czwartek, 18 sierpnia 2016

10. Krew bardzo mile widziana.

  Poszukiwania trwały 3 dni.
  Ślad po moim przyjacielu zaginął w tłumie innych osób, dosłownie. Wysokich i  ciemnowłosych mężczyzn było stosunkowo zbyt dużo na tym świecie, a nie wiedziałam jakim konkretnym określeniem posłużyć się, by dokładniej sprecyzować jego osobę. Wszystkie pozostałe opcje byłyby zbyt podejrzane i naraziłyby go na niepotrzebną sławę.
A co za tym idzie - rozgłos.
Ostrożna w słowach i czynach nie zdziałałam więc nic.
I równorzędnie byłam wszędzie.
  Dokładnie przeszukałam jego starą kryjówkę, pustą od dłuższego czasu. Dalej walały się po niej jego rzeczy, chodź osiadły na nich kurz sugerował raczej nieczęste użytkowanie. Skoro nie korzystał ze swojego łóżka pewnym było, że w owe miejsce nie zaglądał już od bardzo dawna.
Zrezygnowała opuściłam teren opuszczonej budowli na obrzeżach Kirigekure.
  Następnie przyszła kolej na okoliczne jaskinie. Przewertowałam je z inicjatywy spontanicznego pomysłu, zrodzonego w mojej głowie i jedyne, na co się natknęłam... to ogromny niedźwiedź.
Nie miałam żadnego punktu zaczepienia.
Gdzie zacząć szukać skoro nikt nigdzie go nie widział? Albo może i widział, ale co z tego skoro ja nie byłam pewna czy to na pewno on?
  - Wysocy, ciemnowłosi chłopcy przewijają się przez mój bar kilkadziesiąt razy dziennie! Mam pani powiedzieć który z nich w jaką stronę podszedł? Pani zwariowała?! - To dobitne przedstawienie mojej retrospekcji w ostatnim z barów w Kiri. Sprzedawczyni zbeształa mnie od góry do dołu a następnie życzyła szczęścia w dalszej drodze. Słodziutka kobieta.
  Coraz częściej zaczynałam myśleć, że jak głupia porwałam się z motyką na słońce.
Na domiar złego zjadłam już cały prowiant, a wygłodniały brzuch nieustannie domagał się jedzenia.  
  - Przestań burczeć! - mruknęłam i poklepałam go parę razy karcąco, zanim wznowiłam dalszą wędrówkę przez las. W drodze ku nieznanym.
 Niezłomnie parłam przed siebie wśród dzikich zgliszczy i wznoszących się gęsto drzew. Nie wiem na co liczyłam.  Że mój obiekt poszukiwania wyskoczy nagle zza dębu i wykrzyczy: “Ahaha! Tu jestem!” ? To byłoby zbyt piękne, by mogło okazać się prawdziwe.
  Byłam w tym zakichanym lesie sama jak palec, w dodatku głodna jak wilk. A na dokładkę śpiąca jak diabli.
Plecy domagały się miękkiego materaca, ponieważ  z a p o m n i a ł a m  zabrać ze sobą śpiwora! Ta strata bolała po stokroć bardziej niż skóra, w czasie odpoczynku zmuszona do kontaktu z ostrymi gałęziami i zeszłorocznymi liśćmi.
  Szłam jeszcze długo, zanim zatrzymałam się zrezygnowana.
  W końcu nawet ja musiałam uznać to za beznadziejne przedsięwzięcie.
Udręczona przysiadłam na opadłym konarze a mój brzuch uznał za stosowne przypomnieć mi o swoim pustym jestestwie. Głośno wypuściłam z ust powietrze.
  - Co wolisz na obiad, słodkie zwycięstwo czy gorzki smak porażki? - kwaśno zmarszczyłam nos i wyciągnęłam przed siebie obie nogi, prostując je z ulgą. - Bo dzisiaj to drugie.
  Nie wiem komu bardziej się to nie spodobało, mi czy jemu. W każdym razie zamilkł na dłuższy czas, więc mogłam w spokoju pomyśleć o tym, czemu właściwie rozmawiam z własnym brzuchem. Jakiś stopień szaleństwa? Oh, z pewnością!
  Właściwie było jeszcze jedno miejsce którego nie odwiedziłam... Ale wkroczenie tam wymagało ode mnie dużych pokładów odwagi i siły. Paradoksalnie czułam, że właśnie tego najbardziej mi w obecnej sytuacji brakuje.
Oprócz śpiwora, za nim tęskniłam jeszcze mocniej.
  Raz kozie śmierć, pomyślałam i wstałam z konaru, szybko orientując się w swoim położeniu.
Jeśli nie znajdę go w tamtym miejscu, to nie spotkam go już nigdzie indziej - chyba, że za sprawą szczęśliwego zrządzenia losu.
  Godzinę później znajdowałam się u celu swojej podróży.
  Ogromna kamienna ściana piętrzyła się nade mną na odległość kilkuset metrów. Była wielka,  jednocześnie w jakiś dziwny sposób wtapiając się w leśne otoczenie. Zarówno z daleka, jak i bliska widziało się po prostu nienaturalnie duży kamień, u jednej ze stron niemal całkiem prosty, tak by na szczycie tworzyć swojego rodzaju skalny klif.
  Gdyby nie zapoznano mnie z tym miejscem już wcześniej, nigdy nie pomyślałabym, że za kamienną powłoką kryła się niegdyś kryjówka najgroźniejszej organizacji, jaka do tej pory powstała w świecie ninja.
  Akatsuki od dawna już nie istnieje. Z prostego powodu - wybito większość, jeśli nie wszystkich, jego członków. Tymczasem właśnie w tym miejscu przyszło mi szukać mojego zaginionego przyjaciela, jednocześnie mierząc się z ryzykiem przypadkowego odnalezienia tysiąca innych, równie groźnych osób. No ale przecież raz kozie śmierć!
Coraz mniej mi się to podobało.
  Szybko uporałam się z zabezpieczeniami i żwawym krokiem przystąpiłam przez otwierające się, prostokątne wrota.  
W środku pozostało zadziwiająco jasno.
 Zmieszana ogarnęłam wzrokiem całą przestrzeń, wyszczególniając na ścianach licznie palące się pochodnie. Cholernie zły znak.. albo dobry. W zależności od punktu widzenia.
Wyciszyłam chakrę i dosłownie na paluszkach przedostałam się pod pierwszy z filarów, podpierających kamienny sufit.
 Wszystko dookoła tonęło w ciszy i spokoju, tudzież wykrycie obecności innej jednostki zdało się na nic ponieważ najwyraźniej.. nikogo tutaj nie było.
Ale te pochodnie...
Zaklęłam cicho i dobiegłam do drugiej kolumny. Dźwięk moich kroków echem rozległ się po pustych ścianach, brzmiąc zdradziecko przez kilka długich sekund. I mimo to nic się nie działo.
 Podążyłam jeszcze dalej, za trzecią w kolejności podporę.
Zakładając, że nie byłam tutaj spodziewanym gościem ewentualny atak powinien nastąpić… jakieś dwa filary temu. A ja słyszałam tylko swój świszczący oddech i serce, głośno tuczące się w piersi. Takie eskapady to zdecydowanie nie moja działka. Czuję się bliska omdlenia, z tego cholernego napięcia.
Nagle rozległo się głośne burknięcie z brzucha.  
  - Co ja ci mówiłam! - jęknęłam niemal boleśnie, opierając czoło o twardą i zimną powierzchnię kolumny. Jeśli do tej pory nikt mnie nie spostrzegł, to w tym momencie jestem już stracona. Zdradził mnie własny organizm, w dodatku w najbardziej upokarzający dla shinobi sposób: rykiem godnym rozwścieczonego tygrysa. Podświadomie odliczałam sekundy do swojej rychłej śmierci. 1..2...26....32.. Co jest!
  Zirytowana tym, że dalej żyje po prostu wybiegłam zza filaru, szybko zamierając w jednym miejscu. Zbłąkanym spojrzeniem omotałam kamienną posadzkę, niespodziewanie wyszczególniając na niej 3 bezwładnie leżące jednostki.
Z góry założyłam, że na pewno nie zmorzył ich nagły sen. Ostrożnie podeszłam bliżej i nie przypadkowo zarejestrowałam, iż bez wyjątków, wszyscy trwali w nienaturalnych pozycjach, jakby po prostu znienacka poupadali na ziemie. Nagle omal się nie zakrztusiłam.
  - Karin?!
W tym momencie zakrztusiłam się autentycznie. Ową trójką okazała się być dobrze znana mi drużyna Sasuke: Karin, Juugo i Suigetsu.
Nie wiem czy mogłam zaliczyć ich do przyjaciół czy też wrogów, w każdym razie po upewnieniu się, że to na pewno oni, bez obaw ukucnęłam przy białowłosym chłopaku. Sumienie nie pozwalało mi na pozostawienie ich bez pomocy. Bez wątpienia jeszcze żyli, aczkolwiek oddech Suigetsu był płytki i krótki.
Przezornie rozejrzałam się na boki, dostrzegając tylko wszechogarniającą pustkę.
  - Najwyraźniej ktoś ich ogłuszył i zostawił.. - stwierdziłam, podejmując kroki standardowo obowiązujące przy osobach nieprzytomnych.
Szybko okazało się, że wysunięte czynności nie dają żadnych rezultatów.
Uchyliłam powiekę nieświadomego pacjenta i skontrolowałam odruch oczny.
  - Jest źle, źle, źle, źle.. - Mechanicznie zdarłam z Suigetsu koszulę i za pomocą chakry, palpacyjnie sprawdziłam każdy zakamarek serca i płuc, a następnie stan podrzędnych narządów, usytuowanych w zakamarkach brzucha. - .. dobrze? - zamrugałam, wyraźnie skonfundowana.
  Co jest, do cholery nie tak z tym wrednym światem, skoro przez ostatni czas rzuca mi pod nogi same skrajne przypadki, z którymi nie potrafię dać sobie rady? Może tym razem także któryś z nich będzie musiał oddać życie, żebym była w stanie w końcu zrobić prawidłowe rozpoznanie? Po moim trupie.
  Zbliżyłam twarz do głowy chłopaka i obdarzyłam jego czoło delikatnym pocałunkiem. Za sprawą cienkiej skóry na wargach, chakra jest w stanie szybciej przemieścić się do drugiego ciała i tym samym dokonać wyraźniejszych rozeznań, będąc umieszczoną bezpośrednio w organizmie pacjenta. Osobiście stworzyłam tą taktykę i ze względu na nie inwazyjność oraz wysoką skuteczność, chętnie posługuję się nią przy różnego rodzaju problemach. Niestety nie działa ona przy wszystkich przypadkach, czego świadkiem byłam w Sunie.
   - To silne genjutsu - zawyrokowałam, gdy wysłana chakra dokonała obiegu wokół ciała Suigetsu i powróciła do mnie. Najwyraźniej całą trójkę zamknięto w fikcyjnym świecie, bez żadnej możliwości wydostania się.
  W takim razie mieli ogromne szczęście, że ich tutaj znalazłam.
  Składając dłonie w sekwencje pieczęci rozpoczęłam mozolny proces wyciągania ich umysłów z zamkniętej krainy. Im dłużej próbowałam, tym ciężej mi szło.
  - W co wy się wpieprzyliście, przecież to jest.. - odetchnęłam ciężko, dochodząc do druzgoczącego wniosku - .. Tsukuyomi.
Mówiąc “silne genjutsu” nie miałam do diabła na myśli “jedno z najpotężniejszych”. Tym bardziej nie spodziewałam się, że jego sprawcą będzie członek Klanu Uchiha.
Oto największe gówno z jakiego przyszło mi wybawiać ludzkość.
Z otępieniem przetarłam dłonią po zroszonej potem twarzy.
  - Jak to szło.. - przymknęłam oczy, w pośpiechu wertując stronice swoich odległych wspomnień. Pamiętam, iż niegdyś udzielono mi wielu informacji na temat tej techniki; grunt to odtworzyć teraz słowa jakie wtedy usłyszałam. - Tsukuyomi może zostać przełamane tylko przez użytkownika… - wytężyłam myśli - … użytkownika sharingana, który dzieli tą samą krew, co osoba narzucająca technikę. Tak!
Radość jaka ogarnęła mnie po dokładnym odtworzeniu wiadomości była krótka i przelotna. Sekundę później gwałtownie zrzedła mi mina. Uniesione radośnie ramiona opadły w wyrazie skrajnej bezradności.
  Jak mam wybawić ich z tego dziadostwa skoro jest to dla mnie fizycznie niemożliwe!
Miałam ochotę głośno wywrzeszczeć swoją frustrację, dać upust niemocy i złości... a później przypomniałam sobie, że mam 23 lata i zamiast krzyczeć powinnam zakasać rękawy i po raz kolejny przełamać znaczenie słowa “niemożliwe”.
  Czyż nie powinnam była umrzeć, wykorzystując technikę której hipotetycznie nie powinnam była móc w ogóle wykonać? Udało mi się dokonać dwóch nieosiągalnych rzeczy, jakim problemem będzie więc trzecia, teoretycznie nieosiągalna rzecz?
Dałam organizmowi 10 minut odpoczynku, w trakcie których cicho rozważałam wszystkie za i przeciw. Potem zabrałam się do roboty.
  Rozpoczęłam od zapewnienia całej trójce płynnego dostępu do mojej chakry.
Połączyłam ich dłonie, mając przed sobą tylko jeden proces uwalniania ich spod wpływu jutsu. Jeśli teraz mi się uda, powinni wybudzić się wszyscy.
  Chwyciłam za ręcę Karin i Suigetsu zamykając tym samym obwód i usiadłam pomiędzy nimi po turecku. Dla lepszej koncentracji zamknęłam oczy i oczyściłam umysł.
  - Skupienie Sakura. Pamiętaj o skupieniu. Zero myśli, zero uwag, kontroluj chakre.
Powoli wypuściłam z ust powietrze, umiejętnie wygospodarowując dla każdego równą porcję mojej energii.
   Rozpoczęłam przesuniętą w czasie walkę z nieobecnym przeciwnikiem.
Nie wiem ile czasu spędziłam w kompletnym bezruchu, oszczędnie wydzielając dla siebie każdą cząstkę powietrza. Zadanie pochłonęło mnie do tego stopnia, że włosy okalające policzki miałam mokre od nieustannie skapującego potu.
Nawet brzuch pojął powagę sytuacji i przestał się demonstracyjnie buntować. Albo to ja nauczyłam się nie słyszeć jego krzyków.
  Słabłam.
Z każdym wydechem, coraz ciężej było mi z powrotem nabrać powietrza. Ostatkiem świadomości czułam, jak we wszystkich członach ciała pojawiają się zdradzieckie dreszcze a głowa mimowolnie chyli się ku dołowi. Cała czaszka zapełniła się drażniącym szumem.      
 Zacisnęłam mocno zęby i nie przerywałam, chodź niemoc stawała się jawnie bolesna.
Trwałam tak, wydawało mi się, całą wieczność… dopóki nie poczułam jak czyjaś zimna dłoń lekko zaciska się na mojej dłoni.  
  To był ten mały znak, na który czekałam tak cholernie długo.
Za jego sprawą odzyskałam nadzieję na wyratowanie osób, których los nie powinien mnie w ogóle obchodzić. Uścisk ponowił się, tym razem będąc nieco mocniejszym.
  Utraciłam długo generowaną koncentrację skutecznie wybijając się z rytmu. Próbując ich wybudzić całkowicie wyprułam się z energii, chakry oraz chęci do życia. Byłam w stanie tak fatalnym, że nie mając siły utrzymywać pionowej postawy zachwiałam się do tyłu.
Ostatnie co zdołałam poczuć to lekki wiatr, przyjemnie muskający rozgrzane policzki.

   - Budzi się!
Ktoś krzyczał…Głośno i niewyraźnie... Ktoś chodził… Każdy krok skutkował drganiami zimnego podłoża… Coś trzasło… O boże… Chyba właśnie pękła mi głowa…
Wiele wysiłku kosztowało mnie uniesienie powiek.
A kiedy już to zrobiłam, wszystko zdawało się być jedną, wielką, niewyraźną plamą.    
 Przyjemne światło stopniowo rozciągało się wokół mnie, przyzwyczajając źrenice do jasności. Ktoś poruszył się i rozmazany obraz kamiennego sufitu zasłonił widok dziwnego owalnego kształtu, otoczonego czerwonym kolorem.
Zamrugałam parokrotnie.
  - Sakura, słyszysz?
Dobra. Trzeba się upewnić, czy aby na pewno przypadkiem nie cofnęłam się w czasie. Bardzo nie chciałabym drugi raz przechodzić przez trudy uświadamiania sobie, że 8 miesięcy przeleżało się w śpiączce. Kamienny sufit, jasność, czyjeś głosy.. sytuacja była zatrważająco podobna.  
  - Ile.. spałam..? - wycharczałam pokrótce, nieśmiało unosząc ciało do pozycji siedzącej. Zastałe mięśnie zabolały mnie chyba we wszystkich możliwych miejscach.
  -  Parę godzin.
Gdyby nie dokuczał mi każdy oddech, ochoczo odetchnęłabym z niewypowiedzianą ulgą. Więc nie zakłóciłam czasoprzestrzeni.
Po przetarciu oczu byłam w stanie z grubsza rozróżnić wybrane kształty i sylwetki.    
  Zaniepokojona Karin kucała najbliżej, przezornie przytrzymując mnie za ramie. Zaraz za jej plecami wystawała zastygła w uśmiechu głowa Suigetsu. Tylko odnalezienie Juugo stało się dla mnie prawdziwym wyzwaniem.  
  - Żyjecie - wykrztusiłam, zakłócając tym samym długą ciszę.
Kolejna niemożliwa rzecz zrealizowana. Chyba zacznę zajmować się tym zawodowo, widocznie mam do tego smykałkę!
 - Żyjemy - potwierdziła z delikatnym uśmiechem Karin. Dawkowała mi życzliwość z dużym rozmachem, sympatyczny ton ani na chwilę nie znikał z jej głosu. - Dzięki Tobie.
 - Znowu mnie ratujesz! - wybełkotał Suigetsu i w jakiś dziwny, wężowaty sposób przemknął pod ramieniem czerwonowłosej kobiety, żeby za chwilę móc mocno wziąć mnie w ramiona. Następny, nienormalni miły. Nie wzbraniałam się, bo najwyraźniej jeszcze do końca się nie rozbudziłam . Zamiast tego odchrząknęłam tylko cicho. - Wybacz, wybacz. Chyba za mocno.
  - Chyba tak - wykrzywiłam usta w delikatny uśmiech, po raz pierwszy czując się na siłach, by ując pulsującą przeszywająco głowę. - Kurwa..
  - Pozwól. - Nie zdążyłam tego zrobić, kiedy damska ręka znienacka pojawiła się przed moimi ustami. Spojrzałam to na nią, to na jej właścicielkę wzrokiem próbując dowiedzieć się o co właściwie chodzi. - No gryź.
   - Co? - lekko odsunęłam głowę do tyłu - Mam cię ugryźć? O nie, nie. To takie… niehumanitarne.
Suigetsu zaśmiał się głośno i zachęcająco przysunął do wystawionej ręki moją niedawno odsuwaną głowę. Skrzywiłam się.
  - Będzie ci lepiej, użryj ją no. - uśmiechnął się rozbrajająco - Ja nigdy nie mam z tym problemów.
  - Zamknij się, ty idioto - żachnęła się natychmiast Karin, wolną pięścią z impetem dając mu po łbie. - Lecząc ciebie czuję się, jakbym ratowała piranię. A wiesz jak nie znoszę ryb!  
Wpatrywałam się w nich ze swojej godnej pożałowania pozycji, jednocześnie starając się nie zwracać uwagi na pulsowanie w czaszce. Skutek przemęczenia, normalna sprawa.
  - Jak można nie znosić stworzeń do których jest się tak podobnym! - zaoponował Hozuki, sprawnie umykając od bardzo trafnie wymierzonego łokcia - Nawet śmierdzisz jak one! Nie obrażając ryb, bo to mądre stworzenia… O, no widzisz! Tylko w tym od nich odstajesz!
  - Zmasakruje cię tak bardzo, że nawet Sakura ci nie pomoże!  
 Patrząc na tą dwójkę, wesoło wymieniającą się morderczymi ciosami zdałam sobie sprawę że.. udało mi się. Na prawdę udało mi się wyrwać całą ich trójkę z Tsukuyomi.  
Żeby było piękniej, nie dostrzegam na chwilę obecną żadnych skutków ubocznych. Zachowują się zwyczajnie, koordynacja ruchowa nie jest zaburzona, zmysł mowy czy słuchu nie uległ podniszczeniu. Biorąc po uwagę biegłość w wykrzykiwaniu obelg, umysł również działa bez zastrzeżeń.
  Niepokojąca jest dla mnie tylko nieobecność Juugo.
Równie dobrze mogłoby okazać się, że wybudziłam tylko kłócącą się dwójkę.. którzy z kolei pochowali już rudowłosego. Oh nie!
 Podczas gdy ja snułam najgorsze wizje, wywołany niczym wilk z lasu mężczyzna nieśpiesznie wkroczył do kryjówki, niosąc na plecach pęk sporych gałęzi. Na mój widok przystanął a jego oczy rozjaśniły się pogodnie, mimo, że wyraz twarzy pozostał nietknięty.
Niepewnie uśmiechnęłam się, szczerze ciesząc, jednak udało mu się przeżyć.
  W kilka minut później całą czwórką siedzieliśmy wokół płonącego ogniska. Na szczęście do tego czasu głowa przestała mi dokuczać i z czystym sumieniem mogłam zrezygnować z niestandardowych usług Karin.  
  - Zacznijmy od tego, że musimy ci bardzo podziękować, Sakura - odezwał się Juugo, spoglądając na mnie sponad tańczących płomieni i opadających iskier. Kątem oka spostrzegłam, że pozostali ochoczo zawtórowali mu ruchem głowy. - Gdyby nie ty, leżelibyśmy tutaj chyba do końca życia.
  - Nie ma za co - rzuciłam z wymuszoną swobodą. Takie ckliwe momenty wdzięczności od zawsze wprawiały mnie w krępujące zawstydzenie. - Nie mogłabym wam nie pomóc.
Tak Sakura, zasłaniaj się lekarskim obowiązkiem niesienia pomocy.
  - I tak jesteśmy Ci bardzo wdzięczni.
 - Ale co Ty tutaj robiłaś? - wtrącił Suigetsu, nachylając się nade mną w takim sposób, że musiałam odchylić plecy w tył, by nie zetknąć się z nim czołem. - W byłej kryjówce Akatsuki?
  - Przechodziłam obok - Dla wygodny podparłam się ręką o zimne podłoże - A wtedy poczułam, że muszę wejść do środka. Te dziwne drzwi były otwarte więc.. więc weszłam. I wtedy zobaczyłam Was.
  - I tak po prostu postanowiłaś nam pomóc? - zapytała Karin, nakładając okulary wyżej na nos.
  - Dokładnie tak.
Kobieta uśmiechnęła się krzywo i przyłożyła dłonie do iskrzącego się ognia.
  - Szlachetne.
 - A jak to było z wami ? - zapytałam niby od niechcenia, chociaż w środku aż skręcało mnie z ciekawości. W końcu nie na co dzień znajduje się osoby pogrążone w tym typie techniki.
  - Cóż.. - rozpoczął ze spokojem Juugo - Może powiedz nam najpierw który jest dzisiaj dzień miesiąca.
Zmarszczyłam lekko brwi, nie pokazując po sobie jak duży problem sprawiło mi to banalne pytanie. Kiedy ostatni raz spoglądałam na kalendarz, widniała na nim data 8 Sierpnia. Było to przed samym bankietem, czyli … 5 dni temu?
  - 13 Sierpnia - odparłam niepewnie - Tak mi się wydaje.
Suigetsu i Karin wymienili między sobą zszokowane spojrzenia.
  - A więc spędziliśmy ponad tydzień zawieszeni w cierpiętniczej iluzji - pokiwał ze zdumieniem głową. - Reasumując, udaliśmy się tu zaraz po odprowadzeniu Cię do Suny. Karin mówiła, że wyczuwa silną chakre. Postanowiliśmy to sprawdzić.
  - Kogo tutaj zastaliście? - zapytałam cicho, z napięcia mimowolnie zaciskając dłoń na materiale swoich spodni. - I co się z nim stało?
  - Ledwo dostaliśmy się do środka a przed oczami stanęła nam wysoka postać z.. No nie uwierzysz! - Suigetsu uderzył zaciśniętą pięścią w ziemię, wprawiając kilka małych kamyczków w niestały lot. - Z uaktywnionym sharinganem! Później pamiętam już tylko milion postaci powoli wybijających mi ostrza w ciało. Przeżywając to samo od nowa i od nowa niezliczoną ilość razy chciałem umrzeć, na prawdę! A później pojawiłaś się ty i zemdlałaś na moich oczach. Nie zdążyłem cię złapać dlatego gruchnęłaś głową o te kamienie.. ale no.. wybacz.
No i wyjaśniła się zagadka bolącej głowy i wielkiego guza na potylicy.
  - Kim mógł być ten … ktoś? - zapytałam, uprzednio zapewniając Suigetsu, że na prawdę nic mi nie jest i stanowczo odsuwając kusząco podsuniętą rękę Karin.
Juugo poruszył się nerwowo.
  - Tylko Itachi potrafił jednym spojrzeniem wprowadzić wroga w Tsukuyomi. Sasuke dużo opowiadał nam o jego umiejętnościach. Nie znam innego człowieka zdolnego do takich rzeczy.
  - Nonsens - kwaśno zmarszczyłam nos, spoglądając na wszystkich z powątpiewaniem - Przecież Itachi nie żyje.
  - To może potwierdzić tylko Sasuke.
  - Ale ja wierzę Sasuke-kun! Skoro mówił, że zabił tego mordercę, to znaczy, że na prawdę tak było! - Rozeźlona Karin, w geście obruszenia skrzyżowała dłonie na piersi - On nigdy by mnie nie okłamał.
  - Pod żadnym pozorem nie może cię okłamać, ale gdy prawie cie zabił, to nie miałaś do niego pretensji? - zaoponował Suigetsu, starym zwyczajem nie tracąc żadnej okazji by przypiąć czerwonowłosej łatkę “odtrąconej w wielkim stylu”, jak to wcześniej ujął.
  - Oj nie wiedział co robi - Zbyła go lekceważącym machnięciem ręki - W każdym razie Itachi na pewno nie żyje.
  - Zgadzam się z Karin - przyznałam po krótkiej chwili wahania.
Szkoda tylko, że męska część towarzystwa nie była do tego specjalnie przekonana.
  - Bo wy, wszystkie kobiety i.. Karin,  to patrzycie na tą jego ładną buźke! - zadecydował w końcu Suigetsu, pretensjonalnie odwracając głowę w bok - A my ,dumni faceci nie mamy zmydlonych oczu. Wiem co widziałem, a na sto procent widziałem w postaci tego kogoś postać Itachiego!
  - Hola hola! - Machnęłam w jego stronę dłonią - Wcale nie patrze na jego ładną buźkę!
  - Akurat! Wy, baby… i Karin, zawsze to robicie!
Zafurczałam niczym rozjuszony traktor i już miałam wyciągać w stronę chłopaka zakrzywione na kształt pazurów palce, kiedy zatrzymałam się w bezruchu...
  - A Madara? - zapytałam z otępieniem jednocześnie gniewnie mrużąc oczy - Podobno dalej żyje. Jestem pewna że to właśnie jego spotkaliście.
Karin z Suigetsu znowu wymienili spojrzenia, tym razem jednak była w nich nutka poddenerwowania. Chyba dokładnie w tym momencie zaczęłam snuć podejrzenia.
  - Już o tym myślałem - rzucił Juugo nie zmieniając w żaden sposób swojego naturalnego tonu. W przeciwieństwie do swoich partnerów zawsze zachowywał zimną krew. Nie ukrywając, w tym przypadku było mi to niezwykle nie na rękę. Wolałabym żeby przejął się słowem “Madara” w jakikolwiek sposób, abym mogła bez problemów wysnuć uzasadnione wnioski. Tymczasem jestem pewna swojego tylko w 75 %. - Sądzę, że Madara zabiłby nas zamiast bawić się w iluzję.
  - A jeśli jesteście dla niego cenni?
  - W jakiś konkretny sposób?
Wzruszyłam niedbale ramionami
  - Nie wiem.. Ale sam fakt, że współpracujecie z Sasuke który cały czas coś knuje i wymyśla. Może chciałby w przyszłości was zwerbować? - delikatnie zagryzłam dolną wargę - O ile już tego nie zrobił.
Suigetsu gwałtownie poderwał się na równe nogi.
  - Nigdy bym się do niego nie przyłączył! Jak możesz nas o to posądzać, Sakura.
- Ponieważ współpracujecie z Sasuke, to dość prosta matematyka. - zwilżyłam spierzchnięte wargi językiem i uniosłam na niego spojrzenie - Przecież wiem, że nie wrócił do wioski bo miał taką ochotę. Nie jestem głupia, na prawdę.
  - I mówisz o tym tak spokojnie? - odparł ze zdziwieniem, tylko umacniając mnie w moich poprzednich słowach. Jeśli nie byłam ich do końca pewna, to teraz już jestem. Cholerny Sasuke.
  Gdy emocje opadły białowłosy powrócił na dawne miejsce i podłożył trochę gałęzi do prowizorycznego ogniska.
  - A co mam zrobić?
  - Możesz na nas donieść.  - zaproponowała trzeźwo Karin
  - I co to da?
  - Noo…
  - No nic. Sasuke ucieknie zanim ktokolwiek zdąży go złapać, a wioskę zaatakujecie tak czy siak. Natomiast jeśli szanowny Uchiha będzie siedział wśród nas, mam przynajmniej nadzieje, że oblężenie nastąpi nieco później.
  - Dlaczego? - zapytał Juugo, o dziwo przejawiając oznaki zainteresowania.
Okey Sakura, ewidentnie bratasz się z wrogiem. W dodatku przedstawiasz mu swoje spostrzeżenia na temat przyszłej wojny.. Chyba nie jesteś tak mądra, za jaką cię uważają.
  - Po prostu - ucięłam krótko, w przypływie jakiegoś chwilowego nadejścia rozumu.
  - Nie musisz się obawiać.
Cholera, rozpoznaje emocje. Zapomniałam!
Utrata sporej ilości chakry zdecydowanie nie wpływa na poprawienie funkcji myślenia, wręcz przeciwnie. Wyraźnie przeciąża szare komórki.
  - Tak na prawdę to my również nie chcemy atakować twojej wioski - wyznał szczerze Juugo - Nie mamy ku temu żadnych powodów, natomiast pobudki Sasuke są chyba jasne dla wszystkich. Wioska zabrała mu rodzinę, miejsce na świecie.. i brata. - Spojrzał na mnie tak nieprzeniknionym spojrzeniem, że wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi tabun dreszczy. - Sęk w tym, że my tydzień temu widzieliśmy Itachiego. W dodatku był żywy.  
  - Tylko sylwetkę. - dodałam markotnie - Co jeśli Madara specjalnie próbuje wywieść Was na manowce? Jestem zwolenniczką racjonalnego myślenia. Jak można zobaczyć kogoś, kto od dawna już gryzie piach?
  - Ty Juugo, ona dobrze gada! - Suigetsu, zwrócił się bezpośrednio do swojego kompana. Ten z kolei wyprostował się i zapatrzył w ogień - Jeśli ten przeklęty Madara próbował nas nie wiem.. wykluczyć? Może się bał że.. że…
  - Że Sasuke za waszą namową zrezygnuje ze swoich planów? - podsunęłam rozważnie
  - Właśnie! - głośno klasnął w dłonie - Dobra jesteś, Sakura!
 - Prawdę mówiąc jedyne co potrafiłam kiedyś robić, to myśleć. - zażenowana opuściłam głowę - I tak mi jakoś zostało, do teraz.
  - Cóż, Karin na pewno nie miała takiego problemu, prawda?
Rozdrażniona kobieta wrzasnęła z dziką furią i chwytając za wystającą z ogniska, grubą gałąź bezmyślnie cisnęła nią w stronę białowłosego. Chłopak doświadczając samozwańczego triumfu, zbyt późno zorientował się w nadlatującym bonusie.
Sekunde później z wielkim impetem oberwał nim w głowę.
  - Zaraz ci pokażę co znaczy mieć prawdziwe problemy! - odgryzła się czerwonowłosa, w porywie krwawej namiętności ujmując kolejną z gałęzi. Okazała się ona długim patykiem, zaostrzonym na końcu na kształt dzidy. Wszystko wskazywało na to, że ma posłużyć do parokrotnego przebicia ofiary. Wolno i boleśnie.
 Rubinowe tęczówki zalśniły dziką żądzą mordu i satysfakcji.
Przeraziłam się, kiedy w końcu zorientowałam o swoim niefortunnym położeniu pomiędzy ich dwójką. Leniwie przesiaduje sobie na linii ognia, podczas gdy rozgrzane patyki wymierzane w Suigetsu szybują bezpośrednio nad moją głową. To się może cholernie źle skończyć.
 Przezorne odsunęłam się o kilka pełzastych posunięć w tył, czyniąc względnie bezpieczną.
Względnie, ponieważ w każdej chwili mogą zacząć rzucać w siebie bombami a wtedy podejrzewam ten lichy metr dystansu nie załatwi sprawy.
  - Przestańcie natychmiast. - zareagował w końcu Juugo, do tej pory nie spuszczający wzroku z ognia. W tym momencie uznał za stosowne obdarzyć Karin i Suigetsu karcącym spojrzeniem, mi z kolei posyłając przepraszający uśmiech. - Wydaję mi się, że Sakura i bez tego ma o nas wyjątkowo niskie mniemanie.
  - Wcale nie - zaprotestowałam gwałtownie - Prawdę mówiąc bardzo was lubię.
  - Nie mniej jednak drugi raz musiałaś nam pomóc. Jesteśmy twoimi dłużnikami.
 - Jest pewna rzecz którą możecie dla mnie zrobić - odparłam bez namysłu, decydując się postawić wszystko na jedną kartę. Nie czekając na ich reakcję, pośpiesznie wyjaśniłam:
  - Moglibyście nie wspominać Sasuke o podejrzeniu zobaczenia Itachiego? Wiem, że proszę o zbyt wiele, ale.. - zwilżyłam wargi językiem -  Nie chcę, żeby znowu zaczął wariować. Tak jak wtedy .
  - Gdy przebił mnie mieczem? - wtrąciła Karin, mierząc mnie z pewną dozą nieufności. Pewnie wyczerpałam już limit na gorącą serdeczność. Nie ma się czemu dziwić, wypowiadam się o Sasuke z największą troską, a jeśli mnie pamięć nie myli ona wciąż kocha tego drania.
  - Nie chciałabym, żeby taka sytuacja się powtórzyła. - dodałam, ostrożnie dawkując słowa. Wolałabym aby Uzumaki wykluczyła mnie z listy potencjalnych konkurentek. Ostatnie czego chciałam to szarpać się z nią na włosy o Uchihe. Zbyt długo zapuszczałam swoje by narażać je na takie wstrząsowe operacje.
  - Martwisz się o mnie?
- O wszystkie osoby które mogą być wtedy w zasięgu jego wzroku. Nie lubię bezsensownych śmierci. - Zdmuchnęłam kosmyk ukochanych włosów z policzka i spojrzałam po wszystkich z wyczekiwaniem - To jak?
  - Chyba nie mamy innego wyjścia, jak tylko się zgodzić - orzekł pokojowo Juugo - Jesteśmy co prawda tymi złymi, ale mamy swoje zasady. Nie wspominanie o swoich podejrzeniach jest łatwiejsze, niż wybudzenie trójki bezmyślnych głupców z Tsukuyomi. Szanujemy twoje wysiłki.
 Wdzięcznie kiwnęłam głową i zachowując pozory dostojeństwa, podparłam się rękami powoli unosząc z ziemi. Stanie o własnych siłach przychodziło mi z trudem. Gdy zachwiałam się niebezpiecznie, z natychmiastową pomocą przyszedł Suigetsu, podpierając mnie własnym ramieniem.
   - Chyba nie dasz rady - pokwitował z głośnym chichotem - Gdzie Ci się tak spieszy, co?
 - Do wioski - Stanowczo odtrąciłam jego rękę, co okazało się błędem niecałą chwilę później, kiedy to pozbawione sił nogi bezwładnie ugięły się w kolanach.
  - Heeej! - Wykazał się szybką reakcją, w jednym silnym chwycie ratując mnie od upokarzającego upadku. Tym razem skorzystałam z zaoferowanej pomocy i nie protestowałam, gdy w milczeniu ujął mnie pod kolanami i poderwał z ziemi. - Wygląda na to musimy znowu odstawić ją do jakiejś wioski. Ej, chyba spodoba mi się ten nawyk. - Fioletowe tęczówki błysnęły szelmowsko. Zobaczyłam to szczególnie wyraźnie kiedy zwrócił twarz w moją stronę - Mam nadzieję że nikt cię tym razem nie ściga.
  - Może cię zdziwię.. ale nie! - obwieściłam triumfalnie - Nie widziałam Taizo od tamtego czasu.
  - Trudno w to uwierzyć, ale skoro tak.. - Juugo mozolnie dźwignął się z ziemi i paroma ruchami skutecznie ugasił dogorywające ognisko. Następnie ruszył ku wyjściu. - To nie mamy innego wyjścia jak tylko odnieść cię do Konohy. Kręcimy się w kółko po osadach, więc nie będzie to dla nas problem. Chodź, Karin. Idziemy zobaczyć się z Sasuke.
 - A zaniesiesz mnie tak jak Suigetsu trzyma Sakurę? - zaszczebiotała radośnie, w przypływie ekscytacji zawieszając się rudowłosemu na szyi. Chłopak był tak wysoki, że aby tego dokonać musiała pomóc sobie lekkim podskokiem. Juugo w żaden sposób nie odczuł wiszącego na nim ciężaru, mimo że spadł on nagle i bez ostrzeżenia. Prędko uporał się z problemem, z druzgoczącą przytomnością postawił zdezorientowaną kobietę na ziemi.
  - Nie wydziwiaj. - rzucił sucho, następnie odwrócił się do nas plecami i ruszył przed siebie. Kamienne wrota przekroczył jako pierwszy, z zamknięciem ich zwlekając dopóki wszyscy nie wyjdą na zewnątrz. Niezadowolona Karin mimo woli zrobiła to o własnych siłach.
  Trwała noc.
  Księżyc wisiał wysoko na pokrytym gwiazdami nieboskłonie, z trudem oświetlając leśną polanę. Czas przeleciał mi dosłownie jak przez palce; kiedy wchodziłam do kryjówki było ciepłe, letnie południe, tymczasem zimny wiatr podrywał do życia nawet najbardziej rozleniwione komórki. Odetchnęłam głośno i poderwałam do góry głowę, rozkoszując się pięknem przyprószonego jasnymi punkcikami nieba.
  I tylko przez chwilę zdawało mi się, że w ciemnościach, na skalnym klifie mieniła się para czerwonych oczu…


Sasuke:

  Nadszedł dzień planowanego zabiegu na moje lewe oko.
Im szybciej to załatwię, tym prędzej Kakashi przydzieli mi misję i będę mógł wreszcie wyrwać się spod kontroli wioski.
 W szpitalu zjawiłem się kwadrans przed umówioną godziną. Namolny szósty zmysł nakazywał mi przyjść wcześniej, nie bez powodu. Ledwo przekroczyłem drzwi wejściowe, a drogę zastąpiła mi już pewna wysoka blondynka. Fioletowy komplet poszedł w odstawkę na rzecz lekarskiego kitlu. Na szyi niedbale przewieszony miała stetoskop.
To ci niespodzianka, nie wiedziałem, że pracuje w szpitalu.
  - Sasuke, spytam po raz ostatni. Jesteś tego pewien? - kobieta wydęła usta i zilustrowała mnie od góry do dołu - To się może źle skończyć.
Kiedy długo milczałem, nie podejmując zarzuconego przez nią tematu, ze zniecierpliwieniem zastukała długopisem w twardą podkładkę na papiery, którą trzymała w dłoni. Następnie przejechała wzrokiem po linijce tekstu, zawartej w przetrzymywanych dokumentach.
  - Z zaświadczenia wynika, że zabieg rekonstrukcji nerwów ocznych przeprowadzić ma Nanami Satoru. - hardo zadarła głowę - Jesteś świadom jakie spustoszenie może wywołać w twojej głowie niesprawna ręka pielęgniarki?
  - Ino skończ pieprzyć i daj mi przejść.
 Postąpiłem krok w bok mając zamiar wyminąć uciążliwą kobietę. Uparcie zrobiła mi na przekór i zdublowała ten ruch, ponownie stając twarzą w twarz. Kwaśno zmarszczyła nos.
  - Pytam czy jesteś tego świadom.
  - Nie masz innych pacjentów? - rzuciłem cierpko
Zaparła się rękami pod boki i znacząco nachyliła do przodu, poddając moją twarz dokładnym obserwacją.
  - A no mam. - podejrzliwie zmrużyła powieki - Ostrzegam Cię, Sasuke. Nawet ja nie podjęłabym się prowadzenia twojego leczenia, a uczyłam się od samej Tsunade. Jak myślisz, co może zdziałać zwykła pielęgniarka? Pomijając to, że jej imię w ogólnie nie powinno znaleźć się na liście kandydatów do operacji. Nie będę dyskutować z zarządem, dlaczego to właśnie Nanami została do tego wytypowana. Nie mój interes. - Zamilkła na chwilę, co dało mi kilka sekund na przeanalizowanie sprawy.
Ino do wszystkiego podchodzi zbyt emocjonalnie, często wysuwa błędne wnioski i zazwyczaj pieprzy bez sensu. To, że założyła lekarski fartuch nie czyni jej ani trochę mądrzejszą. Nie zamierzałem, ze względu na babskie widzi mi się przeciągać w czasie jednego durnego zabiegu.
 Muszę prędko opuścić wioskę, jeśli mam zamiar ustalić w swojej sprawie cokolwiek istotnego. Na chwilę obecną wszystkie ważne zamierzenia omijają mnie, bo ugrzęzłem tu na dobre.
  - Przepuść mnie.
Zniecierpliwiony toczonym absurdem, silnie pochwyciłem ją za ramie i cisnąłem bezwładnie  na pobliską ścianę, zapewniając sobie otwarte przejście. Niewzruszony ruszyłem wgłąb holu, kierując się w stronę pobliskich schodów.
Z powodzeniem zignorowałem zlęknione spojrzenia wysyłane przez młode receptionistki. Tylko one zwróciły uwagę na moją drobną konfrontacje z Ino; jedna z nich właśnie pomagała jej zebrać się ze ściany.
  -  Skoro już całujesz się z Sakurą, czemu nie poprosiłeś jej żeby ci pomogła!? - zawołała nagle niezłomna blondyna, wdzięcznym gestem dłoni odprawiając pracownicę szpitala. Wyprostowała się samoistnie i spoglądała za mną, nie ważąc się nawet mrugnąć. Zatrzymałem się, powoli odwracając głowę. - Powinna wrócić na dniach. A w jej rękach będziesz bezpieczniejszy niż u kogokolwiek innego na tym świecie.
 Teraz, za sprawą jej wrzasków oprócz receptionistek przyglądała się nam również cała masa pacjentów, gwarnie tłoczących się w holu. Zapanowała cisza jak makiem zasiał.   
  - Nie będę na nią czekał. - warknąłem szczerze zirytowany i nie zważając na dalsze okrzyki Ino, nieśpiesznie pokonywałem kolejne stopnie.
Gdyby pobiegła za mną i zamarzyła sobie dręczyć mnie również na piętrze, zaciągnąłbym ją do pierwszego lepszego gabinetu i zadusił, bez świadków.
  Ciężko stawiając kroki dotarłem pod salę 152, gdzie już czekała na mnie rozradowana Nanami, odziana w jasnozielony, prześwitujący fartuch. Tak czule, że aż mdlę pocałowała mnie w policzek i otworzyła drzwi, przechodząc przez nie jako pierwsza.
- Sasuke-kun, sporo się namęczyłam żeby załatwić nam tą chwilę samotności! - zaszczebiotała słodziutko - Szybko zajmę się twoim okiem a później.. - Zachichotała - zrobimy coś fajniejszego. Prawda, Sasuke-kun? Ta operacja nie może być tak trudna jak ją opisują, przecież to tylko jakieś tam oko!
Słowa Ino zabrzęczały mi w głowie, niczym ostrzegawcza dioda. Zignorowałem je, na polecenie szatynki zajmując miejsce na operacyjnym stole.
 - Teraz podam ci narkozę, żebyś mnie nie rozpraszał!
- Skończ gadać i rób co masz robić. - Odtrąciłem jej łapę, którą czule gładziła mnie po ramieniu. - Rusz się, idiotko. Chce szybko stąd wyjść.  
Spostrzegłem tylko jak delikatnie skinęła głową, zanim cały świat nie zaczął rozmazywać się, aby w końcu zniknąć za warstwą czerni.

 Śniłem…O wielu dziwnych rzeczach...
Najbardziej wrył mi się w pamięć widok rozwianych, różowych włosów.... Których później natarczywie wypatrywałem już wszędzie...
  Z początku otoczyła mnie jasność. Nieskazitelna biel zewsząd bijąca od ścian, sufitu i pościeli boleśnie uderzyła w oczy. Udręczony przymknąłem je i wysilając obolałe mięśnie, podniosłem się do pozycji siedzącej.
A właściwie tylko usiłowałem to zrobić.
 Obcy ciężar na klatce piersiowej udaremnił moje starania, skutecznie zatrzymując w jednym miejscu. Odruchem automatycznym powiodłem dłonią w miejsce tajemniczego ucisku, u celu napotykając dziwne ciepło i rozkoszną miękkość.
 Potrzebowałem kilku sekund by uzmysłowić sobie czego dotykam… a konkretnie to kogo. Ponownie otworzyłem oczy i nie zważając na dyskomfort, opuściłem wzrok.
Widok który zastałem sprawił, że dosłownie straciłem dech.
Kaskada różowych kosmyków leniwie rozciągała się na białej pościeli, czyniąc przyjemny kontrast z chłodną, bezbarwną kolorystyką szpitalnych sal. Spoglądając na ciepłą barwę, oczy nie dokazywały mi aż tak bardzo, jak gdyby racząc się przyjemnym obrazem zapominały o doświadczonym urazie.
  Kobieta spała, wygodnie układając głowę oraz górną część ciała na moim torsie. Reszta ciała spoczywała na krześle położonym bezpośrednio przy szpitalnym łóżku. Głośno wypuściłem powietrze z płuc.
Wciąż lekko zamroczony, uważnie wpatrywałem się w jej zwróconą ku mnie, bardzo ładną, zarumienioną twarzyczkę. Miała delikatnie rozchylone wargi i uroczo spłaszczony policzek, który opierała rozkosznie o śnieżnobiałą kołdrę. Bezmyślnie powiodłem palcem po jej słodkich wargach.
  Poruszyła się z niezadowolonym pomrukiem, aby po chwili sennie wtulić twarz w moją rozpostartą dłoń.
Ten nieoczekiwany gest, spodobał mi się bardziej niż mógłbym pomyśleć. Ostrożnie, nie chcąc znowu jej obudzić wplotłem wolną rękę w kaskady jedwabistych włosów.
 Ociężałe powieki opadły, wydawało mi się, tylko na krótką chwilę.
Lecz kiedy uchyliłem je ponownie ciężar na mojej klatce piersiowej zniknął, pozostawiając po sobie sromotną pustkę. Kątem oka zanotowałem poruszenie przy drzwiach. Powiodłem tam na wpół otępiałym spojrzeniem, z wielkim trudem rozpoznając wysoką postać jasnowłosego mężczyzny.
Stał obrócony plecami, na rękach trzymając bezwładną sylwetkę. Różowe włosy spostrzegłem na krótko przed momentem, powolnego zamykania się drzwi do sali.
Senność zmorzyła mnie zanim zorientowałem się w tożsamości mężczyzny, który zabrał ze sobą moją Sakurę.
Gwałtownie otworzyłem oczy, w tej samej chwili z impetu podnosząc się do pozycji siedzącej. Głośno łapałem każdy oddech.
 - Co to były za popieprzone sny. -  warknąłem i złapałem się za obolałą głowę, przypadkiem zadzierając palcem o szorstki w dotyku materiał, będący na mojej twarzy. Bandaż, bo to z  pewnością był właśnie on, pokrywał całe moje prawe oko, równocześnie zasłaniając tę samą połowę głowy. Wytężyłem wzrok, świadomie orientując się w ograniczonym polu widzenia.
  - W końcu się obudziłeś, Sasuke!
 Głos Naruto dobiegł do mnie z zatrważającego bliska. Natychmiast obróciłem ku niemu głowę, zdrowym okiem wyłapując blondyna wygodnie rozpostartego... na szpitalnym łóżku? Zamrugałem zdezorientowany.  
 Kiedy widziałem się z nim wczoraj, jedyna rzecz jaka mu dolegała to skrajny głód. Raczej wątpię, żeby z tego tytułu obżarł się tak bardzo, że konieczne stało się płukanie żołądka. Cały łeb pokryty miał opatrunkiem, a jedna z jego rąk wciśnięta była w usztywniającą szynę. Z kim on się do diabła tłukł, że dostał aż takie potężne lanie.
 Musiałem wpatrywać się w niego od dłuższego czasu, ponieważ wyszczerzył się głupio i podrapał po głowie.
  - Co ci się głąbie stało?!  
 - Przeżyłem spotkanie z przebudzonym potworem - Roześmiał się nerwowo - Wiesz, złe miejsce, o złej porze..
 To przepowiadało najgorsze. Skoro Uzumaki został przez to dziwne stworzenie aż tak poturbowany, strach pomyśleć jaką potęgą władał jego przeciwnik. Dyskretni zerknąłem przez okno upewniając się czy wioska nie przedstawia obrazu nędzy i zniszczenia.
Ku mojemu zdziwieniu wszystko było w najlepszym porządku.
 - Wiesz... - zaczął spokojnie Naruto, usadawiając się wygodniej na szpitalnych poduszkach. Ja ani drgnąłem, w dalszym ciągu kontemplując nad okolicznościami spotkania ów “potwora”. Gdzie, kiedy i po co głąb tam lazł, skoro do przebytej walki ewidentnie nie doszło na terenie Konohy. - Sakura-chan bardzo się zdenerwowała, kiedy Ino powiedziała jej o twoim zabiegu. Wpadła do wioski dosłownie słaniając się na nogach i pierwsze co zrobiła to kazała przynieść się tutaj. Tak właśnie, przynieść. Nie była w stanie samodzielnie chodzić, nie wiem jak dotarła samodzielnie pod główną bramę.
 - Zaraz, zaraz. Skąd nagle wzięła się Sakura? - zapytałem, siląc się na spokojny ton. W rzeczywistości aż nosiło mnie z nadmiaru wrażeń. Najpierw te dziwne sny, później Naruto przykuty do łóżka, a teraz jeszcze znikąd pojawia się Sakura i trzeba ją nosić. Potrzebowałem chwili by się z tym zaznajomić, lecz Naruto nie bacząc na nic, bezlitośnie pociągnął dalej:
  - No przecież mówię że wróciła! I Ino od razu jej opowiedziała o twoim zabiegu. I o nieupoważnionej do tego Nanami... i kurcze blaszka Sasuke, bardzo dobrze że to zrobiła! Wiesz że ta głupia dziewczyna o mały włos, a by cię zabiła?!
Co mnie kto?
Spojrzałem na blondyna jak na rasowego idiotę.  
  - Kto? Sakura mnie?
Wszystko mi się popieprzyło.
  - Nanami! Lubię ją bardzo, ale tym razem zachowała się skandalicznie. Sakura-chan prawie  ją zamordowała, kiedy w przypływie nagłych sił dosłownie z drzwiami wpadła na sale zabiegową i wyciągnęła ją stamtąd za szmaty. Dobrze że byłem w pobliżu, bo biedna Nanami chyba straciłaby wszystkie włosy i palce i zęby. - Nagle spoważniał, przybierając nieodgadniony dla mnie wyraz twarzy - Sakura z marszu musiała cię wyratować, samej będąc przy tym praktycznie bez sił. Nie wiem jak się jej za to odwdzięczysz.
Żeby nie mieszać sobie w głowie jeszcze bardziej, postanowiłem nieelegancko zmienić temat.
  - A jak to było z Tobą?  
Tak jak myślałem, gęba Uzumakiego natychmiast rozpogodziła się.
  - Opowiedzieć ci wszystko od początku ?
Milcząco skinąłem głową. Podejrzewałem, że będzie to długa opowieść, wobec czego wygodnie opadłem na poduszki, jedynie kątem oka spoglądając na pochłoniętego w rozmyślaniu Naruto.
  - No więc? - ponagliłem go.
 - Zaczęło się od tego, jak Kotetsu zawiadomił mnie o powrocie Sakury. Dotarłem pod bramy i tam zastałem ją na wpół siedzącą, podtrzymywaną przez chłopaków na warcie. Zmartwiłem się, bo to przecież Sakurcia i już nie pierwszy raz zdarza jej się wracać do domu bardzo osłabioną. Postanowiłem zanieść ją do szpitala, bo nie mogła chodzić, ale to już wiesz. W drodze spotkaliśmy Ino wracającą z dyżuru. Od razu zaczęła nam o wszystkim opowiadać. Wtedy dostałem pierwszy rozkaz, który brzmiał tak: “Zanieś mnie tam szybko. SZYBKO!”. - odsapnął - Kiedy wbiegłem do szpitala, Sakurcia wyrwała się mi i o własnych siłach dobiegła pod tą salę chybaaa… 152! Znam szpital trochę gorzej od niej i zanim się tam znalazłem ona już.. już zdążyła obudzić w sobie potwora. Zastałem ją na korytarzu. Wrzeszczała i szarpała niemal nieżywą ze strachu Nanami. Później ocknęła się i pobiegła do ciebie. Nie wiem co ci się stało, nie znam się na tym. Ale chyba umierałeś, skoro Sakurcia nieustannie powtarzała: “Jak zginiesz, to cię zabije” albo “Weź, cholera, zacznij oddychać!”. - nastąpiła krótka przerwa, by blondyn mógł w spokoju ponownie nabrać powietrza, po czym kontynuował: - Tutaj następuje przełom opowieści, ponieważ poszedłem odprowadzić Nanami do jej domu. Kiedy wróciłem sala 152 była pusta. A później znalazłem was tutaj! - Rozpostarł ręce, jakby chciał objąć ramionami cały pokój - Spaliście sobie tak słooodko!
Zmarszczyłem brwi, nieświadomie łącząc ten fakt z wizją w moim śnie.
 - Jak to, spaliśmy? - zapytałem nieswojo, chcąc wybadać niepewny grunt. Po wszystkich doświadczeniach minionych tygodni czułem, że nic mnie w tej chwili nie zdziwi.
  - No, Sakura była widocznie tak zamęczona że zasnęła na Tobie.. - wyszczerzył się szeroko, przywołując na twarz głupkowaty wyraz. Zacisnął wargi w dziwny sposób i poruszył parokrotnie brwiami. Rzuciłem w niego pierwszą rzeczą jaka wpadła mi do ręki; jak się okazało była to papierowa gazeta. Zręcznie jak na obitą głowę i złamaną rękę, uchylił się od nadlatującego ciosu. - A ty ją tak słodko obejmowałeś! Widocznie tylko przez sen może zaznać od ciebie trochę delikatności, gburze.
   - Szkoda, że ty nie masz takich przebłysków, tyle, że mądrości - odciąłem się zjadliwie.
  - W każdym razie wziąłem ją wtedy na ręce i zaniosłem do jej gabinetu, żeby się wyspała wygodnie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że najgorsze nastąpi zaraz po tym… ! - Uznał za konieczne zrobienie krótkiej, pełnej napięcia przerwy. Kiedy znowu zaczął mówić, jego głos był niski i burkliwy. - Sakura nagle obudziła się i zerwała na równe nogi. Zaczęła przeklinać, coraz więcej i więcej! Nie oszczędziła nikogo, ani mnie, ani Ciebie, ani Ino, ani Kiby... Chodziła w kółko po pokoju i prychała jak rozjuszona kotka. Była wkurzona do tego stopnia, że kiedy tylko dowiedziała się, że Nanami siedziała przy jej biurku, to wyrzuciła je przez okno! A następnie, będąc w tym stanie zażądała rozmowy z nią. Bałem się o życie tej biednej dziewczyny, więc odmówiłem. - Głośno przełknął ślinę - Nie namyślając się długo, wyrzuciła za okno także mnie.. i.. byłem zbyt przerażony by przed nią uciec. Jak rypnąłem o ziemię to ci mówię! Zleciał się cały personel.
 Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale właśnie spoglądałem na Naruto z szeroko otwartymi ustami nie wierząc w to, co słyszę. Po pierwsze, moje sny okazały się nie być tylko snami- ale to byłem w stanie jakoś znieść. Druga rzeczą, o wiele bardziej przerażającą, okazał się być fakt, że potworem który w takim stopniu załatwił Naruto jest nikt inny jak rozsierdzona Sakura.  
 Już miałem zabrać się do odpowiedzi, kiedy na korytarzu rozległ się znajomy, słodziutki głosik, poprzedzający o kilka sekund gwałtowne otworzenie się drzwi. Do środka wtargnęła brązowowłosa kobieta.
  - Sasuke-kuun! - zapiszczała potężnie, z rozmachem rzucając mi się na szyję. Od siły z jaką naparła, aż odrzuciło mnie w tył - Ja Cię tak strasznie przepraszam! Bardzo przepraszam! Ja nie wiedziałam... przepraszam! Tak bardzo cię kocham, Sasuke-kun! Przepraszam! - zawodziła nieustannie, co jakiś czas pochlipując żałośnie.
 Kiedy rozryczała się na dobre nie wiedziałem, co może być gorsze: becząca lalunia czy rozwścieczony różowy demon. Z autopsji wiedziałem, że konfrontacją z tą 2 zapewnia o wiele więcej wrażeń, o ile oczywiście obkupi się to wystarczającą ilością cierpienia i bólu. Krew bardzo mile widziana.
Odetchnąłem ze zniecierpliwieniem.
  - Puść mnie, idiotko. - uczepiła się moich ramion jak mała małpa i za nic nie mogłem jej od siebie oderwać. - Słyszysz?
 - Ale ja tak przepraszam. Nie chciałam… - jęczała głucho, do woli wypłakując się w moje ramie. Do diaska, co za tępa dziewczyna.
Naruto poruszył się niepewnie.
 - Nanami-chan, Sakura zabroniła Ci zbliżać się do szpitala.
 - Wieeem! - załkała głośno - Ale nie mogłam zostawić Sasuke-kun samego !
- Przecież jest tu ze mną. - dorzucił smętnie i spuścił nogi z posłania, stawiając je na połyskującej posadzce. Wstał, robiąc kilka bezcelowych kursów po sali. - Nie możesz tu być, Nanami. Wyjdź, zanim Potwór-chan cię znajdzie.
Zapłakana kobieta oderwała się od moich ramion i przysiadając na skraju łóżka, obróciła się w stronę Uzumakiego. Stał wyprostowany z ręką opuszczoną wzdłuż ciała.
Jego twarz dobiegała kolorem do barwy ścian, szatynka zaś wydawała się nie przejmować sytuacją, która z punktu widzenia Naruto była śmiertelnie poważna.
   - Nie przejmowałabym się nią - odparła beztrosko, ścierając z policzków łzy - Jest właśnie u dyrekcji, a sądząc po wrzaskach, jeszcze trochę jej tam zejdzie.
    - Wezwano ją? - zapytał w tej samej chwili, wykrzywiając swój rozczochrany łeb.
  - Nie. Sama tam wpadła i narobiła takiego rabanu, że postawiono na równe nogi cały szpital. Wiesz, Naruto-kun, ja sądzę że ona jest nienormalna.
  - Sakura-chan nie jest nienormalna! - żachnął się - Teraz może być jedynie niebezpieczna. A już na pewno dla ciebie. Wyjdź, zanim tutaj wpadnie. Nie chce, by przez Ciebie złamała mi drugą rękę.
  - Ona ci to zrobiła?! Co za suka!
Poczułem nieodpartą ochotę by rzucić Nanami parę dosadnych zdań. Na jej szczęście katanę zostawiłem w domu; w innym razie kobieta potrzebowałaby właśnie pilnej konsultacji z chirurgiem.
  - Suka, co ? - rozległ się donośny głos - Z dobrego serca daje ci sekundę na ucieczkę.
Pochłonięci żywą rozmową, nie zauważyli, jak do sali bezszelestnie wkracza Sakura. Jej niegdyś biały fartuch mocno zabrudzony był świeżą, szkarłatną krwią, podobnie jak dłonie, odziane w lateksowe rękawiczki. Włosy spięła wysoko na czubku głowy.
 Z wyrazu jej twarzy można było łatwo wywnioskować, jak bardzo jest wściekła. Zgrzytała zębami tak mocno, że zaczynałem żywić obawy o ich stan. Przy tak nerwowym trybie życia jaki prowadzi, niedługo zetrze je sobie na proch.
  - A-Ale! - Nanami w jednej chwili utraciła całą pewność siebie. W zawodach na pobladłe kolory twarzy, przebijała teraz nawet przerażonego Naruto.
Podczas gdy ona w poszukiwaniu ratunku przysunęła się do mnie, Uzumaki stał jak kołek na środku sali. Niebieskie tęczówki gorączkowo błądziły po wnętrzu pokoju.
  - Właśnie minęła.
Nanami wrzasnęła głośno, kiedy Haruno z morderczym błyskiem w oczach, sztywnym krokiem postąpiła parę ruchów w przód. Drzwi zatrzasnęły się za nią, zwiastując najgorsze.
  - O Boże dopomóż! - pisnął dziewiczo Uzumaki. Wytrzeszczył oczy tak mocno, jak gdyby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu, jednocześnie mechanicznie odsuwając się pod samą ścianę - Wymordowałaś dyrekcję?!
 Różowowłosa spojrzała najpierw na blondyna, po chwili opuszczając wzrok i konfrontując go z widokiem zabrudzonego fartucha. W tym wydaniu wyglądała bardziej na rzeźnika, niż renomowanego lekarza, co z kolei było odzwierciedleniem jej aktualnego nastroju. Nie ulegało wątpliwości, że najchętniej wyrżnęłaby nas wszystkich w pień.
  - Nie. - odparła spokojnie - Pozbyłam się stamtąd największych idiotów, którzy dali przekupić się tej idiotce. - machnęła dłonią na Nanami, wzrok wciąż wbijając w przeźroczyste oblicze przyjaciela - Pacjent umierał na korytarzu, musiałam operować go na podłodze. - Ponownie zamilkła, wpatrując się w wiszący na ścianie zegar -  Dosłownie 5 minut temu.
  - Przeżył? - zapytał cicho, z pewnością tylko po to, aby przedłużyć w czasie krótki żywot drżącej jak osika szatynki. Uczepiona mojej ręki nawet nie starała się tłumić samozwańczego szlochu.
  - Nie. - ucięła i mechanicznym ruchem obróciła się plecami do Uzumakiego, konfrontując twarzą w twarz z pierwotnym, nieco zaryczanym celem. Gniewnie zmrużyła oczy. - Puść ją Sasuke.  
 W odpowiedzi na nieprzyjemny ton uniosłem do góry obie ręce, demonstrując tym samym brak powiązania z jej słowami. Rozsądek podpowiadał nie zadzierać teraz z Sakurą, chociażby dla tego, że nie mam przy sobie katany ani dwóch zdrowych oczu.
  - Nic mnie ona nie obchodzi, zabierz ją i zabij jeśli chcesz. - pokornie skłoniłem głowę, upiększając twarz w ironiczny uśmiech.
Prychnęła głośno po czym faktycznie wyciągnęła rękę w stronę Nanami. Ta jeszcze mocniej wcisnęła się we mnie, błagalnie szepcząc o ratunek.
 - Chyba nie myślałaś, że ujdzie ci to płazem? - wycedziła Sakura, boleśnie zaciskając palce na wątłym ramieniu kobiety. Bez wysiłku poderwała ją do góry. - Przekupienie dyrekcji to błaha sprawa, ale namolne usiłowanie zamordowania pacjenta jest karalne.
  - Nie chciałam zrobić mu krzywdy!
 - No i prawie ci się udało. Prawie, bo kiedy weszłam na salę jego mózg praktycznie nie odpowiadał na żadne bodźce. O oku nie wspomnę, bo już raczej nie ma o czym mówić. Prawie czyni wielką różnicę, prawda? - Groźnie pochyliła się nad skuloną ofiarą - A ponieważ jestem suką, nie będę przebierać w środkach. Szanowny Hokage udzielił mi pozwolenia na wymierzenie dla ciebie kary.  
  - Oh nie! - Nanami przycisnęła dłonie do ust, wpatrując się w Sakurę szeroko otwartymi oczami.
  - Oh tak! - zironizowała, z prawdziwą furią ciskając kobietą na puste łóżko, które niegdyś zajmował Naruto. Wylądowała na miękkim materacu, mimo to za sprawa siły z jaką na nie wpadła całe posłanie przesunęło się po podłodze, z głuchym hukiem zatrzymując dopiero pod ścianą. - Pozbawiam cię praw do wykonywania zawodu. Ktoś tak lekkomyślny nie powinien zajmować się ludzkim zdrowiem.
  - Jesteś zbyt surowa Sakura! Przecież Nanami nie chciała zrobić nic złego - wtrącił Naruto, materializując się przed różowowłosą i potrząsając nią za ramiona. - Już zapomniałaś? Przecież byłaś taka sama jak ona!
  - Nie przypominam sobie, żebym próbowała zabić Sasuke. - rzuciła cierpko - Po za tym ja się z tego wyleczyłam, ona też musi.
  - Wcale nie muszę! - zapiszczała Nanami, niezdarnie unosząc się z posłania. Jedno mordercze spojrzenie Haruno wystarczyło jednak, by szybko tam wróciła, zakopując się w prześcieradłach.
  - Właśnie, Sakurcia. - Uzumaki zdrową ręką przyciągnął ku sobie dziewczynę i czule wtulił ją w swoją pierś - Nie możesz gnębić wszystkich kobiet, które tłoczą się wokół Sasuke. Przecież to jasne, że w końcu znajdzie sobie kogoś na stałe i ułoży dalsze życie. Nie możesz być o to ciągle zazdrosna.
   - Słucham?! - fuknęła, niemal natychmiast odpychając się rękami od torsu blondyna. Zadarła głowę do góry - Pieprzę to, kto koło niego biega! Nie gnębię jego kochanki, tylko pseudo pielęgniarkę która próbowała zabić pacjenta szpitala.
Chłopak przyjrzał się jej z powątpiewaniem, raz za razem cmokając karcąco.
  - Jesteś pewna, że chodzi tylko o to?
Nawet stojąc do mnie tyłem, byłem w stanie rozpoznać który stopień gniewu osiągnęła. Maksymalny.
  - Ty kretynie!! - zawyła, jednym machnięciem posyłając go w powietrzną podróż po całej sali. Wylądował z jękiem na przeciwległej ścianie. - Rozszarpie cię własnymi rękami i wreszcie skończysz pieprzyć takie bzdury! Skąd ci to w ogóle wpadło do tej pustej głowy?
  - Ja po prostu.. - zająknął się, mocno wtulając we wnękę w ścianie, którą zrobił swoimi plecami. - Ja po wczoraj..
   - Po wczoraj co?!
  - Widziałem wyraz twojej twarzy kiedy.. - głośno przełknął ślinę - .. kiedy dowiedziałaś się że Sasuke może umrzeć. I pomyślałem..
  - Pomyślałeś! Super! To się nigdy dobrze nie kończy. - Z impetem wyrzuciła ręce w górę, rozchlapując krew z rękawic na większej części sufitu. Zaklęła siarczyście.
  - .. pomyślałem że ciągle ci na nim zależy. - dokończył stopniowo ściszając głos. Kobieta w międzyczasie pozbyła się zakrwawionych rękawiczek, odrzucając je do pobliskiego śmietnika.
  - O tym właśnie mówiłam! - zagrzmiała, w oszałamiającym tempie dopadając do blondyna. Złapała go za ucho i wykręciła je, niczym matka strofująca niesfornego syna.
   - Ałałałałałałał!
 - To za wygadywanie bzdur! - Wolną rękę wsunęła do rozległych kieszeni fartucha i wertowała je przez chwilę w pełnej skupienia ciszy. Gdy w końcu wyciągnęła dłoń, tkwiło w niej małe pudełeczko. Puściła ucho blondyna a następnie podłożyła mu znalezisko pod nos, wpatrując weń z wyczekiwaniem - Dlaczego mi nie powiedziałeś? - dodała łagodniej.
 Naruto wpatrywał się długo w tajemniczy przedmiot umieszczony na środku jej dłoni, z każdą sekundą coraz mocniej rozszerzając oczy. Zszokowany spojrzał na Sakurę, zaraz znowu na przedmiot a za chwilę ponownie na Sakurę.
Kiedy się odezwał jego głos był niski i drżący:
  - S-s-s-skąd to masz?!
  - Znalazłam w moim gabinecie, zaraz po tym jak wyleciałeś przez okno.
Uzumaki wyglądał tak, jakby w jednej chwili miał ochotę się rozpłakać i roześmiać. Szybko porwał pudełeczko do własnych rąk, pośpiesznie wsuwając je za plecy.
  - To nic takiego.
  - To bardzo piękna rzecz.. - sprostowała Sakura, posyłając mu szeroki uśmiech - Wygląda na to, że w końcu dorosłeś.
  - A ty się uspokoiłaś.. - dorzucił markotnie i postąpił parę kroków w bok, uwalniając się od niefortunnego położenia pomiędzy ścianą a natrętną kobietą. - Miałem zamiar powiedzieć ci kiedy wrócisz. Ale byłaś tak zajęta robieniem chaosu, że nie miałem na to czasu.
  - Faktycznie miałam parę spraw na głowie - zgodziła się z rozbawieniem. Pierwszy raz od dłuższego czasu miałem okazję podziwiać jej niewymuszony, melodyjny śmiech. Naruto wyglądał na odrobinę zmieszanego tą gwałtowną zmianą nastroju. Ja zdążyłem się już do tego przyzwyczaić.
  - Chodź ze mną, Sakura-chan, wciąż muszę z Tobą porozmawiać na osobności. - Wyciągnął w jej stronę zdrową dłoń, a ona niezwłocznie ujęła ją i pozwoliła bez słowa wyjaśnienia wyprowadzić się z sali.
  Spoglądałem za nimi nachmurzony.
Dzisiaj ta oto kobieta wyjątkowo uparcie nie zwracała na mnie żadnej uwagi. Nie pozostawiało wątpliwości, że wpadła tutaj tylko po to by dorwać Nanami lub ewentualnie, dla rozrywki rozprawić się z Naruto. Mojej osoby jej plan dnia najwyraźniej nie obejmował, wobec czego zaszczyciła mnie spojrzeniem zaledwie raz, nie będąc przy tym zbyt wesoło przysposobioną.  
 Przyznam, ruszyło mnie to bardziej niż śmiałym sobie wyobrazić. Tudzież zabrakło mi sprecyzowanych informacji o moim aktualnym stanie. Wywnioskowałem, że Nanami poważnie namieszała, jak bardzo - nie wiem.
 Głośno nabrałem powietrza a następnie ciężko opadłem plecami na miękkie poduszki, wyłączając się na ciche biadolenie szatynki i szum, jaki zrobił się na korytarzu.  

Sakura:

 Po wyjściu z sali Naruto nie zatrzymał się ani nie odezwał ani razu. Wirowaliśmy pośród dziesiątek ludzi ciasno stłoczonych na korytarzach zaklęci w martwej ciszy, wpatrzeni w jeden punkt, mocno trzymając się za ręce.
 Dopiero gdy zamknęły się za nami drzwi mojego prywatnego gabinetu, Uzumaki puścił moją dłoń i odważył się spojrzeć prosto w oczy.  
A ja starałam się go nie spłoszyć, widząc jak dużo kosztuje go podjęcie tego tematu.
Cóż, Naruto nigdy nie był biegły w porozumiewaniu się z kobietami. Spoglądając na to przez pryzmat doświadczeń mam wrażenie, że żaden mężczyzna nie opanował tej zawiłej sztuki.
Gestem ręki zaprosiłam go do zajęcia miejsca na kozetce, samej usadawiając się tuż obok.
  - Co cię trapi ? - zapytałam poufnie, domyślając się powodu dla którego zaciągnął mnie aż tutaj.
  - Na prawdę masz zamiar odebrać Nanami uprawnienia?
Paradoks bycia Uzumakim Naruto jest taki, że jak dużą siłą by nie dysponował i jak umoralniających przemówień nie wygłosił, w niezręcznej sytuacji odpowiada zawsze jednym:  zamianą tematu. Westchnęłam cichutko, zakładając nogę na nogę.
  - Już to zrobiłam. - widząc jego zszokowane spojrzenie, dodałam: - Kiedy byłam u dyrekcji.
  - Ah.. szkoda.
 - Niewyobrażalna - ucięłam, opierając się plecami o ścianę. Warto wspomnieć, że kolorystyka mojego gabinetu odbiegała od sanitarnej bieli. Zdecydowałam się na zielono-kremowe zestawienie, z racji tego, że bardzo często przychodzi mi zajmować się chorymi dziećmi. Wejście na ich oddział znajduje się z resztą naprzeciwko mojego małego królestwa.
 Naruto westchnął ciężko, wyciągając z kieszeni czerwone pudełeczko. Z racji swojej niepohamowanej ciekawości otworzyłam je wczoraj, na chwilę po znalezieniu. Pierwszy szok jaki się z tego wywiązał, trwał kilka dobrych minut.
  - Nie wiem czy to dobry pomysł.. nic już nie wiem. - wymamrotał ściszonym głosem, powoli otwierając wieko i wpatrując się w widniejący na samym środku, pozłacany pierścionek. Bardzo skromny a zarazem niezwykle piękny.
  - Nie jesteś pewny kandydatki? - uściśliłam, nie do końca wiedząc do czego odnoszą się jego słowa. Zachowywał się bardzo dziwnie.
  - Nie! - zaprzeczył natychmiast - Siebie nie jestem pewny, Sakura-chan!
  - Wybacz ale nie rozumiem.
Zmiął w ustach krótkie przekleństwo i zapatrzył się w połyskujący niebieskim blaskiem klejnot, będący główną ozdobą pierścionka.
  - Co jeśli Hinata nie będzie mnie chciała? Jeśli odmówi, albo jeśli… ał! Za co to! - burknął pretensjonalnie i rozmasował nos, w który chwilę wcześniej mocno pstryknęłam. Takich bredni nie słyszałam jeszcze nawet od niego.
  - Głupi. - Zaśmiałam się cichutko, co tylko niepotrzebnie go podminowało. Obruszył się jak chmura gradowa. - Hinata kocha cię odkąd pamiętam - wyjaśniłam pokrótce i położyłam mu dłoń na ramieniu. - Dlaczego uważasz, że miałaby cie odrzucić. Ona! Która oglądała się za Tobą przez całe życie.
  - A gdyby Sasuke oświadczył się teraz tobie, przyjęłabyś go?
Zakrztusiłam się potężnym haustem śliny, w przerwie na odkrztuszanie zaszczycając Naruto krzywym spojrzeniem.   
  - Oczywiście że nie! Co to za durne porównanie?!
  - Przecież ty także go kochałaś! - żachnął się, powstając z miejsca i nerwowo wyznaczając krokami stały szlak po moim gabinecie. Niczym lew w klatce.
 - Kochałam. Kiedyś, dawno, już nic do niego nie czuje - Beztrosko zamachałam nogami w powietrzu - A Hinata wciąż cię kocha. Rozmawiałam z nią gdy była dzisiaj rano w szpitalu.
  - I powiedziała ci to?  
  - Nie musiała tego mówić. Gdy spałeś ciągle przy Tobie siedziała, musiałam w końcu wygonić ją do domu. Nikt nigdy nie martwił się o ciebie tak mocno, jak ona... Naruto, ty kretynie! Obroniła cię nawet przed Painem, ryzykując własnym życiem. Po tym wszystkim dalej chcesz w nią wątpić? - Uśmiechnęłam się pogodnie i poklepałam miejsce obok siebie - Usiądź, wyleczę ci tą potłuczoną głowę. Może to przez te strupy nie myślisz jasno..
 Spełnił moją prośbę z ociąganiem, bardzo niechętnie poddając się zabiegowi ściągania bandaża i zasklepiania lekko poharatanych tkanek. Przyznaję, może wyrzucenie za okno nie było najlepszym rozwiązaniem, szczególnie z punktu widzenia przyszłego pana młodego. Dzięki mojej interwencji przyjdzie mu prosić o rękę wybranki w gipsie.
  - Przepraszam Cię za to wszystko - burknęłam cicho i zmierzwiłam palcami jego długie blond włosy - W każdym razie rany na głowie masz już.. z głowy.
Ku mojemu zdziwieniu zaśmiał się głośno.
  - Nic się nie stało, Sakura-chan! - wesoło przyciągnął mnie do siebie - O! Widzę że wstawali ci okno.. i nowe biurko!
  - Tobie będą musieli wstawiać zęby, jeśli jeszcze raz zwątpisz w uczucia Hinaty. Czy to jasne?
  - Jak słońce, dr. Haruno!
  - Cieszę się! Odmaszerować panie Uzumaki! Mam milion pacjentów!
Powstał i zasalutował po żołniersku, po czym odwrócił się w tył, sztywnym krokiem przecinając gabinet.
  - Dziękuje Ci za tą rozmowę, Sakura-chan. - powiedział odwracając głowę i posyłając mi jeden ze swoich najszczerszych uśmiechów. - Zawsze można na Ciebie liczyć.
  - Powodzenia, Naruto. - dołączyłam do niego, również mając w zamiarze opuszczenie pomieszczenia. Odkąd dowiedziałam się o katastroficznej sytuacji w szpitalu, biorę na siebie większość dyżurów, powoli chodź efektownie umniejszając ilość pacjentów. Najwyższy czas aby wrócić do obowiązków.
  I wtedy drzwi otworzyły się... bez interwencji naszej dwójki. Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni.
Kto bez pukania usiłuje wtargnąć do mojej sali, okazało się chwile później.
W progu stał nikt inny jak Sasuke, z wolna mierząc nas badawczym spojrzeniem. Naruto wyszczerzył się szeroko, a następnie wymawiając obowiązkami domowymi przeszedł obok kruczowłosego, skocznym krokiem przemierzając szpitalne korytarze. Cholera, gdzie on tak leci.. przecież zapomniałam dać mu wypis.
  Fakt ten przejął mnie do tego stopnia że na chwilę zapominałam o obecności Uchihy. A on wykorzystał moment mojej niedyspozycji i z cichym trzaskiem zamknął za sobą drzwi.
  To mnie obudziło.
Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem, a następnie w geście bezwarunkowym sięgnęłam dłonią ku klamce. Nie przebywać z tym człowiekiem sam na sam - pierwsze postanowienie z ustanowionej niedawno “listy bezpieczeństwa” poszło się rypać.
 Zręcznie odprawił moją rękę, całym sobą zasłaniając jedyne cywilizowane przejście.
Rozpaczliwie zerknęłam w bok, na rozpogadzające się niebo. Skakać przez okno - niby można, ale renomowanemu lekarzowi po prostu nie wypada.
  Zadarłam głowę i spojrzałam na chłopaka z nieprzejednaniem, w duchu modląc się aby to nieplanowane spotkanie szybko dobiegło końca.
  - O co chodzi? - zapytałam spokojnie, wycofując się w bezpieczne miejsce za biurkiem. Tam zasiadłam wygodnie na przesuwanym krześle i splotłam ze sobą palce.
  - Unikasz mnie. - mruknął
Powoli skinęłam głową.
  - Owszem. I to Ci przeszkadza?
  - Raczej zastanawia - uściślił, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
Zmrużyłam oczy, ilustrując go od góry do dołu. Jedno oko wciąż zasłaniał mu tabun bandaży, po za tym wyglądał na zupełnie zdrowego.
  - Rozmawialiśmy już o tym w Sunie. - rzuciłam ostro - Nie byłam aż tak pijana aby tego nie pamiętać. Po co tu przyszedłeś?
  - Żeby porozmawiać.
 - Mieliśmy tego unikać. - zauważyłam trafnie, opierając podbródek o złączone dłonie. - Nie mów, że się stęskniłeś.
Przez twarz przeszedł mu grymas niezadowolenia, zniknął jednak szybko pozostawiając po sobie druzgoczące opanowanie.
   - Nie żartuj sobie. Co z moim okiem?
  - Spytaj się Nanami - ucięłam, wykrzywiając usta w szelmowski uśmieszek. Ucieranie mu nosa sprawiało mi prawdziwą przyjemność. Złość jaka odbijała się w jego oku również była pokrzepiająca.
  - Sakura..
  - Sasuke. - zironizowałam, topornie mierząc się z nim spojrzeniem.
  - .. zabije cię. - dokończył z żywą furią w głosie i postąpił trzy kroki w moją stronę, chcąc urzeczywistnić swoją groźbę. Sęk w tym że nie bałam się go ani przez chwilę.
  - Nieźle się odwdzięczasz za ponowne uratowanie Ci życia. Dla wszystkich jesteś taki sympatyczny?
  - Tylko dla Ciebie.
  Przybliżył się, zręcznie jak na prawie-trupa obchodząc biurko. Odchyliłam się do tyłu i zadarłam głowę, w skupieniu obserwując gamę emocji jaką się posługiwał. Złość, spokój, złość, spokój.. widocznie nie mógł się zdecydować. Postanowiłam ułatwić mu tą decyzję.
  - Niewątpliwie na to zasłużyłam.
 - Co z moim okiem? - powtórzył, tym razem łapiąc mocno za oparcie mojego krzesła i pochylając je ku dołowi. W afekcie, chcąc dalej opierać się o nie plecami musiałam przyjąć postawę na wpół leżącą, w dodatku spoglądając prosto na groźnie pochylonego chłopaka.
  - Nie ja prowadzę już twoje leczenie, ale w porządku, powiem Ci. - Założyłam nogę na nogę i skrzyżowałam ręce na piersi -  Nanami bardzo wytrwale i umiejętnie poszarpała ci nerw wzroku. Obrażenia rozległy się do tego stopnia, że naruszyły również mózg. Gdyby nie ja, najpewniej spaliłaby ci go na wiór. O ile jest tam co palić.. - Niedbale machnęłam ręką, postanawiając nie zwracać uwagi na mordercze spojrzenia które we mnie lokował. Po nabraniu oddechu, wznowiłam monolog:
  - Zrobiłam co w mojej mocy, żeby to naprawić, siedząc nad tobą ponad 8 godzin. Odpowiadając na twoje pytanie, najprawdopodobniej dzięki zasługą twojej durnej kochanki nie będziesz w stanie więcej widzieć na lewe oko. I uprzedzając drugie pytanie, tak, podejrzewam że byłabym w stanie przywrócić ci wzrok. - Nastała krótka przerwa - Ale tego nie zrobię.   
 - Dlaczego ? - Nie krył zdziwienia, jakie zdradziecko wkradło się w ton jego głosu i jednocześnie wyraz twarzy.
  - Nic z tego nie mam - Wzruszyłam ramionami - Po za tym nie lubię niewdzięczników. No, i nie wspominając o tym, że mieliśmy trzymać się od siebie z daleka.
  - Ty to powiedziałaś. - warknął, jeszcze mocniej się nade mną pochylając.
 - A tobie nie pozostaje nic innego, jak tylko się zgodzić. - Mały wredny duszek podkusił mnie, abym uniosła dłoń i delikatnie pogładziła jego policzek. Był szorstki w dotyku; po przypatrzeniu wyraźnie widać było na nim ślady jednodniowego zarostu. - Wyleczę twoje oko pod warunkiem, że więcej się do mnie nie zbliżysz.
  - Odmawiam.
  - To super kie….Co ? - spojrzałam na niego jak na wariata - Co ty powiedziałeś?
  - Nie zgadzam się.
 - A to niby czemu?! - żachnęłam się, w oszołomieniu jeszcze mocniej napierając plecami na i tak mocno przechylone oparcie. Nierównomiernie rozłożona siła zadziałała z zatrważającą prędkością. Przednia część fotela uniosła się niebezpiecznie w górę, a ja poszybowałam z całym krzesłem w stronę podłogi.    
  Zapiszczałam cicho i instynktownie sięgnęłam w stronę Sasuke, licząc na to że mnie złapie.
Nic nie wskazywało jednak na to, żeby miał zamiar to zrobić. Rozwarte palce jak w amoku pochwyciły solidną garść powietrza.
  Ty kurwa draniu, pomyślałam, zanim jego dłonie mocno pochwyciły mnie w tali, unosząc do góry.
Krzesło opadło z hukiem na podłogę.  
A ja trwałam w ramionach Uchihy, mocno oplatając rękami jego szyję. W nozdrza uderzył mnie znajomy męski zapach, co automatycznie sprawiło, że zachciałam się od niego odsunąć i przysunąć jednocześnie.
  - D-Dziękuje ale.. ale muszę już iść. Puść mnie.- zażądałam, stopami usiłując dotknąć podłogi. Na nic zdały się starania, kiedy silne, męskie ręce podtrzymywały mnie w powietrzu, skutecznie oddalając od upragnionej ziemi.  
  - Teraz? - zakpił, odsuwając mnie od siebie na odległość wyprostowanych ramion i mimo to wciąż, bez problemu unosząc w górę. Szarpnęłam się parokrotnie.
  - Tak, teraz! - fuknęłam - Jeśli łaska. Mam dużo pracy. Nie śmiej się! Zaraz wydrapie ci drugie oko!
Głuchy na moje nawoływania, podszedł do biurka i posadził mnie na jego krawędzi. Prychnęłam dosadnie, jednym odepchnięciem wprawiając ciało w krótki lot.. który niestety nie skończył się upragnionym lądowaniem. W połowie drogi czyjeś dłonie znowu pochwyciły mnie, brutalnie sadzając w poprzednim miejscu.
  - Sasuke! - zagrzmiałam
  - Sakura.
  - Nie małpuj!  
 Podszedł jeszcze bliżej i swobodnie oparł się rękami po obu stronach mojego ciała. Odchyliłam się nieznacznie, nie chcąc znajdować aż tak blisko jego twarzy. Zwilżyłam usta językiem.
 Chłopak wpatrywał się we mnie z uwagą.
Jego twarz pozostawała taka jak zawsze, bezwyrazowa i obojętna. Emocje zdradzało za to oko, połyskujące niebezpiecznie.
Z “listy bezpieczeństwa” przekreśliłam również podpunkt trzeci, który mówił o zakazie fizycznego kontaktu.
  - C-Co ty robisz!
 - Mam zamiar cię przekonać.. - mruknął, powoli nachylając się nade mną. Mechanicznie zaczęłam odsuwać się w tył - .. żebyś przywróciła mi wzrok.
Zetknęłam się plecami z drewnianą powierzchnią biurka, co uniemożliwiło mi dalszą ucieczkę. Pisnęłam, orientując się, że Sasuke praktycznie na mnie leży podczas gdy ja nie robię nic by go powstrzymać. Za sprawą tej myśli niechętnie ułożyłam dłonie na jego torsie, odpychając go.
  - Nie czuję się ani trochę przekonana! - odparłam zjadliwie, przerażając się na nie na żarty, kiedy leniwie wplótł palce w moje włosy. Miałam zajęte ręce i nie mogłam nic z tym zrobić, postanowiłam więc wzrokiem pokazać mu co o tym myślę.
  - Mam zamiar całować cię tak długo, aż się zgodzisz. - Delikatnie zetknęliśmy się nosami, co w zestawieniu ze słowami spowodowało u mnie niekontrolowany rumieniec. Nienawidziłam całym sercem tej zdradliwej emocji. - Ponieważ tylko to na ciebie działa.
Policzki płonęły żywym ogniem i nawet nie chciałam wiedzieć jak musi wyglądać teraz moja twarz, na tle jasnoróżowych włosów.
Najwyraźniej nie była aż tak odpychająca, aby odwieść Sasuke od jego planów.
  - Nie! Przestań! - gwałtownie odwróciłam głowę w bok - POMO… !!
O sekundę za późno zorientował się w tym, co zamierzam. Zanim zakrył moje usta dłonią, zdołałam wywrzeszczeć dwie pierwsze sylaby.
  - Ty durna idiotko! - wysyczał, siłą zmuszając mnie bym na niego spojrzała. W odsłoniętym oku ostrzegawczo błyszczał już sharingan. Gdybym mogła, z powodzeniem właśnie bym teraz krzyczała, ale Uchiha bardzo przezornie nie puszczał moich ust. Było to w pewnym stopniu pomocne: skoro nie ma do nich dostępu to nie może też ich całować, jak to złowieszczo zapowiedział.
Wybełkotałam coś gorączkowo i wierzgnęłam nogami. Próby, chodź rozpaczliwe, nie przynosiły żadnego skutku.
  - Jeśli zamierzasz mnie wyleczyć, zamrugaj dwa razy
Zastanawiająco zbyt delikatnie przeczesał dłonią moje włosy, przez chwilę okręcając sobie wokół palca jeden z kosmyków.
  Zamrugałam całą serią, a gdy wyczekiwany moment puszczenia wolno nie nadchodził, ponowiłam ten gest. Mrugałam tak długo aż w końcu rozbolały mnie oczy.
Wtedy Sasuke zabrał dłoń trzymającą moje usta a ja momentalnie nabrałam głośnego wdechu, jakby przez te niekończące się minuty trzymał moją głowę pod wodą.
  - Poddaje się! Dobrze! Wyleczę cię, zgoda. Ale teraz mnie zostaw! - zawołałam niemal rozpaczliwie, z każdym ruchem nóg dobitnie uświadamiając sobie, że ocieram się nimi o jego uda. To wywołało kolejną falę zmieszania pomieszanego z rosnącym pożądaniem.
  - Może sądzisz że cię prowokuje, ale nie potrafię na ciebie patrzeć jak na towarzyszkę z drużyny. - odparł nieoczekiwanie i uśmiechnął się kącikiem ust. Wybrał miejsce najgorsze z możliwych na takie ckliwe wyznania: szpital, gabinet, biurko... Leżąc bezwstydnie przytkniętą do męskiego torsu, zatracałam w sobie umiejętność myślenia. Jedyne co byłam w stanie zrobić to szeroko otworzyć oczy i powoli wyprowadzać płytkie oddechy - Widzę w tobie zmysłowa kobietę i nic na to nie poradzę. Wiesz o tym doskonale. - Próbowałam wysunąć się z spod niego, ale przyciskał mnie mocno - Ja również cię pociągam, powiedziałaś mi to.
Westchnęłam błogo, czując jego dłonie na swojej szyi. Gładził ją pociągłymi ruchami.
   - Z jednej strony mnie odpychasz, z drugiej przyciągasz. - mruknął miękko.
   - Przestań bawić się w pirata. - Chciałam aby głos brzmiał stanowczo, ale z gardła wydobył się tylko słaby pisk.
  - Pirata?
  - A tak. Najpierw zakrywasz jedno oko, a teraz chcesz mnie uwieść.
Pochylił się nad moim obojczykiem i koniuszkiem języka dotknął rozgrzanej skóry.
  - Nie słyszałem żebyś powiedziała “nie”.
Nie, nie nie nie nie nie, tak! O nie nie nie.. a może.. nie nie nie! Zaborczo pokręciłam głową, zdając sobie sprawę, że w tym stanie żadne mądre słowo nie przeciśnie mi się przez krtań. Głupie - z całą pewnością, ale ich wolałam unikać.
 - Puść mnie i Idź zabawiaj się ze swoją Nanami. Nie! Nic mnie to nie obchodzi! - zawahałam się, by ostatecznie mocno zacisnąć usta w twardym postanowieniu nie odzywania się już do końca świata.
 Ogarnięci swoją bliskością, zbyt późno zdaliśmy sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa.   
  - Sakura-chan! Jesteś tam?!
 Na dźwięk głosu Naruto zamarłam, czując jak cała krew odpływa mi z twarzy. Zszokowana i zdezorientowana, ledwie dostrzegłam, że Sasuke klnąc siarczyście puścił mnie i wyprostował się gwałtownie. Dopiero kiedy usłyszałam nakazujące syknięcie:
  - Kurwa mać, rusz się! - Ochłonęłam na tyle, by pojąc, że katastrofa wisi w powietrzu.
 Wyobraźnia błyskawiczne podsunęła mi obraz Naruto, który z pianą na ustach wpada do gabinetu i zastaje nas w zupełnie niedwuznacznej sytuacji. Gorzej być po prostu nie mogło, ponieważ skoro wie Uzumaki, to automatycznie dowiaduje się o tym cała wioska. Wystarczy że powie co nieco Hinacie, ona Ino.. i później pójdzie już z górki.
A ja będę musiała zmienić nazwisko i adres zamieszkania, bo drugi raz takiego upokorzenia ze strony Sasuke chyba nie zdzierżę.
  Uchiha wprawnym gestem podniósł z ziemi leżące krzesło i jednym ruchem posadził mnie na nim, samemu zajmując miejsce na kozetce.
  Sekunde później do pomieszczenia wpadł zdyszany Naruto, obłąkanym spojrzeniem ogarniając cały gabinet.
W tym całym rozgardiaszu nie zdążyłam nawet ułożyć sobie włosów ani poprawić ubrań.. modliłam się tylko w duchu by blondyn nie zaczął snuć żadnych podejrzeń.
  - Sasuke, ty dalej tutaj ? - zapytał zdziwiony, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do mojego biurka. Odchrząknęłam, gorączkowo przeszukując papiery w poszukiwaniu karty wypisu pacjenta. Nie byłam żadnym mistrzem improwizacji, wręcz przeciwnie - kiedy przychodziło mi udawać, moje ruchy nagle stawały się niezdarne, głos piskliwy a wzrok rozbiegany.
  - Karta wypisu, zgadłam ? - wykrzywiłam usta w delikatny uśmiech, nie odwracając wzroku od sterty dokumentów. - No gdzieś to musi być.. Przecież tutaj kładłam!
  - Taaaaaak. Nie chcieli mnie wypuścić.
 - I tak długo ich przekonywałeś? - mruknął szorstko Sasuke. Pierwszy raz w życiu byłam mu za coś wdzięczna. Tym razem skutecznie odwrócił ode mnie uwagę Uzumakiego.  
  - Po drodze wpadłem jeszcze do Ino. - odparł wesoło - Chciała tutaj przyjść ale zastrzegłem ją, że rozmawiasz teraz z Sasuke. - dodał, zwracając się bezpośrednio do mnie. Wdzięcznie skinęłam głową, ku uldze odnajdując wreszcie potrzebną kartę.
Wypełniłam ją z nienaturalnym pośpiechem, drżącą dłonią podałam Naruto, a następnie wstałam i rezolutnie otworzyłam drzwi, czekając cierpliwie aż dwójka towarzyszy pójdzie w moje ślady. Na korytarzu skrupulatnie unikałam rozbawionego spojrzenia Sasuke, czując się bezpieczniej kiedy zewsząd otaczały mnie ciekawskie pary oczu.
Uchiha atakuje tylko i wyłącznie, gdy jesteśmy sami.
Pożegnałam się z Naruto skinięciem głowy, a potem obróciłam na pięcie i ruszyłam przed siebie, pragnąc uspokoić myśli przy kubku gorącej kawy.

  W kilkanaście minut później ciężko opadłam na stołek w pomieszczeniu socjalnym.
 Co to wszystko miało znaczyć, pomyślałam, drżącymi rękami unosząc ostrożnie kubek do ust. Zachowanie Sasuke w ostatnich tygodniach było tak sprzeczne od wizerunku, którym częstował nas przed oraz w trakcie życia na wygnaniu, że ciężko było mi teraz nastawić się w jakikolwiek sposób na tą nieoczekiwaną zmianę.
Przede wszystkim, nie chciałam jej.
 Sasuke to Sasuke, bezinteresowny, zimny i twardy facet. Co wiec musiało strzelić mu do tej durnej głowy, że postanowił uwieść mnie, wywlekając na wierzch cechy charakteru, teoretycznie uznane u niego za martwe?
 Wykazywał statystycznie zbyt dużo zainteresowania, posługiwał się nienormalnie sporą ilością słów w jednym dniu i na domiar złego, stać go było na delikatne gesty, godne najczulszego kochanka.
  Byłoby mi łatwiej, gdyby zachowywał pozory zimnego drania. Najprawdopodobniej nie przeznaczyłby wtedy dla mnie nawet złamanej sekundy swojego życia, co oznaczałoby samoistne rozwiązanie się problemu.
  Jednak po kolejnej kawie zaczęłam nabierać - nikłej co prawda - nadziei, że jakoś to przeżyję.
Wyleczę jego oko, a potem postaram się o sądowy zakaz zbliżania.
Skoro prośby i groźby nie pomagają, należy załatwić to z grubej rury i pozbyć się, natrętnego osobnika raz na zawsze.
Pokręciłam zażenowana głową.
Chodź przyswoiłam sobie całkiem pokaźną dawkę kofeiny, nadal czułam się nieco rozkojarzona.
  Nie spostrzegłam nawet w którym momencie drzwi od pomieszczenia uchyliły się, wpuszczając do środka niewielką osobniczkę płci pięknej. Dziecko przystępując z nogi na nogę, nieśmiało zatrzymało się przy ścianie.
  - Jak się ma moja ulubiona pacjentka? - zagadnęłam wesoło, jednym haustem dopijając zawartość kubka i powstając z miejsca. Mały człowieczek uśmiechnął się szeroko, a potem wyciągnął ku mnie małe rączki. Ze śmiechem podniosłam Misaki z ziemi.
- Doktor Sakuro - odparła najpoważniejszym tonem, jakim dysponowały czterolatki i  zacisnęła wokół mojej szyi swoje małe rączki.
  - Zamieniam się w słuch.
Razem opuściłyśmy niewielki pokoik socjalny, kierując się w stronę oddziału dziecięcego. Wędrując po korytarzach nie odzywałam się, dając wyraźnie zamyślonej dziewczynce czas na rozwinięcie wypowiedzi.
  - Doktor Sakura, postawmy sprawę jasno. -  zaczęła w końcu i ujmując moją twarz w pulchne rączki, obróciła ją ku sobie poddając uważnym obserwacją. Małą, pyzatą buzię wykrzywiła długa bruzda na czole, kiedy mocno zmarszczyła obie brwi. - Czy ty jesteś sparszywiała?
Rzadko kiedy w swoim życiu miałam okazję doświadczyć takiego szoku.
  - A kto ci tak powiedział? - wydusiłam, z wrażenia zatrzymując się na samym środku korytarza. Dziewczynka była uosobieniem niewinności, wątpię więc by sama doszła do takiego druzgoczącego moje dobre serce wniosku.
Po za tym miała tendencję do zapamiętywania nowo poznanych słów a następnie powtarzania ich do czasu poznania nowego, ciekawszego wyrazu. Stan ten potrafił ciągnąć się tygodniami.
  - Doktor Ino! - ogłosiła pełnym wyrzutów głosem i teatralnie zaparła się pod boki. Musiałam podeprzeć jej plecy drugą ręką. - Wczoraj wyglądając za okno powiedziała, że masz sparszywiały nastrój! Ja słyszałam i to bardzo dobrze, ponieważ schowałam się za łóżkiem żeby nie mogła mnie znaleźć!
  - I co, znalazła cię w końcu? - zapytałam rozbawiona, zdmuchując natrętny kosmyk włosów opadający mi na oko.
  - Tak! - obruszyła się gwałtownie - Ale ja widziałam, że miałaś bardzo ładny strój, nie sparszywiały, tylko różowy!
Pokiwałam z dezaprobatą głową, cmokając karcąco.
 - Cała Ino! W ogóle nie zna się na kolorach!
Okrągłą twarzyczkę rozświetlił szeroki uśmiech, kiedy ochoczo zgodziła się z moimi słowami zaraz nakazując szybkie podążanie w wyznaczonym kierunku. Posłusznie pozwoliłam pokierować się dyktaturze dziecka, po chwili rezolutnie wkraczając do sali… w której leżał Sasuke.
 Milcząco uniósł głowę i po zilustrowaniu rozanielonej Miaski, spojrzał na mnie pytająco. Ja z kolei podobnym gestem zaszczyciłam dziewczynkę. A ona dla odmiany była w siódmym niebie.
  - To on! - zawołała radośnie, bez skrępowania wskazując na karowłosego palcem. Ilekroć ktoś napominał ją, by nie pokazywała tak ludzi, bo to nie kulturalnie robiła skruszoną minę i stosowała się do polecenia... ale tylko przez kilka minut.
Westchnęłam ciężko i postawiłam czterolatkę na ziemi.
  - Nie można tak wskazywać na obcych Misaki. To nieładnie.
- Oh przepraszam! - poprawiła się natychmiast i opuściła rączkę. Pulchne policzki zaczerwieniły się - Doktor Sakuro... czy myślisz że on mnie teraz nie zechce? Bo jestem taka.. taka nieładna?
 Spojrzałam na tą małą, niewinną istotkę z zamroczeniem, przybierając niemądry wyraz twarzy. Lekko rozchyliłam wargi i zaprzestałam mrugania, na rzecz mozolnego wygrzebywania się z pierwszego zaskoczenia.
A więc to jest ten “boski męszczyzna!” o którym zaprawiała przez całą drogę. Biedne dziecko...
  Czule pogłaskałam ją po główce.
  - Nie wiem Misaki, może pójdziesz się go spytać?  
Dziewczynka spojrzała na mnie jak na raroga.
  - T-Teraz? Sparszywiały pomysł! - zaapelowała dobitnie
  - A to dlaczego?
  - Wstydzę się! - pisnęła płaczliwie i gwałtownie wtuliła się w moje nogi.
Co jest nie tak z tym nieziemsko przystojnym mężczyzną, skoro potrafi wprawić w zawstydzenie nawet tak zaprawioną bojowniczkę jak Misaki! Czule wplotłam palce w jej brązowe, lekko poskręcane włoski.
  Nie mogłam pozwolić by Uchiha sprawił jej przykrość. Znałam ból odrzucenia, wiedziałam co ono robi z umysłem młodej kobiety, nieświadomej goryczy świata. Uczucie, bez względu na to jak wczesne, wciąż pozostaje czymś głębokim i ważnym, nawet jeśli nie jest trwałe.
 Wykorzystując rzadko występującą chwilę nieuwagi tego żywiołowego dziecka, zadarłam głowę, posyłając Sasuke ostrzegawcze spojrzenie. Następnie, chcąc uwyraźnić swoje intencję przesunęłam palcem na wskroś szyi, demonstrując mu jaki zabieg przeprowadzę jeśli złamie mojej podopiecznej serce.
  Nie zrobił nic, co mogłoby świadczyć o zrozumieniu sygnałów. Znużony przeniósł tylko wzrok na sufit ponad swoją głową. Odebrałam to jako dobry znak.
Delikatnie złapałam Misaki pod pachami a następnie uniosłam drobne ciałko z ziemi, postępując kilka niepewnych kroków w jego stronę.
  Sytuacja przypominała niepotrzebne i przewidywalne w skutkach zapoznawanie małej antylopy z dorosłym lwem. Drapieżnik pozornie spokojny, jednocześnie gotowy w każdym momencie rzucić się i zmiażdżyć zarówno młode stworzonko jak i jego wytrwałą, niemądrą opiekunkę.
  - Przedstawię Was, dobrze? - zwróciłam się do dziecka i nie czekając na przyzwolenie posadziłam ją na łóżku obok wybranka, samej zajmując miejsce na pobliskim krześle.
Misaki siedziała sztywno i jednocześnie milczała jak zaklęta, nie ważąc się nawet spojrzeć na zobojętniałego mężczyznę. Zaczerwieniona i uroczo skruszona stanowiła tak rozczulający obrazek, że miałam ochotę wy przytulać ją za wszystkie czasy.
  - Misaki to jest Sasuke - odparłam ciepło, czując się jakbym właśnie przedstawiała ze sobą dwa pobliskie krańce ściany. Nikt nie zareagował ani nie poruszył się, gdy dokonywałam krótkich prezentacji. Dziewczyna była na to zbyt zawstydzona, natomiast Uchiha.. jego to po prostu nie interesowało.  
  Dyskretnie wsunęłam dłoń pod kołdrę i odnajdując jego odsłonięte ramie, uszczypnęłam je boleśnie w tym samym momencie łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Skinęłam głową w stronę dziecka i ułożyłam usta w nieme słowo “Zrób coś”. Wskazałam palcem na jego zabandażowane oko wyszczerzając się przebiegle.
Zirytowane westchnienie podpowiedziało mi, że niewątpliwie zrozumiał aluzję.
Niechętnie uniósł się do pozycji siedzącej i wyciągnął przed siebie dłoń.
  - Cześć. - warknął chłodno, co potraktowałam kolejną dawką krótkich podszczypywań. Rzucił mi zagniewane spojrzenie.  - Cześć - poprawił i tym razem jego głos zabrzmiał przekonywająco. Pokiwałam z uznaniem głową.
 Dziewczynka rozpromieniła się niemal do razu, ochoczo uciskając jego wyciągniętą rękę. Potrząsnęła nią żywiołowo a następnie puściła gwałtownie, jakby dotyk ten po kilku sekundach ją sparzył. Zmarszczyłam brwi ale ona zdążyła już wyzbyć się wszelkich niepewności i śmiało wdrapała się chłopakowi na kolana.
Nie zrzucił jej, jak to początkowo podejrzewałam.
 - Sasuke, co ci się stało sparszywiałego w oko? - zapytała niewinnie, dla pewności wskazując palcem na zabandażowane miejsce. - Boli?
  - Nic ciekawego - odburknął, sumiennie unikając patrzenia na twarz małej.
Jak wielkim by nie był wojownikiem… za grosz nie potrafił postępować z dziećmi. W zetknięciu z energiczną czterolatką nawet jego wisielczy nastrój uległ drobnej zmianie. Sasuke był zbyt zaaferowany ufną dziecięcą rączką wodzącą po jego policzku by uświadomić sobie, że maska pod którą się chował, opadła samoistnie.
 - Ale masz długie włosy! - ogłosiła wszem i wobec dziewczynka, bez skrępowania wplatając paluszki w jego czarne kosmyki.  - Mogę z nich porobić warkoczyki? Poproszę ładnie! Będą takie śliczne!
  Milcząco obserwując zaistniałą sytuację, wpadł mi do głowy zbawienny pomysł.  
Czekał mnie tydzień kilkugodzinnych sesji rehabilitacyjnych sam na sam z Sasuke, a nie byłam idiotką by wiedzieć, jak bardzo nie mogę do tego dopuścić. Na leczeniu nie skończyłoby się na pewno; nie ufałam sobie do tego stopnia by postawić wszystko na wątpliwą asertywność. W obecności Uchihy nawet ona wyparowywała mi z głowy, zabierając ze sobą zdrowy rozsądek.
  - Ale czemu masz ten śmieszny bandaż? Nie masz oka? - zamarudziła, marszcząc swój mały nosek kiedy chłopak stanowczo odsunął jej ręce od swojej głowy. Zanim to zrobił, zdążyła pochwycić kilka kosmyków w cieniutkiego, powabnego warkoczyka.
  - Sasuke musi przejść przez dłuuugie leczenie - pośpieszyłam z wyjaśnieniami, zanim dziewczynka zmieni temat i szanse na zrealizowanie mojego planu spalą na panewce. Zyskując jej uwagę, odetchnęłam spokojniej - Wiesz jak długie?
 - Baaaardzoo długie! - podsunęła przejęta
Pokiwałam głową, rada z jej entuzjazmu.
- Na pewno będzie mu smutno, że musi spędzić ten czas tylko w moim towarzystwie.. - Wzrok którym mnie obarczył, wyraźnie sugerował odmienne zdanie w tej sprawie. Zignorowałam to i hardo pociągnęłam dalej - Czy nie chciałabyś nam towarzyszyć, Mizuki? Dużo byś mi wtedy pomogła.
  -Mogę?! Moge! Rety! -  Wydała z siebie wesoły okrzyk radości i w przypływie szczęścia, mocno objęła Sasuke małymi rączkami. Zmieszał się, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, po długiej chwili wahania kładąc dłoń na głowie małej.
  Widok ten wzbudził we mnie ogromne pokłady... czułości.
Widziałam uśmiechniętą dziecięcą buźkę i wyzbytą chłodu postawę Sasuke. Wciąż nie nadużywał zbyt wielu emocji, mimo to coś pozwoliło mi twierdzić, że zaimprowizowana sytuacja w jakimś stopniu go poruszyła.
Uniosłam delikatnie kąciki ust.
Być może nie będzie to aż taki zły tydzień?


33 strony. Chyba oszalałam... <3

12 komentarzy:

  1. Dwa dni - tyle mi wystarczyło, żeby przeczytać wszystkie rozdziały! Jesteś chyba geniuszem pióra! Podoba mi sie bardzo postac Sasuke, nie jest takim typowym gburem i chamem, tylko ma to coś! Sakura też na super charakter ♡ Wkurza mnie troszkę Kiba... I Naruto, z którego większość robi jeszcze większego durnia niż jest w rzeczywistości... Co do tajemniczego kochanka Sakury~ Podejrzewam, że to Itachi! Ale znowu wątek Madary chce mi powiedzieć coś innego 😂 No nic ja rozkminiam dalej a ty pisz kolejna część bo nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi przeogromnie!
      Postaram się na przyszłość trochę tego Naruto nieszczęsnego uczłowieczyć! Chłopak się ustatkuje, określi.. może coś się zmieni! :)
      Tajemnicy nie wyjawię, mimo chęci! :D Jednakże coś czuje, że nie będzie to dla nikogo duże zaskoczenie ( jak już się oczywiście okaże, z kim tam się Sakura obracała w wolnych chwilach ;) )

      Rozdział piszę piszę, cały czas! <3

      Usuń
  2. Jesteś niesamowita , kilka godzin intensywnego czytania by nadgonić rozdziały . Uwielbiam tego bloga i liczę na nowe rozdziały . Bardzo imponuje mi twoje wyczucie sytuacji między Sakurą a Sasuke , lubię gdy coś się dziej już od początku .... . Pozostanę wierną fanka .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję przeogromnie i mam nadzieję, że nie zawiodę! <3

      Usuń
  3. Pragnę więcej tak długich rozdziałów, a nawet dłuższych!
    Bardzo podobają mi się przedstawione przez ciebie charaktery bohaterów. Z reguły nie przepadam za żeńskimi postaciami, ale u ciebie nawet je polubiłam. No może z wyjątkiem Nanami. Mam nadzieję, że w końcu coś będzie pomiędzy Sasuke i Sakurą. Czuję się bardzo rozczarowana jak sytuacja się rozkręca a tu nagle ktoś przerywa, eh ...
    Bardzo fajne są też wątki z pobocznymi postaciami, jednak mam nadzieję, że nie zdominują głównych bohaterów. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :)
    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział już się piszę - melduje! :D
      Lubię bawić się w podchody, toteż moim bohaterom również zarządzam podobne atrakcje.
      Jeszcze minie trochę czasu (bądź rozdziałów) zanim wszystko sobie wyjaśnią. A jest baaardzo dużo do wyjaśniania! :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. No teraz to jeszcze bardziej rozpaliłaś moją ciekawość. Jak nie zobaczę rozdziału do końca tygodnia to normalnie nie wytrzymam. :p

      Usuń
  4. Przerwałam pisanie komcia, booo zrobiło się na tyle ciepło, jak na to lato, że poleciałyśmy z siostrą na plaaażę, ale juże jestem!
    Raany, byłam tak nienasycona po tym rozdziale, totalnie, okropnie, okrutnie! Brakowało mi ich zbliżenia, mimo że ono było, to i tak czułam straszliwy niedosyt :-/ CHCĘ WIĘCEJ! Z drugiej strony cieszę się, że jedynie tak na siebie wpadają, ale do niczego jeszcze nie doszło, bo to się tak uroczo ciągnie <////3
    Nanami z kolei dla mnie postacią, która nie tyle co deneruwje, ale bardziej wzbudza litość XD Głupiusia, nieporadna iii na szczęście, zupełnie nieszkodliwa :-D
    Iiiii ten wątek z dzieciaczkiem! Coś czuję, że ona im nieco dopomoże!
    W ogóle toooo rozdział czytałam podczas pobytu u Caiirean, kiedy to już sobie smacznie spała tuż obok, całkiem późno w nocy, ale sen mnie nie zmógł przez te... ponad trzydzieści stron. A ja nie umiem napisać kilku od kwietnia XD Buziaki za twoją pracowitość :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ( Ścignij tam tą Caiirean, bo ona też sobie cholercia w kulki leci. Nie powiem, dobrałyście się obie idealnie! xD )

      Zbliżenie będzie, chodź (ZASPOILERUJE) nieprędko. (KONIEC SPOILERU) xD
      Toteż się proszę nie nastawiać na nic szalonego... Póki co! :D
      Mam dla nich zaplanowaną całą masę innych atrakcji! Mniejszych, większych, fajnych, mniej fajnych.. No, pożyjemy, zobaczymy! :D

      Usuń
  5. Mimo to, że pod koniec rozdziału Sasuke zachował się jak normalny człowiek, dla mnie i tak zawsze będzie sparszywiałym dupkiem. Mógłby podejść i normalnie powiedzieć "Słuchaj, Sakura.. dziękuję, że uratowałaś mi życie. Znowu. Byłbym bardzo wdzięczny gdybyś była tak miła i naprawiła mi oko. Co Ty na to?" Ale nie! On musi wymyślać i wymuszać! Wymuszacz jeden!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oki, będę komentować co dziesiąty rozdział, bo za dużo tego xd Jezu, dziewczyno, chciałbym umieć pisać tak długie rozdziały. Zwyczajnie po paru akapitach brakuje mi pomysłu na ciąg dalszy i przeskakuję do następnych scen.

    Szczerze, to mam cholernie dość Sasuke. Co za nieczuły drań, rany boskie! Najbardziej wkurzył mnie, kiedy przeleciał Nanami i jakby nigdy nic dalej mieszał się w sprawy Sakury. Nie znoszę ludzi, do których nie docierają argumenty i dalej zachowują się jak pępek świata robiąc co żywnie im się podoba. Bodajże w poprzednim rozdziale (lub dwie części w tył) w końcu dotarło do niego, że robi jej krzywdę. Ale jak widzę niewiele to zmieniło. Mam nadzieję, że się opamięta i nie będzie krzywdził dziewczyny QQ

    Co do Sakurci, to niezła z niej bestyjka. Czasami mam ważnie, że jest niezrównoważona psychicznie, ale w końcu to nasza Sakura, ona już taka jest xD

    OdpowiedzUsuń