poniedziałek, 3 kwietnia 2017

21. Kompletny chaos deklaracji.



    Może zabrzmi to dziwne, ale od kiedy w moim domu zadomowiłą sie garstka najgorźniejszych zbrodniarzy tego stulecia, przemierzałam uliczki szybciej i radośniej niż zazwyczaj. W dłoni trzymałam reklamówkę, po brzegi zapełnioną “sexownymi fatałaszkami”, jak to dosadnie oznajmiła Ino, przedstawiając mi tym samym swój Wielki Plan - nad którym myślała od niemalże kilku dni. Wbrew wszystkiemu nie był on wcale aż tak skomplikowany, a jedyną rzecz jaka mnie w nim przerażała, to wysokość obcasów, które z marszu narzuciła mi Yamanaka, sugerując tym samym że oto i one, największe z całej jej kolekcji nadadzą się do tego idealnie.
   Nadadzą do czego, zapytacie.
     Sama nie wierzę, że godzę się na te wszystkie uwłaczające zadania ale patrząc przez pryzmat poprzednich wydarzeń, mój aktualny cel nie wydaje się być wcale aż taki trudny. Mam uwieść Sasuke będąc po prostu sobą, ale w bardziej szykownym wydaniu.
 W tym celu Ino chojnie zaopatrzyła mnie w zestaw dwóch kusych sukienek, każdorazowo odsłaniających więcej niż zazwyczaj chciałabym pokazać. Na dodatek mam również parę wymyślnych butów, które mimo tego iż nie znalazły się jeszcze na moich nogach, już robią swojego rodzaju problemy. Jak finezyjnie bym ich nie ułożyła i tak jakoś przedziurawią mi reklamówkę. Modliłam się by dojść do domu, zanim mój zestaw przydrożnej zdziry wysypie się na ulice, dając do myślenia wszystkim mieszkańcom, którzy akurat znajdą się w zasięgu wzroku.
   To mogłoby bardzo nadszarpnąć moją reputację, bo nie chwaląc się - uchodziłam za porządną i rozsądną kobietę, która zawsze dostaje to, czego chce. Cóż, prawda była zgoła inna.
  Gdyby było tak pięknie, nie musiałabym wcale iść teraz przez wioskę i świecić na prawo i lewo gorejącym rumieńcem. Na samą myśl o tym co mam zamiar urządzić dziś wieczorem, oblewała mnie fala wstydu… albo może ekscytacji?
Nie, zdecydowanie wstydu.
   W najgorszych marach mi się nie śniło, że będę zmuszona odstawiać takie cyrki. I sam cyrk nie byłby przedsięwzięciem aż tak problematycznym, gdyby nie z góry narzucone elementy nieprzyzwoicie skąpej garderoby.
  Parsknęłam cicho, postąpiłam kilka szybkich kroków i parsknęłam powtórne. Żadna wpadka nie ma prawa bytu , nie tym razem! Naraziłam się na wstyd wystarczająco dużo razy: ugodziłam Sasuke w krtań, zaniepokoiłam maniakalnym mruganiem.. na Boga, przecież ja spaliłam kuchnie! To już zdecydowanie dość wrażeń, jak na próbę podbicia jednego, męskiego serca!  
   Dotarłam do domu. Pewnym ruchem otworzyłam drzwi wejściowe, żołnierskim krokiem przemierzyłam przedpokój, w międzyczasie zrzuciłam z nóg buty po czym wtargnęłam do salonu. Wojowniczy nastrój nie opuszczał mnie ani na moment.
  I wtedy w progu spalonej kuchni ujrzałam Sasuke. Stał jak gdyby nigdy nic oparty o zgliszcza blatu i przyglądał mi się z konsternacją. Momentalnie zmalałam o jakieś 20 centymetrów. Może tylko mi się zdawało, ale na tle spalenizny prezentował się niezwykle przystojnie... i karcąco zarazem.
   Lekko zagryzłam dolną wargę po czym spuściłam wzrok, nie bardzo wiedząc gdzie mogę go podziać. Mimo niezaprzeczalnego uroku mężczyzny, ciężko było mi oglądać go w takim otoczeniu.. Zwłaszcza że to ja je zdewastowałam. Odczułam pewien absurd sytuacji. I chyba właśnie odnalazłam myśl przewodnią naszego małżeństwa. Co on zbuduje - ja zrujnuje!
    Pochłonięta myślami, nieświadomie zatrzymałam się na samym środku przejścia, a on przyglądał mi się w milczeniu, nie próbując wyciągnąć mnie z roztargnienia.
Uczyniłam to sama, kilka sekund później. Gwałtownie pokręciłam głową i naraz trzeźwo spojrzałam na rozgrywającą się scenę. Było trochę niezręcznie i odrobinę nerwowo, kiedy próbując uratować sytuację odchrząknęłam zachęcająco i wydałam z siebie niezidentyfikowany, chrapowaty dźwięk, w zamierzeniu mający być słowem.
   Sasuke nie zdecydował się jednak na kontynuowanie dialogu. Starym zwyczajem w milczeniu jedynie uniósł jedną brew do góry, jednocześnie nie żałując mi ironicznego wyrazu twarzy. Próba odezwania się to był jednak zły pomysł, stwierdziłam w myślach, po czym idąc w takt ucieczce, zdecydowałam się na natychmiastowy odwrót. Ku chwale nie skompromitowanych.
   - Gdzie się wybierasz? - Chłodny ton automatycznie zatrzymał mnie w miejscu. Na wpół obrócona, przekrzywiłam głowę i na powrót spojrzałam na jego twarz. Brwi były zmarszczone, a on sam dziwnie spięty.
   - Do pokoju. Chciałabym się przebrać.
  Nagle reklamówka zaczęła ciążyć mi w dłoni, jakby znajdowało się tam kilka pokaźnych cegieł. Kompletnie o niej zapomniałam, w wyniku czego Sasuke mógł, o zgrozo, bez problemu dostrzec co się w niej znajduje. Soczyste czerwone szpilki aż rzucały się w oczy, nie mówiąc już o wycekinowanych, połyskujących gdzieniegdzie sukienkach. Przełknełam ślinę i najdyskretniejszym gestem przeniosłam reklamówkę z fantami za swoje nogi, by chodź trochę utrudnić mu dostrzeżenia jej.
   O dziwo Uchiha zdawał się nie zauważać jak bardzo się przez to zestresowałam. On w ogóle sprawiał wrażenie osoby kompletnie niczym nie zainteresowanej. Nawet jego oczy, chodź wydawało mi się, że poznałam już wszystkie ich odsłony, na nowo zaszły grubą warstwą chłodu i nieprzystępności.
   - A gdzie byłaś? I dlaczego zajęło to tak dużo czasu?
   - U Ino i przez chwilę w szpitalu, bo musiałam podpisać zaległe papiery. Nawet nie uwierzysz co…!
   Nie minęła sekunda. Sasuke bez ostrzeżenia zjawił się tuż przy mnie i niekontrolowanie mocno chwycił za moje ramiona, potrząsając za nie dwukrotnie. Pisnęłam w dezorientacji, wielkimi, rozszerzonymi ze strachu oczami wpatrując się prosto w jego nieodgadnioną postać. Emanował gniewem, lecz nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że skrywa się za tym coś głębszego. Spięłam się.
   - Po co tam poszłaś, Sakura? Mów natychmiast!
   - P-Podpisać papiery, przecież powiedziałam.
   - Czy ty kompletnie zgłupiałaś? Nie rób tego nigdy więcej! - Po raz pierwszy w życiu usłyszałam, jak Sasuke Uchiha z pełną premedytacją podnosi na mnie głos. W dodatku wyglądał na potężnie zezłoszczonego… Nie miałam pojęcia czemu. Odczekałam jeszcze kilka następnych sekund, lecz gdy jego głośny oddech i wrogie spojrzenie nie ustało, również zademonstrowałam swoją dezorientacje, lekko marszcząc nos.
   - Nie rozumiem o co ci chodzi! O co wam wszystkim chodzi! - Gwałtownie wyrwałam się z mocnego uścisku mężczyzny i odskoczyłam do tyłu. Ramiona boleśnie dawały mi znać o rozległych siniakach, których z pewnością mnie nabawił, ale zignorowałam to, całą uwagę skupiając na Sasuke. Napiął mięśnie i wyprostował się, co nadało mu groźniejszego wyglądu niż zwykle. To również starałam się zignorować. - Przesadzacie! Nie jestem już dzieckiem, Sasuke i potrafię sama o sobie zadbać.. Chyba już przerabialiśmy ten temat, prawda? Dlatego wybacz mi, ale będę robiła to, na co mam akurat ochotę! I nie będę ograniczała się do żadnych, durnych nakazów. Bo ich nie potrzebuje!
   - Nic nie rozumiesz, Haruno. - warknął zimno i zbliżył się. Na równi z jego krokami ja postąpiłam kilka w tył, w konsekwencji wciąż utrzymując ten sam dystans. - Skończ pieprzyć i zacznij w końcu mnie słuchać.
   - Więc mi wyjaśni! - huknęłam, niepomna na ostrzegawczy wyraz, który sobą reprezentował - Od jakiegoś czasu zachowujesz się bardzo dziwnie, ale jeszcze nigdy nie próbowałeś mnie przesłuchiwać, ani tym bardziej na mnie krzyczeć! Z całym szacunkiem ale jestem twoją narzeczoną, nie własnością!
   - W takim razie w pewnych kwestiach chyba się nie zgadzamy.
Jego stoicki spokój zaniepokoił mnie sto razy mocniej, niż gdyby powiedział to podniesionym głosem. Zadrżałam całkowicie wbrew sobie i lekko skuliłam ramiona. On tymczasem wykonał kolejne kroki, zbliżając się nieubłaganie.
    - Czego ode mnie chcesz? - Mój ton się załamał. Cofnęłam się nieporadnie, lecz tym razem mężczyzna okazał się szybszy. Szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstek i pociągnął ku sobie. Wolną dłonią oparłam się o jego tors i usiłowałam odepchnąć, na marne.      
   Mimo tego, że nie mogłam mu uciec dalej nie puszczał mojej pochwyconej ręki. Trzymał ją uniesioną wysoko, niemal na równi ze swoją twarzą. Za nic nie mogłam się wyswobodzić.
 - Daj mi już spokój. - wydukałam, raz jeszcze próbując się odsunąć. W odpowiedzi jedynie wzmocnił uścisk palców. Syknęłam z bólu
  Wtedy też jego druga dłoń brutalnie złapała mnie za podbródek i pokierowała ku sobie, bym musiała na niego spojrzeć. Czarne oczy płonęły ognistym gniewem.
   - Nigdy więcej nie ruszasz się stąd bez mojej wiedzy, czy to jasne?
Posłużył się pytaniem, ale ja wiedziałam że nie ważne było co odpowiem. Mocno zacisnęłam i tak zbielałe usta i nie ważyłam się więcej poruszyć. Nie żebym dała się kiedykolwiek, komukolwiek zastraszyć... To był pierwszy raz.
   - Odpowiedz - ponaglił gniewnym syknięciem, przeciśniętym przez mocno zaciśnięte zęby.
Jedyne na co było mnie stać, to delikatne, niemal niezauważalne skinienie głową.
   Nagle wszystko ustało. Bolesne uciski zelżały, po chwili znikając całkowicie zaś sam Sasuke odsunął się, nawet na mnie nie patrząc. Stałam osłupiała na środku korytarza, z pulsującym boleśnie nadgarstkiem oraz podbródkiem i powoli, bardzo powoli wracałam do siebie. Uspokoiłam drżący oddech.
  Czy Sasuke przed chwilą naprawdę stracił nad sobą panowanie? Do tej pory wydawało mi się, że jest to zjawisko raczej niemożliwe, nie w jego przypadku. Patrzyłam w ciszy na pochmurne oblicze mężczyzny swojego życia, na twarz zastygłą w kamiennym wyrazie, który tak dobrze znałam sprzed lat i w te matowe oczy, pozostające bez wyrazu…
 A po chwili mogłam zobaczyć jedynie jego oddalające się plecy. Szedł szybko, gwałtownie stawiając kroki na drewnianej podłodze.
   - A co z Taką? - zapytałam głośno, przed momentem przypominając sobie o ich obecności. Skoro tu byli, musieli słyszeć naszą kłótnie. Może to oni tak bardzo go zezłościli, a ja po prostu pojawiłam się w niewłaściwym momencie? Fakt faktem Sasuke wyżył się na mnie, czego skutki odczuwam wyraźnie na zaczerwienionej skórze. Dziwne przeczucie nakazywało mi snuć podejrzenia, że wydarzyło się coś strasznego, coś co do reszty wstrząsnęło jego światem… Przecież on nigdy, nigdy wcześniej nie sprawiał mi bólu świadomie, tymczasem dzisiaj odczuwał z tego powodu chorą satysfakcję, widziałam to w jego oczach.
  Szorstki głos sprawił, że gwałtownie drgnęłam.
   - Kazałem im odejść. Mają teraz ważniejsze rzeczy do zrobienia. Nie myśl o nich… i nie wychodź na razie z domu. Muszę coś załatwić.
I zniknął, zostawiając mnie samą z ogromnym zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy.

    Siedziałam na skraju łóżka w sypialni i powolnym ruchem rozczesywałam pojedyncze pukle swoich długich włosów. Sięgały mi już niemal do połowy pleców. W milczeniu zastanawiałam się czy ich nie skrócić; to rozwiązałoby problem ciągłego związywania ich w kitkę, gdy dla przykładu przeszkadzały mi w pracy. Poza tym nie musiałabym wtedy tak dużo czasu poświęcać na pielęgnację..
   Westchnęłam głęboko i ciężko opadłam górną połową cała na łóżko, szeroko rozkładając rece. Kogo ja próbuje oszukać. To nie włosy od ponad godziny zaprzątały mi głowę. Zdmuchnęłam kosmyk który bezwiednie opadł na moją twarz, po czym przeniosłam nieobecne spojrzenie na biały sufit.
   Może nie tędy droga? Może od samego początku popełniałam same błędy? Uwieść Sasuke... Prychnęłam i gwałtownie obróciłam się na lewy bok, rozpaczliwie chowając twarz w dłoniach. Ależ byłam głupia. Niepotrzebnie robiłam z siebie durnia, starając się poprawić nasze relacje… Przecież to był On. Właśnie on, który mimo wszystko nic się jednak nie zmienił. Nie wiem dlaczego myślałam, że kiedykolwiek mogło być inaczej. Chwilowa, fikcyjna zresztą idylla całkowicie zamydliła mi oczy. Przecież Sasuke, gdziekolwiek by nie był, wciąż pozostawał po prostu sobą - skrzywdzonym, opuszczonym a zarazem wyobcowanym mężczyzną, przepełnionym gorzkim posmakiem zemsty i zła. Dzisiejsza sytuacja doskonale to obrazowała, a ja skrycie obawiałam się, że takich momentów może być więcej. To tylko kwestia czasu.. Przecież nie mogłam być aż tak głupia.. Nie byłam..
  Żałośnie pociągnęłam nosem.
  Pierwsze, słone krople łez rozbiły się na białym prześcieradle.
Czy bałam się Sasuke? Czasami tak. Zbyt wiele było sytuacji, gdy dostrzegałam obłęd w jego spojrzeniu. W dodatku to cholerne zagubienie , kiedy nie byłam pewna jak się zachowa.
  Pogrążona w głębokim smutku, przyciągnęłam kolana pod samą brodę, skulajac się tym samym na środku łóżka. Objęłam nogi rękami. Trwałam tak w kompletnym bezruchu przez bardzo długi czas, płacząc cichutko a jednocześnie wstydząc się okazywanej słabości. Nic nie mogłam jednak poradzić na to, jak fatalnie się czułam. To tak, jakby ta jedna sytuacja gwałtownie sprowadziła mnie na ziemię, fundując bardzo nieprzyjemne lądowanie. Nie znosiłam się bać, nie chciałam tego robić. Zwiększyłam uścisk, po czym mocno przytuliłam wilgotną od łez twarz do miękkiej kołdry. Być może przesadzam, pomyślałam z otępieniem i zamknęłam powieki, gwarantując zaczerwienionym oczom odrobinę wytchnienia.
  Przecież Sasuke nie zawsze jest taki, jak dzisiejszego popołudnia. Wiele razy pokazywał swoją lepszą stronę: dbał o mnie, troszczył się i martwił… Obawiałam się jednak, że te cechy nie wystarczą, by moje obawy zmalały lub co lepsze, zniknęły na dobre. Miałam ochotę zapaść się głęboko pod ziemię i siedzieć tam, dopóki nie wymyśle czegoś sensowonego.
 Kocham go całym sercem a jednocześnie mam wrażenie, że gdzieś w głębi siebie nie ufam mu tak, jak powinnam. I tu wcale nie chodzi o Take, nie chodzi o jego mroczna przeszłość… tylko o zachowania, która czasami doprowadza mnie do lodowatych dreszczy na karku.
  Obróciłam w palcach zagubiony kosmyk, dalej nie mogąc opanować łez, które zwartym strumieniem skapywały po mojej twarzy, przecinając ją na wskroś. Nie łkałam. Płakałam bezgłośnie, oddając się temu uczuciu w milczącej akceptacji. Bo cóż innego mogłam zrobić. Słone łzy wielkości grochu rozbijały się o pościel, mocząc ją coraz mocniej, ale nie przejmowałam się tym. Policzek już dawno przywykł do wilgoci oraz chłodu materiału.
   Nagle usłyszałam za sobą jakiś szmer, zaledwie drobne poruszenie. Chwile później rozległo się krótkie pukanie, a później odgłos powoli otwieranych drzwi.
    Gwałtownie zerwałam się z łóżka i niezdarnie przysiadłam na jego krawędzi, cały czas będąc obrócona plecami do wkraczającego osobnika.
     - Sakura? - zapytał z zaniepokojeniem znajomy, męski głos. Sasuke, oczywiście.
Panicznym ruchem starłam z policzków mokre ślady i zamrugałam, chcąc odpędzić kolejne, napływające do oczu warstwy łez. Serce waliło mi jak dzwon, a ręce trzęsły się z nadmiaru zdenerwowania.
    - Wszystko w porządku? - dodał, po czym zbliżył się, o czym świadczył dźwięk stawianych na posadzce kroków. Cicho zamknął za sobą drzwi.
  - Tak tak! - odparłam nerwowo, za wszelką cenę starając się uzyskać normalny wydźwięk. Na marne, jak się po fakcie okazało. Energicznie powachlowałam dłońmi twarz, by zedrzeć z niej oznaki niedawnego przygnębienia, a następnie wydobyłam z siebie prawdziwy tabun słów: - Przepraszam. Zasnęłam. O co chodzi?
  Zdradziecko pociągnęłam nosem, czując że jest to potrzeba silniejsza ode mnie i nieporadnie zaczesałam włosy na twarz, tak by chodź w połowie przykrywały zaczerwienione policzki. W dalszym ciągu trwałam zwrócona do Uchihy plecami, wyprostowanymi niczym struna.
   - Płakałaś? - zapytał dziwnie zdenerwowanym, lecz zarazem przyciszonym głosem.
Słyszałam jak przyśpiesza kroku i uparcie zmierza w moją stronę, okrążając łóżko. Dyskretnie przekręcałam się na bok, by mimo wszystko nie mógł zobaczyć w jakim stanie się znajduję. Bynajmniej nie od razu. Jeszcze raz nerwowo upewniłam się, czy moje policzki pozostają suche.
   - Nie - odpowiedziałam poniewczasie i dla zapewnienia pokręciłam przecząco głową. Nie mógł nie zauważyć tego ruchu.
 Poczułam jego obecność bardzo blisko siebie. Stał zaraz za mną, przez krótka chwilę pozostając w bezruchu i jedynie patrząc. Okazało się to dla mnie zbawienne, bo dawało kilka dodatkowych sekund na uspokojenie się.
  - Płakałaś - stwierdził, po czym obrócił mnie do siebie przodem, niefortunnie łapiąc za obolałe przedramie. Syknęłam nim zdołałam nad tym zapanować, a wtedy uderzył mnie ciężar jego nadzwyczajnie zaniepokojonego spojrzenia. W ciążącej mi ciszy powiódł wzrokiem w miejsce, gdzie do niedawna mocno mnie trzymał, nie pozwalając odejść. Naraz jego oczy pociemniały gwałtownie, jakby uzmysłowił sobie przyczynę mojego zachowania.
   - Sakura, ja…
   - Zostaw.
Gwałtownie wyszarpałam rękę i odsunęłam się ze wstrętem, gdy powiódł dłonią do rękawa, chcąc bez wątpienia go odchylić i przyjrzeć się rozległości obrażeń, które mi zrobił. Siniak był duży i wyjątkowo paskudny. Ledwo byłam w stanie zakryć go koszulką, lecz na szczęście udało mi się dopasować odpowiednią długość rękawa. Poza tym ręka boleśnie dawała o sobie znać przy każdym, najmniejszym ruchu. Skrzywiłam się i odwróciłam spojrzenie, nie mogąc patrzeć na wykutą w głębokim żalu twarz Sasuke. Nawet nie miałam pewności czy to uczucie jest prawdziwe, a w dodatku wciąż miałam do niego żal. Na tą chwilę nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
   - Skoro dałeś mi znać że wróciłeś, myślę że powinieneś już wyjść z tego pokoju. - powiedziałam z nieprzejednaniem i zacisnęłam zbielałe wargi w wąską linię. Znów chciało mi się płakać.
   - Sakura proszę daj mi wyjaśnić.
Zbliżył się. Znowu. Z pełną świadomością, że nie chce jego dotyku, nie chce jego spojrzenia i tego pełnego współczucia tonu.
   - Powiedziałeś już wystarczająco - Zwróciłam się do niego twarzą i spojrzałam prosto w te  czarne, bezkresne oczy wyrażające w tej chwili jedynie głęboki ból. Byłam dzielna i nie dałam po sobie poznać, jak bardzo było mi przed momentem przykro. - Odejdź i daj mi spokój.
   - Proszę, musisz mnie wysłuchać. Nic nie potoczyło się tak, jak tego chciałem. - Uczynił gest ręką, który z miejsca zamknął moje otwarte do sprzeciwu usta. - Przepraszam cię za to, co ci zrobiłem. Nie chciałem cię skrzywdzić.. Nawet nie wiesz, jak bardzo tego żałuje.
   Pod powiekami zabrała się już gruba warstwa łez. Nie ważyłam się nawet mrugnąć, byleby żadna z nich nie potoczyła się zdradziecko po moim policzku, dając znać światu o sromotnej porażce, którą ponosiłam na polu emocjonalnym. W geście obronnym zasłoniłam twarz włosami.
   - Odejdź - wyszeptałam, bojąc się że jeśli użyje mocniejszego tonu, mój głos zadrży a ja całkiem się rozkleję.
   - Nigdy.
   Materac ugiął się pod ciężarem ciała mężczyzny, gdy usiadł obok mnie na łóżku i niepewnie otoczył moją sylwetkę ręką. Nie opierałam się, bo każdy ruch groził zdemaskowaniu, a ja naprawdę nie chciałam przy nim płakać. Wystarczało mi, że już z pewnością muszę wyglądać okropnie, z tymi włosami przyklejonymi do twarzy i napuchniętymi, zaczerwienionymi oczami. Pozwoliłam, by Sasuke silnie przyciągnął mnie ku sobie, lecz gwałtownie odsunęłam głowę, gdy usiłował palcami odgarnąć różowe pasma. Skryta za ich kurtyną czułam się bezpieczniej.
   Czułam jego zapach, nachalnie wdzierający się do nozdrzy i kojący zmysły.. Niespodziewanie, czule chwycił za moją dłoń. Aż zadrżałam.
    - Spójrz na mnie, Sakura. Proszę.
Zawahałam się, a on, w odpowiedzi na ten ruch jedynie lekko złapał za mój podbródek i niebywale delikatnie zadarł moją głowę do góry. Widziałam jak wiele uwagi poświęca temu, by ponownie nie sprawić mi bólu. Następnie tak lekko, że prawie niedotykalnie zaczesał moje włosy do tyłu, odsłaniając przed sobą całą moją, godną pożałowania twarzyczkę. Zażenowania odwróciłam wzrok, a on tymczasem ilustrował mnie z uwagą i rozpaczą, kłębiącą się gdzieś w kącikach oczu.
 - Tak bardzo cię przepraszam - wyszeptał dziwnie stłamszonym głosem i nieoczekiwanie, zbliżył się, delikatnym muśnięciem warg obdarowywując moje czoło. Znowu zesztywniałam jak kłoda, nie będąc przyzwyczajoną do tego typu zbliżeń. Dotychczas ciemnowłosy skrupulatnie mi je dawkował, żeby nie powiedzieć, całkiem ograniczał. - Nie miałem pojęcia, że trzymam cię aż tak mocno.. ale nic nie mogłem na to poradzić.
  Nim się zorientowałam, już siedziałam na jego kolanach, pociągnięta tam dzięki sile jego ramion. Wtulił twarz w moje włosy, zaraz obok zagłębienia na szyi. Niespiesznie zaciągnął się ich zapachem, jednocześnie czule otaczając mnie jedną ręką w pasie.
  - Tak bardzo się o ciebie bałem. - dodał ściszonym szeptem i jakby dla udowodnienia, mocniej zacisnął palce na mojej talii. Głośno zaczerpnęłam powietrza, zdziwiona tak nagłym wyznaniem.
  - Bałeś? Dlaczego? - zapytałam cicho, podtrzymując niezwykłą atmosferę tej chwili. Delektowałam się jego bliskością, nawet jeśli wynikała z tak rozpaczliwej sytuacji. Nawet jeśli przed momentem myślałam to, co myślałam.
  - Bo nie mogłem cię nigdzie znaleźć, głupia. Miałaś być tylko u Ino, tymczasem.. nie było cię tam, i nie było cię też nigdzie indziej. - odetchnął ciężko - Wysłałem klony chyba wszędzie.  
   - Tylko nie do szpitala? -zauważyłam z pewnym nieśmiałym akcentem rozbawienia
   - Tam też - oznajmił poważnie - Widocznie musiałem się z tobą minąć.
Pochwycił w palce jeden z moich opadających na ramiona kosmyków i przyjrzał się mu z dziwną melancholią.
   - Dalej nie rozumiem - wyznałam, niepewnie zadzierając głowę, by móc na niego spojrzeć. Siedząc mu na kolanach, nasze twarze były na niemal tej samej wysokości więc nie był to specjalnie duży problem. Sęk w tym że z trudem wytrzymywałam jego pełne wyrzutów sumienia spojrzenie. Coraz mocniej przekonywałam się, że skrucha którą odczuwa jest autentyczna.  
 Nie zareagowałam, gdy ostrożnie pochwycił za skrawek rękawa i podwinął go ku górze, ukazując światu rozległe, ciemnofioletowe znamię ułożone na kształt palców. Zacisnęłam usta i z zażenowaniem odwróciłam głowę.
   - Boże.. - wydusił. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak właśnie spogląda na mnie z oszołomieniem. Na to bynajmniej wskazywał jego ton, chodź oczywiście mogłam tylko gdybać. Świat za oknem wydaje się dzisiaj taki piękny, pomyślałam w roztargnieniu. - Nie miałem pojęcia. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę.
  - Nie - spokojnie pokiwałam głową, z trudem opierając się pokusie pogładzenia go po policzku. - To nic takiego.    
  - Nic takiego!? Zrobiłem ci paskudnego siniaka, chodź wcale tego nie chciałem. Na swoją obronę mogę powiedzieć tylko, że nikt nigdy nie wywinął mi tak paskudnego numeru, dlatego tak cholernie się zdenerwowałem. Nieświadomość tego, co się z tobą dzieje doprowadziła mnie niemal do szaleństwa. - Z głośnym westchnieniem ulgi oparł czoło o mój policzek - Co ty ze mną robisz, głupia?
   Przełamując uprzedzenia, niepewnie uniosłam dłoń i położyłam ją na jego ramieniu. Był spięty, a przez to wyjątkowo wyraźnie uwypuklał się pod moimi palcami.
    - Nie chciałam cię zdenerwować, przepraszam.
    - Nie ty powinnaś przepraszać - skontrował ostro, lecz po chwili raptownie złagodził ton głosu, dodając: - Obiecaj mi jednak Sakura, że już nigdy więcej nie zrobisz mi czegoś takiego. Nie wiem, co to było za uczucie i za nic nie chce zaznać go po raz drugi.
  W odpowiedzi jedynie skinęłam głową, usta wykrzywiając w delikatny, wcale nie wymuszony uśmiech. To było słodkie, nawet jeśli nie oznaczało niczego konkretnego. Dla mnie to zresztą żadnej problem. Co nie zostało wyrażone słowami - dopowiedziałam sobie w myślach. I wszyscy zadowoleni.
   Delikatnie ujął mnie za dłoń i zapatrzył się w fakturę połyskującego na palcu pierścionka. Po chwili ku mojemu zdziwieniu zsunął go, a następnie bez słowa wyjaśnienia puścił moją rękę. Skonsternowana poruszyłam palcami, mając dziwne wrażenie, że stało się właśnie coś złego, nie rokującego dobrze na przyszłość. Walczyłam z uczuciem wewnętrznej pustki i niepełności… lecz bynajmniej nie chodziło tutaj o sam fakt, że tak szlachetny kamień, jak ten zawarty w rodowym skarbie Klanu Uchiha został mi przed momentem odebrany. Nie to mnie martwiło, bo nigdy nie byłam materialistką, zaś samą biżuterię postrzegałam jedynie w kategoriach rzeczy, które namacalnie łączą mnie z Sasuke.
  Nagła konsternacja mężczyzny i jego nietypowe zamyślenie przywołały do mojej głowy mnóstwo najczarniejszych scenariuszy. Czyżby wyrzuty sumienia zżerały go tak strasznie, że postanowił zerwać nasze zaręczyny?! Boże drogi, chyba nie może być aż tak głupi!
 Moje obawy powoli potwierdzały się, kiedy w dalszym ciągu niczego mi nie mówiąc, jednym ruchem przeniósł mnie ze swoich kolan z powrotem na łóżko. Nie odzywałam się i na ten moment, z nerwów zaprzestałam nawet mrugania. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowałam, co Sasuke ma zamiar zrobić, bądź czy zechce mi cokolwiek powiedzieć. Był skupiony i nienaturalnie poddenerwowany. Chyba nie trzeba wyjaśniać, że w niczym mi to nie pomagało? Zacisnęłam pięść na materiale pościeli.
    A on wstał, odwrócił się i wyszedł. Tak po prostu.
Nie rozumiem. Jakimś cudem dowiedział się, że dopowiadam sobie w głowie zakończenia do jego zdań i postanowił, że tą część rozmowy też mam sobie wymyślić? Byłam tak skonsternowana, że nie zrobiło mi się nawet smutno.
  Nagle, drzwi do sypialni otworzyły się ponownie. Trochę zbyt gwałtownie niż bym tego chciała odwróciłam weń głowę… i zamarłam, z ustami wykrzywionymi jak ryba, na kształt litery “O”. Dosłownie nie mogłam wydobyć z siebie słowa, najmniejszej nawet literki.
    - Już dawno powinienem był to zrobić - głęboki głos Sasuke spowodował na mojej skórze masę dreszczy. Mimo tego mój mózg dalej nie potrafił nadążyć za tym, co się właśnie dzieje. To zdecydowanie przekraczało granicę rzeczy, które mogłam pojąć!
    Niewiele myśląc, totalnie bez sensu poderwałam się na równe nogi, spoglądając  mężczyźnie głęboko w oczy. Moje wyrażały dezorientacje i zaskoczenie, za to jego - cholerną pewność siebie.
  Podszedł bliżej, a mi z każdym jego krokiem coraz mocniej łomotało serce. Głośno zaczerpnęłam powietrza, stojąc tak jak przysłowiowy dureń na środku pokoju, nie wiedząc jak się zachować, co zrobić z rękami, gdzie podziać wzrok. Ciągłe wpatrywanie się w Sasuke, chodźby nie wiem jak mnie nie pociągał, było niebywale krępujące - przynajmniej dla mnie. On nie miał z tym problemu, gdyż w ciągu tej krótkiej przeprawy ani na moment nie ściągnął ze mnie wzroku.
    Gdy się zatrzymał, był dosłownie na wyciągnięcie ręki; jak to on, niezwykle przystojny, przyciągający hipnotyzującym spojrzeniem i nonszalancką pozą. Całkiem nie wiem, co go napadło ale miał na sobie najprawdziwszy, czarny garnitur, w którym wyglądał dosłownie obłędnie. W dodatku udało mu się ubrać go w niecałą minutę, bo mniej więcej na tyle czasu zniknął, podczas gdy ja oddawałam się wizją depresyjnym.  
   - Pożyczony od Naruto - wyjaśnił z filuternym uśmiechem, kłębiącym sie gdzieś w kącikach ust i niespodziewanie wyciągnął ku mnie rękę, do tej pory ukrytą za plecami.
Po raz cholerna kolejny, zaparło mi dech w piersiach. Przy czym to był chyba dopiero początek niespodzianek.
  Drżącymi rękami odebrałam od niego bukiet przepięknych, czerwonych róż i chcąc nie chcąc, zaciągnęłam się rozkosznym zapachem, którym emanowały. To wszystko było jak z bajki. Miałam ochotę, z resztą całkiem realną, spróbować techniki wybudzającej z genjutsu - tak w razie czego!
   A gdyby faktycznie okazało się, że to wszystko jest tylko wyimaginowaną wizją, to mam już ułożony plan własnego samobójstwa. Minuta spędzona w towarzystwie rozterki i zdziwienia nie poszła w las!
   - Dziękuje - wyszeptałam, niezdolna do posługiwania się głośniejszym tonem. Cud, że w ogóle zdołałam wykrztusić z siebie cokolwiek a jednocześnie nie zadławić się radością. To byłoby trochę niezręczne, gdybym padła martwa w tak uroczystym momencie. Sasuke mógłby wtedy zrazić się do takich sytuacji już na całe życie… Odgoniłam bezsensowne przemyślenia, skupiając się na chwili obecnej i mimo wszystko, nieprawdopodobnie prawdziwej. Przycisnęłam do siebie bukiet, nie ważąc na ciernie oraz wodę, skapującą z uciętych łodyg.
Tylko nie rycz, durna, powtarzałam w głowie niczym mantrę, walcząc z napierającymi na oczy łzami. Jakbym mało się już dzisiaj namazała. Zamrugałam intensywnie.
   - Chciałbym żebyś wiedziała, że to wszystko nie jest żadną formą pokuty za dzisiejszy poranek. Planowałem zrobić to od bardzo dawna.. ale nie mogłem się zdobyć na konkretne działanie. Przeraża mnie to, ale Naruto miał rację. Po prostu obawiałem się twojej reakcji.  - Mówił jedno, robił drugie, kompletny chaos deklaracji i sprzecznych z nimi przykładów zachowań, którymi dysponował. Jak to jest, że opowiadając o swoich lękach zachowuje się tak pewnie, jakby ten wyczyn był dla niego pestką, takim cotygodniowym przyzwyczajeniem. Bezgłośnie przełknęłam ślinę, po czym delikatnie odłożyłam kwiaty na łóżko.
   - Nie wiem co powiedzieć - wyznałam zgodnie z prawdą i płynnym ruchem podeszłam bliżej mężczyzny. Teraz nasze ciała dzieliło zaledwie kilka nic nieznaczących centymetrów. Odgarnęłam kosmyk włosów z czoła. W tym momencie chciałam być jak najbliżej Sasuke, poczuć tą zniewalającą won jego perfum, ucisk silnych ramion.. Powoli zadarłam głowę ku górze, mając świadomość, że jego twarz zwrócona jest ciągle w moją stronę; gorące oddechy do niedawna rozbijały się o moje włosy, nieznacznie je muskając.
Uniosłam ku niemu wzrok i bez umiaru zatopiłam się w bezdennych, czarnych oczach.
   - Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś? - wyszeptał, szybko reflektując się i odganiając oznaki zdziwienia, jakie przed sekundą miały odwzorowanie w jego mimice.
Nie odpowiedziałam, jedynie uśmiechnęłam się z rozczuleniem i wdrapałam na palce, by obdarzyć usta Sasuke przelotnym muśnięciem. Następnie odsunęłam się nieznacznie i po prostu spoglądałam w jego oczy, wyrażające teraz tak wiele.. Tak wiele, jak nigdy dotąd.  
   - Zakładam, że tak - dodał pojednawczo, po czym korzystając z naszej bliskości, ponownie dobył moich warg, całując powoli i niebywale zmysłowo. I nie był to pocałunek, jakimi obdarzał mnie do tej pory. Ten był inny. Wyjątkowy. Pieścił moje usta krótkim muśnięciem, aby za chwilę zrobić to znowu i znowu. A ja, nie pozostając bierną, wychodziłam mu na przekór.
   Nim zdołałam się obejrzeć, moje dłonie błądziły pod jego marynarką, uważnie badając każdy skrawek umięśnionego ciała. On już dawno przygarnął mnie bliżej do siebie, teraz rękami mocno oplatając moje plecy i przeczesując włosy.
   Gdy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, wcale nie zrobiło się dziwnie. Wręcz przeciwnie. Posłaliśmy sobie uśmiechy niemal w tym samym momencie i kiedy wydawało mi się, że będę w stanie znowu posmakować jego zniewalających pocałunków.. on odsunął się na krok, jedną rękę wtykając do kieszeni. Wyzbyta jego bliskości zachwiałam się, lecz prędko odzyskałam równowagę. Sasuke tymczasem poprawił połaty marynarki, umieszczając ją dogodniej na własnych barkach i zerknął ku mnie z niepokojącym błyskiem w oczach.
   Chcąc zająć czymś ręce, niezdarnie zaczesałam włosy za ucho i kiedy już miałam je opuszczać... Jak stałam, tak zamarłam w całkowitym bezruchu. Zielonymi tęczówkami wręcz chłonęłam sytuację, rozgrywającą się tuż przede mna. Żaden, najmniejszy szczegół nie umknął bystremu spojrzeniu.
   - Sakuro Haruno - rozpoczął uroczyście Sasuke i chodź sama nie mogłam w to uwierzyć, klęczał właśnie na jednym kolanie, w dłoniach trzymając nasz zaręczynowy pierścionek. Dłońmi automatycznie zasłoniłam usta i cofnęłam się o krok, chyba w wyniku ogromnego szoku, który spadł na mnie nagle i bez zapowiedzi, przygniatając do ziemi niczym ciężar. Cudowny, słodki ciężar. Łzy już bez kontroli potoczyły się po moim policzku, kończąc drogę na podłodze - Czy wyświadczysz mi tą przyjemność, i zgodzisz się wyjść za mnie po raz drugi, nie dlatego że w innym wypadku odetną mi głowę, tylko dlatego, że naprawdę tego chcesz? Czy zgodzisz się spędzić ze mną resztę swojego życia? I przy okazji, czy wybaczysz mi tego siniaka, którego zrobiłem ci, co może zabrzmieć nieco dziwnie, ale z troski? Chcę, żebyś wiedziała że od samego początku zasługujesz na o wiele więcej, niż to co byłem w stanie ci zagwarantować. I że już nigdy, nigdy więcej nie sprawię ci bólu, nie skrzywdzę, nie porzucę. Stałaś się mi kimś tak bliskim, że sam nie potr … Czy ty płaczesz?!
  Zerwał się z ziemi i natychmiast porwał mnie w ramiona. Nie miałam żadnej okazji do wyjaśnień, bo nie dość że gardło ścisnęło mi się ze wzruszenia to jeszcze trzymał mnie tak mocno, że tylko cudem nie zaczełam się dusić. Najchętniej zaśmiałabym się głośno, celebrując swoją radość, gdyby tylko moja twarz nie była tak kurczowo przytknieta do jego piersi.
  Byłam najszczęśliwszą istotą na świecie. I nawet niemożność zaczerpnięcia oddechu nie odwiodła mnie od tego uczucia. Łzy wielkości grochu raz po raz wypływały z moich oczu, a ja uśmiechałam się niczym wariatka. W porywie emocji udało mi się nawet wyswobodzić ręce i teraz zarzucić je Sasuke na szyję, mocno się tym samym przytulając.
Wtedy też rozluźnił uścisk i pozwolił mi w końcu wydobyć z siebie jakieś słowo.
   - Tak! - zawołałam, ogarnięta ekscytacją - Jasne, że za ciebie wyjdę. Jasne, że wybaczę ci te siniaki..!
   - I to co zrobiłem ci wcześniej, parę lat temu - podpowiedział, a po jego tonie wyczułam, że musiał się uśmiechać
   - Tak, to również. Wszystko ci wybaczam Sasuke. - Oderwałam się od niego i przyjrzałam uważnie całej jego twarzy, która naraz wyrażała mnóstwo sprzecznych emocji, od ulgi do zadowolenia włącznie. Uśmiech nie schodził mi z ust, podobnie jak łzy, które w nowych falach ciągle moczyły moje policzki. Nieelegancko pociągnęłam nosem - Po prostu ze mną zostań, dobrze? - Zaśmiałam się przez łzy, gdy mój głos bez ostrzeżenia załamał się w połowie zdania, utrudniając jego dokończenie. Odchrząknęłam dla niepoznaki i pozwoliłam, by mój oficjalnie narzeczony starł wielkie krople kciukiem, a gdy to okazało się niewystarczające - całą dłonią.
   - Czemu ty znowu ryczysz. - złorzeczył cicho pod nosem - Wraca Ci ten paskudny nawyk?
   - Chyba tak - przyznałam ze śmiechem
   - W takim razie to małżeństwo nie ma sensu. Cofam to co powiedziałem.
Raptownie spoważniałam. Dosłownie to był jak cios obuchem w tył głowy; spojrzałam na niego wielkimi, połyskującymi od łez oczami, z miną, jakbym za siebie miała za chwilę wybuchnąć głośnym, histerycznym płaczem.
    - Tylko żartowałem - dodał pośpiesznie, widząc chyba jak niewiele było mi trzeba do takowej eksplozji. W jego oczach przez chwile czaiły się przebłyski strachu.  
  Odetchnęłam z niewyobrażalną ulgą, zaraz przypominając sobie - na nieszczęście - coś jeszcze. Cholernie istotnego. Coś, co przez pierwsze tygodnie po powrocie Sasuke nie dawało mi spokoju i ostrzegało, przed nawiązywaniem bliższej reakcji. Jasna cholera, jak mogłam o tym zapomnieć?! Dobrze, że nie uśmiechałam się akurat w tamtym momencie, w przeciwnym razie zbyt gwałtownie zrzedła by mi mina i Sasuke mógłby się czegoś domyślić. Musiałam to przemyśleć, i co najważniejsze - postarać się znowu o tym nie zapomnieć. Zachłysnęłam się obecnością Uchihy w wiosce do tego stopnia, że niczym klapki na oczach odtrąciłam wszystkie sprawy poboczne. I to na długie tygodnie. Głupia, głupia, głupia.
 Uspokoiłam myśli, po czym uśmiechnęłam się, w duchu dając sobie twarde postanowienie rozwiązania tej sprawy przy pierwszej dogodnej chwili.
Nie od razu zorientowałam się, że Sasuke patrzy na mnie z podejrzliwością. Szybko zreflektowałam się i posłałam mu szeroki uśmiech, wymawiając się tym, że to jego nieoczekiwane oświadczyny wpędził mnie w nie wczesną chwilę zadumy. Tak właściwie kłamałam tylko w połowie, bo taka myśl faktycznie pojawiła się przelotnie w mojej głowie.
Baczne spojrzenie towarzyszyło mi jeszcze przez chwilę. Następnie, jak gdyby nigdy nic Sasuke ujął moją dłoń i wsunął na palec pierścionek. Obserwowałam to z rozczuleniem, rada że spokój wreszcie ogarnął moje serce. Gdy biżuteria znalazła się na mojej dłoni, jakaś część mnie wskoczyła na swoje miejsce - i w końcu mogłam poczuć się normalnie.
  - A teraz wyjaśnię ci dlaczego musisz być teraz bardzo ostrożna. - odezwał się pokrótce Uchiha i lekko chwycił za mój łokieć, prowadząc w stronę salonu. Zerknęłam na niego. Prezentował wyjątkowo poważny wyraz twarzy. - To z tego powodu byłem tak zdenerwowany, gdy zbyt długo nie wracałaś do domu.
  Posadził mnie na kanapie w salonie, po czym bez ceregieli po prostu usiadł obok. Splotłam dłonie na kolanach, dosłownie zamieniając się w słuch.
   - I pogódź się z tym, że od tej pory nigdzie nie pójdziesz sama. - pociągnął niewzruszony, ale jakby ku przestrodze dla mnie.
O, no to mamy problem! Jeśli on myśli, że kiedykolwiek zgodzę się na taki układ to jest…
  - Nawet nie myśl o tym, że będziesz protestować. - dodał twardo - Ustaliłem to razem z Taką i nie zmienie zdania.
Super. Problem zażegnany. Oparłam się plecami o oparcie kanapy i splotłam ręce na piersi, robiąc krzywą, cokolwiek niezadowoloną minę. Mimo wszystko nie oponowałam, bo wiedziałam że to nie ma większego sensu.
   - Więc skoro już mam być pilnowana, to powiedz w końcu, czego się dowiedziałeś.
   -  Mam to powiedzieć zwięźle, czy chcesz wysłuchać wszystkiego od deski do deski?
   - Zwięźle - odparłam po chwili namysłu i uśmiechnęłam się zachęcająco. Nie żeby to było coś osobistego, ale uważałam że Sasuke trochę przesadza z tą opiekuńczością.
   - Poluje na Ciebie chory psychopata.
   - Słucham?! - O mało się nie oplułam. Poważnie. Kciukiem dyskretnie otarłam kąciki ust.
   - Więc chyba rozumiesz, dlaczego musisz teraz bardzo się pilnować i do odwołania nie odchodzić zbyt daleko ode mnie.
    - Skąd ty właściwie masz takie informacje? - zdziwiłam się
    - Od Taki, oczywiście. Przecież nie przybyli tu bez powodu.
Sceptycznie uniosłam w górę obie brwi.
    -... A ty mimo to i tak nie chciałeś ich wpuścić do środka. Chyba zaczynam się w tym gubić.
    - Zapomnijmy o tym. To było istotnie głupie z mojej strony.
    - Istotnie tak - zauważyłam kąśliwie i uniosłam do góry jeden kącik ust. Oczywiście nie uszło to uwadze Sasuke, które bacznie zmrużył oczy.
   - To nie czas na pokazywanie rogów, diablico. Chowaj je.
  - Okey, przepraszam - odparłam natychmiast ugodowo, szczerze rozbawiona swobodną wymianą zdań. - Wracając do tego.. psychopaty. Kto to taki?
 Prawie niezauważalnie, ale udało mi się to wyłapać, Sasuke zesztywniał i o ile mnie wzrok nie myli, chyba szepnął coś pod nosem.
   - Tego nie wiem.
   - Nie wiesz kto mnie ściga, ale mimo to nazwałeś go wariatem? Przecież to oczywiste, że kłamiesz.
   - Czasami żałuję, że nie możesz być trochę głupsza. - mruknął z przekąsem - Dobra. Załóżmy że wiem, kto to jest. Ale musisz zrozumieć, że nie mogę ci tego powiedzieć.
   - Dlaczego nie?
   - Bo nie - uciął, nerwowo podrygując nogą. A ponieważ nie jestem “troche głupsza”, od razu zrozumiałam że było to z jego strony definitywne zakończenie tego tematu. Odetchnęłam z żalem ale nie naciskałam. Chyba nie łudziłam się, że ktoś z taką przeszłością jak Sasuke nie ma swoich sekretów?
   - W porządku. Czy ten ktoś jest aż tak niebezpieczny?
   - Piekielnie - Mocno zacisnął pięść i zmrużył brwii - Nie mam pojęcia co może chodzić mu po głowie. Ale zna twoje imię. To nie może oznaczać nic dobrego.
   - A więc się z nim spotkałeś?!
   - Czy to nie oczywiste? - Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby powątpiewał w tą moją domniemaną mądrość. Cicho wypuściłam powietrze przez nos.
   - Myślałam, że to ktoś z Taki ci o tym powiedział.
   - Oni tylko upewnili mnie w rzeczach, które i tak już podejrzewałem. Ale to jeszcze nie wszystko.
  - Jak to? - jęknęłam niemal z bólem i nieznacznie osunęłam się na kanapie. Powoli zaczynała przytłaczać mnie lista potencjalnie niebezpiecznych rzeczy, które mogą mnie zabić. Teraz do przewalającego się drzewa, uderzenia w ziemię meteorytu oraz spadającego z wieżowca pianina mogę dorzucić jeszcze jakiegoś zabójcę, czającego się gdzieś za rogiem. A to jeszcze nie wszystko, jak powiedział Sasuke!
   - Donieśli mi również o dziwnym mężczyźnie, który kręci się między wioskami. Wygląda podejrzanie, bo jak sądzi Juugo - a jemu zawierzam całkowicie, skrada się i rozgląda na każdym kroku, wykazując szczególną ostrożność, gdy tylko pokazuje się między ludźmi. Robi to z resztą na tyle rzadko, że bardzo ciężko jest go uchwycić. Podejrzewamy, że to on jest tym bydlakiem, który porywa medyczne kunoiochi. Sęk w tym, że nie sposób zgadnąć gdzie teraz przebywa.. To jest to zadanie, które im wyznaczyłem. Mają go znaleźć.
   - I jak rozumiem, przed nim także chcesz mnie ochronić?
   - Nie tyle chce, co po prostu to zrobię.
  - Ah.
Ah! Miło było słuchać takich deklaracji, szczególnie kiedy wychodziły z ust Sasuke. To zadziwiające, jak bardzo potrafił się otworzyć od czasu naszych wyimaginowanych, tak zwanych “pierwszych” zaręczyn. Z nieczułego, oschłego łotra przeobraził się w czułego partnera, w dodatku skorego do zwierzeń i czułych gestów. Bawiąc się w palcach pojedynczą niteczką odchodzącą od spodni, uśmiechałam się delikatnie.
  - W takim razie ja również mam ci coś ciekawego do powiedzenia - wypaliłam nagle, przypomniawszy sobie pierwszy powód do radości, który spadł na mnie dnia dzisiejszego. - Chciałam to zrobić jeszcze zanim postanowiłeś stoczyć ze mną rundę w korytarzu. To właśnie dlatego byłam w szpitalu. Sam Kakashi mnie tam wezwał.
   - Jeszcze raz cię przepraszam - mruknął w roztargnieniu i czule pogładził dłonią wyraźnie mieniące się na mojej skórze zasinienie.  - Co takiego się dowiedziałaś?
   - Za kilka tygodni będę mogła przystąpić do specjalnego testu, kwalifikującego moje umiejętności jako medyka. To wymaga ogromu nauki, ale po wszystkim będę miała dostęp do wszystkich zwojów z technikami Szanownej Tsunade! - Byłam tak podekscytowana, że ledwo mogłam usiedzieć w miejscu. Sasuke ani drgnął -  Do tej pory nie mogłam z nich do woli korzystać, bo pilnie ich strzeżono. Ale rada, za sprawą właśnie Kakashiego-sensei zdecydowała, że jeśli zdam ich sprawdzian, to wszystkie będą należały do mnie, jako jej zastępczyni. Rozumiesz? Oficjalnie zostanę zastępczynią Tsunade!
Uśmiechnęłam się szeroko niemal na wszystkie zęby, po czym w przypływie radości dodałam coś jeszcze:
   - A muszę ci powiedzieć, że to wyjdzie korzystnie także dla ciebie!
   - Jak to? - zdziwił się
   - Chciałeś żony która nie będzie ci przeszkadzać w życiu.
Zmarszczył brwi
   - Nie wydaje mi się abym kiedykolwiek tak powiedział.
   - Ale tak było. Gdy wracaliśmy z Korzenia, pamiętasz? A więc jeśli będę miała jakieś zajęcie dla siebie, nie będę się wtrącać w twoje. To znaczy, aż tak bardzo wtrącać.
Sasuke znów zmarszczył brwi ale nic nie powiedział.
    - Ty wciąż się na mnie gniewasz, prawda? - dodałam markotnie i odwróciłam spojrzenie, z nostalgia obracając pierścionek na palcu. - Za tą kuchnię?
   - Nie - odparł z westchnieniem - Ale musisz przestać zabierać się do potencjalnie niebezpiecznych zajęć.
    -  To nie było..
Uniósł rękę
    - Nie musisz kończyć Sakura. Zapamiętaj sobie jednak jedno. - Stuknął mnie dwoma palcami w czoło. Doprawdy! To już zaczyna się robić tradycją. - Jesteś tego moją narzeczoną. Twoje zdrowie i życie przestało już być twoją własną sprawą. To co boli ciebie, boli również mnie. Skończ więc z niepotrzebnym ryzykiem!


Jestem kochani, jestem! I żyje - wbrew wszystkiemu! 
Chodź nie ukrywam, chyba powoli się wypalam. Już nie mówiąc nawet o totalnym braku czasu, bo do niego dochodzi jeszcze wybitny brak chęci! Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale nie miałam nawet chwili, aby wam ten rozdział ładnie zbetować (bo napisany był, rzecz jasna, już dawno temu). Źle mi i głupio i w ogóle zła Temira, niedobra, kysz kysz do worda rypać kolejne stronki! :D
Ale nic nie poradzę, chodź chce, to jednak nie chce i cóż... trudno mi uklecić choćby zdanie.
Musze to przeczekać. Nie mam innego pomysłu, jak przebrnąć przez ten kryzys. Ale bloga nie zostawie! O to nie musicie się martwić - historia zostanie zakończona :)
No nic. Zostawiam was z tym co powypisywałam.
Do następnego!
(Na pewno nastąpi szybciej :D )
 

16 komentarzy:

  1. Nie wierze, że te burak to zrobił! I to jak należy... Kwiaty i te sprawy. Bardzo ładnie Sasuke!
    Ogólnie rozdział bardzo pozytywny :) Chociaż określenie "chory psychopata" nie do końca pasuje mi do Madary. Może lepsze byłoby "troszkę szalony" albo "odrobinę dziwny i zwariowany". A Ty tak od razu z grubej rury walisz! Ahhhh... Odzyskuj chęci i to szybko, bo ja potrzebuje kolejnego rozdziału! I nie mówię tylko o tym blogu, ale o drugim też. Czekam, czekam i nic z tego czekania nie mam, wiesz Ty co!
    Życzę Ci więc ciągłej chęci do pisania i ogromnej weny :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. I znowu liczyłam na pikanterię, i... znowu nic. Temiraaa, no! XD
    Ale! Boooziu, on się jej OŚWIADCZYŁ ♥ Tak jak powinien ♥ Jaki banan na twarzy :3
    Mam nadzieję, że Sakura będzie kontynuować próby uwodzenia/kuszenia, bo te ostatnie były naprawdę zabawne. xD
    Cóż, Sasuke trochę się otworzył przed Sakurą. I przeczuwam, że niebawem coś (za przeproszeniem) jebnie. Ciekawa tylko jestem, kiedy.
    Wybacz, że tak krótko, ale nie jestem w stanie nic dłuższego z siebie dzisiaj wykrzesać. xD
    Czekam na następny rozdział, oby był dłuższy. :D
    Życzę mnóstwa chęci na pisanie. Mam nadzieję, że to "wypalenie" okaże się tylko takim chwilowym.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Czo tu się wydarzyło? O_O
    Tak ckliwie.
    Wow.
    Pieseł.
    Sasukeł.
    (wybacz, coś siedzi mi dziś na resztkach mózgownicy).
    Dobre.
    Bardzo pozytywna notka. Taki uśmiech miałam na twarzy jak to czytałam. Może jednak lubię pozytywne historie...?
    U siebie nie (tym bardziej, że mam zastój...), ale u Ciebie. No! Wincyj!
    I "chory psychopata" Madara. :D
    Oczekuję, Temiro. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W koncu sie doczekalam , brawo jak zawsze jest fantastycznie , nie opuszczaj nas juz na tak dlugo . Zycze duzo weny i wolnego czasu .

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziwne co mówisz, bo mi Twoja praca podoba się teraz bardziej niż na początku - i Ty jako autorka i postacie - wszyscy dorośli.

    Licze na kolejne rozdziały, dalesz mi chwile wytchnienia w życiu Pani Prezes swojej firmy, między płaceniem zusu a vatu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Osz ty ! Obiecuję że napiszę komentarz po następnym rozdziale! Serio!! 😻😹

    OdpowiedzUsuń
  7. Słów mi zabrakło. Ten rozdział wyszedł Ci bardzo emocjonująco. Mną targały tak sprzeczne uczucia do Twoich bohaterów, że aż nie wiedziałam co myśleć.
    Ale ostatecznie jestem zachwycona końcówką. I ogólnie Twoim SS.
    Ja jestem czytam, ale rzadko się odzywam. Pora to zmienić xD
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  8. matko bosko najlepszy blog na jaki się natknęłam ! <3
    pisz następny rozdział jak najszybciej <3 jesteś wspaniałą autorką <3

    OdpowiedzUsuń
  9. 😥😥😥😥😥 Kiedy nowy rozdział ? Sprawdzam codziennie 😞

    OdpowiedzUsuń
  10. HALO kiedy coś nowego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podbijam pytanie, zaraz dwa miesiace mina od ostatniej publikacji, wszystko ok?

      Usuń
  11. kiedy coś nowego ? tylko nie porzucaj bloga :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepiękne opowiadanie,jestem pod dużym wrażeniem. Masz duży potencjał. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. I życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobra, ten rozdział też muszę skomentować, chociaż krótko. Jeśli Sasuke się nie opamięta Sakura będzie bardzo nieszczęśliwa :( Jak może ją tak traktować? A kiedy widzi konsekwencje swoich działań (płacz, siniaki) nagle staje się potulny jak baranek? To chyba podchodzi pod przemoc domową >:(

    Boi się o nią pewnie ze względu na Madare i przynajmniej w tej kwestii jest ludzki i nie bezuczuciowy. Ale to piwo, które sam nawarzył.

    OdpowiedzUsuń