- Boże święty, tylko nie to! Sasuke! Sasuke poczekaj! - Gwałtownie zerwałam się z zajmowanego miejsca, w pierwszym, bezwarunkowym odruchu pragnąc po prostu pobiec w ślad za ukochanym, który kilka chwil wcześniej w ogromnym wzburzeniu zniknął za drzwiami do mojej dawnej sypialni. Niewątpliwie miał zamiar opuścić posiadłość przez dziurę w ścianie; odgłos burzliwych kroków niósł się do domu niczym wojenny hejnał, dopełniając się złowieszczym świergotem tysiąca piorunowych ptaków.
Pełna najgorszych obaw a zarazem zawładnięta przez strach, zatrzymałam się jednak sekundę po zamaszystym zerwaniu się z fotela, obracając głowę i niemal w histerycznym geście spoglądając na postać Itachiego, który wciąż siedząc, ręką stanowczo powstrzymywał właśnie stojącego na szeroko rozpostartych nogach Naruto, najwyraźniej gotowego do równie impulsywnej reakcji. Blondyn usiłował objąć to wszystko rozumem i wzrokiem, a jego mocno rozszerzone nozdrza jednoznacznie wskazywały na równie usprawiedliwiony gniew.
- Idź za nim - rozkazał ponaglająco Itachi, kiwając weń głową - Macie sobie wiele do powiedzenia… No idź!
Skinęłam głową i bez wahania zniknęłam im z oczu, prędko odnajdując wzrokiem to, co pragnęłam zobaczyć.
- Sasuke zaczekaj!
Nie przejmowałam się w danej chwili swoim płaczem, bólem, rozpaczą rozsadzającą poranione serce. Teraz liczyła się dla mnie jedynie nie mogąca znaleźć ujścia, dźgająca niczym ostrze noża bezradność i wściekłość Sasuke - to, jak burzliwie zareagował, nie potrafiąc stłumić zrodzonej wściekłości, nagromadzonego żalu. Żałował mnie, choć nie usłyszał jeszcze wszystkiego, choć tak niewiele rozumiał..
Niewiele myśląc, w kilku susłach podbiegłam do nieubłaganie oddalającego się mężczyzny, z mocą rzucając się i obejmując jego emanującą furią postać. Uchiha w pierwszym momencie nic nie zrobił sobie z obecności moich rąk, mocno oplatających jego klatkę piersiową.
Wręcz wbiłam się w jego szerokie plecy, wtulając w nie tak mocno, jak bardzo pragnęłam go teraz powstrzymać.
Ogarnięty ślepą wściekłością, nie od razu pojął, co się dzieje. Dlatego zrobił jeszcze kilka kroków, nim finalnie zatrzymał się. Jego głośny, wściekł oddech wypełniał otaczającą nas przestrzeń, a ja na tą krótką chwilę zapomnieć mogłam o swojej tragedii. Nie poświęciłam jej ani grama uwagi, bez opamiętania wciskając ciało w postać młodszego Uchihy, którego zapach ukoił mnie i bezwiednie zdusił szloch dławiący w piersi.
- Sasuke błagam - wydusiłam płaczliwie, ani myśląc rozluźnić uścisku. Bałam się, że po tym wszystkim czego się dowiedział, odtrąci mnie i nie będzie chciał już nigdy więcej widzieć na oczy. Okłamałam go i wielokotnie raniłam w najpodlejsze ze sposobów, jako karty przetargowej używając osoby mu najbliższej - jego rodzonego brata. Znałam wagę swoich wyborów, a one czyniły mnie niczym w jego oczach, tego byłam pewna…
Nic jednak nie mogłam poradzić na to, jak okrutnie i podle się czułam, wiedząc, że Sasuke już nigdy nie spojrzy na mnie tym wzrokiem. Celowo doprowadziłam do tego, by mnie znienawidził, teraz z całego serca pragnąc by był jednak w stanie mi wybaczyć.
Głupia. Naiwna idiotka.
Załkałam rozpaczliwie, bez opamiętania wciskając się w materiał jego koszulki. Dźwięk ściergocących błyskawic cichł stopniowo, kończąc się na równi z brzdękiem opadającej na podłoże katany.
- Idź za nim - rozkazał ponaglająco Itachi, kiwając weń głową - Macie sobie wiele do powiedzenia… No idź!
Skinęłam głową i bez wahania zniknęłam im z oczu, prędko odnajdując wzrokiem to, co pragnęłam zobaczyć.
- Sasuke zaczekaj!
Nie przejmowałam się w danej chwili swoim płaczem, bólem, rozpaczą rozsadzającą poranione serce. Teraz liczyła się dla mnie jedynie nie mogąca znaleźć ujścia, dźgająca niczym ostrze noża bezradność i wściekłość Sasuke - to, jak burzliwie zareagował, nie potrafiąc stłumić zrodzonej wściekłości, nagromadzonego żalu. Żałował mnie, choć nie usłyszał jeszcze wszystkiego, choć tak niewiele rozumiał..
Niewiele myśląc, w kilku susłach podbiegłam do nieubłaganie oddalającego się mężczyzny, z mocą rzucając się i obejmując jego emanującą furią postać. Uchiha w pierwszym momencie nic nie zrobił sobie z obecności moich rąk, mocno oplatających jego klatkę piersiową.
Wręcz wbiłam się w jego szerokie plecy, wtulając w nie tak mocno, jak bardzo pragnęłam go teraz powstrzymać.
Ogarnięty ślepą wściekłością, nie od razu pojął, co się dzieje. Dlatego zrobił jeszcze kilka kroków, nim finalnie zatrzymał się. Jego głośny, wściekł oddech wypełniał otaczającą nas przestrzeń, a ja na tą krótką chwilę zapomnieć mogłam o swojej tragedii. Nie poświęciłam jej ani grama uwagi, bez opamiętania wciskając ciało w postać młodszego Uchihy, którego zapach ukoił mnie i bezwiednie zdusił szloch dławiący w piersi.
- Sasuke błagam - wydusiłam płaczliwie, ani myśląc rozluźnić uścisku. Bałam się, że po tym wszystkim czego się dowiedział, odtrąci mnie i nie będzie chciał już nigdy więcej widzieć na oczy. Okłamałam go i wielokotnie raniłam w najpodlejsze ze sposobów, jako karty przetargowej używając osoby mu najbliższej - jego rodzonego brata. Znałam wagę swoich wyborów, a one czyniły mnie niczym w jego oczach, tego byłam pewna…
Nic jednak nie mogłam poradzić na to, jak okrutnie i podle się czułam, wiedząc, że Sasuke już nigdy nie spojrzy na mnie tym wzrokiem. Celowo doprowadziłam do tego, by mnie znienawidził, teraz z całego serca pragnąc by był jednak w stanie mi wybaczyć.
Głupia. Naiwna idiotka.
Załkałam rozpaczliwie, bez opamiętania wciskając się w materiał jego koszulki. Dźwięk ściergocących błyskawic cichł stopniowo, kończąc się na równi z brzdękiem opadającej na podłoże katany.
Teraz otoczenie spowijał jedynie odgłos jego burzliwych oddechów.
Mężczyzna nie poruszył się w żaden ze sposobów, jedynie bez opamiętania zaciskając dłonie w pięści.
- B-Błagam... Nie idź… nie możesz.. - Łzy płynęły po moich policzkach i szyi, ręce obejmujące mężczyznę w pasie drżały.
Obawiałam się jego reakcji równie mocno, jak bałam się Madary, którego szaleńczy wzrok spoglądał na mnie znad każdego z otaczających mnie cieni.
Mężczyzna nie poruszył się w żaden ze sposobów, jedynie bez opamiętania zaciskając dłonie w pięści.
- B-Błagam... Nie idź… nie możesz.. - Łzy płynęły po moich policzkach i szyi, ręce obejmujące mężczyznę w pasie drżały.
Obawiałam się jego reakcji równie mocno, jak bałam się Madary, którego szaleńczy wzrok spoglądał na mnie znad każdego z otaczających mnie cieni.
- Jak mogłaś - warknął szorstko, przez kilka następnych sekund nie mówiąc już niczego więcej. Te dwa słowa wwiercił się więc w moją czaszkę niczym mroczna mara.
Mocno zacisnęłam powieki, w tym jednym momencie pojmując, wiedząc już, że mężczyzna nie będzie w stanie mi tego wybaczyć. Owe stwierdzenie ugodziło we mnie na kształt mocnego uderzenia tępym obuchem w głowę. Za to ból rozsadzający mi serce, zdawał się rozdzierać na pół nawet jego oderwane kawałki.
Mocno zacisnęłam powieki, w tym jednym momencie pojmując, wiedząc już, że mężczyzna nie będzie w stanie mi tego wybaczyć. Owe stwierdzenie ugodziło we mnie na kształt mocnego uderzenia tępym obuchem w głowę. Za to ból rozsadzający mi serce, zdawał się rozdzierać na pół nawet jego oderwane kawałki.
Zachwiałam się na nogach, niemal krztusząc płaczem.
Wtenczas, Sasuke gwałtownie odwrócił się w moją stronę, rękami niekontrolowanie mocno wbijając się w moje drżące ramiona. Ze strachu podskoczyłam ku górze, spoglądając ku niemu szeroko otwartymi oczami.
Z ciemnych tęczówek Uchihy emanowała furia i nieskończony, niemożliwy do opisania ból.
Wtenczas, Sasuke gwałtownie odwrócił się w moją stronę, rękami niekontrolowanie mocno wbijając się w moje drżące ramiona. Ze strachu podskoczyłam ku górze, spoglądając ku niemu szeroko otwartymi oczami.
Z ciemnych tęczówek Uchihy emanowała furia i nieskończony, niemożliwy do opisania ból.
- Jak mogłaś o niczym mi nie powiedzieć! - niemal wykrzyczał, sekundę później mocno obejmując mnie swoimi ramionami i przyciągając do siebie. Przytulił mnie tak rozpaczliwe, że na krótką chwilę odebrało mi tchu. Czułam jego twarz przy wgłębieniu swojej szyi, miałam świadomość tego jak szaleńczo bije jego serce, jaki jest rozdygotany… To wszystko spowodowało spory mętlik w mojej głowie.. A jednak, potrzebując go teraz bardziej niż kiedykolwiek, i ja zarzuciłam ręce na jego barki, wtulając się w ciało mężczyzny tak mocno, jak tylko potrafiłam. Wtedy też z mojej piersi wydarł się jeszcze głośniejszy szloch. - Co ty sobie w ogóle myślałaś! Jak mogłaś… !
Nie odpowiadałam, nie potrafiąc znaleźć słów, które mogłyby uratować mnie przed słusznością jego gniewu. Płakałam jedynie, starając się robić to dyskretnie i po cichutku. Spazmatyczny szloch targający moją piersią demaskował moją chęć doprowadzenia rozedrganych uczuć do porządku.
Boleśnie zagryzłam wargi, chcąc powstrzymać ich drżenie
Nie odpowiadałam, nie potrafiąc znaleźć słów, które mogłyby uratować mnie przed słusznością jego gniewu. Płakałam jedynie, starając się robić to dyskretnie i po cichutku. Spazmatyczny szloch targający moją piersią demaskował moją chęć doprowadzenia rozedrganych uczuć do porządku.
Boleśnie zagryzłam wargi, chcąc powstrzymać ich drżenie
- Odpowiedz mi, Sakura! Chociaż raz mi cholera odpowiedz!
Oderwał się ode mnie i w dalszym ciągu trzymając mnie w ramionach, po prostu patrzył.
Opuściłam wzrok nie mogąc wytrzymać tego skrzywdzonego, cierpiętniczego spojrzenia. Kolejne partie łez potoczyły się po moich policzkach
- Tak się bałam Sasuke… Ja… - Głośno przełknęłam ślinę - Ja myślałam, że ty… że ty nigdy mi nie wybaczysz.. jak się dowiesz… czyją córką jest Naori. Nie wiedziałam co mam robić. To dlatego… dlatego wybłagałam Itachiego, by podał się za ojca. No bo… no bo…
Boleśnie potrząsnął moim ciałem
- No bo co?!
- No bo bałam się, że dowiadując się prawdy, znienawidzisz mnie po stokroć mocniej!
- Czy ty jesteś normalna!? Na boga! Ta ciąża całkiem odjęła ci rozum! Czy według Ciebie jestem tak okrutnym człowiekiem, że mógłbym, po tym wszystkim co Cię spotkało, tak po prostu potraktować Cię w kategoriach winnej?! - Krzyczał, a ja odpowiadałam mu jedynie swoją rozpaczą. Głos uwiązł mi w gardle, boleśnie teraz ścisniętym - Przecież dobrze wiem, że nie zrobiłaś tego dobrowolnie! Kurwa!
Wypuścił mnie z objęć tylko po to, żeby ze wzburzeniem, z całej siły uderzyć pięścią w najbliższe drzewo.
- Nie wytrzymam tego, po prostu nie wytrzymam! Jak tylko pomyślę o tym, co ten bydlak... Kurwa! - Wystosował następne uderzenie tym razem o wiele silniejsze, Przymykałam oczy każdorazowo, gdy odgłos głośnego trzaśnięcia rozchodził się po okolicy. - Kurwa, kurwa, kurwa! Zabije go jak psa! Zniszczę, zmasakruje! Ten drań będzie mnie błagał o litość!
Nim zdołałam do końca otrząsnąć się z gniewu którym mnie zarzucił, on już na powrót trzymał w dłoni katanę i szybkim krokiem kierował się w tylko sobie znanym kierunku. Dopadłam do niego i mocno złapałam za przedramię.
Oderwał się ode mnie i w dalszym ciągu trzymając mnie w ramionach, po prostu patrzył.
Opuściłam wzrok nie mogąc wytrzymać tego skrzywdzonego, cierpiętniczego spojrzenia. Kolejne partie łez potoczyły się po moich policzkach
- Tak się bałam Sasuke… Ja… - Głośno przełknęłam ślinę - Ja myślałam, że ty… że ty nigdy mi nie wybaczysz.. jak się dowiesz… czyją córką jest Naori. Nie wiedziałam co mam robić. To dlatego… dlatego wybłagałam Itachiego, by podał się za ojca. No bo… no bo…
Boleśnie potrząsnął moim ciałem
- No bo co?!
- No bo bałam się, że dowiadując się prawdy, znienawidzisz mnie po stokroć mocniej!
- Czy ty jesteś normalna!? Na boga! Ta ciąża całkiem odjęła ci rozum! Czy według Ciebie jestem tak okrutnym człowiekiem, że mógłbym, po tym wszystkim co Cię spotkało, tak po prostu potraktować Cię w kategoriach winnej?! - Krzyczał, a ja odpowiadałam mu jedynie swoją rozpaczą. Głos uwiązł mi w gardle, boleśnie teraz ścisniętym - Przecież dobrze wiem, że nie zrobiłaś tego dobrowolnie! Kurwa!
Wypuścił mnie z objęć tylko po to, żeby ze wzburzeniem, z całej siły uderzyć pięścią w najbliższe drzewo.
- Nie wytrzymam tego, po prostu nie wytrzymam! Jak tylko pomyślę o tym, co ten bydlak... Kurwa! - Wystosował następne uderzenie tym razem o wiele silniejsze, Przymykałam oczy każdorazowo, gdy odgłos głośnego trzaśnięcia rozchodził się po okolicy. - Kurwa, kurwa, kurwa! Zabije go jak psa! Zniszczę, zmasakruje! Ten drań będzie mnie błagał o litość!
Nim zdołałam do końca otrząsnąć się z gniewu którym mnie zarzucił, on już na powrót trzymał w dłoni katanę i szybkim krokiem kierował się w tylko sobie znanym kierunku. Dopadłam do niego i mocno złapałam za przedramię.
- Nie możesz! Nie! Sasuke zaczekaj! - Szarpnęłam go w stronę domu niedostatecznie mocno by to mogło go w jakikolwiek sposób odwieść od tego niepoczytalnego pomysłu. Zerknął na mnie zaledwie kątem oka. Tymczasem mi znowu zachciało się płakać. Pociągnęłam nosem, walcząc ze łzami - Nie rozumiesz, że Madara tylko na to czeka?! Wie, że nie pokona waszej dwójki gdy połączycie siły, więc usiłuje dopaść każdego z was osobno! Dzisiaj odpuścił tylko dlatego, że się pojawiłeś! Dlatego nie możesz, po prostu nie możesz iść tam sam! Wróć ze mną do domu Sasuke. Wróć i wysłuchaj nas do końca, nim podejmiesz jakiekolwiek, pochopne decyzje. Błagam!
Sugestywnie pociągnęłam go w stronę posiadłości, on jednak ani drgnął patrząc na mnie tym nieprzejednanym, twardym spojrzeniem którego wybitnie nie lubiłam oglądać na jego twarzy.
Sugestywnie pociągnęłam go w stronę posiadłości, on jednak ani drgnął patrząc na mnie tym nieprzejednanym, twardym spojrzeniem którego wybitnie nie lubiłam oglądać na jego twarzy.
- Nie usiłuj po raz drugi mydlić mi oczu! Nie wytrzymam ani chwili dłużej, wiedząc, co Ci uczynił! - Struchlałam, podkulając ramiona podczas gdy on dalej krzyczał, bez kontroli nad samym sobą uaktywniając sharingana. Włos zjeżył się na całym moim ciele. W tym wydaniu Sasuke wyglądał jak sam diabeł. Impulsywny i nieprzewidywalny.
Głośno przełknęłam ślinę. - Ten sukinsyn zrobił ci ogromną krzywdę, a ja mam tak po prostu odwrócić się i potulnie siedzieć teraz w posiadłości?! - wysyczał, wyszarpawszy rękę z mojego uścisku - Nie spocznę, dopóki go nie zabiję i nie próbuj mnie powstrzymywać! Gdyby nie on… !
Głośno przełknęłam ślinę. - Ten sukinsyn zrobił ci ogromną krzywdę, a ja mam tak po prostu odwrócić się i potulnie siedzieć teraz w posiadłości?! - wysyczał, wyszarpawszy rękę z mojego uścisku - Nie spocznę, dopóki go nie zabiję i nie próbuj mnie powstrzymywać! Gdyby nie on… !
- Stało się, co się stało i nie zmienisz tego! Błagam, nie zachowuj się tak bezmyślnie, uspokój się i wysłuchaj mnie do końca! Nie wiesz jeszcze wszystkiego, pozwól mi w końcu być z tobą szczerą!
W końcu mężczyzna odwrócił się w moją stronę, czyniąc to tak impulsywnie, że aż w popłochu odsunęłam się w tył. Przez tą krótką chwilę bałam się nieprzewidywalnego zachowania mężczyzny, czego pożałowałam na równi z jego następnymi słowami.
Sasuke, widząc moją reakcję, aż zatrzymał się w miejscu, a jego oczy, do tej pory gniewne, teraz wypełniły się bolesnym rozczarowaniem.
- Jak możesz, po tym wszystkim co nas łączyło, ciągle myśleć, że jestem w stanie wyrządzić Ci jakąkolwiek krzywdę? - Szepnął.
Nie odpowiedziałam, więc zbliżył się powoli, rękami zadziwiająco delikatnie i ostrożnie obejmując moją twarz. Z wahaniem uniosłam głowę, patrząc mu prosto w oczy - Kocham Cię Sakura. Kocham Cię całym sercem i gdybym tylko wiedział o tym co cię spotkało, już dawno utłukłbym tego sukinsyna. Już nigdy więcej by ci nie zagroził.
- Naprawdę mnie kochasz? - wyszeptałam, jakby głucha na całą resztę jego słów. - Po tym wszystkim…?
- I mimo wszystko, ty głupia dziewucho. - Obadał opuszkami palców każdy fragment moich spękanych warg, uspokajając się - Nigdy, powtarzam nigdy więcej nie pozwolę, by ktokolwiek wyrządził ci jakąkolwiek krzywdę. Rozumiem, że mi nie ufasz, choć nie pojmuję, czym sobie na to zasłużyłem. Niczego w życiu nie pragnę bardziej niż Ciebie i twojego dobra, Sakura. Gdybyś tylko pozwoliła mi zostać przy swoim boku, ochroniłbym cię przed Nim nawet za cenę życia. - Na krótko ponownie zachmurzył się, sygnalizując powrót gniewu - Wcale nie musiałaś uciekać, by dostać się do mojego brata, podobnie jak nie powinnaś ukrywać przede mną informacji o jego losach. Mam u Ciebie ogromny dług wdzięczności, nie jestem tak bezduszny jak sądziłaś, bym tego nie zauważył. Uratowałaś Itachiego, później uratowałaś również mnie. Uwielbiam Cię za tą naiwną, głupią wiarę i niekończącą się chęć ratowania potrzebujących członków klanu Uchiha z opresji. Kocham Cię Sakura, ja naprawdę Cię kocham. - Bardzo powoli zbliżył ku mnie swoją twarz, opierając się czołem o moje czoło - Nigdy więcej nie rób takich numerów. Obiecaj mi to.
- Sas…
- Obiecaj!
W końcu mężczyzna odwrócił się w moją stronę, czyniąc to tak impulsywnie, że aż w popłochu odsunęłam się w tył. Przez tą krótką chwilę bałam się nieprzewidywalnego zachowania mężczyzny, czego pożałowałam na równi z jego następnymi słowami.
Sasuke, widząc moją reakcję, aż zatrzymał się w miejscu, a jego oczy, do tej pory gniewne, teraz wypełniły się bolesnym rozczarowaniem.
- Jak możesz, po tym wszystkim co nas łączyło, ciągle myśleć, że jestem w stanie wyrządzić Ci jakąkolwiek krzywdę? - Szepnął.
Nie odpowiedziałam, więc zbliżył się powoli, rękami zadziwiająco delikatnie i ostrożnie obejmując moją twarz. Z wahaniem uniosłam głowę, patrząc mu prosto w oczy - Kocham Cię Sakura. Kocham Cię całym sercem i gdybym tylko wiedział o tym co cię spotkało, już dawno utłukłbym tego sukinsyna. Już nigdy więcej by ci nie zagroził.
- Naprawdę mnie kochasz? - wyszeptałam, jakby głucha na całą resztę jego słów. - Po tym wszystkim…?
- I mimo wszystko, ty głupia dziewucho. - Obadał opuszkami palców każdy fragment moich spękanych warg, uspokajając się - Nigdy, powtarzam nigdy więcej nie pozwolę, by ktokolwiek wyrządził ci jakąkolwiek krzywdę. Rozumiem, że mi nie ufasz, choć nie pojmuję, czym sobie na to zasłużyłem. Niczego w życiu nie pragnę bardziej niż Ciebie i twojego dobra, Sakura. Gdybyś tylko pozwoliła mi zostać przy swoim boku, ochroniłbym cię przed Nim nawet za cenę życia. - Na krótko ponownie zachmurzył się, sygnalizując powrót gniewu - Wcale nie musiałaś uciekać, by dostać się do mojego brata, podobnie jak nie powinnaś ukrywać przede mną informacji o jego losach. Mam u Ciebie ogromny dług wdzięczności, nie jestem tak bezduszny jak sądziłaś, bym tego nie zauważył. Uratowałaś Itachiego, później uratowałaś również mnie. Uwielbiam Cię za tą naiwną, głupią wiarę i niekończącą się chęć ratowania potrzebujących członków klanu Uchiha z opresji. Kocham Cię Sakura, ja naprawdę Cię kocham. - Bardzo powoli zbliżył ku mnie swoją twarz, opierając się czołem o moje czoło - Nigdy więcej nie rób takich numerów. Obiecaj mi to.
- Sas…
- Obiecaj!
Cichutko przełknęłam ślinę, posyłając kontrolne spojrzenie w stronę lasu, ziejącego dzisiaj niecodziennym chłodem.
- Dobrze, obiecuję. - rzekłam choć łzy wpadające do ust znacznie osoliły mi to wyznanie. Przymknęłam powieki, rozkoszując się ciepłem ciała Sasuke i tym, że w końcu mogę go poczuć i dotknąć.. - Obiecuję, że już nigdy więcej w Ciebie nie zwątpię. Ja też cię kocham! Kocham cię od zawsze i…
- Ciiicho już, cicho. Wiem. - Czule pogładził kciukiem fakturę mojego policzka, spoglądając weń z taką dawką czułości, że omal rozpłynęłam się ze szczęścia - Ja również popełniłem wiele błędów, oceniając cię tak pochopnie. Moje zachowanie i to jak niegodnie cię traktowałem zasługuje na publiczne potępienie. Przepraszam, mała, za wszystkie krzywdy, których doznałaś z mojej winy. Przepraszam również za to, że byłem niedość dobry, byś uznała mnie za godnego swojego zaufania. Gdybym nie był tak gruboskórny, cała ta tragedia nie miałaby miejsca.. - Spojrzał mi prosto w oczy- Nie widzę poza tobą świata, ty niemądra , irytująca dziewczyno. Omotałaś mnie bez reszty, sprawiając, że nie mogę oderwać od ciebie ani wzroku ani myśli. Niczego nie pragnę bardziej od ponownego trwania przy twoim boku. Będę dla ciebie najlepszy, nigdy nie powiesz na mnie złego słowa. Przyrzekam stać się takim mężem, jakim chciałbyś mnie widzieć. Tylko mi wybacz, kochanie.
- M-Mężem? - mój głos zdradzał zdenerwowanie - A więc naprawdę chcesz być ze mną, pomimo tego, co się s-stało? A co z Naori, przecież ona… przecież ona jest…
-... Jest moją córką. - dokończył płynnie Sasuke, uśmiechając się pogodnie - Czy mi się wydaje, czy też usiłujesz się z tym nie zgodzić? Masz ku temu jakieś obiekcję?
Patrzyłam na niego, nie mogąc do końca pojąć tego, co się dzieje.
- N-Nie? - wydusiłam w końcu, co wcale nie znaczy, że odzyskałam rezon. Wręcz przeciwnie.
Trochę nazbyt skołowana pozwoliłam, by Sasuke ściśle objął moją dłoń swoją ręką, a później leciutko pociągnął w stronę posiadłości
- Chodź. Wysłucham was, jeśli takie jest twoje życzenie, lecz później nie będę już więcej zwlekał. Zniszczę tego gada jeszcze przed końcem dnia.
- Dobrze, obiecuję. - rzekłam choć łzy wpadające do ust znacznie osoliły mi to wyznanie. Przymknęłam powieki, rozkoszując się ciepłem ciała Sasuke i tym, że w końcu mogę go poczuć i dotknąć.. - Obiecuję, że już nigdy więcej w Ciebie nie zwątpię. Ja też cię kocham! Kocham cię od zawsze i…
- Ciiicho już, cicho. Wiem. - Czule pogładził kciukiem fakturę mojego policzka, spoglądając weń z taką dawką czułości, że omal rozpłynęłam się ze szczęścia - Ja również popełniłem wiele błędów, oceniając cię tak pochopnie. Moje zachowanie i to jak niegodnie cię traktowałem zasługuje na publiczne potępienie. Przepraszam, mała, za wszystkie krzywdy, których doznałaś z mojej winy. Przepraszam również za to, że byłem niedość dobry, byś uznała mnie za godnego swojego zaufania. Gdybym nie był tak gruboskórny, cała ta tragedia nie miałaby miejsca.. - Spojrzał mi prosto w oczy- Nie widzę poza tobą świata, ty niemądra , irytująca dziewczyno. Omotałaś mnie bez reszty, sprawiając, że nie mogę oderwać od ciebie ani wzroku ani myśli. Niczego nie pragnę bardziej od ponownego trwania przy twoim boku. Będę dla ciebie najlepszy, nigdy nie powiesz na mnie złego słowa. Przyrzekam stać się takim mężem, jakim chciałbyś mnie widzieć. Tylko mi wybacz, kochanie.
- M-Mężem? - mój głos zdradzał zdenerwowanie - A więc naprawdę chcesz być ze mną, pomimo tego, co się s-stało? A co z Naori, przecież ona… przecież ona jest…
-... Jest moją córką. - dokończył płynnie Sasuke, uśmiechając się pogodnie - Czy mi się wydaje, czy też usiłujesz się z tym nie zgodzić? Masz ku temu jakieś obiekcję?
Patrzyłam na niego, nie mogąc do końca pojąć tego, co się dzieje.
- N-Nie? - wydusiłam w końcu, co wcale nie znaczy, że odzyskałam rezon. Wręcz przeciwnie.
Trochę nazbyt skołowana pozwoliłam, by Sasuke ściśle objął moją dłoń swoją ręką, a później leciutko pociągnął w stronę posiadłości
- Chodź. Wysłucham was, jeśli takie jest twoje życzenie, lecz później nie będę już więcej zwlekał. Zniszczę tego gada jeszcze przed końcem dnia.
***
Gdy kilka chwil później oboje po kolei weszli do salonu trzymając się za ręce, Itachi nie potrafił - mimo okoliczności - nie uśmiechnąć się kącikiem ust. Zilustrował obie postacie najbliższych swemu sercu osób, czująć rozlewające weń ciepło. Spojrzenia które sobie posyłali, jasno sygnalizowały, iż wszelkie spory pozostały zażegnane a kłamstwa wybaczone.
Całą reszta zebrana wtenczas w pomieszczeniu, również śledziła ową dwójkę spojrzeniem. Milcząco, bez najmniejszego ruchu, jedynie spoglądali. A każdy z nich przedstawiał zupełnie inny wyraz twarzy. Naruto szczerzył się jak zwykle szeroko, choć emocja ta zaprawiona była odrobiną cierpkiej goryczy. Shikamaru jedynie rozluźnił spięte ramiona i na chwilę zaprzestał marszczenia brwii. Kakashi natomiast, nieznacznie uśmiechał się pod maską, zdradzały go zmarszczki nagromadzone wokół oczu.
Po krótkiej chwili wahania, oboje zasiedli na swoich poprzednich miejscach. Różnica była taka, że oboje w tamtej chwili wydawali się zdecydowanie mniej zmęczeni i spięci. Rożowowłosej kobiecie pojaśniały oczy gdy z niecodzienną żywotnością zilustrowała postać Itachiego oraz drzemiącej w jego ramionach Naori, następnie skierowała wzrok w stronę Hatake.
- Tamtego dnia w który zniknęłam, wcale nie udałam się do Itachiego, tak, jak opisałam to w liście do Ciebie, Sasuke - powiedziała z wolna, bardzo ostrożnie dobierając słowa. Przy tym, ani na moment nie spuściła spojrzenia z postaci siwowłosego mężczyzny.
Następnie westchnęła cichutko, gdy ten ociężale przymknął powieki.
Sam młodszy Uchiha natomiast zerknął podejrzliwie na obiekt jej przypatrywań i choć owe wyznanie nieco nim wstrząsnęło, nie dał poznać po sobie nawet kapki zaskoczenia czy złości.
- To ja nakłoniłem ją do opuszczenia wioski - wyznał znienacka sam Kakashi, a zabranie przez niego głosu widocznie zaskoczyło nawet Sakurę, bo naraz lekko otworzyła usta.
Wszyscy, którzy do tej pory nie mieli o tym pojęcia, trwali z wyraźnym szokiem wypisanym na każdej z pobladłych twarzy. Shikamaru smętnie opuścił wzrok.
Całą reszta zebrana wtenczas w pomieszczeniu, również śledziła ową dwójkę spojrzeniem. Milcząco, bez najmniejszego ruchu, jedynie spoglądali. A każdy z nich przedstawiał zupełnie inny wyraz twarzy. Naruto szczerzył się jak zwykle szeroko, choć emocja ta zaprawiona była odrobiną cierpkiej goryczy. Shikamaru jedynie rozluźnił spięte ramiona i na chwilę zaprzestał marszczenia brwii. Kakashi natomiast, nieznacznie uśmiechał się pod maską, zdradzały go zmarszczki nagromadzone wokół oczu.
Po krótkiej chwili wahania, oboje zasiedli na swoich poprzednich miejscach. Różnica była taka, że oboje w tamtej chwili wydawali się zdecydowanie mniej zmęczeni i spięci. Rożowowłosej kobiecie pojaśniały oczy gdy z niecodzienną żywotnością zilustrowała postać Itachiego oraz drzemiącej w jego ramionach Naori, następnie skierowała wzrok w stronę Hatake.
- Tamtego dnia w który zniknęłam, wcale nie udałam się do Itachiego, tak, jak opisałam to w liście do Ciebie, Sasuke - powiedziała z wolna, bardzo ostrożnie dobierając słowa. Przy tym, ani na moment nie spuściła spojrzenia z postaci siwowłosego mężczyzny.
Następnie westchnęła cichutko, gdy ten ociężale przymknął powieki.
Sam młodszy Uchiha natomiast zerknął podejrzliwie na obiekt jej przypatrywań i choć owe wyznanie nieco nim wstrząsnęło, nie dał poznać po sobie nawet kapki zaskoczenia czy złości.
- To ja nakłoniłem ją do opuszczenia wioski - wyznał znienacka sam Kakashi, a zabranie przez niego głosu widocznie zaskoczyło nawet Sakurę, bo naraz lekko otworzyła usta.
Wszyscy, którzy do tej pory nie mieli o tym pojęcia, trwali z wyraźnym szokiem wypisanym na każdej z pobladłych twarzy. Shikamaru smętnie opuścił wzrok.
Tymczasem Hatake mówił dalej:
- Ponad 11 miesięcy temu, z samego rana na moim biurku pojawił się pewien list... Nadali go przywódcy klanu Utau. Jak się okazało, cała ich społeczność uknuła bardzo podłą i wyrafinowaną intrygę. Ich zamiary były jasne. Rządali oni natychmiastowej śmierci Sasuke Uchihy, w ramach zasłużonego zadośćuczynienia za morderstwo córki małżeństwa głównej gałęzi rodu. Yuuki Usau była jedną z wielu ofiar słynnego porywacza, a jednak winą za jej śmierć Klan obarczył właśnie Sasuke. Za niedostosowanie się do swoich poleceń, Ród Utau zagroził nam wojną. Nie pozostawili żadnych złudzeń, sprawie nadając priorytet najwyższej rangi. Odpowiedzi udzielić miałem jeszcze w ten sam dzień. - Zamilkł na krótszą chwilę, wracając do tego dnia pamięcią - Była tylko jedna rzecz, która mogła powstrzymać ich przed działaniem zbrojnym, przy jednoczesnym zachowaniu Sasuke przy życiu… - Odetchnął - Była nim Sakura.
- Ponad 11 miesięcy temu, z samego rana na moim biurku pojawił się pewien list... Nadali go przywódcy klanu Utau. Jak się okazało, cała ich społeczność uknuła bardzo podłą i wyrafinowaną intrygę. Ich zamiary były jasne. Rządali oni natychmiastowej śmierci Sasuke Uchihy, w ramach zasłużonego zadośćuczynienia za morderstwo córki małżeństwa głównej gałęzi rodu. Yuuki Usau była jedną z wielu ofiar słynnego porywacza, a jednak winą za jej śmierć Klan obarczył właśnie Sasuke. Za niedostosowanie się do swoich poleceń, Ród Utau zagroził nam wojną. Nie pozostawili żadnych złudzeń, sprawie nadając priorytet najwyższej rangi. Odpowiedzi udzielić miałem jeszcze w ten sam dzień. - Zamilkł na krótszą chwilę, wracając do tego dnia pamięcią - Była tylko jedna rzecz, która mogła powstrzymać ich przed działaniem zbrojnym, przy jednoczesnym zachowaniu Sasuke przy życiu… - Odetchnął - Była nim Sakura.
- Klan wyraził się jasno. - dopowiedział ponuro Shikamaru, splatając dłonie na kolanach - Tylko przekazanie w ich ręce wysławionej medic-ninja, Sakury Haruno mogło ocalić nas od kolejnego, tym razem politycznego konfliktu.. A jednak ani ja, Ani Kakashi-sama nie potrafiliśmy, ani nie mogliśmy podjąć takiej decyzji samoistnie. Sytuacja była o tyle napięta, że ród Usau zamierzał nawet włączyć Sakurę do grona swojej społeczności, mało tego, zamierzali umieścić ją na miejscu swojej zmarłej córki. Jak wiadomo, Yuki była zaręczona i to na zaślubinach tak bardzo zależało tej nieszczęsnej rodzinie. W ich rozumieniu, Sakura miała zostać wydana za mąż za ich kandydata, celem połączenia klanów na który, jak stwierdzili, bardzo długo czekali.
- Szczęściem w nieszczęściu, Wioska Skał potrzebowała na tą chwilę właśnie Ciebie Sasuke. Nie zastanawiając się czym prędzej wysłałem cię na misję najwyższego priorytetu. A gdy opuściłeś osadę, udałem się do Sakury.
- Szczęściem w nieszczęściu, Wioska Skał potrzebowała na tą chwilę właśnie Ciebie Sasuke. Nie zastanawiając się czym prędzej wysłałem cię na misję najwyższego priorytetu. A gdy opuściłeś osadę, udałem się do Sakury.
- Wszystko, co zrobiłam w życiu robiłam przez pryzmat Twojego dobra, Sasuke - wyznała cicho wspomniana kobieta, bawiąc się własnymi palcami - Więc moja decyzja była jasna. Jeszcze w ten sam dzień wyruszyłam z Shikamaru w drogę, odejścia do Itachiego używając jedynie jako przykrywki…
- Mam rozumieć… - Młodszy Uchiha odezwał się ponuro, a przez jego ton, przemawiało złość, rozczarowanie, niemoc - Że wy, wasza dwójka przez cały czas dobrze wiedziała gdzie znajduje się Sakura?! I mimo wszystko pozwoliliście, aby ja, my wszyscy błądzili przez tygodnie po omacku, niczym obłąkańce biegając po lesie wten i nazad, szukając jej?! Mało tego. Świadomie wysyłaliście Nas na jej poszukiwania, przez cały czas jedynie drwiąc i grając nam na nosach? Do chuja!
- Mam rozumieć… - Młodszy Uchiha odezwał się ponuro, a przez jego ton, przemawiało złość, rozczarowanie, niemoc - Że wy, wasza dwójka przez cały czas dobrze wiedziała gdzie znajduje się Sakura?! I mimo wszystko pozwoliliście, aby ja, my wszyscy błądzili przez tygodnie po omacku, niczym obłąkańce biegając po lesie wten i nazad, szukając jej?! Mało tego. Świadomie wysyłaliście Nas na jej poszukiwania, przez cały czas jedynie drwiąc i grając nam na nosach? Do chuja!
- Gdyby ktokolwiek z Was dowiedział się o tej sytuacji, nikt, a już zwłaszcza Ty, Sasuke, nie zareagowałby rozsądnie. W najlepszym wypadku po prostu byście ją stamtąd zabrali, co jednak w żadnym stopniu nie rozwiązałoby naszego problemu.
- Na pewno musiało być jakieś inne wyjście! - Do dyskusji wtrącił się rozeźlony Naruto, rzucając na lewo i prawo pełne wyrzutów, oskarżycielskie spojrzenia. - Jak mogłeś tak nasz oszukiwać, Kakashi! A Ty Shikamaru! Przecież osobiście udałeś się z Nami na misję poszukiwawczą! I to nie raz!
- Byłem tam, aby zapobiec odnalezieniu Sakury. - odpowiedział, choć nie bez żalu. Od czasu rozpoczęcia rozmowy, nie podniósł jeszcze na nikogo wzroku - Przyznaję. Celowo oddalałem was od miejsca, do którego ją odprowadziłem.
- Na pewno musiało być jakieś inne wyjście! - Do dyskusji wtrącił się rozeźlony Naruto, rzucając na lewo i prawo pełne wyrzutów, oskarżycielskie spojrzenia. - Jak mogłeś tak nasz oszukiwać, Kakashi! A Ty Shikamaru! Przecież osobiście udałeś się z Nami na misję poszukiwawczą! I to nie raz!
- Byłem tam, aby zapobiec odnalezieniu Sakury. - odpowiedział, choć nie bez żalu. Od czasu rozpoczęcia rozmowy, nie podniósł jeszcze na nikogo wzroku - Przyznaję. Celowo oddalałem was od miejsca, do którego ją odprowadziłem.
- Ty draniu…!
- A jednak i nam sytuacja wyrwała się spod kontroli! - wyznał burzliwie, gdy nieubłagana pięść Uzumakiego zbliżała się nieuchronnie do jego twarzy. - Rozdzieliliśmy się, pamietasz?! A ja wtedy udałem się do osady w której miała znajdować się Sakura. A zrobiłem to tylko dlatego, że zobaczyłem stado kruków, które na tamte warunki atmosferyczne wydało mi się mocno podejrzane. I nie myliłem się, do cholery!
- Tak myślałem, że moja technika nie umknie twemu bystremu umysłowi, Shikamaru - Itachi z uznaniem skinął głową - A jednak oboje się spóźniliśmy. I Ty, I ja.
- Spóźniliśmy? O czym ty mówisz? - Nara zmarszczył brwii, co sugerowało o maksymalnym poziomie skupienia - Przecież, gdy dotarłem na miejsce osada była już starta w drobny mak. To nie Twoja sprawka…?
- No nie…! - Itachi w skrajnej dezaprobacie wzniósł oczy do nieba - Myślicie, że jeśli, z nie swojej woli na dodatek, już raz dokonałem eksterminacji jednego z klanów, to z niebotyczną łatwością uczyniłbym to ponownie? Ja sam byłem ogromnie skonfundowany, gdy nagle odkryłem nieobecność Sakury w Konosze. I zdecydowanie zbyt wiele czasu zajeło mi zdobycie tego paskudnego listu oraz finalne dodanie dwa do dwóch. Gdy dotarłem na miejsce, odkryłem niewiele więcej jak ty, Shikamaru.
- O czym wy, kurwa, gadacie?! - Naruto był tak wzburzony, że teraz stał i machał dookoła zaciśniętymi pięściami.
Sasuke złapał go co prawda za ramię i siłą posadził na miejscu, ale to i tak nie powstrzymało go od gniewnych spojrzeń i krwiożerczych bluźnień.
- A jednak i nam sytuacja wyrwała się spod kontroli! - wyznał burzliwie, gdy nieubłagana pięść Uzumakiego zbliżała się nieuchronnie do jego twarzy. - Rozdzieliliśmy się, pamietasz?! A ja wtedy udałem się do osady w której miała znajdować się Sakura. A zrobiłem to tylko dlatego, że zobaczyłem stado kruków, które na tamte warunki atmosferyczne wydało mi się mocno podejrzane. I nie myliłem się, do cholery!
- Tak myślałem, że moja technika nie umknie twemu bystremu umysłowi, Shikamaru - Itachi z uznaniem skinął głową - A jednak oboje się spóźniliśmy. I Ty, I ja.
- Spóźniliśmy? O czym ty mówisz? - Nara zmarszczył brwii, co sugerowało o maksymalnym poziomie skupienia - Przecież, gdy dotarłem na miejsce osada była już starta w drobny mak. To nie Twoja sprawka…?
- No nie…! - Itachi w skrajnej dezaprobacie wzniósł oczy do nieba - Myślicie, że jeśli, z nie swojej woli na dodatek, już raz dokonałem eksterminacji jednego z klanów, to z niebotyczną łatwością uczyniłbym to ponownie? Ja sam byłem ogromnie skonfundowany, gdy nagle odkryłem nieobecność Sakury w Konosze. I zdecydowanie zbyt wiele czasu zajeło mi zdobycie tego paskudnego listu oraz finalne dodanie dwa do dwóch. Gdy dotarłem na miejsce, odkryłem niewiele więcej jak ty, Shikamaru.
- O czym wy, kurwa, gadacie?! - Naruto był tak wzburzony, że teraz stał i machał dookoła zaciśniętymi pięściami.
Sasuke złapał go co prawda za ramię i siłą posadził na miejscu, ale to i tak nie powstrzymało go od gniewnych spojrzeń i krwiożerczych bluźnień.
Chłopak potarł skronie, przymykając powieki
- O tym, że w momencie poszukiwań w waszym towarzystwie, a więc na drugi dzień samotnie powróciłem do miejsca, w którym niewiele godzin wcześniej pozostawiłem Sakurę. - Nara uzbroił się w cierpliwość i raz jeszcze, mniej chaotycznie powrócił do toczonego tematu. Odetchnął - A jednak osady już tam nie było. Pozostały tylko jej zniszczone, zburzone doszczętnie szczątki oraz dogasające ogniska płomieni, trawiące drewniane elementy. Wokół mnóstwo trupów, krew, ślady po walkach…
Mina Sasuke przedstawiała się tak, jakby ten właśnie odkrył coś niebotycznie istotnego.
- Byłem tam. Byłem tam, poszukując Taizo - jedynej osoby, która wydawało mi się, mogła wiedzieć, gdzie znajdowała się Sakura.
- Owszem. Spotkaliśmy się.
- A ja rozpoznałem w jednym z trupów jego postać, tego oprycha, dawnego prześladowcy Sakury.
Naraz wzrok wszystkich osób spoczął na jedynej kobiecie w pomieszczeniu. Ta aż struchlała, nieco garbiąc ramiona.
Minęło kilka długich sekund, nim niespiesznie odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i zaczesała go za ucho, jednocześnie podkulając nogi pod siebie. Wzięła głęboki oddech.
- Bardzo szybko po przybyciu na miejsce, okazało się, że moim przyszłym mężem ma zostać nikt inny jak właśnie ten człowiek. Taizo Yota Higosi. Moje drobne przekleństwo. Byłam zrozpaczona, a jednocześnie wiedziałam, że niewiele mogę zrobić, jeśli wciąż chcę mieć pewność, że życiu Sasuke nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo… Taizo zresztą doskonale o tym wiedział. Przyznał, że nie miał innego pomysłu który mógłby mnie do niego ściągnąć. I, że od dawna to planował. Napadł na mnie, a ja nie mogłam się obronić. No i wtedy, cóż… Wtedy zobaczyłam te oczy…
Starszy Uchiha w skupieniu podniósł wzrok na dziewczynę.
- Czerwone, lśniące, nieokiełznane. Z początku pomyślałam, że to ty, Itachi. W końcu nieraz już pojawiałeś się znikąd i ratowałeś mnie z opresji… Dotarło do mnie, jak wielki w ocenie błąd popełniłam, gdy On wyłonił się z cienia a ja wciąż patrzyłam jedynie w te wielkie, krwawe ślepia. Później pamiętam jedynie, że obudziłam się w jakimś przeraźliwym, ciemnym miejscu, śmierdzącym wilgocią i brudem. Był tam, oczywiście. I wcale nie ukrywał się przed moim wzrokiem.
Zaśmiała się gorzko, choć sytuacja wcale nie należała do najśmieszniejszych.
- Skubaniec obawiał się mojej siły. To dlatego, niemal przez cały czas miałam związane ręce… - Wyciągnęła przed siebie ramiona i podwinęła rękawy bluzki, ukazując niewielkie zabliźnienia w okolicy nadgarstków - Na całe szczęście nie pamiętam zbyt wiele z tamtego okresu. Kiedy do mnie przychodził, za każdym razem faszerował mnie genjutsu. Wiem za to, że gdy tylko odzyskiwałam przytomność zawsze czułam ból różnych partii ciała, tak, jakby celowo piętnował mnie różnymi obrażeniami. Nie mógł pozwolić sobie na utrzymywanie mnie w pełni świadomości podczas gdy…uh... - Zagryzła boleśnie wargę, po czym dodała: - Dwa razy udało mi się go podtruć, niedostatecznie jednak by było w stanie go to zabić. Dlatego nabrał ostrożności, zamykając mnie w fikcyjnych światach, niemal jeden po drugim. Chciał mnie złamać. I udało mu się to, na boga. Czułam się bliska obłędu. Każda wizja była gorsza od poprzedniej. A było ich mnóstwo. Dziesiątki, setki.. Gdzieś w międzyczasie, gdy, wydawałoby się, że nie byłam w stanie znieść już więcej opowiadał mi o tym, czego dokonał. Mówił, kogo zabił. Jak to zrobił. Którą z kobiet porwał. Którą jak krzywdził. Mówił, o tych biednych medyczkach, niewinnych, młodych dziewczynach. Opowiadał również o zawodzie który czuł, gdy poczęte dziecko nigdy nie okazało się dzieckiem z przepowiedni. Później, z równą beztroską szczegół po szczególe relacjonował, jak pozbywał się nieudanych tworów, jak to nazywał… To było okropne. Straszne. A każdy z dni dłużył się niczym rok…
- Ile czasu tam spędziłaś? - ton Naruto w porównaniu do cienkiego głosu Sakury, zabrzmiał niczym krzyk. Haruno jedynie pokiwała powoli głową.
- Poszukiwałem jej niemal dwa miesiące, nim w końcu zlokalizowałem miejsce ich pobytu. - zabrał głos Itachi - Madara nawet nie próbował mnie powstrzymać, po prostu zniknął. Najwyraźniej było mu to na rękę. W końcu dostał, czego tak naprawdę chciał. A skoro zachował Sakurę przy życiu, musiało to oznaczać, że dziecko będzie specjalne, wyjątkowe, wybrane. Podejrzewałem, że upomni się o nie gdy tylko te podrośnie. Dlatego byłem w stanie ciągłej gotowości.
- Wspomnieliście coś o jakiejś przepowiedni - mruknął mimochodem Shikamaru - Co mamy przez to rozumieć?
- To już opowieść na drugi raz - Itachi pokornie schylił głowę przed przedstawicielem Klanu Nara - Przyjdę do biura i opowiem wam i o tym. Na dzisiaj jednak sądzę, że wystarczy. Mi, Wam, a przede wszystkim Sakurze.
Dopiero teraz wszyscy raz jeszcze zerknęli na Sakurę, która w porównaniu do swojego wyglądu sprzed kilku chwil, teraz pozostawała niezdowo blada i ponownie roztrzęsiona. Tylko Sasuke bezustannie milcząco obserwował przemianę, toczącą się na jej zmęczonej twarzy. I bił się równorzędnie z samym sobą. Nie był pewien, czy wzięcie jej teraz w ramiona byłoby rzeczą do końca odpowiednią. Wiedział, jak krucha była, i jak drobne pokłady zaufania nosiła w sercu. Nie chciał jej wystraszyć.
A jednocześnie pragnął przede wszystkim ją ochronić.
Dlatego też wstał i nim ktokolwiek zdołał cokolwiek powiedzieć, wyciągnął w jej stronę rękę.
Kobieta podniosła na niego najpierw oczy. Zielone, nieskazitelne a jednak zaprószone ogromnym bólem i rozpaczą. Dopiero po chwili podała mu swoją dłoń. Wtedy też Sasuke pochylił się i z czcią ucałował jej drobne palce.
Trwał w tej pozycji jeszcze chwilę, następnie prostując się i spoglądając przez okno z surowym wyrazem twarzy. Sharingan, którym ozdobił tęczówki, powiewał niecodziennym chłodem i oziębłością.
Itachi również podniósł się, zatrzymując nieprzejednany wzrok na lodowatym obliczu brata.
- O tym, że w momencie poszukiwań w waszym towarzystwie, a więc na drugi dzień samotnie powróciłem do miejsca, w którym niewiele godzin wcześniej pozostawiłem Sakurę. - Nara uzbroił się w cierpliwość i raz jeszcze, mniej chaotycznie powrócił do toczonego tematu. Odetchnął - A jednak osady już tam nie było. Pozostały tylko jej zniszczone, zburzone doszczętnie szczątki oraz dogasające ogniska płomieni, trawiące drewniane elementy. Wokół mnóstwo trupów, krew, ślady po walkach…
Mina Sasuke przedstawiała się tak, jakby ten właśnie odkrył coś niebotycznie istotnego.
- Byłem tam. Byłem tam, poszukując Taizo - jedynej osoby, która wydawało mi się, mogła wiedzieć, gdzie znajdowała się Sakura.
- Owszem. Spotkaliśmy się.
- A ja rozpoznałem w jednym z trupów jego postać, tego oprycha, dawnego prześladowcy Sakury.
Naraz wzrok wszystkich osób spoczął na jedynej kobiecie w pomieszczeniu. Ta aż struchlała, nieco garbiąc ramiona.
Minęło kilka długich sekund, nim niespiesznie odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i zaczesała go za ucho, jednocześnie podkulając nogi pod siebie. Wzięła głęboki oddech.
- Bardzo szybko po przybyciu na miejsce, okazało się, że moim przyszłym mężem ma zostać nikt inny jak właśnie ten człowiek. Taizo Yota Higosi. Moje drobne przekleństwo. Byłam zrozpaczona, a jednocześnie wiedziałam, że niewiele mogę zrobić, jeśli wciąż chcę mieć pewność, że życiu Sasuke nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo… Taizo zresztą doskonale o tym wiedział. Przyznał, że nie miał innego pomysłu który mógłby mnie do niego ściągnąć. I, że od dawna to planował. Napadł na mnie, a ja nie mogłam się obronić. No i wtedy, cóż… Wtedy zobaczyłam te oczy…
Starszy Uchiha w skupieniu podniósł wzrok na dziewczynę.
- Czerwone, lśniące, nieokiełznane. Z początku pomyślałam, że to ty, Itachi. W końcu nieraz już pojawiałeś się znikąd i ratowałeś mnie z opresji… Dotarło do mnie, jak wielki w ocenie błąd popełniłam, gdy On wyłonił się z cienia a ja wciąż patrzyłam jedynie w te wielkie, krwawe ślepia. Później pamiętam jedynie, że obudziłam się w jakimś przeraźliwym, ciemnym miejscu, śmierdzącym wilgocią i brudem. Był tam, oczywiście. I wcale nie ukrywał się przed moim wzrokiem.
Zaśmiała się gorzko, choć sytuacja wcale nie należała do najśmieszniejszych.
- Skubaniec obawiał się mojej siły. To dlatego, niemal przez cały czas miałam związane ręce… - Wyciągnęła przed siebie ramiona i podwinęła rękawy bluzki, ukazując niewielkie zabliźnienia w okolicy nadgarstków - Na całe szczęście nie pamiętam zbyt wiele z tamtego okresu. Kiedy do mnie przychodził, za każdym razem faszerował mnie genjutsu. Wiem za to, że gdy tylko odzyskiwałam przytomność zawsze czułam ból różnych partii ciała, tak, jakby celowo piętnował mnie różnymi obrażeniami. Nie mógł pozwolić sobie na utrzymywanie mnie w pełni świadomości podczas gdy…uh... - Zagryzła boleśnie wargę, po czym dodała: - Dwa razy udało mi się go podtruć, niedostatecznie jednak by było w stanie go to zabić. Dlatego nabrał ostrożności, zamykając mnie w fikcyjnych światach, niemal jeden po drugim. Chciał mnie złamać. I udało mu się to, na boga. Czułam się bliska obłędu. Każda wizja była gorsza od poprzedniej. A było ich mnóstwo. Dziesiątki, setki.. Gdzieś w międzyczasie, gdy, wydawałoby się, że nie byłam w stanie znieść już więcej opowiadał mi o tym, czego dokonał. Mówił, kogo zabił. Jak to zrobił. Którą z kobiet porwał. Którą jak krzywdził. Mówił, o tych biednych medyczkach, niewinnych, młodych dziewczynach. Opowiadał również o zawodzie który czuł, gdy poczęte dziecko nigdy nie okazało się dzieckiem z przepowiedni. Później, z równą beztroską szczegół po szczególe relacjonował, jak pozbywał się nieudanych tworów, jak to nazywał… To było okropne. Straszne. A każdy z dni dłużył się niczym rok…
- Ile czasu tam spędziłaś? - ton Naruto w porównaniu do cienkiego głosu Sakury, zabrzmiał niczym krzyk. Haruno jedynie pokiwała powoli głową.
- Poszukiwałem jej niemal dwa miesiące, nim w końcu zlokalizowałem miejsce ich pobytu. - zabrał głos Itachi - Madara nawet nie próbował mnie powstrzymać, po prostu zniknął. Najwyraźniej było mu to na rękę. W końcu dostał, czego tak naprawdę chciał. A skoro zachował Sakurę przy życiu, musiało to oznaczać, że dziecko będzie specjalne, wyjątkowe, wybrane. Podejrzewałem, że upomni się o nie gdy tylko te podrośnie. Dlatego byłem w stanie ciągłej gotowości.
- Wspomnieliście coś o jakiejś przepowiedni - mruknął mimochodem Shikamaru - Co mamy przez to rozumieć?
- To już opowieść na drugi raz - Itachi pokornie schylił głowę przed przedstawicielem Klanu Nara - Przyjdę do biura i opowiem wam i o tym. Na dzisiaj jednak sądzę, że wystarczy. Mi, Wam, a przede wszystkim Sakurze.
Dopiero teraz wszyscy raz jeszcze zerknęli na Sakurę, która w porównaniu do swojego wyglądu sprzed kilku chwil, teraz pozostawała niezdowo blada i ponownie roztrzęsiona. Tylko Sasuke bezustannie milcząco obserwował przemianę, toczącą się na jej zmęczonej twarzy. I bił się równorzędnie z samym sobą. Nie był pewien, czy wzięcie jej teraz w ramiona byłoby rzeczą do końca odpowiednią. Wiedział, jak krucha była, i jak drobne pokłady zaufania nosiła w sercu. Nie chciał jej wystraszyć.
A jednocześnie pragnął przede wszystkim ją ochronić.
Dlatego też wstał i nim ktokolwiek zdołał cokolwiek powiedzieć, wyciągnął w jej stronę rękę.
Kobieta podniosła na niego najpierw oczy. Zielone, nieskazitelne a jednak zaprószone ogromnym bólem i rozpaczą. Dopiero po chwili podała mu swoją dłoń. Wtedy też Sasuke pochylił się i z czcią ucałował jej drobne palce.
Trwał w tej pozycji jeszcze chwilę, następnie prostując się i spoglądając przez okno z surowym wyrazem twarzy. Sharingan, którym ozdobił tęczówki, powiewał niecodziennym chłodem i oziębłością.
Itachi również podniósł się, zatrzymując nieprzejednany wzrok na lodowatym obliczu brata.
- Wiesz gdzie on się znajduje, prawda? - Głos Sasuke komponując się z jego postawą, zabrzmiał równie twardo i obco.
Sakura niemal czuła jak w obliczu jego tonu wszystkie włosy jeżą się jej na ciele.
Sakura niemal czuła jak w obliczu jego tonu wszystkie włosy jeżą się jej na ciele.
- Wiem. - Poważnie spojrzenie starszego Uchiha obiegło pozostałe osoby będące w pomieszczeniu, a które wydawał się gotowe na wyruszenie w tą jedną, konkretną, szalenie niebezpieczną podróż - Ale możemy dostać się tam tylko my. Ja i Sasuke. Cała reszta, zostańcie tutaj i strzeżcie naszej Ptaszyny i jej córki.
- Ale to…! - odezwał się Naruto, jednak jego monolog natychmiast przerwała podniesiona do góry ręką Kakashiego. Mała Naori przekazana została w ręce głowy wioski, wciąż twardo śpiąc.
- Myślę, że nadość już napsuliśmy krwii braciom Uchiha. Dajmy im wolną rękę, pod warunkiem, że obiecają przynieść nam głowę tego bydlaka.
Różowowłosa, gdy tylko dotarł do niej sens nagromadzonych słów, niemal natychmiast spięła się, zatrzymując na mężczyznach strwożone spojrzenie. Splecione palce obu dłoni mocno przycisnęła do piersi, wtuliwszy się plecami w oparcie kanapy.
- Nie możecie odejść. Nie.. Nie możecie - wydukała, kiwając głową na boki jakby chciała wyrzucić ze swojej głowy taką możliwość - On was zabije. Obu. Przecież o to mu chodzi. Nie możecie, nie… Ja się nie zgadzam!
Jeśli Sasuke jeszcze sekundę temu wydawał się nieprzejednany, wręcz oszalały z gniewu i chęci zemsty, tak teraz ostrożnie zbliżył się, przykląkłwszy na jedno kolano tuż przed miejscem wybranki. Czule pogładził ją po chłodnym policzku, posyłając uśmiech tak uspokajający, na jaki było go akurat w owym momencie stać.
- Nic się nie martw, mała. Wrócimy do wioski szybciej nim się obejrzysz. A wtedy on nigdy więcej już Wam nie zagrozi. Obiecuję.
- Ale to…! - odezwał się Naruto, jednak jego monolog natychmiast przerwała podniesiona do góry ręką Kakashiego. Mała Naori przekazana została w ręce głowy wioski, wciąż twardo śpiąc.
- Myślę, że nadość już napsuliśmy krwii braciom Uchiha. Dajmy im wolną rękę, pod warunkiem, że obiecają przynieść nam głowę tego bydlaka.
Różowowłosa, gdy tylko dotarł do niej sens nagromadzonych słów, niemal natychmiast spięła się, zatrzymując na mężczyznach strwożone spojrzenie. Splecione palce obu dłoni mocno przycisnęła do piersi, wtuliwszy się plecami w oparcie kanapy.
- Nie możecie odejść. Nie.. Nie możecie - wydukała, kiwając głową na boki jakby chciała wyrzucić ze swojej głowy taką możliwość - On was zabije. Obu. Przecież o to mu chodzi. Nie możecie, nie… Ja się nie zgadzam!
Jeśli Sasuke jeszcze sekundę temu wydawał się nieprzejednany, wręcz oszalały z gniewu i chęci zemsty, tak teraz ostrożnie zbliżył się, przykląkłwszy na jedno kolano tuż przed miejscem wybranki. Czule pogładził ją po chłodnym policzku, posyłając uśmiech tak uspokajający, na jaki było go akurat w owym momencie stać.
- Nic się nie martw, mała. Wrócimy do wioski szybciej nim się obejrzysz. A wtedy on nigdy więcej już Wam nie zagrozi. Obiecuję.
- Ale Sasuke, nie… nie zostawiaj mnie. Nie teraz. Błagam. On jest szalony, nieobliczalny, on tylko na to czeka...
- Nie spocznę, póki go nie zabiję Sakura. Musisz być dzielna. Już niedługo wszystko będzie dobrze - Karowłosy lekkim ruchem starł pojedynczą łzę toczącą się wolno po skórze dziewczyny - Kocham Cię, ale teraz muszę już iść. Nie martw się kochanie. Widzimy się później, gwarantuję.
Mimo jej cichych sprzeciwow, ostrożnie acz stanowczo wysunął rękę z uścisku którym ją otoczyła, stając na równych nogach. Zrównał się spojrzeniem z Itachim, milcząco skinając jedynie głową.
Następnie złapał za rękojeść katany, jednym ruchem wysuwając ją na światło dzienne. Stal zabrzmiała złowieszczo.
- Czas wyrównać rachunki. Ten sukinsyn zapłaci mi za wszystko, co uczynił.
- Ruszajmy, Sasuke!
- Ta..!
- Nie spocznę, póki go nie zabiję Sakura. Musisz być dzielna. Już niedługo wszystko będzie dobrze - Karowłosy lekkim ruchem starł pojedynczą łzę toczącą się wolno po skórze dziewczyny - Kocham Cię, ale teraz muszę już iść. Nie martw się kochanie. Widzimy się później, gwarantuję.
Mimo jej cichych sprzeciwow, ostrożnie acz stanowczo wysunął rękę z uścisku którym ją otoczyła, stając na równych nogach. Zrównał się spojrzeniem z Itachim, milcząco skinając jedynie głową.
Następnie złapał za rękojeść katany, jednym ruchem wysuwając ją na światło dzienne. Stal zabrzmiała złowieszczo.
- Czas wyrównać rachunki. Ten sukinsyn zapłaci mi za wszystko, co uczynił.
- Ruszajmy, Sasuke!
- Ta..!
Aut:
I tym oto akcencikiem uroczyście pragnę ogłosić, że to na 42 rozdziale zakończyła się moja opowieść. Nie będzie 43,44,ani nawet 42,5.
Myślę, że i tak nadość długo trzymałam Was, moich wiernych Czytelników w niepewności. Nadszedł czas, by zejść ze sceny.
Kocham Was i Uwielbiam. Ogromnie.
Byliście ze mną, z tym blogiem przez tyle lat, tyle miesięcy.. To nie do uwierzenia, nie do opisania. Cieszę się, że wytrwaliście. Że udało wam się przejść przez kalectwo pierwszych rozdziałów, gdzie przecinki z pewnością nie były tam gdzie trzeba, a pewne słowa zalegały w zdaniach niczym milowe kamienie :) Cieszę się, że mimo to daliście szansę temu opowiadaniu, mało tego! Tak czynnie wcielaliście się w jego bieg, komentując, zaglądając, czekając na następne części - których przecież razem stworzyliśmy całe mnóstwo!
Teraz już tylko Epilog drodzy Państwo!
No, i mój nieodłączny podpis na końcu.
Ale bez obaw, jeszcze się zobaczymy! Czynnie zaglądam przecież na wasze blogi jestem na bieżąco ze wszystkimi historiami! Na pewno będę się odzywać. ♥
W końcu komentarze to najlepsze, co spotkać może twórcę opowiadania, kogoś, kto wiele godzin poświęca na obmyślaniu fabuły, kreowaniu postaci, wstawianiu przecinków w dobre miejsca.
Naprawdę, bardzo ale to bardzo Wam za wszystko dziękuje. Gdyby nie wasze wsparcie, nic by z tego nie było a opowiadanie zakończyłabym już na 5 czy 6 rozdziale..
Dzięki, na prawdę.
Jesteście niesamowici.
Pozdrawiam cieplutko i do zobaczenia w Epilogu!
T.
I tym oto akcencikiem uroczyście pragnę ogłosić, że to na 42 rozdziale zakończyła się moja opowieść. Nie będzie 43,44,ani nawet 42,5.
Myślę, że i tak nadość długo trzymałam Was, moich wiernych Czytelników w niepewności. Nadszedł czas, by zejść ze sceny.
Kocham Was i Uwielbiam. Ogromnie.
Byliście ze mną, z tym blogiem przez tyle lat, tyle miesięcy.. To nie do uwierzenia, nie do opisania. Cieszę się, że wytrwaliście. Że udało wam się przejść przez kalectwo pierwszych rozdziałów, gdzie przecinki z pewnością nie były tam gdzie trzeba, a pewne słowa zalegały w zdaniach niczym milowe kamienie :) Cieszę się, że mimo to daliście szansę temu opowiadaniu, mało tego! Tak czynnie wcielaliście się w jego bieg, komentując, zaglądając, czekając na następne części - których przecież razem stworzyliśmy całe mnóstwo!
Teraz już tylko Epilog drodzy Państwo!
No, i mój nieodłączny podpis na końcu.
Ale bez obaw, jeszcze się zobaczymy! Czynnie zaglądam przecież na wasze blogi jestem na bieżąco ze wszystkimi historiami! Na pewno będę się odzywać. ♥
W końcu komentarze to najlepsze, co spotkać może twórcę opowiadania, kogoś, kto wiele godzin poświęca na obmyślaniu fabuły, kreowaniu postaci, wstawianiu przecinków w dobre miejsca.
Naprawdę, bardzo ale to bardzo Wam za wszystko dziękuje. Gdyby nie wasze wsparcie, nic by z tego nie było a opowiadanie zakończyłabym już na 5 czy 6 rozdziale..
Dzięki, na prawdę.
Jesteście niesamowici.
Pozdrawiam cieplutko i do zobaczenia w Epilogu!
T.
O matko! Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Zmiażdżyłaś mnie tą historią, pozytywnie oczywiście! Te głębokie analizy postaci, ukryte motywy, intrygi, skomplikowane zachowania, to jak to wszystko złączyło się w piękną całość. Naprawdę jestem pod wrażeniem :) A teraz tylko pozostaje czekać na epilog i zobaczyć jak zakończysz tę opowieść... Nie wiem co jeszcze mogę napisać. Chyba tylko: dziękuję! Na pewno jeszcze nie raz wrócę do tej historii :) Trzymaj się cieplutko i do następnego :)
OdpowiedzUsuńJest mi ogromnie, ale to ogromnie miło, że było mi dane mieć tak twardą, wytrwałą i zaprawioną w boju Czytelniczkę! Znasz tego bloga lepiej, niż zapewne znam go ja sama. Jestem tego pewna! ♥
UsuńDo zobaczenia w epilogu!
Raz jeszcze dziękuję.
Na samym początku muszę Cię bardzo przeprosić za to, że zniknęłam na dłuższy czas. Niestety życie dało o sobie znać i porwało mnie całkowicie :< Oczywiście wszystkie rozdziały czytałam na bieżąco, ale nie komentowałam, ponieważ nie chciałam napisać Ci byle czego w 5 minut. Dlatego pozwól, że jak już się dorwałam w końcu do pisania to nadrobię moją nieobecność. Chciałam skomentować pod poprzednimi postami, ale doszłam do wniosku, że skoro moja wiedza jest większa o te kilka rozdziałów to nie ma sensu.
OdpowiedzUsuńWróćmy na chwilę do rozdziału 40 - nie będę się rozpisywać tutaj nad całością, ale Ty wiesz ile emocji wywołała we mnie ta scena pocałunku w kuchni? Ja już Ci mówiłam, że wierzę w SasuSaku do samego końca i wtedy to płakałam praktycznie z tego wszystkiego XD No kurczę, pomiędzy Itachim a Sakurą nie było takiej chemii jak pomiędzy tą pierwszą dwójką. Wtedy moja nadzieja i wiara się wzmocniła i wiedziałam, że może uczynić cuda!
Cieszę się bardzo, że udało im się znaleźć jakiś sposób na ogarnięcie mocy Naori. Od tamtej pory wszyscy mogą spać spokojniej i mogłoby się wydawać, że sytuacja zacznie się uspokajać i wróci do (prawie) normalności. Jednakże nic nie może trwać długo, więc spokój musiał zostać zniszczony. Jak dobrze, że Madarze nie udało się nikomu nic zrobić! Z jednej strony to źle, że się pojawił i zwiększył strach Sakury, ale z drugiej był to w końcu jakiś impuls, który sprawił, że Sakura z Itachim w końcu zaczęli wyjawiać prawdę. I tutaj powiem Ci, że wspaniale to sobie wymyśliłaś, podziwiam! Jak bym się gdzieś pogubiła w połowie, na pewno nie rozwinęłabym też tego tak głęboko. Należą Ci się brawa :D
Nie spodziewałam się, że Sakura zna się z Itachim aż tak długo! Ale bardzo podobała mi się ich historia, a także zachowanie Sakury. Przecież jakbym ja była na jej miejscu to bym uciekała gdzie pieprz rośnie XD Ale wszyscy doskonale wiemy, że nie ma ona za równo pod sufitem i dlatego też ją kochamy w Twoim opowiadaniu <3 Nie jestem sobie w stanie także wyobrazić co musiała przeżywać w momencie, kiedy miała nastąpić ostateczna walka pomiędzy braćmi. Tak naprawdę to zaprzyjaźnienie się z Itachim było pewnego rodzaju strzałem samej sobie w kolano. Jednak też jej się nie dziwie, bo starszy Uchiha jest super (młodszy z resztą też XD), więc decyzja o poświęceniu siebie wcale mnie nie zaskoczyła. Niby nie było to rozsądne, ale jakby wybierać pomiędzy bólem po stracie kogoś bliskiego to wiadomo, że własny ból poświecenia przy tym jest najmniejszy. Cieszę się bardzo, że jednak wszyscy przeżyli! Podobało mi się to jak oni o sobie opowiadali. Mimo tego wielkiego bólu i świadomości, że zaraz będą musieli przedstawić okrutną prawdę to z taką radością wspominali swoje początki. Zdziwiło mnie też to, że Sakura miała tajemnice także przed Itachim. No ona to ma charakterek i jest nieźle udana. W sumie to była, ale mam nadzieję, że to wszystko szybko wróci.
No i dochodzimy do tego momentu, który w głowie mam od samego początku. WIEDZIAŁAM, że Naori to córka Madary. Starałam się w to nie wierzyć i wyrzucać z głowy tą myśl, bo serio chciałam, żeby okazało się, że jednak to dziecko Sasuke :< Ale przynajmniej jest oryginalnie, więc wielki plus. I wcale się nie dziwię Sasuke. Też bym wstała wściekła i gotowa wyruszyć, aby urwać głowę Madarze. I nie tylko.
Takim sposobem przechodzimy do tego rozdziału. Pierwsza scena z SasuSaku była wspaniała *.* Dla mnie mogłaby być trochę dłuższa, bo mam niedosyt tego paringu, ale nie zmienia to faktu, że mi się podobało! Myślałam, że Sasuke tak szybko nie wybaczy jej i w ogóle, ale jak on zaczął jej mówić, że ją kocha i przepraszać to się bardzo rozczuliłam, oni zasługują w końcu na szczęście razem. A moment, w którym Sasuke mówił o sobie jako mężu i uznał Naori za swoją córkę! No płaczę wewnętrznie, przysięgam! Jak dobrze, że udało się Sakurze odwieść go od samodzielnej wyprawy po Madare.
UsuńNie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie jakie okropieństwo musiała Sakura przeżyć u Madary. Ale powiem Ci, że aż do dzisiaj wierzyłam, że to Itachi uratował Sakurę od Taizo. Nie pasowało mi to w ogóle do niczego, ale i tak byłam pewna, że to on. Bardzo się boję o wynik walki braci Uchiha z Madarą. Ale mam nadzieję, że zakończy się ona szczęśliwie i nad Konohą oraz posiadłością Uchiha znowu zaświeci słońce.
Mój komentarz ogólnie nie ma ani ładu, ani składu, więc przepraszam XD Ale przez tą nieobecność mam tylwe myśli w głowie, które chce przekazać, że nawet nie wiem jak to wszystko w komentarzu ująć :<
Smutno mi strasznie, że to już koniec. Byłam świadoma, że powoli się do niego zbliżamy, ale nie sądziłam, że aż tak! Spędziłam tutaj wspaniałe chwile i ciężko będzie mi się rozstać z tym blogiem :< Mam nadzieję, że całkowicie nie znikniesz i będzie można Cię jakoś złapać jak nie ma się swojego bloga... Cieszę się, że jeszcze będzie epilog, chociaż chciałabym spędzić tutaj i z tą historią jeszcze trochę czasu!
Pozdrawiam milusio ❤️
No nie powiem, że nie zaczęłam się już o Ciebie martwić! Także no, nieco mnie zaniepokoiłaś!
UsuńDlatego tym bardziej cieszę się, że jesteś - szczególnie teraz, gdy doszlifowuje już ostatnie, najważniejsze detale tej opowieści.
Szczególnie Tobie baaaardzooooo dziekuję za te niezliczone, liczone w miliardach słowa, którymi zasypywałaś mnie pod niemal każdym z rozdziałów. To było niewyobrażalnie, niewymownie wręcz miłe!
Mam nadzieję, że rozpiszemy się pod następną, ostatnią częścią tego bloga. Równocześnie mam nadzieję, że zakończenie przypadnie ci do gustu.
Pozdrawiam i dziękuję za to, że byłaś! ♥
T.
Minęło już kilka dni odkąd przeczytałam ten rozdział a ja nadal nie jestem w stanie Ci wybaczyć tak nagłego zakończenia. Moje serce krwawi, bo chociaż wszystko zamknęło się w jedną całość, to nadal pragnę więcej!
OdpowiedzUsuńCzytało mi się niezmiernie miło. Za każdym razem w pełni się angażowałam w emocje i życie bohaterów.
Mam tylko nadzieję, że w epilogu nie postanowisz nagle uśmiercić któregoś z braci podczas walki z Madarą. Mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie.
Nie mogę się doczekać epilogu!
Pozdrawiam!
Absolutnie ze słowami "nagle" to ja się nie zgodzę, bo ciągnęłam to ile mogłam haha. A mogłam, jak widać, bardzo długo! xd
UsuńBardzo się cieszę, że moje małe, niewielkie opowiadanko tak przypadło Ci do gustu ♥♥ Zadowolony czytelnik to nieskalana radość każdego z twórców, sama pewnie dobrze o tym wiesz :) :) ♥
Dziękuję za to, że byłaś!
I mam nadzieję - do zobaczenia w epilogu!
Pozdrawiam!
T.
Dobrze. Przyszedł czas na podsumowanie. Więc sumuję.
OdpowiedzUsuńPierwszą rzeczą o której chcę napisać i to w sumie już nie pierwszy raz jest Twoja łatwość w tworzeniu barwnych i wielowymiarowych opisów. Urzeka mnie to, że nie są one pisane na siłę
W toku całego opowiadania zawsze były naturalne. Nie mówiąc już o tych twoich lemonach 🍋. Cudne za każdym razem. I mówi to osoba która gardzi książka pisiąt twarzy pana szarego. XD
Zostawkajac już sam styl pisania, który chwaliłam co rozdział, przechodzę do innych aspektów tego opowiadania. Pomijając ostatnie rozdziały (nie licząc tego) czytając Twoje opowiadanie, miałam takie wewnętrzne poczucie, że wszystko skończy się dobrze. Mimo tego przeżywałam niepowodzenia i sukcesy Sakury jak i zachowanie Sasuke, który okazał się najbardziej dynamiczną postacią tego opowiadania. Przeszedł długą drogę od przysłowiowego fuckboya do kochającego męża. Zaserwowałaś nam sytuację pozostająca w opozycji do tego z czym z reguły kobiety stykają się w życiu. ;)
Wracając - Twoje opowiadanie było miodem na moje smutne serduszko. Jednak przeświadczenie tego, że oni w końcu zostaną małżeństwem nie zrobiło z tego opowiadania czegoś nieciekawego. Z niecierpliwością czekałam na finał.
No i wreszcie rozwiałaś moje wątpliwości! Madara okazał się być skończonym pojebem, ale jego działaniom cały czas przyświecał jasno określony cel - stworzenie super mini Uchihy z przepowiedni. Nawet jestem w stanie zrozumieć dlaczego Sakura ukrywała przed Sasuke kto jest ojcem dziecka. To że uznał Naomi za swoją córkę jest bardzo wspaniałomyślne, ale kompletnie nie oczywiste. Sakura mogła bać się, że odrzuci dziecko, dlatego poprosiła Itachiego o pomoc. Udawanie pary ze
starszym Uchihą mogło dać jej czas by spróbować wymyślić jak powiedzieć Sasuke o tym co naprawdę się stało, mimo tego, że nie było to proste. Także na sam koniec ogarnęłam o chuj chodzi XD
Z innych postaci które w tym opowiadaniu uwielbiałam mogę wymienić Temari - czterokitkowca. Każdy fragment z nią powodował u mnie wybuch śmiechu.
I chyba nie muszę mówić że w wielu momentach tego opowiadania nie mogłam opanować śmiechu? Najczęściej jadąc autobusem albo tramwajem i ludzie mieli mnie za obłąkaną (słusznie) XD
Zeby nie było za różowo muszę mieć jedno "ale", które nie daje mi spokoju. Ja wiem że próbowałaś pomijać wątek polityki na wszystkie możliwe sposoby, ale ta jak już wspominałam - Itachi zostałby w Liściu zlinczowany, jeżeli by się tam pojawił bez wcześniejszego odtajnienia informacji o tym co tak naprawdę stało się z rodem Uchiha. A nawet jakby te informacje odtajnili to i tak miałby wielu wrogów, którzy twierdziliby, że zamordowanie rodziny nie może być usprawiedliwione niczym, łącznie z zapewnieniem bezpieczeństwa kraju. No ale jest jeszcze epilog. Może pokażesz mi, że po prostu jeszcze nie mam całego oglądu sytuacji tak jak w przypadku "zwiazku" Sakury i Itachiego ;)
Także widzę, że to niestety koniec tego emocjonalnego rollercoastera. Szkoda, choć w pełni rozumiem, że pisanie opowiadania które ma ponad 40 rozdziałów robi się coraz bardziej kłopotliwe. No cóż. Czekam na kolejne opowiadania i na epilog.
To było bardzo fajne parę lat. Bardzo cieszę się z powstania tego opowiadania również dlatego, że mogę teraz z Tobą pisać głupoty na Facebooku i być może kiedyś się spotkamy na piwo w realu. :D
Pozdrawiam (chyba przedostatni raz na tym blogu),
Konan
PS: Mushu musi zostać pełnoprawnym strażnikiem rodu Uchiha!11!!oneone!
PS 2: Jeszcze raz dziękuję za opowiadanie. Naprawdę przyjemnie się to czytało. :D
PS 3: 🍋
Odpowiedz mi. XD
UsuńTy mały narwańcu! xD
UsuńCzy to ta żmudna robota wyzwala w tobie takie pokłady blogowej ekspresji? xD Ino co zdążyłam odetchnąć po twoim arcygenialnym komentarzu, po którym urosłam w piórka, a ty już mnie ścigasz do odpowiedzi... xD
No więc odpowiadam!
I jak zwykle na początku nijak wiem od czego zacząć xDD Może powiem po prostu, że bardzo się cieszę iż moja żmuuudna historia nie skończyła się dla ciebie jednym wielkim "Wa Ta fuck'iem". Obawiałam się okrutnie, że tak zawile określiłam bieg wydarzeń, ze teraz nikt nie połapie się w zakończeniu - poniekąd sprostowaniu tych wszystkich zagadek które wymyślałam w pocie czoła przez niemal 3 lata (sama w to nie wierzę). No ale rozwiałaś moje obawy, więc teraz będę już mogła zasypiać spokojnie.
Cieszy mnie również, że Madara jest dla Ciebie tym zacytowanym pojebem, bo takim własnie chciałam go stworzyć i takiego właśnie widziałam go w kanonie.
Generalnie typa nie lubię. Taka węsząca z niego kanalia - toteż bardzo mnie cieszy, że w końcu dobrnęłam do momentu w którym bracia Uchiha idą mu wpierdolić XD Zagorzale im kibicuje xD
A jeśli już o te lemony chodzi, to, mów co chcesz! Ale nie było ich u mnie wcale aż tak wiele! ;) Można byłoby rzec, że piętrząc słowa usiłowałam zgubić jego sens i gdzieś go tam poniekąd zatracić. Same lemony przeciągałam przecież baaardzo długo, potem opisując je raz, może dwa.
Także wcale nie zdążyłam sie tak zarumienić podczas pisania coniektórych rozdziałów xd 😊🙌
Co? Hm..? Że jakaś polityka? Nieee... Niee.. W życiu o czymś takim nie słyszałam! 🤣
A tak między nami, gdybym mogła i miała może nieco więcej sadystycznych zapędów, pewnie pociągnęłabym to opowiadanie dalej, zakrawając o dalsze losy Sasuke i Sakury. Ale to nie byłoby już niczym specjalnie fabularnym, raczej czystym filerem. Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny.
Ja się usuwam, oddając lemonową pałeczkę w Twoje zacne ręce! Wiem, że będziesz godnie mnie zastępować!
Pozdrawiam i dziekuje za te niezliczone ilości słów w niezliczonych komentarzach!
Do zobaczenia w Epilogu
No, i u Ciebie :>
Pozdrawiam!
Temira
Dobrze, dobrze, wreszcie odpisałaś. A Madara to kanalia i do tego erosoman, panie Ferdku XDDDDDDDDD
UsuńJa tam mam za sobą tylko jedne porządne lemony I to pisabe Tobie na złość, bo między dwoma kobietami XD
Pisaj ten epilog.
Z poważaniem,
Konan XD
Przeczytałam rozdział już pewien czas temu, ale przez natłok obowiązków nie miałam kiedy skomentować. Korzystam z okienka na uczelni i piszę komentarz 😄
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam, że to już ostatni rozdział, przede wszystkim byłam zdziwiona, choć można bylo się tego powoli spodziewać, ale też jedocześnie smutna a zarazem szczęśliwa. Smutna, bo kończy się cudowne opowiadanie, ale i szczęśliwa, bo poznaliśmy zakończenie. Gratuluje wytrwałości w prowadzeniu bloga ❤️
Historia była niebanalna, pełna zagadek, dostarczająca masy emocji, uśmiechu na twarzy i czasami nawet świeczek w oczach. Cieszę się, że miłość wygrała 💕
Dziękuje bardzo za to opowiadanie!
Do zobaczenia w epilogu i mam nadzieję, że w przyszłych opowiadaniach!❤️
Pozdrawiam cieplutko💕💕
Ja również ogromnie dziękuję, przede wszystkim, za Twoją wytrwałość! :)
UsuńCieszę się, że z taką chęcią poświęciłaś mojemu opowiadaniu tyle czasu.
Pozdrawiam!
Temira
😭
OdpowiedzUsuńNadrabiałam właśnie zaległości, których sobie narobiłam, i kiedy chciałam kliknąć "nowszy post", natrafiłam na pustkę. To naprawdę straszne doświadczenie! Teraz mogę tylko czekać aż opublikujesz dalszą część tej historii. Muszę przyznać, że był to chyba najbardziej poważny rozdział jaki napisałaś! Ani razu nie parsknęłam śmiechem tylko czytałam w napięciu! Cudeńko!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię cieplutko !
Ps. U mnie pojawił się nowy rozdział. Wpadnij jak będziesz miała chwilę. :D
UsuńO nie, co tu sie wyprawia x.x
OdpowiedzUsuńSasuke i Itachi ruszają w nieznane. Strasznie sie o nich martwię, mam nadzieję, że nie będzie tu żadnego gorzkiego zakończenia. Ale jestem na siebie zła, że nie miałam czasu wcześniej zawitać na Twojego bloga i przychodzę dopiero jak juz epilog jest dodany. Chciałam być z Tobą przy tym :c
Lecę do ostatniej części!