uśmiechy.
Ja również pragnąłem odsunąć się jak najdalej od Sakury, ta jednak mocno uczepiwszy się się mnie rękami ani myślała zakończyć dyskusję.
Powiodłem pytającym spojrzeniem na jej twarz, napotykając po drodze głębie zagniewanych, wyostrzonych tęczówek.
  - Pozwól że również coś ci powiem, Sasuke - przywołała na usta delikatny uśmiech i założyła dłoń na mój kark. Następnie ujęła go mocno i pociągnęła w swoją stronę, sprawiając ze mimowolnie nachyliłem głowę ku dołowi. Wtedy przybliżyła usta do mojego ucha, dublując wcześniejszą sytuację. - Nigdy więcej nie waż się mi grozić, nie boję się Ciebie. Po za tym skarbie, wiem o wiele więcej, niż Ci się wydaje. I to nie Taka powinna Cię teraz martwić... Karin co nieco mi opowiedziała.
Rozszerzyłem oczy, próbując dopasować tą informację do całej masy innych. Ta kobieta chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
   - Karin? Skąd ty..
   - Nie przerywaj mi - rzuciła ostro, boleśnie wbijając mi paznokcie w skórę na karku - Czy na prawdę, będąc w Akatsuki wyzwałeś Kisame na pojedynek? To musiał być bardzo głupi pomysł. - skończyła z rozbawieniem, odsuwając się powabnym ruchem w tył.
 Zanim zdołałem się we wszystkim zorientować, stała w bezpiecznej odległości zwrócona do mnie twarzą i zadziornym ruchem założyła rękę na biodro.
Z szelmowskim błyskiem w oku nabrała głośnego wdechu i rozchyliła usta.
Już wtedy wiedziałem że nie wypłynie z nich nic dobrego.
 - Chyba śnisz że się z Tobą umówię, Sasuke! - odparła donośnym, pewnym głosem upewniając się że jej wypowiedź dotrze do uszu zebranych par -  Dziękuję Ci za kwiaty oraz miłosne listy, ale one nic dla mnie nie znaczyły!
  Boleśnie odczułem ciężar setek zdziwionych spojrzeń, ulokowanych we mnie w przeciągu jednej sekundy. Obciążająca męską godność, fałszywa deklaracja zabrzmiała w feralnym momencie nastania nagłej ciszy.
 Haruno ukartowała to z niebywałą starannością, przebiegła żmija!
A teraz oddalała się płynnym krokiem, zmysłowo kołysząc biodrami.
  Nic nie mogłem poradzić na czekający mnie przemarsz wstydu, ciągnący się przez całą salę. Piekielnica przypięła mi łatkę odtrąconego i niechcianego zalotnika a następnie pozostawiła upokorzonego, odchodząc z wysoko uniesioną głową.
 Widząc ją dziś tak zuchwałą, dumną i nieustępliwą we własnej obronie, nie mogłem opędzić się od niechętnego podziwu względem tej kruchej istoty. Bywała cyniczna, dzika, lekkomyślna i niecierpliwa wykazując jednocześnie cechy osoby pomocnej i życzliwej.
  Istna mieszanka wybuchowa.
Trzymając ją ramionach toczyłem cichy bój z własnym ciałem, czule reagującym na bliską obecność tej kobiety. Jeszcze gorsza okazała się świadomość, że kiedyś będę musiał wypuścić ją z objęć, i prawdę mówiąc odwlekałem tą chwilę w nieskończoność, gardząc przy tym samym sobą.
 Próbowałem pozbyć się sentymentalnych myśli, nie chciały jednak odejść.
Ten pociąg do Sakury niepokoił mnie, nie, prawdę mówiąc niezmiernie irytował! Jeśli miałem ochotę na mały romansik czy nawet przelotną rozrywkę mogłem wybierać spośród długiego szeregu najpiękniejszych kobiet wszystkich 5 Wielkich Nacji. Skąd więc to chorobliwe pragnienie bliższego poznania Sakury Haruno, istoty będącej wcieleniem wszystkiego, czego w kobietach nienawidzę...


Autorka: Udało mi się dokończyć ten rozdział w jeden dzień. Ten sukces zawdzięczam swojej niecierpliwości, byleby opisać w końcu relacje pomiędzy Sakurą a Sasuke. Co nieco się zmieniło. Mam nadzieję że rozdział się spodoba!

12 komentarzy:

  1. Cudne. Niezbyt ckliwe... i dobrze! I nie zrobiłaś z Sasuke kompletnego dupka, co robi 99,(9)% osób piszących opowiadania sasuXsaku. Byle tak dalej.
    WIIIINCYJ!

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz doczytałam tzw. "od autorki"... Nie mam się do czego przypierdolić, przykro mi. :D
    Jest jedna jedyna kwestia, ale to jest sprawa sporna... Surduty, kiecki i dekolty, czy hakama, obi i kanzashi? Ale mówię - to już sprawa indywidualna, zależna od upodobań autora opowiadania. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A powiem ci, że sama nie wiem czy o to mi chodziło. Chyba zaleciałam troche nowoczesnością, no ale niech mają xD komfort ruchu przede wszystkim! :D

      Usuń
    2. Mówię - kto co lubi :D

      Usuń
  3. Witam! Zapraszam do mnie na life-of-shinigami.blogspot.com
    Jest to opowiadanie autorskie oparte na pewnym anime, lecz nawiązań do niego jest tak mało, że spokojnie można go zakwalifikować jako zwykłe fantasy. Zresztą, co ja ci będę pisać. Wejdź i sam sprawdź :)
    Pozdrawiam,
    Heques

    OdpowiedzUsuń
  4. matko, końcówka najlepsza! w końcu coś rusza pomiędzy nimi :') powiem ci, że uwag nie mam żadnych. wszystko rozwija się w idealnym tempie. nie jest ani za szybko, ani za wolno :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech, przeczytałam jakoś najpierw twoją adnotację i tym razem nie mogłam przejść obojętnieee. I wybacz, że dopiero teraz!
    Ogólnie to zacznę od tego, że twojego blożka śledziłam na bieżąco do trzeciego rozdziału. Pamiętam, że raz nawet przeczytałam rozdział od razu mimo tego, że kilka godzin później miałam koło z molekularnej, nic na nie nie umiałam, olałam naukę i potem go nie zdałam XDDDD aaaaale, wszystko już oki, nawet egzamin już mam z bani, więęęęc wszystko na miejscu!
    A wracając – chodzi o to, że jestem dość okrutnym leniem i czasem po prostu ciężko mi się za coś zabrać, tym bardziej, że długość twoich rozdziałów powala. ;o I tak to się nawarstwiało i miałam zaległości, ale w końcu nadrobiłam i to w zaledwie jeden dzień, haha. Dwie notki przed 21 i mimo że dwie kolejne miałam zostawić sobie na drugi dzień, ogarnęłam przed snem o 4 rano XD
    Pierwsze, co już wcześniej rzuciło mi się w oczy, to właśnie długości rozdziałów, no serio, podziwiam! Poza tym ciągle coś się dzieje, wciąż dochodzi jakiś kolejny wątek i robi się coraz ciekawiej. No iiii - od początku jest Sasuke, więc nie separujesz ich tak, jak to robią niektórzy, żeby potrzymać czytelników w napięciu (czytaj – mua XD), a jak wiadomo, w blogach o SasuSaku najlepiej, kiedy SasuSaku jest najwięcej <3
    Poza twój styl pisania jest taaaki lekki i cudowny! Każde zdanie jest niebanalne i bogate, nawet te najkrótsze, zaledwie oznajmiające coś prostego. Poważnie, tyyym mnie tu przyciągnęłaś przede wszystkim.
    Jeśli chciałabyś coś zmienić to wpadłam na kilka błędów ortograficznych i dość częste braki przecinków w odpowiednich miejscach, ale to totalne banały, więc myślę, że w miarę pisania sama się z tym uporasz.
    Leć dalej, dziewczyno, bo widzę, że coś utknęłaś na tych dziesięciu procentach od dłuższego czasu. Wenki i dużo ciepłych buziaczków w te ostatnie wietrzne, przynajmniej na moich rejonach, dni. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej!!
      Sprawiłaś mi ogromną radość tym komentarzem! Ty! Której blog stał się blogiem miesiąca (!!) w narutomańskim świecie blogów! (Oh.. tyle razy słowo blog w jednym zdaniu xD)
      Anyway
      Tak w ogóle to nie sądziłam, że ta moja jakaśtaka opowieść może być czytana z równym zapałem, z jakim ja przeważnie czytam prace innych. W tym twoje! :D
      Jestem cholerniaście szczęśliwaaa! Tak szczęśliwa że będąc sobie w Holandi, brudna po robocie, z jedną kreską internetu w zabiedzonym kampingu odpalam worda i zasuwam z rozdziałem! (A w przerwach odpisuje na twój komentarz XD) To się chyba nazywa ten kop motywacji, o którym tak wszyscy rozprawiają! Fajna sprawa, nie powiem xD
      Toteż dziękuje Ci bardzo! bardzo bardzo! I mam nadzieje że dalsze losy Sakury (bo to ona bedzie miała najbardziej przejebane XD) i Sasuke (który z kolei również nie będzie miał z nią lekko) ci się nie znudzą! Postaram się nie! :D

      Lece nastawiać przeciników i popoprawiać te błędy! :D :D

      Ps. Gratuluje zdania egzaminów!! :D
      Ps2. Nie chce nic mówić ale ja przynajmniej napisałam cokolwiek! Ty dalej stoisz z IV w 0%! :D

      Usuń
    2. Cholera, jestem głąbem okrutnym :-//// miałam Ci napisać tutaj, prywatnie, nie wiem, gdziekolwiek, że dziękuję, bo twoje zgłoszenie mojego bloga, jako w ogóle pierwsza taka akcja w blogowym świecie sprawiła, że przecierałam oczy i odświeżyłam stronę i totalnie nie wierzyłam XD A potem cieszyłam się, jak teraz samą wygraną, chooooooć nie - tym nawet bardziej, bo o wygranej sondzie dowiedziałam się zaraz po meczu z Portugalią i w moim sercu panował smutek, której nawet ten fakt nie mógł przemóc, serio :-( To było krótka chwila radości, bo potem jeszcze uczyłam się do czwartej, żalżal.
      Tak więc cholernie mocno, najszczerzej i najżyczliwiej - DZIĘKUJĘ <3
      W tym też za gratulacjoszki za zdanie egzaminu, ale jeszcze na jeden wynik czekam, więc nie zapeszam, hohoho.
      W ogóle jeeeejciś, co za radość! Przeczytałam ten komentarz kilka razy niczym pod swoją własną notką, hahah. No i serio, pochłonęły mnie te rozdziały zupełnie, jeszcze potem popisałam z kumpelą i poszłam spać jakoś w pół do szóstej, no mówię Ci!
      W Holandii? ;o O kurde, aż tam! w sumie czadowo, ale ja specjalnie wróciłam do domku i jedynie pomagam kuzynowi w weekend, więcej pracy w te wakacje nie planuję <3
      Jeszcze po pracy, znam to... potrafię chodzić i cała robotę przeboleć, że wolałabym teraz pisać, a nie zarabiać XD a potem wrócić do domu i nie mieć na to siły, ech.
      Aaaa i zapomniałam! Jeszcze co do tych całych uwag - wyrównuj sobie tekścik! Mnie nauczono tego zaraz przy pierwszym rozdziale na pierwszym blogu i kiedy mogę, to przekazuję to dalej :-D
      HAHA, a procenty właśnie przed chwilą urosły, i ciągle rosną. Przysiadłam jakąś godzinkę temu i jeszcze mam ochotę, także no, dziejesieee.
      No i cieszę się, że tak kopnęłam! Każdy tego potrzebował chociaż raz, każdy to zna, uwierz mi, mówię tu też bardzo mocno o sobie XD
      Zasuwaj dziewucho zatem, i siły i do pisania i do roboty! Buziaki :*

      Usuń
  6. Powinnam już spać, ale niestety zmusiłaś mnie do przeczytania tego rozdziału w całości jeszcze dzisiaj, mimo to, że planowałam przeczytać tylko początek. Mówiąc o zmuszeniu mam na myśli Kankuro. JEST GEJEM?! KANKURO JEST GEJEM?! Moje serce krwawi. Na prawdę bardzo mocno.. No ale cóż.
    Jak już piszę to nie odpuszczę sobie skomentowania rozdziału jako całość. Ogólnie mi się podobał, ale Kankuro jest gejem... dobra kończę to.
    Podoba mi się relacja Temari z Sakurą.. jakoś nigdy nie widziałam ich jako przyjaciółki, ale tutaj całkiem to pasuje. Nauto jak zawsze robi z siebie idiotę, lubię go za to. Ogólnie ten rozdział wydał mi się dużo "prostszy" niż poprzednie. Było mniej tajemnic i ogólnych niewiadomych. Mimo tej prostoty i humorystyki mam nadzieję, że w następnych rozdziałach sekrety wrócą.
    Ale to i tak nic nie zmieni, bo Kankuro jest gejem.
    Dziękuję, dobranoc.

    Kankuro jest gejem.

    Gejem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby nie było.. muszę dodać, że nie mam nic do homoseksualistów. Ale zawsze widziałam go jako takiego wspaniałego mężczyznę, który mógłby mnie obronić przed całym światem (w myślach teraz śmieje się sama z siebie).
      No, ale cóż.. U Ciebie jest gejem. Boli mnie to strasznie, ale już prawie zaakceptowałam sytuację.

      Usuń
    2. Haha, cóż!
      Jedyne co mogę powiedzieć na swoją obronę, to fakt że wystarczy jedno słowo a zrobimy z niego hetero! xD
      Aczkolwiek jego orientacja bardzo mi się przyda w następnych rozdziałach, haha :D

      Usuń