czwartek, 29 grudnia 2016

17. Prześpij się z nim! I to wszystko!

Wypruci z wszelkich sił stanęliśmy pod domem Sasuke.
 Przypieczętowaliśmy to głośnym westchnieniem, wypuszczonym z ust w tej samej chwili. Wtedy też, na krótko skrzyżowaliśmy spojrzenia, po czym gwałtownie odwróciliśmy je w drugą stronę - statystycznie, jak najdalej od drugiej osoby.
 I chodź nie wyraziłam tego jasno, czułam piekielną ulgę, że wreszcie dotarliśmy do celu. Sasuke, podczas całej tej morderczej przechadzki był nie do wytrzymania. Poczucie wdzięczności było mu obce, podobnie jak powszechnie obowiązujące na świecie zasady kultury i dobrego zachowania. Warczał jak rozszalały, wściekły motor doprowadzając mnie na mój własny, prywatny, osobisty kres!  
 Kompletnie pomijając etap znikomej sympatii - którą w istocie był mi winien, przeszedł od razu do fazy chłodnej wrogości. O ciągłym nakreślaniu wojskowych zasad prawa bytu naszego obecnego “związku” nie wspomnę.
Chciałam go zamordować. I nie pomagało mi nawet tłumaczenie sobie, że przecież kocham go do szaleństwa. Że nie po to go ratowałam, żeby teraz samozwańczo pozbawiać gnoja życia.
   Ale niech mnie Bóg ma w swojej opiece, marzyłam o tym by się go pozbyć.
Bo tak paskudny jak przed momentem, nie był dla mnie jeszcze nigdy. I nie wiem, do cholery, co złożyło się na ten paskudny nastrój. Jego makabryczny stan, okoliczności w jakich odzyskał wolność czy przymuszenie do ożenku ze mną? Ciężko wytypować konkretna ewentualność.
   Ciążyła mi świadomość, że Sasuke nigdy mnie nie pokocha. Wyperswadował mi to wyraźne, z rozmysłem, nie pozostawiając żadnych złudzeń. Od tej pory miłość w moim/naszym życiu to temat zakazany! N i e o d w o ł a l n i e!
Dlatego też czułam się jak oszust i kłamca, żywiąc do niego wszystko to, czego on tak z taką dokładnością się wystrzegał i o czym rozprawiał tak zapamiętale, celując słowami niczym grotem - w sam środek mojego niewielkiego serca.
  Odchrząknęłam ponaglająco, kiedy tuż przed wejściem na schody prowadzące do jego mieszkania, znacząco zwolnił. Nieco później spostrzegłam, że jego głowa zadarta jest wysoko ku górze, a on sam wpatruje się w jakiś punkt w milczeniu. Podążyłam śladem jego wzroku.
 Na górnym piętrze, zaraz za barierką zobaczyłam dwie wychylone postacie. Para wytrzeszczała na nas oczy tak mocno, że w każdym momencie, wraz z grawitacją mogły powypadać one na przydomowy trawnik.  
A sekundę później stało się coś nieoczekiwanego.
  Oboje, kobieta i mężczyzna, równocześnie zerwali się do szalonego pędu, niemal gubiąc kończyny i zęby na stromych schodach. Prześcigali się nawzajem, chodź to blondyn finalnie wygrał ten cichy pojedynek. W połowie drogi po prostu przerzucił nogi przez poręcz, miękko lądując na ziemi. Jego wybranka zaś z pełną prędkością wpadła w kończący stopnie zakręt. Obserwowałam te poczynania z sercem zamarłym ze strachu.
   - Sasuke, stary! - Naruto dopadł do nas jako pierwszy. Byłby rzucił się z niedźwiedzim uściskiem w stronę Uchihy, ale nim zdołał wykonać cokolwiek, szybko zareagowałam. Jednym chwytem za kołnierz sprowadziłam pędzącego jak torpeda Uzumakiego na ziemię.
   - Hej! - zawołam ze wzburzeniem, by mieć pewność, że to co powiem, na pewno do niego dotrze. Zatrzymał się skonfundowany, chodź wciąż nieziemsko szczęśliwy. - Sasuke jest już jedną nogą w grobie. Nie pogarszaj sytuacji.
W tej samej chwili dobiegła do nas zdyszana Hinata. Wyraz jej twarzy oraz nerwowość, z jaką odklejała włosy z twarzy świadczyła o ogromnym zaskoczeniu i w końcu równie niepohamowanej radości.
Uszczęśliwione narzeczeństwo zaczęło nas okrążać, szybko i niekontrolowanie..
   Ani ja ani tym bardziej Uchiha nie spodziewaliśmy się tak chaotycznego, pozbawionego sensu przywitania. Tymczasem wychodziło na to, że przyszła para młoda wyczekiwała naszego (bądź tylko mojego) przyjścia, przez cały ten czas czatując przed drzwiami.
  Oboje, po wyjściu z pierwszego szoku… Nie. To zdecydowanie nie nastąpi zbyt szybko.
   - Nie wierzę, po prostu! - zawył blondyn
 Przeganiali się wzajemnie zarówno w słowach jak i okrzykach zachwytu oraz strachu. Naprzemiennie i bez sensu.  
 Sasuke, chodź był na skraju wytrzymałości dzielnie znosił nieskończony tabun panicznych gestów, skupiających się głównie na jego osobie.
Naruto na zmianę ściskał mnie i Hinate, przy czym oboje powtarzali w kółko: “Jak udało mi się tego dokonać” lub “Jesteś cudotwórczynią. “ albo “Sasuke jest już wolny? Całkiem? “. Ilekroć nie odpowiedziałabym na te pytania, to i tak za chwilę zabrzmiały ono znowu.
Odkleiłam od siebie Uzumakiego, który z tej euforii nie panował już nad tym co robi i co do milimetra wycałowywał oba moje policzki na oczach swojej świeżej narzeczonej.
   - Jak ci się to udało Sakura? - zawołała ponownie Hinata, zręczniej i delikatniej ode mnie przejmując obolałe ramie Uchihy, by pomóc mu wspiąć się na górę. Z jej pomocą szło mu to mniej topornie i makabrycznie, niż w przypadku, gdy to ja nim kierowałam.
 Niechętnie oddałam jej pałeczkę, mimo świadomości, że to Hyuuga od zawsze pełniła funkcję wspierającej i dodającej otuchy w naszej grupce. Ja byłam tą od brudnej roboty.
 Wraz z powolnym przedostawaniem się Sasuke na górne piętro, cierpliwie sunęłam zaraz za jego plecami. W międzyczasie starałam się odpowiedzieć na wszystkie wysuwane pytania Uzumakiego.
   - Wszystko opowiem ci jak już będziemy na górze.  - powtórzyłam po raz dziesiąty
   - Kurna! Jesteś taka niesamowita! Nawet Hokage nie mógł nic zrobić, a ty przyszłaś i tak po prostu… No niesamowita!
   - Zanim zaczniesz wyśpiewywać ody pochwalne, poczekaj aż poznasz całą historię. - dodałam wyrozumiale, lecz z powoli wkradającą się dozą zniecierpliwienia.
 Idąc bezpośrednio za Sasuke, mogłam zobaczyć każdą kroplę jego krwi, jaka rozbiła się o betonowe stopnie. Owy krwawy szlak ciągnął się za nami prawdopodobnie od wyjścia z celi… Szczerze obawiałam się o aktualny stan zdrowia swojego wybranka. Już wtedy miał się źle, co więc musi dziać się z nim teraz, kiedy stracił tyle mililitrów płynów? Nasz przemarsz był długi i męczący.
Z każdym krokiem coraz wyraźniej czułam zimny oddech strachu na karku. Nic więc dziwnego, że gdy tylko przekroczyliśmy próg domu karowłosego, od razu przystąpiłam do działania.
   - Hinata połóż go na łóżku. - poleciłam i zaraz przyszłam jej z pomocą, widząc jaki problem stanowiła dla Sasuke tak prosta czynność. Z każdym głębszym ruchem coraz mocnej krwawił.
Białe prześcieradło szybko pokryło się lepkim szkarłatem.
   - Teraz musimy go rozebrać. - dodałam drżącym głosem, nader jasno zdradzającym moje zdenerwowanie. Nic nie mogłam na to poradzić. Niespodziewanie poraził mnie widok takiej ilości juchy, chodź do tej pory zdawało mi się, że jestem na to odporna. Wielokrotnie widziałam przecież większe jej nakłady.
  Hyuuga niemal od razu zabrała się za ostrożne rozrywanie jego poharatanych, brudnych spodni… a ja stałam, jak wmurowana i wpatrywałam się w szeroko rozszerzonymi oczami w otwarte, ziejące rany.
   Podskoczyłam nerwowo, gdy poczułam na ramieniu czyjąś ciężką rękę. Odwróciłam głowę, napotykając zatroskane spojrzenie Naruto. Pod wpływem tego wzroku cofnęłam się o parę kroków, drżąc przy tym niekontrolowanie.
   - Sakurcia? - zapytał ostrożnie, czujnie badając wyraz mojej twarzy - Jesteś cała blada. Dobrze się czujesz?
  Spojrzałam na niego z żywym przerażeniem w oczach i zrobiłam kilka kolejnych kroków w tył, powoli zbliżając się do wyjścia z sypialni. Było to niezwykle egoistyczne, ale nie myślałam teraz o niczym innym.
  Przełknęłam ślinę spoglądając na wpół przytomnego Uciche. Konsekwencje wcześniejszej przeprawy odbijały się na nim wyraźnie, tworząc iście makabryczny obrazek. Leżał w kałuży krwi, pozbawiony wierzchnich ubrań, wpół przytomny. Jego oczy krążyły niemrawo wokół postaci mojej i Naruto jakby próbował nam coś przekazać, lecz kredowobiałe, suche usta nie poruszyły się ani o milimetr.
   - Sakura musimy szybko zatamować krwawienia! - zawołała panicznie Hyuuga, orientując się w dramatycznej sytuacji. Stan chłopaka pogarszał się z sekundy na sekundę, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. Poruszenie najmniejszym palcem stało się dla mnie niemożliwe, podobnie jak wykonanie jakiegokolwiek oddechu.
   - Nie dam rady.. Nie… - wyszeptałam ze ściśniętym gardłem.
   - Jak to nie dasz rady?! - wykrzyczała, nerwowo zabierając się za zaleczanie najgorszych z ran. Niestety było ich za dużo by w pojedynkę mogła im wszystkich zapobiec. Dziesiątki obrażeń krwawił w równej intensywności. - Sakura!!
   - Sakura! Przestań panikować. Musisz się skupić - zainterweniował Naruto. Podszedł ku mnie, a ja, w reakcji na ten gest cofnęłam się gwałtownie po chwili spoglądając ze strachem na własne, drżące dłonie. - Sakura. Spójrz na mnie…. Sakura.
   - Nie. - wydyszałam, mocno łapiąc się jedną z rąk za głowę - Nie dam rady. Zostawcie mnie.
   - Sakura przestań! - zawołała rozpaczliwie Hinata, po łokcie zabrudzona już lepką, szkarłatną substancją. Była zdenerwowana i blada ze strachu, ale robiła co mogła, byleby utrzymać dogorywającego Sasuke przy życiu. Bo on naprawdę umierał.
Nikt nie jest w stanie naraz stracić takiej ilości krwi i przeżyć.
  Mimo ogromnego strachu, paraliżu i samozaparcia, nie zatraciłam w sobie zdolności logicznego myślenia. I owe logiczne myślenie nakazywało mi w tym momencie wyzbyć się uprzedzeń i ruszyć na ratunek jedynemu mężczyźnie, którego kiedykolwiek pokochałam.
Ale ja nie mogłam.
Nie mogłam się poruszyć, nie mogłam oddychać, nie mogłam na to patrzeć.
 Nagle pociemniało mi przed oczami. Nogi do tej pory jak z waty, samoistnie ugieły się w kolanach. Poczułam, że lecę bezwładnie ku dołowi. Od upadku uratował mnie tylko szybki refleks Naruto, który łapiąc mnie mocno za ramiona i szybko przyciągnął je ku sobie. Oparłam się o twardy tors mężczyzny z ulgą, czując bliską omdlenia. Lecz nie straciłam do końca przytomności.
To brak dopływu tlenu spowodował ten stan, pomyślałam udręczona, po raz pierwszy od dłuższego czasu głośno zaczerpnąwszy wdechu.
   - Naruto on umiera!! - rozległ się rozpaczliwy krzyk, poprzedzający tylko o kilka sekund gwałtowne poruszenie się mojego ciała w tył i przód.     
   - Sakura musisz mu pomóc! - zawołał ktoś tuż nad głową. Ów osobnik mocno potrząsał moim wiotkim ciałem - Sakura!! Musisz się uspokoić. Oddychaj spokojnie! Kurwa mać!!
   - Naruto musimy coś zrobić!
   - Nie wiem co w nią wstąpiło. Hinatka! Nie pozwól mu umrzeć!
   - Puls maleje! - Coś wydało z siebie jakiś charkliwy odgłos - O boże! Nic nie mów, Sasuke. Wszystko będzie dobrze. Musimy tylko dotrzeć do Sakury. Sakura do jasnej cholery! Sakura!
   Ktoś mnie wołał, pomyślałam z otępieniem, powoli starając się otworzyć ciężkie jak z ołowiu powieki. Na chwilę straciłam orientację w tym, co się dzieje. Wszystko wydało mi się nagle takie przytłaczające i trudne. Niemrawo podrywając głowę do góry, spojrzałam na zastygły w bezwzględnym strachu wyraz twarzy Naruto.
  - Sakura! - odezwał się nagle, jakby wiedząc, że to jest moment w którym uzyska ze mną kontakt. - Sakura musisz się uspokoić. Sasuke umiera! Ciągle traci krew, Hinata nie jest w stanie zatamować wszystkich ran. Sakura!
Odepchnęłam się od niego i chwiejnym krokiem odeszłam na metr w tył, aby tam, w spokoju móc do siebie dotrzeć.
   Co ja, na boga, wyrabiam! Nigdy nie mdlałam na widok krwi.  Nigdy nie czułam się tak cholernie bezsilna!
Przyczyniam się do śmierci Sasuke, bo nie potrafię wygrać z własnym strachem.
Bałam się widoku jego zakrwawionej, wyzbytej koloru, martwej twarzy.  Bałam się być osobą, która nie zdoła go uratować. Bałam się, że….
W tym momencie poczułam na twarzy mocne uderzenie.
Rozchyliłam szeroko oczy, powoli wracając głową do poprzedniej pozycji. Od siły niespodziewanego ciosu aż przekrzywiłam twarz w bok.
   - Sakura musisz się opanować! Musisz! - Hinata zadarła podbródek i spojrzała na mnie ze zniecierpliwieniem. Szybko opuściła poderwaną do uderzenia rękę, lecz po chwili zawahała się, jakby nie była pewna czy nie powinna znowu spróbować mnie nią potraktować.
Nie wierzyłam w to co się właśnie stało.
   - Przestań się mazać jak dziecko! Idź i zrób to co do ciebie należy! Nie po to go tutaj przyciągnęłaś, żeby umarł we własnym łóżku… Kurwa mać! Czy on w ogóle coś dla ciebie znaczy?! Nie bądź jak Tsunade, Sakura. Idź tam i nie pozwól mu umrzeć!
   To zadziałało. Naprawdę zadziałało.
Mimo boleśnie piekącego policzka i grubej warstwy łez, zebranej pod powiekami zmusiłam własne nogi do pewnego kroku. Bez słowa ominęłam skonfundowaną Hyuugę, zepchnęłam z drogi zaskoczonego Naruto i w końcu dopadłam do Sasuke.
    Mistrzowskim okiem przeleciałam po jego nagiej sylwetce, którą osłaniały tylko zakrwawione bokserki po czym ruszyłam do działania.
Uchiha był już nieprzytomny. Jego twarz, skrzywiona w grymasie bólu pobladła nienaturalnie a skóra pokryła się dreszczami. Czuje dotknęłam jego zimnego nadgarstka, próbując wykryć puls.
    Był niemal niewyczuwalny.
Hinata szybko zjawiła się przy moim boku, od góry do dołu umorusana w zeschniętej krwii. Nawet jej policzek przecinała podłużna bruzda.
   - Naruto przynieś ze szpitala 4 woreczki krwi AB. Szybko! - poleciłam pewnym głosem, naraz wyzbywając się wszystkich demonów i obaw które we mnie tkwiły. Zakasałam rękawy, wiedząc, że to i tak nie uchroni ich przed zabrudzeniem.
   - Potrzebuje półminuty by zaleczyć wszystkie jego zranienia. W tym czasie nie pozwól mu umrzeć - dodałam z mocą, nawet nie spoglądając w kierunku granatowłosej po czym uaktywniłam pieczęć Byakugo.
   - 30 sekund?! To niemożliwe żebyś zrobiła to w tak krótkim czasie! - odpowiedziało mi spanikowane piśnięcie, nieco stłumione przez odległość jaka nas dzieliła. Hyuuga pochylała się zapamiętale nad jedną z ran, nie ustając w podleczaniu.
   Nie pozwoliłam by czarne pieczęcie do końca rozprzestrzeniły się po moim ciele. Od razu podjęłam się wiążącej z nimi desperackiej próby, jedynej która przyszła mi do głowy. Pochyliłam się nad ustami Sasuke i delikatnie, jak za dotknięciem skrzydeł motyla przytaknęłam do nich własne wargi.
Podarowałam chłopakowi wszystko, co miałam. Całe pokłady leczniczej czakry pochodzącej z pieczęci, który w tym momencie rozprzestrzeniły się także na jego mizernej postaci.
     Błogosławieństwo Byakugo - bo tak nazwałam tą technikę, skupiało się na przeniesieniu życiowej energii medyka do ciała drugiej osoby. Owa energia miała za zadanie wznowić, tudzież wzmocnić czynności życiowe i zasklepić rany, uniemożliwiając pacjentowi śmierć -przynajmniej podczas jej działania. Była skuteczna w 80%, lecz wiązała ze sobą pewne ryzyko. Każde 10 sekund użytkowania zabierało osobie leczącej dwa lata życia, plus minus bo nie byłam w stanie nigdy określić tego z dokładnością do konkretnej liczby miesięcy. Jutsu było niezwykle ryzykowne, stworzone na nieprzewidziane, specjalne okazje wymagające szybkiego leczenia.
   Takie jak ta.
   Wciąż będąc pochyloną, uchyliłam powiekę spoglądając z uwagą na ranę, tkwiącą na ramieniu chłopaka. Wyraźna była jej deformacja, jakby żyły nagle zasklepiły się, odbudowując uszkodzoną tkankę a mięśnie łączyły ze sobą wzajemnie. Proces ten był jednak niezwykle powolny. Po 15 sekundach czułam się wypruta z sił i niezwykle senna, mimo tego obrażenia wciąż były widoczne i poważne - chodź już nie tak głębokie.
Udało mi się zatamować większość poważniejszych krwawień, kiedy technika samoistnie dezaktywowała się, nie mając już skąd czerpać pokładów czakry.
Pomijając problematyczność i ryzykownośc tego jutsu, było one również niezwykle wymagające. 15 sekund - tyle wystarczyło bym utraciła około 3 lata życia i całe pokłady swojej dotychczasowej czakry.
   Oderwałam się więc od Sasuke aby następnie bezsilnie zsunąć na krawędź łóżka, tuż przy jego głowie. Wykrzesałam z siebie jeszcze trochę siły i podniosłam się chwiejnie, po chwili równie mizernie stając na równych nogach.
Hyuuga wpatrzyła się we mnie z niemądrze otworzonymi ustami.
   - Sakura.. ty jesteś… - wyjąkała z ledwością, wciąż nie mogąc wyjść z oszołomienia. Zwróciłam na nią pytające spojrzenie, nijak nie wiedząc do czego sprowadzają się jej słowa.
   - … głupia. - dopowiedział nagle czyjś męski głos.
Spojrzałam pośpiesznie w stronę Sasuke, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki wkradł się zaraz na moją twarz.  
Uchiha leżał tak jak przed momentem, ale jego oczy były lekko uchylone, a twarz powoli wracała do dawnej, ożywionej barwy .
   - Jesteś po prostu głupia - powtórzył niemrawo, lecz ja zrozumiałam jego słowa. W odpowiedzi jedynie przekręciłam oczami, nie chcąc prowokować go teraz do kłótni. To byłoby, z medycznego punktu widzenia, bardzo niewskazane.
   - To bardzo miło z Twojej strony, że zamierzasz jednak przeżyć. - powiedziałam zamiast tego, uzupełniając wypowiedź nutką rozbawienia. Totalne nie miałam na to siły, ale przemogłam się, ze względu na napiętą, przepełnioną strachem atmosferę.
Hinata ciężko opadła na pobliskie krzesło.
   - W przeciwnym razie nie mógłbym Cię poślubić. Co za strata. - odparł ironicznie Sasuke.
Hinata gwałtownie wstała z pobliskiego krzesła.
   - Co ma ci zrobić? - zawołała głośniej niż było to potrzebne i zwróciła na mnie oczy, po chwili gwałtownie przenosząc je na twarz Uchihy. Była tak otumaniona, że poprosiła go nawet o powtórzenie tego co powiedział. Zrobił to.
A wtedy dziewczyna z wrażenia o mało nie straciła przytomności.
  Posłałam jej uspokajający uśmiech, z dumą i wdziękiem prezentując przed przyjaciółką swój przepiękny pierścionek. Nie miało znaczenia, że sama się zaręczyłam, bez niczyjej zgody i wiedzy. Był to fakt, jak się zdaje, niepotrzebny. Aby nie psuć uroku tej chwili postanowiłam go wiec nie ujawniać. Okoliczności naszego ożenku nie muszą wcale wychodzić na światło dzienne.
Hinata ujęła moją dłoń ze świętobliwą czcią, czule wpatrując się w ukazywaną biżuterię.
   - Zaręczyliście się w celi?
   - Sakurcia mam tą krew!! - Głośny wrzask na skale potężnego wybuchu natychmiast poderwał mnie do rzeczywistości, sprawiając że serce niemal stanęło mi w gardle a włosy zjeżyły się dziko na głowie.
Naruto popędził ku mnie, wyciągając przed siebie cały plik czerwonych woreczków.
   - Sasuke żeni się z Sakurą! - zawołała od razu rozgorączkowana Hinata, tymi słowami z miejsca, szybko i skutecznie odbierając Uzumakiemu równowagę. Biedny chłopak zachwiał się nagle, prezentując przy tym nie najmądrzejszą minę i runąłby na ziemię, niszcząc przy tym przyniesione zapasy. Na szczęście ruszyłam mu na ratunek i w porę wyłapałam wszystkie pojemniczki. Niestety w wyniku tego blondyn jak długi padł na ziemię.
      Odetchnęłam cicho, obracając się w stronę rozbawionego Uchihy. Leżał w pełni przytomny, po raz pierwszy od dłuższego czasu ukazując emocję inną od bólu i złości. Zdezorientowanie Uzumakiego i radość Hinaty wyraźnie go bawiła, co poznałam po nieznacznie uniesionym kąciku ust. Odchrząknęłam cicho zwracając na siebie jego uwagę i delikatnie ujęłam palcami męską, umięśnioną rękę. Odnalezienie żyły zajęło mi więcej czasu, niż mogłabym przypuszczać. Gwałtowna reakcja mojego ciała na palące spojrzenie, jakim mnie obdarzał sprawiła, że dłonie trzęsły mi się jak galaretki. Widok umięśnionego ciała, a następnie dotykanie go - nawet jeśli jest to tylko ręka - również zrobiły swoje.
Policzki trawił mi żywy ogień.
Co się ze mną dzieje? Czemu w wieku 23 lat wciąż zachowuje się jak nastolatka? Przymykając powieki odetchnęłam głęboko. A następnie powtórzyłam ten gest, we względnej ciszy uspokajając rozedrgane nerwy.
   A gdy otworzyłam oczy pierwszym co ujrzałam, był szczerze uśmiechający się Sasuke. Patrzył na mnie z niecodziennymi iskierkami w oczach, nie kryjąc się z tą barwną emocją nawet przed Hinatą i Naruto. Narzeczeństwo skupiło się wokół jego łóżka i podszeptywało coś między sobą z entuzjazmem.
   - Może zrobimy wspólne wesele?! - wypalił w pewnym momencie Naruto, uśmiechając się szeroko.
Sasuke jedynie prychnął, posyłając mu krzywe spojrzenie. Było jednak w tym czynie coś, co nakazywało nie brać go na poważnie.
   - Zapomnij. - dodał z niemrawym uśmiechem.
 W końcu wkłułam się w żyłe! Wykrzyknęłam ciche “Jej!!” szybko upominając się gdzie jestem i jaką pozycje zajmuje we wiosce. Cieszenie się z byle wkłucia nie dodaje mi ani kapki profesjonalizmu.
Ale dzisiaj i tak wyjątkowo paskudnie nadszarpnęłam swoją reputację, machnęłam więc na to ręką. Sasuke żyje. I żyć będzie.
Utracone zapasy krwi szybko zostaną uzupełnione, rany przeze mnie zszyte a kości nastawione i usztywnione. Może nie uzyskam tego w ciągu jednego wieczoru, bo dzisiaj jak przypuszczam nie zrobię już nic więcej, ale wszystko jest już pod kontrolą.
Czułam w głębi siebie pewny rodzaj stabilizacji.
  Moje życie nareszcie nie wydaje się aż takie zagmatwane. Zostaję w Konoha i w dodatku wychodzę za mąż, za ukochanego mężczyznę. Nie ważne, że mężczyzna ten od początku naszej znajomości traktuje mnie jak zabawkę, upokarza i na każdym kroku próbuje wykorzystać bądź kontrolować.
Na to również machnęłam ręką, bo nic nigdy nie może być za piękne.
      Z pomocą Hinaty delikatnie, bardzo ostrożnie zaczęłyśmy wyciągać spod Uchihy zakrwawioną kołdrę, a gdy już się z tym uporałyśmy, przyszła pora na oczyszczanie jego skóry z brunatnych skrzepów. Hyuuga zręcznie zszywała nadczerpnięte tkanki podczas gdy ja, zwilżonym ręcznikiem sunęłam po jego skórze, udając że wcale to na mnie nie działa.
I istotnie udało mi się skryć ten fakt przez granatowłosą… lecz gorejące rumieńce na pewno nie umknęły uwadze wiecznie czujnego Sasuke.
Wpatrywał się we mnie nieprzerwanie, a to stawało się coraz bardziej krępujące.
   - O co ci chodzi? - fuknęłam w pewnym momencie, zbierając w sobie odwagę by spojrzeć mu w oczy. Pałały one niecodzienną sympatią.
Gdzie się podziała cała jego niedostępność, chłód i ironia?! Jasna cholera! Jak wiele krwi stracił?!
   - O nic konkretnie - odparł ze swobodą, ani na moment nie opuszczając wzroku. Zawahałam się. - Właściwie to chciałem…
Nigdy nie dowiedziałam się, co też chciał.
Znikąd pojawił się przy nas Naruto, zaszczycając na wstępie szerokim uśmieszkiem. Następnie przysiadł się obok mnie i nie ważąc na to, że zajmujemy teraz jedno krzesło, zajął większą jego połowę.
   - No więc jak do tego doszło? - zapytał wprost, nabierając niecodziennej powagi. Jego narzeczona bacznie nadstawiła uszy.
Wymieniliśmy z Sasuke krótkie spojrzenie.
   - No przestańcie - pociągnął Uzumaki - Przecież dobrze wiemy, że oboje nie pałacie do siebie sympatią. A ludzie którzy się nie lubią, zazwyczaj za siebie nie wychodzą.
   - Jesteś niezwykle spostrzegawczy - stwierdził ironicznie Uchiha
   - Chcę po prostu wiedzieć, jak to się stało, że ślub z Tobą uratował Sasuke od kary śmierci.
Ewidentnie zwracał się do mnie. On mówił, a ja pochłonięta byłam machinalnym manewrowaniem ręcznikiem w miejscu od dawna już czystym. Zwilżyłam wargi językiem i podniosłam wzrok na blondyna.
   - Co ? - wypaliłam, jak idiotka zamrugawszy przy tym powiekami.
   - Pytam, jak to się stało że jesteście zaręczeni.
   - Nooo, więc to było tak...
   - Ale bez kłamstw, Sakura. - upomniał, chyba zdając sobie sprawę do czego się zamierzałam. Odetchnęłam głęboko.
   - Niech będzie. Powiedziałam Koharu, że Sasuke był u mnie kiedy odnaleziono zwłoki Yuuki.
   - A był?
   - Nie.
   - Uwierzyła ci ? - zdziwiła się Hinata, lekko unosząc głowę ku górze.
   - Nie. Dlatego powiedziałam również, że się zareczyliśmy. I miałam na to dowód. - wyciągnęłam przed siebie dłoń - Ten pierścionek.
   - A w to uwierzyła? - zapytał Naruto, posyłając wybrance skonfundowane spojrzenie.
   - Również nie. Dopóki nie dowiedziała się, że to rodowy pierścień Klanu Uchiha.
Na te słowa cała trójka, łącznie z niezdarnym Sasuke, pochyliła się nad biżuterią, wpatrując w jej fakturę z czczą nabożnością.
   Nic w tym dziwnego. Klejnot wymordowanego klanu zawsze budził respekt, nie tylko u szarych mieszkańców ale również wśród innych, pomniejszych rodów. Miało to swoje lepsze i gorsze strony; łowcy skarbów od zawsze mieli na niego chrapkę. Podejrzewam, że niewielu z nich powstrzymało się przed pokusą przeszukania rezydencji Uchihów, świeżo po masakrze.
Pierścienia, jak widać, nie znalazł jednak nikt.
Bo miałam go ja.
   - Skąd go masz, Sakura?
Ton ostry, niemal wrogi przebił się przez sferę moich rozmyślań, brutalnie sprowadzając na ziemię - przed oblicze samego anioła ciemności.
Spojrzałam na Sasuke spłoszona, bo chodź wiedziałam, że temat ten wypływie prędzej czy później, wolałabym aby stało się to gdy znajdę uzasadnione tłumaczenie takiego, a nie innego stanu rzeczy. Przeniosłam wzrok na pierścień, wodząc po nim przez chwilę z czułością.
   - Dostałam go parę lat temu od Innukiego. Podobno znalazł go gdzieś na trawie.
   - Znalazł na trawie?! - zagrzmiał Uchiha, a mnie od tego dźwięku niemal wybiło w powietrze. Drgnęłam gwałtownie, nie ważąc się na spojrzenie w zagniewane, ciemne oczy. Wiedziałam, że wieść o pierścieniu wyprowadzi go z równowagi, ale naiwnie liczyłam na taryfę ulgową. W końcu, gdybym nie otrzymała go przed laty dalej siedziałby w tej zapleśniałej celi, odliczając minuty.
  Dla Sasuke nie miało to jednak znaczenia.
A ja po cichutku cieszyłam się, że jego zasób ruchów jest tak ograniczony.   
   - Tak - pokwitowałam niepewnie - Nie wiem ile mogliśmy mieć wtedy lat.
   - 15 - Z pomocą przyszła Hinata. Uśmiechnęła się beztrosko, jakby próbując dodać mi otuchy. Było to na poły dobre, na poły złe, ponieważ jednoznacznie oznaczało, że gniew Sasuke stał się już oczywisty dla nas wszystkich.
   - Swoją drogą ciekawe co u Innukiego! - wypalił znikąd Uzumaki, tak swobodnie jakby wcale nie chodziło mu o płynną zmianę tematu. Hyuuga szybko podłapała jego pomysł.
   - O tak! - zaśmiała się cichutko i melodyjnie, w sposób, jaki tylko ona potrafi, po czym zgrabnie odrzuciła włosy z ramion - Czasami za nim tęsknie. - wyznała melancholijnie.
   - I pomyśleć, że gdyby nie wyjechał, to Sakura byłaby teraz najprawdopodobniej zaręczona z nim, a nie z Sasuke!
  Gdybym coś piła, to bym to wypluła. Prosto na Naruto. A później wpatrywałabym się w niego z szeroko otwartymi wargami, tak jak czynię to teraz, nie bardzo wiedząc co mogę powiedzieć.
Bądź co powiedzieć powinnam.   
Natomiast jedno spojrzenie na Sasuke wystarczyło mi, bym odważnie stwierdziła, że jeśli mógłby właśnie swobodnie poruszać rękami, to dusiłby, tudzież okładał nimi Uzumakiego po głowie .
   - To prawda? - Bez ostrzeżenia przelał całą zebraną wrogość na mnie, rzucając mi ją w twarz jak gorącym obuchem. Zamknęłam usta z cichym kłapnięciem. - Odpowiedz.
   - To bzdura.
   - Bzdura! - zawtórował mi rozbawiony Naruto, odporny na wszelkie przejawy błagania o litość, które mu wysyłałam. Uchiha nie był w najlepszym nastroju i jakaś dziwna sposobność sprawiała, że temat ten tylko go podsycał. Tymczasem blondyn jak gdyby nigdy nic ma zamiar go kontynuować i wciąż i bez przerwy. - Latali za sobą jak para zakochanych gołąbków!  
 Oh mój boże, myślałam, że nie może być już gorzej…
   - Nawet się całowali! - wykrzyczał z entuzjazmem, dumnie krzyżując ramiona na piersi.
 Jednak może.
Zanim Sasuke wysunął jakaś gwałtowną reakcje, pospieszyłam z wyjaśnieniami.
   - Nie, Naruto. To ty się z nim całowałeś. Po pijaku. A ja wam przerwałam.
Hinata zaniosła się głośnym śmiechem. Przywołałam na usta szaleńczy uśmiech satysfakcji.
   - Słucham? - zawołał ze zdziwieniem, czyniąc równie niemądrą minę co ja przed minutą.
   - Właśnie tak, kochanie - wtrąciła Hyuuga, posyłając mu pełne współczucia spojrzenie. Blondyn lekko załamał ręce, nie mniej skonfundowany i oszołomiony - Na drugi dzień pamiętałeś tylko, że ktoś całował Innukiego. Żeby oszczędzić ci upokorzeń, powiedzieliśmy, że była to Sakura.
   - Kim do cholery jest ten Innuki?! - zagrzmiał nagle Sasuke, skutecznie zwracając na siebie naszą uwagę. Chwilę po tym boskim wystąpieniu zapadła nerwowa cisza, finalnie przerwana przez spokojny głos Naruto:
   - Synem Lorda Feudalnego. Trafił do Konohy niedługo po twoim odejściu, oficjalnie mając za zadanie zapoznać się ze sposobem życia mieszkańców Kraju Ognia. Na szczęście okazał się mniejszym ważniakiem od swojego ojca i dość szybko znaleźliśmy z nim wspólny język.
Hyuuga zaśmiała się na wspomnienie tamtego czasu.
   - Prawdę mówiąc okazał się też okrutnym łobuzem!
   - Miałem z kim podrzucać Sakurze żaby do plecaka. - ogłosił Uzumaki z szerokim uśmiechem. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że maniakalne gnębienie mnie znajdowało się na pierwszym miejscu w rankingu jego ulubionych zajęć - I powinnaś mi za to dziękować! Gdyby nie ja i moje płazy, nigdy byście się tak nie zapoznali! Przypominam, że po odejściu Sasuke dawałaś jasno do zrozumienia, że masz nas wszystkich w nosie.
   - Bo miałam. - stwierdziłam dobitnie, ale szczerze. - A te twoje oślizgłe żyjątka wcale sprawy nie poprawiały.
   - Ale stały się początkiem pięknej przyjaźni! - oponował twardo - Gdyby nie ich obecność w stawie do którego wpadłaś, to pewnie Innuki wcale nie wskoczyłby za tobą do wody.
   - Cóż Naruto... - wydukała niepewnie Hinata, raz po raz kontrolnie zerkając na wyraz twarzy ukochanego. - Wydaje mi się, że to raczej jej głośne krzyki o pomoc go do tego zmusiły.
   - Kiedy człowiek się topi, raczej niewielkie znaczenie ma dla niego czy w owym stawie są czy też nie ma żab, pacanie. - dodałam krzyżując dłonie na piersi i zakładając nogę na nogę. - Ale co do jednego masz rację. Gdyby nie tamta sytuacja, to faktycznie nie poznałabym Innusia aż tak dobrze. Można powiedzieć, że lodowata woda i groźba niechybnej śmierci nieco mnie otrzeźwiła.
Hinata uśmiechnęła się delikatnie.
   - Jak na moje oko, to po prostu ciepłe i przyjazne usposobienie Innukiego zadziałało na ciebie kojąco. Pamiętasz? Od tamtego zdarzenia nie odstępował cię na krok, był na każde zawołanie, pocieszał, rozmawiał. Wiesz, mi się po prostu wydaje, że znalazł w końcu kobietę którą mógł się zaopiekować. A ty na ten czas potrzebowałaś właśnie takiej bezpiecznej ostoi. Dobraliście się idealnie
   - Nic mi o nim nie mówiłaś.
  Uchiha Sasuke najpierw ostrzegawczo warknął a później wykonał ruch, mogący świadczyć równie dobrze o próbie aktywowania chidori. Instynktownie odchyliłam się w tył, ale to nie wystarczyło, bym umknęła przed siłą oddziaływania jego wzroku.
  Jedno spojrzenie w gniewne, czarne oczy sprawiło… że zaczął wciągać mnie w najdurniejsze, prostackie genjutsu! Nie wiem co chciał tym osiągnąć, ani po co to robił; pewnym było jednak, że ja, właśnie ja nie zamierzałam dać się zmanipulować i wysłać gdzieś w przestworza. Zaparłam się całą siłą woli i ani prośba, ani groźba, ani nawet sharingan nie był w stanie ruszyć mnie z uparcie zajmowanego miejsca.  
Zacisnęłam usta i oparłam ręce na krześle, spoglądając na Sasuke spod byka.
   - Ani mi się waż, draniu - wysyczałam, czując wyraźną trudność w otwieraniu ust i skupianiu się jednocześnie.
W końcu odpuścił.
Gwałtownie wypuściłam z ust całe przetrzymane powietrze, rozluźniając boleśnie spięte mięśnie.
Świeże narzeczeństwo (które nie było nami) wpatrywało się w nas ze zdziwieniem.
   - Przeklęty zasraniec! - wysyczałam zawistnie, nie panując już nad tym co myślę i mówię. Chwile później dowiedziałam się, że nie mam kontroli również nad swoimi ruchami. Wstałam, nagle i bez ostrzeżenia, po czym oddaliłam się, tak po prostu. I aż sama siebie chciałam spytać, gdzie właściwie ide.
Jak się okazało, do kuchni.
   Wcześniejsza sytuacja tak mnie poruszyła, że byłam w stanie niemal jednym haustem wypić całą szklankę soku, w ułamku sekundy nalać sobie nową porcję i rekordowo szybko znów przyłożyć ją do ust.
Hinata, stojąca w progu przyglądała się mi z rozdziawionymi ustami.
Z trzaskiem odłożyłam szklankę na stół i odetchnęłam raz, drugi, trzeci pomstując o przywrócenie bestialsko odebranego spokoju.
   - Co aż tak wyprowadziło cię z równowagi?
I to było kurewsko dobre pytanie.
Obróciłam się ku granatowłosej powoli, raz po raz wypuszczając z ust błogie westchnięcia.
   - On. - Bezradnie rozłożyłam ręce - Po prostu on.
Najwyraźniej odpowiedź nie była zbyt jasna. Kobieta przekrzywiła głowę, tak jak czyni to nierozumny szczeniak i wpatrywała się we mnie, na początku w ciszy, później, ostrożnie dawkując słowa.
   - Dotarła do ciebie waga podjętej decyzji, prawda?
   - Boże, Hinata, dlaczego musisz być taka spostrzegawcza? - poskarżyłam się, w głębi duszy podłamana tym, z jaką łatwością przyszło Hyuudze wstrzelić się w zakres meczących mnie kwestii. - Mam być żoną Sasuke. Ż o n ą. A jest to najgorszy kandydat na męża, spośród wszystkich znanych mi facetów! Czy teraz, całe życie będę musiała drzeć z nim koty?! Bo do tego właśnie się zobowiązałam! Mam mieć z nim dzieci?! Wspólny dom?! Nie, nie, nie, nie! - Przemawiała przeze mnie naraz panika i histeria. Na powrót pochwyciłam szklankę, totalnie bezcelowo bo nie miałam pomysłu, co mogłabym z nią zrobić oprócz rozbicia jej sobie na głowie. - Ja sobie tego nie wyobrażam!
   - Sakura..
   - Mój boże! - zawołałam nagle, teatralnym gestem łapiąc się za czoło i opadając na krzesło - Czy ja właśnie zrujnowałam sobie życie?
   - Sakura przecież ty go kochasz. Nie powinnaś więc być przez to nieszczęśliwa.
   - No tak ale… - urwałam, przenosząc na Hinate badawcze spojrzenie. Zmrużyłam oczy - Skąd ty o tym wiesz?
   - Ino mi powiedziała. Ale to nie ważne. Ważne jest tylko to, że kochasz Sasuke, chciałaś żyć u jego boku, prawa?
   - Od zawsze.
   - Więc teraz, kiedy w końcu udało ci się to osiągnąć masz zamiar przez to płakać?
   - Oh Hinata, bo ty nie wiesz co to znaczy kochać Sasuke, obcować z Sasuke, towarzyszyć Sasuke. To pasmo ciągłych udręk!
   - Których pragnęłaś odkąd tylko pamiętam.
   - Byłam najdurniejszą nastolatką na świecie! - zawołałam z politowaniem -  Zamiast życzyć sobie normalnego mężczyzny, z normalnym charakterem, zdrowego psychicznie… ja wybrałam Sasuke! Uchiha Sasuke, chorego, pieprzonego popaprańca!
Hyuuga sceptycznym ruchem uniosła do góry jedną brew.
   - Chyba trochę przesadzasz.
   - Wręcz przeciwnie. Właśnie zderzyłam się z rzeczywistością. - oznajmiłam z druzgocącą powagą.

Musiałam stamtąd wyjść i nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać.
Pod durnym pretekstem przekazania Ino oraz Kibie “wesołych wieści”, z najszczerszą ulgą opuściłam mieszkanie Sasuke, od razu kierując się w stronę domu Uzumakiego. Podobno to właśnie tam, nieświadoma poruszenia za ścianą, wciąż przesiaduje poszukiwania dwójka.
Cios za ciosem.
 Pozostało mi tylko przekazać Inuzuce, biednemu, nieszczęśliwemu Inuzuce, że nie mam zamiaru więcej się z nim spotykać. Ba! Że postanowiłam wyjść za mąż. Za kogoś innego…. Za Sasuke. Tak, właśnie tego Sasuke, którego uparcie twierdziłam, że nienawidzę! To bardzo śmieszna historia! Nie uwierzysz! I tak nie mogę ci jej opowiedzieć! Hehehe!
Pełen zestaw oszałamiających petard.
Gdyby nie fakt, że ta bajeczna historia dotyczyła w głównej mierze mnie, osobiście również byłabym zdziwiona.
 Tudzież nic innego, jak właśnie zdziwienie oczekiwałam zobaczyć na ich twarzach, po usłyszeniu o moich matrymonialnych podbojach. Nie chciałam być świadkiem sytuacji, która zmusiłaby mnie do pożałowania dramatycznie podjętej decyzji; ówczesne zachowanie Sasuke ustosunkowało mnie do tej sprawy z wystarczająco destrukcyjną skutecznością.
   Spostrzegłam, że od jakiegoś czasu jestem totalnie wyłączona na wszystko, co wiąże się z niedaleką przeszłością.  
Aby zachować równowagę w swojej sferze egzystencjalnej, teraźniejszość stała się dla mnie sprawą priorytetową, najistotniejszą. Bo z chwilą obecną byłam tylko milczącą, spokojną, nieco zamroczoną chodź wciąż zaręczoną kobietą, stojącą bezczynnie przed drzwiami, wahającą się nad podjęciem decyzji. Banalnej, najdurniejszej, pozornie nie trudnej. Coś, co było bardzo w moim stylu. Utrudnianie sobie życia w stopniu większym, niż zakładała rozpiska w dzienniku, warunkującym moje istnienie.
   Odetchnęłam, czując się osaczoną przez napływające do głowy obrazy, niekoniecznie kolorowe i z mocą siły stu nacisnęłam na klamkę, niemal wyrywając ją z drewnianego fundamentu.
I przeszłam przez próg, dzielnie, z niecodzienną wytrwałością.
I zaniemówiłam, przystając na środku przedpokoju w akompaniamencie cichego “Cholera!”, przemieszanego z “To wcale nie tak jak myślisz!”.
   Stałam jak wmurowana, wzrokiem naprzemiennie, automatycznie wodząc pomiędzy skonsternowaną twarzą Kiby, a dorodnie zaczerwienioną buźką Ino. Oboje, przyłapani na gorącym uczynku, zbyt późno podjęli próby ściągnięcia swoich rąk z ciała partnera, a gdy już się za to zabrali, pokrętnie i niezdarnie plątając się w odmęcie własnych kończyn, całość wyszła tak komicznie, że nie mogłam powstrzymać cynicznie wykrzywiających się warg.
Wtedy też odskoczyli od siebie, jednocześnie lądując na dwóch stronach tej samej kanapy.
 Gdzieś tam, w odmętach kątów rozbrzmiało ciche “Myślisz, że widziała?”.
Odchrząknęłam.
   - Przyprowadziłam Sasuke do domu. Żyje i ma się dobrze. Nic mu już nie grozi.
Odpowiedziała mi cisza.
Para wytrzeszczonych oczu wpatrywała się we mnie, nie czyniąc nic bym przestała czuć się tak potwornie niezręcznie. Bezczynnie trwając pod ostrzałem wyostrzonych spojrzeń, nie bardzo wiedziałam jak ułożyć ręce w stosunku do reszty ciała. Machałam nimi na boki, splatałam za plecami i krzyżowałam na piersi tylko po to, żeby ukryć zdenerwowanie. Z marnym skutkiem, bo cała aż drżałam od wstrzymywanego napięcia.
   - I pobieramy się - dodałam, bardziej z braku laku niż autentycznej potrzeby podzielenia się z tym ze światem.
Znowu nic.
   - A poza tym jestem w ciąży.
   - Co jesteś?! - zawołała nagle Ino  
   - Witamy wśród żywych - mruknęłam, uśmiechając się pogodnie. - Macie mi coś do powiedzenia?  
   - Absolutnie nie - odparł bezceremonialnie Kiba
   - A ty nam? - przeciągała Yamanaka, niebywale sprytnie jak na swoją osobę co samo w sobie było dla mnie rzeczą podejrzaną. Nieznacznie zmrużyłam powieki.
   - Nic, co mogłoby was zainteresować - odparłam zdawkowo, przyozdabiając twarz pobłażliwym uśmiechem. Leniwie pomachałam ręką, jakby chcąc coś od siebie odpędzić - Kompletnie się tym nie przejmujcie. Raczej nudna historia.
   - Paskudo - wtrąciła nagle Yamanaka - Przestań grać mi na nerwach i powiedz w końcu, jak miewa się Sasuke. Naruto z Hinatą zostawili nas tu mówiąc, że pójdą cię poszukać bo długo nie wracałaś. I co? - Podniosła głowę, wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem - Widziałaś się z nim? Pozwolili ci z nim porozmawiać? Jak się czuje?
   - Wyśmienicie. - Zatarłam złowieszczo ręce - Od kiedy jesteście razem?
   - Słucham? - wypaliła niemal od razu, tylko potęgując uśmiech satysfakcji, rosnący na moich wargach
   - Znam cię od dziecka i wiem, że zawsze zmieniasz temat gdy znajdziesz się w kłopotliwej sytuacji.
   - A niech cię!
   - Więc?
   - Nie wiem o czym mówisz - zaoponowała twardo.
Kiba, siedzący do tej pory w ciszy na drugim końcu kanapy jedynie poruszył się nerwowo, ani myśląc by wtrącić do rozmowy swoje trzy grosze. Obracał w palcach jakąś nitkę, spoglądając ze znużeniem na śpiącego w kącie pokoju Akamaru.
   - Będziemy to tak ciągnąć w nieskończoność?- mruknęłam, wystrzeliwszy spojrzeniem w stronę chłopaka. Założyłam ramiona na piersi - Lepiej od razu przyznajcie się, co jest na rzeczy. Jeśli nie, ja i tak wyciągnę to dzisiaj od Ino.
   - Chyba śnisz kochana.
   - Dobrze wiesz ze tak będzie.
   - No wiem. - burknęła, z niezadowoleniem zatapiając się plecami w kanapie.
Tak też się stało. Kiedy tylko Inuzuka opuścił mieszkanie Naruto, wymawiając się pilną koniecznością natychmiastowego zaszczepienia Akamaru przeciwko wściekliźnie, zasiadłam wygodnie obok Ino, naraz spoglądając ku niej w milczącym oczekiwaniu.
   Przeciągająca się cisza była dla mnie czymś zbawiennym. Bardziej od dowiedzenia się o szczegółach romantycznych schadzek blondynki, chciałam tylko nie wracać znowu do mieszkania Sasuke.
Tam czekało na mnie napięcie i stres - tutaj zaś mogłam wykazać się znajomością swojego języka, biegłym myśleniem i samokontrolą. Wybór okazał się prosty.
Rozsiadłam się wygodniej, gestem dłoni odgarniając z policzków różowe kosmyki. Zgrabnie przeczesałam je za ucho.
  - Zaczęło się od tego uderzenia w oko, wtedy w Sunie. - odezwała się w końcu Ino, ze zmieszaniem zatrzymując wzrok na własnych dłoniach - Po wszystkim przyniósł mi kwiaty. Piękne, czerwone róże. Było ich chyba z tuzin!
Zerknęłam ku niej z delikatnym uśmiechem, na wstępie szczerze rozczulona.
Yamanaka, jak chyba każda kobieta która nie miała na imię Temari, bardzo kochała się w kwiatach. Rośliny, znajdujące się pod jej opieką w ich rodzinnej kwiaciarni zawsze zakwitały najpiękniej.
   - Wtedy, po raz pierwszy normalnie ze sobą porozmawialiśmy. - kontynuowała z zamyśleniem - Wcześniej nigdy nie było ku temu okazji. On miał Ciebie, ja Saia. No, sama rozumiesz. A w tym hotelowym pokoju, w końcu mieliśmy okazję by się lepiej poznać. I wiesz co?
Zadarła głowę, spoglądając mi z zacięciem prosto w oczy.
   - Co? - odparłam z otępieniem
   - To świetny facet! Nie tylko w łóżku!
I to był ten przełomowy moment, w którym słowa grzęzną mi gdzieś w gardle i spoglądam na Ino z najszczerszą dezorientacją, próbując jakoś odnaleźć się na koślawej, wyimaginowanej linii czasu.
   - Przespałaś się z nim w tym hotelu? - zapytałam, niepewnie przelewając wynik swoich rozmyślań na słowa.
   Nie potępiam tego co robi Ino w wolnym czasie, byłam jednak cokolwiek nieco tym wszystkim przytłoczona. Obie jesteśmy przecież rówieśniczkami, z tą drobną różnicą, że ona zdołała wyleczyć się z byłej miłości w dokładnie tydzień. Mi zaś zajęło to plus minus 4 lata...
Blondynka pokiwała z entuzjazmem głową.
   - Byłam pijana, ranna a on kochany i dał mi kwiaty. Czego chcieć więcej! - odparła prostodusznie, ukazując białe ząbki w szerokim uśmiechu. - Nie żałuję tego co zrobiłam, bo od tamtej pory z Kibą układa nam się bardzo dobrze. Sama widziałaś! Śmiało mogę powiedzieć, że jestem w najszczęśliwszym związku jaki powstał do tej pory na tej planecie! - zadeklarowała, z gracją zakładając nogę na nogę po czym umilkła niespodziewanie, oddając się konsternacji.
Salon napełnił się wszechogarniajacą ciszą.
   - A jak jest z wami? - zapytała niewinnie, z destrukcyjną skutecznością przeganiając mój wewnętrzny spokój. Cholernie bałam się tego pytania, bo wiedziałam, jak kontrastowo będzie to wyglądać. Moje ponure, pełne czaszek narzeczeństwo kontra tęczowy, wypełniony jednorożcami i kucykami związek Ino.
Zaczęłam zadawać sobie ironiczne pytanie, co takiego jej kiedyś zrobiłam, że karma tak uporczywie zwraca się teraz tylko w moją stronę.
   - To zależy, o kim mówisz. - mruknęłam wymijająco
   - O Tobie i Sasuke, głuptasie! Zdołałaś go uratować, prawda? Wiedziałam, że ci się uda.
Zielone tęczówki błysnęły ironicznie, gdy zaszczycałam ją krzywym wyrazem twarzy.
   - Skąd ta pewność?
Kobieta westchnęła ciężko po czym na dłużej obarczyła mnie swoim firmowym spojrzeniem numer 2, mówiącym pokrótce: “Czy ty naprawdę myślisz, że jestem taka głupia?”.
W obliczu takiego działania mogłam jedynie wzruszyć bezradnie ramionami.
   - Przecież go kochasz, Sakura. Znam cię na tyle dobrze by wiedzieć, że nigdy nie pozwoliłabyś mu umrzeć. - Cynicznie uniosła do góry obie brwii - Już prędzej własnie organizowałabyś samozwańczą próbę odbicia go siłą z łapsk Korzenia. Ale to tylko spekulacje. Oczywiście mogłabyś, nie mówię że nie, wymyślić równie dobrze coś znacznie gorszego!
   - Nie żartuj Ino, to poważna sytuacja. - odparłam z dozą przygany w głosie, ciężko zawieszając głowę - Żeby go uratować musiałam się z nim zaręczyć.
 Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Chwilę po wypowiedzeniu ostatniego słowa, rozległo się głośne, wysokie piśnięcie. Powiodłam spojrzeniem w stronę źródła dźwięku, szybko odnajdując postać wiercącej się Yamanaki, siedzącej z nogami podciągniętymi pod samą brodę. Lazurowe tęczówki wpatrywały się we mnie z rosnącym entuzjazmem.
   - Nie wierzę, Sakura! No takie.. takie…! - ucięła, próbując znaleźć odpowiednie słowo
   - Pechowe?
   - Cudowne!  - odkrzyknęła w tym samym momencie, aby zaraz wrócić do mnie zmieszanym spojrzeniem. Chwilę w milczeniu ilustrowała wyraz mojej twarzy, wyrażającą nic więcej jak tylko bezdenną rozpacz. - Co ty wygadujesz? Przecież go kochasz! A skoro go kochasz, to na pewno marzysz o małżeństwie z nim! I gromadce dzieci. Dzięki interwencji Korzenia możesz nareszcie mieć to wszystko! Ale z ciebie szczęściara, no nie wierzę!
Miałam wrażenie, że mamy kompletnie odmienne sposoby postrzegania tej samej sprawy.
   - Gdybyś widziała jego dzisiejsze zachowanie szybko zmieniłabyś zdanie.
   - Przesadzasz. Jestem pewna, że mimo wszystko mu się to podoba. Nawet jeśli tego nie okazuje. - stwierdziła uparcie
   - Uwierz mi, że nie! Wręcz przeciwnie! Sprawia wrażenie osoby, która wolałaby szczeznąć w tych lochach aniżeli spędzić kilka lat życia w mojej obecności. Ino! - zawołałam z żalem, nie panując już nad tym jak płaczliwie zabrzmiał mój głosik - Przecież on nigdy mnie nie pokocha.  Wiesz, co mi powiedział? Żebym wybiła sobie miłość z głowy, bo dla niego to są po prostu brednie! Brednie! - Mało brakowało, a zaczęłabym pukać się jak oszalała po głowie. - On cały to jest jedna wielka brednia, wiesz?
Dobitnie skrzyżowałam ramiona na piersi i zadarłam głowę, brawurowo wpatrując się gdzieś w punkt na suficie. Jak najwyżej, byleby tylko zebrane pod powiekami, gorzkie łzy porażki nie spłynęły szlakiem wstydu po moich policzkach. Cicho pociągnęłam nosem.
Yamanaka długo nie zabierała głosu, a kiedy już to zrobiła, w jej tonie zabrzmiała poważna nuta. Ujęła mnie delikatnie za rękę.
   - Sakura, posłuchaj mnie. Wiem, jak może to wyglądać ale nie powinnaś teraz żałować uczucia, którym go obarczyłaś. Sasuke nie różni się niczym od innych facetów. Jest tak samo głupi jak oni wszyscy! I nawet jego chłodny sposób bycia, nie czyni go wyjątkiem. Możesz dostać się do jego serca, możesz bo nigdy nie jest to niemożliwe. Wiadomość o małżeństwie spadła na niego tak nagle i może to jest tylko jego sposób, na uporanie się z nią?  
   - Bycie egoistą i burakiem? - wtrąciłam, kwaśno marszcząc nos
   - Mniej więcej. Dlatego nie powinnaś brać teraz wszystkiego do siebie. Daj mu czas a jestem pewna, że wszystko jest ułoży.
   - Odczuwam iście odwrotne wrażenie. I wcale nie dlatego, że jestem realistką.
   - Bo jesteś głuptasem - Weszła mi w słowo, bezceremonialnie zadzierając i tak zadartego nosa - A teraz przemawia przez ciebie po prostu syndrom DDA.
   - DDA? - zapytałam, przekrzywiając głowę w bok - Co ty znowu wymyśliłaś?
   - To proste! Nie od dzisiaj wiadomo, że kobiety boją się ponownego zranienia! I na to właśnie cierpisz. Syndrom DDA, mówię ci, przeczytałam o tym w czasopiśmie.
Byłam tak zaskoczona poziomem intelektualnym tej wypowiedzi, że stworzyłam nawet dla niej nową kategorią podziałową. Brzmiała ona: Dno dna.
   - Dorosłe Dzieci Alkoholików?! - huknęłam z niedowierzaniem, mocno ściągając brwii nad szeroko rozwartymi powiekami - To jest twoja teoria na moje obawy? Nie wierzę. Nie. Przecież to.. No nie wierzę.
   - Co?! Nie! DDA znaczy nic innego jak … jak..
   - Jak Dorosłe Dzieci Alkoholików! Na boga Ino, pisałam z tego 30 stronicową pracę dla Tsunade!  
Zawahała się, widziałam to wyraźnie w pełnym sprzeczności spojrzeniu przyjaciółki. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby naraz chciała zgodzić się ze mną i zaprzeczyć.
   - Chyba masz rację. Musiałam to jakoś źle zrozumieć. - mruknęła w końcu, zanosząc się nerwowym chichotem - No ale nie mów, że nie popadłaś w jakiś inny syndrom! Panicznie boisz się ponownego odrzucenia, nie chcesz znowu powierzyć mu swojej miłości..
   - To się nazywa ostrożność. Zapewniam cię, że nie zwariowałam, ja po prostu… Po prostu nie chcę, żeby znowu skończyło się tak, jak poprzednio.
Zerknęłam ku niej kontrolnie tylko po to, żeby przekonać się z jaką intensywnością jestem właśnie świdrowana przez parę połyskujących w świetle żarówki oczu.
   - Nie dojdzie do niczego takiego - stwierdziła z mocą, tak pewnie, że niemal jej w to uwierzyłam. Wątpliwości szybko przyćmiły jednak zrodzoną w desperacji iskrę nadziei. - Pomogę ci i przekażę wszystko, co wiem o tajemnej sztuce uwodzenia. Nie będzie mógł ci się oprzeć. Przyrzekam Sakura, na wszystko co święte.
   - O czym ty znowu gadasz? - mruknęłam bliska załamania, z ciężkim świstem wypuszczając z płuc całe, zmagazynowane tam powietrze - Posądzasz mnie o syndromy, a tymczasem samej ci odbija. Miłość za bardzo uderzyła ci do głowy. - Zrobiłam chwilę przerwy - Albo to ten cios Kiby tak ci tam namieszał.
   - Mówię całkowicie poważnie - Pokiwała powoli głową, nakazując tym samym bym zaprzestała rzucać na prawo i lewo cynicznymi określeniami. Sęk jednak w tym, że wcale nie miałam na to ochoty. W tej czeluści goryczy tylko kiepski żart był w stanie zachować moje zszargane zmysły w stanie względnej przytomności. - Sasuke to tylko facet. A wiesz, co najbardziej działa na facetów? Kobiety! A tak się składa, że ty szczęśliwym trafem jesteś jedną z nich. Musisz spróbować, no bo przecież tak czy siak jesteś do niego przyczepiona jak kamień u szyi. O, przepraszam! Nie rób takiej smutnej miny. Wcale nie chciałam tak powiedzieć!
   - Nie ma sprawy. To zresztą całkiem trafne ujęcie.
   - Zabraniam Ci tak mówić! - zagrzmiała, z przejęciem pstrykając mi palcami przed twarzą. Przezornie odchyliłam głowę - W każdym razie musisz opowiedzieć mi o waszych relacjach przed wtrąceniem go do więzienia. Jeśli mam ci pomóc, muszę wiedzieć, na czym oboje stoicie.
Więc powiedziałam, wszystko co przychodziło mi w związku z tym na myśl. Opisałam każdy pocałunek, każdą intymną sytuację, odtworzyłam co do literki najdrobniejsze słowo, pokazałam najbanalniejszy gest. Wspomniałam również o jego bohaterskich zapędach oraz występujących zachowaniach, których do tego momentu nijak zrozumieć nie mogłam.
  Czujne uszy Ino wyłapywały wszystko z dokładnością do najmniejszego decybela, zaś ich właścicielka zdawała się rozumieć. Mówiła o tym nieustannie kiwająca się blond-głowa i poważny, chodź chwilami nieobecny wyraz twarzy.
   - Jest lepiej niż myślałam.  
   - Co masz na myśli? - zdziwiłam się
   - Że on za tobą szaleje, dziewczyno! Musi sobie to tylko uświadomić! - Uśmiechnęła się łobuzersko, więc z zaniepokojeniem momentalnie zmarszczyłam brwii - No! I tutaj zaczyna się twoja rola!
   - Moja?!
Yamanaka konspiracyjnie nachyliła się do przodu, nalegając bym i ja wykonała taki ruch. Z wahaniem spełniłam jej prośbę.
   - Słuchaj.- zaczęła z podekscytowaniem - Z moich informacji wynika, że do tej pory jak ognia unikałaś Sasuke, nie mówiąc już o jakichkolwiek zbliżeniach z nim, prawda?
Niezwłocznie skinęłam głową, wpatrując się w przyjaciółkę z milczącą konsternacją.
    - Więc przestań, głupia! - huknęła nagle, a mnie dosłownie wcięło. Zamrugałam raz, drugi, piąty myśląc i próbując zrozumieć; bo do tej pory z samozadowoleniem uważałam, że ucieczka przed jego chorymi pomysłami była najlepszym, co mogłam dla siebie zrobić.
   - Że co? - wydusiłam w końcu, jakoś radząc sobie ze zdziwieniem, które mimo wszystko i tak wciskało się rezolutnie w każdą rysę mojej twarzy.
Ino spoglądała na mnie jak na osobę niespełna umysłową, co było zabawne, bo miałam ochotę potraktować ją podobnym gestem.
   - Od wieków wiadomo że do serca mężczyzny dostaje się przez żołądek i…?
   - I tyle? - mruknęłam z przekąsem, bezradnie rozkładając ręce na boki
   - I łóżko! Żeby Sasuke cię pokochał, musi cię zapragnąć! Jak ma to zrobić, na Boga, kiedy ciągle wystawiasz przed nim tabliczki ostrzegające o śmiertelności tych twoich pazurów?! Otwórz się na niego, pozwól by naprawdę cię zdobył, ulegnij! Faceci to kochają.
   - No dobra, a jeśli mu się po tym, no nie wiem, hipotetycznie, na przykład, dajmy na to... znudzę?
   - To świadczyłoby tylko o tym, jak wielkim wariatem jest ten twój kochaś. Jesteś na to zbyt piękna, skarbie. Każdy, kto dotknie cie po raz pierwszy zapragnie zrobić to znowu! Wspomnisz moje słowa!
Westchnęłam głośno
    - Dobra - szepnęłam z udręczeniem, nie dowierzając na co właśnie samoistnie, ugodowo, z własnej woli i bez oporów się zgadzam. Całkowitą kapitulację zasygnalizowałam opuszczeniem spiętych do tej pory ramion - No to co mam zrobić?
   - Prześpij się z nim! I to wszystko. Nawet ktoś taki jak on, nie zdoła ci się wtedy oprzeć!


     Jestem totalnym kretynem.
Ta a nie inna myśl towarzyszyła mi nieustannie od momentu głośnego wyjścia Sakury. Podkreśliła je wyraźnie podrywającym budynek od ziemi trzaśnięciem drzwi, tak, by nikt nie miał wątpliwości co do tego, że opuściła mieszkanie.
W dodatku na dłużej.
   Jej nieobecność przeciągała się i wyglądało na to, że nie tylko mi udało się to spostrzec. Naruto, siedzący do tej pory obok zwijającej bandaże Hinaty co jakiś czas zerkał uważnie w stronę wyjścia, wyczulony na każdy szmer dochodzący z korytarza.
   Poruszyłem się chcąc przyjąć wygodniejszą pozycję i natychmiast tego pożałowałem. Przeszywająca strzała cierpienia dosięgła przestawionego barku.
Kurewski ból każdej części ciała nie uśmierzyła nawet końska dawka leków przeciwbólowych, jakie zostały mi zaaplikowane dobre 10 minut temu.
Pierdolone Śmiecie z Korzenia. Nigdy bym nie pomyślał, że ktokolwiek będzie w stanie doprowadzić mnie do takiej fizycznej ruiny, której konsekwencją będzie zdanie się na łaskę i niełaskę Sakury. Ale to nie jest wcale najgorsze.
Bo właśnie od owego momentu zaczyna się moja rola kretyna i idioty.
    Powinienem był przyzwyczaić się już do tego scenariusza. Pojawia się Haruno - znikąd wyskakują kosmiczne w przebiegu komplikacje. “Spodziewaj się niespodziewanego”, tak wyglądać powinno moje życiowe motto; nie wiem co ja miałem kiedyś w głowie, skoro uparłem się do diabła na prostackie i przewidywalne w przebiegu: “Tylko zemsta przyniesie ukojenie”.
Dłuższe obejście z różowowłosą przysposabia do życia lepiej, niż niejedna stoczona bitwa. Gdybym tylko został w wiosce i nie szukał atrakcji po ciemnej stronie świata, najprawdopodobniej wiedziałbym dzisiaj jaki obrać sposób działania, by nie doprowadzić do jej hucznego wyjścia z domu.
   Miałem świadomośc popełnionych błędów. Nie byłem aż tak powierzchowny i ślepy, by po dłuższym zastanowieniu nie wpaść na to, jak bardzo pieprzę wszystko czego się dotknę.     
  Najpierw reagując samozachowawczo rozpoczynam serię słownych ataków, by później, wiedziony chęcią wyratowania tego, co jeszcze udało się zachować - zadaje krytyczny cios. Całkowicie niechcący ale jakże skutecznie. A później próbuję wciągnąć ją w genjutsu, mimo tego, jak gorąco zapewniano mnie o odporności Sakury na takie zagrywki. Gwóźdź do trumny zapełnionej moimi dobrymi zamiarami, ot co.
Coraz usilniej próbowałem nie utopić się w morzu, do którego wrzucono mnie z tonowym obciążeniem.
  Nie odnajdywałem się w emocjonalnej sferze naszych relacji. I w końcu, mimo uprzedzeń i wystarczająco zdeptanej godności musiałem to przyznać. Od dłuższego czasu potrzebuje pomocy.
Okazało się, że będąc obecnie mną dość ciężko jest o nią zabiegać. Musiałem leżeć i czekać, w międzyczasie trawić dume, bić się z myślami i próbować nie zejść z ciągłego, dokulicznego bólu każdej części ciała. Gdyby istniało idealne określenie tego stanu, wykrzyczałbym  je na całe gardło.
   - Naruto... - Wydusiłem na bezdechu, nie doczekując się jednak żadnej reakcji z jego strony. Z resztą wcale nie miałem do tego prawa. Gdyby to jeszcze zabrzmiało jak słowa żywego człowieka, a nie ostatnia wola umierającego, to może i mógłbym się rościć. Odchrząknąłem, po czym wkładając w ten czyn całą determinacje, ponowiłem próbę przywołania do siebie Uzumakiego: - Naruto!
   - Co? - Zjawił się natychmiast, w nanosekundzie podrywając z krzesła i przysuwając bliżej mojego łóżka. Hinata również uniosła głowę znad stolika, spoglądając na nas w milczącym zainteresowaniu.
   - Mogłabyś zostawić nas samych? - mruknąłem w jej stronę, wzrok wbijając gdzieś ponad granatową głowę dziewczyny- na wiszący na ścianie zegar. Zbyt zamroczony by odczytać godzinę, po prostu spoglądałem ku niemu w ciszy czekając, aż Hyuuga opuści pomieszczenie.
Gdy to zrobiła, jako pierwszy odezwał się Naruto:
   - O co chodzi?
   - O Sakurę. - oznajmiłem bezpośrednio, zatrzymując hebanowe tęczówki na twarzy przyjaciela.
   - Tak myślałem. Ale nie musisz się martwić, na pewno zaraz wróci. - Uniósł kąciki ust w szerokim uśmiechu i wyłamał palce, tworząc charakterystyczną salwę krótkich dźwięków. - Jestem pewny, że zagadała się z Ino. Wiesz, jak to kobiety. Chciałeś wiedzieć tylko to?
   - Nie, idioto. - uciąłem, na poważnie zastanawiając się czy Uzumaki jest odpowiednią personą do zasięgania miłosnych porad. Miłosnych. Tak. Nie znałem innego określenia na zamieszanie, w którym się nieplanowanie znalazłem. - W ogóle nie o to mi chodziło.
   - Więc o co?
Westchnąłem ciężko zapominając o pokruszonych żebrach. Ból jednak pozwolił mi stosunkowo szybko sobie o nich przypomnieć. Wykrzywiłem twarz w bolesnym grymasie.
   - Potrzebuję pomocy, Naruto.
   - Pomocy?! O mój boże, już lece po Hinate! - Na dźwięk magicznego słowa na “p” niemal zerwał się z miejsca, przejawiając naglącą ochotę na wyparowanie z pokoju.
   - Nie! - zawołałem szybko, niemal od razu zanosząc się głośnym kaszlem. Czułem, jakby moja klatka piersiowa miała za moment zająć się ogniem piekielnym po czym samoistnie wysadzić w powietrze. - Nigdzie nie idź, baranie. Siedź i słuchaj.
Względnym spokojem starałem się uspokoić głośne łomotanie serca i przerywany, krótki oddech. Najgorszemu wrogowi nie życzę takich męczennych katuszy.
Wyraźnie wbrew samemu sobie blondyn na powrót zajął miejsce na krześle.
   - Jestem takim cholernym kretynem, że nie dam rady sam sobie z tym poradzić Naruto. Tracę ją i nic nie mogę na to poradzić. Nic już nie rozumiem.
   - Sasuke, czy ty właśnie zamierzasz podzielić się ze mną swoimi uczuciami? - zapytał niepewnie Naruto, zupełnie jakby nie zrobiło na nim wrażenia to, co powiedziałem chwilę wcześniej. Niebieskie tęczówki połyskiwały niedowierzaniem, mi zaś powoli kończyła się cierpliwość.
Spojrzałem na niego jak na rasowego barana.
   - Tak, to właśnie zamierzam więc z łaski swojej przestań mi to utrudniać. Potrzebuję twojej rady. Co mam robić?
   - Bądź sobą - odparł prostolinijnie
   - Boski pomysł! - cisnąłem z ironią - Tylko spójrz do czego to doprowadziło. Najpierw ją odtrącałem, lekceważyłęm oraz raniłem na każdym kroku. Dzisiaj za to, jeśli się nie mylę nazwałem jej dawne uczucia kupą nic nie wartych bzdur. Bycie sobą w moim wypadku skończyło się na tym, że Sakura maniakalnie mnie unika, nie chce ze mną rozmawiać, syczy i warczy i zdecydowanie więcej mi już nie zaufa. Kurwa. Jak ja mam to wszystko odkręcić?
   - Wybacz Sasuke ale nie mogę za Tobą nadążyć. - Ściągnął ku sobie brwii - Jeszcze do niedawna rozmawialiśmy przecież i powiedziałeś mi jasno, co o niej myślisz. Powiedziałeś również, że nie chcesz mieć z Sakurą nic wspólnego, bo jest głupia i szalona, a ty pragniesz tylko mieć spokój. Natomiast teraz chcesz prosić ją na kolanach o wybaczenie wszystkich krzywd?
   - Właśnie tak. Problem w tym że nie jestem teraz w stanie nawet wstać z łóżka, nie mówiąc już o klękaniu.
   - Skąd ta zmiana, stary? Chyba nie myślisz, że udawaną sympatią i miłością odwdzięczysz się jej za to, że cię uratowała? - Jego głos nagle stał się ostry i twardy, niemal obcy. Nie znałem tej strony Naruto, chodź powinienem zaznać jej już dawno. Nigdy nie zasługiwałem na jego dobroć. W milczeniu odwróciłem wzrok, zatrzymując go na białym suficie. - Nie chcesz, prawda?! Bo jeśli tak, to własnoręcznie cię dobije skurwysunu. Sakura jest wrażliwą dziewczyną, a ja nie pozwolę ci znowu zrobić jej krzywdy. Jeśli ją w sobie rozkochasz a później porzucisz na rzecz spokojnego życia z Nanami, to lepiej żebyś w tym momencie poszerzył grono diabłów w piekle.
   - Nie chce zrobić nic takiego - wszedłem mu w słowo z typową dla siebie obojętnością. Mojej twarzy nie skaził cień żadnej emocji. Ani drgnąłem, nieustannie czując na sobie palące i baczne zarazem spojrzenie blondyna - Musisz mi zaufać i pomóc. Nie chcę więcej zrobić jej krzywdy, wręcz przeciwnie. Pragnę tylko jej szczęścia u mojego boku.
Naruto spiął się niemal niezauważalnie.
   - Kochasz ją? - zapytał
   - Nie jestem zdolny do miłości. Nie po tym co widziałem i przeżyłem. Wiem za to, że nie chce nigdy więcej widzieć łez w jej oczach. Jestem gotowy zabić osobę, która zrobiłaby jej krzywdę. W dodatku ciągle słyszę jej słodki śmiech i chciałbym aby chociaż raz dosięgnął mnie jej szeroki, szczery uśmiech. To nie jest miłość. Po prostu czuje, że jest ona niezbędna w moim życiu. Dwa miesiące rozłąki pokazały mi to bardzo wyraźnie.
   - Skoro nie nazywasz tego miłością, to czym ona według Ciebie jest?
Odpowiedziałem bez namysłu:
   - Czym o wiele głębszym. Tym, co czułem do matki i ojca.
   - Ale jednak zależy ci na Sakurze?
   - Jak na niczym innym, na tym świecie.
   - I obiecujesz jej nie zranić?
Zerknąłem ku niemu z ukosa, świadom ciężaru słów, które miałem zamiar wypowiedzieć. Mimo tego nie zawahałem się.
   - Przyrzekam.
I wtedy Uzumaki rozluźnił się, a na jego do tej pory gniewnie wyostrzoną twarz spłynął błogi wyraz. Mimowolnie wypuściłem z płuc całe, niekontrolowanie wstrzymywane tam powietrze.
   - No! I to właśnie chciałem usłyszeć. Wiedziałem i od zawsze powtarzałem Sakurci że jeszcze będą z ciebie ludzie! I żeby dała ci czas!
   Akurat. Dzisiaj nieplanowanie dowiedziałem się z rozmowy pomiędzy dziewczynami, jak namiętnie Naruto przekonywał Haruno, by porzuciłą uczucie do mnie na rzecz związku z Innukim. Postanowiłem pozostawić tą kwestie bez odzewu i przemilczeć conieco, byleby nie doprowadzić do ponownego rozlewu krwii. Uzumakiego nie mojej, co byłoby miłym wyjątkiem.
   - Dzięki - mruknąłem zamiast tego - Mógłbyś jej powtarzać to jeszcze przez jakiś czas? Może uda ci się nieco ją ugłaskać. Moje interwencje tylko pogarszają sprawę.
   - Co masz przez to na myśli? - zainteresował się, ze swobodą zakładając ręce za głowę. Splótł palce na karku. - Sądzisz, że dało się jeszcze bardziej spieprzyć sytuację po tym, jak ją zignorowałeś i opuściłeś na tyle lat?
   - Może ciężko w to uwierzyć, ale tak własnie jest. - przyznałem niechętnie - Przed jej wyjazdem do Kirigekure, kiedy przyszła się ze mną prawdopodobnie pożegnać, nie wiem, zastała mnie z inną kobietą u progu. Nie byłoby to może takie niezręczne, gdyby nie fakt, że parę dni wcześniej całowaliśmy się bez pamięci w tym właśnie pokoju. Prawdę mówiąc, dosadnie się wtedy pokłóciliśmy. W ten sam dzień wyznałem jej również zamiar zaręczyn z Nanami. A później rzuciłem na łóżko i nie pozwoliłem z niego wstać..
Uzumaki przyglądał mi się w milczeniu.
   - Wybrałeś chyba najbardziej kretyński sposób na podry.! Nie zadziałał? Dziwne.. - stwierdził z namacalnym rozbawieniem, wykrzywiając usta w szeroki, figlarny uśmiech. Sprawiał wrażenie osoby, która miałaby wybuchnąć zaraz głośnym śmiechem. Przemilczałem to, drogą wyjątku zaszczycając blondyna jedynie lodowatym spojrzeniem. Spoważniał nagle - Ale poczekaj, bo ty nie żartujesz?
   - Czy wyglądam ci na żartownisia? - uciąłem cierpko.
   - O kurwa.
   - Ale to nie wszystko - zapewniłem z goryczą i ciężko odchyliłem w tył głowę.
Zabawnie byłby oglądać całą gamę barwnych emocji rysujących się na twarzy blondyna, gdyby nie istotny szczegół, że w chwili obecnej czułem się kurewsko podle. Uprzednia dawka informacji po wypowiedzeniu na głos, znacząco nabrała na sile. Jakbym w pełni uzmysłowił sobie wage swoich czynów i słów dopiero po publicznym przedstawieniu popełnionych win.
   - Jest coś jeszcze?! - Naruto jęknął głośno
   - Cała masa warunkująca mnie jako idiotę. Dzisiaj za to pobiłem samego siebie.
   - Nie chce czy chce tego słuchać - mruknął cokolwiek marudnie - Wiesz Sasuke, ja też nie jestem jakimś asem w relacjach z kobietami.. Ale żeby aż tak dawać ciała?! Nieprawdopodobne.
   - Skończyłeś? - warknąłem ostro, nie wiedząc czy było to spowodowane raczej irytacją na jego przytyki czy też faktem, że chłopak bez przerwy wchodzi mi w zdanie i przerywa.
   - Tak.
   - Świetnie. W takim razie wiedz, że dzisiaj, świeżo po tym jak wyciągnęła mnie z więzienia postanowiłem znowu oszaleć i naskoczyłem na nią, zarzucając fałszyzm i naiwność. Mało tego. Chciałem wymusić na niej kompletne posłuszeństwo, jasno stawiając warunki naszego przyszłego małżeństwa.
   - Proszę, tylko nie mów mi że zakazałeś jej kochać.
   - To właśnie zrobiłem, uznając owe uczucie za kompletny kretynizm. Powiedziałem, że jeśli mamy żyć razem, miłość nigdy nie znajdzie się w naszym świecie. Wydaje mi się, że w przeciągu całej tej wędrówki, w rekordowo krótkim czasie udało mi się ją i zlekceważyć i obrazić i odtrącić. Tak.. - Oddałem się krótkiej refleksji - Doskonale pamiętam zagubiony wyraz jej oczu kiedy odsunąłem się po raz pierwszy, udając iż tracę nią zainteresowanie. Tak naprawdę już po chwili zacząłem żałować tego gestu, ale nie miałem pojęcia jak mogę to naprawić. Nie mogłem się odważyć na kilka szczerych słów, a ona była tak otwarta i ufna… że poczułem się zagrożony. Czułem, że w tamtym momencie Sakura może przekonać mnie do wszystkiego. I to mnie przerażało, dlatego uzbroiłem się we wrogość i dystans. Ale to tylko pogarszyło sytuację. Zareagowała złością, ja za to spotengowałem obojętność, tak naprawdę ciągle mając ją na oku. Chciałem wiedzieć co myśli i czuje.
   - Musiała czuć się okropnie - objaśnił spokojnie Uzumaki, posyłając mi pełne politowania spojrzenie.
   - Wiem o tym, cholera. I jednocześnie nic nie mogłem na to poradzić, bo każde moje słowo, każdy gest działał odwrotnie do zamierzenia. Nie mam pojęcia co miałem wtedy w głowie i czemu zareagowałem w taki sposób, przecież jestem jej tak piekielnie wdzięczny za to co dla mnie zrobiła. Mimo to, kompletnie nie potrafię jej tego okazać… Za to z morderczą skutecznością udaje mi się ją wystraszyć! Ba! Nawet przepędzić z domu. Jestem skończonym idiotą.
   - Z grzeczności nie zaprzeczę. - zapewnił gorliwie. Pierwszy raz w życiu nie miałem ochoty strzelić go w łeb po tym, jak mnie obraził.
   - Na domiar złego cała ta sprawa z Rodowym Klejnotem mojego klanu! - Coś wewnątrz mnie sprawiało, że nie miałem już oporów przed tym, co powiem i jak bardzo się otworzę. Czułem jedynie, że teraz nastał czas wyznania wszystkim, w tym sobie samemu całej, skrywanej na serca dnie prawdy. Prawdy, która chcąc nie chcąc powierzona zostaje bystremu umysłowi Naruto, jedynej osobie która zna Haruno lepiej, niż ktokolwiek inny. - Absolutnie nie mam Sakurze za złe tego, że była w jego posiadaniu.. Wręcz przeciwnie, twierdzę, że tak miało po prostu być. Gdyby nie to, żadnym sposobem nie zdołałaby wyciągnąć mnie do licha z tego piekła. Więc do jakiej kurwy wszystko we mnie robiło takie odpychające wrażenie? Widziałem obawę w jej oczach, gdy czekała na moją reakcję. A ja postanowiłem znowu obarczyć ją swoim gniewem.
   Chyba nie mogłem znaleźć się w gorszej sytuacji, pomyślałem w przypływie melancholii przywołując do głowy obrazy sprzed trzydziestu minut, kiedy to Sakura bez obawy podarowała mi część swojej energii witalnej. Nikt, nigdy nie zdołał się na coś podobnego. Nie chwaliłem się tą wiadomością, ale przez jakiś czas po tym stałem się szczególnie wyczulony na jej emocje.
I nie ukrywam, że to w dużej mierze dało mi do myślenia. Bo takiego zamętu w głowie jak wtedy nie miałem jeszcze nigdy. Ogrom wyrządzonych krzywd spłynęły na mnie jak fala i nic nie mogłem na to poradzić. Wyrzuty sumienia niemal rozerwały mi dziurę w sercu.
   - Nie miałem bladego pojęcia, że Innuki znalazł coś tak cennego w zwykły dzień na zwykłej trawie. - Z transu wyrwał mnie przytłumiony głos Naruto, który dumając nad czymś głęboko, oparł oba łokcie o kolana. - Nigdy nikt o tym nie wspominał. Podejrzewam, że Sakurcia chciała podarować ci ten klejnot gdy tylko nadarzy się ku temu stosowna okazja.
    - No i jeszcze on! - cisnąłem nagle gdzieś w przestrzeń; jak za trzaśnięciem gromu przypomniałem sobie o istnieniu dodatkowego, męskiego bonusa w całej tej historii.  
   - Że kto? Innuki?
Dotarło do mnie co się właśnie wydarzyło. I że w tym huraganie zwierzeń, otworzyłem się aż zanadto.
   - Już nie ważne. - burknąłem pośpiesznie - Istotne jest za to, że muszę jak najszybciej przeprosić i odzyskać Sakure.
Uzumaki zamrugał milcząco, zbierając rozbiegane myśli do kupy.
   - A więc chcesz tego małżeństwa? - rzucił po chwili ciszy
   - Tak naprawdę chciałem go już od dawna, tylko nie zdawałem sobie z tego sprawy. - wyznałem szczerze - Dopiero, gdy postawiono mnie przed faktem dokonanym zrozumiałem i.. i to również napędziło mnie strachem. Podejrzewam, że to był pierwszy czynnik na mocy którego oskarżyłem Sakurę o całe zło, które mnie spotyka. Nigdy nie chciałem Nanami i to czaiło się gdzieś w mojej podświadomości, ale jednak nie chciałem się z tym pogodzić. Bo tak naprawdę to Sakura zawsze była dla mnie na pierwszym miejscu. Żałuję tego, czego się dopuściłem Naruto. - Oddałem jedno, ciężkie westchnięcie - Z początku chciałem naprawić wszystko sam i wtrącić ją w genjutsu, abyśmy tam mogli spokojnie porozmawiać. Ale to również mi się nie udało. Bo i to zostało przez nią opatrznie zrozumiane. Później, wiedząc już co robię źle chciałem być dla niej miły, uśmiechałem się, starałem pokazać jak wiele dla mnie znaczy. ale było już za późno. Zezłościła się i uciekła, sam widziałeś.
   - Nie dało się tego nie zauważyć. Huk wybudziłby z wiecznego snu umarlaka.
   - Co ja mam teraz zrobić, Naruto?
   - Hmmm… Nie mam bladego pojęcia!
   Gdybym stał, to bym się chyba przewrócił licząc przy tym, że w trakcie lotu nadzieje się na coś śmiertelnie ostrego głową. Nie ma pojęcia?! To po co ja mu to wszystko powiedziałem?!
   - Jak dla mnie ta sprawa jest spalona na starcie, odpuść sobie stary. - dodał jak gdyby nigdy nic i wstał, rozciągając sie z rozleniwieniem. Byłem zbyt skonfundowany by wydać z siebie najmniejszy przejaw niezadowolenia, bo, bóg mi świadkiem, miałem co przejawiać!
   - Ale poczekaj, gdzie ty idziesz?! - zawołałem za nim, widząc jak z wolna kieruje się w stronę drzwi. - Wracaj, bo urwę ci łeb, ty pacanie.
   - Nie rozumiem o co ci chodzi. - odparł burkliwie i chcąc nie chcąc, usadowił się na powrót na niewielkim krześle. Skrzyżował ręce na torsie, spoglądając naraz ze zniecierpliwieniem. - Słuchaj, to dla mnie naprawdę ciężka sytuacja. Chcę być wierny i tobie i jej, ale nie mam gwarancji że mnie teraz nie okłamujesz Sasuke. Co będzie jeśli teraz ci pomogę, a ty później finezyjnie złamiesz jej znowu serce? Poczuje się jak współtwórca tej tragedii. Dlatego nie mogę do tego dopuścić.
   - Jak mam ci udowodnić, że nie mam w stosunku do Sakury złych zamiarów? - Mój głos zabrzmiał pewnie bo i to, co powiedziałem było szczerą prawdą. Uniosłem się lekko na łokciach, chcąc spojrzeć na przyjaciela z większej wysokości. Bycie przybitym do łóżka nie współgrało z moją naturą. Zlekceważyłem promieniujący ból, powoli ucząc się z nim funkcjonować. Być może leki również zrobiły w tym swoją dolę.
   - Nie mi musisz to udowodnić, tylko jej. Do tej pory dawałeś jej wyraźnie do zrozumienia że jesteś skończonym gburem i szowinistą, próbującym tylko zaciągnąć ją do łóżka. Sama mi to kiedyś powiedziała.
Czekałem w milczeniu na kontynuacje jego słów, w duchu mimowolnie przyznając mu rację. Jednocześnie nie ważyłem się odezwać ani nawet poruszyć, byleby tylko Uzumaki nie zmienił zdania, co do udzielenia mi porady. Tak jak przewidywałem, był na bieżąco z sytuacją która toczyła się nieprzerwanie między mną a Haruno.
Wybrałem więc odpowiednią osobę do zwierzeń.
   - Od tej pory nie możesz, po prostu nie możesz próbować się z nią przespać. Kobiety chcą czuć się szanowane nie tylko dlatego, że są atrakcyjnie. To ty jesteś tutaj pacanem, nie ja. Pokaż Sakurze że cenisz się z jej uczuciami, zdobądź jej umysł, nie ciało. Serce i tak od dawno należy już do Ciebie.
Z tymi słowami wstał i bez wyjaśnienia skierował się do wyjścia, niespiesznie stawiając kolejne kroki na drewnianej posadzce.
   - Nie zmarnuj tego po raz drugi. Kolejnej szansy już nie dostaniesz. - odpowiedział z kamiennym wyrazem twarzy, cicho zamykając za sobą drzwi.

12 komentarzy:

  1. Doberek. My się jeszcze nie znamy. :P
    Hm.
    Więc tak... Sasek ma pół mózgu. Znaczy się może ma obie połowy, ale tylko jedna połowa należy do niego. Chciałyby jedno robi drugie, a właściwie to nie robi tylko "to się samo się".
    Jak nic kwalifikuje się na leczenie psychiatryczne. Z takimi objawami to może nawet na NFZ nie musiałby czekać w kolejce, z miejsca by go przyjęli.
    Ja tu widzę jakąś schizofrenie, coś tego, tentego. W głowie pstryczek elektryczek się przestawia i zmienia tryb działania, a potem lament.
    Na to się łyka prochy chłopie!

    To tyle ode mnie.
    Owocnej dalszej pracy.
    Rozdział skończony przed końcem roku dobrze wróży. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze jedno:
    To porozumienie na linii Yamanaka-Uzumaki. Idealne.
    Śpij z nim, nie śpij z nią. To będzie trudne do wykonania. XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, po prostu uwielbiam Twoją historię. Niczego nie czyta mi się tak dobrze, a z każdym kolejnym rozdziałem mam ochotę czytać więcej i więcej!
    Sasuke jest tak pogmatwany uczuciowo, że głowa mała. Bardzo podoba mi się jak to opisujesz, bo własnie jak Sasuke wyobrażam sobie takiego samego - drania, który kompletnie nie potrafi się zachować. Zaskoczyłaś mnie jego rozmową z Naruto i tym, żę przyznał się do błędu. Nieprawdopodone! Czuje też, że to nie koniec zawirowań miłosnych między Sakurą i Sasuke, bo ta dwójka ma naprawdę ciężkie charaktery i jeżeli oboje nie pójdę na kompromisy, a Sasuke nie zacznie mówić jej prawdy to.. Aż strach pomyśleć co to będzie!
    Pozdrawiam i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. o kurde no w końcu nowy rozdział fantastyczny , zmiana nastawienia Sasuke no no naprawdę mi się podoba. No to teraz będzie ciekawie , jak to Sakura będzie wciągać do łóżka Saska a on będzie nie dostępny heh, nie mogę się doczekać następnych rozdziałów .

    OdpowiedzUsuń
  5. HAHAHAHAHAHA. XD
    O nie wierzę, jak Naruto i Ino wspaniale podobierali się swoimi pomysłami. Uwierz mi, że rozwaliłaś mnie tym rozdziałem — w zasadzie to już samym jego tytułem, który wytrącił mnie z równowagi!
    Jak ja uwielbiam tego bloga...
    O ile rozmowa Sakury i Ino nie zdziwiła mnie jakoś bardzo — ot co, zwykła wymiana zdań między przyjaciółkami wpleciona w rozdział — tak szczere wyznanie Sasuke odsłonięte przez Naruto naprawdę wprowadziło mnie w chwilowe osłupienie. Tego się nie spodziewałam i jestem w jakiś tam sposób dumna z Uchihy — to w końcu krok na przód, nie? :P
    No, ale muszą jeszcze dogadać się z Sakurą. Choć teraz to już czuję coraz ciekawsze akcje. Role się chyba odwrócą; Sakura będzie chciała oddać się Sasuke, a ten spróbuje tego uniknąć. Im naprawdę jest potrzebna rozmowa, ale taka szczera. Bez rzucania mięsem. Ciekawi mnie tylko, kiedy to zrozumieją i skończą te podchody.
    Okej, czekam na nowy rozdział! Oby pojawił się szybko, bo teraz to już jestem po całości ciekawa ich dalszej relacji. :3
    Pozdrawiam i życzę czasu oraz chęci na pisanie! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziękuje ci ogromnie za opinie! :D
      Baaardzo mi przeogromnie miło! ♥
      Rozdział pojawi się jakoś w połowie stycznia!

      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  6. Cześć! Przyszłam napisać, że zdobyłaś moje serce. Twoje opowiadanie jest genialne, nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy czytałam każde pojedyncze słowo. Przez ciebie rodzina chyba zaczęła wątpić w stan mojego umysłu. :P Najpierw zacznę od tego że Sakura jest moją ulubioną postacią z całego anime, choć przez ciebie zaczęła z nią konkurować inna osoba, ale o tym zaraz. xd Przybyłam tutaj, chcąc poczytać dobrą opowieść i to dostałam. Sakura wydaje mi się być taka, jak w mandze i anime, strasznie mi się to podoba. Nie znoszę, jak ludzie diametralnie zmieniają charakter postaci. Również Sasuke jest genialny. Raczej nigdy nie przepadałam za jego osobą, denerwowało mnie to, jak traktował różowowłosą. Ponad to zawsze wolałam jego brata. :D Interesująca jest ich relacja - Sasuke nie zakochuje się w niej od razu na zabój, widząc jej genialne umiejętności, jak jest w wielu blogach, u ciebie czuje do niej najpierw jedynie pociąg cielesny, uczucie przychodzi później, choć on nie jest go do końca świadomy. To, co Sasuke czuje do niej w tym rozdziale to już jest miłość. Nawet nie wiesz, jak się teraz cieszę, zaraz mnie policzki zaczną boleć od uśmiechania się. Teraz przejdę do kolejnej rewelacyjnej postaci: Kankuro. Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo polubię tego lalkarza. Nie mogłam przestać się śmiać, kiedy były sceny, w których brał udział. To, jak "adorował" Sakurę w Sunie, po to by zobaczyć reakcję Sasuke. Kiedy uszczypnął ją w tyłek na jego oczach, myślałam, że umrę ze śmiechu. Fenomenalne było zrobienie z niego homoseksualistę i wrobienie go w malinkę na szyi. Chciałabym widzieć minę Sasuke, gdy dowiedział się, że lalkarz wcale nie jest zainteresowany obiektem jego westchnień. A ten pocałunek... Kankuro przeszedł samego siebie. Już myślałam, że Sakura nawróci go na hetetoseksualną ścieżkę, ale chyba nic z tego. xd Jestem ciekawa, czy Kankuro choć trochę się podobało. Mnie na pewno. ^^ Brakuje mi tutaj trochę Kakashiego, jest on jedną z moich ulubionych postaci, a u ciebie pojawił się tylko kilka razy. Rozumiem jednak, to Hokage i dużo czasu musi spędzać przy papierach. Hmmm... co by tu jeszcze. Aaa! Powiem Ci, że mam trzy teorie spiskowe, na razie ich jednak nie ujawnię. :P
    Co do tego zawieszenia to jest mi strasznie szkoda, ale wiem, co czujesz. Ja również mam w tym roku maturę, mimo to jednak nie robię praktycznie nic względem niej. A może by tak... potraktować pisanie opowiadania jako ćwiczenie do matury z polskiego? xd Dobra, to taki żarcik, kompletnie nie udany, ale co mi tam. Muszę kończyć ten komentarz, na telefonie nie za wygodnie się pisze, a poza tym nie jestem kompletnie przyzwyczajona do pisania ich, w ciągu jakichś 7-9 lat na palcach obu rąk mogłabym je policzyć. Ma też z tym związek fakt, że po napisaniu komentarza większość autorek magicznie skończyła swoją działalność, zwiększając bloga lub po prostu nie dając znaku życia.
    Podoba mi się twój styl, wobec tego zerknę sobie zaraz, czy piszesz coś jeszcze.
    Trzymam kciuki za twoją naukę, za wenę, za kota, psa, babcię czy co tam posiadasz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, bardzo mnie ucieszyłaś swoim komentarzem!
      I przyznam teraz bez bicia - że z planów "uczenia się" do matury, niewiele już pozostało! Kompletnie, totalnie mi się nie chce ... a kontynuowanie opowieści taaak kuuusiiii... Nie sposób się oprzeć! Dlatego też niedługo dodaje rozdział na drugim blogu, a zaraz po tym biorę się za pisanie dalszych rozdziałów na ten tutaj :D Haha, to wszystko jest chyba powyżej mnie!
      Zwłaszcza kiedy czytam tak cudowne komentarze. Jakże mogłabym z tego zrezygnować? :D

      Pozdrawiam cieplutko!
      Temira.

      Usuń
  7. jak postępy w pisaniu rozdziału? :) czekam z niecierpliwością! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo prężnie. Jest już napisany - niedługo wstawiam :)

      Usuń
  8. Hej hej i proszę proszę nie mów, że porzuciłaś tego bloga, bo chyba się złamię i zapłaczę... :'(
    Cudownym trafem znalazłam twoje opowiadanie i od razu się w nim zakochałam i to do tego stopnia, że nie mogłam się oderwać ^^ a jaka to była dla mnie kara, gdy musialm iść do pracy i nie mogłam przeczytać choćby zdania :P oczywiście odbijałam to sobie w autobusie nie zwracając uwagi na to jak ludzie na mnie patrzyli gdy szczerzyłam zęby do tabletu, no ale mniejsza.
    Błagam błagam daj znać co i jak! Bo inaczej uschnę...
    Pozdrawiam,
    Kida

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojejuu, Sasuke wreszcie się przed kimś otworzył! Huraaa! Szkoda tylko, że nie przed Sakurą, na ale cóż. Obydwoje dostali o swoich blond-przyjaciół sprzeczne polecenia, pewnie wyjdzie z tego coś ciekawego :D
    Fajnie, że Ino i Kiba są razem, ładna z nich para.

    Długo mnie tu nie było, ale ostatni rozdział, który przeczytałam wyjątkowo zapadł mi w pamięci, więc nie było problemu z ogarnięciem tego co działo się w tym. Przygotowania do matury zawładnęły moim życiem, ale w najbliższym czasie nadrobię resztę rozdziałów i wreszcie będę na bieżąco :D

    OdpowiedzUsuń