poniedziałek, 18 kwietnia 2016

03 Nieszczęsna sercowa obstawa

 

Zegarek bezlitośnie wskazywał godzinę 6 rano.
Ociężale przewróciłam się na drugi bok, zacisnęłam powieki i uparcie próbowałam znowu zasnąć.
 - No bez jaaaaaaj..
 Leniwym gestem zarzuciłam kołdrę na głowę, łudząc się że ciemność dopomoże w dalszym odpoczynku. Niemożność załapania oddechu do końca oddaliło wizję słodkiego snu.

Zrezygnowana uniosłam się do siadu i nabrałam w płuca upragnioną dawkę powietrza.
Dzisiejsza noc nie była zdecydowanie “moją” porą. Może na innych nie robiło to wrażenia ja jednak wyjątkowo źle znosiłam pełnie księżyca. I każdy następujący po nim dzień.
  Nie przespałam więc ani minuty, upragniony spokój uzyskując wczesnym rankiem, chodź bez długotrwałych skutków, jak widać. W normalnych okolicznościach poratowałabym się tanią telenowelą w której główna bohaterka wylewa hektolitry łez nad losem swojej nieszczęśliwej, zagmatwanej miłości; niestety sytuacja nie była sprzyjająca. W salonie zadomowił się niebezpieczny drapieżnik, a jego terytorium obejmowało zarówno kanapę jak i naprzeciwległy telewizor. Nie odważyłam się wkroczyć na ten rewir, nawet pod uzasadnionym wytłumaczeniem.
 Przerzucając nogi nad materacem delikatnie ułożyłam je na chłodnej podłodze, wzdrygając się od nagłego zimna jakie objęło ciało po zrzuceniu kołdry.
 - Przecież ja już nie mam co robić.
Objęłam pretensjonalnym spojrzeniem emanujący ładem i spokojem pokój, zgrabnie powstając do pozycji stojącej. Ziewnęłam szeroko i przeciągnęłam się, by do końca rozbudzić otępiały niedoborem snu organizm. Narzuciłam na siebie ubrania, po czym na palcach przedostałam się do łazienki, by tam w spokoju uczesać włosy i porządnie wymyć twarz, na której wyraźnie odbijały się cienie zmęczenia.
 - Jak chcesz dostać się do Piasku w takim stanie - wymamrotałam bełkotliwie, opłukując policzki nową dawką zimnej, orzeźwiającej wody - głupia.
 Przyszykowanie sobie kawy oraz lżejszego śniadania zajęło kilka dodatkowych minut po których nareszcie nadawałam się do dalszego funkcjonowania. Siedząc w kuchni przy jedynym wolnym blacie -szczątki stołu wciąż walały się po ziemi- z kubkiem parującego napoju w dłoni, ułożyłam naprzeciwko siebie stos otrzymanych dzień wcześniej kopert.  
 Nie obawiałam się nagłego pojawienia Sasuke, w końcu jest dopiero 7 rano. Kto wstaje bez powodu o tej porze? Z resztą, gdy przechodząc tutaj w przelocie na niego zerknęłam spał głęboko, oparłszy głowę na zgiętej ręce.

 Tępo wpatrywałam się w rozciągający się przed oczami granit koloru hebanowego, opuszkami palców kolejno uderzając w twardą, kamienną powierzchnię blatu. Gdy sięgałam dłonią po pierwszy list zżerały mnie naprzemiennie i strach i radość. Moje korespondencje miały miejsce tylko z dwiema osobami i paradoksalnie dzieliły się też na dwa zasadnicze rodzaje: te dobre i te złe.
 Odetchnęłam głośno i zanim zdołałam do końca rozmyślić, szybkim ruchem rozerwałam brzeg pożółkłej koperty wysuwając z niej malutką, złożoną w kwadracik karteczkę.
 Niechętnie zagłębiłam się w skąpą informację, zawartą na niedbale wyrwanym skrawku papieru.



                                    Jesteś nie mądra Sakurciu i tak Cię znajdę

Data nadania nie została nigdzie zawarta, mogłam sobie jednak uzmysłowić że nadanie poczty miało miejsce w chwili, gdy byłam nieprzytomna i tym samym niedostępna dla całego świata. 
Zdążyłam zapomnieć jak kłopotliwe było łączenie tych dwóch części mojego życia w spójną całość. Nie tak prostą jak w starym westernie, gdzie jedna strona ma białe kapelusze i ujeżdża siwe konie - druga zaś nosi czarne nakrycia głowy podróżując na karych ogierach.
Niestety życie ninja nie jest czarno-białe, tylko szare.. i krwawe. Od czasu do czasu.
Uchwyciłam kolejną, najbardziej pogniecioną kopertę dającą jednak wrażenie trochę nowszej od swojej poprzedniczki.
                                              



   Niepotrzebnie się na Ciebie gniewałem, przepraszam Sakurciu. Wracaj do zdrowia!

Ps. Pamiętaj o naszym małym sekrecie.


     
Podparłam twarz na dłoniach i policzyłam do 10, dając kontrolowany upust swojej frustracji. Ten człowiek, gdyby tylko chciał, z łatwością dowiedziałby się ile mam włosów na głowie lub jak dużo kroków statystycznie stawiam w ciągu jednego dnia. Praktycznie nie było rzeczy która mogłaby się przed nim ukryć.
Dlatego nigdy nie lubiłam bogatych ludzi. Mają przykry zwyczaj wkupywania się we wszystkie środowiska, jeśli tylko tego potrzebują.
Na raz wypijając pół kubka kawy zabrałam się za kolejną kopertę bez litości zdzierając z niej papier.
 
     Pisklaczku


Serce gwałtownie zabiło szybciej, sprawiając że na kilka sekund utknęłam na tym jednym, jedynym słowie.


Od razu domyśliłem się że to Twoja sprawka; dlaczego zawsze tak okrutnie pogrywasz sobie z przeznaczeniem?  Nie wiem czy to przeczytasz.
Nie wiem czy w ogóle przeżyjesz...
Dałaś mi szansę na którą nie zasłużyłem, nie za cenę którą musiałaś zapłacić.
Mimo to mam ochotę cię wyściskać, zmoro mojego życia!  
Niczego nie dowiaduje się na bieżąco, wole się nie pokazywać.
Jeśli to przeczytasz to proszę, zapanuj nad swoim ptasim rozumkiem 
i nie szukaj mnie.
Kiedy nadejdzie pora sam Cię znajdę.


 - O mój Boże! - przysłoniłam dłonią usta, raz jeszcze przejeżdżając wzrokiem po przepięknie wykaligrafowanych zdaniach zawartych na śnieżnobiałej kartce, nie naruszonej w żadnym stopniu zębem czasu.
 Nie mogłam w to uwierzyć. Trzymałam w dłoniach niezbity dowód na dalszą egzystencję jego stwórcy, pomimo tego jak żarliwie żegnał się ze mną niecały rok temu przekonany o naszym ostatnim spotkaniu.
Rozświetliłam twarz słonecznym uśmiechem. Uścisk niepokoju trzymający moje małe, naiwne serce w końcu zelżał, napełniając je poczuciem radości.
 - Czemu się tak cieszysz?
 Podskoczyłam gwałtownie. Serce boleśnie załomotało w piersi a całe ciało objęła nerwowa gorączka. Chaotycznym ruchem zebrałam wszystkie papiery i przyciskając je mocno do piersi spojrzałam zlękniona na stojącego przy progu Sasuke. Wpatrywał się we wszystko z uniesioną brwią.
 - Bo tak. Długo już tu stoisz?
 - Wystarczająco żeby stwierdzić że coś kręcisz. Znowu.
 Czarne niczym smoła oczy chłopaka wyrażały ogrom zaintrygowania, moje z kolei napełniały się gorszącą paniką. Nie spostrzegłam nawet w którym momencie poderwałam napięte ciało do góry.
Rozejrzałam się dookoła i w skrajnych emocjach, wiedziona poddenerwowaniem pochwyciłam za odłamaną nogę stołu. Szybkim ruchem uniosłam ją na wysokość torsu Uchihy.
 - Jeśli się zbliżysz, to Cię zatłukę!
Postępując krok w jego stronę zmrużyłam oczy, starając się ignorować idealnie wyrzeźbione mięśnie ramion i klatki piersiowej. O rety, w świetle poranka wyglądały jeszcze bardziej muskularnie! Nerwowo zwilżyłam zaschnięte usta językiem.
On jednak kompletnie lekceważąc broń którą dzierżyłam w dłoni ruszył do przodu miękkim, płynnym krokiem; w panice zachłysnęłam się powietrzem.
 Porażona prędkością z jaką się zbliżał i zaciętą miną którą reprezentował, całkowicie bezmyślnie zrobiłam ostatnią rzecz którą powinnam była zrobić. Wzięłam mocny rozmach i trzymaną pałką przywaliłam prosto w jego czarny łeb!
Pomimo tego że już przedtem wygrażałam mu prymitywnym narzędziem nie spodziewał się że faktycznie go użyję.
 - Ostrzegałam!
Chłopak niemrawo zatoczył się do tyłu, kurczowo trzymając za ugodzoną część ciała.
 Oh mój boże, chyba do mnie dotarło.
Właśnie przed chwilą rąbnęłam Sasuke Uchihe drewnianą nogą stołu prosto w głowę, aż zahuczało. A on teraz uparcie walczył o utrzymanie przytomności.
 -P-Przepraszam! - zapiszczałam, przerażona wizją swojego czynu. Przecież był moim gościem! Czy tak traktuje się gości?!
Podbiegłam ku niemu i wolną ręką delikatnie pochwyciłam wysunięte męskie ramie. Ostrożnie pokierowałam na wpół bezwładnym ciałem w kierunku kanapy. Stawiał chwiejne, krótkie kroki, co jakiś czas wydając z siebie niezrozumiałe bełkoty. Byłam pewna że nie chcę poznawać ich treści.
 -Sasuke, w porządku? - sadzając go na miękkich poduszkach starałam się uzyskać jakikolwiek kontakt z otumanioną ofiarą, dla ulgi własnego sumienia. Odpowiedział mi jakimś głośniejszym bełkotem.
 - Słucham?
Znowu mamrotanie
 - Nic nie rozumiem
 - Mówię że Cię zabije - sponad włosów opadających mu na oczy rzucił mi mordercze spojrzenie. Bezceremonialnie odetchnęłam z ulgą.
 - Ah! A więc wszystko z Tobą w porządku! - zaśmiałam się niczym nierozgarnięta idiotka i opiekuńczym gestem poklepałam go po obolałej głowie, co zaowocowało kolejnym groźnym syknięciem.
 - Czy ty do końca zgłupiałaś, kretynko!
 - Hej! Ja jestem dla Ciebie miła!
Gdyby nie doskwierający mu ból czaszki pewnie popukałby się teraz po niej silnie palcem- to zasugerował mi niedowierzający wzrok którym mnie poczęstował. Wciąż siedział zgięty w pół trzymając się za miejsce uderzenia.
 - Przepraszam ja... nie powinnam była cię uderzyć - nie wiem czy przekonał go mój pełen skruchy głos. Nie odpowiedział, jak również nie zareagował gdy delikatnie ujęłam jego dużą dłoń i odsunęłam ją od rosnącego guza.  - Ajaj… ale cię rypłam.  
 Czując na sobie miażdżące spojrzenie szybko nabrałam wody w usta, zerkając raz jeszcze pomiędzy kruczoczarnymi włosami na lekko wybrzuszone miejsce na skórze. Odłożyłam na bok stertę listów i zabrałam się za odzyskiwanie plusów które straciłam u Uchihy wcześniejszym ciosem.
 - Uleczę Cię, dobrze? - uzyskując potwierdzenie w niemrawym skinięciu, uklękłam na kanapie obok chłopaka i otaczając rękę zieloną poświatą delikatnie przyłożyłam ją do zaognionego miejsca.
 Proces regeneracji tkanek może zabrać trochę czasu-  ponieważ kompletnie nie mogłam się skupić. Z tej odległości byłam w stanie wyczuć niezwykle pociągający, męski zapach Sasuke, jak również ciepło bijące od jego nagiego od pasa w górę ciała.
 Nie jestem z drewna, nigdy nie byłam- nic więc dziwnego że pewne rzeczy nie mogące znaleźć ujścia kumulują się we mnie, przy byle okazji wprawiając całe ciało w słodkie drżenie. Nie oszukując się, miałam 23 lata i całowałam się zaledwie raz: z Kibą, po pijaku, w przedpokoju u Naruto, na jego hucznej imprezie urodzinowej. Nakrył nas Kakashi - i nici z romansu. Oto krótki epizod z wszystkich miłosnych scen mojego życia.  
 - Gotowe! - odsuwając się od niego wyzbyłam się również owego zdradliwego uczucia, nakazującego mi w tym momencie wybadać palcami każdy skrawek umięśnionego ramienia. Jeszcze tego mi brakowało! Zdając sobie sprawę jak łatwy cel jako kobieta teraz stanowię pozwoliłam sobie na kilka głębszych oddechów bez konieczności oglądania męskiego ciała.
 - To będzie twoja rekompensata za uderzenie mnie.
 Sasuke swoim bezbarwnym tonem mimo wszystko nakazał (znów!) na siebie spojrzeć i kiedy tylko to zrobiłam… zamarłam w przerażeniu. Ten drań jak gdyby nigdy nic trzymał w rękach ostatnią nieotworzoną kopertę, wpatrując się w nią ze szczerą zadumą.
Gdzie zostawiłam moją pałkę! Bez wahania rąbnęłabym go nią jeszcze kilka razy!
 - Zostaw to natychmiast!
 Z gwałtownością skoczyłam do przodu i wyciągniętymi niczym struny rękami usiłowałam wyrwać mu rzecz, której za żadne skarby nie powinien był trzymać! Jego ręka w porównaniu do mojej wygrywała jednak długością, wobec czego nawet po całkowitym naparciu na niego swoim ciałem, moim palcom brakowało kilku dosadnych centymetrów.
 - Ty draniu! Oddawaj! - ponowiłam dramatyczny gest wystrzelenia ręki w górę
 - Nie, dopóki nie dowiem się co to jest.
 - A co Cię to w ogóle obchodzi! - zawarczałam, jednocześnie orientując że znajduję się teraz zdradziecko zbyt blisko mężczyzny.
Gra była warta świeczki - to bez wątpienia. Postanowiłam odrzucić na bok wszelkie konwenanse i chodź bym miała łasić się do niego niczym spragniona dotyku kotka, nie odpuszczać- dopóki nie odzyskam swojego listu.
 Sasuke również odnotował dwuznaczną sytuację naszych ciał: on, bez koszuli, siedząc przewalonym w jedną stronę z wyciągniętą do tyłu, wyprostowaną ręką i ja: przyciskająca się bezwstydnie do jego torsu, z ramionami ułożonymi na kształt obejmowania go za szyję.
Nie było to dla mnie ważne dopóki w pełni skupiałam się na odzyskaniu brutalnie odebranej własności.
 Odchrząknął znacząco naraz spoglądając na mnie z politowaniem, któremu przypisuje w jego imieniu niewypowiedziane słowa: “Odsuń się, głupia babo”.
Ani mi się śni!
 Mocno podciągając się do góry i zawisłam nad jego potężną postacią. Na czworakach, z kończynami po obu stronach męskiego ciała pokonałam tą niewielką odległość jaka dzieliła mnie od jego dłoni. Odrobinę za późno zorientował się w moim działaniu.
 Gdy byłam o milimetr od triumfalnego przejęcia wiadomości poderwał się gwałtownie, sprawiając że jedna z moich rąk bezwładnie osunęła się z kanapy powodując nagłą utratę równowagi. Gwałtownie pozbawiona gruntu przechyliłam się niebezpiecznie w stronę podłogi. Upadek zbliżał się nieubłaganie.
Z każdą chwilą widziałam drewniane panele z coraz bliższej perspektywy.
Nie wiem jak by się to skończyło - zważywszy że twarz przegrywała z grawitacją w pierwszej kolejności - gdyby nie mocny chwyt Uchihy który w bolesnym geście podciągnął mnie w górę, ratując od ewentualności złamanego nosa i powybijanych zębów.
 Głośno zaczerpnęłam powietrza wpatrując w niego ze świeżym strachem w oczach, powstałym na skutek świadomości niechybnego, bolesnego upadku. On jednak nieprzejęty sytuacją wciąż reprezentował zacięty wyraz twarzy: widocznie był równie uparty w kwestii nie oddania mi listu co ja do niedawna w przypadku jego odzyskania.
 - Daj mi to natychmiast! - wykrzyczałam rozpaczliwie. Oficjalnie przegrałam pojedynek na przejęcie siłowe; wynik był prosty: Sasuke 1 Sakura 0. W rezultacie on wciąż miał w ręku moją pocztę a ja byłam bez niczego.
 - Bo?
 - Bo cię zamorduje, oddawaj!
Stanowczym gestem odsunął mnie od siebie sadzając na drugim końcu kanapy, jak zauważyłam- byle najdalej od siebie.
 - Słuchaj nadpobudliwa dzikusko, Naruto prosił mnie o obswerwowanie Cię i sprawdzane wszystkich rzeczy które odbiegają od normy. - widząc moją do cna zirytowaną minę przerwał na moment, tylko po to aby odsunąć szklany wazon leżący obok kanapy w miejsce bliżej nieosiągalne.
Jeśli myślał że uderzę go tym wazonem... to miał cholerną rację!
 Po upewnieniu się że na pewno do niego nie sięgnę, kontynuował:
 - Czy sądzisz że czytanie jakiś obskurnych świstków papieru o 7 nad ranem a później atakowanie wyrwaną nogą stołu w ich obronie jest normalne ?
Nie usłyszał odpowiedzi z mojej strony, bo nie miałam nic na swoją obronę.. po za tym że to nie jego sprawa! Nie mogłam, po prostu NIE MOGŁAM pozwolić aby to przeczytał!
 - O d d a j  m i  t o!!  - zawyłam wściekle ponownie rzucając się ku niemu... by zabić.
 Tym razem okazał się sprytniejszy.
Ratując oczy przed niechybnym wydrapaniem mocno pochwycił moje nadgarstki podciągając je - oraz całe moje ciało - w górę. Zawisłam więc z tyłkiem w powietrzu niczym mała małpka, wpatrując w niego z niedowierzaniem..
 - Zamknij się w końcu i słuchaj - nieczule puścił moje ręce. Pozbawiona jego siły bezwładnie opadłam w dół, zatrzymując się na przytulnych kanapowych poduszkach. - Naruto się o Ciebie martwi, bo ma wrażenie że wplątałaś się w coś, z czym nie możesz sobie poradzić. Powiedział mi że przed wojną często wyjeżdżałaś i nie dawałaś znaków życia. A wczoraj był taki pijany że oznajmił wszystkim, że widział jak jakiś obcy koleś parokrotnie Cię odwiedzał.
 Zachłysnęłam się powietrzem tak bardzo, że przez kilka minut nie mogłam opędzić się od duszącego kaszlu. Uzumaki właśnie potężnie stracił w moich oczach.
 Obiecał.
 Obiecał że nie będzie mu o mnie wygadywał, że nie ujawni mu nic na co wcześniej się nie zgodzę - a tu proszę! Sasuke ma ogólne pojęcie o tym jak wygląda właśnie moja teraźniejsza egzystencja.
 - Nie powiem mu o tym dziwnym ptaszysku z wczoraj, ani o tych listach - kontynuował - pod warunkiem że pozwolisz mi przeczytać ten jeden.
Był w wielkim błędzie jeśli sądził, że zgodzę się na takie ultimatum.
 - Nie potrafisz zrozumieć że nie chcę cię w moim życiu? - żachnęłam się gniewem - Co cię to w ogóle obchodzi!
 Jego zainteresowanie tą sytuacją nie tyle kłuło co okropnie raziło w oczy. To nie był ten Sasuke z wczoraj, przed którym musiałam uciekać slalomem pomiędzy meblami, ani ten który niedawno całował mnie po szyi. Nie znałam owej, nowej strony tego mężczyzny.
 Po raz pierwszy jestem świadkiem sytuacji gdy zaintrygowało go coś, co pod żadnym pozorem nie ma z nim związku- na moje nieszczęście. Po stokroć wolałam gdy nie wciskał wszędzie nosa: nie musiałam wtedy walczyć o swoją własność ani przed nikim się tłumaczyć. Teraz także nie zamierzam tego robić.
 - Ciekawisz mnie Sakura
Zbił mnie z tropu. Lekko rozchyliłam usta zdoławszy wykrztusić z siebie niemrawe:
 - He?
 - Jesteś dziwna. - dodał beznamiętnie, obracając w dłoniach papierowy łup. Milczałam, licząc że powie coś więcej, ale nie powiedział.
 Atmosfera uległa zmianie. Zniknęła nerwowa podejrzliwość a zamiast niej zrodziło się ciche, bezsłowne porozumienie. Wpatrywałam się milcząco w Sasuke, nie będąc w stanie zrozumieć co nim kieruje.
 Odchrząknęłam zdawkowo z wolna unosząc rękę i zbliżając ją do listu, w głupiej wierze że odda mi go bez walki. Orientując się co zamierzam szybko zabrał przesyłkę z pola mojego wzroku.
 Zrezygnowana, bez pośpiechu pozbierałam resztę pootwieranych wiadomości walających się po kanapie.
 - Wiesz co Uchiha, idź do diabła! Mam serdeczną nadzieje że zaczytasz się tym na śmierć. Albo udławisz. Albo najlepiej i jedno i drugie!
 - Nie sprawię Ci tej radości, Sakura.
 - O nie wątpię, uwierz! Nikomu jej nie sprawiasz!

 Ciężko otarłem twarz dłonią, poważnie zastanawiając się nad istotą przebywania w otoczeniu tej niepoczytalnej kobiety. Była głośna, wkurzająca, czasami żałosna aż do bólu, ciągle doprowadzała mnie do stanu silnej irytacji, biła, zatruwała truciznami - a mimo to nadal, jakimś chorym sposobem trwałem w jej towarzystwie. Fakt że chwilowo u niej pomieszkuje nie ma nic do rzeczy, pierwotnym zamiarem było nie przebywanie w tym domu w innych porach niż noc. Rzeczywistość okazała się zgoła inna.
 Podejmując nagłą decyzję, szybkim ruchem otworzyłem trzymany w dłoni liścik, bez litości rozdzierając delikatny papier. Bez znaczenia, interesowało mnie tylko to co było w środku.
 - NIE!
Krzyk różowowłosej zabrzmiał na równi z dźwiękiem darcia kartki, ale byłem na to przygotowany. W ułamku sekundy odwróciłem się do niej plecami, powodując że to na nie niczym mordercza torpeda wpadła w pierwszej kolejności. W wyniku nagłego nacisku mocno przechyliłem się do przodu.
 - Nie czytaj tego!
Odzyskała werwę, bez wątpienia. Wstąpiła w nią oszalała determinacja. Czułem napór jej ciała na swoich plecach, widziałem szczupłe ręce wyciągnięte w rozpaczliwym geście uchwycenia wiadomości. Oczami pośpiesznie przebiegłem po kilku słowach zawartych na skrawku porwanej kartki.
 - Kto ci to wysyła?
Odwróciłem się zaniepokojony, od krótszej chwili nie wyczuwając jej obecności; zniknął dźwięk pośpiesznego oddechu oraz niecierpliwego kręcenia się na kanapie.
Nie zdziwiłem się, gdy moje oczy spoczęły jedynie na naprzeciwległej ścianie a po różowych włosach nie było nawet śladu.

 - Ino! - głośno dobijałam się do drzwi prywatnego mieszkania przyjaciółki, bez hamulców waląc w nie czym tylko mogłam. Jak na złość pozostawały szczelnie zamknięte, tylko naoliwiając płonącą w moich żyłach, ognistą furie - Wiem że tam jesteś!
Najpierw Sasuke doprowadza mnie do wszystkich emocji na raz, a teraz Yamanaka potęguje te doznania, jawnie ignorując.
 - Jeśli natychmiast nie otworzysz, to najpierw wyważę te drzwi a później oderwę ci głowę!
Łapiąc gwałtownie oddech przestałam wrzeszczeć, w skupieniu nasłuchując odgłosów nerwowej szamotaniny dochodzącej z jej domu. Niecierpliwie postukiwałam stopą o ziemię, czekając aż ktoś łaskawie wpuści mnie do środka. Czułam, że jeśli z kimś nie porozmawiam to od środka spali mnie własny płomień. Chciałam wykrzyczeć wszystko co myślę o Sasuke, być może ułożyć plan pozbycia się go raz na zawsze. Niech mnie ręka Boska broni, ale w tej chwili byłam gotowa nawet go zamordować! Cokolwiek, byleby zniknął.
 - Już, już otwieram!
Drzwi delikatnie uchyliły się, ukazując zaczerwienioną na twarzy i nienaturalnie poddenerwowaną Ino, nerwowo postępującą z nogi na nogę. Ubrana była w sam szlafrok, którym kurczowo ściskała się w talii.
 - Sakura, o co chodzi ?
 - Masz czas? - zapytałam podejrzliwie. Blondynka nigdy nie zachowywała się tak dziwnie jak teraz. Czasami wpadało jej coś głupiego do głowy, miewała gorsze i lepsze momenty, ale dzisiaj przebijała samą siebie. Zerknęłam ponad jej głową na drzwi prowadzące do następnego pokoju, wyobrażając sobie jak czai się w nim garstka uzbrojonych, zamaskowanych kryminalistów, którzy przystawiając kunai'a do szyi nakazali blondynce “otworzyć drzwi i zachowywać się naturalnie”.
Uniosłam do góry obie brwi, gdy ta gorączkowo rozejrzała się do tyłu idąc szlakiem mojego wzroku.
 - Właściwie to jestem teraz trochę zajęta i…
 - Ino, co ty tam robisz? Jak mamy się kochać kiedy ciągle biegasz po całym domu!
Na scenę wkroczył na wpół nagi Sai, wprawiając mnie w, delikatnie mówiąc głębokie osłupienie.
O rety.  
On również wydawał się zszokowany moim widokiem. Przez setną sekundy utrzymywaliśmy bezpośredni kontakt wzrokowy, obustronnie zdezorientowany. Przerwał go chłopak gwałtownie uskakując w bok.
A więc tak się sprawy mają - pomyślałam. Byli tak zajęci sobą że nawet nie usłyszeli moich krzyków.
 - No no!
Nieświadomie poprawili mi tym humor.
 - N-Nie Sakura, to nie tak jak myślisz my wcale... nie no.. nie ten…
Ino nerwowo machała rękami, z każdym słowem robiąc się coraz bardziej czerwoniutką na twarzy. Jak najprawdziwsza dorodna rzeźna świnka.
 - Widzę że nie tylko Naruto ma ostatnio ochotę na amory. - skwitowałam zadziornie. Krzyżując ręce na piersi spojrzałam ku niej z rozbawieniem, obserwując jak dramatycznie pląta się w wyjaśnieniach, które na dobrą sprawę kompletnie nie miały sensu. Nigdy nie potrafiła kłamać. - Już lepiej pójdę. Nie chciałabym Wam dłużej przeszkadzać.
Kolejny wybuch tłumaczeń na które stać było tylko Yamanakę: że w ogóle w niczym nie przeszkadzam i że to nie tak, że tylko rozmawiali, o, dodała również że jeśli tylko mam ochotę mogę wstąpić na herbatę! Gdybym na to przystała Sai nigdy by mi tego nie wybaczył, byłam tego bardziej niż pewna.
 Zaśmiałam się głośno pokręciwszy tylko głową i płynnie odwróciłam się na pięcie, ruszając w dalszą, mozolną wędrówkę.
 - Miłej zabawy, świnko! - rzuciłam na odchodne pośpiesznie znikając na rogiem, byleby nie dosięgnął mnie jej zabójczy wzrok. Gdy usłyszałam zbawiennie zatrzaśnięcie się drzwi raptownie przystanęłam, by ciężko załapać oddech.
 Miałam nieomylne wrażenie że od kilku dni wszystko daje mi brutalnie do zrozumienia, że moi przyjaciele powoli zaczynają układać sobie życia. Niewątpliwie odnalezienie się Naruto i Hinaty było najbardziej przełomową sytuacją. Dlaczego więc tylko moje istnienie wciąż zdaje się gnić w takim okropnym syfie?  Miałam na karku niepewną sytuację z Kibą, ogarniętego manią prześladowczą Sasuke, ukrywającego się cholera wie gdzie przyjaciela i, na domiar złego : szantażystę, który jak mniemam już ostrzy na mnie pazury.
 Zbawienna wyprawa do Suny miała odbyć się dopiero za kilka godzin, jak więc mam rozplanować sobie ten czas bez konieczności powrotu do domu, gdzie niewątpliwie przebywa znienawidzony Uchiha?
 - Mogłabym pójść do Naruto, ale on mieszka u Kiby. Nie chcę spotkać się teraz z Kibą więc nie mogę też zobaczyć się z Naruto.
Przemierzając bez celu uliczki Konohy przedstawiałam swoje przemyślenia na głos, nie do końca będąc tego świadomą.
 - Jeśli pójdę do Hinaty, ona będzie chciała iść do Naruto. Ale on mieszka u Kiby, nie chce spotkać się teraz z Kibą więc nie mogę też zobaczyć się z Hinatą. - w zadumie podrapałam się po policzku  - Ino również jest już stracona, bo właśnie robi sobie dzieciaka!  
Ciężko opadłam na ławkę, jedną z wielu w tym parku. Szybko przekonałam się, że przekorny los na poprawę nastroju wytypował dla mnie tą Moją, jak to zwykłam ją nazywać. Mała, betonowa przyjaciółeczka towarzyszyła mi w najważniejszych życiowych etapach. Na niej kilka lat temu pozostawił mnie Sasuke, na niej wylewałam litry łez przytulając się do Naruto i zamykając krąg- na niej po raz pierwszy zdałam sobie sprawę że Uchiha jest mi już całkowicie obojętny. I paradoksalnie, w tym miejscu zastanawiałam się teraz co dalej ze sobą zrobić.
Nie mogłam skąd odejść ani nie mogłam tutaj zostać.
 Ciężko opierając łokcie na kolanach wplątałam dłonie we włosy i szybkim ruchem zacisnęłam je w pięści. 

Uchiha nie da mi spokoju po tym co przeczytał. I po tym jak tchórzliwie zwiałam.
A właściwie to od jakiegoś czasu ciągle mnie nachodzi, więc generalnie nic nowego. Westchnęłam ciężko.
Nie wyglądałoby to tak tragicznie gdyby nie fakt, że tym razem w drogę nie wyruszam sama, tylko z tą nieszczęsną sercową obstawą.
 - Sakura?
O nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie.. to nie może być prawda. Proszę, błagam, nie, nie nie.
 - Sakura? Hej, co się dzieje?  
Ten głos, ten zapach, o niebiosa. Dzisiaj wszystko zwrócone jest przeciwko mnie. Na każdym kroku coś próbuje mnie dobić! I każdy następny zamach staje się brutalniejszy.
 Poczułam jak ktoś siada obok mnie a następnie delikatnie obejmuje ramieniem. Męska dłoń silnie spoczęła na mojej tali jednocześnie przyciągając do siebie. Nie miałam wątpliwości, mimo to wciąż chciałam obudzić się z tego koszmaru.
 - Kiba? - wydukałam cicho, niechętnie unosząc ku niemu głowę. Siedział przygarbiony, wpatrując się we mnie z zatroskanym wyrazem twarzy. W brązowych oczach obijało się zaniepokojenie. Oh do licha, co ja mam mu teraz powiedzieć?
 - Dawno Cię już takiej nie widziałem - delikatnie oparł rękę na mojej głowie, paroma ruchami mierzwiąc będące tam włosy  - Wystarczy, że wrócił i znów zamykasz się w sobie.
 - A-Ale - zamrugałam - Mylisz się. To nie tak. 

Kompletnie niczego nie rozumiał. A ja poczułam nieodpartą ochotę mu to jasno i wyraźnie wyperswadować; stanowczym ruchem odsunęłam się od niego wpatrując weń wojowniczo.
 - On nie ma z tym nic wspólnego - rzuciłam hardo.
Spotkałam się z wyrazem zawodu w oczach chłopaka i niespodziewanie zabolało mnie to. Zaciskając usta w wąską linię opuściłam spojrzenie, wbijając je we własne, splecione na kolanach dłonie.
 - Może tego nie zauważyłaś Sakura, ale w jego obecności jesteś inna.
Bzdury
 - Częściej się uśmiechasz, swobodniej żartujesz. Nawet nie wiesz ile bym dał, żebyś i przy mnie potrafiła się tak otworzyć. - mocniej zacisnęłam palce, wpatrując się nieprzerwanie w leżący na żwirowej ścieżce kamyk, jeden z wielu z resztą. 

- Sakura, spójrz na mnie.
Nawet nie drgnęłam.
 Nie byłam w stanie uwierzyć w ani jedno słowo. Były to same kompletne, niewytłumaczalne, wyssane z palca brednie. Zaciskając mocniej zęby zmieliłam w ustach krótkie przekleństwo, na znak krótkiej demonstracji poglądów. Nie po to przechodziłam wszystkie trudy wybicia sobie Uchihy z głowy, żeby ktoś znowu próbował mi go tam wcisnąć.
I to tylko dlatego, że wykonałam o jeden uśmiech za dużo.
 - Dlaczego nie chcesz nic nikomu o sobie powiedzieć Sakura? Zamykasz się w swojej skorupie, znikasz, pojawiasz się, znowu znikasz! A gdy zjawia się Sasuke robisz wrażenie najszczęśliwszej na świecie!
Zawrzał we mnie gniew. Nikt nie ma prawa zarzucać mi takich rzeczy, nawet Inuzuka. Nie zniosę dwóch wpieprzających się w moje życie osób, jeden już to jakieś nieporozumienie.
 - Nic nie wiesz Kiba. Nie wtrącaj się już nigdy więcej, rozumiesz? - warknęłam, gwałtownie powstając z ławki i postępując kilka kroków do tyłu  - Dajcie mi w końcu, Ty, Uchiha, Uzumaki, wszyscy! Dajcie mi święty spokój! 

Uderzyłam pięścią w stojące najbliżej drzewo. Efekt był łatwy do przewidzenia. Skrawki kory z hukiem wzniosły się w powietrze, podobnie jak cały konar, który upadając przewalił za sobą sąsiadującego dęba. Oddychałam głośno i chaotycznie niezaspokojona tym uderzeniem poszukując kolejnego obiektu do zrównania z ziemią. Rozpieprzyłabym tak pół świata jak sądzę, gdyby nie silny chwyt Kiby który łapiąc mnie za przegub obrócił w swoją stronę.
Mierzyliśmy się w ciszy zirytowanymi spojrzeniami.
Znowu ktoś mnie szarpie, znowu ktoś próbuje mieć nade mną kontrolę, znowu ktoś patrzy na mnie TYM wzrokiem! Niech w końcu wszyscy przestaną traktować mnie jak skończoną sierotę. Zabije go!
 - Sakura ! - wykonałam silny ruch ręką, definitywnie wyswobadzając się spod męskiej kontroli, której dzięki staraniom Sasuke miałam już powyżej uszu - Sakura, hej!
Tym razem obiema rękoma mocno ujął moje ramiona i silnym pchnięciem do tyłu zmusił do postąpienia kilku kroków. Tym sposobem bez trudu przyparł mnie do konaru drzewa oddalonego od głównej ścieżki.
  Zawarczałam wściekle próbując wyrwać się spod jego dotyku i uciec, cholera jak najdalej. Wszyscy od jakiegoś czasu próbują mnie tylko obezwładnić i wykorzystać.
 - Mała no już, hej! Nie szarp się! I nie kop, do licha! Uf, prawie. - porównywanie go do Sasuke było błędem, co uświadomiłam sobie gdy rozluźniając uścisk spokojnie przeniósł dłoń na mój policzek. Pogładził go delikatnie  - Przepraszam mała. Nie powinienem był Ci tego zarzucać, ale nie mogę znieść myśli, że kiedyś byliście tam blisko.
 Obdarzył mnie czułym uśmiechem, kojącym moją zszarganą duszę, a ja… ja poczułam się jak najgorsza zmora tego świata. Spuszczając wzrok napawałam się w ciszy magią jego dotyku, doświadczając błogiego, ogarniającego ciało spokoju. Zawsze wiedział jak na mnie wpłynąć i okropnie często to wykorzystywał, nie miałam jednak nic przeciwko.
 Oddychając głęboko i spokojnie rozluźniłam się, nie zmieniając swojego położenia; plecami wciąż zbawiennie opierałam się o szorstką w dotyku korę.
 - Byłem strasznie zazdrosny kiedy dowiedziałem się że Sasuke wraca do wioski.
Delikatnie zadarłam głowę, pozwalając sobie spojrzeć w przepełnione troską, brązowe tęczówki chłopaka.
 Mówił spokojnie, pozwalając mi oswoić się z sytuacją. Był to pierwszy raz kiedy Kiba oświadcza coś podobnego. Nigdy wcześniej nie plątaliśmy w to uczuć, chodź moment ten nadchodził nieubłaganie- dlatego tak obawiałam się spotkania z nim. Jednakże zgodnie z powiedzeniem nie przyszła góra do Mahomeda, Mahomed przyszedł do góry i ja nie mogłam w kółko odwlekać tej rozmowy. Biorąc się w garść wysiliłam się na pogodny uśmiech, rozładowując napiętą atmosferę.
 - Między mną a Sasuke nic nie ma i nic nigdy nie będzie - dla potwierdzenia delikatnie pokiwałam głową na boki  -Nie cierpię drania!
 W odpowiedzi troskliwie przygarnął mnie do siebie sprawiając że ufnie, niczym dziecko wtuliłam się w jego ciepły tors.
 - Wierzę Ci, mała.
Potrzebowałam tego.
Miałam serię koszmarnych dni, w kółko chodziłam i tylko wszystkim przeszkadzałam, tak w głębi serca pragnąc tylko odrobiny czułości i uwagi. Feralnie zaznawał jej każdy, oprócz mnie. Wszystkie poszukiwane elementy odnalazłam w ramionach Kiby, który obejmował mnie tak delikatnie, jakbym była z kruchego szkła. Napawałam się zapachem jego koszulki, uświadamiając sobie jak dobrze czuję się w takim położeniu.
 - Sakura.. - wyszeptał cicho, z ustami tuż przy moim uchu.
 - Hyyym ?
 - Co jest między nami?
 - Nie wiem.
Nastała cisza, wśród której dało się wyszczególnić wesoło śpiewające ptaki i kojąco szumiące korony drzew; po za tym okolica emanowała nadzwyczajnym jak na tą porę dnia spokojem.
 - Czy może być między nami coś więcej?
 - Kiba.. - niechętnie odsunęłam się od niego, szybko napotykając pytające spojrzenie. - Proszę, pozwól mi najpierw wszystko poukładać. Moje życie, ono wcale nie jest takie proste jak się wydaje. Mam na karku tyle niepozałatwianych spraw ale.. ale nie chce być znowu samotna.
 Moja, wychodząca z głębi serca wypowiedź spotkała się z raniącym brakiem reakcji. Kiba stał, po prostu, w ciszy wpatrując we mnie nieodgadnionym wyrazem oczu.
 - Znowu to robisz.
Drgnęłam na dźwięk szorstkiego tonu, niepewnie unosząc ku niemu głowę. On w tym czasie z odrazą zabrał dłonie z mojej tali, bezszelestnie wsuwając je do własnych kieszeni; poczułam się do cna upokorzona. Nie powiedziałam mu nic, za co mógłby mnie teraz winić- wyznałam tylko swój brak gotowości do podejmowania pochopnych decyzji.
 - Co robię? - mój głos zabrzmiał niczym bojaźliwy szept na tle porywistego wiatru, który właśnie zaszczycił nas swoją obecnością.  
 - Zbywasz mnie - odparł z odrazą - Próbujesz ugłaskać czułymi słówkami żeby za chwilę ignorować, nie jestem twoją zabawką Sakura. Mam już dość czekania aż się zdecydujesz, chcę abyś w tym momencie udzieliła mi odpowiedzi na trzy proste pytania.
Nie zapytał, nie stwierdził - po prostu zadecydował, niemal od razu przystawiając mi pod nos wystawiony palec wskazujący. Pojęłam, że czas pierwszego pytania nadszedł nieubłaganie szybko, zanim w ogóle zdążyłam się na to przygotować.
 - Kochasz mnie?
Oh.
Chodź bardzo dobrze znałam odpowiedź, ciężko było przecisnąć mi je przez zaciśnięte z żalu gardło. Nie poznawałam Kiby, nie był tym mężczyzną z którym dzieliłam się wszystkimi rozterkami, który pomagał mi w zdobywaniu naukowych szczytów, który zawsze zwracał się do mnie tak serdecznie i troskliwie. Nie wiedząc co mam o tym myśleć głośno przełknęłam ślinę, zdobywając się na leciutkie, przeczące pokiwanie głową.
Czułam się do niego przywiązana - owszem.
Darzyłam go sympatią i troskliwością - owszem
Czułam, że mogłabym zrobić z nim wszystko - owszem
Nie ofiarowałam mu jednak swojej miłości, co też nie do końca było moją winą. Chodź bym bardzo chciała, nie jest to rzecz którą od tak można obdarowywać wszystkich, napotkanych ludzi.
  Mocno uderzył zwiniętą w pięść dłonią w drzewo, do którego niedawno zostałam przyparta. Odłamane skrawki kory ciurkiem posypały mi się na głowę zmuszając do zamknięcia oczu.
 - Więc dlaczego chcesz ze mną być? - wysyczał gniewnie
Nie zdziwił mnie tym pytaniem. Prawdę mówiąc sama zadałam je sobie chwilę wcześniej- bez oczekiwanych rezultatów. Milczałam więc, nie znajdując żadnych wystarczająco dobrych powodów, by móc mu je przedstawić.
Ponowne uderzenie, tym razem dokładnie tuż obok mojej twarzy. Przeraziłam się.
 - Jesteś egoistką Sakura, koszmarną, zapatrzoną w siebie egoistką.
 Zesztywniałam, tępo wpatrując się w czubki własnych butów. Co miałam mu powiedzieć?
“To nie tak Kiba! Nie kocham cie ale potrzebuje czyjejś bliskości, chodź przytul mnie bo lubię jak mnie przytulasz!” samoistnie pogrzebałabym się tylko w jego oskarżeniach, za które mimo wszystko nie miałam do niego żalu. Są czasami takie osoby, które ciężko winić za cokolwiek- brunet był dla mnie własne kimś takim.
 - Dlaczego kłamałaś, że już go nie kochasz?
Wpatrywał się we mnie z góry, na co skuliłam się w sobie jeszcze bardziej. Nie rozumiałam tego pytania, ku uldze pojmując że jest ono tym ostatnim. Moje stosunki z Kibą mimo to zostały nieodwołalnie przekreślone, spalone i zagrzebane, głęboko pod ziemią.
 - Nie kłamałam. - mój głos tym razem wypadł pewnie i głośno; nie chcę by ponownie utożsamiano mnie z osobą Sasule, ogłaszając nieszczęsnym mianem: “całe życie będzie zgorzkniała i samotna” lub “głupia, nie wie, że Uchiha nie są zdolni do jakichkolwiek uczuć?”. Wyjątkowo wiele razy zetknęłam się z tymi określeniami. Najbardziej bolał wtedy fakt, że opinię tą podzielali nie tylko moi znajomi ale także rodzice, na każdym kroku dający znać o swoim dozgonnym współczuciu. Jego potrzebowałam wtedy najmniej.
 - Oszukujesz samą siebie.
 - Nikogo nie oszukuje! - wtrąciłam ostro, nie mając już cierpliwości do wysłuchiwania fałszywych faktów o sobie samej. Zacisnęłam dłonie w pięści opuszczając sztywne ręce wzdłuż ciała - I przestań cały czas o tym gadać! Co mam zrobić żebyś mi uwierzył? Otruć go? Zatłuc?
Stojąc w lekkim rozkroku spoglądałam na Kibe spod byka, ściągając przy tym gniewnie obie brwi. Oddychałam szybko, czując jak całe ciało gwałtownie nabiera temperatury. Wiedziałam! Ja po prostu czułam w kościach że powrót Sasuke nie przyniesie za sobą niczego dobrego!
Nie pozostając dłużnym, Inuzuka powoli nachylił się nade mną, bezlitośnie cedząc przez usta raniące jak sztylety słowa:
 - Słyszałem że u Ciebie mieszka. Ile razy już z nim spałaś, co ?
 Serce zakuło boleśnie a ręka samowolnie uniosła się ku górze, by po chwili z głośnym plaśnięciem mocno opaść na policzek bruneta.
 Byłam zdruzgotana prawie tak bardzo, jak on wściekły. Roztrzęsiona ominęłam go, biegiem ruszając przed siebie; nie wiedziałam gdzie podążam, kierunek nie był istotna sprawą, podobnie jak to, że w tym pędzie bezmyślnie przepychałam się między ludźmi. Oburzeni wykrzykiwali coś za moimi plecami.
Szczęśliwym - bądź też nie - trafem, instynktownie obrałam drogę do domu. Dopadłam drzwi, otwierając je tak gwałtownie że omal nie roztrzaskałam nosa Sasuke - bardzo niefortunnie stał akurat za nimi, chodź w porę udało mu się odskoczyć. Nie interesując się co też mógł tam robić po prostu go wyminęłam zaraz ponownie zatrzaskując drzwi, tym razem od swojej sypialni.
Skoro świat odwrócił się ode mnie, to i ja pokaże mu swoje plecy!

  
                                                                                                                     
Do czasu wyprawy miałem dokładnie 2 godziny. 
2 godziny dane mi spędzić w błogosławionym spokoju, bez konieczności robienia czegokolwiek. Od czasu nagłego pojawienia się różowego huraganu nie działo się już nic ciekawego, z hukiem zamknęła się w pokoju i do tej pory nie dawała żadnego znaku życia.
 Z resztą, po co miałaby to robić.
Siedząc rozwalonym na kanapie, z torbą zawczasu przygotowaną obok, ze znużeniem przeskakiwałem po programach telewizyjnych, nie mogąc znaleźć sobie czegoś “na dłużej”. Wszystko kipiało banalnością lub głupotą. Niegdyś nadmierny czas spożytkowałbym cennym treningiem i doszlifowywaniem umiejętności ale dzisiaj nie chciałem tracić na to energii.  Domyślałem się że przeprawa z niewspółpracującą Haruno nie będzie niczym łatwym i lepiej będzie znosić to przy pełni sił.
 Głośne stukanie do drzwi.
Z odrętwieniem wpatrywałem się w źródło hałasu, w głowie kalkulując prawdopodobieństwo otworzenia ich przez Sakure. Im dłużej ta nie wychodziła ze swojego pokoju, tym dźwięk rósł na intensywności. Mozolnie uniosłem się z kanapy i nieśpiesznie uchyliłem drzwi, ze zdziwieniem obserwując dwójkę shinobi stojących na korytarzu. Oboje mieli zacięte wyrazy twarzy, denerwując się zwłoką z jaką ich powitałem.
 - Kakashi? Kiba?
Nie mogłem opędzić się od wrażenia, że stało się coś nieplanowanego. Potężny siniak na policzku bruneta tylko mnie w tym utwierdzał, jednocześnie wyjaśniając wcześniejsze zdenerwowanie Sakury. Widocznie musiała się z nim spotkać, nie znam innej osoby mogącej zostawiać po sobie aż tak rozległe siniaki
 - Szybko Sasuke, nie mamy czasu.
Wtargnęli wgłąb mieszkania, kierując się w stronę pokoju różowowłosej. W ciszy podążałem za nimi, nie bardzo z resztą wiedząc co się teraz dzieje.
 - Jesteś już spakowany, świetnie. Wyruszacie od razu. - Kakashi nie rozdrabniał się w ani tłumaczeniach ani w czynach, gdy jednym silnym pchnięciem pozbył się drzwi do pokoju Sakury silnie przewalając je na podłogę. Zaintrygował mnie ten pośpiech, nie sprawdził nawet czy aby na pewno są zamknięte, po prostu je wyważył.
 - Siemanko! - słodziutki głosik wdarł się do naszych uszu wraz z nagłym wstąpieniem do jej prywatnej sypialni. Siedziała spokojnie na samym środku łóżka, zgrabne nogi splatając ze sobą w siadzie tureckim.
Na bladą twarzyczkę wstąpiły dwa delikatne rumieńce, gdy tak uśmiechała się promiennie zaszczycając każdego z osobna swoim nieodpartym urokiem.
 Po chwili obserwacji spokojnie wyciągnęła w naszą stronę dłoń, w której ukryta była wystająca kartka papieru. Przejął ją Hatake.
 - Sakura obiecuje ci że Cię zabije! - wybuchnął Kiba - Znowu wywijasz takie numery, kiedy ty w końcu dorośniesz?! Daje nam pół godziny a dorwiemy cię i chodź by nieprzytomną przyprowadzimy z powrotem! - chłopak nie mógł się opanować i mimo obecności Hokage który właśnie spoglądał na niego karcąco wciąż wygrażał rozbawionej Haruno, chaotycznie machając jej palcem przed nosem.  - Przekaż jej to!
I dźgnął ją mocno w sam środek czoła, powodując iż rozpłynęła się w śladowych ilościach dymu.
 - Klon ? - zdziwiłem się
 - Sakura opuściła wioskę 30, nie.. 40 minut temu zostawiając nam jedynie to. - wyjaśnił pokrótce Kakashi i otwierając swoją dłoń wskazał na dwa, wybazgrane na kartce słowa.
 - “Pierdolcie się” - wyrecytowałem, wysoko unosząc brwi.
Spodziewałem się że da popalić, nie myślałem jednak że zrobi to tak szybko, jeszcze nim wszystko na dobre się zacznie. Przeniosłem wzrok na otwarte na rozcież okno, marszcząc czoło. Musiałą zrobić to niesamowicie umiejętnie, skoro nawet przez moment nie wyczułem jak twarzy klona i podstawia go na swoje miejsce.
Kakashi uprzedzając dalsze myśli, szybko uzupełnił lukę w moich informacjach:
 - Wiem o czym myślisz. Sakura jest mistrzynią w kontrolowaniu chakry i nawet ja z tak bliskiej odległości nie zauważyłbym że coś kombinuje. Nie masz się czym martwić. 

Czcigodny pozwolił sobie na głośne odetchnięcie, nie pasujące do opanowanej postawy którą prezentował. Ciężkim krokiem postąpił w stronę łóżka opadając na nie ze zmęczeniem. 
- Ma nad wami 40,nie… 47 minut przewagi. Oboje ją czymś zdenerwowaliście, nie kryła się z tym. Wychodząc przez Bramę Główną oznajmiła strażnikom że - odchrząknął znacząco -  “Nigdzie nie pójdzie z tą bandą skończonych idiotów. Jeśli ją dogonią, to powyrywa obojgu flaki.  Powyrywa każdemu, kto będzie próbował ją teraz zatrzymać”.
Ciężko przejechał dłonią po twarzy i nasunął maskę wyżej na nos
 -Tym oto sposobem wydostała się poza tereny wioski. Nie mogę uwierzyć że zawsze wychodzi jej to z taką łatwością… 50 minut!  Straciliśmy już za dużo czasu, ruszajcie! - gestem ręki wskazał na okno, przez które w pierwszej kolejności wyrwał się nadpobudliwy Kiba. Z dołu dobiegło nas naszczekiwanie jego psa, Akamaru. Wróciłem się jeszcze po podręczny bagaż, na odchodnym zatrzymując i kątem oka zerkając ku zamaskowanemu ninja. Patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
 - Co mamy z nią zrobić?
 - Kiba wszystko ci wyjaśni, idź już.
Tak też zrobiłem. Nie czekając aż zbędzie mnie machnięciem ręki wyskoczyłem przez okno, miękko lądując na szczycie stromego dachu.



 Od 20 minut w ciszy przeprawialiśmy się przez las, karkołomnym tempem przeczesując jego tereny. Zadanie było ułatwione, bowiem wojna nie zdążyła dotrzeć aż tutaj. Drzewa przybarwione dojrzałą zielenią rozciągały się swobodnie aż po sam horyzont a bujna trawa podrywana przez wiatr prezentowała się zdrowo pod naszymi stopami. Wszystko było tutaj takie, jak zawsze w lesie. Ciche i spokojne.
 - Mamy zabrać ją z powrotem do Konohy?
Kiba spojrzał na mnie z politowaniem, robiąc minę którą zazwyczaj dedykuje się tylko wariatom.
 - Chciałbym dożyć dnia, w którym Sakura zrobiłaby coś tak racjonalnego. - prychnął kpiąco - Zawsze z niecierpliwością czeka aż opuści wioskę żeby za chwilę móc za nią zatęsknić.
 Odbijając się od kolejnej gałęzi kątem oka zerknąłem na posiniaczonego bruneta, który nieustannie starał się wywąchać trop Haruno. Jego pies przeczesywał tereny na ziemi, co jakiś czas dając znać o swojej obecności głośnym szczeknięciem.
 - Przepadła jak kamień w wodę! - zawyrokował z udręką, zatrzymując się gwałtownie przez co i ja zmuszony byłem przerwać bieg. Stojąc w milczeniu, jedynie rozejrzałem się dookoła. Uderzyło we mnie przeczucie, że coś w otoczeniu uległo nieznacznej zmianie.
 - Czujesz to ? - bezzwłocznie uaktywniłem swojego sharingana, jeszcze raz przyglądając się temu miejscu. I owszem, w promieniu parudziesięciu metrów od nas działo się jakieś poruszenie. Z tej odległości byłem w stanie zidentyfikować jedynie 13 maleńkich ogniw chakry kręcących się chaotycznie. Niestety, nie miałem Byakugana.  - Na 10, pół kilometra drogi, ktoś walczy.
 Znowu doznałem nieprzyjemnego uczucia, które każe mi czym prędzej dotrzeć w tamto miejsce; podejrzewałem, że coś może być nie tak. Zmuszając nogi do kolejnego skoku zauważyłem tylko jak Kiba, chyba również niesiony złym przeczuciem wyprzedza mnie w locie, karkołomnym tempem prąc przed siebie. Deptając mu po piętach ze skupieniem obserwowałem nagromadzenie ninja, w każdym momencie gotowy do nagłej walki. Dłoń już teraz umieściłem na rękojeści katany. Zbliżaliśmy się nieubłaganie.
 Gdy dotarliśmy do polany, naszym oczom ukazało się istne pobojowisko.
Cały, niegdyś porośnięty trawą teren, teraz przedstawiał zwały popękanej i zbitej w twardą masę ziemi, spod której wystawały opadłe ręce lub martwe głowy. Shinobi na skutek tej techniki zostali dosłownie zmiażdżeni bądź zagrzebani żywcem; tylko ci najmądrzejsi pojęli że w obliczu zagrożenia nie sposób bezpiecznie ustać na trawie. Dlatego też na polu walki wciąż pozostawało 8 zamaskowanych osobników  którzy wpatrywali się w nas z wściekłością.
 - Nie muszę jej czuć żeby wiedzieć, że tu była - markotny głos Kiby przeciął moje rozmyślenia; w skupieniu raz jeszcze zilustrowałem wrogich shinobi, szukając wśród nich znajomych różowych włosów.
 - Nigdzie jej nie widzę.
 - A ja wciąż nie czuje. - brunet zmarszczył nos, ponownie wciągając do niego sporą dawkę powietrza - To cholernie dziwne! Widzę że tu była, nikt inny nie ma takiej sił by rozpieprzyć cała łąkę, a mimo to nie mogę wyczuć jej zapachu. - ciężko zeskoczył na ziemię, w pogotowiu trzymając w dłoni ostrego kunaia. Ja pozostałem na drzewie, obserwując wszystko z góry  
 - HEJ WY! - niespodziewanie wykrzyknął, łupiąc na nich gniewnym spojrzeniem - Gdzie jest Sakura?!
Niespecjalnie podzielałem taki sposób uzyskiwania informacji; nigdy nie wdawałem się w pogawędki z przeciwnikiem.
 - Ta różowa zdzira?! - salwa kpiącego śmiechu wydobyła się jednocześnie z ust zamaskowanej grupy  - Zwiała! Ale skoro jesteście jej towarzyszami, to pewnie po Was wróci! Brać ich!
Wraz z momentem zwartego ruszenia na nas, szybko zeskoczyłem z drzewa, szarżując do przodu. W dłoni dzierżyłem już złowrogo błyskającą katanę.
 Rozpoczęła się walka.
Pomimo naszych umiejętności ich przewaga liczebna przeważała szalę; nieustannie odparowywałem ataki kataną nie mając szansy na to aby samemu zadać cios. Byli bardzo dobrze wyszkoleni i zgrani, ich taktyka pozwalała zarówno na obronę jak i atak; w kilka osób zdołali otoczyć naszą dwójkę, szybko doprowadzając do skrajnego zmęczenia.
 - CHIDORI!
 - GATSUGA!
Ataki zabrzmiały jednocześnie, ale zdołały powalić zaledwie 2 napastników wykazujących się największą nieostrożnością. Została ich więc najtwardsza 6, dysponująca potężnymi technikami - przy ataku jednego z nich ziemia zatrzęsła się, a spod niej zaczęła wypływać śmiercionośna lawa. Niezwykle potężny żywioł.
 Wykorzystując tą chwilę rozproszenia zdołałem odskoczyć od nich na dalszą odległość, zyskując przy tym kilka cennych sekund. Żarty się skończyły.
Gdy ponownie otworzyłem oczy lśnił w nich Mangekyou Sharingan. Zrobiłem to pomimo świadomości uszkodzonego wzroku. Wolę być ślepy niż martwy, zgoła ścisłości.
 Złowrogo unosząc katanę, moją sylwetkę otoczyła falująca, fioletowa poświata. Susanoo uformowało się prędko, porażając przeciwników emanującą potęgą. Ruszyłem.
Nawet lawa nie była teraz dla mnie żadnym wyzwaniem. Przecinałem powietrze ogromnym, ostrym jak brzytwa mieczem usiłując dosięgnąć uciekających w popłochu przeciwników. Szala zwycięstwa obróciła się na naszą stronę. Kiba również nie ustąpił i przechodząc w formę wielkiego, trójgłowego psa bezlitośnie łapał ofiary w zęby. Niepotrzebnie daliśmy na początku przyprzeć się do muru, przy naszej połączonej sile napastnicy zachowywali się jak nędzne robaki - czmychali pod naporem samego spojrzenia. Susanoo uderzyło wielką ręką o ziemię, bezlitośnie miażdżąc jednego z shinobi który nie zdążył w porę uskoczyć.
Teraz została ich tylko żałosna 3.
Z lewego oka uleciała strużka krwi, ale nie przejmowałem się tym. Priorytetem było zmieść tych głupców który odważyli się stanąć mi na drodze z powierzchni ziemi.
O kurwa.
Niespodziewanie poczułem ból tak przeraźliwy, jakby ktoś powoli i z premedytacją wbijał mi podłużny sztylet przez źrenicę do samego mózgu. Nie będąc w stanie tego przezwyciężyć z głośnym krzykiem upadłem na kolana, w odruchu bezwarunkowym trzymając się za przeraźliwie bolące i krwawiące miejsce. To jest mój teraźniejszy limit?
  Przez drugie, przymrużone nieustającym bólem oko spostrzegłem jak Kiba uporczywie stara się trzymać pozostają trójkę z daleka ode mnie. Okazało się to ponad jego możliwości, gdyż jeden z wrogów powalając go na ziemię właśnie zaszarżował w moją stronę. W dłoni dzierżył znajomą katanę, którą najwyraźniej musiałem gdzieś w afekcie porzucić.
Czeka mnie śmierć z mojej własnej broni.
Przeraźliwy ból nie pozwalał na najmniejszy ruch, cierpienie było tak nieznośne że z trudem utrzymałem przytomność. Spod palców, które zacięcie przyciskałem do zranionego oka powoli zaczęła ulewać się krew.
Był coraz bliżej.
Z kataną wymierzoną w moją pierś wyskoczył do przodu a ja.. niczym tchórz zamknąłem oczy, czekając na nadejście ostatecznego ciosu.
Sekunda
Druga
Nie nadszedł.
Niepewnie uchyliłem jedną powiekę, ilustrując sytuacje; widok który zastałem zmroził wszystkie komórki mojego ciała.
I D I O T K A.
Tak znajome, różowe włosy zabarwione na końcówkach kolorem szkarłatnej, świeżej krwi za sprawą wiatru delikatnie musnęły moje pobladłe policzki. Nie mogłem w to uwierzyć. Widziałem plecy Sakury i wystające z nich, silnie zakrwawione ostrze. O zgrozo, znajdowało się w miejscu gdzie do tej pory irytująco biło jej serce. Stal katany drżała , jakby napastnik sam nie potrafił zrozumieć co się właśnie stało.  
 - S-Sakura.
Otępiały mózg nie przyjmował tego do wiadomości. Przebita na wylot kobieta bez życia osunęła się na kolana. Katana z jej piersi gwałtownie wysunęła się, po chwili z trzaskiem upadając na ziemie.
 - Sakura! - Kiba w mgnieniu oka pojawił się obok, zszokowany patrząc na wszystko szeroko otwartymi oczami. Malowała się w nich rozpacz. 

Wrósł w ziemię jeszcze mocniej, niż ja.
Po przeciwnikach nie było nawet śladu, znikli, gdy tylko jednemu z nich udało się nieoczekiwanie dorwać pierwotny cel.
 Nie zważając na własny ból szybko znalazłem się przy różowowłosej i łapiąc opadające do przodu ciało przysunąłem je w swoją stronę, by plecami mogła oprzeć się o mój tors. Spoglądałem z góry na jej pobladłą twarz i mocno zaciśnięte powieki-  żyła jeszcze.
Z ust zabrudzonych krwią wydobywały się głośne świsty, świadczące o tym jak rozpaczliwie próbuje złapać powietrze.
 I gdy już myślałem że wyda z siebie ostatnie tchnienie, znak widoczny na jej czole rozjaśnił się, płynnie pokrywając całe ciało niezrozumiałymi pieczęciami. Wraz z pojawieniem się ich, twarz Haruno nabrała nieco życiowej barwy chodź powieki wciąż kurczowo przysłaniały zieleń jej oczu. Cierpiała.
 - Ty na prawdę jesteś kretynką. - nie chciałem być niewdzięczny, aczkolwiek to co właśnie zrobiła awansowało na pierwsze miejsce na liście głupich rzeczy, które kiedykolwiek wykonała.
 - Już zaczynam żałować że nie dałam ci umrzeć. -  cichy, zbolały szept zabrzmiał gdy spinając wszystkie mięśnie niezdarnie uniosła się do samodzielnego sadu. Po ranie, oprócz przedziurawionej i zabrudzonej krwią odzieży nie było nawet śladu, chodź sama sprawczyni zamieszania wciąż ciężko walczyła o każdy oddech. - Barany. Gdyby nie Wy byłabym już w połowie drogi.
Jedno trzeba było przyznać, śliny w gębie jej zdecydowanie nie brakowało. Łypnęła ku nam pretensjonalnym spojrzeniem, zaraz unosząc się głośnym, dławiącym kaszlem w trakcie którego pluła krwią jak fontanna.
Zbyła nadlatującego ku niej, zmartwionego Kibę niedbałym machnięciem ręki. Speszył się, zatrzymując w półkroku; Haruno nie doceniła jego troski, za to zdążyła ją zlekceważyć. 

 - Po prostu zalałam sobie płuca, nic mi będzie. I nie patrz tak na mnie, bo rozwalę ci głowę.
 - Ale ja…
 - Ty już pokazałeś, co o mnie myślisz. Po co ta fałszywa opieka?
 - To nie..
 - Zamilcz.
 I zrobił to, z żalem przypatrując się jej udręczonemu profilowi.
Usiłowała wstać 2 razy, dwukrotnie bez siły opadając na ziemię; zadanie tak banalne okazało się nie do wykonania. Wystrzeliła ramionami w górę, by z gniewem uderzyć nimi o trawę; nie obyło się bez zniecierpliwionego fuknięcia.  
A ja, w tym chaotycznym zamieszaniu nie odczułem że ból oka nagle przestał mi dokazywać.
  Poruszyłem się niemrawo by po chwili bez obaw unieść z klęczek; z łatwością osiągnąłem coś, na co Haruno poświecić musiała 2 nieudane próby i odrobinę złości. Nie spodziewałem się że taka pierdoła poprawi mi humor.
Spojrzałem na drobną, kobiecą sylwetkę z góry i wyciągnąłem ku niej pomocną dłoń. Chyba nie byłaby sobą gdyby nie potraktowała tego kpiącym prychnięciem i odwróceniem wzroku. Wręcz przeciwnie, zdziwiłbym się gdyby z tego skorzystała.
 - Sama sobie poradzę. - stwierdziła z irytacją - Możecie już wracać do wioski.
 - Doczołgasz się do Suny? - uniosłem do góry jedną brew, krzyżując z nią spojrzenia
 - Chodź bym nawet miała Uchiha, bez łaski.
Nie ma słów które opisałyby mentalność tego stworzenia. Rozumu za grosz.
 - W takim razie ruszaj. - odparłem nieprzejęty - Jeśli zrobisz to teraz nie pójdę za Tobą.
 - Twoje słowo jest gówno warte
 - Podobnie jak twoje wymysły, no, idź.
Posłała mi zagniewane spojrzenie, dumnie usiłując podnieść się na nogi. Uparcie pochyliła się do przodu i przeniosła ciężar ciała na ramiona; nie wiem co konkretnie chciała zrobić, jednak przy zawieszeniu się na rękach, te nie wytrzymały obciążenia i wiotko zgięły się w łokciach, powodując bolesne przewalenie się na plecy.
 - Teraz będzie ci łatwiej jak dżdżownica. No dajesz. - dopingowałem jej wyczyny cynicznym ponaglaniem gestem ręki
Była zbyt głupia i zaparta aby okazać pokorę i przyznać się do porażki. Kompletnie w jej stylu było więc ponowne uniesienie się do siadu i dalsze udowadnianie swojej durności. Nie mogłem już na to patrzeć.
 - Sakura nie dasz rady. To dla Ciebie za dużo, przecież używałaś tej techniki pierwszy raz. Chodź, poniosę cię. - Kiba bardzo bezmyślnie wystartował w jej stronę z wyciągniętymi rękami, co kobieta bez wątpienia odebrała jako atak na swoją godność. Zaparła się ziemi jeszcze bardziej i niezdarnie cofając w tył uniknęła konieczności fizycznego kontaktu, na przekór Inuzuce, który zdezorientowany wycofał się na swoje dawne miejsce.
 - Nie waż się mnie dotykać! - pełnym pogardy wzrokiem zaszczyciła i mnie, sycząc jadowite: - A Ty tym bardziej !
 - Jakbym miał ochotę. - rzuciłem oschle, odwracając się do nich bokiem. - Zauważ jednak, że swoim oślim uporem przedłużasz naszą misję. Zbliża się noc. Mało tego, jak wyobrażasz sobie podróż turlając się obok nas po ziemi jak żuk, bo chodzić, bez wątpienia nie dasz rady.
 - Nie spieszy mi się. - odparowała ostro, a ja z miejsca miałem ochotę zadusić ją na śmierć
 - Ale mi się śpieszy, nie będę uzależniać się od cholernej decyzji bezmyślnej idiotki. Im szybciej dostarczymy cię do Suny, tym lepiej dla nas. Tylko wszystko utrudniasz.
 - Ty dupku! Uratowałam Ci życie!
 - Gdybyś nie zwiała, nie byłoby czego ratować. Więc ten jeden raz po prostu zamknij się i zacznij słuchać. - na krótką chwilę faktycznie zamknęła usta. Wiedząc ze stan ten nie potrwa długo, nachyliłem się nad nią i stabilnie chwytając dłońmi, jednym ruchem podniosłem do góry. Opierała się, rzecz oczywista .
 - Puszczaj ty piekielny draniu! Już wolę żeby Kiba mnie niósł, Kiba! Zabierz mnie! Zabierz!
 - Przyrzekam Haruno, na wszystko co święte jeśli się nie uspokoisz to cię zabije. Tutaj, zaraz. - groźnie pochyliłem nad nią głowę - Do Suny dostarczę cię żywą lub martwą! Bez znaczenia.  

Zesztywniała, a po dłuższej chwili zbawiennego milczenia, z wielkim oporem, delikatnie oparła głowę o moje ramie 
- Grzeczna dziewczynka - wymruczałem do jej ucha wyskakując w górę i z lekkością lądując na wystającej gałęzi. Brunet zdublował mój ruch, w ciszy mijając nas i ruszając przed siebie. Podążyłem jego śladem.


 - Puść mnie już, Sasuke. Mam cię dość!
 Zrzędzenie Sakury rozpoczęło się wraz z nastaniem nocy. Ględziła, marudziła, gadała… a po kilku ciężkich minutach dodatkowo kopała, gryzła, wierzgała i machała łapskami.
Zazwyczaj jestem bardzo cierpliwy, mimo to bez problemu, zdołała doprowadzić mój wymęczony umysł do kresu wytrzymałości. Kiba już dawno oddalił się, pozostawiając mnie na pastwę losu wraz z tym plującym małym problemem
 - Daj mi chodź jeden powód Sakura, żebym mógł cię polubić, chodź kurwa jeden.
 - Pieprzy mnie to czy mnie lubisz! Puść mnie na ziemię!
Mocniej zacisnąłem dłonie którymi wciąż podpierałem jej kruche ciało. Wyrozumiałość skończyła się już dawno temu i teraz płynęła we mnie jedynie żądza mordu. A konkretniej zniszczenia wszystkiego, co różowe.
 Obrałem taktykę całkowitej ignorancji, pełen nadziei że kobieta po jakimś czasie da sobie spokój i zajmie się czymś, co będzie wymagało cichej koncentracji, na przykład: liczenie mijanych drzew lub szukanie gwiazd na niebie .
 - Uchiha, czego nie rozumiesz w tym co powiedziałam?!- nie odpuszczała - Może mam Ci coś wytłumaczyć?!
Beznamiętnie wpatrywałem się przed siebie, machinalnie odbijając od kolejnej gałęzi.
 - Powiem to jeszcze raz, powoli żebyś mógł zrozumieć! Puuuść mnnnieee, do cholery!
Twardo realizowałem wcześniejsze postanowienie.
 - Nie ignoruj mnie Sasuke! - wznowiła szamotaninę, a mi coraz ciężej było utrzymywać jej wiercące się ciało i orientacje w ciemnym lesie. - Uchiha! Poczułem jak smukłe ręce otaczają moją szyję, a ich właścicielka bezprecedensowo unosi się w na nich w górę. Zrównała nasze twarze, wpatrując we mnie z gniewem. Wielkie oczy połyskiwały w blasku księżyca.  
 - Co ty wyrabiasz? - rzuciłem szorstko, spojrzawszy na nią kątem oka. Nie poruszyła się, dłonie kurczowo splatając za moim karkiem dla uzyskania stabilności.
 - Staram się zdobyć twoją uwagę! I o, udało się! - zaszczebiotała wesoło, palcami subtelnie przeczesując moje włosy na tyle głowy. Wzdrygnąłem się.
 - Zabieraj łapy - szybkim ruchem pozbyłem się natrętnego dotyku, wrócił jednak nim zdążyłem nacieszyć się krótką wygraną.  
 - Nie pozwalasz mi iść samodzielnie, więc cię do tego zmuszę!
Przeklęte babsko.
Wykrzywiła usta w fałszywy uśmiech, smukłym palcem z wolna przesuwając wzdłuż po moim karku a następnie szyi. Po skórze rozeszły się nieproszone dreszcze.
 - Uspokój się. - czułem się mentalnie pokonany. 

Chciała mnie złamać posługując się wyrafinowaną taktyką. Nigdy nie pozwalałem żadnej kobiecie dotykać się w ten sposób, a teraz, jeśli chcę wyjść z tego pojedynku z godnością, nie miałem innego wyjścia jak zacisnąć zęby i cierpliwie przeczekać jej wymyślne fanaberie.
 Z drugiej strony wiedziałem, że jeśli puszcze ją na ziemię to nie będzie siły która ją powstrzyma. Zgodnie z wytycznymi Kakashiego będzie próbować wszystkich sposobów żeby się od nas uwolnić.
Podróż ciągnęła się w nieskończoność.

 Kurcze balans! Cała górna połowa ciała Sasuke stała dla mnie otworem!
Miałam wrażenie, że na każdym skrawku odsłoniętej skóry widnieje dorodny, neonowy napis “Sakuro, dotknij mnie!”. Głupiec nie skorzystałby z takiego zaproszenia.
Przeniosłam dłoń w kierunku jego twarzy, napiętej w niezadowolonym grymasie. Był piękny, pomimo całej niechęci którą w sobie nosiłam, nie byłam w stanie oderwać od niego wzroku.
W męskich rysach dominowała surowość i chłód, a brak jakiejkolwiek zmarszczki na skórze świadczył o nieustannym opanowaniu. Miał prosty nos i idealnie wyprofilowane usta, miękkie i kształtne.
  Palcem wskazującym, delikatnie zakreśliłam ostrą linię szczęki i nie napotykając żadngo oporu odruchowo przeniosłam go wyżej, na gładki policzek. Kreśląc na nim symetryczne kółka pozwoliłam spiętemu ciału na rozluźnienie się i wygodniejsze ułożenie w jego ramionach.
 Było mi tu dobrze, pomimo tego co nieustannie deklarowałam. Biło od niego kojące ciepło i chodź nie chciałam tego przyznawać, czułam się niewiarygodnie bezpiecznie. Przeklęty więc właściciel tych cudownych, silnych ramion! Moje odczucia były zbyt zdradliwe, by narażać się na ciągłe działanie jego osoby.
 - Puścisz mnie teraz? - zareagowałam w oparciu o własne myśli - Hej, mówię do ciebie!
 - Zwiejesz - odpowiedział, pierwszy sukces.
 - Obiecuje że nie.
 - Kłamiesz.
 - Nie kłamię!
 - I tak Ci nie wierzę.
Gdy przycisnął mnie mocniej do siebie zrozumiałam, że zakończył dyskusję. Głośno odetchnęłam, nawet nie siląc się na próby przedarcia się przez jego upór siłą, z autopsji wiedząc że na nic się to nie zda.  
 - Sakura
Jego głęboki, spokojny ton sprawił że poderwałam głowę do góry, by móc na niego spojrzeć. Oczy już dawno przyzwyczaiły się do ciemności.
 - Hym?
 - Dlaczego wtedy podłożyłaś się za mnie?
 Widocznie pytanie to nurtowało go od dawna,bo po wypowiedzeniu go na twarz spadła momentalna ulga. Odpowiedź nie przysporzyła mi wiele trudu, prawdę mówiąc znałam ją już w chwili, gdy widząc wroga szarżującego na Sasuke popędziłam w tamta stronę.
 - Bo wiedziałam, że ja to przeżyję.
 - Ja nie przeżyłbym, mimo że byłaś w pobliżu i mogłaś mnie uleczyć? - no tak. Zapomniałam już że Uchiha odznaczają się wysokim stopniem analizy sytuacji. W konsekwencji tej osobistej niesubordynacji, grunt samoistnie usuwał mi się spod stóp.
 - P-Przeżyłbyś ale.. - zagryzłam wargę jednocześnie bawiąc się palcami ułożonymi na brzuchu.
 - Ale?
Dobrą minutę zastanawiałam się jak mu to w miarę przejrzyście i czytelnie wyjaśnić.
 - Ale musiałabym być bardzo.. blisko. Przebite serce wymaga leczenia już parę sekund po zranieniu. Tradycyjne metody zabrałyby tak dużo czasu, że pomimo zasklepienia tkanek ciężko byłoby znów wprawić je w ruch, właściwie, jest to prawie niemożliwe. Odbudowywanie impulsów nerwowym to bardzo czasochłonna robota, wymaga wiele koncentracji i uwagi a przy uszkodzonym sercu nie ma na to czasu i..
 - Co chciałaś powiedzieć przez “być blisko” ? - typowy Sasuke, interesują go same konkrety, których ja z kolei unikałam jak ognia.

Głupio myślałam że zadowoli się szczegółowymi wyjaśnieniami.
Ten mężczyzna ma to do siebie, że nie lubi oszczędzać mi żadnych życiowych upokorzeń.
 - Żeby przyśpieszyć przepływ chakry przez ciało ja musiałabym - odetchnęłam głośno - cię pocałować.
Nie wierzę że mu to powiedziałam.
 Zapadło niefortunne milczenie, wśród którego kompletnie nie miałam co robić z rękami; nagle wydały się kompletnie niezgrabne i ciężkie jak z ołowiu. Podnosiłam, kładłam, zginałam, wszystko na marne.
 - A więc wolałaś sama podłożyć się pod miecz aniżeli później mnie całować?
 Chwilę trawił tą informację aby po chwili zaśmiać się tak gwałtownie, że zszokowana aż podskoczyłam w jego ramionach. Rozbawienie było ostatnią emocją jaką byłam gotowa u niego zobaczyć, wpatrywałam się więc w to niecodziennie zjawisko szeroko otwartymi oczami, niemądrze rozchyliwszy usta.
 Zamrugałam raz, drugi, piąty a dźwięk nie ustawał.
Karowłosy dosłownie nie mógł się opanować. Gwałtownie zatrzymał się na jednej z gałęzi by w spokoju dokończyć radosną tyradę. O dziwo, miała ona bardzo dźwięczną, przyjemną dla ucha barwę.
Uświadomiłam sobie że pomimo długiej znajomości słyszę jego śmiech po raz pierwszy.
I chyba jako jedyny człowiek na tej planecie - pomyślałam zjadliwie.
- Ty na prawdę masz nierówno pod sufitem.
Już otwierałam usta aby skonfrontować się z jego wypowiedzią, kiedy moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Temperatura otoczenia szybko zaczęła się obniżać, co dziwne, stopień ten był dla organizmu bardzo odczuwalny; miałam wrażenie jakby ciepła, letnia nocy przerodziła się w chłodny, zimowy wieczór za sprawą kilku sekund!
I nie było to tylko moje zdanie, czarnooki oprawca równie skonfundowany marszczył właśnie czoło. Bacznie spostrzegłam że na jego skórze wyrysowały się oznaki dokuczającego zimna, gęsia skórka była bezlitośnie wyraźna.
 - Coś się dzieje złego Sasuke, czuje to! A Kiby nie ma z nami!
 - Daj mi pomyśleć.
 - Nad czym tu myśleć! Robi się strasznie zimno, podejrzanie zimowo! Mamy lipiec Sasuke, co to ma znaczyć?!
 Być może moje podejrzenia były przesadzone, być może wynikało to z troski, być może byłam tak naiwna aby znowu rozdawać na prawo i lewo drugie szanse, być może!  Byłam tylko Sakurą, tą piekielną wiecznie martwiącą się o wszystkich Sakurą.
 Kiby nie widziałam już od dawna. Gdy otworzyłam oczy po krótkiej drzemce w ramionach kruczowłosego - Inuzuki już nie było. Nie mógł przecież nie zauważyć naszej nieobecności. Ani tego że już za nim nie podążamy. 
I ten cholery mróz! Czubki palców przymarzały mi od tej bezczynności!
 Niezbadane są wyroki natury- wiem. Ale ja po prostu miałam cholerne złe przeczucie że nie wyniknie z tego nic a nic dobrego. Niebo zachmurzyło się milionami chmur i momentalnie zrobiło się ciemno; księżyc nie mógł nam już w niczym pomóc.
Zaszczękałam zębami.
Temperatura sięgnęła chyba 0. 

A cała nasza trójka ubrana była w zwiewne, letnie stroje bez możliwości założenia czegoś grubszego- zamartwiałam się nieustannie. Jesteśmy w połowie drogi, jedyne co wpadło mi do głowy to przeć na przód, ku krainie gorących piasków.
Sasuke nie odzywał się ani słowem tylko bezzwłocznie poderwał do biegu. Zimne powietrze uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą.  
 - Wyczuwam w powietrzu drobinki chakry
 - Czyli że..
 - To technika - uciął krótko, nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem - W dodatku absorbująca nasze siły.
 - Ale po co? - byłam przemarznięta do szpiku kości i tylko żar bijący od ciała Uchihy sprawiał, że drżenie mojego ciała nie było aż tak dokuczliwe.
 - Widocznie próbują nas spowolnić i osłabić. Piekielna cholera! - przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie a ja instynktownie objęłam jego szyję rękami, pozwalając by zimną jak lód rękę wsunął pod moją koszulę i oparł o odsłoniętą, ciepłą skórę na plecach.
Uczucie nie było przyjemne, chodź świadomość sprawienia mu ulgi rozkosznie rozgrzewała od środka. Przynajmniej na chwilę; dopóki mrożący krew w żyłach wiatr, niczym bat, nie zaczął smagać pozbawianej osłony części ciała. Ręka mężczyzny nieświadomie podwinęła cienki materiał odzienia.
 - Musimy się gdzieś zatrzymać, nie wytrzymamy tego. - niemrawo skinęłam głową, bez słowa wtulając twarz w zagłębienie jego ramienia.  Robiło się coraz zimniej i zimniej, kwestią czasu było pojawienie się białego przymrozku a być może nawet śniegu. Prawdę mówiąc spodziewałam się wszystkiego.
 - Ale.. co z Kibą? - szybko pożałowałam odsunięcia twarzy od jego barku. Ostre powietrze zaatakowało z potężnym rozmachem przyprawiając mnie o zawroty głowy i pieczenie w górnej części nosa.
 - Poradzi sobie
Z eskoczyliśmy na stały grunt, nękani uderzeniami porywistego wiatru. Co dziwne, Sasuke cały czas trzymał mnie w ramionach i co dziwniejsze ja wcale nie miałam ochoty się z nimi rozstawać! Chodź nie czułam palców u stóp a odsłonięte łydki szczypały niemiłosiernie wciąż kurczowo obejmowałam jego szyję, drażniąc skórę na obojczyku ciepłym oddechem.
 Moja siła nośna hardo ruszyła przed siebie chodź wciąż uspokajała szybki oddech po niedawnym wysiłku, czułam to wyjątkowo mocno nieustannie będąc przyklejoną do męskiej klatki piersiowej.
Gdy wystawiłam głowę ponad jego ramię spostrzegłam iż porusza się po nieporośniętej, wydeptanej ścieżce. Takie drogi mają to do siebie, że zazwyczaj gdzieś prowadzą.
 - Zimno Ci ? - nawet nie wiem, kiedy zmartwiony głosik wyrwał się z krtani a zaniepokojone tęczówki odnalazły twarz Sasuke, niezmienioną wyrazem, zmrożoną w jednej minie. Gdybym go nie znała, uznałabym że to faktycznie skutek mrozów. Smutne, ale pogoda nie miała nic do rzeczy; ta twarz byłaby taka sama zarówno przy słońcu jak i deszczu, i kiedyś i teraz i później - nic się nie zmieni.
 - To bez znaczenia. - przyśpieszył kroku, prąc przed siebie pomimo lodowatego wiatru
 Tyle dla mnie robił - pomyślałam czule. Całą drogę pomimo drżenia mięśni ramion trzymał mnie na rękach, przy mocniejszych powiewach zasłaniał własnym ciałem, nawet zaakceptował nieustanny dotyk którym go częstowałam.
 Różowe okulary czekały przed moją twarzą, aż włożę je na nos i wystarczył tylko krok do przodu, jeden ruch by znów oglądać świat przez wizję wszech-uwielbienia, czerpać radość z błahostek, wstawać ze świadomością bycia kimś, dla kogoś!
 Głupia.  A może on robił to wszystko dla siebie?
Twarz niepewnie oddalała się od cudownych zapewnień które narzucały sobą okulary, niczym wesołe klapki na oczy.
Próbuje wmówić wszystkim że lata rozłąki mnie zmieniły.
Myliłam się
Wciąż jestem tą samą Sakurą, naiwną, łaknącą jego spojrzenia, bezbronną i zaślepioną.
Jak mogłaś wyobrażać sobie że robi to wszystko dla ciebie? Pomyśl logiczne.
Trzymał cię - bo nie chciał zmagać się z ewentualną pogonią.
Nie chciał puścić - bo nie chciał cię szukać.
Ogrzewał - bo i ty dawałaś mu swoje ciepło
Osłaniał przed wiatrem - bo po tej samej stronie ma również twarz! Jasnym jest, że zadbał najpierw o siebie, ty byłaś tylko dodatkowym elementem.
Na prawdę jesteś nie mądra. Ten mężczyzna działa na ciebie toksycznie. Depta to, co do tej pory wypielęgnowałaś. Kusi. Zwodzi. Zabija. Powoli. Po kawałeczku. Świadomie. Obiera cel. Nie można mu ufać, już zapomniałaś?
Wrócił i dawna Ty także wraca.
Nie chcesz go kochać! Nie chcę? Nie chcesz!
Krzywda, jedna po drugiej, ostre słowa, niespełnione obietnice, cios za ciosem, piękna twarz lecz zepsute serce.
Nie otrzymasz od niego miłości, cierpliwości, troski, sympatii, współczucia, pocieszenia.. za którym bolesnym zawodem to zrozumiesz?
Wrócił, lecz Ty nie wracaj.  
Odwróć się. Schowaj. On tylko czeka. Szykuje do skoku. Zamachu na twoje uczucia.
Głupia Sakuro.
 Uciekaj!
                                              Goni Cię własne serce.


 - Brednie. - prychnęłam głośno jednym machnięciem wyrzucając podobne myśli ze swojej głowy.

Autorka:  Korekcja tego rozdziału zajęła mi nadzwyczajnie dużo czasu, ze względu an drastyczne zmiany które przeprowadzałam. Do tej pory pisałam rozdział 5, i gdy miałam nagle wrócić do 3, cóż. Stylistycznie nic mi się nie podobało. Chyba rozwijam się, w jakimś niewielkim topniu. W każdym razie to część 5 będzie rozwinięciem akcji, tak myślę. Nie wiem jak wygląda to u innych autorek ja jednak wciąż intensywnie myślę w co jeszcze wplątać naszych bohaterów.
Trudność sprawia mi też wstrzelenie się w charakter postaci (w rozdziale 4 zawarłam rozmowę Temari z Shikamaru - i TO dopiero było wyzwanie! :) ), ale mam nadzieję że dopracuję to z czasem. Podobnie jak rozwijanie ciekawszych dialogów.
To do następnego! 

6 komentarzy:

  1. Witaj!
    Twój blog został dodany do spisu lapidarium Narutowskie.
    Pozdrawiam, Kaori Chan

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne opowiadanie! Nie chodzi o fabułę, bo jest ona troszkę oklepana (no może tylko dla mnie bo przeczytałam multum opowiadań o sasusaku), ale o to jak piszesz. Bardzo mi się podoba postać Sakury. Jest trochę walnięta, ale jej zmiana charakteru pewnie wyjaśni się w dalszych rozdziałach. Twój styl pisania ma coś w sobie. Kazdy rozdział po prostu wchłonęłam.
    Ciekawią mnie te takemnicze listy i kim sa te dwie osobowości, które je wysyłają.
    Zaciekawiło mnie również to dlaczego nie napisałaś co było napisane w tym liście. Zabrakło mi również komentarza Sasuke na jego temat. Dlaczego nie podzielił się jego treścią z Kiba i Hatake kiedy Haruno iciekła? Hmm
    Z niecierpliwością czekam na dalsze losy Sakury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz! Na prawdę daje do myślenia :)
      Cieszę się że to opowiadanie spotkało się z Twoją pozytywną opinią. Fabułę fakt, staram się dopracowywać z rozdziału na rozdział. Mam nadzieję ze nie zawiodę! :)

      Usuń
  3. Witam.
    Również bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś. SasuSaku to dość popularne połączenie, często bardzo schematyczne i przesłodzone. Tutaj tego nie ma. Bohaterowie kierują się zróżnicowanymi emocjami i pobudkami, jednak widać, że obydwoje są emocjonalnie niedojrzali. Daje to możliwość rozwijania ich charakterów. Dodatkowym plusem jest dla mnie to, że zachowałaś ich cechy występujące w mandze/anime. Zadanie "Daj mi chodź jeden powód Sakura, żebym mógł cię polubić, chodź kurwa jeden.", że tak powiem, zrobiło mi dzień.
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjątkowo ciężko było mi przebrnąć przez ten rozdział, nie wiem czemu.. Chyba było w nim za dużo emocji jak dla mnie. Niby emocje są spoko, ale ja czekam na krew, pot i seks. Krew niby była, ale mało :(
    Ciekawa jestem co ta Sakura ukrywa.. Kto pisał do niej te listy.. I tak ogólnie - o co w ogóle chodzi? Ciekawie kreujesz jej postać. Różni się od Sakury, którą znamy - co mnie cieszy, bo za tamtą średnio przepadam.
    Sasuke w ogóle nie rozumiem, jakiś taki niezdecydowany jest. Chyba na prawdę ma problemy psychiczne.
    Podsumowując - rozdział (jak dla mnie) dość ciężki. Zostaje mi nadzieja, że kolejne będą lżejsze i prostsze do odebrania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również mam nadzieję że następne bardziej przypadną ci do gustu, chodź nie ukrywam że wiele rzeczy jeszcze dojdzie - a niewiele z obecnych zostanie wyjaśnione. Mam wrażenie że trochę przesadziłam z ogromem niewiadom, których teraz nie mam kiedy wyjaśnić.
      Aczkolwiek wszystko w końcu znajdzie swoje miejsce. :) Na pewno nie pozostawię jakiegoś wątku bez komentarza.

      Usuń