sobota, 21 stycznia 2017

18. Dobre wieści nie są w jego stylu.

Musiałam mieć w głowie zbitą kupę syfu, skoro zgodziłam się na coś takiego!
   - Wskocz mu do łóżka, Sakura! Wcale się nie krępuj, zrób to! - syczałam wściekle pod nosem, bez opamiętania mieszając łyżeczką w wypełnionej do połowy zlewce. Płyn wylewał sie z niej i rozchlapywał po wszystkim dookoła łącznie ze moją twarzą, a jednak nie przestawałam, mącić w naczyniu tak zapamiętale jakby zależało od tego moje życie.
   - Zakocha się od razu, gwarantuje! - ciągnęłam bez tchu - Albo ewentualnie dostanie czego od dawna chciał i raz na zawsze zniknie z twojego życia! Ale nic się nie martw! Najwyżej! Minimalne ryzyko! Mi-ni-ma-lne! Do stu piorunów, co mnie podkusiło żeby rozmawiać z nią na takie tematy. Długonoga wariatka!
   - Do kogo ty mówisz?
Ale mnie skurczybyk wystraszył! Roztwór Fetanylu tworzony z taką czasochłonnością, nieomal wymsknął mi się z rąk, najpierw odbywając krótki lot w powietrzu a następnie wylewając się w ¾ swojej zawartości na podłogę. W porę pochwyciłam naczynie, zatrzymując je w pochylonej pozycji między swoim łokciem a biodrem.
   - Oszalałeś?! - ryknęłam, starając się wyratować to, co jeszcze pozostało mi w rękach. Niezgrabnie odłożyłam zlewkę na kuchenny blat, posuwistymi ruchami wycierając mokre dłonie o materiał swoich spodni. Zerknęłam na Sasuke spod byka. - Nie pozwalałam ci przecież wstawać z łóżka. Dlaczego mimo tego ciągle kręcisz się po domu. Złamań nie da się rozchodzić! Wracaj do salonu.
Tak, salonu. Od czasu gdy dwa tygodnie temu zostałam chcąc nie chcąc przymuszona do wprowadzenia się do mieszkania chłopaka, z całą bezwstydnością zadomowiłam się w jego prywatnym, osobistym pokoju sypialnianym. Sasuke przypadło miejsce na kanapie - oczywiście gdy tylko jego rany powierzchownie wygoiły się, a on sam był w stanie swobodniej się poruszać, nie wyjąc przy tym z bólu.
  Ten idiota chciał udostępnić mi swoje łóżko już podczas pierwszego dnia pobytu pod jego dachem; w swoim uporze był nawet w stanie jakoś zwlec się z posłania i zakrwawić całą podłogę, próbując dostać się do drzwi. Pech sprawił, że cokolwiek zmasakrowany stan nóg szybko doprowadził go do upadku. Huk, który rozszedł się wtedy po mieszkaniu sprawił, że niemal natychmiast zjawiłam się na miejscu. A tam zastał mnie niecodzienny, wręcz makabryczny obrazek. Cały pokój tonął w czerwieni, nieprzytomny Uchiha leżał na środku krwawego pobojowiska i bóg mi świadkiem, przez chwile pomyślałam że jak stał, tak padł martwy. Był blady jak ściana.
Nim zdołałam wciągnąć go z powrotem na łóżko, krew była już wszędzie. Na mnie, na ścianach, na pościeli. Gorączkowo zszywałam pootwierane rany, czując się jak najgorszej klasy, bestialska rzeźniczka. O późniejszym szorowaniu paneli i mebli nie wspomnę, podobnie jak o nadających się tylko do wyrzucenia nowych spodniach. Absolutnie nie będę tego wypominała. Wcale nie mam żalu. Wcale.
   W ciągu minionego tygodnia wiele się między nami zmieniło.
Główna różnica, najistotniejsza polegała w dużej mierze na tym, że nie szukałam z nim kontaktu i ze wszech miar starałam się nie prowokować go do rozmowy. Słowa Ino brzęczały mi w głowie za każdym razem, gdy tylko spojrzałam na jego twarz. I to wystarczyło, bym po każdej takiej próbie pokrywała się gorejącym rumieńcem.
      Zerknęłam kątem oka na Uchihe, który w dalszym ciągu stał w progu kuchni, spoglądając w moją stronę z zainteresowaniem. Bez słowa odwróciłam się do niego plecami i na nowo poderwałam w dłoń łyżkę, już po chwili sprawnie manewrując nią w nieznacznie opróżnionej zlewce. Energicznie machałam ręką i chodź nie dawałam niczego po sobie poznać, byłam wyczulona na każdy szmer dochodzący z mieszkania.
    - Jesteś strasznie spięta - rozległ się nagle cichy pomruk, bezpośrednio tuż obok mojego ucha. Nerwowo poderwałam się do góry, czując, jak serce niemal wyskoczyło mi z piersi - w dodatku torując sobie drogę przez gardło.
   - Znowu to zrobiłeś! Przestań mnie ciągle straszyć! - cisnęłam ze złością, mocniej pochylając się nad roztworem. Mieszałam go tak zamaszyście, że aż zaczęły boleć mnie mięśnie ręki. Zagryzłam wargę, nie spowalniając tempa. - Bałwan.
   - Wcale nie chciałem. Przepraszam.  
Burknęłam pod nosem ciche “Nie ma sprawy”, wracając do błogiego stanu nie zwracania uwagi na jego obecność. Niestety w kontynuowany tego procesu, ciągle przeszkadzały mi gorące oddechy chłopaka, rozbijające się w równych odstępach na skórze mojego karku. Zwilżyłam językiem spierzchnięte wargi dla uspokojenia skołatanych myśli odliczając w myślach do dziesięciu.
1…2…3…4...4…Co było po czterech? Wybiłam się z rytmu pod każdym możliwym względem. Naraz moje ruchy przestały był tak płynne, łyżeczka z łoskotem uderzyła o szklaną powłokę zlewki a ciało drgnęło gwałtownie, jakby w odpowiedzi na ruch jego rąk, które znikąd zatrzymały się na moim brzuchu. Bez ostrzeżenia przerwałam wykonywaną czynność, zamierając w kompletnym bezruchu.
   - Co ty wyprawiasz. Nie dotykaj mnie - rzuciłam na bezdechu, poruszywszy się niemrawo w miejscu. Jego dłonie niemal wypalały mi dziurę w skórze, a ja głupia, starałam się nie zwracać na to uwagi. Było to totalnie bezcelowe, bo tylko idiota nie zauważyłby tej dokuczliwej słabości, którą darzyłam Sasuke.
  O dziwo chłopak posłusznie zabrał ręce lecz nie odsunął się, w dalszym ciągu stojąc niebezpiecznie blisko moich pleców. Niemal wyczuwałam delikatny dotyk jego klatki piersiowej, gdy tylko nabierał wdechu.
   - Chcę z Tobą porozmawiać. - wyjaśnił pokrótce, po chwili ściszonym głosem dodając coś jeszcze:  - I przeprosić.
   - Już mnie przeprosiłeś. Nie gniewam się.
   - Nie za to - Wyczułam, jak przecząco pokręcił głową. - Chciałem zrobić to już dawno ale nigdy nie było dobrej okazji. Wiem, że narobiłem ci masę kłopotów i problemów. Wiem też, jak się przeze mnie czułaś. Przez te wsz…
Nagle, jak za błyśnięciem błyskawicy przeszyła mnie pewna myśl.
   - Hej! A gdzie ty masz gips?! - zawołałam, nie bacząc na to, że przerwałam mu w połowie zdania. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a tą rzecz śmiało mogłam wrzucić do kategori Pilne i Naglące. Obróciłam się do chłopaka jednym płynnym ruchem.
Zielone tęczówki zalśnił gniewnie gdy mierzyłam kamienny wyraz jego twarzy. Zdecydowanie znajdował się za blisko. - Który to już raz, Sasuke? Ile ty masz lat żebym ciągle powtarzała ci, że gips jest po to żeby go nosić a nie rozwalać przy pierwszej, nadarzającej się okazji!
Mocno ściągnął ku sobie obie brwii
   - Nie potrzebuje go. Poza tym czuje się lepiej.
   - Lepiej nie znaczy, że wszystko jest w porządku. Masz połamaną rękę w dwóch miejscach i odmawiasz jej uszytywnienia! - Odwróciłam się do tyłu i zamaszyście pochwyciłam w dłoń zlewkę z gotowym już roztworem. Przyłożyłam ją Sasuke niemal pod same wargi - Pij. Zrób chociaż tyle i to wypij. Działa przeciwbólowo.
 Z wahaniem odebrał ode mnie naczynie i przechylił je, za sprawą dwóch łyków wypijając niemal całą porcję mętnej substancji.
 Widząc jak ostatnie krople płynu znikają w jego ustach uśmiechnęłam się kącikiem ust po czym… najnormalniej w świecie uderzyłam go pięścią w osłabioną rękę. Nie mocno, lecz równocześnie nie za lekko, tak, aby poczuł siłe a zarazem nauczkę płynącą z tego ciosu.
   - Oszalałaś!! - zawył niemal od razu, odskakując ode mnie na odległość conajmniej jednego metra. - Co ci strzeliło do głowy. Kurwa!
   - Założę ci ten gips po raz trzeci, ale jeśli ściągniesz go znowu…! - Pstryknęłam palcami  wysoko w powietrzu, grymaśnie wykrzywiając przy tym usta. - To własnoręcznie cię uduszę!
   - Będzie to najlepsza rzecz jaką mogłabyś dla mnie zrobić! Terrorystka! Kurwa, jak to boli.
Nie skomentowałam tego, chodź słowa przygane same cisnęły mi się na usta. Zadarłam wysoko podbródek i najpłynniejszym krokiem na jaki było mnie stać, wyminęłam klnącą radośnie postać Sasuke.
   W zamierzeniu miałam oddalić się z klasą. Niestety, skończyło się tylko na “miałam”.
Idąc a zarazem twardo spoglądając przed siebie nie mogłam dostrzec wielkiej, wręcz rażącej kałuży na podłodzę, o której z resztą dawno zdążyłam już zapomnieć. I to właśnie przyczyniło się do mojej porażki. Czyniąc w takt wrodzonej niezdarności, musiałam, po prostu musiałam skierować się w stronę groźnie połyskującego płynu, gorzkiej pozostałości po roztworze dla Sasuke.
  Będąc sobą musiałam się więc na niej poślizgnąć. Hucznie i z rozpędem. W przeciwnym razie nie czułabym się przecież tak fajnie. Rzecz oczywista. Dzień bez narażenia życia tudzież skazania się na upokorzenie to dzień stracony.
 Wraz z chwilą wdepnięcia w mokrą plamę, już wiedziałam, jak to się skończy. Fizyka zadziałała w tym przypadku bez zarzutów i szybko straciłam panowanie nad tym co się dzieje. Najpierw zamachałam rękami próbując uchwycić się czegokolwiek, a następnie krótki lot przypieczętowałam równie krótkim piskiem, gdzieś tam w międzyczasie godząc się z ewentualnością bolesnego upadku.
   - Cholera jasna, Sakura! - dobiegł mnie głośny krzyk Sasuke, ubiegający tylko o sekundę moment uchwycenia mnie przez jego silne ręce. A później poczułam na plecach, pośladkach oraz głowie przenikliwy ból. Jęknęłam głucho, chwilowo zatracając poczucie rzeczywistości.
Leżąc w bezruchu na ziemi, przez dłuższą chwilę starałam się uchylić przymknięte od nadmiaru wrażeń oczy, a gdy już mi się to udało, obraz dwoił mi się i troił. Zmrużyłam markotnie powieki, usiłując dopatrzeć się wszystkich szczegółów architektonicznych, którymi przyozdobiony był sufit. Sufit, który na pewno nie był czarny w chwili gdy jeszcze nie upadłam.
   - Co do chuja.. - wyharczałam gardłowo, po chwili odchrząkując by nadać głosowi trochę wyraźniejszej brawy.
   - Sakura, co ty najlepszego wyprawiasz! Nic ci nie jest?!
Sasuke. To Sasuke jest czarną plamą na suficie, pomyślałam otumaniona, usiłując podnieść górną część ciała z podłogi. Skrzywiłam się boleśnie, z jego pomocą siadając chwiejnie na ziemi. Musiałam przydzwonić dość konkretnie, bo zaniepokojony wyraz twarzy u Uchihy nie wskazywał raczej na łagodne lądowanie.
   - Upadałam - odparłam bełkotliwie, poniewczasie orientując się, że jego dłonie wciąż mocno trzymają moje ramiona. Zamrugałam oszołomiona, nie podejmując jednak żadnych prób by je z siebie zrzucić. W ciszy powędrowałam dłonią ku tyłowi głowy chcąc zlokalizować nieuniknionego guza.
   - To nie jest zabawne. Musisz na siebie bardziej uważać, durnoto. - Ręka Sasuke zręcznie ubiegła moją dłoń, co zdołałam zarejestrować dopiero w momencie, gdy poczułam pod swoimi palcami jego szorstką skórę. Momentalnie odsunęłam rękę, oblewając się przy tym lekkim rumieńcem. Niespotykana delikatność jego dotyku i ciepły, pełen obawy sposób, w jaki na mnie spoglądał sprawił, że zaczęłam się na poważnie zastanawiać, jak mocno przywaliłam swoim łbem o te kafelki. Nieświadomie wzdrygnęłam się, gdy ostrożnie wybadał powierzchnię mojej głowy dłonią. - Trzeba przyłożyć lodu. Dasz radę sama wstać?
Właśnie miałam zdobyć się na potwierdzające skinięcie, kiedy bez ostrzeżenia chwycił mnie na placach i pod zgięciem kolan, bez problemu unosząc w powietrze. Pisnęłam powtórnie, tym razem z zaskoczenia.
   - Twoje ręce! - zawołałam panicznie, silnie otaczając jego szyję ramionami. Na mój niepokój składały się teraz dwa odczucia, pierwsze - że przecież dalej nie usztywniłam jego złamań, i drugie - że cały tył mojego ciała wciąż promieniował tępym bólem. Każdy ruch głową obkupywałam piekielnym cierpieniem. Zagryzieniem warg stłumiłam ciche jęknięcie, gdy ten wykonał pierwszy krok.
   - Nimi się teraz nie przejmuj. - rzucił szorstko, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Po prostu szedł przed siebie, kierując się niewątpliwie w stronę sypialni. - Martw się lepiej o siebie, sieroto. W życiu nie spodziewałbym się, że się na tym przewrócisz.
   - Dlatego mnie nie złapałeś? - burknęłam, lokalizując wzrok na ostrej linii jego szczęki. Rysowała się wyraźnie, szczególnie gdy z taką zaciętością zaciskał zęby. Z trudem powstrzymałam ochotę by dotknąć jego policzka, sprawić, by się rozluźniło, być może rozciągnęło w uśmiechu...
   - Dosłownie wyślizgnęłaś mi się z rąk. - przyznał niechętnie.
Łokciem otworzył drzwi i wniósł mnie do środka, uważając przy tym by żadna część mojego ciała nie zahaczyła o próg. Następnie bardzo ostrożnie posadził mnie na łóżku, stanowczym tonem nakazując zachowanie całkowitego bezruchu. Dostosowałam się do jego zaleceń, bo byłam ciekawa do czego to wszystko zmierza.
   - Jesteś cała mokra. Musisz się przebrać i wysuszyć włosy. Trzymaj. - Bez ostrzeżenia wrzucił mi na kolana świeżo wypraną porcję moich ubrań, na które składały się krótkie spodenki i obcisły, bordowy top; po chwili do owej sterty dołączył również ręcznik.
Wpatrywałam się w to z oszołomieniem, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
   - Ale.. - wydukałam poruszywszy się nieznacznie… i wtedy to poczułam. Lepka wilgoć pokrywała całe moje plecy oraz, jeśli wierzyć jego słowom, również głowę. Do tej pory zbyt zaaferowana jego bliskością, tudzież wypadkiem, ewentualnie jednym i drugim nie zwróciłam na to większej uwagi. Teraz za to stało się aż zanadto denerwujące. Widocznie za jednym zamachem udało mi się zarówno przewrócić jak i wytrzeć sobą ów kałużę. Cóż za oszczędne zarządzanie czasem. W życiu nie podejrzewałabym siebie o taką ekonomiczność, pomyślałam z ironią.
 Skrzywiłam się momentalnie, po czym skrzywiłam jeszcze mocniej, kiedy zorientowałam, że Sasuke zamierza zostawić mnie teraz samą.
   - Poczekaj! - zawołałam, szybko reflektując się w myślach za ten wybuch. Co ja mu teraz powiem?!
Uchiha przystanął w progu, zerkając ku mnie z wyczekiwaniem.
    - Hm?
   - Musisz mi pomóc! - palnęłam bezmyślnie i tak jak w przypadku poprzedniego zdania, tym razem również zbeształam się w duchu. Gorąc niemal natychmiast oblał moje policzki. - To znaczy… bo… no…
   - Potrzebujesz pomocy przy rozbieraniu się czy ubieraniu? - uściślił, unosząc do góry jedną brew. Zamrugałam ze zdenerwowania, pierwszy raz od bardzo dawna nie wiedząc, co mam powiedzieć. Zwilżyłam usta językiem. - Więc? Streszczaj się, idę po ten lód.
   - Przy wycieraniu włosów - Niepewnie wyciągnęłam ku niemu ręcznik - Proszę.
Z sekundowym wahaniem przyjął ode mnie wymieciony w dłoniach zbitek materiału, jednocześnie zamykając drzwi od sypialni.
   - No jasne. Nie ma sprawy. - odparł ze swobodą, której mi aktualnie tak cholernie brakowało i ruszył w moją strone. Patrzyłam z głośno łomotającym w piersi sercem jak Sasuke zbliża się i bez skrępowania siada obok mnie, aby po chwili bez słowa zarzucić mi ręcznik na głowę. Ostrożnymi ruchami począł wycierać poszczególne partie włosów.
   - Dziękuję - mruknęłam cicho, w głębi siebie tocząc najprawdziwszą batalię z myślami.
  Nic nie mogłam poradzić na to, jak bezradnie się teraz czułam. Sasuke był tak blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki a mi jak zwykle brakowało odwagi by wysunąć śmielszy ruch. Głowa nie dokuczała mi już aż tak bardzo, bez problemu mogłam osuszyć sobie ją sama. Mimo tego nie mogłam oprzeć się pokusie zachowania dla siebie Uchihy chodź na chwilę dłużej. Mniej więcej dlatego wykorzystałam go do tak banalnej czynności. Bo jestem egoistką.
  Która cholernie go potrzebuje.
  Ostatnie dni spędziłam na sumiennym unikaniu Sasuke, nie bacząc na to, jak wielką odczuwałam potrzebę przebywania w jego obecności. Zgubiłam się w samej sobie. Aby nie pogarszać wewnętrznego zamętu zdecydowałam się na spokojne przeanalizowanie sprawy - w efekcie końcowym nie dało mi to jednak nic.
  - Boli cię dalej? - odezwał się jakby od niechcenia, na moment zabierając ręcznik, by ocenić efekty swojej pracy. Musiały być dla niego satysfakcjonujące, bo materiał nie znalazł się po raz wtóry na mojej głowie.
   - Nie, już nie tak bardzo. Dzięki za próbę ratunku.
   - Nieudaną. Raczej mi się to nie zdarza
   - Ja też raczej rzadko upadam. - podłapałam skwapliwie, po czym ze znużeniem opuściłam wzrok na własne, splecione na kolanach ręce.
   - Oczywiście - stwierdził z rażącą w oczy ironią. Automatycznie spojrzałam ku niemu nieco ostrzej, nieznacznie przekrzywiając przy tym głowę.
   - Sugerujesz coś?
   - Że jesteś sierotą.
Czułam się w obowiązku zainterweniować.
   - Że czym jestem?!   
   - Sierotą. W dodatku głuchą. Ściągniesz w końcu te mokre ubranie?
Dzielnie zachowałam kamienny wyraz twarzy, starając się nawet odtworzyć jego mimikę.
  Posłucham rady Ino, pomyślałam nagle, pełna wewnętrznej brawury. Nie mam nic do stracenia. Zaufam Sasuke tak, jak powierzyłam losy własnej przyszłości w ręce pokręconej blondynki. Już nawet nie liczyło się dla mnie, czy ta decyzja może być konsekwencją najprostszego wstrząśnienia mózgu.
  Byłam zmotywowana jak nigdy dotąd… a równocześnie nie miałam pojęcia jak mam się za to wszystko zabrać. Nie oszukując się, nigdy nie czułam się na tyle seksowną, by z premedytacją, bez skrępowania i w dodatku z powodzeniem uwodzić jakiegokolwiek mężczyznę. Do głowy by mi nie wpadło, że będę musiała kiedyś wykorzystać swój urok na Sasuke. Odetchnęłam dla uspokojenia, całkowicie wbrew sobie rozpoczynając tworzyć w głowie cały tabun najróżniejszych scenariuszy.
   - Tak, ściągnę. - odparłam wojowniczo po rekordowo krótkim namyśle. Gwałtownie obróciłam się ku niemu przodem, by bez problemu móc spojrzeć mu prosto w oczy. Zielone tęczówki pełne zdecydowania kontra chłodne, beznamiętne spojrzenie, odzwierciedlające onyksową czerń - Właśnie teraz!
 Jak powiedziałam tak zrobiłam, niemal natychmiast sięgając rękami do krańców tuniki i podrywając ją ku górze jednym, pewnym ruchem. Działałam niezdarnie i szybko, byleby tylko nie rozmyślić się w połowie czynności. Miałam zamiar stanąć przed Sasuke w samej bieliźnie, czerwienić się jak pomidor i czekać na jego reakcję. Strasznie trzęsły mi się dłonie.
  Podwijany materiał ubrania najpierw odsłonił moje uda, następnie biodra, płaski brzuch i osłonięte czerwonym stanikiem piersi aby na samym, cholernym końcu… zatrzymać się na mojej głowie. Dosłownie zatrzymać na głowie, bo zapomniałam rozpiąć suwak zamka, znajdującego się na karku! Sprawiał on, że materiał tworzący krótki kołnierzyk dopasowywał się idealnie do kształtu szyi. Szarpnęłam się dziko, mimo świadomości na siłę próbując przecisnąć głowę przez wąski otwór. Efektem tego był tylko ból mocno wrzynającego się w podbródek materiału.
   - Cholera! - zakrzyknęłam głośno, lecz dźwięk ten i tak został stłumiony.
Siedziałam przed Sasuke praktycznie goła, miotając się dziko i próbując oswobodzić głowę z ciasnych okowów. Nie widziałam nic oprócz bordowej poświaty tuniki, która w całości okalała moją twarz. W dodatku nie mogłam się uwolnić!
Miało to dobre strony. Przynajmniej nie mogłam widzieć wyrazu jego twarzy, który najpewniej wpędziłby mnie do razu w ostatni stopień depresji.
    - Co ty najlepszego wyprawiasz? - Jego ton pobrzmiewał stoickim spokojem.
    - Pomóż mi, idioto!   
    - I co konkretnie miałby według Ciebie zrobić? - Oponował, w dalszym ciągu nie wysuwając w moją stronę żadnej formy wsparcia. Uparcie walczyłam o resztki godności, podczas gdy on tylko czychał na okazję, by wydrzeć ją ze mnie do ostatniej kropli. Prognozuje nam małżeństwo pełne wrażeń. Zawarczałam wściekle, z każda chwilą tracąc nadzieję, że kiedykolwiek uwolnię się z tego tunikowego piekła!
   - Rozepnij mnie! - huknęłam ze zniecierpliwieniem
   - Przestań się tak wierzgać to może mi się to uda.
   - To wierzganie ty pajacu, to próba oswobodzenia się.
   - Średnio ci się udaje.
   - Nie powiedziałam, że to się udaje!
Głośno wypuścił z ust powietrze. Był to krótki akt kapilutacji, poprzedzający zręczny ruch jego palców - których ciepło po chwili poczułam na swoich plecach, a następnie karku. Sasuke bardzo zręcznie manewrował przy zasuniętym zamku, próbując otworzyć go od wewnętrznej strony. Zastygłam w bezruchu, co jakiś czas całkowicie wbrew sobie odchylając jednak głowę w bok.
   - Przestań się kręcić! - huknął wreszcie, w wyczuwalny dla mnie sposób przysuwając się trochę bliżej. Czułam jego uda, lekko stykające się z moimi nogami.
   - Nie mogę! Ciągniesz mnie za włosy!
   - Inaczej nigdy ci tego nie rozepnę. - warknął, jednym silniejszym szarpnięciem pozbywając się natrętnego zamka, a w tym kilku kosmyków moich drogocennych włosów.
   - Ała!! - zawyłam, z impetem przeciągając resztki tuniki przez głowę i ciskając nią gdzieś w kąt. Następnie spojrzałam ku Sasuke z żywą nienawiścią, gniewnie mrużąc przy tym oczy. Drań.
   - Nie ma za co. - odparł jak gdyby nigdy nic i odchylając się nieznacznie, w milczeniu przetasował mnie spojrzeniem.
  Od razu zapomniałam, że boli mnie głowa, że przed chwilą wyrwał mi włosy, że jestem wściekła na jego brak delikatności, że denerwuje mnie wszystkim, że utknęłam głową w ubraniu, że przewróciłam się na kafelkach… Zaczerwieniłam się dorodnie po same krańce uszu, i gestem zdradzającym moje zdenerwowanie podwinęłam nogi pod łóżko. Gdzieś tam w przelocie myśli chciałam nawet osłonić się prześcieradłem, szybko jednak doprowadziłam skołatany umysł do porządku.
 Nie mogę teraz, po tym wszystkim wstać i tak po prostu zejść mu z oczu. Nie mogę pozwolić by wszystkie, towarzyszące temu emocje i zdarzenia poszły na marne. Na sekundę uniosłam podbródek, by po chwili znów chylić go ku dołowi.
   Misja okazała się przerostem zamiarów nad możliwościami. Nie jestem w stanie być tak bezwstydną jak zamierzałam. Póki moja głowa trwała w okowach tuniki wszystko zdawało sie być w porządku. Teraz jednak, kiedy bez problemu mogę spojrzeć Sasuke twarz, zlokalizować targające nim emocje wszystko we mnie ulega zwątpieniu.
   Cisza przedłużała się, jego wzrok wciąż spoczywał na moim ciele, a sama ja skrycie drżałam z napięcia oraz chłodu.
   - Chciałem coś z tobą omówić  - odezwał się w pewnym momencie lekko zachrypniętym głosem - Ale najpierw może przyniosę tego lodu.
Nienaturalnie szybko poderwał sie z miejsca i byłby faktycznie wyszedł, gdyby nie moja ręka która w odpowiednim czasie, kompletnie bez mojej wiedzy zacisnęła się na jego przedramieniu. Zamrugałam, z oszołomieniem wpatrując się we własne palce otaczające jego skórę.
   - N-Nie potrzebuje go już! Możesz zostać. - wypaliłam z nieśmiałym uśmiechem, siłą ciągnąć go z powrotem w stronę łóżka. Z wahaniem usiadł na jego krawędzi, już po chwili ze swobodą rozsuwając nogi i wyciągając je lekko przed siebie. - Nie chcę cię kłopotać.
   Nagle wpadł mi do głowy genialny pomysł! Zerknęłam kontrolnie w stronę kolan Sasuke, po czym upewniwszy się, że będę miała możliwość na nich usiąść niemal wyszczerzyłam się diabelsko. Nie jestem w stanie z własnej inicjatywy wywołać między nami relację inną niż gniew, dlatego też postanowiłam powierzyć swój los w ręce... pozorowanego upadku! TADAM!
   Niemal od razu zabrałam się do improwizowanego działania. Unosząc się z miejsca stanęłam chwiejnie na nogach, cały czas czując na sobie pytające spojrzenie chłopaka. Próbowałam odrzucić myśl trwania przed nim w samej bieliźnie, wypowiadając melodyjne:
   - Więc o czym chciałeś porozmawiać?  
   Zdumiał się, jakby chcąc przywołać do głowy co też miał zamiar mi wtedy przedstawić. Wykorzystując ów moment jego chwilowej nieuwagi zerwałam się szybko, koślawo i dość niezręcznie ruszając krok do przodu. Następnie wykonałam gwałtowny zwrot, starając się zimitować motyw najprostszego potknięcia o własne nogi. Podziałało! Sekundę później jak długa poleciałam tyłkiem na niczego niespodziewającego się Uchihe.
   - Chciałem powiedzieć ci, że zamierzam odb…!
Głośny, duszący kaszel Sasuke niczym mocny zryw wiatru uniósł się nagle po pomieszczeniu. Zamarłam w bezruchu, jednocześnie z przerażeniem wpatrując się we własny, zwodniczo wystawiony łokieć... który przed momentem z impetem ugodził go w sam środek krtani. Siedziałam goła i otępiała na jego kolanach, podczas gdy karowłosy chyba właśnie wyziajał ducha.
Znokautowany chłopak leżał plackiem na łóżku, trzymając się przy tym kurczowo za własne, conajmniej obite gardło i próbując wpuścić do płuc odrobinę powietrza. Parskał przy tym i pluł, wydając z siebie serię niekontrolowanych odgłosów.
   Zszokowana rozwarłam usta, poruszając nimi niczym ryba pozbawiona wody.
Wzrokiem, w martwej ciszy skakałam po postaci Sasuke i wciąż wystawionej jak do uderzenia ręki. Mój mózg jeszcze nie zarejestrował, co się właśnie stało.
Sasuke wciąż kaszlał dławiąco, walcząc o najmniejszy dech.
   - Kurwa…! - wydusił z trudem. Niemożność oddychania nie przeszkodziła mu w posłaniu mi morderczego spojrzenia - Zabije...cię!
   - Sama to zrobię. Chyba. Za chwile. - wyszeptałam, w dalszym ciągu próbując uwierzyć i nie wierząc. Pokusa złapania się za głowę rosła na sile z każdym jego kaszlnięciem. - Mój boże! Przepraszam cię!
Poderwałam się tak gwałtownie z jego kolan, że chłopak automatycznie odsunął się w tył, prowizorycznie wyciągając przed siebie otwartą w geście obronnym rękę
   - Nie zbliżaj się, diablico! - wycharczał
   - Przepraaaaszaaaam! - ja z kolei zawyłam pociągle, składając ręce jak do modlitwy - Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Wcale nie chciałam..
   - Mnie udusić?!
   - Tak! - Energicznie pokiwałam głową. - No ale przecież nic się nie stało, spójrz! Możesz już normalnie mówić!
   - Jak mniemam to dla ciebie pewna niedogodność. - spojrzał ku mnie nieufnie, nadal nie opuściwszy wyciągniętej ręki. Miała mnie ona zapewne zatrzymać, gdybym zechciała się przysunąć. Nie wiem tylko czemu miałoby służyć owe przysunięcie.
  Po głębszym namyśle wydaje mi się, iż Sasuke chciał przez ten gest zapobiec kolejnym katastrofą. Cóż. Jakby jego ręka mogła w tej materii cokolwiek zmienić...
   - Zamierzasz mi teraz poprawić? Dobić? - dodał ironicznie, lecz nie bez obawy.
Głośno nabrałam powietrza w usta, wydymając oba swoje policzki.
   - Nie przesadzaj, Sasuke! Przecież nic ci już nie jest!
   - Uraz pozostał - odparował od razu ze stoickim spokojem
   - Jaki uraz?!
   - Do przekazywania ci dobrych wieści.
Gwałtownie poderwałam głowę do góry, umaszczając się wygodniej na jego nogach. Poczucie winy już nie dokuczało mi aż tak bardzo.
   - Dobrych wieści?! - ucieszyłam się, przywołując na usta wesoły uśmiech - No to co chciałeś mi powiedzieć? - zaszczebiotałam jak gdyby nigdy nic
   - Przed tym jak o mało nie zmiażdżyłaś mi krtani? NIC WAŻNEGO.
Kompletnie ignorując prowizorycznie rozpostartą rękę Sasuke, bez ostrzeżenia przysunęłam się bliżej. Jego przybita mina wyrażała mniej więcej tyle, iż właśnie spełniają się jego najgorsze koszmary. Uśmiechnęłam się ku niemu uspokajająco. W zamian potraktował mnie gorzkim grymasem niezadowolenia.
   Byłam zmotywowana i gotowa do działania! Niepomna na wszystkie lodowate spojrzenia hardo raczkowałam do przodu, uskuteczniając ten ruch do tego stopnia, iż zawisłam bezwstydnie nad leżącym na plecach mężczyzną, ręce opierając swobodnie po obu stronach jego ramion.
   Konsekwencje tego czynu dotarły do mnie dopiero, gdy było już za późno aby to odkręcić.
Nagle oblała mnie pierwsza fala gorąca, ta z reguły odpowiedzialna za wstyd i niepewność, tudzież przeczucie zawisłej nade mną (niczym ja nad Sasuke) totalnej kompromitacji. Cholera - pomyślałam, rekordowo szybko wyzbywając się wcześniejszej odwagi. Ciemnowłosy zawsze działał na mnie z niepojętą, niemal porażającą siłą, czego efekt mogłam odczuć zadziwiająco dobrze właśnie w tym momencie. Pieprzona, przeklęta miłość! Dlaczego musi atakować właśnie w takich chwilach?!
Nieśmiało opuściłam wzrok.
   Niewiele było rzeczy które mogłabym teraz zrobić, jeśli wykreśliłabym z wewnętrznej listy ratunkowej podpunkt: “wpatrywanie się w obiekt uczuć z gorszącym oszołomieniem”. Byłam w kropce, gdyż na moje nieszczęście Uchiha ubiegł mnie w tej czynności, na domiar złego wykonując ją tak zapamiętale, że nie zdołałam zarejestrować u niego ani jednego mrugnięcia.
  Sytuacja stawała się niezręczna, napięcie można było kroić nożem a ja, idąc w zaparte z podobnymi określeniami zaczęłam poddawać się panice, która stopniowo ogarniała całe moje ciało. Zadrżałam, wzdrygnęłam się i zacisnęłam usta w tym samym momencie.
  “Obudź w sobie pełną wdzięku i seksapilu kobietę!’ - nagle rozbłysło w mojej głowie, niczym pomoc z niebios, o którą tak gorliwie właśnie zabiegałam. - ”Nawet taka sztywniara musi potrafić wykonać coś zalotnego! Postaraj się, Sakura!”. Słowa Ino jak żywe rozbrzmiały mi w uszach. Chwyciłam się tej idei bez namysłu i zbędnej kontemplacji, niczym tonący brzytwy.
   Z wolna uniosłam swoje zielone oczy, prędko odnajdując nimi rozbiegane spojrzenie Sasuke. Jego wzrok przez chwile skupiony był na mojej twarzy, wtedy też intuicyjnie wyczułam idealną okazję by nieśmiało rozchylić wargi. Po chwili powoli przejechałam językiem po górnej linii zębów, czyniąc to z taką wprawą, jakbym posługiwała sie owym gestem od lat. W istocie był to mój debiut w sztuce flirtowania.
   - Jeśli cię pocałuje…- wydukałam mrukliwie, czując znajomy gorąc na policzkach oraz czubkach uszu.  - Czy wtedy mi powiesz?
Długo nie odpowiadał, a gdy już to zrobił, jego głos pobrzmiewał obawą.
   - Jak mocno uderzyłaś się w głowę?



   - I wtedy mnie odtrącił, wymówił się jakimś durnym treningiem i wyszedł! Tak po prostu! - monolog zakończyłam żałosnym westchnieniem.
Od przeszło pół godziny siedziałam zdołowana w salonie u przyjaciółki, na poprawę humoru parząc swoje kubki smakowe niewyobrażalnie niesmaczną herbatą.
   - Interesujące - mruknęła z konsternacją Ino, przysiadając leciutko na oparciu kanapy. W dłoniach dzierżyła kubek bardzo podobny do mojego. Z niego również unosiła się gorąca para, z tą różnicą, że ów płyn Yamanaka spożywała z zadowoleniem, podczas gdy ja wykrzywiałam się koszernie po każdym łyku. - Jesteś pewna, że cię odtrącił? Może naprawdę musiał iść na ten trening, a ty po prostu źle go zrozumiałaś? - zapytała cicho, mierząc mnie bacznym spojrzeniem.
   - Cóż - zaczęłam z wolna - Zakładając, że w jego stanie trenować jeszcze nie może, co sam przyznał mi parę dni temu, oraz biorąc pod uwagę sposób, w jaki ostentacyjnie wybił mnie w powietrze i przerzucił jak worek ziemniaków na drugą stronę łóżka, byleby tylko wyskoczyć z niego jak oparzonym i zniknąć szybko za drzwami, usprawiedliwiając się jakąś durną wymówką... Tak, raczej jestem tego pewna. - zakończyłam pewnie, dla uwydatnienia banalności sytuacji, z impetem zakładając nogę na nogę. Cudem udało mi się nie trącić kolanem w podstawę kubka i nie wylać na siebie wrzącego chydstwa. Aż się wzdrygnęłam, pierwszy raz nie robiąc tego w sytuacji wspominania dzisiejszego nieudanego, przypruszonego moim upodleniem popołudnia.
   - Ale poczekaj, poczekaj Sakura, muszę mieć pewność - Yamanaka wdzięcznym gestem odtrąciła grzywkę opadającą jej na oko - Najpierw utknęła ci głowa w ubraniu, a później go znokautowałaś?
   - No tak. - przyznałam natychmiast wieńcząc to pojedyńczym skinięciem głowy
   - I teraz dziwisz się, że cię odtrącił? - dodała mizernie. Oczami wyobraźni widziałam jak jedna z jej brwi szybuje wysoko w powietrzu, aby finialnie zakończyć swój lot pod linią blond włosów. Ino miałą w sobie jednak na tyle taktu by oszczędzić mi tego typu oznak politowania, chodź, jak się zdaje robiła to całkowicie na próżno. Wyraz jej oczu i tak nie pozostawiał mi zbyt wiele do życzenia
   - No tak - powtórzyłam, chodź już nie tak pewnie jak za pierwszym razem. Rzeczywiście w ustach przyjaciółki to wszystko brzmiało troche, bo gdzieś ze sto razy, gorzej.
   - Aha - skomentowała sucho.
Przyłożyłam kubek do spierzchniętych warg, w milczeniu upijając solidny łyk napoju. Liczyłam, że może ciekła gorycz wleje we mnie trochę utraconego zapału, co do kontynuowania tego przedsięwzięcia.
Kompletnie wszystko pokręciłam.
Zamiast być zgrabną, weszłam w rolę niekształtnego gnoma.
Zamiast zauroczyć go swoim urokiem, zamroczyłam go uderzeniem.
Po czymś takim sama ze sobą boję się przebywać, z obawy, czy nie stanie sie zaraz coś jeszcze gorszego. Z jednej strony nie dziwiłam się więc Sasuke, że kiedy tylko wyczuł nadarzająca się okazję, uciekł w te pędy, chcąc ratować swoje postawione na szali życie.
   - No to może ten twój wystawiony język go wystraszył? - zaproponowała po dłuższej chwili Ino, niepewnie ważąc każde słowo. Widać było iż znajduje się właśnie w poważnej, duchowej rozterce - Nie zrobiłaś przy tym głupiej miny? Nie pociekła ci przypadkiem, no nie wiem… ślina?
   - Oczywiście! A na samym końcu się osmarkałam! - zawołam z politowaniem, nie szczędząc sobie głośnego uderzenia otwartą dłonią w czoło. - Ino! Zacznij mówić poważnie.
   - Kiedy ja wcale nie żartowałam - zaoponowała twardo - Mało tego. Sądzę, iż na drodze do zdobycia miłości jesteś zdolna naprawdę, ale to naprawdę do wszystkiego. Nawet do przypadkowego zamordowania swojego wybranka w szale namiętności!
  I ona naprawdę mówiła to z kamiennym wyrazem twarzy. Jej ust nie skaziła żadna, najdrobniejsza zmarszczka, oczy zaś powiewały niecodziennym chłodem. Wszystko w Yamanace robiło wrażenie, jakby chciało mi powiedzieć: “Winszuje Sakura. Nikt nie zjebałby tego lepiej”, ewentualnie druga wersja: “Nawet ja nie jestem w stanie ci pomóc. Nikt nie może. Umrzesz w samotności”.
Ani jedno ani drugie nie napawało szczególnym optymizmem, to było pewne.
Westchnęłam ciężko.
   - Co ja mam teraz robić? - spytałam
Idź się zastrzel, doradził cicho głos moich myśli. A później oblałam się kapką herbaty.
Wszyscy są przeciwko mnie.
Wycierając spodnie otrzymanym przed sekundą, papierowym ręcznikiem złorzeczyłam cicho pod nosem. I w tamtym momencie już było mi naprawdę obojętne czy Ino weźmie mnie za wariatkę, czy też nie. A właściwie to już wszystko miałam w nosie!
   - Dobra kochaniutka, czas zabrać się porządnie do roboty! - zabrzmiał pełen niewiadomego pochodzenia energii głosik Yamanaki. W chwile później kanapa ugieła się pod ciężarem ciała kobiety. Przyjaciółka zarażając zapałem rozsiadła się tuż obok mnie, odkładając zarówno mój jak i swój kubek na ławę. Następnie uniosła mój podbródek dwoma palcami - Najwyższa pora, by nauczyć cię tajemnej sztuki flirtowania. - oznajmiła z niecodzienną powagą.
W odpowiedzi uniosłam nieco brwii, marszcząc sobie czoło.
   - Myślałam, że sama mam opanować ten materiał.
   - Miałaś! - zaznaczyła - Ale kompletnie ci to nie wychodzi, więc postanowiłam udzielić ci paru cennych wskazówek!
Nim zdołałam jakoś zaoponować, pośpiesznie, wzmocnionym tonem pociągnęła dalej:
    - Lekcja pierwsza! Mruganie!
Coraz mniej mi się to wszystko podobało.
   - To chyba potrafię zrobić. - mruknęłam sceptycznie, usiłując na wszelkie sposoby, czy to próbą powstania czy też kręceniem się w miejscu pokazać przyjaciółce jak niewiele pragnę mieć z tym boskim planem wspólnego.
   - Oh, nie chodzi o takie zwykłe mruganie, moje ty niewinne dzieciątko. - Troskliwie pogłaskała mnie po policzku - Zaraz ci wszystko pokaże…


  Następnego dnia Sasuke bez zbędnych wyjaśnień, siłą wyciągnął mnie z domu i nakazał szybki, wojskowy marsz w stronę przez siebie wskazaną.
   - Gdzie idziemy? - pytałam naiwnie co jakiś czas, standardowo nie uzyskując odpowiedzi ani na to, ani na nic innego, nie ważne jak sprytnym określeniem bym się nie posłużyła.
Uchiha zachowywał stoicki spokój, ograniczając swoje ruchy zaledwie do mocnego przytrzymywania mnie za ramię - kiedy w panice usiłowałam uskoczyć w bok, by schronić się w ramionach pierwszej lepszej osoby.
  Może zabrzmi to trochę histerycznie, ale miałam nieodłączne wrażenie, iż ciągnie mnie on w miejsce głęboko wykopanego dołu, najlepiej gdzieś w samym centrum lasu. Tam, gdzie nikt nie usłyszałby moich agonalnych krzyków, gdzie nie byłoby świadków… Gdzie mógłby się mnie bezceremonialnie i najprościej rzecz ujmując pozbyć. Biorąc pod ostrzał spojrzeń wydarzenia ostatnich dni, miał wiele powodów by chcieć to zrobić.
I to właśnie napawało mnie zgrozą. Bo jakie ja, mała głupiutka ja mam szanse z Sasuke? Z tym wielkim, niepokonanym, posługującym się sharinganem, susanno, ogniem, niewyobrażalnym sprytem, kataną, błyskawicami mężczyzną?
No żadne właśnie.
A on doskonale o tym wiedział.
  Dlatego możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy w pewnym momencie gestem ręki nakazał mi zatrzymanie się przed jakimś bliżej niezidentyfikowanym skrawkiem wolnej ziemi, na drugim końcu wioski. Wciąż milcząc przystanął tuż obok mnie, w dziwnie melancholijny sposób zapatrując się w porośniętą gęstą trawą przestrzeń.
  Starałam się podążać śladem jego wzroku, błądzącym po wszystkim z uwagą i ostrożnością. Zdawać by się mogło, iż podczas owych obserwacji nie uronił ani kapka ziemi, każdemu, najmniejszemu skrawkowi dawkując swoją uwagę z oszczędnością, ale szacunkiem.
  Delikatny wietrzyk lekko rozwiał nasze włosy, nadając trwającej chwili wyjątkowej atmosfery. Tu, teraz czułam się duchowo zjednoczona z mężczyzną, który znaczył dla mnie wszystko, a o którym nie wiedziałam nic.
   - Tutaj… stał twój dom, prawda? - zapytałam w pewnym momencie ściszonym szeptem, podłapując niewidoczny gołym okiem smutek Sasuke. Starym zwyczajem zachowywał on niezmienny wyraz twarzy, sprawiając wrażenie osoby niezniszczalnej, odpornej na całe zło tego świata. Mimo tego wiedziałam, czułam cierpienie, które skrywał na samym dnie swojego serca, każdą cząstką siebie.
Odkąd tylko pamiętam, darzyłam karowłosego wyjątkowym rodzajem empatii i bez względu na to w jakim znajdowałam się wieku, gotowa byłam nawet w środku nocy wstać i służyć mu swoim ciepłem; wierzyłam, że to właśnie jego, tak bardzo od zawsze brakowało mężczyźnie.
Chcąc zjednoczyć się z Sasuke w tej przywołującej wspomnienia chwili i bez zbędnych słów pokazać mu swoje dozgonne niemal wieczyste wsparcie, uniosłam dłoń i nieśmiało, z wahaniem wsunęłam ją w jego dużą, bezwładnie opuszczoną rękę.
Z gwałtownością natychmiast ją odsunął, jednocześnie spoglądając na mnie z rażącym potępieniem.
   - Jesteśmy narzeczeństwem, czyż nie? - odrzekłam najspokojniej w świecie, spoglądając na niego po lekkim zadarciu głowy ku górze. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Czy narzeczeni nie trzymają się czasami za ręce?
   Zmrużył posępnie powieki, po bardzo długiej chwili na powrót opuszczając rękę wzdłuż ciała. Wydawało mi się na początku, że po prostu ją opuści i wróci do lekceważenia mojej obecności, podczas gdy on niespodziewanie chwycił za moją dłoń, zamykając ją w swoim silnym uścisku.  
 Szeroko rozwarłam powieki, gwałtownie opuszczając wzrok na nasze splecione ze sobą ręce.
Z wrażenia zapomniałam chyba jak się oddycha, bo nagle przejawiałam skłonności do całkowitej niemożności zaczerpnięcia wdechu.
   - Coś nie tak? - mruknął Sasuke, spoglądając na mnie zaledwie kącikiem oka.
   - N-Nie.- Na raz wydusiłam z siebie to markotne słówko i niekontrolowanie kręciłam głową na boki, wciąż nie mogąc dojść do siebie po ruchu, który bez ostrzeżenia wysunął. Uchiha Sasuke we własnej osobie tak po prostu złapał mnie za rękę, w dodatku nie po to by w przypływie krwawej furii mi ją połamać, wykręcić czy też nadszarpnąć. Jego palce otaczały moje z delikatnością, o która bym go nie podejrzewała.
Na domiar wszystkiego zachowywał się tak, jakby był to dla niego chleb powszedni.
   - Chodź. Muszę ci coś powiedzieć.- oznajmił nagle, po czym bez ostrzeżenia ruszył do przodu, pociągając mnie za sobą.  
Niezdarnie stawiałam kroki na trawiastej ziemi, starając się przypadkiem nie nadepnąć mu na stopę, podczas gdy on szedł w zaparte, ani na moment nie zwalniając tempa.
  Szybko dotarliśmy na sam środek łąki. Wtedy też Uchiha zatrzymał się i odwrócił, stając twarzą w twarz ze mną, moimi zaczerwienionymi policzkami, rozwianymi, różowymi włosami oraz nieśmiało opuszczonymi oczami. Znowu naszła mnie ta dziwna fala zwątpienia i co gorsza, nic nie mogłam na to poradzić.
   - Mam nadzieję, że w końcu będziemy mogli tutaj normalnie porozmawiać. - odezwał się chłodno, bezszelestnie postępując krok w moją stronę.
Zawahałam się nieznacznie.
Znajomy sygnał w mózgu nakazał mi zachować ostrożność.
   - Porozmawiać? - powtórzyłam z obawą.
Każdy kto znał Sasuke trochę bardziej, wiedział, że w jego przypadku w grę wchodzą tylko gorsze i najgorsze wieści, nigdy dobre, bo to było po prostu nie w jego stylu.
Poczułam na plecach miliony zimnych dreszczy.
   Nie byłam pod żadnym względem przygotowana, by usłyszeć z jego ust gorzkie słowa pożegnania bądź odtrącenia, tymczasem wszystko we mnie burzyło się i chwiało, przepowiadając najczarniejszy scenariusz. Jak za sprawą magicznej różdżki zniknęło wcześniejsze otępienie i wstyd, ustępując miejsca rosnącemu poczuciu strachu.
Strachu przed tym, co mogłam zaraz usłyszeć.
Za sprawą jednej chwili atmosfera z magicznej, przeobraziła się w mroczną, niemal nerwową. Sasuke zachowywał beznamiętny spokój.
   - Musisz wiedzieć, że wczorajszego wieczoru byłem spotkać się z Kakashim.
Oh nie! - zawołałam w myślach, stopniowo spoglądając na mężczyznę z coraz większym zdezorientowaniem.
   - Po co? - wydusiłam, w napięciu nieświadomie zaciskając palce na jego dłoni.
   - Aby wyjaśnić z nim pewne kwestie. - odparł zwięźle - Kwestie, dotyczące mojego przyszłego życia.
Oh nie, nie, nie! - krzyczałam rozpaczliwie i zarazem bezgłośnie, czując wgłębi ducha potęgującą się niemoc. Owszem, sama dałam mu taki wybór, postawiłam jasno granice i jeszcze dosadniej wyjaśniłam mu ich zastosowanie.. W najgorszych koszmarach nie pomyślałam jednak, że Sasuke, mimo wcześniejszych słów jeszcze zmieni zdanie i zdecyduje się mnie zostawić.
   Gotowa byłam już nigdy nie puszczać jego ręki, byleby tylko znów mnie nie opuścił.
   - Nie tylko zgodził się na nasze małżeństwo - pociągnął beznamiętnie, w pewnej chwili w pełni zatrzymując na mnie spojrzenie. - Ale i podarował mi, w ramach, jak to określił “ślubnego podarunku”, całą ziemię należącą niegdyś do mojego Klanu.


   - Nie tylko zgodził się na nasze małżeństwo, ale i podarował mi, w ramach, jak to określił “ślubnego podarunku” całą ziemię należącą niegdyś do mojego Klanu. - powiedziałem z uśmiechem czającym się gdzieś w kącikach ust, jednocześnie przez cały czas spoglądając Sakurze prosto w oczy. Zielone zwierciadła połyskiwały w świetle południowego słońca, nadając jej delikatnej twarzy eterycznego wyrazu.
  Skłamałbym mówiąc, iż nie oczekiwałem reakcji kobiety na tą wiadomość. Ona jednak stała jak zaklęta, wpatrując się we mnie z nietęga miną i przygaszonym wyrazem oczu.
  Może tylko mi się wydawało, ale od jakiegoś czasu Haruno zrobiła się dziwnie spięta i nieswoja. Zastygła w miejscu, w ciszy chłonąc każde moje słowo, rozkładając je na części pierwsze i bez pośpiechu przyswajając
Zmrużyłem powieki.
   - Zamierzam odbudować dzielnicę mojego... naszego rodu. - pociągnąłem dalej, zachęcony jej milczeniem. Zastanawiałem się skrycie, czy do dziewczyny dociera w ogóle to, co usiłuje jej od kilku dni nieumiejętnie przekazać. - Dla nas.
   - Ale… jak to? - dobiegł mnie jej słaby głosik - Czyli ty jednak… zostajesz?
   - A gdzie niby miałbym pójść? - odparłem natychmiast, ironicznie unosząc brwii. Zachowanie Sakury było dla mnie niezrozumiałe; podobnie jak te durne pytania, zadane z typowym dla niej zabarwieniem nieusprawiedliwionej obawy. - Co ci znowu strzeliło do tej durnej głowy, Haruno?
   - Bo myślałam, że chcesz mi powiedzieć o swoim odejściu! - Zjeżyła się, odpowiedź udzielając za sprawą jednego, głośnego prychnięcia.
   - Jakiego do licha odejścia?
   - No bo myślałam! Tak to wszystko wyglądało..
   - Niby co ci wyglądało? - Jeszcze wyżej zadarłem swoje brwi, niemal stykając je z linią włosów - Po jaką cholerę miałbym cię ciągnąć aż tutaj, żeby powiedzieć ci o swoim rzekomym odejściu? Przemyślałaś to w ogóle?
  - Nie! Jak miałam to do diaska przemyśleć, kiedy skoro świt wyciągnąłeś mnie z domu i bez sensu przyciągnąłeś aż tutaj!
   - Bez sensu? Czy ty słuchasz w ogóle tego co mówię, głupia kobieto? - syknąłem, ręką przyciągając całe jej ciało bliżej siebie. Zrobiłem to na tyle silnie, że wątła postać dziewczyny zatrzymała się niezdarnie na mojej klatce piersiowej. Ani drgnąłem, silnie otaczając ramieniem jej drobne plecy.
Zawarczała coś pod nosem, za sekundę z gwałtownością zadzierając głowę ku górze i krzyżując ze mną spojrzenia.
   - Z reguły nie słucham idiotów! - odparowała ze spokojem, złowieszczo mrużąc powieki.
   - … Chyba zbuduję ci klatkę - mruknąłem pod nosem, co jednak nie umknęło wiecznie wyostrzonemu zmysłowi słuchu różowowłosej. Gniewnie zmarszczyła nos, sygnalizując początek nadciągającej eksplozji frustracji.
   - Klatke?! - huknęła głośno - Dla twojej wiadomości zniszczę ją, tak samo jak zniszczę zaraz twoją piękną buźkę a zaraz po niej to twoje cholerne życie! Ty…!
I wtedy zaśmiałem się głośno.
  Bez specjalnego skrępowania przerwałem ciągnący się w nieskończoność potok barwnych bluźnierstw i złorzeczeń nagłym wybuchem śmiechu, z początku cichym, później donośnym i gardłowym. W międzyczasie słowa Sakury słabły, finalnie całkowicie ginąc wśród odmętów mojego rozbawienia.
   - I co cię tak bawi, co? - warknęła, podejmując pierwsze próby wyswobodzenia się z mojego uścisku. - Przeklęty kretyn. Jak ty mnie denerwujesz!
   - Nic takiego. Czasami bywasz po prostu strasznie choleryczna.
Nachyliłem się, by móc bez problemu zatopić twarz w jej pachnących lawendą włosach. Zaciągnąłem się tym zapachem, z satysfakcją odnotowując, iż ciało kunoichi nagle spięło się, zamierając w bezruchu.
Po chwili znów przemówiłem:
   - Chciałem Ci tylko powiedzieć ty mały, narwany potworze będący w przyszłości, uchowaj boże, moja małą, narwaną żoną, że w tym miejscu powstanie za jakiś czas nasz wspólny dom. Wspólny, bo nie zrezygnuje z tego małżeństwa, chodź byś mi miała “przypadkiem” miażdżyć gardło każdego, cholernego dnia, rozumiesz? - O ile było to możliwe, spięła się jeszcze bardziej, a następnie raptownie rozluźniła, jakby przyjmując do wiadomości fakt, że to w moich ramionach się właśnie znajduje i to mnie będzie teraz słuchać. Poczułem jak jej delikatne dłonie, do tej pory odpychające się od mojego torsu, niwelują nacisk, bezwładnie opadając ku dołowi. Uśmiechnąłem się kącikiem ust.  - Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałem Ci od dawna przekazać, lecz nigdy nie miałem ku temu sposobności.
   - Co to takiego? - zapytała potulnie, powoli odchylając głowę by móc na mnie spojrzeć.
Zamilkłem, racząc się widokiem jej spokojnej twarzyczki i tych wielkich, ufnie spoglądających oczu.
  W tym momencie działo się w nich jednak coś niepokojącego.
Kobieta, nie spuszczając ze mnie wzroku zaczęła niekontrolowanie mrugać, z zawrotną prędkością posługując się własnymi powiekami.
   - Hej Sakura, wszystko w porządku? - zapytałem nie bez obawy, od razu odsuwając się w tył, by móc z większej wysokości przelecieć wzrokiem po jej postaci - Wpadło ci coś do oka? Źle się czujesz? Może chcesz wrócić do domu?
   - Co? Ah! - Zaczerwieniła się jak pomidor - N-Nie, tylko.. Tak! Coś mi wpadło do oka. Ale już w porządku.
   - Na pewno?
   - Tak, tak. To o czym mówiłeś? - Lekko przekrzywiła głowę, wpatrując się we mnie z rozchylonymi, kusząco wilgotnymi wargami.
   Nagle poczułem nieodparta ochotę, by ją teraz pocałować.
I wtedy zrozumiałem, że powinienem wystrzegać się wszelkich zbliżeń z tą przeklętą kusicielką; zupełnie jakby wczorajsza przygoda w sypialni niczego mnie nie nauczyła.
   Tak się złożyło, iż odbudowę dzielnicy Klanu Uchiha miałem w zamiarze od dawna, a sam plan chciałem przedstawić Haruno już wczoraj. Z pewnych, niewynikających z mojej winy okoliczności, zmuszony byłem jednak pośpiesznie opuścić sypialnię, zanim do końca nie straciłem nad sobą kontroli i nie rzuciłem się na Sakurę, z miejsca zaprzepaszczając cienką nić pojednania. Zgodnie z poradami Naruto, nie planowałem więcej dawać dziewczynie błędnych sygnałów, świadczących tylko i wyłącznie o mojej bezduszności.
Mało tego, zamierzałem dotrzymać danego sobie przyrzeczenia oraz sowicie trzymać się jak najdalej od jej łóżka.
   Na nieszczęście dla mnie, od kiedy obiecałem sobie abstynencje - coraz trudniej było mi utrzymać ręce oraz myśli przy sobie. Od wczorajszego dnia nie pragnę bowiem niczego innego, jak tylko podobnej, zabarwionej tłem erotycznym napaści - której przecież wyrzekać mam się jak ognia, jeśli nie chcę kobiety spłoszyć, a co za tym idzie - stracić.
  Wczorajsza wizytacja w domu samego Hokage w środku nocy - gdyż bardzo przesadnie byłoby nazwać tą porę późnym wieczorem - dobrze zrobiła na moje rozedrgane nerwy. Trzeźwa rozmowa z najrozważniejszym człowiekiem w tej części kraju pozwoliła mi na te kilka minut zapomnieć o Sakurze, o jej kusej bieliźnie i sposobie, w jaki incydentalnie zaproponowała mi pocałunek, uprzednio kusząc i zwodząc, z mentalnością zaprawionej łowczyni. Gdybym na czas nie wyszedł z tego pokoju, Naruto już dzisiaj,z samego rana nabijał by mnie na naostrzony, drewniany pal ku uciesze Konoszańskiej masy.
    Takim oto sposobem otrzymałem od samego Czcigodnego wielkoduszną zgodę na pobranie się z Sakurą oraz, zapewne w akcie rekompensaty za łaskawe zaopiekowanie się tą pyskata kanalią - cały teren, w przeszłości podlegający pod mój klan.
Zamierzałem pieczołowicie zabrać się do pracy i przywrócić rodowi dawną świetność. To był mój aktualny, życiowy cel, rzecz jasna zaraz po zaskarbieniu sobie na nowo serca Sakury. O dziwo przyznawałem to przy pełności zmysłów, po przespaniu odpowiedniej ilości godzin, nie wypiwszy ani kropli alkoholu.
Bóg mi świadkiem, jak bardzo ta kobieta zawróciła mi w głowie.
Im dłużej z nią przebywam, tym większe odnoszę wrażenie, iż od zawsze należy ona tylko do mnie.
  - Sasuke?
   Wyrwany z zamyśleń spuściłem wzrok, szybko napotykając nim na burzę pudrowych włosów, wdzięcznie okalających szlachetne rysy twarzy niezłomnego stworzenia.
Sakura wpatrywała się we mnie tymi swoimi wielkimi oczami, nieznacznie poruszając nimi w lewo i w prawo. Wodziła po mojej twarzy w milczeniu, wciąż stojąc bardzo blisko, mimo tego, że już dawno przestałem ją trzymać.
   Naprawdę ciężko było ją zrozumieć.
Jednego dnia mnie unika, drugiego ignoruje, trzeciego nagle wysuwa uderzenie po czym prosi o pocałunek, czwartego zaś klei się jak rzepa, jednocześnie będąc ufną jak niewinny szczeniak.
   Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? Gdzie patrzyłem, kiedy zieleń jej oczu skupiona była tylko na mnie? Po co szukałem wrażeń poza wioską, kiedy w towarzystwie Sakury miałem ich aż nadmiar?
   - Sasuke, halo! - jej melodyjny głos ponownie zabrzmiał na tle lekko szumiącego wiatru, sprawiając iż zmuszony byłem spojrzeć na nią nieco trzeźwiej.
   - Hmm?
   - Miałeś mi coś powiedzieć. Więc czekam.
Miałem co do tego poważne obawy.
   - Nie wiem czy to jest teraz dobry pomysł. - odparłem zgodnie z prawdą - Jutro. Pojutrze, nie wiem. Ale nie dzisiaj.
Bo dzisiaj już nie dam rady dłużej się kontrolować, dopowiedziałem w myślach, zaciskając przy tym szczękę.
Piekielnym odczuciem było mieć ją na wyciągnięcie ręki, a zarazem nie móc dotknąć. Obecnie, jednym co mogłem zrobić by nie narazić na szwank swojego sumienia, było patrzenie na nią. Ale to powoli przestawało mi wystarczać.
  Wiedziałem, że jeśli stracę nad sobą panowanie, już nic nie zdoła mnie powstrzymać przed wzięciem jej tutaj, na tej cholernej ziemi, niegdyś siedzibie mojego cholernego klanu.
  Zachowując resztki rozumu chciałem się odsunąć, ale mi na to nie pozwoliła. Wiotkie ręce szczelnie oplotły moje biodra, powstrzymując tym samym w miejscu, zaś sama inicjatorka uśmiechała się właśnie łobuzersko, nieświadoma zagrożenia które zawisło nad nią niczym burzowa chmura.
Psia krew. Pieprzyć Naruto i jego boskie rady.  
 Nachyliłem się ku Sakurze, raz jeszcze delektując się słodkawym zapachem okalającym ją niczym lekka mgiełka. Działałem jak w transie. Uniosłem rękę, najpierw palcami otaczając jej kark, aby po chwili delikatnie wplatając je w aksamitne, różowe kosmyki.
Następnie jednym szarpnięciem zadarłem jej głowę ku górze. Wydała z siebie stłumione jęknięcie, automatycznie przylegając do mnie jeszcze ściślej. Pochyliłem głowę, rejestrując ostatkiem świadomości, jak bardzo drżą jej kuszące wargi. Niemal niezauważalnie kobieta podciągnęła się na moich ramionach, stając na palcach.
   - Od dłuższego czasu chciałem ci powiedzieć, że już nigdy.. - szeptałem cicho, będąc pewnym, że kobieta i tak mnie usłyszy. Czułem na twarzy jej urywany, krótki oddech: - Nigdy więcej, cię nie….
  Nagle gdzieś w oddali rozległo się głośne wołanie. Zlekceważyłem je, Sakura jednak od razu zwróciła głowę w stronę jego źródła. Zamilkłem więc w połowie zdania, nasłuchując. Jak się okazało ktoś darł się w niebo głosy, nawołując nasze imiona.
Pomarańczowa plamka zabłysła na horyzoncie, zbliżając się z nieubłagalną prędkością..
   - Nosz kurwa mać! Co jest z tobą! - Rzuciłem w żywej furii, wpatrując się z mordem w nadciągającą ku nam, nie wiem po jaki chuj, postać Naruto. Akurat, kurwa teraz musiał zaznaczyć swoją obecność. Nie mógł tego zrobić pół minuty później, nie mógł!
Zabije go.
I wcale nie żartowałem. Ba. Byłem teraz bardzo oddalony od frywolnego stanu bycia.
Nienawiść ogarnęła mnie tak zapamiętale, iż w jednej chwili gotów byłem sprzymierzyć się z mroczną stroną siebie i na nowo zawrzeć głęboką chęcią zemsty, uczuciem dobrze mi znanym, pielęgnowanym przez lata. Niewiele brakowało, bardzo niewiele bym przelał całą frustrację na twarz Uzumakiego.
Z pewnością głąb patentowany zrobił to specjalnie.
 Kiedy tylko do nas dobiegł, dla ukojenia nerwów posłałem mu mordercze spojrzenie. Ni mniej, ni więcej. Sakura tymczasem już dawno odskoczyła na trzy metry w dal, teraz stojąc jak gdyby nigdy nic i podeszwą buta ryjąc dziurę w ziemi. Była przy tym czerwona jak dorodny burak. Co jakiś czas zerkała ku mnie dyskretnie, jakby dla sprawdzenia, czy aby przypadkiem nie jestem w trakcie najbrutalniejszego w mojej karierze zabójstwa.
Nie byłem. Stałem spokojnie. A nadal żywy Naruto uśmiechał się w ten swój głupkowaty sposób.
   - Sakurcia - odezwał się nieoczekiwanie, zatrzymując na kobiecie rozbawione spojrzenie. Nie wiadomo dlaczego, ale wydało mi się to dziwnie niepokojące - Dlaczego hasasz z Sasuke po łąkach, zamiast pójść do pracy?
   - Do pracy? - powtórzyła tępo, znaczenie owych słów pojmując dopiero kilka sekund później. Stało się to w momencie, w którym szeroko otworzyła oczy, wykrzykując paniczne: - Do pracy! O kuźwa! Zapomniałam!
   - E tam, to nic! Nie musisz się spieszyć, Hinata cię zastępuje.
   - Nawet tak nie mów! Nie zdzierżę słowa na “z”! Biegne!
  Już miała hucznie wystartowywać z miejsca, kiedy nagle musiała coś sobie przypomnieć, bowiem zawahała się i dosłownie zamarła w miejscu, z nogą śmiało wysuniętą przed siebie.     
 Machinalnym ruchem zwróciła twarz w moją strone. Wtedy też ujrzałem jej w złości ściągnięte ku sobie brwi, oraz zamyślone chodź wyostrzone spojrzenie. Miotało błyskawicami.
   - Sasukeee…! - groźne warknięcie Sakury niemal zjeżyło mi włosy na głowie. Szybko odwróciłem wzrok od piekielnicy, po czym na krótko, niepewnie znów ku niej zerknąłem; nie wiedziałem jak mam się teraz zachować, by wyjść z tej nieuchronnej konfrontacji z twarzą. Ostatnimi czasy ród Haruno nabierał niepokojącej dla mnie przewagi nad linią krwi Uchihów… Do diabła, przecież mi nigdy, nawet przed żadną walką nie jeżyły się ze strachu włosy! - Gdzie masz znowu swój gips?!
  No to wpadłem.


   - Stary, nigdy jeszcze nie widziałem jej takiej wściekłej!
   - Mogłeś wpaść tutaj wczoraj. - mruknąłem markotnie, bez entuzjazmu postukując palcami wolnej ręki o twardą, białą powłokę okalającą szczelnie całą moją lewą rękę, od barku po nadgarstek. Zrobiłem niezadowoloną minę - Myślałem, że wypluje płuca. Tak zarobiłem.
   - Uderzyła cię? - zapytał z oszołomieniem, niemądrze rozdziabawszy usta.
Posłałem mu pełne politowania spojrzenie i odchyliłem się, wygodniej rozsiadając w fotelu. Wyciągnąłem przed siebie obie nogi.
   - Już przestało mnie to dziwić.
  - A ja wciąż jestem w szoku. - odparł z prostotą - Ale z dwojga złego i tak jakoś sobie z nią radzisz. Kiedy kazała ci zostać w szpitalu, po prostu odwróciłeś się i odeszłeś. Nie powiem, jest to jakiś sposób.
   - Gdyby nie ja, pewnie dalej siedzielibyśmy w tej śmierdzącej chemią klitce.
   - Mówisz tak o jej gabinecie? - uściślił, wykrzywiwszy usta najpierw w uśmiech, a później kwaśny grymas. - Masz rację. Też nie lubię szpitali.
Na końcu języka miałem powiedzenie, iż śmierdząca chemią klitka nie przeszkadzałaby mi tak bardzo, gdyby nie pewien, istotny szczegół, że poza mną i Sakurą znajdował się tam jeszcze on. Bez przerwy klekoczący gębą Naruto, we własnej osobie. Westchnąłem ciężko, oddając w tym tchnieniu cały bezmiar swojej godnej pożałowania pozycji.
   Siedziałem zakuty w gips, mając pełną świadomość, iż stan ten potrwa jeszcze od 2 do 4 tygodni i we względnym spokoju popijałem brandy, racząc się towarzystwem swojego podłego nastroju i dziwnie przygaszonego Uzumakiego.
Brzdęk szkła rozległ się, gdy blondyn postawił na wpół opróżnioną szklankę na ławie, w tym samym momencie pochylając się i dla wygody opierając łokciami o kolana. Lazurowe oczy zatrzymały się na mnie w milczącym oczekiwaniu.
   - Co? - rzuciłem sucho, zaszczycając chłopaka przelotnym spojrzeniem. - Chcesz mi się podpisać na gipsie? - dodałem z kpiną, unosząc zarazem jedną brew.
   - Raczej chciałbym dowiedzieć się, jak tam się między wami układa.
   - Łatwiej byłoby mi dogadać się z wściekłym tygrysem, niż z tą wariatką. Nie będę owijał w bawełnę. Nie mam pojęcia, jak obchodzić się z kobietami które mnie nie chcą. - bezradnie rozłożyłem ręce, a raczej jedną rękę na bok - I taka jest smutna prawda. No i nie zapominajmy również, że jak już raz udało mi się ją do siebie przekonać, to jakiś młot wpadł mi z butami w sam środek akcji.
Odpowiedziało mi żałosne jęknięcie
   - No przecież już cie za to przeprosiłeeem.
   - Nie wybaczam.
   - Mieszkacie razem - zaoponował natychmiast - Nie uwierze, że nie masz żadnej możliwości aby całować sobie ją tutaj, w czterech ścianach.
Uczciłem głupotę tych słów minutą ciszy.
   - … Aleś się zrobił przyzwoity. - syknąłem, gdy czas minął i na nowo mogłem wrócić do głośnego celebrowania braku rozumu u przyjaciela.
  Naruto z rozmachem chwycił za szklankę i jednym łykiem opróżnił ją w całości.
Gdy palący trunek rozlał się po jego gardle, gwałtownie pokręcił głową wydając z siebie głośne: “Ahh!”
   - Nie o to mi chodziło, przecież wiesz - pociągnął po sekundzie, ocierając usta wierzchem dłoni - Jak dla mnie możesz ją całować gdzie popadnie, ale nie miej później pretensji, że ktoś wam przerwie. - chwycił za butelkę brandy - Co się z tobą dzieje, co? Możesz mieć każdą dziewczynę w tej wiosce… Nie. W całym Kraju Ognia, stary! I to w sekunde! A poderwanie jednej kunoichi, którą przecież dobrze znasz, sprawia ci tyle trudności.
   - Też nie mogę tego zrozumieć. - przyznałem szczerze. Ciężko przetarłem twarz dłonią - Po za tym wcale nie znam jej tak dobrze, jak myślisz. Dlatego dobrze, że tutaj jesteś.
Chłopak poderwał głowę do góry, odrywając akurat wzrok od bursztynowego płynu, którego bez skrępowania szczodrze sobie dolewał.
   - He?
   - Powiedz mi wszystko, co wiesz o Sakurze. Wszystko. - zaznaczyłem, po czym zacząłem mechanicznie wyliczać losowe niewiadome na palcach jednej ręki: - Jaka kiedyś była, co lubi jeść, co lubi robić, czego nie lubi, kogo nie lubi.. Rozumiesz?
  Uzumaki długo zwlekał z odpowiedzią, udając, że odkładanie butelki na stół zajmuje mu niebotycznie dużo czasu; następnie równie mozolnie ujął w dłoń napełnioną szklankę. Westchnął błogo i skosztował pierwszy, mały łyk trunku.
   - Nie bardzooo. - przyznał z wahaniem - Musisz wiedzieć Sasuke, że Sakura po twoim odejściu bardzo, ale to bardzo się od nas wszystkich oddaliła. Nie mam pojęcia co lubi jeść, ani co lubi robić, przykro mi stary.
   - A więc co takiego robiła, kiedy nie była z wami? - zainteresowałem się, bacznie nadstawiając uszu na każdą, najmniejszą informację. Uzumaki zabujał naczyniem, wpatrując się z zamyśleniem w chaotycznie wirujące fale płynu.
   - Na pewno nie siedziała w domu. Brała bardzo dużo misji, często nie było jej w wiosce. Hokage traktowała jej wybryki z przymrużeniem oka, ale każdy wiedział, jak bardzo się o nią martwiła. Był to chyba okres, w którym Sakura dopiero rozpoczynała szkolenie u Babuni. A jednak często decydowała się szlifować umiejętności w pojedynkę. Raz dostałem nawet tajemną misję, by ją śledzić a zarazem pilnować.
   - I co? - zapytałem, z niecodziennym zapałem wsłuchując się w opowieść Naruto.
Z zewnątrz nie było po mnie widać niczego konkretnego, siedziałem przecież cały czas bez ruchu, od czasu do czasu unosząc bądź opuszczając brwi. A w głębi siebie cieszyłem się z każdego, stopniowo ujawnianego przedemną aspektu jej życia, o którym do tej pory nie miałem pojęcia. Sakura bardzo dbałą, by żadna informacja z tamtego okresu nie wyszła na światło dzienne, tyle zdołałem wywnioskować.
   - I nic. Trop urwał się 2 kilometry od wioski. Skubana, musiała wiedzieć, że za nią podążam. Do tej pory nie wiem tylko jak to zrobiła, znikając tak nagle. Dosłownie, jakby rozpłynęła się w powietrzu..
   - Czy to może mieć związek z tym jej kochasiem? - spytałem z konsternacją, lekko pocierając palcami o podbródek.
   W panującym dookoła chaosie, bardzo często zdarzało mi się zapominac o dodatkowym, martwym bonusie całej tej pogmatwanej historii. Poprzedni ukochany Sakury, ktoś, to po moim odejściu zaskarbił sobie jej miłość a później, zataczając bieg historii, również postanowił ją opuścić, odchodząc z tego świata.
  Przypomniało mi się, że do tej pory nie znam tożsamości ów mężczyzny… podobnie jak nie zdążyłem zapytać się jej, kim był ten pyzaty chłopaczyna z klubu w Kirigekure. To musiało byc jakies fatum, bowiem kompletnie zlekceważyłem też fakt, ża Sakura może już kogoś kochać.. bądź w dalszym ciągu rozpaczać po śmierci tamtego, tajemniczego shinobi.
Małżeństwo ze mną miało na celu uratować stricte mnie.. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę Haruno może wcale tego nie chcieć, mogła mieć inne plany, chcieć realizować je z inną osobą.
 Od razu spojrzałem na sprawę w nieco innym świetle, dotarło do mnie jak wielkim byłem egoistą i czego właśnie próbuje się dopuścić.
   - Z kim?! - zagrzmiał bez ostrzeżenia Naruto, wytrącając mnie z zamyślenia.
Spojrzałem na niego jakby był rasowym idiotą, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że przecież tylko ja byłem, póki co, zaznajomiony z sytuacją minionych, miłosnych rozterek Haruno. Gdybym bardziej się wysilił i pomyślał, przypomniałbym sobie również, że Sakura zabroniła mi dzielenia się tą informacją z kimkolwiek.
Póki co jednak byłem zbyt zaaferowany jej charakterną osobą, by przejmować się rzuconymi szmat czasu temu przestrogami. Pokiwałem z wolna głową.
   - Facetem z którym się potajemnie spotykała. Podobno nie należał do żadnej wioski a jego nazwisko widniało w księdze Bingo. Teraz nie żyje. Wiesz kto mógłby to być?
   - Mam wiedzieć kto to?! - zapytał nienaturalnie piskliwym głosikiem, zaraz głośno odchrząkując. Był bardzo poruszony usłyszaną wiadomością; zdradzała go niemal każda część twarzy, wykrzywiona w różnorakie oznaki zdziwienia. - Dopiero dowiedziałem się, że moja mała, niewinna Sakurcia ma swoje za uszami. Przecież ja nie miałem o niczym pojęcia! W ogóle… A w ogóle to skąd ty to wiesz, co?
   - Bo mi powiedziała
   - Powiedziała ci?! - pisnął znowu tym niekontrolowanym dźwiękiem - Cholera jasna no! To człowiek się stara, jest z nią, nie opuszcza wioski, pociesza, nie jest gburem, zawsze ma jakieś dobre słówko, zaprasza ją na dobre obiady do Ichiraku, daje dobre rady i pożycza pieniądze… A ona i tak wybierze na powiernika drania, który ją porzucił i ignorował!  
   - Może nie tak bezpośrednio, co? - mruknąłem gorzko
   - Rozmawiamy o faktach, Sasuke - uparł się, topornie krzyżując ręce na piersi - W tym momencie czuję się do cna pominięty.
   -  Może pocieszy cię, że gdyby nie pewna sytuacja o której nie mogę ci teraz powiedzieć, pewnie również by mi tego nie wyznała. Przypominam, że Sakura nie należy do szczególnie wylewnych.
   - Ale kurcze.. inny facet?! - zawołał nagle, jakby chcąc za sprawą wielokrotnych powtórek zrozumieć z tego nieco więcej. Z autopsji wiedziałem, że to nic nie da.
Przerobiłem już chyba wszystkie próby zaakceptowania tej wiadomości, i żadna nie przyniosła określonego skutku.
  Za każdym, cholernym razem gdy tylko pomyślę, że ktoś inny mógł całować, dotykać, brać Sakurę, wciąż czuję się tak samo wściekły i zarazem bezradny. Ktoś, jakiś zasrany Ktoś miał to, o co ja teraz uparcie zabiegam, a czego dostać nie mogę.
  Szybkim ruchem pochwyciłem szklankę Naruto i przechyliłem ją do ust, racząc się ognistym smakiem.
Tego właśnie potrzebowałem. Solidnego kopniaka od rzeczywistości.
  Uzumaki był tak zaaferowany, że nawet się temu nie sprzeciwiał, a gdy tylko spostrzegł, że odstawiam naczynie, zręcznie pochwycił je w swoją rękę, upijając do końca jednym, solidnym haustem.
Zapadła cisza.
   - Dalej nie mogę w to uwierzyć. - wyznał blondyn po upływie wielu minut, wpatrując się pustym wzrokiem w obiekt przed sobą. - Sakura w potajemnym związku z przestępcą. Za plecami wioski. Za moimi plecami. - nagle rezolutnie powstał z miejsca - Jak tylko ją spotkam, uduszę!
   - Nie możesz. - zaprzeczyłem ze stoickim spokojem - Mówię ci to w sekrecie. Jeśli się dowie, że wiesz, zmiażdży nas obu.
Na powrót ciężko opadł na fotel
   - A niech cię.
Ponownie tego wieczoru zabębniłem palcami o twardą fakturę gipsu, wpatrując się w jego krępującą ruchy powłokę z żalem.
   - Więc nie jesteś w stanie pomóc mi w żaden sposób. - stwierdziłem niechętnie - Pomyśl, Naruto. Może była jedna sytuacja, jakiś konkretny człowiek który zwrócił twoją uwagę? Nie wierzę, że przez ten cały czas udawało jej się uchodzić z tym na sucho.
   - Ale tak właśnie było. Jedyną osobą która mogłaby coś wiedzieć, chodź jest to bardzo wątpliwe, jest Innuki. - bezradnie wzruszył ramionami - To jemu pierwszemu udało się do niej dotrzeć. Bardzo jej pomógł, poza tym świetnie się dogadywali i wszyscy myśleli, że to on zajmie w życiu Sakury twoje miejsce. - postukał się palcem w brodę - Tymczasem okazuje się, że miejsce to było już od dawna zajęte... Nie, on raczej nie mógł o tym wiedzieć. Gdyby tak było, to by się o nią nie starał.
Tym oto sposobem Naruto, przeprowadziwszy krótki dialog z samym sobą, doszedł w końcu do względnego porozumienia z ciężkim rozmówcą. Odetchnąłem głęboko i przejechałem dłonią po całej długości twarzy.
   - A śpiączka? - zapytałem cicho, na nowo skupiając na sobie uwagę przyjaciela - Wiadomo, dlaczego na nią zapadła?
   - Poza tym, że organizm Sakury był skrajnie wyczerpany chodź nie znaleziono żadnego śladu po walce, to nie. Podobno jej siły witalne zmalały praktycznie do zera, co równa się ze śmiercią. Pamiętam doskonale tamten dzień, kiedy Shikamaru po prostu wniósł ją do szpitala, mówiąc, iż znalazł ją nieprzytomną pod murami wioski. Cudem się z tego wykaraskała. - Ociężałym gestem przeczesał włosy, strosząc je na wszystkie strony - Podobno 8 miesięcy to i tak krótki okres śpiączki. Rokowania samej Tsunade wskazywały na 2 do 3 lat.
   - Same z nią problemy - rzuciłem gdzieś w przestrzeń, dedykując to bardziej dla siebie, aniżeli Naruto. Ten jednak chętnie podjął temat:
   - Apropo problemów - zagadnął bez entuzjazmu i nachylił się do przodu, opierając łokciami o kolana - Wczoraj w nocy zaginęła kolejna medyczka. Tym razem znowu padło na Kirigekure. Nowa ordynatorka, świeżo wybrana po Sakurze, która również pełniła tam przed swoim wyjazdem taką funkcję.
Zaniepokojony zmarszczyłem brwii
   - Czyli Sakura praktycznie się z nim minęła. - Nagle to do mnie dotarło. Podobnie jak świadomośc zagrożenia, bez przerwy wiszącego nad moją przyszłą żoną  - Kurwa mać.  
Uzumaki z grobową miną pokiwał tylko głową, jednocząc się ze mną w poczuciu zrodzonej obawy.
   - Reasumując, zniknęły już blisko 4 kobiety. - orzekł rzeczowo - Pierwsza była ordynatorkom z Suny, druga z Kiri, trzecia to córka Utau’ów, z wioski wody, a teraz czwarta, ponownie pełniącą funkcje głównej medyczki w Kiri - stwierdził poważnie - Za każdym razem zaginione kobiety znajdowano martwe i ciężarne, pozostawione w różnych częściach krajów.  
   Sytuacja robiła się coraz poważniejsza, w dodatku powtarzała się co kilka tygodni, a napastnik wciąż nie został odnaleziony. Podobno połączone siły wszystkich wiosek robią co mogą by zapewnić bezpieczeństwo w szpitalach oraz terenach wokół nich, jak widać - na próżno. Człowiek, który dopuszcza się tego wariactwa jest albo kurewsko dobrze wyszkolony, albo ma ogromne, nagminnie powtarzające się szczęście.
Kwestią sporną pozostaje jeszcze motyw.
Chodź w tej sytuacji, moim zdaniem, o żadnym motywie nie może być mowy. Nie ma słów, które są w stanie usprawiedliwić taką amoralność.
   Niegdyś nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia, ale teraz, wiedząc że Sakura również jest medykiem, i to jak na złość nie byle jakim, zaczynam nabierać słusznych obaw.
Dlatego też, mniej lub bardziej delikatnie muszę jak najszybciej przekonać ją, by zgodziła się spać ze mną w jednym pomieszczeniu. Być może wtedy uda mi się w spokoju zasnąć, nie martwiąc się o jej osobę.
Wychodziłem z założenia, że z nikim innym nie będzie bezpieczniejsza.
   - Tobie też wydaje się zastanawiające, że napastnik, kimkolwiek jest, omija Konohę? - zerknąłem ku pogrążonemu w ciszy Naruto, przelewając na słowa to, co akurat przyszło mi do głowy.
   - Niech tylko odważy się tutaj zbliżyć! - zagroził gorącokrwisty posiadacz niebywale twardej głowy - Osobiście pokaże mu, jak powinno się traktować takich zwyrodnialców! Myśli, że jest nieuchwytny! No to się zdziwi!
Zerknąłem na niego spod zbyt długiej grzywki, po czym uśmiechnąłem się kącikiem ust i  wygodniej rozparłem na kanapie. Czułem się o wiele spokojniejszy, bo wiedziałem, że jeśli Uzumaki Naruto się czegoś podejmie - to wywiąże się z danego przyrzeczenia choćby nawet cały świat walił mu się na głowę. W innym wypadku nie byłby przecież sobą.
   - Taa.. - mruknąłem w odpowiedzi, wyciągając przed siebie długie nogi - Wiem, że masz rację.
   - Postawmy sprawę jasno! - zawołał wesoło - Nikt o zdrowych zmysłach nie zbliży się do naszych narzeczonych, Sasuke! A jeśli już, to zrobi to tylko jeden raz w swoim życiu.
   - Mocne słowa - podłapałem, odwróceniem wzroku w bok chcąc ukryć swoje rozbawienie.  
   - Jeszcze nigdy nie byłem taki pewny tego, co mówię! - Po chwili z entuzjazmem palnął coś jeszcze: - Ale powiedz szczerze, czy wspólne wesele to nie jest cudowny pomysł?!
   - Daj mi w końcu święty spokój - skapitulowałem, i śmiejąc się głośno, zbyłem Uzumakiego gestem ręki.




Cześć i czołem! Rozdział dodaję bez sprawdzenia go, właściwie nawet bez wstępnego przeczytania w całości! Chciałam szybko wam go wrzucić, bo nie było go tak długo, że aż gryzie mnie sumienie :)
Było troszkę drastycznie, pojawiło się sporo klęsk, nieudanych planów.. Jedyne co mogę powiedzieć to: Będzie tego więcej! :)
Do następnego kochani. Buziaki :*




.

25 komentarzy:

  1. Czytam. Nawet jak sama przestałam pisać na pewien czas. Uwielbiam Twój styl. Masz tak lekki język, że nawet nie wiem gdzie kończy się notka. Tym bardziej, że Twoja historia - mam wrażenie - będzie historią z happyendem rodem z filmów disneya :D

    (ja raczej od tego stronię xD)

    Czytając te notkę śmiałam się kilkukrotnie. Ogólny zachwyt. I do tego bogactwo językowe.

    Cud, miód i arachidy. Czekam na ciąg dalszy!
    (Razem z Adriemmer, która wyczekuje jak to określiła "lemonów", czy czegoś takiego, w twoim wykonaniu. Ja się oczywiście nie przyznaję, iż też bym przeczytała xD)

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że jesteś, że żyjesz, że jednak zostałaś gdzieś tutaj i chowasz się pomiędzy innymi blogami! :D Myślałam że na dobrze rzuciłaś tą robotę, puściłaś pisanie w cholerę, znalazłaś inne, mniej absorbujące mięśnie palców hobby xd

      I tutaj rozczaruję, chodź nie lubię tego robić - Disneyowego happy endu raczej nie będzie, a jeśli już to będzie to baaardzo gorzki posmak bajkowości xd Ale, ale wszystko przed nami! Nie spoileruje!

      Dzięki że jesteś, że czytasz, za wiarę w moje "lemony"! xD

      Pozdrawiam cieplutko! :D

      Usuń
    2. Wow, pamiętasz mnie - zaszczyt :D

      Nie rzuciłam, jedynie stwierdziłam, że poprzednia historia ma za dużo niedociągnięć, więc napiszę ją od nowa, bazując na starym blogu, ale nie za dużo ;)

      Co do bajkowości... Czekam z niecierpliwością. (Nie chodzi o to, że czekam aż skończysz historię, a o to, że czekam na rozstrzygnięcie - nie powiem, w tym momencie mnie zaciekawiłaś)

      "Lemony" zawsze na propsie - może i ja się o coś pokuszę, inspirowana Twoją historią. xD

      Pozdrawiam po raz drugi :D

      Usuń
    3. przypomniałaś mi, że miałam tu napisać.
      LOL, TO NIEPRAWDA, właśnie ja nienawidzę tego określenia XDD KONANKA, KRĘTACZKO, mówiłam, że lemony właśnie brzmia chujowo, ja to nazywam po imieniu XDD
      I TU AKURAT PRAWDA, czekam na to w chuj :-/// już myślałam, że na końcu coś się odmianiani w tym plenerze, ale nie Naruto! nie rób, że ciągle on coś przerywa, bo go znienawidzę tutaj XDD
      poza tym, meh, w sumie to fajnie się czyta w końcu o takim zdystansowanym Sasku (nawet jeśli to na siłę xD) i stale napierającej na niego Sakurze.
      i w ogóle opisy, omg, uwielbiam twoje opisy. takie bogate i dopieszczone, a słowa ujęte tak dobrze, że lepiej nie mogłyby być.

      i wgle ej, jaki, kurwa, gorzki posmak bajkowości? :-//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

      Usuń
    4. Pozwolę sobie podzielić ten krótki komentarzyk na dwa. xD Tak więc

      Konan:
      Wiadomo, że pamiętam! I wcale nie dlatego że blogasiów o Konance jest statystycznie za mało, żeby ugasić mój niedosyt tej postaci, a twój był najlepszy spośród ich wszystkich.

      Apropo samej Konan właśnie..
      Zostawiłaś ją tam samą, czy ty wiesz? xD Ale propozycja nowego bloga mnie usatysfakcjonowała! Więc będę czekać; daj znać, kiedy mam zaktualizować moją podstronkę o lekturach czytanych o nowe dzieło! :P

      A do rozstrzygnięcia samego w sobie niewiele nam brakuje! Chociaż to może złe ujęcie tego stanu rzeczy. W każdym razie za 3 może 4 rozdziały COŚ zacznie się dziać, tak planuje. Ale z moimi planami to bywa niestety różnie, bo rozpisuje się jak diabli... To będzie chyba Trylogia SasuSaku XD Najdłuższa, w całej karierze istnienia tego paringu xD

      Pozdrawiam po raz drugi również! :D :D

      Adriemmer:
      Masz mega ciężką nazwe do napisania XD Zawsze musze zerkać 3 razy i drugie tyle się upewniać, czy na pewno dobrze napisałam XD
      Mhmmmp... Czy tutaj nie ma limitu słów w komentarzu? A chu, zapisze w razie czego. XD

      Wdł mnie te Lemonki czy tam Limonki to w sumie stylowe XD Fajnie brzmią. I jak ktoś ci napisze pod rozdzialikiem że taka Lemonka, to się od razu cieplej na sercu robi! I aż się pisać chce, na przekór losowi xDD

      No, Naruto również mnie drażni. XD A ponieważ jestem autorem, bogiem, panem życia i śmierci.... Może go po prostu uśmierce. Czy też jak stwierdziła ostatnio Sheeiren "po prostu zutylizuje" XD Jakaś szybka fabułą, obiadek... Doobra. Nawet ja nie jestem aż tak podła, żeby bohatera rewolucji zabić poprzez udławieniem się kawałkiem mięsa z ramenu XD

      O perypetiach związkowych Sakury i Sasuke bedę prawić jeszcze z jakieś 2 rozdziały, więc uzbrojcie się w cierpliwość XDD Sama nie wiem o czym ja tak będę zapamiętale pisała, ale słowo się rzekło. xD
      To bedzie grube lanie wody xD Ewentualnie, ku uciesze masy wrzuce jakiś pikantny szczególik z ich pierwszej nocy together, która ma dopiero nadejść, a o której już myśle, bo pojęcia nie mam jak to ma się zacząć XD.
      AlE!
      Kobietki będą piszczały z wrażenia, i pal licho, że ta pokręcona autorka gadała o niczym przez ostatnie 50 Wordowskich stron! Na końcu było coś tylko dla dorosłyyych, więc w sumie spoko!

      Best. Plan. Ever. xD

      GORZKO BĘDZIE. CO TO ZA ROMANS, BEZ DRAMATU KTÓRY ROZDZIELA KOCHANKÓW NA 2 DŁUGIE PEŁNE ŁEZ DNI!? :D

      Usuń
    5. Ja pierniczę - jaką my tu dysputę rozpoczęłyśmy xD

      Wow. Dziękuję za uznanie co do mojej ostatniej historii - ja sama uważałam ją za niedoskonałą, bo niektóre szczegóły się nie kleiły, dlatego powstał nowy blog.

      Co do adresu, to już jest: http://yaoyorozu-no-kami.blog.pl/
      Nawet już są 3 notki, a w głowie mam kolejne 2 ;)

      Jeżeli Cię to zainteresuje to zdałam egzamin na prawo jazdy - |69| będzie mieć kontynuację, ale planuję ją napisać jak już wprowadzę trochę więcej "własnych" bohaterów, tak jak poprzednio. xD

      Nie uśmiercaj Naruto kawałkiem mięsa z ramenu, bo mnie osobiście strasznie bawi, jak im przeszkadza; dosłownie samo życie - upierdliwy, nadopiekuńczy kolega xD

      Oczekuję dramatu. Oczekuję ślubu. Nie wiem co wymyślisz, ale uwielbiam całą tę historię. W bilansie wychodzi na to, że jest ona bardzo pozytywna - i tak trzymaj!

      (Tylko ja mam w głowie od samego początku śmierć, zniszczenie i cierpienie, dlatego akurat Nagato i Konan xDDDD)

      Do Adiemiernsjfnjsnejkgnj: ku*wa, nie mogłaś sobie trudniejszego do zapisania pseudonimu wymyślić? Ja to za każdym razem kopiuję z poprzednich komentarzy, bo nie mam nerwów. Pociesza mnie, że nie tylko ja xD

      Co do "lemonów"... Tak jak już mówiłam - jestem fanką eufemizmów. Proszę nie nazywać mnie "krętaczką" - ja po prostu lubię unikać mocnych słów. W dodatku nie skłamałam - użyłaś tego słowa w rozmowie xD

      Usuń
    6. No nie wierze! Miałaś ten blog już gotowy i ani myślałaś zarzucić linkiem wcześniej! xD JUŻ BYM TO MIAŁA PRZECZYTANE! xD
      Jezu myślałam że na prawdę zdałaś egzamin na prawko i chciałam ci pogratulować XD Nie mniej jednak kontynuacja - też świetna rzecz! xD

      Spoko, Naruto zostaje. Niech będzie XD

      A no ten ślub właśnie... Nie mam czasu żeby go gdzieś tam umieścić XDD To się może wydawać nieprawdopodobne ale tak własnie jest XD

      Usuń
    7. Ale ja serio zdałam egzamin na prawko xDDDDDDDDD
      Seria |69| to jest moje wyżywanie się odnośnie jeleni na drodze i w sumie czasem też mojej własnej głupoty za kółkiem. Mam zamiar ją rozwinąć :D

      "Nie mam czasu na ślub". No ok xDDDDDD

      Dzięki za komentarz u mnie - zaraz umieszczę Cię w linkach :D

      Pozdrawiam po raz 101.
      Konan :D

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    9. A Adriemmer R bezczelnie usuwa komentarze XD
      TO CHYBA TAKI SPOSÓB NA ZAKOŃCZENIE TEJ DYSKUSJI XD

      Usuń
    10. Dokładnie.

      W ogóle stwierdziłaś, że czekasz na nową notkę u mnie.
      Jest.
      (a miałam zrobić dziś tyle rzeczy... xD)

      Usuń
    11. Czekam. xD
      (O Bohrze, jaki spam pod notką) xD

      Usuń
    12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    13. AAAAAAAAAA, USUŃ BŁAGAM TE KOMCIE NIEDOJEBANE OPCJĄ USUŃ NA ZAFSZE , bo nienawidzę tak spamić. XDDDDDD
      coś nie pykało, teraz wklejam tą część komcia co miałam wcześniej, bo mam skopiowany xD

      PROSZĘ NIE NARZEKAĆ NA MÓJ PSEUDONIM ARTYSTYCZNY, PONIEWAŻ JEST ON BARDZO PROSTY.
      a tak serio to jeszcze bardziej, kiedy się skuma jego genezę, a ona nie jest w sumie skomplikowana XD
      nieee, zostaw go, Naruto jest kochany XD a swoją drogą przypomnialyscie mi, że jest jakiś miesiąc tańszego suszi czy coś tam i miałam lecieć z chopem na żarcie, DZIĘKI!!!!11
      ej, no, ja też sobie nie wyobrażam zakończenia tego bloga jak dramy, serio, to nie te klimaty, żeby nie skończyło się słodziasznie! tym bardziej, że w ich obecnej sytuacji już trochę jej fundujesz (patrz:Sasuke)

      Usuń
    14. USUNEŁAM NA ZAWSZE
      To była najpoważniejsza decyzja w całym moim życiu XD W każdym razie na pewno zrobiło się poważnie XD

      Próbowałam skumać o co w twoim pseudonimie artystycznym chodzi. WKLEIŁAM NAWET DO GOGLE XDD Ale nie mam pomysłu; musisz mi wyjaśnić xD

      Nie ma sprawy i smacznego! xD

      Drama jako zakończenie może i nie, bo i mi rozłupało by to serce.. xD Ale stanie się coś strasznegooooo! Mniej więcej.
      No cóż.. przekonaaacieee się sameee! xD

      Usuń
    15. czekamy ^^
      (właśnie weszłam zobaczyć czy jest notka - czuj presję) xD

      Usuń
    16. u mnie to sprawdza, ale sama to nic nie dodała! xD

      Oczekuję w dalszym ciągu... a w czarnym mi do twarzy xD

      Usuń
  2. Kocham! I wyczekuję! Jak Sakura się zaplątała w tej tunice to po prostu kwiknęłam. Nie tego się spodziewałam xD Czytam i chcę więcej! Co do błędów to pojawiały się jakieś literówki, ale co tam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo!
      Już zabieram się za poprawę błędów :D

      Usuń
  3. no kurde , ten blog jest GENIALNY ! zostaje aż do epilogu nie ma co !
    Pisz jak najwięcej super Ci wychodzi to ! Pozdrawiam i życzę dużo weny i chęci ! :D wczoraj dodany a ja już chce kolejny rozdział -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spokojnie! :)
      Już powstały pierwsze zalążki 19 rozdziału.

      Pozdrawiam i dziękuje za wytrwałość! :)

      Usuń
  4. kiedy coś nowego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciężko jest mi powiedzieć :/
      Niestety wraz z pojawieniem się kolejnego bloga, trochę jestem spowolniona w pisaniu :)

      Usuń
  5. Ohh, dużo się działo w tym rozdziale! Sakura jest chyba największą niezdarą na świecie, serio. Stara się dziewczyna, a tu klęska goni klęskę. Rady Ino są tragiczne w skutkach... Ale ich rozmowy są przezabawne (przy fragmencie ze śliną i smarkami śmiałam się NA GŁOS - u mnie to niespotykane zjawisko).
    Sasuke chce odbudować klan, powodzenia. Sakura, biedna, będzie musiała rodzić dzieciaka za dzieciakiem, żeby jego plan się powiódł. Jeśli oczywiście wreszcie się ze sobą prześpią, na co na razie się nie zanosi.
    Ogólnie wydaje odnoszę wrażenie, że Sasuke i Naruto są ostatnio jakoś bliżej ze sobą. A to bardzo dobrze!

    OdpowiedzUsuń