wtorek, 3 maja 2016

04 Strzeż się synów ciemności!

  - Psiakrew! Psiakrew! Psiakrew!
 Ostre zakończenia liści bez litości smagały po twarzy, a wysoka trawa boleśnie zahaczała o pozbawione ochrony, odsłonięte łydki. Przedzieraliśmy się przez obficie porośnięte tereny, nieustannie potykając o wystające korzenie i długie,zaplątane gałęzie. Ah… czy wspomniałam o deszczu?
 Ciężko dysząc odkleiłam od rozgrzanych policzków kilka przemoczonych kosmyków, odrzucając je w tył. Każdy skrawek mojego zmarzniętego, obolałego ciała błagał o chwilę wytchnienia, przerwy od nieustannego biegu, mrozu i na dodatek siekającej ulewy. Nie miałam na sobie nic, powtarzam, nic suchego!
 Mocno ciągnięta do przodu za nadgarstek, wręcz dygotałam z wysiłku.
 Sasuke również odbębnił swoje, w tej bezcelowej przeprawie.
Wyraźnie odbijały się na nim rysy skrajnego wycieńczenia. Miał mocno zabrudzone spodnie i przedziurawioną, żeby nie powiedzieć postrzępioną koszulę. Przemoczona do ostatniej nitki silnie przylegała do wyrzeźbionego ciała, odwzorowując idealną grę mięśni.
 Ich właściciel twardo przedzierał się przez dzikie zgliszcza torując sobie drogę wolną ręką.  W afekcie parokrotnie oberwałam wystrzeloną jak z armaty gałęzią.  
 - Ała! Cholera znowu!
 - Skup się i chodź. - warknął i specjalnie przyśpieszył, napawając się widokiem mojej zmaltretowanej miny.
  - Jak mam iść, kiedy non stop trzaskasz mnie tymi badylami!  
 Zrezygnował z niesienia mnie w chwili, gdy rozpadało się na dobre.
Bezceremonialnie postawił mnie wtedy na ziemi i obserwował, jak odrętwiałe nogi nieprzygotowane do pracy wiotko załamują się w kolanach, sprowadzając moje ciało do zabłoconego parteru.  Nie próbował nawet udawać że mnie łapie podobnie jak ja, nie dawałam mu żmudnego przeczucia że w ogóle tego potrzebowałam. Kilka minut zajęło mi doprowadzenie się do porządku i gdy, cała brudna i mokra, w końcu stanęłam o własnych siłach narzucił karkołomne tempo, rękę zakleszczając wokół mojego nadgarstka. Nie sprzeciwiałam się, bo nie miałam na to siły.
 - Sasuke! Hej! Stój! Patrz!.. Stój!
 Gwałtownie szarpnęłam trzymaną przez niego kończyną zatrzymując go w pół kroku i obracając ku sobie. W tym samym momencie palcem wskazującym wystrzeliłam w górę, wskazując na zbawienne znalezisko, które przed chwilą cudem wyłapałam wzrokiem.
 W centrum ciemnego lasu, wśród wichury bijącej korony drzew i ulewy siekającej ziemię, otoczona gęsto rozrośniętymi krzewami stała chata, nieduża, cała z drewna i chodź czasy świetności miała już dawno za sobą, przechylona w jedną stronę konstrukcja kusiła swoją obecnością.  
 Spragniona wytchnienia automatycznie ruszyłam w tamtą stronę, ciągnąc za sobą karowłosego; bynajmniej nie rzucił żadnym zgryźliwym komentarzem ani nie skrytykował mojego pomysłu. Zabiłabym go gołymi rękami gdyby nie zgodził się przeczekać dziwnych anomalii w tym miejscu.


 Z bliska budynek okazał się być w tragicznym stanie.
 Spróchniałe deski łamały i obsypywały się pod naporem wiatru, ze wszystkich kątów wydobywały się przeciągłe skrzypnięcia lub mroczne, złowrogie odgłosy. Okna sumiennie zabito deskami od wewnętrznej strony, nie gwarantując żadnej przejrzystości.
 Dom nie wydawał się być pewnym jak na te warunki lokum, wręcz przeciwnie, miałam przeczucie że za kilka sekund wszystko z trzaskiem posypie się ku ziemi. Zadzierając głowę nieprzychylnie zerknęłam na pokruszone gliniane szczątki, niegdyś będące dachówkami.         
 Miałam do wyboru dwie opcje: zginąć tutaj, pod zwałami walącej się budowli lub zamarznąć na śmierć, na dworze. Sama nie wiem, co było lepsze.
 - Na co czekasz? Właź!
 Uchiha nie podzielał moich obaw na temat wątpliwej stabilności owego lokum i po prostu pchnął mnie do przodu sprawiając, że z łoskotem wpadłam na stare drzwi. Pod nagłym uderzeniem uwypukliły się groźnie, gotowe w każdym momencie przełamać na wskroś.
 - Powaliło cię?! Skończony idiota!
 Szybko odzyskałam brutalnie odebraną równowagę. Wyprostowałam się dumie, posyłając Sasuke miażdżące spojrzenie, które z resztą kretyńsko zignorował.
Nie chcąc narażać się na dalsze uszczypliwości, niechętnie nacisnęłam na przerdzewiałą klamkę otwierając przed nami drogę do opuszczonego mieszkania; całe tonęło w egipskich ciemnościach.
 - Halo? Czy ktoś tu jest?  - nie czułam się zbyt pewnie przekraczając próg jako pierwsza. Wolałabym aby to na Uchihe rzucono się najpierw. Mogłabym wtedy uciec!
 Moje obawy potwierdził się .
 Na równi z ominięciem futryny wielka, czarna masa przewaliła się na mnie wyskakując znienacka z mroku. Przerażona żywym, ruszającym się obiektem krzyknęłam głośno w pierwszym bezwarunkowym odruchu odskakując gwałtownie w tył a po chwili mocno uderzając plecami o twardy brzuch Sasuke. Zapiszczałam cichutko, kompletnie zapominając o tym że był zaraz za mną.
 - Co ty wyprawiasz? -  syknął mi prosto do ucha. Poczułam jak przebiegają mnie cierpkie dreszcze, nie z zimna - tylko ze strachu! Dom w środku mrocznego lasu i tonące w ciemności pomieszczenia nie współgrały z poczuciem bezpieczeństwa. Obecność kruczowłosego także nie była zbyt pokrzepiająca. Głośno przełknęłam ślinę.
 - To tylko jakaś stara szmata. Widzisz?
Powędrowałam wzrokiem w kierunku podłogi z trudem wyszczególniając na niej leżący, niezidentyfikowany kształt. O. Faktycznie.
 - Widzę.
Palący wstyd wywiercał mi dziurę w brzuchu. Miałam być dzielnym wojownikiem a zrobiłam z siebie lękliwą idiotkę. Jak zwykle.
Brak lodowatych powiewów i cichy trzask podpowiedział że drzwi zostały za nami nieodwołalnie zamknięte, przyjęłam to z ulgą.
 Od bardzo dawna nie czułam ani palców ani nosa, a zęby szczękały o siebie tak przeraźliwie że zaczęłam żywić obawę o ich aktualny stan. Zmrużyłam oczy i wytężyłam wzrok usiłując dostrzec gdzie tak właściwie jesteśmy.
Wizja ujrzenia ręcznika czy nawet zwykłego koca byłą zbyt kusząca by móc się jej oprzeć. Dosłownie cała się trzęsłam, ociekając przy tym strumieniami wody.
 - Nikogo tu nie ma, możesz przestać się tak spinać.
 Zimne dłonie Sasuke znienacka wkradły się na moją talię, silnie przyciągając ku sobie. Krzyknęłam zaskoczona, bezwładnie opadając w jego stronę.
 - Mało ci że całą drogę trzymałeś mnie na rękach?! Teraz też musisz kłaść na mnie łapska? Trzymaj je przy sobie!
Strzepnęłam jego ręce z głośnym plaśnięciem, odskakując od niego na metr wzwyż i wszerz. Zdążyłam się nauczyć że dotyk Uchihy nie wróży niczego dobrego, nigdy.
 - To nie będzie trudne, ty przeklęta wiedźmo.
 Zagniewany syk rozbrzmiał zdradziecko zbyt blisko mojej twarzy, co spowodowało kolejne próby umknięcia gdzieś w tył. Niefortunnie, przy wykonywaniu takiego manewru jedną z nóg zahaczyłam o bliżej niezidentyfikowany przedmiot z głośnym runięciem opadając na ziemię.
Jęknęłam głośno, czując promieniujący ból z okolicy pleców.
 Super, teraz byłam przemoczona, zmarznięta i potłuczona!
Chętnie łypnęłabym na Uchihe morderczym spojrzeniem, jego szczęście że nie byłam w stanie nigdzie go teraz dostrzec.
Niespodziewanie chwycił za moje ramiona, zaciskając na nich palce jak obcęgi i wprawnym ruchem podniósł mnie w górę. Zastanawiałam się jakim cudem udaje mu się tu cokolwiek dostrzec, lecz zrezygnowałam, uświadamiając sobie że Sasuke jest istotą iście piekielną, wobec czego pewnym jest że wyniósł stamtąd jakieś szczególne umiejętności. Założę się że ogień nie może go sparzyć.
 - Zdajesz sobie sprawę w jak wielkiej dupie jesteśmy? - mądrze nie ruszałam się z miejsca, starając jedynie wyłapać gdzieś jego kursującą sylwetkę. Słyszałam jak szura butami o posadzkę a następnie głośno z czymś mocuje, gdzieś tam zabrzmiało dźwięczne uderzenie o metal.
 - Będziesz w jeszcze większej, jeśli się nie przymkniesz.
 - Jasne! Bo moje gadanie bardzo ci teraz przeszkadza!  
 Nieproszenie, z krtani wydarł się duszący, chropowaty kaszel przyprawiający mnie o bolesne pieczenie w klatce piersiowej i gardle. Próby powstrzymania go spełzały na niczym w równie wielkim stopniu, jak intensywność rozdzierającego powietrze dźwięku. Czułam się, jakby ktoś wyciągnął moje płuca, wycisnął je niczym gąbkę i włożył z powrotem na miejsce.
 Objęłam rękami wychłodzone ciało chcąc chodź trochę się ogrzać.
 - Byłoby Ci cieplej gdybyś się wtedy tak nie wyrwała - rzucił z przekąsem, a jego głos zabrzmiał dziwnie cicho.  Wyobraziłam sobie że czai się teraz w jakimś kącie, niczym spragniony ofiary drapieżnik.
 Wyjaśnienie jego lokalizacji przyszło prędko, na równi z roziskrzeniem się pierwszych, ciepłodajnych iskier. Zapoczątkowały one niewielki płomyczek, płonący właśnie w … mocno zniszczonym, niedomagającym kominku! Nie wierzę w nasze szczęście!
 Niczym ćma tępo lecąca do światła i ja, wolnym krokiem ruszyłam w stronę ognia, jak zahipnotyzowana wpatrując się w jego postać. Był niewielki, aczkolwiek istniała spora szansa że wkrótce zyska na objętości. Sasuke podłożył bardzo dużo suchych gałęzi, które nie mam pojęcia gdzie 
znalazł. Zbawienne ciepło powolutku obejmowało zdrętwiałe kończyny.
 W tak przyjemnym błogostanie trwałam przez 2-3 minuty.
Zbyt mało by móc do końca się tym nacieszyć lecz wystarczająco by przy stosownej okazji zapłonąć szczerą tęsknotą.
 Zabawne.
Zerknęłam na pogrążonego w rozniecaniu ogniska chłopaka.
Niegdyś używałam tego samego odniesienia w stosunku do Ciebie, Sasuke.
Usprawiedliwiałam Twoje odejście, wyjaśniałam sposób w jaki mnie traktowałeś, zatraciłam się we własnym szaleństwie do tego stopnia, że byłam w stanie Ci wybaczyć! Wybaczyć wszystkie chore sytuacje dzięki zbawiennym odpowiedzią na pytania, które sama sobie udzielałam!
 Samoistnie zagrzebywałam się w bagnie przeszłości, na własne ryzyko wkraczając na tory, żywiąc próżne nadzieję że pociąg zwany “miłością” do Ciebie mnie nie zniszczy, nie unicestwi. Że mnie uratujesz, Sasuke.
Skąd mogłam wiedzieć, ja, naiwna 14-letnia ja, że nie zawahasz się przed odtrąceniem mojej zatraconej w Tobie duszy, że rozpędzisz ten cholerny pociąg nie zważając na głupią, utopioną w ślepej miłości przeszkodę.
Gdybyś chociaż spojrzał na tą część mnie, którą nieodwracalnie zabiłeś ja... wybaczyłabym Ci. Bo nigdy nie potrafiłam się na Ciebie gniewać.
 Spoglądając na to przez pryzmat czasu, czułam się taka.. pusta. Bezbarwna, szara, monotonna.
Nigdy nie dopuściłam do siebie świadomości, że bezlitośnie pozbawiłeś mnie czesci w której skrywałam całą radość życia, sens istnienia, pragnienia poznawania świata, odmieniania go, zdobywania, uczenia się życia, od nowa i od nowa.
 Bo przecież mogłam.
Byłam młoda, byłam łatwowierna, byłam pazerna. Łapczywie wyciągałam dłonie by uchwycić kilka promieni słońca, parę kropel deszczu. Parzyłam się ogniem by móc chodź przez chwilę mieć go na wyłączność, tylko dla siebie. Zdobywałam ludzkie serca uśmiechem, miłym słowem, wiecznym optymizmem.
 I wtedy zjawiłeś się Ty.
Mój Kat
Mój Tyran
Mój Oprawca
Przeklęta zjawa wysłana na ziemię bym zbłądziła w labiryncie własnego losu. Skłóciłeś mnie z samą sobą, Sasuke.
 Byłeś tym nieszczęsnym, zakazanym owocem którego ugryzłam pełnym kęsem rozkoszując się błogim posmakiem. Obrałam ścieżkę ku własnej destrukcji, a ty, piekielna zmoro zwodziłeś mnie, omotałeś, sprawiając że zatraciłam się do końca.
I opuściłeś w chwili, gdy nie było już odwrotu.
Skradając część, w której skrupulatnie pochowałam wszystkie przemądrzałe formułki, wymyślne przezwiska i skryte marzenia. Zniknęły radosne nuty w głosie i skoczny, dziewczęcy krok. Ograbiłeś moją osobowość z cech które pomagały mi uporać się z dozą codzienności, zabrałeś kredki którymi wyznaczałam trasę łamiąc je, bezsensownie, niczym wandal.
 Bo jesteś nim.
Jesteś cholerą bombą na moim sercu, niszczycielem mojego człowieczeństwa.
Paradoksalnie, lecz w twoim stylu było obdarcie mnie do naga, pozostawiając na pastwę wygłodniałej goryczy i spragnionego krwi cierpienia.
Ale wiesz co, Ty draniu? Nie dałam się pożreć.   
A sentencję przeznaczoną Tobie, zadedykowałam małemu płomyczkowi. Więc wygrałam.

 - Jesteś cała mokra.
Wyrwana z rozmyśleń, spojrzałam na niego nieprzytomnie.
Co on tam mamrocze?
Im dłużej nie odzywał się, wpatrując we mnie z zaciętością, tym mniej komfortowo się czułam. Jego wzrok był wszędzie, drażnił, parzył, swędział a ja nie miałam niczego, by się przed nim osłonić.  
 - Rozbierz się, Sakura.  
Spełnieniem marzeń byłoby usłyszenie tych słów parę lat temu.
Teraz nie mogły oznaczać niczego dobrego.
 - Że co ? - automatycznie przyjęłam postawę obronną, z lekko rozstawionymi nogami i zawieszonymi wzdłuż ciała, zaciśniętymi dłońmi.  
 - Rozbierz się, ogłuchłaś?
Ja nie, Ty bynajmniej oszalałeś.
 - Nigdy w życiu!  
Jego twarz nabrała ostrych rysów. Nawet nie drgnęłam, nie cofnęłam się przed jego gniewem. Nie zawahałam rzucić mu wyzwania.
 Była to wyjątkowo chora zachcianka, nawet jak na niego.  
Albo może nie? Dotarło do mnie że kompletnie nie znałam tego człowieka.
Może zwykł mówić to zdanie częściej, niż mogłoby się wydawać? Niejednokrotnie dawał mi do zrozumienia że nie jest tak niewinny, na jakiego się kreuje.
 - Daje ci dosłownie minutę Sakura. A później sam zerwę z Ciebie te łachy.
 - Nie ośmielisz się!
 Wpatrywałam się w niego roziskrzonym wzrokiem, z dumnie uniesioną głową i zaciśniętym ustami. Stałam tak w całkowitym bezruchu przez, jak mi się wydawało, wieczność.
 - Chcesz się przekonać? - oświadczył z irytującym spokojem na dźwięk którego momentalnie straciłam całą zebraną do tej pory pewność siebie. Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, żeby szedł do diabła! Gdzie jego miejsce!
 - Nie waż się mnie dotknąć! Jeśli to zrobisz, przyrzekam że cię połamie! Ty wstrętny, podły, zarozumiały gnoju! - zmieniona przez złość, sztywno wyprostowana, dumna i zbuntowana byłam mu w tym starciu równorzędnym przeciwnikiem!
 Przeklinam dzień w którym dowiedziałam się o wspólnej misji. Okazała się ona przeprawą przez samo piekło, z jakże uroczym przewodnikiem.
 Nie liczyło się teraz złowrogie pieczenie w piersi, rzężenie w gardle, cholerne zimno i lodowate krople spływające z włosów po plecach, miałam ochotę stąd uciec. Zerknęłam na drzwi prowadzące na zewnątrz, Sasuke jednak w mig pojął moje zamiary.
 - Ani mi się waż - wycedził przez zaciśnięte zęby, dopadając do mnie w przeciągu sekundy.      
 Krzyknęłam boleśnie gdy skontrował mój rozmach i silnie wykręcił rękę do tyłu, umiejscawiając się tym samym bezpośrednio za moimi plecami. Byłam w stanie wyczuć jego przyśpieszony oddech na czubku głowy i szybko bijące serce. Szarpnęłam się gwałtownie, próbując wyswobodzić.
 - Ostrzegam Cię, Uchiha!
 - Tego właśnie chciałaś, co? Zielonooki demonie? - jeszcze mocniej odchylił moje ramie sprawiając że cała sylwetka boleśnie pochyliła się do przodu. Nie miałam w starciu z nim żadnej zdatnej do wykorzystania siły, wszystko odparowywał i zręcznie przekształcał na swoją korzyść. Nienawidziłam go, szczerze, całym sercem!   
 Wydałam z siebie pomruk niezadowolenia gdy druga ręka podzieliła nieszczęsny los swojej poprzedniczki.
 Sasuke był nieugięty. Jedna dłonią trzymał moje obie ręcę, wykręcone i przyciśnięte do pleców.
Szanse na wyswobodzenie równały się zeru, w bardzo optymistycznych kalkulacjach.
 Wyrafinowanym szarpnięciem zmusił moje ciało do wyprostowania się i ponownego oparcia o jego klatkę piersiową.
 - Daje ci ostatnią szansę Sasuke! Zostaw! W przeciwnym razie gwarantuje Ci, że nigdy więcej nie zaśniesz spokojnie!   
 - Czyżbyś była zła, Haruno? Nie masz jak mnie otruć ? - rzucił kpiącym tonem, w dalszym ciągu uspokajając oddech po wcześniejszej szamotaninie. Prychnęłam głośno, energicznie miotając się w miejscu.
 - Prędzej czy później to zrobię - syknęłam zawistnie
 - Będę się miał na baczności - zapewnił  - Ale teraz muszę ostudzić twój zapał.
 W narastającym przerażeniu obserwowałam, jak wolną dłonią sięga ku zapięciu mojej koszulki, długimi palcami subtelnie chwytając za zamek. Niekorzystnie dla mnie, znajdował się on na samym przodzie. Zapiszczałam głośno i naparłam na niego plecami, gdy bez zawahania pociągnął zapięciem ku dołowi, sprawnie rozsuwając materiał bluzki. Zakodowałam zupełnie przypadkowo, że nie robił tego jak nowicjusz.
  - Puszczaj! Obiecuje, przyrzekam że Cię wykończę! Zamorduje! I zakopie!
  - Zakopiesz?
  - Wiem już nawet gdzie! - wycedziłam przez zęby
 Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
Mocno zacisnęłam powieki gdy przemoczona tkanina z pomocą Uchihy płynnie zsunęła się z ramion, pozostawiając mnie w czarnym, koronkowym staniku.
 Nie wiedziałam co kruczowłosy ma teraz w głowie ani co zamierza ze mną zrobić; wszystkie myśli sprowadzały się do jednego, chodź starałam się dosadnie wyperswadować to sobie z głowy.  Boże, boże, boże, boże..
 - Sasuke, nie! Zostaw mnie w spokoju! Nie chce!
 - Cii..
 W przypływie nowych sił udało mi się wyswobodzić ręce!
To wystarczyło abym odskoczyła do przodu jak oparzona, w locie chwytając za wystający, metalowy pogrzebacz. Broń idealna! Nerwowo odwróciłam się w jego stronę, mierząc wrogim spojrzeniem.
 Spoglądał na mnie z wściekłością, nie próbując nawet tłumić tej emocji. W czarnych oczach odbijała się płonąca żądza mordu. Blask tlącego się ognia podsycał efekt, nadając tęczówką ostrego blasku.
 - Do kurwy nędzy Sakura! Czy nie możesz raz podporządkować się, bez robienia takiej szopki?!  Przecież nic Ci kurwa nie zrobię!
 - Nie wierzę w ani jedno Twoje słowo! - zawładnęła mną złość tak silna, że nie spostrzegłam nawet iż wciąż stoję przed nim pozbawiona górnej części ubrania. Koszula osunęła się całkowicie na ziemię gdy tylko zdołałam się uwolnić. - Chodź kłamca z Ciebie perfekcyjny.
- Uwierz mi Ty mała, wkurzająca hipokrytko że ostatnią rzeczą którą chce teraz robić, to mieć z Tobą styczność - rzucił pogardliwie, zbliżając się ku mnie szybkim krokiem -  Nie dam drugi raz uderzyć się w głowę! Tak jak nie mam zamiaru bawić się z Tobą w chorego berka! Jeśli w tym momencie nie oddasz mi tego pogrzebacza, przyrzekam że rzucę się na Ciebie i zrobię co tylko będę chciał ! A możesz mi wierzyć,że mam ochotę na wiele ciekawych rzeczy! Ze spraniem Cię włącznie!
 Zatrzymał się dokładnie kilka centymetrów przed moją twarzą, intensywnym spojrzeniem niemal wywiercając w niej dziurę. Byłam tak wstrząśnięta nagłym wybuchem, że nie ośmieliłam się ruszyć ze swojego miejsca.
 Czy mu wierzyłam? I tak i nie. Dlatego teraz, ze śliną uparcie zalegającą w ustach bałam się zamrugać, byleby go nie sprowokować.
 Był zły jak nigdy dotąd, w gniewie cała krew odpłynęła mu w twarzy.  
 - Więc bądź kurwa grzeczną dziewczynką i oddaj mi ten cholerny złom - wyciągnął rękę ku dzierżonej przeze mnie broni i bez problemu wyplatał ją spod moich palców, by następnie bezceremonialnie odrzucić gdzieś w kąt. Rozległa się seria głośnych huków.
 Skuliłam się nieznacznie nie wiedząc nawet w którym momencie jego wypowiedzi przestałam oddychać.
 - A teraz bez marudzenia ściągaj tą kieckę - leniwym gestem sięgnął ku pojedynczemu guzikowi. Stałam sztywna niczym kłoda, pozwalając mu pozbyć się i tej części ubioru.
Gdy zsunął z moich bioder wilgotny materiał wzdrygnęłam się, starając nie myśleć o tym, że właśnie stoję przed nim w samej bieliźnie. Właściwie, w ogóle nie dopuszczałam do siebie myśli że pozwoliłam zrobić ze sobą coś takiego.
 Mimo to dalej trwałam wyprostowana, z wzrokiem wbitym pokornie w podłogę. Jak zbity szczeniak.  
 - Sakura - odparł łagodnie, nasycony świadomością tego co właśnie ze mną zrobił.
Dręczyciel.
Poczułam na skórze gorące palce mężczyzny. Sunęły powoli po moim ramieniu, nieśpiesznie kierując się ku szyi. Stłumiłam zdradziecki jęk na skutek tej nagłej pieszczoty i uniosłam na niego udręczone spojrzenie.
 - Boisz się mnie, Sakura?
 - Nie. - ucięłam ostro obracając głowę w bok, byleby tylko na niego nie patrzeć.
Dlaczego nie chcę aby przestawał, jednocześnie chcąc tego z całego serca?
 - To dlaczego drżysz? - potarł ciepłą dłonią po pokrytym gęsią skórką, szczupłym ramieniu rozkoszując się jego miękkością. Zaskakująca była delikatność jaką włożył w ten gest.
 - Bo mi zimno. Rozebrałeś mnie!
 I wtedy zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Wycofał się spokojnie, a gdy wracał, w dłoniach trzymał strzępek granatowego koca. Kolejna z rzeczy, która w niewiadomych mi okolicznościach wpadła w jego łapy.
Bez słowa zarzucił go na moje barki, pozwalając bym szczelnie otoczyła się ciepłym materiałem.
  - D-Dziękuję -  wydukałam mile zaskoczona.
 Niepewna jego reakcji wycofałam się, rozsiadając na twardej podłodze przed kominkiem. Ciepło bijące od ognia przyjemnie rozgrzewało zziębnięte policzki.
Sasuke po uporaniu się z wierzchnim ubraniem, które ku mojemu zaskoczeniu również z siebie zrzucił, rozłożył je na ziemi przed kominkiem; podobnie postąpił z moimi rzeczami.
 Nagle cała sytuacja wydała mi się przeszywająco jasna.
Nie chciał rozebrać mnie żeby, jak to sobie głupio ubzdurałam, wykorzystać. Kompletna odwrotność! Zrobił to aby nas ogrzać, chodź sposób jakim się posłużył by przebiegle pozbawić mnie ubrań był dość niekonwencjonalny i pozbawiony wyjaśnień.
 Nie czułam wstydu z powodu złego zrozumienia jego słów. Sam przedstawił mi je w taki sposób. Chciał, żebym się bała.
A może on po prostu lubi się ze mną czasami poszarpać?
Zdecydowanie brakowało mu podstawowych umiejętności dotyczących prowadzenia przyjemnej, niezobowiązującej rozmowy.


 - I jak, Sasuke? - pokiwałem głową, ciężko zasiadając na podstarzałym krześle, jednym z niewielu mebli w tym pokoju.
 W pomieszczeniu jaśniało kilka źródeł światła, poustawianych w jak najlepszej na te warunki lokalizacji. Przy wcześniejszych oględzinach całego parteru, Sakura odnalazła na dnie starej komody kilka użytecznych świeczek. Okazały się one zbawienne gdy zabrakło nam suchych gałęzi i ogień zgasł. Co prawda nie robiło się od nich cieplej, ale bynajmniej nie tonęliśmy w depresyjnym mroku.
 Zerknąłem przelotne na siedzącą przy ścianie kobietę.
Od chwili wcześniejszej konfrontacji odzywała się albo wyjątkowo niewiele, albo wcale; przełomem był moment gdy podczas niecierpliwego przekładania ubrań głośno zadecydowała że jej rzeczy są już zupełnie suche.
I tak jak oporna była w przypadku ich ściągania, to samo ubieranie zajęło jej nie więcej niż pół sekundy. Liczyłem.
Jej zapał zgasł wraz ze zniknięciem ognia.  
 Podwinęła do siebie kolana i oplatając je rękami trwała tak przez wolno upływające godziny. Pewnym było że siedzimy to już pół nocy; gdy przed chwilą udałem się na dwór zaczynało świtać. Pogoda nie uległa żadnej poprawie.
 Powiodłem spojrzeniem przez pogrążony w półmroku pokój. Utknęliśmy w tej ruinie bez dostępu do jedzenia oraz źródła ciepła, zaopatrzeni jedynie w niedomagające, letnie ubrania i jeden cholerny koc, który na początku wystraszył Haruno.
W dodatku, nie miałem żadnego pomysłu na to jak się stąd wydostać unikając panującej na zewnątrz anomalii pogodowej. Jeśli ktoś chciał nas powstrzymać przed dalszą podróżą, udało mu się. Pytanie jak długo ma zamiar przetrzymywać nas tutaj jak zwierzęta.
 - Sakura
Leniwie uniosła głowę, zerkając na mnie spod opadających na twarz włosów.
 - Co?
 - Kto cię ściga?
Spięła się momentalnie.
 Nie wiedziałem co w tym momencie odpycha bardziej: jej mrożący krew w żyłach wzrok czy powykrzywiane na kształt szponów palce.
 - Nie wiem o czym mówisz - nachmurzona mina przeczyła słowom, chodź wypowiadała je swobodnym tonem.
 - Doskonale wiesz - zaprzeczyłem - Mówię o tym liście.
 - Który wścibsko, obrzydliwie i wszędobylsko przeczytałeś!
 - Tak. Właśnie o tym - potwierdziłem skinięciem głowy - Odświeżę Ci pamięć.. Chwila. Jak on leciał? “Wiem gdzie niedługo zmierzasz. Złapię Cię, Sakurciu. ”, tak?
Jeśli na krótko przed tym rozchylała usta, to teraz definitywnie je zamknęła.
 - Nie. Nie wiem. Nic ci nie powiem. - burknęła w końcu i przez chwilę żywiłem obawę że faktycznie tak będzie. Zaparła się jak osioł, usta zaciskając w wąską linię
 - Możemy załatwić to pokojowo. Spójrz, gdybym wcześniej powiedział o tym Kakashiemu twoją wyprawę trafił by szlag. I to dość spektakularnie. Z uwzględnieniem usadzenia cię na dywaniku. - pochyliłem się do przodu, nonszalancko opierając łokieć na kolanie - A jednak nie zrobiłem tego. Nie sądzisz że należą mi się jakieś słowa wdzięczności?
 - Tobie? Chyba się przeziębiłeś, idioto jeśli myślisz że padnę ci do stóp.
 - Byłoby miło.
Nie odezwała się już więcej i do końca pogrążyła w namiętnym przeczesywaniu włosów palcami.

 - Sakura
Odezwałem się w zaledwie 10 minut od poprzedniej rozmowy. Sytuacja wciąż przedstawiała się tak samo; nawet nie drgnęła bawiąc się w uparte ignorowanie mojej osoby.
 - Co? - chyba mam deja vu
 - Jeśli do jutra nic się nie zmieni sam wyruszę do wioski - oznajmiłem chłodno, mierząc się z nią spojrzeniem - Później wrócę po Ciebie z Naruto
Tak jak przewidywałem, nie odebrała tego zbyt radośnie.  
 - A dlaczego nie mogę wyruszyć z Tobą? - podejrzliwie zmarszczyła brwi nie siląc się nawet na przyjemny ton. Musiałem głośno nabrać do płuc powietrza, odpędzając od siebie ochotę wyszarpania jej za te różowe kudły.
 - Bez Ciebie dotrę do wioski szybciej, nie sądzisz?
 - Nie.
Wyostrzyłem rysy twarzy, wpatrując się w nią z rosnącym zniecierpliwieniem.
 Nie do wiary, jak bardzo mogła zmienić się przez te kilka lat.
Gdyby kiedyś ktoś powiedział mi że zatęsknię za tym małym, płaczącym beztalenciem popukałbym się mocno po czole. A teraz szczerze przyznaję, ze wolałem jej wcześniejszą odsłonę.
Przynajmniej nie musiałbym teraz tłuc się o każde wypowiedziane słowo, spełniałaby moje polecenia bez cienia grymasu i niechęci, nie siliłaby się na tanie sztuczki chcąc działać na własną rękę, być może nawet byłbym w stanie umilić sobie nią teraz czas.
 Tymczasem gorzkie rozczarowanie.
Dorosła Sakura broniła swojej czci jak lwica, usiłowała zabić mnie na każdym kroku i pluła niebezpiecznym jadem, niczym zagniewana kobra.
Próba uwiedzenia jej byłaby strzałem we własne kolano, udowodniła mi to nie raz.
 - Przestań się tak gapić, odpowiesz mi w końcu? - zirytowane warknięcie ciężko zawisło w powietrzu, a ja raz jeszcze zadałem sobie decydujące pytanie, co tak urzekającego jest w tej durnej babie że jeszcze jej nie zamordowałem.
 - Na co?
 - Na pytanie! - ucięła zjadliwie, przewracając z politowaniem oczami. Humorek ewidentnie nie dopisywał  - Czemu, skoro wiesz że jestem ścigana i tak chcesz zostawić mnie tu samą?
 - Może mam nadzieje że ten ktoś przyjdzie i po prostu cię zabierze. A ja zyskam święty spokój. Nie wiem, może.
 - A może chcesz zaczaić się w okolicy i złapać go na gorącym uczynku?
Mocno zacisnąłem usta
 - Może.
 - W takim razie stracisz tylko czas...i zmokniesz - niedbale wzruszyła ramionami
 - To wciąż lepsze od siedzenia tu z Tobą.
Sakura zamilkła, posyłając mi wyjątkowo rozdrażnione spojrzenie.
 Kiba to, Kiba tamto, Kiba, Kiba, Kiba, Kiba, Kiba… Miałem już po dziurki w nosie jego, i tego cholernego burka!
 Oboje wpadli do budynku niespodziewanie, chodź z wielkim rozmachem. Po prostu roznieśli w proch drzwi przedzierając się do naszego schronienia w akompaniamencie radosnych trzasków, zgrzytów i pisku.
Pisku Haruno, co także nie pozostawia zbyt wiele do życzenia. Robiła przy każdej możliwej sytuacji to, co wychodziło jej na chwilę obecną najlepiej. Darła się.
 Dzięki bezmyślności Konoszańskiego kundla i jego psa musieliśmy opuścić ciepły, obszerny salon na rzecz ciasnej klitki, będącej pomieszczeniem ulokowanym bezpośrednio przy głównym pomieszczeniu, chodź oddzielały go od niego cienkie, drewniane drzwi. I własne o te zasrane drzwi się rozchodziło. Musiały być i kropka.
 W istocie pokój przeznaczony był, jak zgaduje, do pełnienia roli skromnego alchierzyku. W czterech ścianach z ledwością zmieściło się jedno małe, zapadnięte w połowie łóżko i prostokątna skrzynia, pokryta ciężkim, śmierdzącym wilgocią kocem. To na nim przyszło mi teraz siedzieć, podczas gdy Sakura wraz z Kibą zajęli miejsca na krzywej pryczy, zasiadając w sposób względnie umożliwiającym wygodę.
 - Wytłumacz mi to jeszcze raz - warknąłem, zaciskając mięśnie szczęki.
 - Od początku! - zagaiła Sakura, beztrosko krzyżując nogi w siad turecki. Z mojej pozycji byłem w stanie zobaczyć jej przekrzywioną twarz. Przewalone łoże ostatecznie rzutowało na ich ułożenie.
 Brunet wypuścił powietrze nosem opierając się plecami o ścianę.
 - No dobrze, a więc…   
     
 - Trzymasz się, Akamaru?! - donośny krzyk wydostał się z mojej krtani by przedrzeć się przez szalejący wiatr. Przestworza przestały być bezpiecznym miejscem.
 Przedzierając się przez wysokie trawy towarzyszyło mi nieustanne szczekanie czworonożnego przyjaciela, który teraz ginął gdzieś w zaroślach. Widoczny był tylko długi, lekko podkręcony nad linią grzbietu ogon.
 - To nie jest dobry czas na szukanie trufli! - zaśmiałem się głośno, palcami mierzwiąc aksamitną sierść zwierzęcia który na dźwięk słów zawarczał ostentacyjnie - To może wpadłeś na trop jakiegoś dzikiego zwierzęcia? - o mały włos i zabójcze szczęki zacisnęłyby się wokół mojego palca.
 - Tak wiem wiem, nie jesteś żadnym jamnikiem żeby biegać za kuropatwami.  
 Przewracając lakonicznie oczami wciągnąłem do płuc sporą dawkę mroźnego powietrza, nieprzyjemnie szczypiącego w tchawicę. Rozpoznałem woń trawy i zapowiadającej się burzy, ale zero śladów po dwójce zaginionym kompanów.
Szukanie tropu przy tej pogodzie stało się karkołomnym zadaniem. W dodatku ten chłód, przeszywający na wskroś.
 Bycie częścią klanu Inuzuka niosło za sobą przywilej posiadania wyższej temperatury ciała niż wszyscy. Zimno bynajmniej nie mogło zaszkodzić mi tak jak innym, mogłem pozwolić sobie na większą swobodę. Rodzony ze mnie tropiciel!
Kolejne szczeknięcie.
 - Ile razy mam Ci powtarzać że nie mam Twojego rodowodu! - rzuciłem Akamaru  rozbawione spojrzenie - I na pewno nie masz w nim rottweilera, co ci się uroiło!
Przeskoczyłem ponad zawalonym konarem z nadzieją wciągając każdy nowy podmuch wiatru, a było ich sporo.
 Zimny nos towarzysza niespodziewanie zetknął się z bezwładnie opuszczoną dłonią, a z pyska wydobyło się ciche skomlenie.
 - Nie, mastifa też w nim nie masz! Jeśli miałbym zgadywać, wstrzeliłbym Cię w jakiegoś Yorka albo no nie wiem pudelka? … AŁA! No i widzisz, nawet gryziesz jak taki terrier! AŁA! - oburzony podniosłem do góry obie dłonie, uwalniając je spod zasięgu ostrych zębów - A jak Ty nasikasz na dywan, to Cię tak nie traktuje! A! A! A! Nawet się nie waż! No, dobry pies.  - wyszczerzyłem się pogodnie.
 Wznowiłem mozolną wędrówkę na północ, intuicyjnie obierając drogę w kierunku Suny - jeśli mieliby się przemieszczać, to tylko w tamtym kierunku, Czworonóg wiernie kroczył obok, raz po raz stykając nos z ziemią.
 - Coś mi tutaj nie gra, Akamaru. Czujesz to ? To ciężkie, naładowane energią powietrze? I z każdym krokiem idzie się coraz trudniej, jakby wiatr uderzał mocniej i mocniej. Musimy być ostrożni. Śmierdzi mi tutaj podstępem!   
 Mijały minuty a po Sakurze i Sasuke nie było nawet śladu. Najmniejszego. Miałem ochot wyć do księżyca z rozpaczy.
Wyczerpany opadłem na ziemię znikając całkowicie w gęstej trawie, po chwili cielsko Akamaru podzieliło mój los. Pies z ulgą rozciągnął się na podłożu, dysząc głośno i świecąc wystawionym językiem.  
 - Nie wierzę w to! Zawiedliśmy przyjacielu! Wkrótce nasze miejsce zastąpią inni, młodsi! Zobaczysz! Mnie wrzucą do domu starców a Ciebie do schroniska! - rozległo się oburzone warknięcie
 - Jak to czemu! Bo w domu seniora przecież nie można mieć zwierząt.  
Wtuliłem twarz w kłęby twardej, gęstej sierści uspokajając przyśpieszony oddech.
 Czułem się fizycznie wykończony, co było trochę niepokojące, nadużywałem zmysł węchu tylko na czas tropienia, to jest, przez 3 bite godziny. To zbyt krótko abym nabawiał się zadyszki.
Nie chwaląc się, mój nosowy rekord sięga pięciu dniom- tyle wytrzymałem nieustannie węsząc w pogoni za Sasuke, wiele lat temu. Niestety nie udało mi się nigdy więcej powtórzyć tego wyczynu za co nieustannie pluje sobie w brodę.
 Nagle Akamaru poderwał się, gwałtownie unosząc do góry głowę i nadstawiając uszu. Zmarszczyłem brwi.
 - Co jest?  
 Podążyłem śladem jego wzroku, z wysiłkiem, ponad kaskadami bujających się traw i otaczającego wszystko półmroku , wyszczególniając trzy oddalone o parę bezpiecznych metrów sylwetki. Byli wystarczająco blisko abym był w stanie zrozumieć o czym rozmawiają, pomimo szalejącego wiatru. Ich konwersacja nie należała też do najcichszych, gwałtownie gestykulacje i nerwowe krzyki podpowiadały że się kłócili.  
 Jakim cudem nie wyczułem ich zapachu?  
Bezszelestnie podczołgałem się do przodu, po szyję taplając w będącym tam błocie. Nie zraziłem się, uparcie trwając w tej samej pozycji, przyczajony i czujny.
 - Mówię Ci że ją zabiłem! - wykrzyczał pierwszy z nich
 - Ja pierdole, jak to zabiłeś?! Nie mieliśmy jej zabijać! Nie taki był rozkaz!
Zabić kogo?
 - To nie była moja wina! Sama podłożyła mi się pod miecz, głupia dziwka!
 - Mówi prawdę, widziałem to - odezwał się głębokim basem trzeci, do tej pory trzymający z boku, ponad sporem dwójki towarzyszów. - Podłożyła się pod Uchihe. Wtedy nas teleportowałem.
 Uchihe, miecz, podłożyła… Sakura! Chodzi im o Sakurę!
 Otworzyłem szeroko oczy, nagle w plecach trójki mężczyzn rozpoznając naszych wcześniejszych przeciwników. Po zdjęciu czarnych peleryn prezentowali się dość zwyczajnie, jak przeciętni cywile.
 - Mamy przejebane. Szef nas zajebie, wiesz jak zależało mu na dorwaniu jej! No żesz kurwa mać!
 Prowadzili tak zaciekła dyskusję że nie spostrzegli wyłaniającej się spośród gąszczy, dodatkowej sylwetki. Mi jednak udało się to wychwycić.
 Do diabła, po co ktokolwiek miałby polować teraz na Sakurę! Przecież wojna się skończyła a nawiązane sojusze nie zostały zerwane!  Chyba że…
 - Madara! - wysyczałem wściekle, ulokowując wzrok w nadciągającej postaci. Szczelnie nakryta była zwiewną, czarną peleryną której wiatr nie podrywał do szalonego lotu, pomimo swojej natarczywości. Zdawało się że silne podmuchy specjalnie omijały osobnika, nacierając na wszystko w okół oprócz niego. Już nie lubię typa.
 - S-Szefie! - jeden z napastników odwrócił się, jednocześnie prostując niczym struna. Reszta poszła jego śladem.  
A więc to był człowiek który zaplanował zasadzkę na Sakurę. Moją Sakurę.
 Zawładnęła mną wściekłość, z trudem utrzymywałem nad sobą kontrolę. Pięści same pchały się ku gębie tego gościa! Właśnie miałem zerwać się do szaleńczego biegu gdy powstrzymało mnie dosadne szarpnięcie za nogawkę.  Akamaru spoglądał weń gniewnie, a cała jego postawa jednoznacznie nawoływała do zachowania spokoju. Najeżył się jak kot.
 Odetchnąłem ciężko na powrót kładąc na zabłoconym podłożu.
Obserwowałem teraz trzy pary pleców i zwróconą w ich stronę, zakapturzoną postać.
Zapadła cisza.
W skupieniu wsłuchiwałem się w głośne bicie swojego nabuzowanego serca. Jeszcze chwila i zdradzi ono moją obecność, zdawało się że dźwięk roznosi się po polanie jak za uderzeniem w ogromny dzwon. Spokojnie Kiba, spokojnie!
 - Zgaduję że się Wam wywinęła - władczy ton sprawił, że nawet ja poczułem się mniejszy o kilka cali.
 - Tak jakby...
 Podziwiałem spokój dźwięczący w głosie tego człowieka.
 - Szefie... Ta dziewczyna była kimś ważnym? - przywódca zwrócił się twarzą w kierunku właściciela słów, na co ten tchórzliwie odstąpił dwa kroki do tyłu. Domyśliłem się, że to on  pchnął wtedy kataną. Dygotał jak osika.  - T-To znaczy.. ja…nie…
Tajemniczy mężczyzna zatopił rękę w odmętach płaszcza
 - Gdzie ona jest ? - warknął  
 -  To… ona.. my… ja..
 - Gdzie. Ona. Jest. - powtórzył głośniej z naciskiem na każde słowo.
 - Nie żyje szefie
 - Że co robi ? - powtórzył, oniemiały wpatrując się w swojego poplecznika - JAK TO NIE ŻYJE!
 Na równi z krzykiem zerwał się potężny wicher, jednym powiewem przechylając trawę ku samej ziemi. Z zapartym tchem przylgnąłem twarzą do błota modląc się by nie spostrzegli czuwającego Akamaru. Był posklejanym ziemią, mokrym psim nieszczęściem ale jego biała barwa wciąż rzucała się w oczy, szczególnie na tle zielono-żółtej roślinności.
 - To nie tak jak szef myśli! Nie proszę nie! - paniczne wrzaski mieszały się z głośnym sapaniem przywódcy. Mogłem spekulować. Kopie go? Przydusza? Tłucze do śmierci?
 - Ty ją zabiłeś?!
 - Nadziała się na katanę!
 - Sama nadziała się na katanę! Sama! - rozległ się tępy dźwięk spadającego na ziemie ciała - Moja Sakurcia nie jest aż tak głupia!  
 Znał Sakurę. Do diabła, kim jest ten człowiek?! Zadzierając głowę do góry spojrzałem na rozgrywającą się scene. Zakapturzony mężczyzna stał ponad leżącym na ziemi chłopakiem, w dłoni dzierżąc zakrwawionego kunaia.
 - P-Proszę n-nie.. Proszę ! - żałosne łgania dochodziły od rannego który w bolesnych spazmach wił się po ziemi. Pozostała dwójka trwała w milczeniu, nieporuszona męką towarzysza.  
 - Podstawiła się pod Sasuke Uchiha szefie. Nikt się tego nie spodziewał - wtrącił jeden z nich
  - Za młodego Uchihe?! Czy Wy mnie macie za kompletnego idiotę! - zamierzył się z kolejnym uderzeniem, traktując leżącego potężnym kopem w brzuch. Ajjjć! - Gdzie macie jej ciało!
 - Co ?
 - Jej ciało mówię! Chce je zobaczyć!
 - Nie mamy. Gdy Okumura wbił w jej pierś ostrze teleportowałem nas w inne miejsce. Zrobiłem to gdyż spodziewałem się wybuchu wściekłości jej towarzyszy.
 - Czyli nie macie. - zamilkł, w nieodgadnionym geście odsuwając się do tyłu.
Napięcie było wręcz namacalne.
 Głośny śmiech wprawił w zaskoczenie wszystkich, nie tylko mnie. Wpatrywałem się niezrozumiale w rozgrywające się przedstawienie paranoi, gdzie domniemany szefuncio właśnie bawił się w najlepsze.
 - Wystrugała nas wszystkich na durni, jak zawsze! - sapnął ostentacyjnie ocierając łzy z kącików oczy - To przebiegła lisica a nie jakaś tam landryna. Bynajmniej, zrobiła to żeby was wykurzyć! I udało jej się! - kolejna tura głośnego śmiechu - A ja na prawdę miałem was za najlepszych w tym fachu. Na Sakurcie widocznie nie ma mocnych!
 Kolejne kilka minut zajęło mu uspokojenie się. Sumiennie poświęciłem je na kontemplacje o wyżej wspomnianej kobiecie.
 Znała tego typa, to nie ulegało dyskusji. Czy wiedziała że to byli jego ludzie - nie wiem. Jeśli okaże się że miała tego świadomość i “wystrugała na durna” również mnie, to ją rozszarpie. A już na pewno zaprowadzę do Hokagę i nakaże sumiennie ukarać, zbić, zamknąć, związać cokolwiek.
Jak zwykle wpieprza się w największe gówna tego świata. Nie organizowali by na nią łapanek gdyby była wcieleniem anioła, a najlepiej siedziała bezpiecznie w wiosce.
Ale nie przegadasz! Uparta jak osioł szlaja się po świecie co kilka kroków wpieprzając w kłopoty.
Tym samym jestem teraz tutaj, w lesie, w ulewie, w błocie. Sam, bo znikła bez wieści.
I jest z nią Sasuke. Jeszcze gorzej.
Wspominałem coś o gównach ?
Największe w jej życiu wciąż się za nią ciągnie
 - Pójdę po nią osobiście, w takim razie. - przywódca wytarł zakrwawioną broń o płaty płaszcza a później dłońmi utworzył kilka pieczęci. Zmarszczyłem brwi, nie przypisując tej sekwencji żadnej, ze znanych sobie technik. - Tenki no Jutsu: Ame!
 Deszcz?
Pierwsze krople nieśmiało rozbiły się na moich dłoniach, zostawiając po sobie mokry, rozpryskany ślad.
 Deszcz. Cholera, gościu panuje nad pogodą!
Czyli…
Zmierzyłem go od stóp do głów, podejrzliwie marszcząc czoło. Wiatr nie był dla niego wrogiem, ujemna temperatura pewnie także nie. Wnioski nasuwały się same.
Ten człowiek był nietykalny w zetknięciu z własną techniką, a to czyniło go nieuchwytnym i szybszym od przeciwnika.
Mam jeszcze większą ochotę na obicie jego zarozumiałej gęby!
 Rozpadało się na dobre.
Woda bezlitośnie smagała skórę, a każda z kropel jak za uderzeniami malutkich piąstek rozbijała się na ciele. Aż do bólu. Wystarczyło kilka krótkich sekund aby przemoczyć mnie do reszty; całe ciało objęło drżenie, przemieszczające się falą od głowy ku stopom.
 - Szefie, jak chcesz ją teraz dogonić? Skoro żyje, pewnie jest już na pustynnych obrzeżach Suny.
 - Nie - odpowiedział machinalnie, jakby wybudzony z głębokiego transu. - Jest 6 kilometrów na północny zachód, przemieszcza się. I nie jest sama. Ahh Uchiha! Wszyscy macie taką samą chakrę.
O co tutaj, do licha chodzi!
 - I jeszcze.. - poczułem nieprzyjemne ukłucie w sercu, takie które zazwyczaj zwiastuje coś złego - Śmierdzi tu psem.
 Mogłem się tego spodziewać, więc nie wiem czemu tego nie zrobiłem. Kurde! Jestem idiotą!
Z ociąganiem dźwignąłem się z ziemi, wiedząc, że w tym przypadku granie na zwłokę na nic się nie zda.
Gdy unosiłem wzrok cztery pary oczu były już zwrócone w moim kierunku. Dwie spoglądały z zaskoczeniem, reszta z irytującym opanowaniem.
Byłem w stanie dostrzec zimne, jasnobłękitne tęczówki wyglądające spod obszernego kaptura; ich wyraz wprawił w trwogę nawet tak zapartego wojownika, jak ja. Odbijał się w nich ogrom okrucieństwa.
 - To z jednym z nich walczyliśmy! - zabłysnął wcześniej katowany chłopak. Jego wiek mogłem oszacować na nie więcej niż 25 lat, miał jasne, brązowe włosy sięgające do ramion i pospolite rysy twarzy.
 - A więc znajomy Sakurci! To cudownie! Cudownie! - przywódca zamaszyście rozłożył ręce postępując ku mnie kilka kroków. Automatycznie zaopatrzyłem się w kunaia.
 Poczułem na nodze gorący oddech Akamaru. Wierny druh czuwał zaraz za mną.
 - Czego od niej chcesz? Nie pozwolę Ci nigdzie jej zabrać. - rzuciłem pewnie.
Po tych słowach mężczyzna miękko obrócił się ku towarzyszom, posyłając im porozumiewawcze spojrzenie, mające mówić “Widzicie? Mówiłem że żyje.”
 Do mnie skierował się już z kamiennym wyrazem twarzy.
 -  Pójdzie niestety, nie ma wyboru. Tobie natomiast, kimkolwiek jesteś, daje szansę. - odchrząknął zdawkowo i nie doczekując się żadnej reakcji z mojej strony, dodał - Idź do niej proszę i przekaż, by była spakowana kiedy już do Was dołączę. Bądź również łaskaw ostrzec żeby nie próbowała żadnych sztuczek. Woda z mojego deszczu zdąży do tego czasu wniknąć w jej skórę wstrzymując tym samym wypływ chakry na zewnątrz. Nie lubię niespodzianek, więc bądźcie tak mili i nie planujcie niczego. Nie chcę Was zabijać. Obecność młodego Uchihy z pewnością wyjdzie mi na dobre, zgaduję, że niczego mu nie powiedziała. Skoro wciąż raczy się jej towarzystwem.
 - Czego nie powiedziała? - wycedziłem, nie uginając się pod przeszywającym spojrzeniem rozmówcy. Działał mi na nerwy jak nikt inny! I jeszcze ta rażąca pewność siebie, typ aż prosi się o rozniesienie!
 - Przybędę wieczorem. Tymczasem idź w stronę, w którą wieje wiatr. Będę tak dobry i doprowadzę Cię do nich. - sylwetki czwórki ninja zaczęły zanikać, na przekór moim planom. Miałem zamiar tu, z miejsca wkopać tym oprychą!  - Do zobaczenia.
 - Ej, czekaj! - ruszyłem do przodu, niesiony podrygami wściekłości. - Stój Ty tchórzu!
 Zdążyli się jednak wynieść nim w dzikiej furii dobiegłem na miejsce, machnięciem ręki przecinając przez szalejące powietrze. Zakląłem siarczyście wzrokiem przelatując całą pustą już polanę. - Cholera!
 Naraz mocny powiew wiatru uderzył moje ciało, nakazując podążanie w wyznaczaną stronę. Każda próba niemego buntu kończyła się niemożliwością przebicia przez rozszalałą przestrzeń.
 Nie dano mi wyboru. Biegiem ruszyłem ku zaginionym towarzyszą.

 - Tak oto tu jestem!
  Kiba zakończył swoją opowieść głośnym klaśnięciem w dłonie, a ja spokojnie rozmyślałem nad tym co wcześniej powiedział.
 Ukartowano to, aby dorwać Sakurę i nikt się z tym nie kryje, zaś sama powódka..
Zerknąłem na ściągniętą twarz kobiety, spięte mięśnie, wyprostowane jak struna plecy i mocno zaciśnięte dłonie. Tak nie zachowuje się osoba, która nie wie co się święci.
Haruno kręci za naszymi plecami i nieustannie wodzi za nos. W dodatku wrobiono nas w jej gierkę.  
W czasie wypowiedzi Kiby jej twarz parokrotnie przybierała barwę najczystszej porcelany a mina zastygała w wyrazie oszołomienia. Była wyjątkowo jak na nią, szczerze tym wszystkim przerażona.
 A teraz milczała jak zaklęta, chodź wymagamy od niej wyjaśnień.
 - Nie masz nic do powiedzenia? - rzuciłem cierpko, wpatrując w nią z nerwowym wyczekiwaniem. Jeśli nie pokwapi się wyjaśnić nam tego burdelu to ją uduszę, a później wydam zwłoki tajemniczemu prześladowcy. Bez skrupułów za to z wielką ulgą.
Spuściła smętnie głowę.
 - Dlatego nie chciałam żebyście wyruszali ze mną. - zaczęła cicho, zaciskając drobne palce na materiale koszulki - Nie będę się wam tłumaczyć, bo nie zmuszałam was do tej podróży. Nie kazałam wam biec za mną, nie kazałam walczyć, nie kazałam pilnować siebie na każdym kroku. Gdybyś mnie wtedy nie niósł Sasuke, gdybyś nie trzymał wciąż za rękę nie byłoby nas teraz tutaj!
 W przypływie niewytłumaczalnego gniewu krew napłynęła jej do policzków nadając im intensywnych, czerwonych wykwitów. Zjeżyła się dziko niczym kotka, łypiąc na mnie pretensjonalnym spojrzeniem, kompletnie bez sensu. Jest ostatnią osobą która powinna w tej sytuacji złościć się o cokolwiek.
 Niespodziewanie zapragnąłem aby tamten shinobi przyszedł i zabrał ją już teraz, oszczędzając wszystkim nerwów.  
 - Kim jest ten człowiek Sakura - wycedziłem przez zaciśnięte zęby - To on wysłał ci ten list, tak?
 - Jaki list? - zainterweniował Kiba, czujnie nadstawiając uszu
 - Nie Wasz pierdolony interes!
Zabije ją.
Podniosłem się z zajmowanego miejsca w trakcie łapiąc za rękojeść katany, którą z metalicznym dźwiękiem wysunąłem z pochwy. Ostrze błysnęło groźnie w świetle płonących świec.
 - Masz ostatnią szansę
 Płynnym ruchem przystawiłem czubek ostrza do jej jedwabistej szyi, powodując na skórze niewielkie wgniecenie. Haruno dumnie uniosła głowę, nie dając poznać po sobie niczego konkretnego. Oprócz durnego uporu. - Kim on jest, ty mała żmijo. Wcześniej ci popuściłem, teraz nie popełnię już tego błędu.
 - Sasuke opuść tą katanę! - Inuzuka zareagował błyskawicznie, mocno zaciskając rękę na moim przegubie. Zdążył podnieść się z kanapy równie szybko, jak ja targnąć na życie kobiety.
Rzucił mi zirytowane spojrzenie.
Dłoń która dzierżyła miecz ani drgnęła, gdy brunet usiłował odepchnąć ją od ciała dziewczyny.     
 - Jeśli zrobisz jej krzywdę, to cię zajebię.
 - W porządku Kiba, nie martw się - różowowłosa jak gdyby nigdy nic uśmiechnęła się delikatnie.
 Niecałą chwilę temu czułem się jak zwycięzca, a teraz wygrana wymykała mi się z rąk. Sakura nie robiła sobie kompletnie nic z tego że mogę ją podziurawić na podobieństwo żółtego sera i bynajmniej nie była to czcza pogróżka.
Brunet niechętnie rozluźnił uścisk i zabrał dłoń, odsuwając się półkroku w tył, aby w razie konieczności móc skutecznie zareagować.
 - Tym mężczyzną jest niejaki Taizo Yota Higoshi. I tak, to wiadomość od niego wtedy przeczytałeś. - zawarczała jak rozjuszony pies, gwałtownym gestem odpychając od siebie katanę. W konsekwencji ostrze samoistnie nacięło skrawek jej szyi. Z rany wkrótce zaczęły sączyć się pojedyncze krople krwi. Zignorowała to, ani na moment nie spuszczając ze mnie zagniewanego spojrzenia. - Zadowolony?!
 Rozluźniłem spięte mięśnie szczęki powracając do skrzyni na której niedbale przysiadłem. Katana na nowo odnalazła swoje miejsce wewnątrz pochwy.
 - Czego od Ciebie chce?
 - Zależy.
 - Od?
 - Humorków. - wysyczała jadowicie a ja zrozumiałem że czas na przesłuchanie powoli dobiega końca. Dziewczynę ogarniała coraz większa irytacja.
 - Co to za tajemnica, o której nie powinienem wiedzieć? - leniwym gestem przeczesałem długie włosy, niedbale zaczesując je w tył.
Szafirowe oczy kobiety zalśniły ostrzegawczym błyskiem.
 - Nazwa jest jak najbardziej adekwatna. Nie interesuj się. - miałem wrażenie że chętniej poprzecinałaby sobie żyły tępym nożem aniżeli znów zaczęła mówić coś sensownego.    
 Odetchnąłem ciężko, postanawiając że dowiem się tej informacji z drugiej ręki; Taizo zjawi się tu po swoją zgubę za kilka godzin. Sprawiedliwa transakcja: Haruno za stosowne wiadomości.
Dwie pieczenie na jednym ogniu.

 Godzina.
 Tyle zajęło Kibie powracanie do łask Sakury, po ich ostatniej konfrontacji. Haruno w trakcie impulsywnej rozmowy nie kryła się ani trochę przed otwartym przyznaniem, kto odpowiedzialny jest za sine zabarwienie jednego policzka bruneta. Mało tego, w afekcie wypłynęła też większa część ostatniej kłótni i jeden mały krok dzielił ich od ponownego pożarcia się. Chcąc nie chcąc stałem się biernym słuchaczem.
 - Byłem zdenerwowany, chyba możesz mi to wybaczyć Sakura!
 - Po tym co mi powiedziałeś? Prędzej umrę!
Żując w ustach gorzkawą pigułkę żywieniową w które zaopatrzona była Sakura, chodź sumiennie nie chwaliła się tym faktem kontemplowałem, z zaciętością skubiąc materiał swoich spodni.
 W końcu żarliwa konwersacja ustała i niezwykle zadowolony, chodź udręczony Kiba mógł bez przeszkód pochwycić żywą - pomimo zapewnień - Sakurę w ramiona i pozwolić jej położyć się na swojej klatce piersiowej.
 Kobieta usnęła nim do końca zdołałem zorientować się w sytuacji, słodko wtulona w męską pierś. Widocznie pojawienie się Taizo traktowała jako przykry obowiązek aniżeli nieszczęsny przypadek. Na prawdę ciężko odgadnąć co ma w głowie.
 - Jak długo masz zamiar udawać, że wioska cokolwiek dla Ciebie znaczy? - nieprzyjemny ton sprawił, że powiodłem wzrokiem ku jego nadawcy.
 Kiba siedział podpartym o ścianę, jedną z rąk ściśle obejmując śpiącą dziewczynę. Wzrok nieustannie wwiercał w moją twarz.  - Przestań udawać, Sasuke. Nikogo nie nabierzesz. Może oprócz Naruto.
Nieśpiesznie zilustrowałem go wzrokiem.
 - Nie rozumiem o czym mówisz .
 - Daruj sobie - prychnął ostentacyjnie - Myślisz, że ktokolwiek uwierzy w Twoje cudowne nawrócenie? Po tym co robiłeś ?
 - Szczerze mówiąc, tak.
 Kiba zaśmiał się cicho, prozaicznie, całkiem niewinnie. Uniósł dłoń którą obejmował talię Sakury i przeniósł ją na jej szyję, gdzie wprawnym gestem odgarnął pasma włosów na bok.
 - Obudzi się.
 - Kiedy śpi głęboko oddycha co 2 sekundy, w równych odstępach - odciął ostro, z przesadną na tej moment wyniosłością.
 Jego zachowanie przywodziło na myśl zdegradowanego samca alfa, którego pozycja zawahała się i chyliła ku dołowi pod wpływem innego osobnika. Psią, zapchloną intuicją przeczuwał że w mojej obecności Sakura należy do niego w pomniejszym stopniu, dlatego teraz, trzymając ją przy sobie jak zwycięzca spoglądał na wszystko z góry.
 Prawda mogłaby okazać się brutalniejsza niż może sobie wyobrazić a ja nabrałem ochoty by mu to zaprezentować.
 - Czyli nie pierwszy raz zasypia w twoich ramionach - zabębniłem palcami o powierzchnię skrzyni nie odrywając od nich pogardliwego wzroku.
 Ciężko było mi wyobrazić sobie Kibę w roli namiętnego, nocnego kochanka tej kobiety. W przykrym zestawieniu z temperamentną, pyskatą Haruno wypadał szaro i przeciętnie, różowa osobowość przysłaniała go pod każdym równie różowym aspektem.
 - Lepiej uważaj. To właśnie za takie określenie dostałem rano po pysku.
Zmarszczyłem brwi.
 - To znaczy ?  
 - Zarzuciłem jej że sypia z Tobą - daleki był od sprawiania wrażenia zadowolonego z przebiegu obecnej rozmowy. Nie ukrywał niechęci, raczej rezolutnie wpychał ją w każdy skrawek swojej twarzy.
 - To tylko kwestia czasu - niedbale poprawiłem płaty koszuli, z zimnym spokojem ignorując piorunujące spojrzenia które lokował we mnie Kiba. - Będzie moja prędzej czy później.
 - Jeśli ją tkniesz, chodź najmniejszym palcem...
 - To co? - prowokacyjnie uniosłem jedną brew
 - Nie daruje Ci tego. - wysyczał jadowicie i gdyby nie leżąca na nim Sakura podrywał by się właśnie do zamaszystego uderzenia. Wypisz wymaluj widziałem tą przykrą scenkę w jego oczach, wpatrzonych we mnie z groźną irytacją. - Przeszła przez Ciebie wystarczająco dużo. Odpieprz się od niej raz na zawsze Sasuke. Bawi cię jej cierpienie?!
 - Trochę.
 - Jesteś sukinsynem! Nie wiesz jak rozpaczała, nie doświadczałeś tej przykrej przemiany która działa się w niej każdego dnia twojej nieobecności, nie byłeś świadkiem jej rozdzierających serce łez! Więc daj jej spokój teraz, kiedy zdołała się z tego podnieść! - dyszał głośno, nieustannie wprawiając zaciśniętą do bladości pięść w ruch.
 Wykrzywiłem usta w szyderczy uśmiech. Poszło łatwiej niż sądziłem.
 - Przemyślę to, gdy będę pieprzył twoją laskę.
 - Zajebie cię ty skurwysynu. - spod mocno zaciśniętych zębów wydobyło się szemrane syknięcie.
 Wyprowadzony z równowagi, zawładnięty przez wściekłość rozważał ewentualność odtrącenia śpiącej kobiety i zabicia mnie na jej oczach, w akompaniamencie wesołych oklasków z jej strony i rażących okrzyków zagrzewających do walki.
 Zerknąłem ku nieświadomej niczego, odpoczywającej w najlepsze Sakurze i uśmiechnąłem się złowieszczo, co poskutkowało mocniejszym przyciągnięciem jej ku sobie przez Inuzukę. Bohatersko otoczył ją ramieniem, na tą chwilę ochraniając przed moimi zamiarami.
 Mściwa ochota na utarcie zadartego nosa Kiby minęła, nasyciwszy się jego gniewem i zrodzoną nienawiścią.
 - Możesz być spokojny, nie ruszę jej. - rzuciłem spokojnie
 Byłbym szaleńcem mając zamiar realizować te obietnice. Każdy kto planuje wykonać takie radykalne kroki w kierunku Sakury nim był, to wcielona diablica nie materiał na przykładną dziewczynę.  - Nie chce mi się z nią szarpać. - dodałem znużony, obserwując jak mina Kiby z pospolicie wściekłej przeradza się w demoniczną furię.
 - Ty na prawdę jesteś popierdolony! - rzucił o ton za głośno, ponieważ Sakura z niezadowolonym pomrukiem poruszyła się, niezgrabnie unosząc głowę w górę. Chwila pełnej skupienia ciszy wystarczyła, by zaspana kobieta znów odeszła w krainę Morfeusza.
Oboje przyjęliśmy to z ulgą.  -Co chciałeś tym niby osiągnąć? - fuknął głośniejszym szeptem
 - Rozerwać się - lekceważąco wzruszyłem ramionami, odwracając od nich wzrok.
 - Rozerwać się - powtórzył zjadliwie, płynnym gestem odgarniając z szyi Sakury zalegające tam włosy. Zauważyłem że zrobił to także wcześniej, chodź nie miało to wtedy takiego znaczenia.
 A teraz zrozumiałem co miał mi do przekazania.
Świadomie odsłonił ten skrawek skóry który pokryty był dwiema zanikającymi malinkami; miałem znikomą przyjemność zidentyfikować je poprzedniego wieczoru.
 - Wiesz kto jej to zrobił ? - ton Kiby był podejrzanie zbyt spokojny. Wpatrywał się we mnie uważnie, chcąc wychwycić każdą zmianę w mimice mojej twarzy.
 Rozczarowałem go pozostając niewzruszenie opanowany, bo sprawa nijak kompletnie mnie nie obchodziła.
 - Na pewno nie wiesz? - dopytywał się, palem nakreślając kontury zaczerwienionego znamienia. - To dziwne, bo ja znam sprawcę.
No super, i? Nie mogłem zrozumieć w którym kierunku podąża ta dziwna rozmowa.
 - Kim jest Suigetsu?
 Nieczęsto tracę rezon ale teraz nie wiedziałem co mam powiedzieć.
Bez słowa wertowałem wzrokiem szyję Sakury, kojarząc fakty.
Gdy wróciła poharatana tamtego feralnego wieczoru krzykiem wspomniała o mojej znajomości ze swoim napastnikiem, chodź w emocjach zlekceważyłem tą wypowiedź.
 Ta wiedźma omotała mnie i sprawiła że zapragnąłem się na nią rzucić a nie rozmyślać nad sensem słów które wypowiadała. Gdybym wtedy szybciej wyciągnął wnioski, mógłbym starać się ominąć konsekwencje, ewentualnie pozbyć się tego skretyniałego, białowłosego idioty.
 Moje milczenie zostało zrozumiane dość opacznie, bo Kiba naraz łypnął na mnie ostrzegawczo, przeświadczony o tym, że chce coś ukryć. A ja nieśpiesznie oswajałem się z przykrą świadomością nadciągających kłopotów.
 Moi ludzie istotnie znajdowali się teraz w wiosce, najwyraźniej świetnie się w niej bawiąc i lekceważąc to że mieli być równie anonimowi co niezauważalni. Nie wiem dlaczego spodziewałem się sumiennego wypełniania swojego rozkazu, jakbym ich nie znał.  
 - Był członkiem grupy którą stworzyłem. - wyjaśniłem rzeczowo. Zgrywanie idioty nigdy nie szło mi najlepiej, bo rzadko musiałem posuwać się do tak radykalnych kroków.
 - Co ten zbieg robi w naszej wiosce?!
 - Skąd mam wiedzieć? Myślałem że zginął na wojnie.
Kiba spojrzał na mnie z pogłębiającym się politowaniem. Intuicyjnie przeczuwałem że nie uwierzył w moje zapewnienia.
 Prawdopodobieństwo zamknięcia mnie w więzieniu za zdradę było wprost proporcjonalne do wyniku starań odwiedzenia Inuzuki od tego tematu.
 - Dlaczego go podejrzewasz? Z tego co wiem, wynika, że słuch zaginął o nim dawno temu. Podobnie jak o całej reszcie. Jakim cudem miałby znikąd rzucać się na Sakurę, w dodatku w biały dzień? - kiedy to powiedziałem, niespodziewanie, niczym kubeł zimnej wody poraziła mnie bezsensowność obarczających mnie zarzutów. Brzmiały jak wyssane z palca, pomimo szczerej świadomości przebywania Suigetsu w wiosce.
 - Powinieneś wiedzieć, że dostałem odgórne polecenie obserwowania Sakury, ze względu na jej dobro. Tylko jej o tym nie wspominaj, wściekłaby się. - pieszczotliwym gestem zmierzwił włosy kobiety - Dlatego też, gdy wychodziła z gabinetu Wielmożnego podążyłem za nią osobiście, pozostawiając za sobą klona. Udała się, co mnie w ogóle nie zdziwiło, w miejsce wątpliwej legalności,  czyli bardzo w jej stylu. Do Zagłoby Rzeźnika, skupiska najgorszych ścierw Konohy i jak się okazuje, okolicznych dezerterów.
 - Zagłoby Rzeźnika? - zdziwienie zdradziecko wkradło się do mojego głosu. Tym razem Haruno przeszła samą siebie, nawet w moich oczach.
 - Po wyjściu z niej zaatakował ją Suigetsu, ale musiał się trochę rozczarować. Sakura szybko zrobiła z niego miazgę. No, ale zdążył zrobić jej to - nerwowym machnięciem ręki wskazał na zaróżowiałe malinki - Powołał się też na znajomość z Tobą. Co jest podejrzane. Bardzo. A ja ci nie ufam. Nikt Ci nie ufa. Myślisz że nasyłając na nią tego degenerata ktokolwiek zacznie to robić!? - skończył uszczypliwie, wskazując moją osobę palcem - Nie tędy droga!
 - Co się stało z Suigetsu ? - to że pokonała go Sakura byłem w stanie jakoś znieść, wystarczająco przekonany do jej ostatniej problematyczności.
 Jednakże dałem im jasne polecenie informowania mnie o wszystkich nieplanowanych sytuacjach, a ta bez dwóch zdań się do tego zaliczała. Mimo to dowiaduje się o wszystkim dopiero teraz.
Kiba nieprzejęty wzruszył ramionami
 - Strasznie się darł gdy zbierał go z ziemi rudy, wysoki facet. A później dołączyła jakaś dziewczyna, i też się darła. Cały czas wykrzykiwała coś na podobieństwo  “Mówiłam nie ruszaj jej! Nie ruszaj mówiłam!”. A głos miała tak skrzeczący że z łatwością pomyliłbym ją z moją 90-letnią babką. - skrzywił się nieznacznie - Jeśli chodzi o tego jęczącego gościa, osobiście krzyczałbym chyba ze dwa razy głośniej od niego gdyby potraktowano mnie tym żyjącym dziadostwem, w dodatku pięciokrotnie. Sakura wyjątkowo jak na nią, nie miała żadnej litości.
 - Zatruła go ? - łatwo się domyślić czym aktualnie szczyci się Haruno, skoro faszeruje wszystkich truciznami z byle powodu.
 - Stary, gorzej! Nie wiem co jej musiał nagadać żeby zaaplikowała mu najlepszą bombę zegarową jaka wyszła do tej pory spod jej ręki! - Kiba zaśmiał się, z uznaniem poklepując różowowłosą po ramieniu - Ta przebiegła bestyjka zaraziła go tężcem, a dokładniej jego toksynami. Z małymi ulepszeniami w działaniu. Daje mu nie więcej niż 5 dni życia. Nieszczęśnik.


 Szeroko otworzyłam oczy.
 W moich odczuciach dominował niewyjaśniony strach; serce boleśnie tłukło się w piersi i mogłabym przysiąc że słyszałam w uszach szum własnej krwi. Głośno zaczerpnęłam oddechu unosząc się do niezgrabnego, chwiejnego siadu.
 Do zamroczonego mózgu nagle zmuszonego do wytężonej pracy stopniowo zaczęły napływać wcześniejsze wydarzenia. Było zimno, padało, jakaś technika, Sasuke, dom na odludziu, ciasny pokój, Kiba, zasnęłam na Kibie.
Byłam niespokojna, poddenerwowana, coś wewnątrz mnie, wrażliwa, rozgorączkowana cząstka nakazywała poderwać się do biegu i uciekać, gdziekolwiek. Panicznie rozejrzałam się dookoła, spodziewając ujrzeć gdzieś przyczajone zagrożenie. Odnalazłam tylko mrok.
 Zniknęły świeczki oświetlające to miejsce, i gdyby nie to, że czułam przy sobie ciepłe ciało Inuzuki mogłabym przysiąc że pozostawił mnie tu samą. Ciemność była na tyle intensywna by zasłonić w całości ciało bruneta, chociaż leżeliśmy ramie w ramie.
 Co dziwne, nie zdołała poradzić sobie z zawładnięciem sylwetki Sasuke, który rysował się aż nazbyt wyraźnie na tle blado-szarej ściany.
Przyjął w siebie tak dużo mroku, że stał się ciemniejszy od ciemności, pomyślałam zaradnie, tłumacząc sobie to dziwne zjawisko.  
 - Sasuke.. nie śpisz? - cieniutki głosik odbił się tępo od pustych ścian. - Sasuke?
 Wpadłam w sidła strachu. Nikt nie poruszył się gdy wstawałam, nikt nie zareagował na wołanie i teraz, obydwoje w jakiejś chorej zmowie zdawali się skutecznie ignorować moją obecność. I robili to na tyle dobrze bym przeraziła się do szpiku kości.
 Zarejestrowałam ruch, niewielki chodź napawający nadzieją.
To Sasuke obracał ku mnie głowę czyniąc to machinalnym, płynnym ruchem, przywołującym na myśl funkcjonowanie robota, wyzbytego swobody za to nasączonego żmudną kontrolą.
Gdy wyrównał ze mną spojrzenia, przez ciemność przedarła się para krwistoczerwonych oczu wpatrujących się we mnie z uwagą i spokojem.
 Czułam jak gula podchodzi mi do gardła skutecznie uniemożliwiając przełknięcie śliny.
 - Sasuke? - zapytałam raz jeszcze, a cienki, bojaźliwy ton zdradzał wszystkie emocje które starałam się w sobie schować.
Milczał chodź wszystkie słowa nadrabiał spojrzeniem. Zimnym, rządnym krwi, opanowanym, morderczym.
 Poczułam się tak jak kiedyś, gdy o mały włos nie pozbawił mnie życia po potyczce z Danzou. Wtedy był szaleńcem, wariatem, obłąkanym czubkiem który nie tyle zamachnął się bronią na mnie co na wylot przebił ciało członkini swojej drużyny. Nigdy nie zapomnę jej błagalnego wzroku gdy walczyła o każdy oddech.  
 To był pierwszy raz gdy otwarcie przyznałam przed samą sobą że boję się Sasuke, boje się demonów które w sobie nosi.
I dzisiaj poczułam to znowu.
Jego obecność, siła osobowości, przeszywający wzrok sprawiały, że każda część mnie podrywała się do karkołomnej ucieczki. Niemniej, wciąż siedziałam na swoim miejscu jak zaklęta wpatrując się w czerwień połyskującego sharingana.
Nie przyszło mi nawet do głowy, czemu go uaktywnił.
 - Sasuke? Wszystko w porządku?
Jeśli przewidywałam że nie zrobi sobie nic z mojego pytania, to nie zawiodłam się. Wciąż milcząco wbijał we mnie spojrzenie, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Gapienie się bez dawania oznak przytomność, czy świadomości umysłu. Ale to był Sasuke, powinnam przywyknąć.
 A jednak nie mogłam. Coś nieodparcie dawało mi wrażenie że dzieje się coś niepokojącego.
 - Nie odpowie Ci dziecino, nie ma tutaj żadnej władzy. Chodź bardzo tego pragnie.
Na dźwięk obcego i co najlepsze, kobiecego głosu poderwałam głowę do góry, szybko odnajdując nadawczynię słów- a zarazem jedyną osobę w tym pomieszczeniu, która pokwapiła się otworzyć do mnie usta. I poruszyć, w jakikolwiek sposób.
 W przeciwieństwie do dwójki mężczyzn, postać kobiety sama w sobie tliła się delikatnym, jasnym światłem co pozwoliło mi na dokładne zilustrowanie jej wyglądu.
Okazała się starą, pomarszczoną babunią z mocno zapadniętymi oczami, wysuszonymi na wiór, wąskimi ustami i mocno przygarbioną sylwetką. Dłoń którą zaciskała na zniszczonej lasce niegdyś ozdabianą przez symetryczne grawery drżała silnie, pokryta niezliczoną ilością żył i przekrwień. Przez cienką skórę można było wyliczyć wszystkie naczynka krwionośne.
 Wiek nie zniszczył jej osobowości, odbijającej się w każdym skrawku lśniących, żywych oczu. W mizernej sylwetce było coś intrygującego.
Rysy twarzy pomimo pomarszczonej, zalegającej skóry pozostały w jakimś stopniu ostre i wyrafinowane, patrząc na nią, nie można było oprzeć się wrażeniu że wywodzi się ze szlacheckiego rodu. Emanowała pewnością siebie i wyniosłością.
W swoim wrodzonym arystokratyzmie kobieta nie pasowała do skromnej chatki i drewnianego, próchniejącego wyposażenia. Była przeznaczona dla innego, ekskluzywniejszego świata.
 Chwilami wydawało mi się że jej krucha sylwetka przebłyskuje lekko, tworząc mylne wrażenie przeźroczystości. Przywoływała mi na myśl, całkiem z resztą bezpodstawnie, istotę z legend i bajek, niczym odległa mara.
 W ciemnych, władczych oczach odbijała się jednak życzliwość i dobro, a był to widok tak wzruszający że wyzbyłam się względem niej wszelkich podejrzeń. Co istotnie mogło później okazać się błędem. Ale nie myślałam o później, interesowała mnie tylko teraźniejszość.
Kobieta nie wyglądała na zagrożenie, a mnie na sam jej widok boleśnie ściskało się serce.
 - Kim Pani jest ? - zapytałam cicho, wodząc wzrokiem po wyniosłym obliczu zwróconym w moją stronę. Uśmiechnęła się pogodnie.
 - Osobą, która zapoczątkowała coś strasznego. - głos przesycony był spokojem więc i ja, automatycznie rozluźniłam spięte mięśnie.
 Tak bardzo skupiłam się na jej osobie że nie poświęciłam wystarczającej uwagi na rozumienie słów, które wypowiadała. Kobieta miała twardy akcent, przeplatany elementami języka ałtańskiego. Niektóre wyrazy wmawiała tak krótko iż ciężko było dociec ich znaczenia. Musiałam się skupić.
 Nie bez strachu zakodowałam w głowie, że dwójka mężczyzn wciąż trwa w swoich pozycjach nie mrugnąwszy nawet okiem.
 - Ja, Ty, Oni. Wszyscy istniejemy teraz w Twojej głowie. - wyjaśniła spokojnie, drżącym krokiem zbliżając się ku pryczy - Muszę z Tobą porozmawiać Sakuro Haruno ale potomek synów ciemności próbuje mi w tym nieustannie przeszkodzić. Nie zabawię długo.
 - Synów kogo? - nie byłam może tak poważna jak wymagała tego sytuacja, ale nie mogłam za tą staruszką nadążyć. Nim zdołałam oswoić się z jednym faktem ona atakowała trzema innymi.
 - Strzeż się rodu o oczach diabła, Sakuro. Strzeż się krwi, zmieszanej z nienawiścią i pragnieniem potęgi. Strzeż się
 - Kogo mam się strzec? Czemu ? - w moim głosie zabrzmiała nuta niepewności. Ten koszmar- bo to z pewnością był on - zaczynał mnie przerażać.
 Musiałam być dość specyficzną osobą, skoro preferowałam latające, straszące duchy i obślizgłe zmory wychodzące spod łóżka aniżeli niegroźną staruszkę. Cóż, właśnie tak było.
 - Historia przepełniona jest zbrodnią i fałszem Sakuro. Strzeż się synów ciemności! - zagrzmiała głośniej wprawiając mnie w milczące osłupienie.
Chcę się obudzić, chce się obudzić, powtarzałam niczym mantrę pozwalając sennej marze zamknąć swoją rękę w jej uścisku. Miała zimne dłonie.
 - Twoja zagłada zapisana została na kartach życia na długo przed pojawieniem się ładu na świecie - nie wyłapałam momentu w którym damski głos zmienił się diametralnie, przeradzając w senny bełkot. Nie wiem też kiedy właściwie przestałam mrugać, wpatrując się w kobiecinę z oszołomieniem - Klan Uchiha twoim stanie się przekleństwem. Strzeż się oczu diabła Sakuro, one zwiastują strach, ból i rozpacz. Tobie weń niosą tylko śmierć. - monotonny ton obijał się po zbolałej czaszce, domagając przyswojenia. Wzbraniałam się przed tym na wszystkie sposoby, od zagłuszającego “lalala” do biernego ignorowania. Mój boże, co to wszystko ma znaczyć! - Potomkowie synów ciemności, oni będą ci zgubą. Oni będą Ci ocaleniem.
 Świat snu począł przeplatać się ze światem jawy. Postać staruszki, bliska i odległa zarazem zaczęła zanikać. Teraz, gdy nie chciałam aby pozostawiała mnie samą, z okropnym mętlikiem w głowie. Naraz zapragnęłam by pozwoliła mi wysłuchać się do końca, wyjaśnić.
 - Strzeż się Sakuro. Tragedia nie musi się wydarzyć. - dosłyszałam z oddali, nim przed oczami nie stanęła mi spięta twarz Sasuke. Brunet przyglądał mi się z zaniepokojeniem a jego silne dłonie mocno zakleszczały się wokół moich ramion.
 Nie, żebym zawsze miewała takie wizje. Rzadko. Ten rodzaj błogostanu był w jakiś sposób specjalny, i chodź uwolniłam się spod jego działania większa część mnie uparcie chciała tam wrócić.
 - Wreszcie przestałeś mnie ignorować! - rzuciłam impulsywnie, obserwując jak
przez jego twarz przechodzi cień niezrozumienia. Miał prawo, samą siebie zaskoczyłam tym bezsensownym wyrzutem. To był koszmar, zwyczajny, bezkrwawy, bezpotworowy zły sen.
Czasami się zdarza. Nijak Uchiha nie był tym razem temu winny, chodź wszystkie nieszczęścia dni poprzednich przypisywałam właśnie jemu.
Jedno szczególne zdarzenie zapoczątkowało tą serię złośliwości losu: wrócił.
 - Właśnie.. Uchiha - wymamrotałam cicho, przywołując do głowy ostrzegawcze słowa staruszki. Miałam trzymać się z daleka od jego klanu, z daleka od samego Sasuke. Jasne. Gdyby ta babina wiedziała jak cholernie o tym marzyłam! Wierzę, że zaklaskała by z aprobatą.
 - Co ? - brutalnie uświadomił mi, że wypowiedziałam to na głos.
 - Nic, nic. Po prostu Cię nie cierpię.
Wyszczerzyłam się szeroko, w odpowiedzi na spojrzenie godne bazyliszka którym mnie potraktował.  


Autorka : Ustaliłam sama ze sobą, że rozdziały pojawiać się będą 2 razy w miesiącu.
Mam nadzieję że spodobała się akcja, którą powoli zapoczątkowuje.
Liczę na szczere opinie dotyczące fabuły, którą staram się niezgrabnie uformować w jedną spójną całość :D Obawiam się trochę, że mogę niechcący odstraszyć ogromem informacji które na raz zamieszczam w rozdziałach. Nie mniej jednak wierzę że ci wytrwali pozostaną! :) Widzimy się w 5 :)

4 komentarze:

  1. Jest i kolejny!Jak zwykle genialny i pochłonęłam go błyskawicznie!Martwi mnie tylko tak mały odzew na twoje dzieło, bo to opowiadanie z pewnością zasługuje na większy odzew.Mam nadzieję, że to się poprawi, bo ta historia jest tego warta-niebanalna i wciągająca.
    A co do historii..szczerze? Nie dziwię się Saskowi, że ma ochotę zabić Sakurę. Ja na jego miejscu też bym miała takie myśli:D No bo jak to tak? Chłopaki się narażają, pędzi na nich ziomek, który włada żywiołami, niezły kozak, a ona im nic nie chce wyjaśnić.
    Najbardziej szkoda mi Kiby, bo nie dość, że Uchiha sobie na nim używa to jeszcze chłopak nie ma szans u Haruno.A taki dobry dla niej jest...No nic. Kiedyś pisałam bloga o tematyse Sakura-Kiba, więc może dlatego tak się na nim użalam xD.
    Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie Ci weny bo bardzo chciałabym poznać zakończenie tej historii, a ostatnio chyba stało się modne zawieszanie blogów :(. Dużo pomysłów i czasu na pisanie!Trzymaj się ciepło:) Pozderki

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czekałam długo. Czyta się szybko i przyjemnie. Ogólny wniosek - Kiba ma przepieprzone. ;-) Uwaga techniczna: Ogarnij zapis. Oddzielaj narrację różnych osób za pomocą podkreślenia "_" lub innego znaku, bo czasami człowiek się gubi. A tak to jest cudnie. I nie banalnie. Czekam na kolejną notkę.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzo miły w odbiorze.. Szczerze myślałam, że dojdzie do seksu czy czegokolwiek.. ale jeszcze zaczekam :)
    Sasuke zaczyna mnie trochę denerwować, cham i burak. Dużo mówi - mało robi. Za to do Kiby zaczynam się przekonywać, widać, że zależy mu na Sakurze. A jej to w ogóle nie rozumiem. To znaczy całej tej tajemniczej sytuacji z nią związanej. Ale lubię tajemnice - więc będę czytać dalej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Widzę po tych kilku rozdziałach, że w tym fanfiku będzie i luźno, a zarazem będzie wpleciona bardzo przemyślana i poważna fabuła, wnioskując po tej staruszce, która pojawiła się w głowie Sakury. Jejku, coś mi się wydaje, że nie tylko o Madarę może chodzić... pewnie Sasuke znów ją do siebie przekona, a potem zrani tak, że tym razem... omg, nie planujesz chyba aż tak mocnego zakończenia, co?! :o

    Jestem na początku, a już o końcu myślę, głupia >D

    Shirana :3

    OdpowiedzUsuń