poniedziałek, 20 sierpnia 2018

31. Bagaż problemów i tajemnic.

  [Sasuke, następny dzień]
   Chcąc nie chcąc muszę to przyznać. 
Naruto miał rację. 
Siedząc, niczego nie zmienię. Po prostu się poddam. 
   Zdecydowanie poderwałem się z miejsca, w kolejnej sekwencji ruchów zakładając buty i narzucając na ramiona płaszcz. Wyszedłem z domu.
   Zbyt wiele czasu spędziłem w letargu myśli, trwając tak w stanie bezczynnego zawieszenia. Teraz trzeba z tym skończyć. 
    Nie miałem już pięciu lat, by nieustannie płakać i żalić się nad swym nieszczęśliwym losem. 
Dorosłem do tego, by takie nędzne zagrywki znosić z honorem, bez upokorzenia. I osobiście dopilnuje, by tą małą żmiję, Sakurę, spotkało wszystko to, co najgorsze. 
   Przedostałem się przez główną bramę wioski, nie zatrzymywany przez nikogo. Czujny wzrok strażników jedynie podążał śladem moich kroków, przez chwilę nawet mnie tym rozbawiając. Ten cwany, szary lis - Kakashi, był zbyt roztropny by nie przewidzieć, że prędzej czy później i tak udam się na poszukiwania. Chwała mu za to; w innym razie musiałbym teraz użerać się z wyjaśnieniami, na co doprawdy nie miałem najmniejszej ochoty. 
   Oddałem się krótkiej dygresji, mniej więcej obrazując sobie swoje obecne położenie. Oraz określając plan działania. Lepiej późno niż wcale.
 Następnie poprawiłem materiał płaszcza, układając go wygodniej na swoich ramionach i zagłębiłem się w gęstwinę lasu. 
      Nie podlega wątpliwości, iż Naruto z całą resztą wyruszyli już jakiś czas temu. 
    Kiedy Uzumaki nieproszenie zawitał wczoraj w moim domu - był późny wieczór, obecnie natomiast zaczynało już świtać. To oznaczało, że mają nade mną kilka godzin przewagi. Zakładając oczywiście, że ich podróż rozpoczęła się na równi z boskim pomysłem Naruto, co było bardziej niż prawdopodobne, znając jego porywistą naturę. 
    Dobrze się stało, że do nich nie dołączyłem, myślałem zawzięcie. Musiałbym wtedy działać w grupie, co było dla mnie nie tyle upokarzające, co po prostu koszmarnie działało mi na nerwy. Podporządkowywanie się woli kapitana nigdy nie było moją mocną stroną. 
Teraz mogłem działać na własną rękę. 
Wskoczyłem na drzewo, szybko przemieszczając się ku ciemniejszym partiom lasu.
   I znajdę ją, chodź bym miał przetrząsnąć cały świat wzdłuż i wszerz. A wtedy Sakura pożałuje, że odważyła się zagrać mi na nosie, tak podstępnie mną manipulując. Chce bawić się w zemsty, w porządku. Dostanie to, na co zasłużyła. 
   Zacisnąłem dłoń na rękojeści katany, przyspieszając tempa. 
W tamtej chwili byłem gotów ją nawet zabić. 
    Historia zatoczyła niewdzięczne koło, tym razem pozbawiając mnie nie mojej rodziny, lecz wszystkich pozytywnych emocji, które zdążyły się we mnie narodzić. I, o ironio, ponownie osobą która wykonała owy destrukcyjny cios, była postacią mi najbliższą. Kochałem Itachiego, tak samo, jak mocno kochałem Sakurę. 
   Miłość to destrukcyjne uczucie, mogące przywołać zarówno wielkie szczęście jak i ogromny smutek. Wystarczająco się o tym przekonałem, drugi raz dostając paskudnego kopa od życia. 
Na trzeci raz nie pozwolę, już nikomu więcej. 


    [Naruto i zespół poszukiwawczy] 
   Piątka młodych shinobi, mimo mroku nocy, zaciekle przeszukiwała kolejne partie zarośli, nieubłaganie zbliżając się do granicy Kraju Rzek. Działali w zwartej grupie, o nieprzypadkowym składzie. Tym wszystkim przewodził Shikamaru, jako niezawodny strateg oraz nietuzinkowy myśliciel. 
      - Hinata, masz cokolwiek? - zapytał, prąc do przodu na samym czele zespołu. To on decydował o kierunku, w którym się udadzą. 
   Tym razem jednak nie działał intuicyjnie, podobnie jak nie posługiwał się mocą swojego nieprzeniknionego umysłu. Wręcz przeciwnie. 
   Kierował misją w sposób, który nigdy nie zapewni jej ukończenia. Tak zadecydowali wraz z Kakashim, chwilę po tym, jak młody Uzumaki zawitał wieczorem w biurze, oświadczając, iż natychmiast wyrusza na misję pod tytułem “odnalezienie Sakury”. Zabiera ze sobą całą drużynę Hinaty. I nic nie może go powstrzymać.
Nie było to nic złego, rzecz jasna...
Cały problem polegał jednak na tym, że była spora szansa, iż z pomocą Hyuugi owe poszukiwania ufaktycznią się i co gorsza, odnajdą cel.
  Na to Hatake nie mógł sobie pozwolić.
 Podobnie jak nie mógł wyznać wszystkim, że za zniknięciem różowowłosej stoją ogromne osobistości. I, że sama dokonała takiego wyboru. 
   Dlatego teraz Shikamaru przedzierał się na czele grupy przez obficie rozrośnięte krzewy, na twarzy mając wymalowane ciągłe - chodź wymuszone - zmartwienie; zmarszczone czoło sugerowało o nieustannej bitwie myśli. 
  Natomiast jeśli chodzi o prawdziwe emocje, mężczyzna był po prostu piekielnie zmęczony.
 Ledwo co wrócił z poprzedniej, długodystansowej misji odprowadzenia Sakury, a już wyruszał w następną, równie uciążliwą, dedykowaną odnalezieniu tejże właśnie osoby. W dodatku wieść o tym spadła na niego nagle i nie mógł się do tego w żaden sposób przygotować. Lub co najmniej wyspać. 
    Stłumił ziewnięcie zaciśnięciem ust i kątem oka zerknął na postać filigranowej kobiety, która już od kilku godzin przeszukiwała teren swoim byakuganem. 
   - Hinata? - ponaglił ją 
   - Nie. Nic nie mam - Głos kunoichi wprawił pozostałych w grobowy nastrój.
Byli zdeterminowani, to prawda. 
Ale z każdym, kolejnym przebytym kilometrem bezowocnych poszukiwań, każdy z nich, kolejno, odczuwało wyraźnie, czym jest niemoc. Stopniowo ulatywała z nich również siła. Od czasu wyruszenia, nie zrobili ani jednej przerwy. 
   - Musimy ją znaleźć! - zawołał Naruto, jedyna osoba, która tak skutecznie podbudowywała morale pozostałych. Wybił się mocno do przodu, niemal przeganiając Nare. 
Kiba zmarszczył nos.
    - Ja nic nie czuję. 
    - Dosłownie rozpłynęła się w powietrzu - mruknął posępnie Shino, wysyłając w teren następną partię swoich owadów.    
    - Odkąd wyruszyliśmy, nie natrafiliśmy na ani jeden trop. To wręcz niemożliwe! - Chłopak głośno wyrażał swoje poirytowanie. Akamaru oczywiście zaszczekał, myśląc tak samo, jak jego pan. - Szukamy igły w stogu siana! Sakura może być teraz wszędzie! 
   - Zamknij się lepiej i skup na węszeniu. Marnujesz energię. - Twardy ton Nary usiłował sprowadzić bruneta do pionu. Na marnę. 
Inuzuka jeszcze bardziej się najeżył, spoglądając ku kapitanowi wilkiem
   - Szukamy w złej części lasu! Powinniśmy udać się bardziej na zachód! Tutaj jej nie było, mówię wam! 
   - Cóż.. Również myślę, że powinniśmy zboczyć z trasy. - przytaknął cicho Shino 
   - Więc idziemy! 
 Nim ktokolwiek zdołał zatwierdził tą decyzję, blond czupryna już przecięła drogę, szybko znikając pozostałym osobom z oczu. 
    - H-Hej Naruto! Zaczekaj na nas! 
Hinata pognała za swoim impulsywnym ukochanym. Pozostałym nie pozostało nic innego, jak po prostu ruszyć za nimi. 
Shikamaru westchnął cicho i szybko zilustrował teren, orientując się w ich obecnym położeniu względem położenia Sakury, w tym ich wcześniejszej trasy. 
  I tak jak się obawiał, właśnie udają się do miejsca, w którym wykwalifikowani poszukiwacze… mogą odnaleźć trop. 
   - Ale to będzie upierdliwe - mruknął, drapiąc się po głowie. 
Musiał szybko coś wymyślić. 
Inaczej czeka ich wojna.


   Na jego szczęście, już w połowie drogi, a więc krótko przed nastaniem świtu, natrafili na komplikacje. 
Zaczęło padać.
    - No to teraz to już w ogóle klapa! - zadeklarował Kiba, z impetem wyrzucając ramiona w powietrze. Akamaru zaskomlał żałośnie. - Nigdy jej nie znajdziemy, skoro woda zmyje jej ślady! 
    Shikamaru westchnął, gestem ręki uciszając Naruto który właśnie miał zamiar dodać coś od siebie. Wskazał na jednego z rozłożystych dębów. 
    - Tutaj się zatrzymamy. 
Chcąc nie chcąc skupili się ciasno pod koroną liści, by chodź w niewielkim stopniu uniknąć przemoczenia do suchej nitki.
   Zapanowała cisza, przerywana tylko przez ciche brzęczenie owadów Shino, które zlatywały pośpiesznie z różnych części lasu, chowając się w połatach jego płaszcza .
   - Cóż - mężczyzna jako pierwszy rozegnał milczenie, a jego ponury, spokojny głos tylko wzmógł nietęgie miny na twarzach reszty - Myślę, że w obecnych warunkach możemy zdać się wyłącznie na oczy Hinaty.
 Dziewczyna omal się na zachłysnęła, gdy naraz spojrzenia trzech par oczu skupiły się na jej osobie. 
  Tylko Naruto spoglądał pusto w ziemię, mocno zaciskając opuszczone wzdłuż ciała dłonie. Zdawał się w ogóle nie słyszeć rozmowy swoich kompanów. 
   - Naruto-kun? - Hyuuga, dostrzegłszy jego bezradność, niepewnie położyła mu rękę na ramieniu. Poderwał głowę, zerkając ku niej i wtedy na jego ustach pojawił się niepewny, lekki uśmiech. 
Nie był jednak prawdziwy.  
    - Nie martw się, Hinacia. Znajdziemy ją. Na pewno. 
To jednak nie Ona potrzebowała tych słów. Uzumaki zdawał się zapewniać bardziej samego siebie, że misja, mimo trudności i tak przyniesie za sobą szczęśliwy koniec. 
Chłopak nie myślał o niczym innym odkąd tylko opuścili osadę. 
I zarazem nie przyjmował do wiadomości, że mógłby zawieść. 
    Shikamaru przypatrywał się temu, stojąc w niewielkim oddaleniu. Jego twarz była matowa, pozbawiona wyrazu. 
  On jeden wiedział, że to tutaj, w tym miejscu zakończyło się ich zadanie. W tych warunkach bezużyteczny będzie wyczulony nos Inuzuki oraz długodystansowe robaki Shino. Hinata zaś, mimo zapewnień, nie ma już wystarczającej ilości chakry by posługiwać się byakuganem chodź minutę dłużej. 
   Muszą wrócić do wioski, czy tego chcą, czy nie. Muszą odpocząć. Misja trwa już 10 godzinę, znajdują się na końcu Kraju Ognia, są zmęczeni, zmarznięci, głodni, powoli zaczynają moknąć. Potrzebują zachować resztki sił, aby wrócić do domu.  O postoju po drodzę nie może być nawet mowy, nie są na to przygotowani. Z resztą, Shikamaru wiedział, że i tak na niewiele by się to zdało. 
Nie odnajdą tropu polegając tylko na kekken genkai Hyuugi. W końcu Kraj Ognia jest ogromny, dziewczyna zaś tylko jedna. Na jego szczęście. 
   Nie mniej jednak nawet człowiek z tak wysokim poziomem odpowiedzialności jak On miał problem, by zadeklarować wszystkim, w tym przygarbionemu Naruto, swoją niepodważalną, ale i nie bezpodstawną decyzję. 
    I wtedy nagle szybkim ruchem poderwał głowę, spoglądając z pewnym roztargnieniem na stado kruków, które nieoczekiwanie przecięło nocne niebo ponad nimi, szybując z zawrotną, niepodobną tym stworzeniom prędkością. Mężczyzna zmarszczył zamaszyście brwii. 
   Żadne roztropne stworzenie nie poruszałoby się w taką pogodę drogą powietrzną. Wiatr raz po raz zawiewał silnie, deszcz zaś padał z dużą częstotliwością. Od dawien dawna nikt nie odnotował w Kraju Ognia takich anomalii. 
   Shikamaru wyrzucił z myśli poprzednią rozterkę, wytężając umysł. Im, ludziom ciężko było ustać na ziemi w obliczu owych zjednoczonych żywiołów… tymczasem ptaki? 
Jego oczy pociemniały, usta wykrzywiły się w posępny grymas. 
     Dyskretnie rozejrzał się po towarzyszach, nie bez ulgi uznając, że tylko on jeden zwrócił na to uwagę. Nikt poza nim nie odnotował obecności kruków, mimo tego, jak dużo szumu narobiły, prąc przed siebie w zwartej grupie. 
   Usiłował to jakoś wyjaśnić..  A jednak nawet jemu nic sensownego nie przychodziło teraz do głowy. 
To było doprawdy niepokojące.



    [Sasuke, wczesnym porankiem] 
Pierwsze godziny upłynęły mi na odwiedzeniu wszystkich okolicznych osad i byłoby to o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze zadanie, gdyby nie to, że musiałem dobijać się do drzwi i budzić wszystkich ze snu.
    Niestety, jak na złość, nikt a nikt nie widział osoby o różowych włosach. Ani teraz, ani właściwie nigdy wcześniej w swoim życiu. 
   Nie wiem dlaczego spodziewałem się ułatwionego zadania, skoro aż nadto znałem Sakure i nie raz przekonałem się co do jej problematyczności. To, że przez ostatni czas była potulna jak owieczka i nie rzucała mi wielkich konarów pod nogi, nie oznaczało, że ta zdradliwa strona jej osoby nie obudzi się nagle, nie postanowi mnie zostawić i nie przepadnie bez śladu. 
 Właściwie mogłem to przewidzieć. Wtedy byłbym chociaż w części na to przygotowany. 
     Nie mniej jednak zamiast tego, ja wolałem zabawić się w głupca i bezwarunkowo jej zaufać. 
   Opuściłem kolejną osadę, nie wskurawszy dokładnie nic. 
   Byłem wściekły. 
 A już dosłownie zionęłem ogniem, kiedy ni stąd ni zowąd, zaczęło kurwa padać. Po chwili również wiać. 
  I nie wiem w sumie dlaczego, ale ten szum towarzyszący kroplom rozbijającym się o korony drzew, w jakiś dziwny sposób ugasił moje zszargane, płonące amaterasu nerwy. Odetchnąłem spokojniej, uspokajając umysł. Nieświadomie zwolniłem również kroku.
    Tak więc idąc powoli do przodu, mając za osłonę jedynie cienki materiał płaszcza… oddawałem się rozmyśleniom, gdzieś mając to, że moje serce krwawi a ubrania moczą się od nieustannego deszczu. 
  Usiłowałem sobie to wszystko poukładać. Raz jeden od dłuższego czasu zrobić coś sensownego, z głową. 
  Im więcej jednak o tym myślałem, tym większym czułem się idiotą. Takim skończonym, w każdym skrawku swojej wątpliwej poczytalności osoby.
   Kurwa. Jak mogłem tak po prostu uwierzyć w to, co ta różowa obłudniczka wielokrotnie, z takim zapałem i wiarygodnością mi powtarzała? Że niby w jej życiu był jakiś kompletnie obcy wszystkim mężczyzna, który w niewiadomych okolicznościach tak po prostu zginął, przepadł? I nikt nic o nim nie wie, nikt o nim nigdy nic nie słyszał? Przecież to się w ogóle kupy nie trzyma. 
  Jak mogła go kochać, być z nim, a przy tym przez tak długi czas wciąż pozostać dziewicą. Byłem pewny, ba, wręcz śmiertelnie przekonany, że nie jest taką trzpiotką na jaką czasami wyglądała. Tymczasem podczas pierwszego razu o mało nie dostałem wstrząsu, gdy dotarła do mnie najprawdziwsza z prawd. Nie byłem na to przygotowany, mój światopogląd na krótką chwilę zatrząsł się… a później za sprawą jej wdzięków, zupełnie przestało to mieć dla mnie znaczenie. 
 Omotała mnie niczym zawodowa uwodzicielka, będąc przy tym kompletną nowicjuszką. Moja godność nie mogła tego przetrawić. Szczególnie teraz, w takim momencie. 
  Miałem ochotę złapać się za głowę, ale zaraz pomyślałem, że jestem zbyt wyniosły na tego typu gesty. 
A potem i tak złapałem się za głowę. 
Szlag by ją i te jej cholerne przekręty! 
Nic z tego nie rozumiałem! 
 Na dodatek teraz do niego odeszła. Chodź teoretycznie powinien on od dawna nie żyć! I nagle żyje. 
Od kiedy o tym wiedziała? Czy przez cały ten czas umyślnie strugała mnie na durnia? Świadomie w sobie rozkochała? Tak. Z całą pewnością. Od jakiegoś czasu nie wstydziłem się już tego słowa.  
   A była to zaledwie jedna sprawa, która spędzała mi sen z powiek.
Do rozpatrzenia pozostało jeszcze tylko milion innych. Odetchnąłem, wytężając pamięć.
 Ile jeszcze pozostało tematów, o których dziewczyna mi nie powiedziała? Ile jeszcze rzeczy ciągnęła za moimi plecami, jednocześnie uśmiechając się tak szczerze, promiennie? 
To będzie, zdaje się, bardzo długa podróż.  
   Mimo to rad byłem, że chociaż tak mogłem sobie ulżyć i odsunąć od siebie myśl o niebotycznej stracie, którą poniosłem. Zniknięcie Sakury było dla mnie bardziej wstrząsające i przykre, niż mógłbym się do tego przyznać. Dlatego usilnie zajmowałem głowę innymi, równie wymagającymi skupienia rzeczami. Było to dla mnie w owej chwili chyba jedynym ratunkiem. Tylko dlatego jeszcze nie zwariowałem; nie poddałem dobrowolnie rozpaczy.
    W strugach deszczu przedzierałem się przez zarośla, usiłując dotrzeć do niewielkiej, leśnej ścieżki. Wydeptały ją zwierzęta, była wąska i bardzo nierównomierna. Wiła się wśród drzew, biegnąć tylko sobie znaną drogą.  
    A gdy w końcu nadszedł czas bym odpoczął, zarówno od marszu jak i od samego siebie, przestało już padać. Zamiast tego słońce świeciło wysoko na niebie, częstując wszystkich swoimi dziękczynnymi promieniami. Opadłem na trawę pod jednym z drzew i ciężko oparłem się głową o szorstki pień.
       Byłem tak zajęty zdobywaniem Sakury, że całkiem zapomniałem o całym bagażu problemów i tajemnic, który ze sobą wlokła.
Zaśmiałem się z zażenowaniem, dając mentalny poklask jej przebiegłości. 
   W dalszym ciągu nikt nie miał pojęcia, dlaczego kobieta zapadła w śpiączkę oraz co wyrabiała, kiedy nie było jej w wiosce, jeszcze zanim postanowiłem do niej wrócić. Co najlepsze, sama powódka okazała się być na tyle cwana i zaradna, by nie tylko nie wyjaśnić nikomu tej rozterki, ale również skupić naszą uwagę na wszystkim innym, tak, by nikt już więcej nie wracał do niewygodnych dla niej tematów. 
Kurwa, zadziałało, bo ja dopiero teraz przypominam sobie o wszystkich tych nieoczekiwanych aspektach jej przeszłego życia, które pozostawały dla mnie ukryte, oznaczone wielkim znakiem zapytania. 
   Wytężyłem pamięć, cofając się nią kilka długich tygodni wstecz.
Usiłowałem przedstawić sobie oczywiste fakty, mając czczą nadzieje, że wtedy okażą się one łatwiejsze do przyswojenia. 
Odetchnąłem.
  Z powodu jej niegdysiejszej miłości do zbiegłego ninja (który miał nie żyć!), Sakura, nie chcą ujawnienia, musiała ulec szantażowi i produkować dla Taizo trucizny, które ten z kolei przekazywał w łapska Madarze - o czym Haruno zapewne do tej pory nie miała bladego pojęcia. 
  Z informacji które nieświadomie uzyskałem od samego pradziada Uchihów oznaczało, że Taizo Yota Higoshi jakiś czas temu popadł w niełaskę i skazał się na areszt domowy, ze względu na jakiś rozbój w mieście Tonfuku, miejscu wątpliwej reputacji. 
Kiedy jednak skończyła się jego kara i czy, w chwili wyjścia na wolność, nie powrócił on do swoich poprzednich praktyk? Nie miałem żadnej informacji o tym, aby przez cały ten czas Sakura kontaktowała się z kimkolwiek. 
Czy mogło mi coś umknąć? Mogłem czegoś nie zauważyć, coś przeoczyć? 
Nie wydaje mi się. 
   Dotarło do mnie, jak wiele rzeczy puściłem jej płazem i jak dużo pytań powinienem był jej zdać.
    Uparcie wróciłem myślami do nieznanego nikomu mężczyzny, o którego żywocie dowiedziałem się tak niedawno. Gdzie ona go właściwie, kurwa, poznała? Kim był? Co takiego zrobił, skoro uznano go za godnego umieszczenia w księdze Bingo? 
  I co ważniejsze jak Sakura go odnalazła i kiedy zdołała się z nim skontaktować? Przecież nie odstępowałem jej na krok. 
Do diabła!
    Nagle dotarła do mnie kolejna, intrygująca sytuacja. 
  Gdy nieoczekiwanie wyratowała Takę spod wpływu Tsukuyomi, znajdowali się oni w byłej siedzibie Akatsuki. Co ona, do licha, tam robiła? Bo na pewno nie udała się tam za ich śladem. 
Musiała więc znaleźć się w owym miejscu w zupełnie innym celu, z innego powodu. Bo jakżeby inaczej?  Nie wierzę, że trafiła tam zupełnym przypadkiem, jak to wcisnęła moim ówczesnym podwładnym. To nie jest miejsce, które od tak można sobie po prostu odnaleźć. Nawet mając do dyspozycji ogromne szczęście.
   Jak mogłem tak po prostu zlekceważyć sekrety, które tak zręcznie maskowała? 
   Żeby tego było mało, po co przetrzymywała przez cały ten czas karty zdrowia moje, oraz mojego zmarłego brata, Itachiego, skoro oboje odwrócilismy się od wioski, za co oficjalnie okrzyknięto nas zdrajcami? 
Gdzie ta pokrętna istota ukryła sens swoich działań? Chętnie je odnajdę.
   Niemal natychmiast przed oczami stanęła mi kolejna, dziwna sytuacja której była, oczywiście, częścią. 
Gdy Madara nieoczekiwanie zjawił się w siedzibie mojego odbudowanego klanu, chakra Sakury jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stała się niewyczuwalna, a ona sama - jakby zniknęła. Nie było jej ani słychać, ani widać.. gdy zaś w końcu zjawiła się w pomieszczeniu, zachowywała się jak gdyby nigdy nic. Podczas gdy niemal 10 minut spędziła sama w opustoszałym wtedy jeszcze salonie. 
   W ten czas byłem tak zestresowany i zaaferowany nagłym najściem protoplasty Uchiha, że uznałem to za niezwykły przejaw opatrzności. 
Teraz jednak wyczuwam pewien absurd sytuacji. 
Zbyt wiele było zbieżności, by umieścić to wydarzenie w kategorii szczęśliwych zbiegów okoliczności
   Czy tego chciałem czy nie, Sakure nieustannie otaczała mgła niedopowiedzeń i dziwnych sytuacji.
Kim więc na prawdę była kobieta, którą tak mocno pokochałem? Oszustką, zdrajczynią? Podłą manipulantką? 
    A jednak nie mogłem oprzeć się dziwnej pokusie, wysłuchania tej niewielkiej części mnie, która ciągle, bez względu na okoliczności stawała po stronie Sakury, usprawiedliwiając ją i chroniąc. Durny, trochę temu wszystkiemu wierzyłem. Chciałem wierzyć.
  Nie docierała do mnie prawda, mimo tego, jak klarownie i jasno wyłożyła ją Haruno, zostawiając mnie z jednym, krótkim listem. I ogromną wyrwą w sercu. 
Bo ją kochałem, kurwa, jednocześnie coraz mocniej nienawidząc. 
  Demony, moje demony, jak dawno Was nie widziałem...


[Drużyna poszukiwawcza, w mniej więcej tym samym czasie] 
 Musiała nad nami czuwać cudowna ręka bożej opatrzności, myślał wytrwale Shikamaru,  wpatrując się zawzięcie w kłębiaste, białe obłoczki leniwie przecinające nieskazitelnie niebieski połat nieba.
Jeszcze przed godziną lało jak z cebra, tymczasem teraz po ulewie pozostały tylko wielkie kałuże, utworzone gdzieś w wyrwach kamienistego podłoża. Zapowiadało się na słoneczny poranek. 
  Cała drużyna siedziała na rozłożonym na trawie kocu, schnąc i zbierając siły przed dalszą podróżą. 
   Na tą myśl Nara westchnął głęboko, naraz powracając myślami do sytuacji sprzed kilkunastu minut, gdy chcąc nie chcąc poinformował drużynę o konieczności odwrotu. Nie przyjeli tego, rzecz jasna, zbyt optymistycznie chodź Shikamaru spodziewał się większej, że tak to wyraził, zadymy. Tymczasem Naruto pospierał się z nimi wszystkimi tylko chwilę, by finalnie i tak wyrazić względną apropatę względem zamiarów kapitana. 
   - Nie mamy ani jednego śladu. Zero poszlak. - przyznał roztropnie, mimo tego jak mocno zaciskał wtedy rękę - Wiem, że Sakura może być teraz wszędzie. Nawet na drugim końcu Kraju Ognia.. Lecz i tak, będę jej szukał. Z wami czy też bez was. Z misią, czy bez niej. 
 Tak, to było w stylu Naruto. Uparty, wierny do końca. Prawdziwy przyjaciel. 
Shino natomiast, z natury nieco większy realista, doskonale wiedział, że gdy parę lat wcześniej ruszyli śladem uciekającego Sasuke, to mieli pojęcie, w którą stronę ten się udał; zdążyli go nawet dogonić. Teraz jednak mimo całonocnej eskapady, Kibie nie udało się nawet odnaleźć zapachu zaginionej kunoichi.
Dziewczyna mogła obrać różne drogi, o których oni nie mieli pojęcia wiedzieć.
No. Prawie. 
   Shikamaru zerknął na drużynę kątem oka, po czym powiódł spojrzeniem w stronę, w którą skierowały się kruki. Miał co do tego tak złe przeczucia, że cały rozum- a miał go sporo! - podpowiadał mu, by zaniechał ostrożności i ruszył w takt zamiarowi Naruto, pozwalając reszcie na indywidualne dokończenie, bądź też nie, poszukiwań. 
   Długo bił się z myślami, mimo tego, że zazwyczaj nie oddaje w podważanie ich decyzji. Wierzył w siebie i we własny umysł lepiej niż w cokolwiek innego. Tym bardziej więc nie rozumiał swojej obecnej rozterki. 
Bo istotnie, nie było czego rozważać.  
Już podjął decyzję. 
   Odwrócił się w stronę swoich współtowarzyszy, którzy naraz spojrzeli na niego pytająco, oczekując wskazówek co do dalszych poczynań. Ich twarze wyrażały mniejszy lub większy smutek, z czego tylko twarz Naruto pozostała typowo zdeterminowana, zadarta ku górze. 
Blondyn słynął z tego, że nigdy nie tracił nadziei. Za to, wszyscy, cenili go najbardziej. 
Jednak tylko on sam mógł wiedzieć, jak trudno było zachować pogodny wyraz twarzy, mimo tego jak wielki ból i niemoc czuło się w głębi serca. Naraz odrzucił od siebie jednak podobne myśli i spojrzał na Shikamaru, oczekując jego słów, które ten wyraźnie zbierał w sobie, powoli nad nimi kontemplując. Jego mina była nieodgadniona. 
    - W tym miejscu zakończy się nasza wspólna misja, tak jak już wspominałem. Tutaj się jednak rozdzielimy - powiedział w końcu, przelatując spojrzeniem po reakcjach reszty. - Ci z Was, którzy stracili już wiarę w to przedsięwzięcie mogą wrócić do Konohy, pozostałym natomiast daję wolną rękę. Pojedynczymi jednostkami potrząśniemy większą część lasu. Tak zdecydowałem. 
Obserwował, jak Ci w skupieniu powstają i porozumiewawczo spoglądają ku sobie, by za chwilę rozjerzeć się dookoła.
    - Kto wraca do Konohy? - zapytał Naruto, w którego wstąpiły nowe siły. Poderwał się z miejsca tak energicznie, jakby wcale nie biegał po lesie przez całą noc, skupiając się i nawołując. Uśmiechnął się na wszystkie zęby, gdy nikt nie zareagował na jego słowa. - I tak ma być, dattebayo! 
    - Aby uniknąć przeszukiwania dwa razy tej samej trasy, proponuje, żeby każdy wybrał kierunek w którym się teraz uda. - wtrącił racjonalnie Shikamaru, pokróce zerkając za siebie, w stronę, gdzie do niedawna pędziły ptaki. Jego zmysły lokalizacyjny podpowiadał, niemal krzycząc, że nieopatrznie jest to również kierunek, który dobe wcześniej obrali wraz z Sakurą. Ale hardo robił dobrą minę do złej gry, nie pokazując po sobie niepokoju - Ja udam się na północny zachód, sam. Mam jednak nadzieję, że do jutrzejszego ranka wszyscy spotkamy się w Konoha. 
   - Zgoda! Powodzenia, dattebayo! 
   - No to do roboty, Akamaru! W drogę! - Kiba wskoczył rezolutnie na grzbiet swojego podopiecznego. Shino zakasał rękawy. 
  Hinata niepostrzeżenie wsunęła swoją drobną rączkę w dłoń ukochanego i posyłając mu pogodny uśmiech, zadeklarowała: 
   - Ja idę z Naruto
   - W takim razie postanowione. - Shikamaru skinął głową - Życzę Wam powodzenia. Do jutra.
Nie czekając więcej, grupa shinobich odwróciła się i zgodnie pognała w obranym przez siebie kierunku.
   I tylko Shikamaru gnał na złamanie karku, jakby ścigał go sam diabeł. 


   Już po dwóch godzinach mężczyzna dotarł na miejsce, a gdy stanął na tej samej polanie, na której jeszcze wczoraj żegnał się z Sakurą, zamarł w miejscu. 
  Spoglądał z trwogą na ciemnoszary dym, gęsto pokrywający kawałek przejrzystego do niedawna nieboskłonu. 
    Wydobywał się on ze zgliszczy tego, co jeszcze do niedawna było osadą klanu Utau. Ze spalonych strzępów domów wydobywały się smugi mętnego gazu. 
Nara patrzył na to ogromne pobojowisko szeroko otwartymi oczami, zmrożony przez strach i niedowierzanie. Nie ważył się nawet przełknąć śliny. 
Dopiero po chwili ocknął się i był w stanie poczynić kilka kroków, które szybko przerodziły się w bieg. 
    Im bliżej był, tym większe ogarniało go przerażenie. 
   Zewsząd wiało zniszczeniem i śmiercią. Shinobi nie zliczył, ile martwych ciał minął gdy przekroczył nadpalone części tego, co niegdyś było drewnianą bramą. Szedł powoli, z pewnym odrętwieniem, w dalszym ciągu nie pojmując do końca tego, co się tu wydarzyło. 
Shikamaru nigdy nie przyznałby tego głośno nawet przed sobą, ale skrycie oddychał z ulgą za każdym razem, gdy miniony poległy nie okazał się Sakurą. Szukał jej jednak, żywej lub martwej, mimo tego, że wchodzenie do spalonych budynków groziło ich niechybnym zawaleniem. Przeszukiwał pokoje, odwracając wzrok gdy przyszło mu patrzeć na coś wyjątkowo przykrego. Nie baczył na niebezpieczeństwo, gdy pod skołataną czaszką ciągle kłębiła się nieznośna myśl, że to wszystko przez nich, przez niego, przez Kakashiego i w końcu przez samą Konohę. Gdyby nie to, Haruno teraz nie zagrażałoby żadne niebezpieczeństwo. Nie musiałaby brać udziału w horrorze, który rozegrał się tutaj zaledwie kilka godzin wcześniej. 
   Wiele czasu spędził przeszukując szczątki osady, nigdzie jednak nie było po kobiecie żadnego śladu. 
Nara nie do końca wiedział, czy to dobra, czy zła wiadomość. 
   Jedno nie pozostawiło wątpliwości, pomyślał ponuro, stając na środku tego okrutnego obrazu. Oto nadszedł nieoczekiwany koniec Klanu Utau.   
Tylko…. Kto to wszystko zrobił? 
   I gdzie jest Sakura?
   Wtedy nagle, zupełnie nieoczekiwanie gdzieś w oddali zamajaczyła mu wysoka postać, od stóp do głów spowita w czarny płaszcz. Mężczyzna zmarszczył zamaszyście brwii, z marszu będąc gotowym do walki. Chwycił pojedynczego kunaia i wyprostował się, oczekując. 
  Tymczasem przybysz zbliżał się niespiesznie, raz po raz rozglądając dookoła siebie, jakby ten widok również wprawił go w osłupienie. Przeszedł nad jednym z leżących ciał długim krokiem, sprawiając wrażenie osoby wewnętrznie udopornionej na widok krwawej masakry.    
   W końcu napastnik podniósł wzrok, będąc już na tyle blisko, by spojrzeć z nieprzejednieniem prosto na twarz Shikamaru. 
    Naraz czoło Nary przecięła pojedyncza bruzda, gdy dotarło do niego, kto zbliża się tak nonszalanckim krokiem, pod płatem płaszcza ukrywając błyszczące złowieszczo ostrze katany. 
   - Sasuke? 
   - Shikamaru? 
Kruczowłosy mężczyzna zamrugał, po czym jednym płynnym ruchem schował broń do tkwiącej przy boku pochwy. Shikamaru zdublował jego ruch, odkładając swojego kunaia. 
Oboje zbliżyli się do siebie, wymieniając krótkie słowa przywitania. Stali na środku krwawego pobojowiska, wśród dymu, ciał, krwii i popiołów. A jednak ani jeden ani drugi zdawał się nie zwracać teraz na to uwagi, spoglądając towarzyszowi prosto w oczy. Obydwoje usiłowali niewerbalnie dowiedzieć się, co też sprowadza tu, właśnie tu drugą osobę. 
    - Co ty tutaj robisz? - Nara spoglądał na wyrytą jakby z kamienia twarz Uchihy, materializując pytanie, które od jakiegoś czasu wisiało w powietrzu. 
  Wtedy też wyższy, muskularniejszy mężczyzna powiódł wzrokiem po wszystkim naokoło, jakby czegoś szukał. 
    - Przybyłem rozmówić się z osobą, która niegdyś nadskakiwała Sakurze. Ale, cóż… Chyba się trochę spóźniłem.
W odpowiedzi na tą nieoczekiwaną informację, brwi Shikamaru uniosły się niemal pod samą linię włosów.
   - Jak to nadskakiwała Sakurze? O czym ty mówisz?
Nara dosłownie poczuł, jak wzdłuż kręgosłupa przebiega mu lodowaty dreszcz.
  Czyżby ta sprawa była o wiele bardziej zagmatwana, niż z początku sądzili? Może nie chodziło tu tylko o oskarżenie młodszego Uchihy. Może… może od samego początku zależało im tylko na kobiecie. 
Z trudem przełknął ogromną gulę w gardle. 
   - Długa historia - mruknął posępnie Sasuke i pogrążony w myślach, ruszył przed siebie, w miejsce, które najprawdopodobniej zapoczątkowało całą tą dewastację. Świadczyła o tym wyrwa w ziemi oraz bardziej niż inne, zniszczony budynek. Właściwie to tylko jego fundamenty, których stan też pozostawiał wiele do życzenia. 
 Oboje mężczyzn zbliżyło się w owe miejsce, przedzierając się przez leżące sterty gruzów. Posiadłość, w chwili świetności, musiała być ogromna. Odznaczała się zarówno dużym metrażem, jak i sporym ogrodem, teraz pokrytym czarną sadzą. Drzewka zostały połamane bądź też całkiem wyrwane z ziemi, ozdobne krzaki spalone. 
     Uchiha zatrzymał się, milcząco spoglądając na denata, leżącego na wierzchu gruzowiska. Był to krzepki, brązowowłosy mężczyzna. Otwarte, martwe oczy spoglądały pusto przed siebie. Z ust wystawała zakrzepnięta krew. 
  Jego ciało, w porównaniu do innych ofiar, było poturbowane, zakrwawione, ubranie zszarpane. 
    - Walczył - stwierdził Sasuke, przeznaczając to jednak do własnej wiadomości. Pogrążony w skupieniu, podszedł bliżej, pochylając się nad trupem - A jednak przegrał. To stąd ten cholerny deszcz. Wiedziałem, że skądś go kojarzę.
Uchiha mamrotał nieustannie pod nosem, nie zwracając uwagi na Shikamaru, który stał w niewielkim oddaleniu, obserwując i kodując wszystko w głowie. Czarnowłosy mścicel zdawał się wiedzieć, po co tutaj przyszedł, i co gorsza, rozpoznawać tożsamość poległego. 
   - Znałeś go? - Mężczyzna nie mógł powstrzymać się przed zadaniem tego pytania, mimo wewnętrznej, ogólnej bezinteresowności.
Sasuke zerknął ku Narze zaledwie kątem oka nim wyprostował się, prezentując pewną siebie postawę ciała. 
    - Doznałem tej wątpliwej przyjemności, gdy wraz z Kibą eskortowaliśmy Sakurę do Suny. Zjawił się w akompaniamencie deszczu i wiatru, takiego samego, jak podczas dzisiejszej nocy.  Nazywał się Taizo Yota Higoshi.
   - Skoro pochodził z klanu Yota, zapewne panował nad pogodą. To faktycznie wyjaśniałoby dzisiejsze anomalnie. Zapewne użył długodystansowej techniki w walce, chcąc osłabić przeciwnika. - Strateg z Wioski Liścia zdumiał się na krótko - W takim razie musiał zginąć na równi z ustaniem deszczu. Wtedy też pewnie nastąpiła cała ta katastrofa. 
Uchiha milcząco skinął głową, odczekując i jakby ważąc dalsze słowa w swoich ustach.
W końcu przemówił:
    - Ten człowiek szantażował Sakurę. Zdołał nawet ją uprowadzić. A później trafił do aresztu domowego i ślad po nim zaginął. 
    - Nie kontaktował się z nią więcej? - uściślił Nara, starając nie dać po sobie poznać, jak zaskoczyło go wyznanie Uchihy. 
Wyglądało na to, że całe to przedsięwzięcie zostało przez kogoś podle ukartowane. 
    - Nie wiem. Mógł robić to bez mojej wiedzy. Sakura bywała wyjątkowo przebiegła, jeśli chciała coś zataić. On zaś był, z tego co mi wiadomo, nieobliczalny. 
Shikamaru podszedł bliżej, chcąc przyjrzeć się postaci poległego shinobi. Z zamiarem zamknięcia jego wciąż otwartych powieki wyciągnął przed siebie dłoń… i wtedy nagle znieruchomiał, wpatrując się przymrużonymi oczami na pojedyncze, czarne pióro leżące na jego piersi. 
To już, do diabła, nie mógł być przypadek. 
Strateg wyprostował się gwałtownie, niepostrzeżenie chowając znalezisko w kieszeni swojej kamizelki.
    - Podejrzewasz, kto mógłby dopuścić się takich czynów? - Mówiąc to, wskazał ręką na teren dookoła siebie, pokryty obficie zarówno krwią jak i gruzem. Gdzie nie gdzie dalej buchał wątły płomień ognia. 
   - Nie wiem, jakich Taizo miał wrogów. Był szują, więc zapewne było ich mnóstwo. - Sasuke obojętnie wzruszył ramionami, strzepując z płaszcza nieistniejący brud - Któremuś musiały w końcu puścić nerwy. Nic mnie to zresztą nie obchodzi. Dostał to, na co najwyraźniej zasłużył. 
 Shikamaru miał ochotę dodać od siebie, że konsekwencję jego działań przeniosły się również na otaczających go ludzi, powstrzymał się w porę, uznając, że nie warto wszczynać podobnych dyskusji. Przeżycia Sasuke były na tyle okrutne, że podobne zjawiska nie robią na nim wrażenia. Zobojętniał się na nie i całkiem emocjonalnie wyłączył.
    - Nie mniej jednak, co Ty tutaj robisz, Sasuke? 
    - Myślałem, że to już jasne - wykpił czarnooki, posyłając towarzyszowi zjadliwy uśmieszek - Chciałem wypytać Taizo o wszystko, co wie o Sakurze. Nie ukrywając, sądziłem, że może miał pojęcie o jej zamiarach i wie, gdzie może się teraz znajdować. Ale on, jak widać, posiadał inne problemy na głowie 
Posłał denatowi pogardliwe spojrzenie i jednym ruchem nogi zrzucił jego ciało ze starty gruzowiska. Z łoskotem potoczyło się ono na uszczerbiony kawałek fundamentu.
   - Do licha - zaklnął, na powrót przyjmując nonszalancką postawę ciała.
Coś jednak w jego postaci kazało Shikamaru sądzić, iż Sasuke jest zły… Nie, to mało powiedziane. Wściekły.
Bo chodź twarz pozostawała bez wyrazu, to jednak oczy ciskały gromy.
Zupełnie nie obchodziło go, że setki ludzi w tym miejscu straciło życie w wyniku okrutnego zamachu. Taizo nie żył, a to oznaczało że niczego się od niego nie dowie i to wpływało znacząco na jego furię. 
   - Poświęciłem kupę czasu, żeby dowiedzieć się gdzie mieszka ten nieudacznik. - warknął, jakby w odpowiedzi na nieme zastanowienia stratega. Odwrócił się bokiem i zapatrzył gdzieś w dal, ponad zgliszcza zniszczonej osady - A gdy już się tu zjawiłem, okazało się, że ten gad nie żyje. Umarł dosłownie pod moim nosem. Gdybym szybciej tu dotarł, być może byłbym w stanie wyciągnąć z niego jakieś konkretne informacje. Kurwa.
Złorzeczył, dając upust swojej nagromadzonej wściekłości. Shikamaru słuchał go bacznie, nie chcąc utracić nawet namiastki informacji, jakie ten z siebie wydawał. Sasuke nie był na codzień osobą skorą do zwierzeń, dlatego takie sytuacje były przeważnie na wage złota.
    - A ty co tutaj robisz? - zapytał nagle, przywołując na siebie uwagę stratega. 
    - Poszukuję Sakury, tak jak cała reszta. - odparł płynnie, nie uginając się pod żelaznym spojrzeniem karowłosego - Rozdzieliliśmy się, by uskutecznić pościg.  
   - I trafiłeś akurat w to miejsce? 
Ton Uchihy pobrzmiewał trudną w interpretacji ironią oraz politowaniem. Wyraźnie mu nie dowierzał.
   - Zobaczyłem z oddali dym i postanowiłem się temu przyjrzeć z bliska. Nie miałem pojęcia, co tu zastanę, ani, że i ty się tutaj zjawisz. 
Sasuke chwilę, milczał nim w końcu odpowiedział:
   - Do niedawna sam o tym nie wiedziałem. Z tym, że i to na niewiele mi się zdało. Tylko zmarnowałem siły. - Zirytował się, o czym świadczyło mocne zaciśnięcie ust - Wyruszam w dalszą drogę. Nie musicie na mnie czekać. 
I zniknął, pozostawiając Shikamaru samego z tysiącem, a może i milionem pytań i rozterek na środku spalonych zgliszczy. 
   Stało się tutaj coś niezwykle niepokojącego, myślał nieustannie, pozostawiony na pastwę własnych myśli.
Odetchnął i zamknął oczy, usiłując się skupić. 
    Sakury nie było w tym miejscu, mimo, że odstawił ją tu wczorajszego południa. Przepadła, tego był bardziej niż pewien.
Oznaczało to jednak, że równocześnie miała większe szanse, aby przeżyć. I najpewniej przeżyła. Tylko gdzie w takim razie teraz jest, skoro cała osada Klanu Utau została zmieciona z powierzchni ziemi, a jej ludność - wybita w proch?
Być może uciekła? Być może została uprowadzona? I, być może, ktoś zupełnie im nieznany wyruszył jej na ratunek i wyciągnął do niej pomocną dłoń? 
 Nie miał żadnych podstaw aby zakładać którąkolwiek z tych wersji. A on, Shikamaru doprawdy bardzo nie lubił czegoś nie wiedzieć.
I, przed wszystkim, jaki to miało związek z tymi przeklętymi krukami?!
 Musi natychmiast porozmawiać z Kakashim. Całą ta sytuacja, już dawno, przestała być tylko polityczną wojeńką.
   Gra toczyła się o coś większego.
A on nie miał pojęcia, jak rozgrywa się następną partię. 




TADAAAAM! 
Co myślicie, co myślicie, co myślicie?! :D 
Mi trochę nie podoba się początek. Chyba odzwyczaiłam się już od takiego czczego pierdolenia xd 
Aczkolwiek końcówkę lubię :) 
A Wy? ♥ 
Czy ktoś tu jeszcze zagląda? :P 

23 komentarze:

  1. Wowow kolejny rozdział 😍
    Początek i całość też bardzo mi się podobają.
    Czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nmg! Czkm na więcej ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg kolejny rozdział to będzie coś, czekam niecierpliwie na dalsze wydarzenia 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się szybciutko rozwiać wszystkie wątpliwości :)

      Usuń
  4. Czapki z głów, świetny rozdział. Liczę, ze następny będzie dłuższy i pojawi się szybciej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja cie chyba zabije... Myślałam że dowiem się czegoś o tym tajemniczym mężczyźnie, a tu klapa... :/

    OdpowiedzUsuń
  6. O cholerka, ale się porobiło! No tego, że wysadzisz w powietrze całą osadę to się nie spodziewałam, ale zdążyłam się przyzwyczaić, że jesteś nieprzewidywalna XD Chcę tyle powiedzieć, że aż nie wiem od czego mam zacząć :') Zacznę może od tego, że na miano niedocenionego tragicznego bohatera to z pewnością zasługuje Naruto XD Jak przez całe opowiadanie musiał żyć z gróźbą śmierci z rąk Sasuke to teraz odeszła jego Sakurka i to w sumie jest przykre, bo w momencie kiedy myślał, że wszystko będzie dobrze i będą razem szczęśliwi to stracił kolejnego członka drużyny, kolejnego przyjaciela i w jego przypadku tak samo historia zatacza koło :(
    Kolejnym tragicznym, ale już docenionym bohaterem niewątpliwie jest Sasuke! Czy ja Ci już mówiłam, że uwielbiam jak on wypowiada się o Sakurze? Bo mnie to od samego początku zachwyciło. I w sumie tak samo jak on stwierdził, że Sakura stała się bardziej potulna to miałam takie wrażenie, że właśnie trochę brakuje mi tej ostrzejszej, wredniejszej Sakury. I mimo, iż nie było jej dzisiaj bezpośrednio w rozdziale to właśnie przez opis Sasuke to wróciło i czuję się szczęśliwsza! Omo, cieszę się, że Sasuke przyznał się otwarcie do swoich uczuć względem Sakury i cały czas pęka mi serce, że nie mogą być teraz szczęśliwi T T Opis uczuć Sasuke, jego przemyślenia i wplątana w to retrospekcja to mistrzostwo tak samo jak porównanie Sakury do Itachiego! Mówiłaś, że przypomnisz wcześniejsze wydarzenia, ale myślałam, że to będzie w formie punktów jak przy jednym z poprzednich rozdziałów, a Ty to wspaniale wplotłaś w rozdział. Brawo!
    KolejKo osobą, do której chce się odnieść to Shikamaru. No on to tutaj też ma nie za ciekaci rolę. Musi słuchać się rozkazów, ale jednocześnie nie chce tego robić i chce ocalić przyjaciółkę. No i jak na Shikamaru przystało świetnie to wymyślił z tym rozdzieleniem. I w sumie gdzieś tam mam nadzieję, ze to Sasuke ewentualnie właśnie z Shikamaru odnajdą Sakure, bo czuję, że to spotkanie to dopiero będzie bomba!
    Doskonale wiedziałam, że nie będzie w tym rozdziale Sakury i no hehe tajemniczego bohatera, bo wspominałaś mi w komentarzach ostatnio. Trochę niby szkoda, bo ciekawa bardzo jestem co się wydarzyło i jak się ich losy potoczą po tej masakrze, ale z drugiej strony rozdział był tak intensywny i fajnie przedstawiony, że jakoś nie brak mi z nimi scen.
    Kurde no cały czas mam w głowie jedna myśl, że tą masakre przeprowadził tajemniczy bohater, booo... w sumie ma już wprawę 😂 Ale ja nie chcę żadnych wniosków wyciągać, mimo iż jestem ich bardzo pewna, bo jak już mówiłam nie raz - możesz nas jeszcze zaskoczyć.
    Ojej, chyba znowu się troszkę rozpisałam i mam nadzieję, że mi nie wywali żadnych błędów, bo pisze z telefonu :')
    Pozdrawiam i ponownie życzę dużo weny! ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W życiu nie spodziewałabym się tak dużego odzewu 12 godziny po dodaniu rozdziału haha. Moja pisarska duma jest tym mile połechtana 😂
      I tak ci kurde powiem, że ja to osobiście jestem przerażona.
      Bo już wysmarowałam dwa kolejne rozdziały i jakoś tak rośnie mi ten tekst, a konkretów brak xD Można śmiało powiedzieć, że brak mi słów by wyrazić to, co się tutaj zadziało! 😂😂
      I dlatego, by wynagrodzić Wam to zanudzanie 32 dodam szybciej. Może nawet już za tydzień, jak się szarpnę. Sama nie lubię na coś długo czekać, tym bardziej nie rozumiem skąd we mnie ten sadyzm by i was katować tyloma niedopowiedzeniami xd
      Co do Naruto - usiłowałam dać mu trochę więcej udziałów na tym blogu w następnych częściach. Czy mi to wyjdzie, nie wiem. Generalnie zauważyłam, że mam tendencje do robienia z niego debila 😂 Nie mogę się wyzbyć tego nawyku, chodź jest okropny.
      I tak jak Uzumaki zaczyna tu karierę prawie głównego bohatera, tak chyba powoli będę oddalała Narę od tego zamierzenia. Jego rola już się, że tak powiem, zakończyła.
      Zastanawiam się nad wplątaniem Kankuro. Bo jakoś tak sie skumplował z Sakurą w tym opowiadaniu.
      No nic! Zobaczymy! ♥
      Dzięki, że jesteś! :)

      Usuń
  7. Potrzebuje dalszych rozdziałów równie mocno co powietrza! Kobieto co ty z nami robisz, rollercoaster emocjonalny, zdania pochłaniane na jednym wdechu.Niw mogę się doczekać aż ujawnia kim jest tajemniczy wybawiciel Sakury (choć mam swoje podejrzenia) i jakie właściwie lavza ich relacje. Dziękuję że wciąż jesteś i piszesy, życzę weny i czasu na nowe rozdziały ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa przepraszam za błędy ale pisalm to szybko i nie sprawdziłam ;;;;

      Usuń
  8. To jest coś fantastycznego!!!! :) Oczekiwanie na kolejny rozdział jest istną torturą dla mnie!! :** :) PISZESZ FENOMENALNIE!!! Baaardzo proszę o kolejny rozdzialik! :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja czekam aż ujawnisz ta wielką niewiadomą dotycząca Sakury i jej wybawcy😉 jak za każdym razem nie mogę doczekać się następnego rodzialu i dziękuję za ten😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dziękuje :)
      Wytrwałości, już niedługo wszystko się wyjaśni.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  10. No nie mogę! Ale zaskoczenie! W życiu nie pomyślałabym, że ich wybijesz i to w takim stylu! Ale cieszę się, jeden problem z głowy. Sasuke mówi otwarcie przed sobą, że kocha Sakurę YEAH!!! Ale ta opcja "zemsty" na niej mi się nie podoba... No i nie ukrywam - liczyłam na to, że jednak w końcu odkryjesz i potwierdzisz tą domniemaną tożsamość obrońcy Sakury... A tu lipa, trzeba jeszcze czekać. No ale cóż. Czekamy!

    OdpowiedzUsuń
  11. Oczywiście, że zaglądamy! :)

    Kurczę, co za akcja. Nie spodziewałam się masakry klanu Utau. Fajnie, że Sasuke w końcu zrozumiał, co czuje do Sakury. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale znajdę odpowiedzi na dręczące mnie pytania!

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dodam już jutro! :) Pozdrawiam

      Usuń
    2. Byłoby to bardzo miłą wiadomością na weekend! :)

      Usuń
  12. Co tu się odjebało? Generalnie to teraz już mam pewność, że to Itaczke. Tak na 99,(9)%. No bo niby kto inny? Tnz nie pamiętam czy u Cb żyje, stąd nie 100%. XD Może postanowił ratować małżeństwo brata i zostać ukochanym wujkiem późniejszej Sałatki z "Boruto". XD

    Czytam dalej! :D

    OdpowiedzUsuń