niedziela, 26 sierpnia 2018

32. Jaskinia chama i rozpustnika.

 

[Sasuke]
  Do wioski wróciłem po trzech piekielnie długich miesiącach… Szukałem jej, do diaska! Szukałem niemal wszędzie! Włożyłem w to zadanie całego siebie, po wielokroć tylko orientując się, jak bezowocne są moje starania. 
  Nie zliczę, jak wiele cholernych dni poświęciłem na skrupulatnie przetrząsanie miejsc, o których większość ludzi nie ma nawet pojęcia!
Byłem w byłej siedzibie Akatsuki. 
Byłem w obecnej kryjówce Taki. 
Byłem w gościnie u Orochimaru. 
Byłem nawet, do kurwy nędzy chyba z desperacji (i na poły obawy), u Madary - chodź mogłem to spotkanie przypłacić życiem. A jednak stary krewniak jedynie uniósł brew gdy mnie zobaczył oraz zaśmiał się z politowaniem na moją wzmiankę o zniknięciu jakiejś tam kobiety. 
   I chodź po odejściu Haruno sądziłem, że niewiele rzeczy może mnie już zaskoczyć, to jednak widok stanu, w jakim znajdował się starzec gdy złożyłem mu tą niefortunną wizytę, wprawił mnie w osłupienie. Mężczyzna wyglądał jeszcze gorzej niż poprzednim razem, był niezdrowo chudy, oczy miał przekrwione, żylaste, włosy przerzedzone, skórę suchą niczym papirus. Zionęło od niego śmiercią i wymęczeniem. Pomyślałem wtedy, że tak właśnie kończą osoby, które za nic mają przeznaczenie i igrają sobie z własnym życiem; lub raczej z jego czasem. Nawet dla Wielkiego Madary musiał kiedyś nadejść kres, źródło jego mocy nie było przecież niewyczerpalne. 
   Nie przejąłem się jednak jego losem, on zresztą zdawał się w ogóle na to nie baczyć. Bawił się wybornie, drwiąc ze mnie oraz nazywając wioskowym lalusiem. Wielokrotnie wychwalał moją łatwowierność i słabość. 
Wyszedłem, nim zdołał całkowicie wyprowadzić mnie z równowagi. A on śmiał się wtedy, niczym wariat, dźwiękiem wyzbytym rozbawienia.. 
     Tak więc Sakura przepadła, dosłownie jakby zapadła się pod ziemię. 
Nikt jej nie widział, nikt o niej nie słyszał, nikt nic o niej nie wie. 
   Wiele tygodni bezsensownej tułaczki, w trakcie której błądziłem niczym ślepiec po świecie, zdołały mnie jednak nauczyć jednego. 
  Miłość potrafi zasiać wielkie spustoszenie, jeśli tylko nie uszanuje się jej świątobliwego blasku. 
Sakura nim wzgardziła. 
A teraz ja ponoszę tego nieodwołalne konsekwencję. 
   Śmiertelnie zmęczony, zarówno fizycznie jak i psychicznie, dotarłem do Konohy, doczłapałem się do baru i ciężko opadłem na jeden z hokerów, stojących przy ladzie. Zamówiłem szklankę whisky, czując, że tego właśnie teraz potrzebuje. Oprócz, oczywiście, odpoczynku.
Dosyć. Koniec z użalaniem się nad sobą. 
   Podniosłem alkohol do ust i opróżniłem naczynie jednym potężnym haustem. Szybko zażądałem następnej kolejki. I następnej, i następnej… 
   Do domu dotarłem mocno kołyszącym się krokiem, wraz z ponętną brunetką przy boku. Chichotała całą drogę, niemal łamiąc sobie długie szpilki na nierównej nawierzchni. 
Ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Przyspieszyłem tempa, by po raz pierwszy od wielu miesięcy wejść do swojej posiadłości i finalnie o wszystkim zapomnieć.  Było, kurwa, minęło. 
  Otworzyłem drzwi, równocześnie otwierając nowy rozdział swojego życia. 
Nigdy więcej nie chcę mieć nic do czynienia z tą podłą, różową suką. 
   Coś zachichotało obok mojej głowy. 
Aha, no tak. Jeszcze ona. 
Uśmiechnąłem się z przekąsem, zatrzaskując za sobą przejście. 


    Następnego dnia obudziłem się w niemal w wybornym nastroju, otoczony dziesiątkami pustych butelek różnorakiego pochodzenia. Niemiłosiernie i bez litości bolał mnie chyba cały łeb. 
 Do licha z tym wszystkim. 
Wstałem powoli, starając się nie potknąć o szklane naczynia leżące na podłodze, po czym nie bacząc na utworzony sajgon pomaszerowałem do kuchni, strzeliłem sobie szybką chodź obrzydliwą kawę i zasiadłem przy zagraconym garami stole czekając aż mi, kurwa, przejdzie. Bo kiedyś chyba musi. 
  I właściwie dalej nieco szumiało mi w głowie, gdy z lekkim opóźnieniem w myślach próbowałem odtworzyć sobie to, co się wydarzyło, gdy już wyrzuciłem brązsiksę ze swojego domu. Warto dodać - w środku nocy. 
Piłem, to na pewno. Ciężko się było tego nie domyślić. 
  … 
   I więcej rzeczy nie pamiętam. 
Za wszystkie serdecznie nie żałuje 
I na pewno nie zamierzam się poprawiać. 
   I tu bym taką zajebistą kropeczkę na końcu zdania postawił. 
  Boże. Dlaczego, kurwa, ja… Z udręczeniem złapałem się za skronie, masując je tak silnie że aż zaczęła piec mnie skóra. Od rana miałem nieomylne wrażenie, że chyba powoli traciłem panowanie nad przebiegiem własnego życia.   
  A z resztą. 
 Niech się dzieje, co chce. 
   I wtedy ni stąd ni z owąd przypomniałem sobie powód swojego wczorajszego rozgoryczenia, który tak zapamiętale wpychał mnie w odmęty alkoholizmu. 
To Ona.  
   Znowu pojawiła się w najmniej spodziewanym momencie, niszcząc wszystko to, co udało mi się utworzyć. 
  Nawet w łóżku nie mogę osiągnąć upragnionej ulgi i chodź odrobiny ukojenia. I nie ważne, czy akurat znajduje się w nim jakaś brązowowłosa piękność, czy też nie… Po prostu nie była to Sakura.
  I chuj bombki strzelił, bo przez to cała ta fatyga wydała mi się zbędna, niepotrzebna i znikoma w efektach. Nie zaspokoiłem ani ciała ani ducha, wręcz przeciwnie. 
Tylko nastrączylem sobie mrocznych myśli co z kolei zrodziło we mnie wściekłość. No i po prostu musiałem się wtedy napić, jeśli nie chciałbym kogoś przypadkiem zamordować. 
   Zamlaskałem głośno, tak, jakbym miał w ustach coś wyjątkowo gorzkiego do przełknięcia. To brak alkoholu, pomyślałem, szybko odnajdując wzrokiem niedopite szczątki wczorajszej libacji. Stały na kuchennym blacie i wręcz spoglądały na mnie wyzywająco. 
Niby łatwy nie jestem... no ale mnie przekonały. 
Nie bez trudu sięgnąłem po butelkę. 
    I wtedy do moich skołatanych zmysłów dotarło, że ktoś stoi w progu kuchni i spogląda na cały ten bajzel z pewną dozą zaniepokojenia. 
Sapnąłem głośno dźwigając się na równe nogi i równie szybko bezsilnie wracając z powrotem na dawne miejsce. Wyciągnąłem przed siebie nogi, chwilę później posyłając Naruto przelotne spojrzenie.
    - Czego?  
   - Przyszedłem porozmawiać 
   - To nie jest dobra chwila 
Ciężko przetarłem twarz dłonią, chowając wewnętrzną rozterkę gdzieś w głębi siebie. W zamian przywdziałem obojętność i spokój, maskę zakładaną już wielokrotnie. Była trochę zużyta, ale przy tym wciąż spełniała swoją funkcję. 
  Uzumaki wyprostował się dumnie.
   - Żadna chwila nie będzie dla ciebie dogodna, jak sądzę.
   - Cieszę się, że to zauważyłeś. A teraz zjeżdżaj. - Usiłowałem odgonić go ręką niczym natrętną muchę, ten jednak ani drgnął. Zirytowałem się tym faktem bardziej, niż mógłbym sądzić.
    - Dowiedziałeś się czegokolwiek o losach Sakury? Spotkałeś ją? - wypalił, bez względu na to, jak gniewną minę bym go nie poczęstował. 
Gorzko rozejrzałem się dookoła siebie, w przypływie szaleństwa usiłując nawet wskazać cały ten pokój rękami. 
    - A widzisz ją gdzieś tutaj? 
    - Nie tylko tobie jest ciężko - rzucił markotnie i podszedł bliżej, ostrożnie stawiając kroki - Wiem, że nie wróciłeś z nią do wioski. Domyśliłem się. Mam jednak nadzieje, że dowiedziałeś się czegoś konkretnego. Jakiś mały ślad, poszlaka, obojętnie. 
Westchnąłem ciężko, godząc się z myślą, że i tak nie ucieknę od tej rozmowy 
    - Nic a nic. 
Naruto był wyraźnie przygnębiony tym faktem.  
    - To jest wręcz niemożliwe… - Opadł na krzesło i przeczesał bujne włosy dłonią - Ja również, mimo tego, że wielokrotnie wyruszałem na poszukiwania każdej strony świata nie natknąłem się na nic. Żadnego śladu. Nie wiem.. To nie jest normalne. 
    - Tak sądzisz? - zapytałem, a zdanie to wręcz ociekało sarkazmem 
    - Ja to wiem! - Orzekł i albo nie zorientował się w mojej ironii, albo był na tyle mądry by ją po prostu zignorować. Nie wiem. 
Nie chcę wiedzieć. 
Jebie mnie to. 
    - Sakura po prostu nie chce być odnaleziona i bardzo się pilnuje. Jak widać, robi to na każdym kroku. Bywa i tak. Wyniesiesz się już? Nie mam nastroju.
    - Mówisz, jakbyś miał go kiedykolwiek.
Zamknąłem powieki i policzyłem do trzech, w swej wspaniałomyślności nie urywając mu głowy od razu. Dałem mu czas na zreflektowanie się i ciche wycofanie z tej posiadłości.
Kiedy jednak na powrót otworzyłem oczy Naruto wciąż siedział naprzeciwko, wpatrując we mnie z, o zgrozo, zmartwieniem. 
    - Chyba nie zrozumiałeś, więc wyrażę się jaśniej. - warknąłem, już nie panując nad mroczną barwą głosu oraz chłodem w spojrzeniu - Albo natychmiast spierdalasz stąd w podskokach, albo połamię ci wszystkie kości i w takiej postaci wypierdole na ulicę! Pamiętaj, że nie ma tu już tej twojej kochanej Sakurki która w mig wyleczyłaby wszystkie twoje rany. Trafisz do szpitala na kilka tygodni, a jak już z niego wyjdziesz, osobiście dopilnuje, żebyś tam szybciutko wrócił! 
 Nie wiem kiedy, ale zdążyłem w czasie tej dynamicznej wypowiedzi podnieść ton głosu, unieść się do pozycji stojącej i z impetem rzucić trzymaną w dłoni butelką o ścianę. Szkło roztrzaskało się z głośnym hukiem, obrzyżgując wszystko dokoła tym, co jeszcze pozostało w na wpół opróżnionym naczyniu. 
Zakląłem siarczyście, obserwując z żywą furią jak przeźroczysty płyn ciurkiem spływa po stojącej w pobliżu szafce. 
Uzumaki również podniósł się z siadu, pewnie stając na nogach. 
Nosz kurwa. Co za uparty idiota.
   - Nie wystraszysz mnie swoimi groźbami, Sasuke! - ryknął, jednym ruchem ręki posyłając wszystkie stojące na stole naczynia i gary w stronę podłogi. Rozległ się głośny rumor kiedy przedmioty w akompaniamencie tłuczonego szkła i obijającego się metalu wylądowały na drewnianej posadzce. 
 Sapnąłem głośno, patrząc na blondyna z wściekłością. On również spoglądał ku mnie rozjuszony. 
   - Daję ci ostatnią szansę, Naruto! Wypierdalaj stąd!
   - Nie zmusisz mnie, zapyziały w sobie sukinsynu! Czy ty, kurwa, nie rozumiesz, że chce ci po prostu pomóc?! Nie było cię 3 miesiące po czym wracasz, w ten sam dzień upijasz się do nieprzytomności i zagracasz całą chatę alkoholem! Nie radzisz sobie i nie wmawiaj mi, że jest inaczej! 
   Sapnąłem głośno, zbliżając się ku niemu powolnym krokiem. Byłem zmieniony przez złość, a przez to.. o wiele bardziej niebezpieczny. Uzumaki zdawał się nic sobie z tego nie robić. 
A ja miałem wrażenie, że para bucha mi z nosa. 
Wciągnąłem powietrze głęboko do płuc, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów przed blondynem. Patrzyłem na niego twardo, z żywą chęcią mordu. 
    - Nie wciskaj nosa w nieswoje sprawy - syknąłem zawistnie, tocząc z nim prawdziwą walkę spojrzeń. Naruto nie ugiął się, jedynie zmrużył powieki we wszystko znaczącej ciszy, z głową tak samo zadartą i dumną. - Poradzę sobie ze wszystkim sam, tak jak robiłem to do tej pory. Nie potrzebuje niczyjej łaski; w szczególności Twojej.
 Nie odezwał się, więc kontynuowałem dalej, nie ważąc się nawet mrugnąć. 
Miałem ochotę go rozszarpać. 
   - A teraz, kiedy tej ździry już tutaj nie ma, nic nas ze sobą nie łączy. Jesteś dla mnie nikim. 
    W jednej sekundzie Uzumaki gwałtownie zmarszczył brwii a jego oczy przerodziły się w demoniczne oczy bestii. Naszły krwawą czerwienią, świadcząc o najwyższym poziomie wściekłości. Chłopak szybko zamachnął się i wyprowadził w moją stronę potężne uderzenie. Za sprawą ciosu w twarz którego się nie spodziewałem przeleciałem z łomotem przez cały pokój i wpadłem na ścianę, przelatując na jej drugą stronę w akompaniamencie pyłu i gruzu. 
   - Nigdy więcej nie waż się tak o niej mówić, Sasuke! - Ostrzegł z mocą, powodując, że siła jego energii niemal wprawiła w ruch powietrze. - Jeśli jeszcze raz usiłujesz ją obrazić, zmiotę cię z powierzchni ziemi, łajdaku!
   Poderwałem się na równe nogi, choć przez wielogodzinne odurzenie alkoholem moja reakcja była mocno opóźniona. Warknąłem i splunąłem na ziemię strużką krwii, wychodząc gwałtownie przez dziurę w ścianę którą przed chwilą zrobiłem.
  Naruto stał na środku tego burdelu, emanując czerwoną poświatą. Błądził oczami, harcząc przy każdym oddechu. 
   Nie czekając wiele, ja również odpaliłem Sharingana otaczając się fioletowym blaskiem swojego Susanoo.  
Oboje stanęliśmy w pełnej gotowości do walki, równie wściekli i wzburzeni 
    - Będę mówił to, co mi się podoba! Jak możesz, po tym jak bezwzględnie cię wykorzystała do swojej ucieczki, dalej tak ślepo w nią wierzyć!? Jesteś aż tak głupi, Naruto?! Nie wróciła przez te długie miesiące, to już tego nie zrobi. Nigdy! Pogódź się z faktem, że miała nas wszystkich za nic! 
  I wtedy nagle całe to rozsierdzenie w postaci Uzumakiego zniknęło, pozostawiając po sobie zaledwie cień zawodu w jego lazurowych tęczówkach. Blondyn przygarbił się nieco i odwrócił spojrzenie, wykrzywiając usta w coś na kształt lekkiego uśmiechu pełnego żalu. 
   - To ty jesteś ślepcem, Sasuke, skoro nie zauważyłeś jej miłości do Ciebie. I to ty jesteś głupi, nie ja, jeśli w nią nie wierzysz. Ja nie stracę nadziei bo wiem, że kiedyś do nas wróci i wszystko nam wytłumaczy. 
  Prychnąłem dobitnie, nie godząc się z jego banalnymi słowami. Miłosierny samarytanin o skłonności do umoralniający wywodów. Niech idzie do diabła. 
  - W takim razie powodzenia. Idź i bądź naiwny z daleka od mojej posiadłości. 
 Ku mojemu zdziwieniu faktycznie odwrócił się i wyszedł, zostawiając mnie samego z ogromnym syfem zarówno w domu, jak i w głowie. 
Rozejrzałem się, poszukując ukojenia w butelce alkoholu. Jak na złość nie mogłem jednak żadnej znaleźć. 
Wszystko, kurwa wszystko jest dziś przeciwko mnie. 


   [ Zbliżony czas. Kakashi. Biuro Hokage]
    Siwowłosy mężczyzna stał w bezruchu przed oknem z którego rozciągał się widok na panoramę wioski i dumał głęboko, wpatrzony w fakturę niewielkiego listu, który trzymał w ręce. Koperta była pożółkła i śmierdziała papierosami. 
   - Doprawdy to już coś... - mamrotał pod nosem, nie bez zaintrygowania obracając nieotwartą przesyłkę w dłoni - ...żeby wiadomości do Hokage przesyłać za pośrednictwem Zagłoby Rzeźnika. Miejsca, którego w fakturze tej wioski nie powinno w ogóle być. Czy to już impertynencja, czy jeszcze jawna kpina? 
   Opadł na fotel, wpatrując się pusto w papier wierzchni lecz w ogóle go nie dostrzegając. Utonął we własnych rozmyśleniach. W tym wszystkim nie spostrzegł nawet, kiedy jego sekretarz wślizgnął się niepostrzeżenie do pomieszczenia. 
 Shikamaru cicho zamknął za sobą drzwi i przystanął przy ścianie, nie przerywając Hokage powolnej kontemplacji. Wpatrywał się jedynie, wzrokiem przepełnionym obawą.
   Sam Kakashi zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy, ale po otrzymaniu od Nary jakiś czas temu druzgocących wieści o bezwzględnym zmieceniu klanu Utau z powierzchni ziemi, stał się zewnętrznie zgorzkniały i małomówny. 
   Konsekwencje bolesnego wyboru, którego dokonali, dość szybko zapukały do jego drzwi, od tamtej chwili nie pozwalając o sobie zapomnieć. Wyrzuty sumienia niemal zżerały jego duszę, pozbawiając apetytu oraz ochoty sen. 
 Mężczyzna snuł się więc całymi dniami po biurze niczym duch, nie mogąc zająć się niczym dłużej, jak przez kilka chwil. Wszyscy zauważyli jego osobistą tragedię, nikt jednak nie ważył się odezwać choćby słowem. 
   Sakura do tej pory nie dała żadnego znaku życia. Zniknęła, tym razem fizycznie także dla samego Hatake, który uprzednio wiedział przecież o jej wyprawie. 
 Nie wiadomo, czy w ogóle żyła. Zawsze istniał przecież cień ryzyka, że Shikamaru się pomylił i po prostu nie dostrzegł jej wśród ówczesnych ofiar tego zbiorowego morderstwa. Mogła też zginąć, próbując uciec.
   Na pewno jednak kobieta nie powróciła do wioski. Nic nie wskazywało na to, aby miała to również zrobić. 
   Ślad po niej zaginął. 
Aż tu nagle w ręce Kakashiego dostaje się ten wątpliwej reputacji list, pochodzący, z całą pewnością ze światowego półświatka. 
  Shikamaru lekko odchrząknął, zwracając na siebie uwagę. Siwowłosy natychmiast poderwał głowę i posłał sekretarzowi udręczone spojrzenie.
    - Czcigodny, wzywałeś mnie. 
    - Usiądź i zobacz, co dzisiaj otrzymałem. - Głowa wioski przywołała go do siebie gestem ręki, a gdy ten wypełnił polecenie, powierzył w jego dłonie nie odpieczętowaną przesyłkę. 
Nara chwilę obracał przedmiot w palcach, jakby nie wiedział, co też ma z tym począć. 
    - To zwykły list
    - Nie taki zwykły - poprawił go Hatake, przenosząc wzrok z przesyłki na jego twarz - Chyba, że często zdarza ci się odbierać fanty z najpodlejszego miejsca tej osady. 
 Brwii chłopaka powędrowały wysoko w górę. 
   - Zagłoba Rzeźnika, jak mniemam. 
   - Równie wstrętna jak o niej mówią. - Kakashi podrapał się z zakłopotaniem po głowie - Doprawdy, trzeba będzie zrobić coś z tym miejscem. Dzisiaj tam byłem, nie możemy więc dłużej udawać, że tego nie widzę.
Shikamaru zignorował jego słowa, w całości skupiając się na przesyłce. Badał jej fakturę opuszkami palców.
   - Dlaczego Czcigodny, nie otworzyłeś listu? Obawiasz się podstępu? 
   - Raczej jego treści 
   - A więc mogę…? 
Siwowłosy machnął ręką w ponaglającym geście 
   - Ależ proszę. 
I gdy ręka Shikamaru zawisła nad papierem, chcąc wykonać decydujący ruch… drzwi biura otworzyły się nagle. 
   Stanął w nich Sasuke, z marszu groźnie łypiąc na wszystkie osoby będące w pomieszczeniu. Bez słowa przeszedł przez próg i stanął przed obliczem Hokage, nonszalancko wciskając dłonie do kieszeni. Miał sporą opuchliznę na prawej brwii.
  Nawet jeśli Kakashi był zaskoczony tym gwałtownym najściem, nic po sobie nie pokazał 
    - Co Cię do mnie sprowadza? - orzekł, ze spokojem splatając dłonie na biurku. 
    - Daj mi misję. 
W odpowiedzi na te ekscesy, poszarzała twarz mężczyzny ściągnęła się. Przywódca zrównał się spojrzeniem ze swoim byłym uczniem, w głębi czarnych tęczówek odnajdując tylko wszechogarniający chłód. To nim wstrząsnęło, chodź i tym razem zachował zimną krew. 
   - Nie było cię blisko 3 miesiące, Sasuke. Wróciłeś zaledwie wczoraj. W dodatku jak mówiłeś, niczego się nie dowiedziałeś. Uspokój myśli, odetchnij. I przyjdź do mnie za jakiś czas.  
 Powietrze przecięło zirytowane westchnięcie. Uchiha nerwowo poruszył się z miejscu.
    - Nie pytam o retrospekcje z mojego życia. - rzucił ostentacyjne - Tylko, czy dasz mi jakieś konkretne zadanie. 
    - Z pewnością to zrobię… 
    - Więc na co czekasz. - wtrącił gniewnie 
    - …. gdy odpoczniesz. 
Ton Kakashiego był nieprzejednany i wykuty z żelaza, gotowy w każdej chwili odparować argumenty czarnowłosego mężczyzny. 
    - Zapewniam cię, że jestem na siłach.
A jednak, jeśli Hatake myślał, że pewnym głosem odrzuci twarde postanowienia Sasuke, to się grubo pomylił. 
 Młodszy Uchiha postanowił bowiem nie opuszczać tego pomieszczenia, nim nie dostanie jakiegoś konkretnego zadania. Dlatego teraz stanął pewnie na nogach i spojrzał na siedzącego przy biurku jounina, przejawiając tylko rażącą w oczy niesubordynację. 
    - Odmawiam, Sasuke.
    - W takim razie mamy problem - warknął. Gromy ciskane z jego wściekłych oczu rozbijały się po wszystkich kątach. 
Kakashi z westchnieniem położył obie dłonie płasko na biurku i powstał, zrównując się wzrokiem i spojrzeniem z rozmówcą. Tamten nawet nie mrugnął, tylko gniewnie mrużąc powieki.
   - Posłuchaj, wiem, że jest ci ciężko. - przemówił spokojnie, mimo burzliwej postawy, którą właśnie prezentował - My wszyscy również doznaliśmy wstrząsu i do tej pory nie wiemy, co mogło się do tego przyczynić. Nie mniej jednak uciekanie od wioski i zagrzebywanie się w obowiązkach nie jest dobrym sposobem na poradzenie sobie z tą koszmarną sytuacją. Musisz wziąć się w garść i ułożyć sobie życie na nowo. 
  Wspominanie o tym było błędem, pomyślał chwilę później Kakashi, postawa ciemnowłosego ze zirytowanej przerodziła się bowiem we wściekłą. Naraz łypnął na przywódcę tak mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, że Hatake całkiem słusznie osądził, że tylko sekundy dzielą teraz Uchihe od aktywowania Sharingana i zmielenia ich wszystkich w proch. 
   - Nigdy więcej! - warknął Sasuke, głosem tak zmienionym przez furię że zabrzmiał on niemal demonicznie - Nie wspominaj przy mnie o tej podłej szmacie..!
    - Zbyt surowo ją oceniasz - wtrącił ze wzburzeniem Shikamaru, nie panując nad złością , chodź to mu się raczej nie zdarzało.
Jak widać niewyjaśnione zniknięcie dziewczyny poruszyło i tą strunę jego życia. W murze opanowania stratega zaczęły pojawiać się pojedyncze prześwity. 
   Wtedy też wściekłe oczy Uchihy dojrzały jego postać i gdyby nie trzeźwa reakcja Kakashiego, z pewnością wpędziłby go on w najbardziej okrutne, bolesne genjutsu jakie tylko znał. 
   - Dobrze już dobrze! - zainterweniował siwowłosy, paskudnie wchodząc Sasuke w niewypowiedziane jeszcze słowo i tym samym, skutecznie go uciszając. Ciemne tęczówki z pogardą zatrzymały się na postaci przywódcy. - Dostaniesz misję, skoro tak bardzo tego chcesz. 
 Hatake pochylił się, szukając czegoś w odmętach papierów, które miał… dosłownie wszędzie. Po długiej chwili wyciągnął przed siebie pojedynczą kartkę. Z ociąganiem podał ją Sasuke. 
   - To zadanie powinno cię usatysfakcjonować. Suna boryka się z problemami pojedynczych ataków na cywilów. Sprawdź to proszę i zrób z tym porządek. 
   - Nuda, no ale niech będzie - mruknął i wyszedł, nie zaszczycając już nikogo swoim spojrzeniem. Głośno trzasnął drzwiami.
  Dwóch mężczyzn pozostałych w pomieszczeniu odczekało aż ucichnie echo jego kroków na korytarzu, po czym w milczeniu spojrzeli ku sobie. Jeden ze wzburzeniem, drugi zaś z jawną bezradnością. 
    - Sakura miała rację. - Hatake niemal załamywał ręce, powoli siadając na swoim poprzednim miejscu - Skupił wszystkie negatywne emocje na jej osobie. Frustracją usiłuje zabić ból tęsknoty. Nienawiścią do niej, zatamować miłość. 
   - Nie potrafię uzmysłowić sobie, co nim kieruje
   - Rozpacz, jak mniemam. Dlatego może zachowywać się irracjonalnie i gwałtownie. Musimy dać mu czas, Shikamaru. 
   Hokage westchnął przeciągle i jednym ruchem ręki powstrzymał wszelkie następne komentarze na ten temat. 
   - A teraz skupmy się na rzeczach nadrzędnych. - odparł poważnie i spojrzał na list, który strateg wciąż trzymał w dłoniach. 
Wtedy też Nara odpieczentował i rozerwał cienki płat koperty, z czczą delikatnością chwytając pojedynczą karteczkę, która wysunęła się ze środka.
Bezzwłocznie zagłębił się w jej skąpą treść, po sekundzie doznając niemal wstrząsu. 
Szeroko otwartymi oczami zerknął na Kakashiego, który przypatrywał mu się z niecodziennym skupieniem. 
    - Wygląda na to.. - wypowiedział bardzo powoli, cicho ważąc słowa w ustach. Był tak zaskoczony tym, czego się właśnie dowiedział, że ciężko było mu wystosować cokolwiek sensowną reakcję - … że już dawno straciliśmy panowanie nad sytuacją, Czcigodny. Jeśli kiedykolwiek w ogóle nad nią panowaliśmy. 
  Podał wiadomość Wielmożnemu, który z równym zapałem przejechał spojrzeniem po jednej, jedynej linijce tekstu. 
 Gwałtownie powstał z miejsca, raz jeszcze zaczytując się w skąpej zawartości listu. 

                       Bądźcie spokojni, Sakura jest bezpieczna. Czuwam nad jej dobrem. 

    Jednakże, mimo ogromnej obawy o losy kunoichi, to nie treść owej wiadomości wprawiła Kakashiego i Shikamaru w takie zaskoczenie. 
  Niewielki podpis, ulokowany na samym dole karteczki sprawił, że im obojgu zjeżył się włos na głowie a po ciele przebiegły setki lodowatych dreszczy. Hatake jak powstał, tak dosłownie zamarł w miejscu czytając to znów i znów i znów. 
  Nie wiedział co ma o tym myśleć. 
Ani w jaką intrygę niechybne wplątali tą niewinną dziewczynę.
Czuł, jak grunt stopniowo usuwał mu się spod stóp.
                                                      

  [Parę tygodni później]
    Uzumaki Naruto z mocą naparł na drzwi prowadzące do jaskini największego rozpustnika i chama jakiego tylko znał. Pewnie przeszedł przez próg, wprawnie schylił się przed nadlatującymi shurikenami i spojrzał na Sasuke z jawnym potępieniem. 
  Młodszy Uchiha właśnie odpiął od boku katanę, chodź chwilowa rozterka na widok przyjaciela jawnie pokazała, że zastanawia się nad ponownym jej założeniem.  
    - Czego znowu chcesz? - warknął, finalnie odkładając broń w kąt pokoju. - Ile razy mam ci powtarzać, żebyś mnie nie nachodził. Mam Cię dość.
    - Przemówić ci do rozsądku. To co zwykle. 
Odpowiedział mu krótki śmiech, pozbawiony rozbawienia. Jedynie czysta pogarda.
   - Z czego się śmiejesz? - Blondyn z zagniewaniem zmarszczył brwii, nie zwracając uwagi na niechętną minę towarzysza. Wszystko w postaci Sasuke mówiło mu, że nie jest tu mile widzianym gościem.
Na szczęście Uzumaki puszczał takie sygnały bokiem, tylko wzbudzając tym złość starego kompana z drużyny. 
   - Z ciebie, naiwniaku. A teraz spadaj. Jestem umówiony 
   - Z następną dziwką? - odciął się natychmiast, nachmurzając niczym gradowa chmura. 
Co jak co, ale Naruto już po dziurki w nosie miał swawolnego, zaburaczałego zachowania przyjaciela. - Otrząśnij się w końcu człowieku i zrób coś innego, oprócz ruchania i picia. Spójrz jak ty wyglądasz! 
Sasuke jedynie z miną niewiniątka przeczesał ręką o wiele za długie włosy.
   - Wyglądam całkiem nieźle 
   - Jak obdartus - odparował blondyn z wprawą szermierza
 Tym razem Uchiha również, idąc w takt jego słowom, spojrzał w dół. Zilustrował wzrokiem swój ubiór, bądź co bądź niekoniecznie dokładny i gdzie nie gdzie splamiony zaschniętą krwią, po czym uśmiechnął się, chodź bez sympatii.
Był to raczej wyszczerz drapieżnika, który właśnie upatrzył sobie ofiarę.
   - Przed minutą wróciłem z misji. Jak mam, według ciebie, wyglądać? 
   - Mógłbyś chociaż nie kreować się na rzeźnika, bez względu na to, jakiego gatunku zadania sobie wybierasz. 
   - Ja tylko pomagam światu pozbyć się przestępców i niegodziwców. Zadanie mało zaszczytne, fakt. Ale jakże potrzebne, żeby ktoś taki jak ty nie musiał brudzić swoich delikatnych rączek. 
 Naruto zjeżył się, spoglądając na przyjaciela wilkiem.
Odkąd ten wrócił z misji poszukiwawczej, w ogóle nie przypominał mu tego człowieka, którym był zanim jeszcze sprawy tak okrutnie się pokomplikowały. Naraz zniknęła cała szczerość i radość życia czarnowłosego, dając upust jego chamskiej, wrednej naturze, tej skłonnej do bestialstwa i szaleństwa. 
Tym właśnie teraz był, myślał ponuro Uzumaki, zwykłym psychopatą. 
    - Gdzie ty, do diabła, idziesz! - ryknął blondyn, spoglądając jak Sasuke, jak gdyby nigdy nic odwraca się i odchodzi w głąb mieszkania. Totalnie go zignorował. 
    - Jak będziesz wychodził, bądź tak łaskawy i zamknij za sobą drzwi. - Rzucił ten jeszcze na odchodne, nim całkiem nie zniknął za rogiem korytarza. 
Naruto chwilę przyglądał się w ślad za nim w niemej frustracji, w końcu jednak odwrócił się na pięcie i wyszedł, głośno zatrzaskując za sobą przejście. 
   Gdy kierował się w stronę głównej ulicy, minął się z rozradowaną, cokolwiek puściutką kobietą która niczym w skowronktach pognała do mieszkania, które ten chwilę wcześniej opuścił.
Fuknął z rozsierdzeniem, równie energicznie zamykając za sobą bramę. 


Aut: No i jest! 
Z miejsca przepraszam Was serdecznie, że tego nie zbetowałam. Nie miałam jakoś dzisiaj do tego głowy, a pomyślałam sobie, że na pewno chętnie poczytalibyście sobie coś na początek tego wspaniałego, ostatniego wolnego tygodnia :)  
   Mam nadzieję, że mimo kilku błędów i potknięć i tak Wam się podobało - i zarazem przepraszam po raz kolejny, że dalej nic nie wyjaśniłam! 
Byle do następnego rozdziału, zobaczycie! :) Chodź nie obiecuje… 
Co będzie, to będzie! :) 
Pozdrawiam cieplutko.
Temira. 


  



11 komentarzy:

  1. Łohoho! Nieźle, nieźle, jak Sasuke zobaczy Sakurę to najpewniej dostanie szoku a potem poszarżuje na nią z chęcią mordu! I odzywa się wybawca Sakury! Następnym razem więcej konkretów proszę :) Oby rozdział pojawił się niedługo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, zobaczyyymy zobaczyyymy...
      Z pewnością zrobię coś, czego się nie spodziewacie ♥

      Usuń
  2. O nieeee :< W sumie to najbardziej obawiałam się o to, że Sasuke znowu stanie się ciemnym gburem i chamem, który każdą jedną noc spędza z inną panienką :< Nie lubię tej jego odsłony. I w sumie boje się, że jeżeli dojdzie do spotkania Sakury z Sasuke to ten jej nawet nie wysłucha tylko zarżnie ją i jej tajemniczego ukochanego bez słowa. No ale oni się tak łatwo nie dadzą, prawda?
    No nie mogę się doczekać aż ta dwójka się w końcu pojawi, ale taki rozdział przedstawiający życie Sasuke się przydaje. Teraz wiemy jak bardzo kocha Sakure i jak ciężko mu jest. No i Naruto proszę dać jakąś szczególną nagrodę, bo jest mi go tak szkoda, a jednocześnie cieszę się, że tak walczy o niego. Ale jak widać po ostatniej scenie nawet jego cierpliwość chyba nie daje rady Sasuke... No cóż mam nadzieję, że jeszcze jest jakaś nadzieja na szczęśliwy happy end dla SasuSaku. Miałam w sumie napisać, że może jednak happy end będzie dla Sakury i jej tajemniczego ukochanego, ale w sumie ona mówiła ostatnio, że to nie takim uczuciem darzy właśnie tego bohatera. No ciekawa jestem bardzo jak to się potoczy i jednocześnie jestem zaskoczona, że już kilka miesięcy minęło od tragedii klanu Utau!
    Brak bety mi nie przeszkadzał, bo już po kilka razy dziennie wchodziłam na bloga, ponieważ nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów! Ale z drugiej strony nie chcę, żeby ten blog tak szybko się skończył :((((( Wykończysz nas kiedyś!
    Również pozdrawiam, trzymaj się! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zamiar potężnie zaskoczyć Was w następnym rozdziale! Już ostrzę zęby, coby karmić się waszym zdziwieniem i szokiem! A jak! :D :D
      I zaspoileruje, że kolejna notka również będzie jedną z nudniejszych! :< Ale w następnej się zrewanżuję i zapewnię nadmiar wrażeń! :)
      Taka mała adnotacja z mojej strony <3
      Pozdraaawiam!

      Usuń
    2. Aż sie boje co dla nas przygotowałaś :O W głowie już rodzą mi się jakieś szalone teorie, bo zastanawia mnie dlaczego Sakury nie ma tak długo... Chyba muszę się jakoś specjalnie przygotować na rozdziały, żeby nie paść na zawał, bo wtedy byłoby mi naprawdę przykro, jeżeli nie mogłabym przeczytać całości tej historii! :') Widać, że lubisz się nad nami znęcać skoro tak wyczekujesz naszego szoku hahaha

      Usuń
  3. Bardzo przyjemny rozdział ❤️ Szkoda tego Naruto on chce dobrze a cały czas mu się od saska obrywa :((
    Czekam na następny rozdział !
    Pozdrawiam ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naruto to taki mój ofiarny koziołek, ot co haha :D

      Usuń
  4. Myślałam, że z Sasuke jest wiekszy inteligent i używa tego rozumu ale narazie widze, że używa czegoś zupelnie innego. Mógłby choć raz wziąć przykład z Naruto i uwierzyć w ukochaną, a nie skreślić ją od razu...
    Co do Sakury mam nadzieje, że pojawi sie już niebawem, również ciekawi mnie fakt jak zareaguje Sauke gdy w końcu spotkają sie z Sakurą, zostanie wobec niej obojętny, będzie chciał ją zniszczyć, a może w końcu zrozumie jak bardzo mu jej brakowało?
    Pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ogromną przyjemność ugasić twoją ciekawość w następnym(i następnym) rozdziale :) :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Kurde, kto ją uratował, no kto? I kto jest tym dawnym "ukochanym", chociaż nie wiem na chwile dzisiejszą czy miłość, jaką do niego czuła była romantyczna czy platoniczna. Mam swój typ... ale to byłoby zbyt szalone...

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam Ci napisać coś konstruktywnego.
    Ale
    "I chuj bombki strzelił" i "Zagłoba" zabiły mój konstruktywizm.
    (Oplułam monitor XDDDDDD)

    Czytam dalej! :D

    OdpowiedzUsuń