piątek, 2 września 2016

11. Uzurpatorka moich myśli

 
To zdecydowanie był najkoszmarniejszy tydzień w całym moim życiu, pomyślałam udręczona, siedząc sztywno na twardym, niewygodnym krześle stojącym przy śpiącym Sasuke.
  Mała Mizuki leżała na drugim ze sparszywiałych łóżek, oglądając sparszywiałą książeczkę i żaden sparszywiały doktor nie miał prawa jej w tym momencie przeszkodzić. Mała dyktatorka owinęła sobie wokół małego paluszka cały sparszywiały personel.
Jedyną osobą która uniknęła niepochlebnego określenia był Sasuke.
Dziewczynka upatrzyła sobie młodszego Uchihe i od czasu oficjalnego zapoznania, praktycznie nie odrywa od niego wzroku. No, chyba że ma akurat do przejrzenia nową, obrazkową książeczkę. Wtedy sprawa miała się zupełnie inaczej.
Nie od dziś wiadomo, że żaden mężczyzna nie możne równać się z książeczką.
 Co nie zmienia faktu, że połączone siły gadatliwej Mizuki i nieprzyjemnego w obejściu Sasuke całkowicie wypruły mnie z całej energii.
 Uchiha jest dla mnie na swój sposób miły tylko wtedy, kiedy usiłuje mniej lub bardziej delikatnie zaciągnąć mnie do łóżka.
  Taką zależność spostrzegłam w 2 dzień od rozpoczęcia leczenia.
Miał wtedy wyjątkowo paskudny humor i nie szczędził mi ciętych uszczypliwości ani groźnych warkotów. Wczesnym porankiem przekonał się, że nie żartowałam, proponując Mizuki czynne uczęszczanie przy zabiegu. Dziewczynce szybko znudziło się co prawda zadanie małej asystentki, ale, ku mojej niewypowiedzianej uldze, nie wykazywała ochoty na opuszczenie pokoju.
 Nie odwołam tego, co powiedziałam w Sunie.
 A jeśli Uchiha sądził, że wpłynie w tym tygodniu na moją decyzję, bardzo się pomylił. Będzie musiał przełożyć to do następnego stulecia. Ewentualnie drugiego życia.
Nie miałam zamiaru odstępować od swoich reguł tylko dlatego, że on postanowił zignorować moje ostrzeżenia. Pobudki miał mało szlachetne, a ja postanowiłam na wszelkie sposoby ukrócić mu to niewykonalne marzenie.  
Dlatego cieszyłam się, że przebrnęliśmy przez większość i teraz mamy przed sobą zaledwie dwa ostatnie dni leczenia.
Sasuke zaświadcza, że jest w stanie widzieć już wszystko, co jest dla mnie małym, osobistym sukcesem. Rzadko kiedy ma się okazję nadzorować pracę tak szlachetnej rogówki, jak tej członka Klanu Uchiha. Przez cały tydzień z żywą fascynacją wpatrywałam się w jego oczy, notując i zapisując własne obserwacje.
I tylko wmawiałam sobie, że hipnotyzująca moc jego spojrzenia nie miała na mnie żadnego wypływu.
  - Doktor Sakura - Cieniutki głosik przedarł się przez stertę moich rozbieganych myśli i po kilku sekundach ostatecznie zakodował w mózgu. Leniwie powiodłam spojrzeniem w stronę czterolatki. Uśmiechała się szatańsko znad kolorowej książeczki - Rumienisz się!
Głośno zaczerpnęłam powietrza, opuszkami palców wodząc po swoich policzkach. Okazały się nienaturalnie ciepłe, co tylko wprawiło mnie w stan głębszego zażenowania.
- Sparszywiale? - mruknęłam cicho, wracając wzrokiem do trzymanego w dłoniach dokumentu. Przedstawiał pokrótce wyniki badań i kartę zdrowia Uchihy.
 - Nieee! - Przeciągły ton zasygnalizował, że dziewczynka właśnie potrząsa energicznie głową - Bardzo pięknie!
 - Ah. W takim razie dziękuję - Uśmiechnęłam się kącikiem ust, w dalszym ciągu pochylając lekko głowę. Wyniki badań wcale nie były aż tak pochłaniające, po prostu nigdy nie wiedziałam jak zachować się w odniesieniu do miłego komplementu.
Odłożyłam papiery na szafkę.  
 Wstałam, po czym najciszej jak potrafiłam przedostałam się do drzwi, po drodze podchwytując małe dziecięce ciałko. Przykładając palec do ust nakazałam zachować milczenie.
  - I co… Obudził się? - wyszeptał konspiracyjnie maluch, gdy w akompaniamencie cichego zgrzytu udało mi się zamknąć za nami przejście. Wtedy też postawiłam Mizuki na ziemi, wygładzając materiał fartucha.
  - Na szczęście nie. Bo obie dobrze wiemy co dzieje się, kiedy ktoś obudzi Sasuke, prawda?
Dziewczynka energicznie pokiwała głową
 - O tak! - odparła poważnym tonem  - Robi się wtedy taki zły. I warczy!
 - Jak groźny pies! - podłapałam, demonstracyjnie wyszczerzając w jej stronę zęby - Wrr!
 - Tak! Jak taki.. groźny.. jak pinczer!
 Nie wytrzymałam i zaniechując dyskrecji parsknęłam głośnym śmiechem. Równie dobrze mogłyśmy porównać go od razu do szczura, a i to być może nie byłoby tak upokarzające.
 Cicho chichocząc podałam czterolatce swoją dłoń. Ujęła ja ufnie i razem ruszyłyśmy przed siebie, po drodze pokonując labirynty korytarzy i długie kolumny schodów.
 Kiedy dopadłyśmy w końcu do holu, moja towarzyszka była nieźle zmachana, ale dzielnie nie dawała niczego po sobie poznać, raz po raz tylko odwracając się by zaczerpnąć głębszego wdechu. Poufale udawałam, że nic takiego nie widzę.
  Sytuacja w szpitalu polepszyła się.
 Zamiast zeschniętej krwi na ścianach i podłogach, widniała tam teraz świeżo położona farba. Niewygodne, drewniane ławy zniknęły a na ich miejsce pojawiły się obite poduszkami krzesła. Tudzież liczba pacjentów zredukowała się o połowę.
Ta placówka potrzebowała tylko dobrej organizacji, a i brak lekarzy nie wydał się nagle takim dużym problemem. Studenci uczeni przez Shizune, zaczęli uczęszczać na praktyki. Za każdym razem posłusznie schodziłam im z drogi, nie czując się na siłach by po nieustannym towarzystwie Mizuki odpierać kolejne, zmasowane ataki słów i pytań.
 Z każdego kąta nie śmierdziało już śmiercią i cierpieniem. Osobiście dopilnowałam by nawet najmniejszy zakamarek tego szpitala został dokładnie wyszorowany i zdezynfekowany.
Nie omieszkałam się poruszyć sprawy zaniedbanej higieny gdy cała w krwawych skowronkach napadłam na dyrekcję. Bladzi jak kreda, jednogłośnie nadali mi prawo do tymczasowego zarządzania lecznicą.. więc z marszu zwolniłam uczestników spisku Nanami. Później przyszła pora na całą resztę.
 Porządkowanie papierów, uzupełnianie kart zdrowia, leczenie pacjentów, prywatna kuracja Sasuke, odwiedziny oddziału dziecięcego, nadrzędne operacje, pilne przypadki… To wszystko sprawiło, iż w ciągu ostatnich dni nie miałam czasu porządnie się wyspać, nie wspominając o jedzeniu czy piciu, innym niż życiodajna kawa.
Pobierałam ją w tak ogromnych zasobach, że równie dobrze mogłabym podłączyć ją sobie kroplówką bezpośrednio do żył, rezygnując z samego aktu picia i zyskując przy tym kilka minut cennego czasu.
  Delikatnie ucisnęłam dłoń dziecka i rozejrzałam się po przestronnym holu, zapełnionym z racji wczesnej godziny. Przeważnie koło południa ruch stabilizuje się i wtedy wlewam w siebie hektolitry kofeiny.
  - Widzisz gdzieś Doktor Ino ?
Misaki wspięła się na paluszki, rozbieganym wzrokiem wytrwale poszukując znajomej postaci. Stęknęła ciężko i tracąc równowagę, niezdarnie wylądowała na całych stopach.
  - Nie, nigdzie.
Zadarłam głowę, spoglądając na wiszący nad recepcją zegarek. Było 5 minut po ustanowionym czasie spotkania, tymczasem po kobiecie oraz jej długim kitku nie było nawet śladu.
  Zmartwiłam się tym nieoczekiwanym bonusem. W najgorszym razie to ja będę musiała przejąć obowiązki Yamanaki i zdializować dzisiaj małą Misaki. Jej towarzystwo zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność, ale zmiana planów będzie oznaczała odwołanie wizyt u pacjentów, którzy najprawdopodobniej właśnie czekają na mnie pod gabinetem.
Niekompetencja to słowo, którego nie wcielam w swoje życie. Ani z przyjemności ani z potrzeby.
 Na horyzoncie zbawiennie pojawiła się Hinata, od stóp do głów przygotowana do podjęcia rannego dyżuru. Zmarszczyłam brwi przypatrując się jej dłuższą chwilę. O ile pamiętam, Hyuuga nie podejmowała pracy w szpitalu, jej nazwisko nie widniało również na liście pracowników.
Granatowłosa po odnalezieniu mnie wzrokiem uśmiechnęła się pokornie i podeszła bliżej.
  - Jestem tutaj w zastępstwie za Ino. - wyjaśniła na wstępie, delikatnym rumieńcem reagując na mój gwałtownie rozluźniający się wyraz twarzy - Kazała przekazać, że pilnie coś jej wypadło. Z chęcią zajmę się Misaki przez ten jeden dzień, mam praktykę w..
  - Wiem Hinata, wiem. Nie musisz mi się tłumaczyć - wpadłam jej w słowo, zatrzymując potok słów jaki zamierzała z siebie wylać. - Spadasz mi z nieba.
Nie mogłam mieć jej niczego za złe. Była z tego rodzaju osób, które z dużym wyprzedzeniem dokładnie planują wszystkie “nieoczekiwane wypadki”. Dowiedzenie się z samego rana że należy szybko udać się na dyżur musiało być dla niej - jak zakładam - niemile widzianą niespodzianką.
  Kobieta podejrzanie zamilkła, po chwili wyciągając dłoń w kierunku dziewczynki. Chcąc dodać niepewnemu dziecku otuchy uśmiechnęła się sympatycznie, tym gestem szybko zaskarbiając sobie przychylność brązowowłosej istotki. Mała rezolutnie przeskoczyła ku drugiej opiekunce.
 Hinata miała w sobie wrodzony dar zrozumienia. Potrafiła wysłuchać i zawsze miała dla każdego jakieś miłe słowo, tym samym przekonując do siebie nawet najbardziej zatwardziałych i opornych delikwentów. Ciepło wprost biło z jej oczu. Głosik, delikatny i cichutki otaczał niczym ochronna bariera i nawoływał do najskrytszych zwierzeń.
Nie było lepszej osoby do opieki nad dziećmi.
 Jednakże nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jej wzrok sporadycznie i na krótko przyciemnia się gniewem, szybko wracając do poprzedniej formy. W jednej sekundzie była przygnębiona, a w kilku kolejnych opanowana i spokojna.
Coś musiało się stać- pomyślałam zatroskana.
  - Hinatka!
Naruto ? Tak wcześnie? W szpitalu? … Tak wcześnie?!
Z niedowierzaniem wpatrywałam się w zaaferowanego blondyna, który w dzikim pędzie jednym krokiem pokonał niemal połowę przestronnego holu. Zanim zdołałam trzeźwo ocenić sytuację, Hinata w płynnej sekwencji ruchów odwróciła się, nakazała Misaku uciekać ze sobą przed strasznym, krzyczącym panem i szybkim krokiem oddaliła się wgłąb korytarza.
W jednej chwili stała obok, w drugiej - susłami przecinała kolejne odcinki, dodatkowo dopingowana przez małą szatanicę, która bardziej niż na poważnie przejęła się zabawą w uciekiniera.
  - Goni nas!
Dziecięce piśnięcie rozległo się echem po pustej przestrzeni na długo po zniknięciu kobiet - oraz depczącego im po piętach Naruto - za rogiem.
Stałam, nie ruszywszy się z miejsca i w milczeniu kontemplowałam nad rzeczą, którą powinnam była wykonać. Zatrzymać Hinate? A może, będąc przykładną przyjaciółką po prostu unieszkodliwić Naruto?
Jasnym było że musieli się pokłócić. Uzumaki z byle powodu nie zrywałby się z łóżka aż tak wcześnie, nie wyglądał z resztą na osobnika, który przemierza taki szlak drogi tylko po to, by życzyć swojej wybrance miłego dnia.
Gdyby tak było, Hyuuga nie zerwałaby się do nagłej ucieczki i…
 - Doktor Sakuro!
Ze schodów zbiegł jeden ze studentów Shizune, dysząc głośno. Starł z czoła krople potu i chrapliwie złapał oddech, naraz wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem.
Stanęłam w pełnej gotowości do biegu, spodziewając się co za chwilę usłyszę.
 - Sala operacyjna szybko. - Nie odzyskując oddechu po poprzednim wysiłku, odwrócił się i zmusił do następnego, sprintem ruszając w drogę powrotną. Niezwłocznie podążyłam za nim, głośno stukając obcasami o wypolerowaną do połysku posadzkę.
Chłopak wręcz łykając powietrze wyjaśniał szczegóły przypadku. Beznadziejnego przypadku.
 Wpadając na salę poleciłam kilku z mądrzejszych praktykantek oddalić się i zająć moimi podrzędnymi pacjentami, czekającymi przed gabinetem. Następnie przystąpiłam do pracy, wymieniając z Shizune porozumiewawcze spojrzenia.
Ona także wiedziała że niewiele będziemy mogli zrobić..


  Operacja ciągnęła się w nieskończoność. Pacjent dogorywał na stole a ja, z braku czasu nieuraczona dawką kofeiny opadałam z sił. Nieustanne skupienie i ostrożność, której wymagał zabieg doszczętnie wypruły mnie z dobrego nastroju.
Zrobiłam co w mojej mocy i wyszłam, pozostawiając Schizune z ustabilizowanym ale wciąż otwartym pacjentem. Jej praktykanci zajęli się zszywaniem podczas gdy ja, powłócząc nogami wyruszyłam na poszukiwanie utraconych chęci do życia.
 Z tego powodu, po wejściu do sali Sasuke i ujrzeniu na jego łóżku zupełnie obcej osoby, dostałam niemal wstrząsu. Ogarnięta białą gorączką zawołałam do siebie lekarkę oddziałową, chcąc uściślić to drobne nieporozumienie.
 - Co zrobił?! - wrzasnęłam, z trudem utrzymując ręce przy sobie. Miałam ochotę zadusić tą młodą, bogu ducha winną medyczkę - Jak to wypisał się?! Kto mu na to pozwolił?
 - Podobno.. P-Pani - kobieta zawahała się i cofnęła, całkiem z resztą słusznie. Autentycznie miałam ochotę dobrać się komuś do skóry.  - Tak powiedział.
Wyrzuciłam ręce w powietrze, nie wiedząc za co powinnam zabrać się najpierw. Za porozmawianie z Sasuke, za uśmiercenie Sasuke, a może za znalezienie Sasuke. Pewnym było natomiast, że prędzej czy później, nie ważne w jakiej kolejności, zrealizuje wcześniejsze postanowienia.
Co za nieodpowiedzialny, skrajnie zdurniały bufon!
 Wędrowałam bez celu po korytarzach usiłując zebrać myśli. Zawsze uważałam się za osobę zorganizowaną, mogącą ufać własnej bystrości i sile perswazji. Nigdy nawet mi się nie śniło, że pewnego dnia mogę znaleźć się w sytuacji, w której pacjent ucieknie ze szpitala na 2 dni przed zakończeniem leczenia.
  Tymczasem mając milion innych zajęć, utknęłam w martwym punkcie niezdecydowania. Jeśli Sasuke nie będzie uważał, stan jego oka może drastycznie się pogorszyć.; Nerw wciąż jest słaby, dalej wymaga gruntownych rehabilitacji i zabiegów stymulujących. Nie mogłam pozwolić aby niezliczone godziny starań poszły na marne, bo on jest idiotą.
  Nie miałam wyjścia. Zdzierając fartuch, poleciłam jednej z pielęgniarek zanieść go do mojego gabinetu, po czym rezolutnym krokiem przyszłego mordercy opuściłam teren szpitala.
 Brak snu i ciągłe zamartwianie się czyniło mój nastrój wręcz nieznośnym. Ludzie zgodnie usuwali mi się spod stóp, kiedy przemierzając uliczki, poszukiwałam mieszkania Sasuke.
  - Bydlak! - powiedziałam na głos i zaraz rozejrzałam się dokoła, chcąc się upewnić, że nikt mnie nie usłyszał. Nie potrzebuje opinii wariatki, wystarczy, że po wcześniejszej awanturze w szpitalu i tak mają mnie za znerwicowaną.
Pogrążona w rozmyślaniach rytmicznie stukałam stopami o ziemię.
 W tym wszystkim zapomniałam zerknąć na jego dane i upewnić się, czy na pewno mieszka tam gdzie mi się wydawało. Jeśli moje podejrzenia okażą się słuszne, mam przed sobą pół godziny nerwowego marszu; natomiast jeśli się mylę, całą wyprawę szlag jasny trafi a ja znowu stracę bezcenny czas. To będzie odpowiedni pretekst, by przy pierwszym spotkaniu ukatrupić Uchihe i już gwiżdże na to, ile wysiłku włożyłam w naprawienie jego wzroku!
 Do diaska! Czy to deszcz? Starłam kropelkę z nosami i popatrzyłam w górę. Zbierały się chmury i gdybym nie była tak trzeźwo myślącą osobą, gotowa byłabym przysiąc, że gromadzą się nad moją głową.  
Wydałam z siebie odgłos, który trudno byłoby nazwać inaczej niż warknięciem i przyśpieszyłam kroku.
 Nie powstrzymywałam siarczystego przekleństwa gdy kolejna kropla rozbiła się na moim policzku. Następna zmoczyła moje ramie, a następna i następna…
Rozsierdzona wzniosłam pięść ku niebu
 - Ktoś tam w górze jest na mnie wściekły! - krzyknęłam, nie zważając na niepewne spojrzenia posyłane mi przez przechodzących ludzi - A ja chciałabym wiedzieć, dlaczego!
Tymczasem niebiosa przeszył głośny grzmot i w ciągu paru sekund przemokłam do suchej nitki.
- Przypominaj mi, żebym nigdy więcej nie poddawała w wątpliwość twoich zamiarów - mruknęłam ze złością, zupełnie nie, jak ułożona kobieta na jaką wychowywali mnie rodzicie.
Z wściekłością kopnęłam przydrożny kamień. Kałuża w którą wpadł rozchlapała błoto na moich nogach.
  - Co za parszywy dzień!
  Niebo przeszyła kolejna błyskawica, zaraz potem huknął grom.
Puściłam się biegiem. Gdy jednak płuca groziły, że za chwilę pękną, zwolniłam do truchtu, a po minucie lub dwóch zaczęłam po prostu iść. Przecież i tak bardziej już nie zmoknę.
 Znów huknął grzmot. Wzdrygnęłam się i w odwecie natury, potknęłam o wystającą gałąź, lądując twarzą w błocie.
 - Kurwa! - warknęłam, chyba po raz sety tego dnia. W każdym razie jeśli wpadłam w nałóg przeklinania, to były to dopiero początki.
Mozolnie podniosłam się z ziemi i spojrzałam w niebo. Siekający deszcz zalał mi twarz, opaska przekrzywiła się na oczy, zasłaniając widok.
Ściągnęłam ją i wrzasnęłam:
 - Bardzo śmieszne!
Kolejna błyskawica
  - Wszyscy są przeciwko mnie! - odkrzaczałam, czując pewien absurd sytuacji.  - Wszyscy!
 Miałam na myśli Sasuke, cały szpital, Naruto, Mizuki, Tego, który miał władzę nad pogodą.. I znowu grzmot.  
Zacisnęłam zęby i ruszyłam naprzód.
 W końcu na horyzoncie ukazał się olbrzymi, nowy budynek z kamienia. Zbudowany wedle Konoszańskiej architektury; część mieszkań znajdowała się na dole, zaś druga połowa - na górze. Prowadziły do niej schody położone przy bocznej ścianie budynku.
 Sapiąc głośno zaczęłam się na nie wspinać, ślizgając dzięki błotu, którym solidnie pokryte były podeszwy moich butów. Gdy nareszcie wspięłam się na szczyt, zdążyłam znienawidzić całe swoje aktualne i przyszłe życie.  
Zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę pierwszych drzwi i zapukałam donośnie.
  Uchylił je wysoki mężczyzna, który na pewno nie był Uchihą.
Za sprawą egipskich ciemności które panowały w środku nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy, mimo to przez mrok wyraźnie przebijała się poświata jasnych, białych włosów.
  - Przyszłam do Sasuke, mieszka tutaj? - oznajmiłam, szczekając zębami.
 - Mieszka - odparł niepewnie dziwny osobnik. Kamień z serca, ostatnie czego chciałam to maszerować przy tej pogodzie i pukać do wszystkich domów w okolicy, strasząc przy tym zarówno wyglądem jak i nastrojem.  - Ale go nie ma.
Już zaczął zamykać drzwi, jednak zdążyłam wsunąć w nie stopę.
  - Nie! - wrzasnęłam, przeczuwając, że jeśli pozwolę by zatrzaśnięto mi drzwi przed nosem, nigdy więcej mi ich dzisiaj nie otworzą.
  - Zabierz nogę! - fuknął mężczyzna, uparcie siłując się z drzwiami
- Nigdy w życiu! - krzyknęłam, wciskając do środka łokieć i bark. Posiadanie nadludzkiej siły przydawało się, kiedy nieoczekiwanie przychodziło mi walczyć o prawo wtargnięcia do czyjegoś domu.
 - Sasuke nie może się teraz z nikim widzieć! - Ha! A więc był w domu, podły kłamca. Wysłał  jakiegoś robola żeby mnie odprawił?! Już na się z nim policzę.
 - A już na pewno nie spoufala się z takimi jak ty! - dodał ktoś piskliwym tonem zza pleców mężczyzny. Za sprawą ciemności nie byłam w stanie wyszczególnić nikogo oprócz niego, mimo to intonacja głosu wyraźnie podpowiadała, że siedzi tam jeszcze jakaś kobieta.  
 - Jak ja?! Doprawdy, to już nieznośne!
Byłam przemoczona, zmarznięta, miałam milion innych rzeczy do zrobienia, a w dodatku ten przeklęty facet nie chciał wpuścić mnie do środka!
 - Wpuść mnie natychmiast, przecież pada deszcz!
 - Widzę.
- Ty draniu! - syknęłam, z wolna zbierając się do rozniesienia całego domu w proch. Skoro wybudowali ten, to bez problemu zrobią sobie też drugi!  
  - Cholera jasna, co to za zamieszanie?
Niemal stopniałam z ulgi, słysząc szorstki głos Sasuke, a raczej stopniałabym z ulgi, gdyby nie świadomość, że najdrobniejszy gest świadczący o mojej miękkości, skończyłby się na natychmiastowym zatrzaśnięciu mi drzwi przed nosem, przez bezczelnego faceta.
  - W progu stoi jakieś brzydkie stworzenie - odpowiedział z udręczeniem - I za nic nie chce odejść.  
  - Jestem kobietą, nie stworzeniem, ty idioto! - Pięścią, którą udało mi się wcisnąć do wnętrza domu, stuknęłam irytującego gościa w głowę.
  - Kurwa mać, zamknij je do diabła! - odezwał się Uchiha ze zniecierpliwieniem - Kazałem nikomu nie otwierać!
Dosłownie szczęka mi opadła. Więc fatyguje się do niego, taplając twarzą w błocie tylko po to, żeby zarządził oficjalne zamknięcie tych cholernych drzwi. Po moim trupie!
Naparłam na drewniane wrota całą swoją siłą po czym dostrzegając poszerzającą się szczelinę, wręcz wpadłam przez nią do środka.
Dysząc głośno podniosłam głowę, rozpaczliwie starając się odgarnąć z twarzy mokre kosmyki włosów.
Zapadła nerwowa cisza, przerywana jedynie przez moje głębokie oddechy.
  - Uchiha! - warknęłam, z trudem dobywając głosu. Zabrzmiał obco i chropowato; zachrypłam od kłótni z Bogiem i bezczelnym facetem.

Wyróżniłem w ciemnościach jej przygarbioną sylwetkę, uginającą się pod naporem wyraźnego zmęczenia. Zamrugałem kilkukrotnie.
  - Sakura? - zapytałem z żywym przerażeniem w głosie.
Wiedziałem, że czegoś mi tu brakuje. Od kilku godzin było stanowczo zbyt spokojnie.
Co nie zmienia faktu, że różowej awanturnicy pod żadnym pozorem nie powinno tutaj być.
  Katastrofa wisiała w powietrzu.
Jeśli Haruno dowie się, że nielegalnie przetrzymuje w swoim domu całą Takę pierwszym kursem poleci do Kakashiego, jestem tego kurewsko pewny. Z coraz większą grozą uświadamiałem sobie, jak to się może skończyć… I jak temu zapobiec.
 Jeśli uśmiercę ją w tym momencie, nikt o niczym się nie dowie.
Nieświadoma zagrożenia kobieta dalej uparcie walczyła o każdy oddech, nie zdając sobie sprawy, że są to jej ostatnie tchnienia.
  Bezszelestnie wysunąłem katanę z pochwy.
Uniosłem dzierżoną broń, zamierzając się do śmiercionośnego pchnięcia. Jednakże na moment przed zadaniem decydującego ciosu... zapaliło się światło, a ja poczułem na przedramieniu silny uścisk czyjejś dłoni. Powiodłem wzdłuż niej zirytowanym spojrzeniem, zatrzymując je na nienaturalnie przejętej twarzy Juugo.  
  Pokiwał w milczeniu głową po czym powoli opuścił swoją rękę.
Kurwa, już byłoby po wszystkim.
 - Chciałeś.. mnie zabić?! - pisnęła z oszołomieniem Sakura, w odruchu bezwarunkowym uskakując w tył. Była tak zaaferowana bronią w mojej dłoni, że nie spostrzegła trójki osaczających ją, obcych osób.
Suigetsu stojący po jej lewej wpatrywał się w nią, jak w zmorę, Karin natomiast gwałtownie pobladła. Tylko Juugo wrócił na swoje miejsce przy stole, obserwując sytuację z rzadko przejawiającą się uwagą.
 - Ty chciałeś mnie zabić.. - szeptała półprzytomnie Haruno - Ty.. chciałeś… CHCIAŁEŚ MNIE ZABIĆ?! - Skoczyła do góry i dopadła do mnie, rozchlapując wszędzie wodę oraz błoto. Usiłowałem się cofnąć, ale stojąc otoczony szafką oraz krzesłem poruszałem się dość niezgrabnie. - TY MNIE?! - wrzasnęła w końcu, popychając mnie na tyle mocno, że znalazłem się na ziemi, a ona razem ze mną.
  - Skoro zostałem powalony na podłogę, to znaczy, że na pewno pod tą warstwą brudu czai się Sakura - mruknąłem kąśliwie, usiłując zrzucić z siebie dłonie którymi próbowała dobrać mi się do szyi. Zawarczała wściekle.
 - Oczywiście że to ja! Spodziewałeś się kogoś innego po tym jak uciekłeś ze szpitala?! - zawołała gniewnie - Co ci odbiło! Zabije cię. Po prostu cię zabije, ty niewdzięczny.. ty...!
 Urwała gwałtownie i zamachnęła się do pozbawionego skrupułów uderzenia. Spięła się, odchylając zaciśniętą w pięść rękę do tyłu, aby następnie bezlitośnie wycelować nią w moją twarz.
Zostałbym stłuczony na oczach mojej własnej organizacji, gdyby nie przytomna reakcja Suigetsu.
  Złapał kobietę wpół i ściągnął ze mnie wierzgającego i plującego potwora, w którego się przeobraziła. Zapierała się jak w amoku, machając pięściami na wszystkie strony. Białowłosy musiał się bardzo wysilić, żeby bez konieczności upuszczenia jej na podłogę jednocześnie nie zaskarbić sobie sympatycznego ciosu.  
  - Wyglądasz na w ogóle nie podobną do siebie. - rzucił, odchylając twarz przed nadlatującym pazurem. To stwierdzenie zmusiło Sakurę do chwili zastanowienia.
 Miała zapewne świadomość, że przypomina raczej przemoczonego szczura, że jej ubranie, policzki i włosy są wysmarowane błotem a opaska.. Rozejrzała się dokoła.
 - Zgubiłaś coś? - zapytał sympatycznie Juugo. Nigdy nie słyszałem by zwracał się takim tonem do kogokolwiek z nas, w ogóle, słyszałem go bardzo rzadko. Tymczasem przy pojawieniu się Sakury, zdobył się nie tylko na kilka słów ale również chwilę gwałtownej reakcji.
Co tu się u diabła wyprawia.
Czemu nikt nie zadaje pytań.
Dlaczego Sakura po wkroczeniu do ludzkiej formy, pozwala Suigetsu bez oporów przytrzymywać się w pasie, przewieszona przez jego rękę i przyciśnięta do boku jak nieznacząca zwierzyna?
Przecież zaledwie kilka tygodni temu stoczyła z nim walkę.
Czemu zachowuje się tak spokojnie?!
  Ze zgrozą odkryłem, że to ja mam tutaj najwięcej pytań, chociaż miano lidera zobowiązuje do dowiadywania się o wszystkim w pierwszej kolejności. Wyraźnie zaniedbano tego obowiązku.
  - Owszem. Opaskę Konohy - szepnęła Sakura i za pomocą Suigetsu pewnie stanęła na nogach. Ze zirytowaniem spostrzegłem z jakim ociąganiem chłopak zdjął dłoń z jej biodra. Haruno wydawała się tego nie zauważać.
Odgarnęła mokry, lepki kosmyk włosów z twarzy, a przy ruchu ręki przemoczona tunika jeszcze mocniej przylgnęła jej do ciała.
Poczułem, że robi mi się gorąco.
  - Sasuke-kun! - Karin pochyliła się nade mną, żeby pomóc wstać. Obyło się bez tego. Sam podniosłem się z ziemi, ostentacyjnie ignorując wyciągniętą rękę kobiety. - Nic ci nie jest?
Obrzuciłem wzrokiem Sakurę. Ociekała wodą i ledwo tłumioną złością.
  - Karin, przygotuj jej ręcznik i daj jakieś swoje ubrania - zadecydowałem, wsuwając katanę do pochwy przewieszonej przy moim biodrze. Starałem się nie patrzeć w stronę Haruno.
  - Obejdzie się bez tego - wtrąciła sucho różowowłosa. - Przyszłam tylko na chwilę.
Prychnąłem kpiąco
  - Myślisz, że po tym jak przyłapałaś Takę w moim mieszkaniu - skinąłem głową w stronę trójki osób - tak po prostu cię wypuszczę?
Wojowniczo założyła dłonie na biodra i hardo zadarła podbródek.
   - Myślisz że mam zamiar pytać cię o pozwolenie?
Grupka słuchaczy jednogłośnie wciągnęła powietrze, w milczeniu mierząc nas wzrokiem.
  - Pozwól na minutkę - Zbliżyłem się i boleśnie złapałem ją za ramie, ciągnąc za sobą wgłąb mieszkania. Zapierała się rękami i nogami, wykrzykując przy tym wygórowane wyzwiska.
Wolałem załatwić tą sprawę na osobności. Dość już zaznałem dzisiaj upokorzenia, by narażać się na kolejne prztyczki. Po za tym, gdybym znowu zachciał ją zabić, Juugo mógłby ponownie mi przeszkodzić.       
  Wepchnąłem ją do swojej sypialni, zamykając za nami drzwi. Zamek zaskoczył z głuchym trzaskiem.
 - Co ty wyprawiasz!? - naskoczyła na mnie niemal od razu - Czy ty wiesz, co najlepszego wyprawiasz?!... Bo ja wiem!
Anioł zemsty przebudził się w pełnej krasie, nie ograniczony bystrym wzrokiem niechcianych świadków. Zazgrzytała zębami tak mocno, że niemal starła je sobie na proch.
 - Jeśli znowu będziesz próbował mnie do czegoś zmusić, to cię zamorduje - dodała zawistnie, jawnie szykując się do następnego ataku. Gotowa była spełnić swoją groźbę w każdej chwili.
   - Możesz być spokojna. Nie wyglądasz ani trochę pociągająco.
  - Dobrze wiedzieć, że wystarczyło po prostu wysmarować się błotem byś dał mi wreszcie spokój. Nie wpadłam na to. Teraz możesz być pewny, że skwapliwie z tego skorzystam. - warknęła sarkastycznie i odlepiła zeschnięty zlep ziemi z policzka, ciskając go w moją stronę. Drobinki piasku wylądowały na mojej twarzy
  - Po co tu przylazłaś?
  - Żeby skończyć twoje leczenie - rzuciła swobodnie a następnie wskazała dłonią na moje oko - Myślisz że ten stan utrzyma ci się w nieskończoność? Bzdura. Przy pierwszym użyciu sharingana, nerw spali się jak żarówka. No ale.. - wzruszyła ramionami, odwracając się do mnie tyłem. Nieśpiesznie podeszła do okna i odsłoniła ciemną zasłonę, ciekawsko wyglądając na zewnątrz. - ..  skoro sądzisz że z twoim wzrokiem jest wszystko w porządku. Niepotrzebnie się zamartwiałam.
  - W takim razie wylecz mnie do końca. - odparłem z irytacją.
Obróciła głowę, przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem  
  - Po to tu jestem. - warknęła - Chodź nie powinnam. To ty uciekłeś ze szpitala.
Zbliżyłem się do niej powoli, ostrożnie stawiając kroki.
Wtedy odetchnęła ciężko. Jej krucha sylwetka zgarbiła się nagle, jakby dając upust długo trzymanemu napięciu.
  - Do cholery Sasuke, nie kłóćmy się dzisiaj.. - pociągnęła markotnie. Wola walki i opór opuściły ją, pozostawiając po sobie spalone strzępy niezłomnego temperamentu, który tak mnie w niej urzekł. Skoro diablica straciła swoje rogi, niewątpliwie działo się coś niepokojącego  - Nie mam na to siły..
  - Ale ja mam - mruknąłem zadziornie, chcąc sprowokować ją do gwałtowniejszej reakcji.
  - Ale ja nie - ucięła. Uniosła spojrzenie i zatrzymała je na mojej twarzy - Prosze.  
  Ta sytuacja przypominała mi nasze pierwsze spotkanie sam na sam w jej sypialni. Wtedy równie przybita stała przy oknie w swojej sypialni, a ja wtargnąłem tam w roli niechcianego napastnika.
Tym razem było z deka inaczej. To ona niczym huragan wpadła do mojego domu i zaatakowała mnie w holu.
 Bezszelestnie zatrzymałem się za jej plecami, delikatnie podchwytując zlepiony błotem kosmyk już nie tak różowych włosów. Obróciłem go w palcach, rozkruszając zbitą ziemię. Sakura początkowo nie zdawała sobie sprawy co wyprawiam. Dopiero kiedy się zorientowała, z głośnym westchnieniem zaczesała włosy na jedno ramie.
 - Nie ruszaj ich. - burknęła, mimowolnie pokrywając się uroczym rumieńcem. Stłumiłem śmiech, unosząc wargi w krzywym uśmiechu.
  - Ze względu na twój paskudny humor zastosuje się do polecenia. W innym wypadku chyba poodgryzasz mi palce.  
  - Przez ciebie musiałam opuścić szpital. - przyśpieszyła z odpowiedzią, nerwowo postukując palcami w parapet - Nawet nie wiesz ilu narobię sobie z tego powodu zaległości.
  - Zaległości? - zdziwiłem się i nachyliłem nieznacznie, próbując dopatrzeć wyrazu jej twarzy. Ujrzałem tylko cień, rzucany na policzki przez długie rzęsy i prosty, lekko nadarty nosek.
- Przecież siedzisz w szpitalu dzień i noc.. Czy ty w ogóle byłaś w tym tygodniu w domu?  
Po krótkim namyśle pokiwała przecząco głową.
   - Nie ma na to czasu. Z resztą, w swoim gabinecie mam wszystko czego potrzebuje.
 - Oprócz łóżka - zauważyłem słusznie, wodząc wzrokiem po skórze na jej szyi. Lekko zarysowywały się na niej pozostałości po malince. Uśmiechnąłem się na wspomnienie tego incydentu. Uniosłem dłoń, wodząc palcem wzdłuż zaczerwienionych krawędzi. Wzdrygnęła się, ale nie odsunęła głowy.
  - W szpitalu jest dużo łóżek - odparła wymijająco  - Czy możemy już zabrać się za leczenie?  
Skinąłem głową. Wycofałem się i podchodząc do łóżka, zasiadłem na nim wygodnie, prostując przed sobą obie nogi. Sakura wkrótce usiadła obok i ujęła dłońmi moją twarz, zręcznie nachylając ją ku dołowi. Nawet siedząc, była niższa o co najmniej głowę.
 Rozchyliła palcami okalające oko powieki i zaczęła uważnie w nie zaglądać.
Z tej perspektywy widziałem każdą, najmniejszą zmarszczkę na jej twarzy, kiedy kwaśno marszczyła nos lub na krótko wydymała wargi. Wyjątkowo wyraźne zobaczyłem także głębokie cienie pod oczami, skrupulatnie ukryte pod warstwą podkładu.
  - Przestań tak machać tym okiem - mruknęła ze zniecierpliwieniem, mocniej pochylając się do przodu. - Chyba jest w porządku..
   - To “chyba” mnie nie przekonuje.
  - Mnie również. - ciężko nabrała powietrza po czym oddaliła się i uniosła rękę. Rozmasowała sobie mięśnie na karku. - Podleczę to chakrą tak czy siak. Nie zaszkodzi.
   - Rób co musisz.
 - Twoja ugodowość jest podejrzana. Czujesz wyrzuty sumienia po tym, jak chciałeś mnie bezmyślnie zaszlachtować? - oznajmiła skwapliwie, w całości przykrywając swoją dłonią moje lewe oko. Miałem okazje znowu poczuć rozchodzące się ciepło, miarodajne i przyjemne. Lecznicza chakra szumiała charakterystycznie.
  - Przecież nie chciałaś się dzisiaj kłócić.
 Dopiero gdy spojrzałem na twarz kobiety, spiętą i skupioną, dostrzegłem jak dużo wysiłku wymaga od niej to błahe zajęcie. Nie raz byłem świadkiem sytuacji, w których z trudniejszymi zadaniami radziła sobie z niewyobrażalną łatwością. Jakiegoś tam podleczenia jakiegoś tam oka nie powinna odczuć, nawet gdyby bardzo się o to postarała..
 Przesuwając wzrok dalej odkryłem niespójności w zielonej poświacie. Niegdyś barwna i jednostajna dziś burzyła się, czasami rosnąć, a czasami zanikając całkowicie.
 Sakura nieświadoma moich obserwacji odetchnęła ciężko i zagryzła wargę, dodając swojemu udręczonemu profilowi odrobinę wdzięcznej atrakcyjności. Nawet od góry do dołu pokryta zaschniętym niczym skorupa błotem miała w sobie coś pociągającego.
 Jej poświęcenie, poczucie obowiązku i niesłychana pracowitość zrodziły we mnie coś na kształt szacunku.
Poczucie respektu wymieszało się jednak z rosnącym zirytowaniem.
  Co to za przeklęta istota. Jej stan wskazuje na to, że już od kilku dni musi snuć się jak cień i dosłownie chwiać na nogach. Niespodziewanie wykrzesała z siebie odrobinę talentu aktorskiego i zgrywała pozory energicznej, skorej do pomocy pracownicy szpitala. Wczuła się w postać tak bardzo, że oszukała nawet mnie.
Mnie! Który uważał się za specjalistę w rozpoznawaniu jej różnorakich nastrojów.
Nigdy nie obchodziły mnie męczennice.. ale patrząc na samoistnie wykańczającą się Sakurę, stan mojego oka przestał mieć dla mnie znaczenie. Stanowczo ująłem jej niewielką dłoń, zmuszając do zaprzestania procesu.
  Spojrzała na mnie nieprzytomnie i wtedy poczułem, że cała drży.
  - Czy ty używasz czasami tej durnej głowy ? - warknąłem, niemal siłą kładąc ją na łóżku. Zapierała się i szeptała coś ze wzburzeniem mimo to uparcie nie pozwalałem jej unieść ramion. - Leż, do cholery.
  - Nie mogę.
  - Nie interesuje mnie to. Dopóki nie porozmawiam z Taką i tak nigdzie się stąd nie ruszysz.
Warknęła coś ze złością i odwróciła głowę w drugą stronę, końcowo poddając się mojej woli. Niepewnie rozluźniła napięte jak struny mięśnie.
 - Ucieknę - mruknęła niby od niechcenia, nerwowo gniotąc w palcach materiał prześcieradła.
- Nie uciekniesz - zaprzeczyłem spokojnie, odgarniając z jej twarzy zbłąkanego kosmyka. Prychnęła dosadnie i spojrzała na mnie z ukosa. - W twoim stanie nie jesteś w stanie niestety, zrobić nic bo mogłoby mnie zdziwić. Śpij, Sakura.
  - Pierdol się - fuknęła, hardo uchylając się od mojego dotyku.
Zaśmiałem się kpiąco.
  - Wydawało mi się, że nie chciałaś do tego dopuścić. Czyżbyś zmieniła zdanie?
Natychmiast pojęła aluzję, o czym świadczyły dwa dorodne wypieki szybko pojawiające się na jej policzkach. Zacisnęła usta w wąską linię i powiodła tęczówkami na sufit, milcząc.
   - Wezmę to za potwierdzenie..
  - Nie! - ponownie uchyliła się od mojej wyciągniętej ręki - Nigdy! Już ci o tym mówiłam. Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
  - Słuchałem uważnie każdej bredni którą wypowiadałaś.
  - Bredni?! - żachnęła się. Niezręcznie uniosła górną część ciała, opierając się na łokciach.  - To nie były żadne brednie.
  - Z mojej perspektywy były. I to największe jakie kiedykolwiek od ciebie usłyszałem.
Do cna zirytowana, szybko zdmuchnęła z oka opadający kosmyk włosów, zaraz wracając do mierzenia mnie krzywym spojrzeniem.
   - Myśl sobie co chcesz. - rzuciła przez zaciśnięte zęby - Ja nie zmienię zdania.
 - W windzie prawie zmieniłaś. - odparłem lekko, celowo decydując się na tą odważną prowokacje. - Sądzę, że potrzebujesz jedynie drobnej zachęty.
  - Uchiha! - zagrzmiała, skrywając twarz pomiędzy włosami - Prosisz się o dostanie po pysku. Sytuacja w windzie była jednym wielkim nieporozumieniem.
   - Była przyjemna.
  - Raczej niepotrzebna - ucięła ostro - Jesteś bezczelny. Próbujesz mnie wykorzystać i nawet się z tym nie kryjesz.
Niedbale wzruszyłem ramionami.  
   - Lubię wiedzieć na czym stoję.
  - W tym przypadku na niczym - sprostowała natychmiast, z głośnym jękiem opadając na materac. Ukryła twarz w dłoniach.
  - Niekoniecznie. Tak się składa że mam pewne zalążki stałego gruntu. - położyłem się obok niej na boku, leniwie opierając głowę na zgiętą w łokciu ręke. Przesunąłem wzrokiem po smukłej, kobiecej sylwetce i z trudem oparłem się pokusie dotknięcia kształtnego biodra.
Byliśmy sami w mojej sypialni, nie ograniczała mnie ani obecność Mizuki ani nikogo innego. Dlaczego miałbym powstrzymywać się przed czymkolwiek?
 Zewnętrzna kruchość i bezbronność Sakura była tylko powierzchowna i nie stanowiła żadnego odniesienia do jej prawdziwej natury. Tak na prawdę ta kobieta jest w stanie przejść o wiele więcej, niż na to wygląda. Przekonałem się o tym nie raz.
  Ilekroć myślałem o niej pod aspektem czysto fizycznym, pojawiały się również zwodnicze pragnienia, aby poznać nie tylko jej ciało - ale także duszę. Pierwszy raz zaznałem takiego przyciągania.      
  Im dłużej Sakura zapierała się, tym bardziej chciałem ją mieć tylko dla siebie. I co najlepsze, miałem ochotę słuchać w kółko tego melodyjnego głosu, rozmawiać z nią, obserwować jak się złości i diametralnie łagodnieje. Z prawdziwą przyjemnością, świadomie zawstydzałem ją by móc nasycić oczy widokiem rumieńców i…
  Otrząsnąłem się nagle, wstając jak oparzony z łóżka.
Znowu pojawiły się myśli, których świadomie i z premedytacją wypierałem się przez ostatni czas. Te ckliwe bzdury, które słyszy się w romantycznych filmach o miłości. Musiałem się tego pozbyć, JEJ musiałem się pozbyć. Ma na mnie zgubny wpływ.
Cholera. Znowu nie wiem co mam robić.   
Zachowuje się jak obłąkany, popadając w same skrajności. Raz chce ją mieć blisko, za drugim razem - jak najdalej od siebie. Teraz, mimo świadomości istnego mętliku w głowie, znowu chce jej dotknąć.
A przecież przed chwilą miałem zamiar się jej pozbyć, nie wspominając o nagłym pomyśle wbicia w nią katany.
Nie wybaczyłbym sobie gdybym to zrobił.
A jednocześnie nie pragnąłem niczego innego.
 Obróciłem się i nie patrząc na Sakure, wyszedłem z pokoju. Zacznijmy wyjaśniać wszystko od początku, na najgorsze przyjdzie czas później.  


W salonie czekało mnie poważne posiedzenie.
  - Dlaczego otworzyliście drzwi? - zapytałem na wstępie, umiejscawiając się na jedynym fotelu w tym domu. Stał naprzeciwko kanapy gdzie cicho jak trusie siedzieli członkowie mojej organizacji.  
Zabębniłem palcami o materiałowe obicie i spojrzałem na nich nieustępliwie.
Cała ta sytuacja to była ich wina. Nie otworzyliby drzwi, Sakura nie wpadła by do środka a ja nie byłbym teraz targany wściekłością i cholera wie czym jeszcze.
  - Czy ona żyje? - zapytała cichutko Karin, posyłając niepewne spojrzenie w stronę mojej sypialni. Powoli wypuściłem powietrze przez zaciśnięte zęby.  
  - Dlaczego otworzyliście drzwi?! - powtórzyłem z naciskiem, wściekły jeszcze bardziej niż przed niecałą sekundą. Zdecydowali powinni zacząć martwić się o siebie. - No, słucham.
 Suigetsu drgnął i rozchylił usta, jednakże nie wydobyło się z nich żadne słowo. Spojrzał niepewnie na Juugo, a gdy nie uzyskał wsparcia - w przypływie desperacji, powiódł nim również na Karin. Ta z kolei ciągle wpatrywała się w zamknięte drzwi, za którymi przebywała Sakura.
 - No to.. - zaczął w końcu, równie szybko milknąc.
Zapanowała nieznośna cisza.
 - Czy nie dałem wam jasnego polecenia nie wychylania się z mieszkania? Karin miała pilnować okolicy - zatrzymałem na niej lodowate spojrzenie - Nie wywiązałaś się, ponieważ? Lepiej żebyś miała dobrą wymówkę.
  - Ale ja pilnowałam! - zapiszczała panicznie, wgniatając plecy mocniej w oparcie kanapy, aż powstały zgniecenia na materiale - Po prostu Sakura była dla mnie niewyczuwalna. T-Tylko Juugo…
Automatycznie zatrzymałem na nim wzrok. Siedział niewzruszony, obracając w palcach nitkę jakiegoś materiału.
 - Juugo powiedział że zbliża się do nas coś bardzo złego.
W to akurat byłem w stanie uwierzyć. Sakura była dzisiaj wściekła jak jeszcze nigdy, nic dziwnego że wrażliwy na nastroje chłopak tak drastycznie odczuł jej obecność.
  - I dlatego otworzyliście drzwi? - zapytałem spokojniej, chodź w środku gotowałem się ze wzburzenia. Zostawiłem ich samych na 10 minut, i to wystarczyło aby wpuścili na moje terytorium żądnego krwi potwora.
  - Tak. Musieliśmy to sprawdzić. - dodał markotnie Suigetsu - Ale kiedy zorientowałem się, że to tylko jakaś brudna dziewczyna, chciałem ją po prostu spławić. Myślałem że to twoja nieszczęśliwie odtrącona kochanka z wioski. Dopiero dużo później okazało się, że to Sakura.
  - Sądzisz że Sakura nie mogłaby być moją kochanką? - zapytałem mimochodem, robiąc pozory szczerze niezainteresowanego tematem. Wydźwięk zdania pozostawiał jednak wiele do życzenia. Szybko pożałowałem tego pytania. Suigetsu spojrzał na mnie jak na wariata.
   - Po tym co dzisiaj zobaczyłem? Tak właśnie myślę. Przecież wyraźnie widać że laska jest na ciebie cięta.. i ma charakterek.
Karin poruszyła się nerwowo na miejscu.  
    - Po prostu powiedz że ci się podoba. - zaśmiała się piskliwie i założyła nogę na nogę.
 - No przecież mówię! - obruszył się, wykrzywiając usta w szeroki uśmiech - Jest podniecająco ostra. Nie to co ty, niedojdo.
    - Też mogę by…
 - Dość! - warknąłem tonem nieznoszącym sprzeciwu i stłumiłem w sobie odruch bezwarunkowy, odcięcia głowy białowłosemu. Zaczerpnąłem kilku spokojnych oddechów, wyciszyłem myśli oraz zawarłem twarde postanowienie nie rozczulania się już nad żadną kobietą. To - jak zdążyłem się przekonać - nie prowadzi do niczego dobrego.
Zwróciłem wzrok na Suigetsu.
- Zachowujecie się jakbyście ją dobrze znali. Nic z tego kurwa nie rozumiem. Raz cię pokonała i już łączą was takie zawiłe relacje? Kazałem wam informować mnie o WSZYSTKIM
  - Pojawiły się komplikacje.
  - W postaci Sakury! Dlaczego mnie to nie dziwi!
Nie wiem w którym momencie zirytowałem się do tego stopnia, że teraz w gniewie podnosiłem głos, chodź nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Trójka moich popleczników jednocześnie wykrzywiła usta w gorzkim grymasie.
  - Zacznijmy od początku - odezwał się po raz pierwszy Juugo. Bruzda na jego czole nader wyraźnie mówiła, że nie czuje się zadowolony koniecznością zabierania głosu. - Suigetsu niepotrzebnie zadarł z Sakurą i naraził się na ciężkie obrażenia. Nikt nie był w stanie go wyleczyć.
Pokiwałem topornie głową. Tak, ten drobny fakt akurat znałem.
Miałem przeczucie, że jest to jedynie początek ogromnej góry lodowej.
  - Opuściliśmy wioskę i udaliśmy się po pomoc do miasteczka Tonfuku. Okazało się, że ona również tam była, w dodatku w towarzystwie średnio sympatycznego shinobi. Natknąłem się na nich przypadkiem. - dodał
  - Taizo - wtrąciłem zawistnie
  -  A więc go znasz? - zdziwił się Juugo, sceptycznie unosząc brwi.
  - Osobiście mu ją wydawałem - przyznałem skwapliwie - Dziwi mnie tylko, że wy go znacie.
 Stopniowo fakty ze spowitego tajemnicą życia Sakury, zostały przede mną wyjawione. Wydarzenia, o których kobieta nie wspomniała nawet półsłówkiem, okazały się barwną opowieścią w ustach trójki moich kompanów. Z opisów jawnie wynikało, że bez wyjątków zaskarbili sobie sympatie Sakury, samemu również darząc ją życzliwością.
Co jest nie tak z tą dziewczyną, skoro udało jej się złamać nawet wysoko wzniesioną barierę Juugo. Wnioskuję to po jego impulsywnej reakcji dzisiejszego południa.
 - Sasuke! - Czyjaś dłoń mocno pacnęła mnie po ramieniu. Zreflektowałem się i posłałem Karin ostrzegające spojrzenie. - Nie słuchałeś. Pytałam się ciebie dlaczego Madara użył na nas Tsukuyomi.
  - Po jaką cholerę miałby to robić? - zapytałem z druzgoczącym zdziwieniem.
Madara stracił zbyt wielu sojuszników na wojnie, by świadomie pozbawiał się kolejnej trójki ludzi, w dodatku z mojego oddziału. - Skąd pomysł, że to właśnie Madara?
Suigetsu prychnął dosadnie
  - Z całym szacunkiem ale Was, Uchihów wcale nie ma tak dużo, by móc sobie przebierać.
  - Zważaj na słowa - warknąłem
 - W każdym razie - pociągnął niewzruszony - Jeśli nie on, to kto? Wyraźnie widzieliśmy w mroku sharingana, nie zasłaniaj się innymi technikami.
Zdecydowanie muszę popracować nad wyrobieniem dyscypliny w mojej organizacji. Obecność Sakury sprawiła, że zaczęli się w pewnych kwestiach zapominać, a to odejmowało władcy respektu. Ba. W aktualnej sytuacji jestem nawet skory stwierdzić, że bardziej szanują Haruno aniżeli mnie.
 Naglącą sprawę tajemniczego użytkownika Tsukuyomi poruszę z Madarą. Być może obiekt jednego z eksperymentów wymknął się spod kontroli i grasuje po okolicy, wprowadzając kogo popadnie w genjutsu. Trzeba to szybko wyjaśnić. Trudno o wysuwanie racjonalnych wniosków kiedy nie zna się sytuacji.
 - Właściwie co robi teraz Sakura? Zamknąłeś ją w tym pokoju? - zapytała w pewnym momencie Karin, ponownie, cholernie skutecznie przywołując do mojej głowy obraz leżącej kobiety, ubranej w seksownie obcisłą tunikę. Pomyśleć że zostawiłem taki widok za sobą, decydując się odbyć umoralniająca pogadankę w innym pomieszczeniu.
Nie zadbałem nawet o zamknięcie drzwi na klucz i zapieczętowanie okna.
Kurwa.
Mogła uciec, tak jak to wcześniej zapowiadała. Nie miałem powodów by jej nie wierzyć.
 - Pójdę to sprawdzić - wyrwał się Suigetsu, podejrzanie szybko wstając z kanapy. Zawtórowałem mu tym samym, z niewiadomych powodów czując się zobowiązanym do sprawdzenia czy wszystko z tą durną idiotką w porządku.
Ja ją tam zostawiłem i ja do niej wrócę.
Odwołałem niezadowolonego Suigetsu machnięciem ręki i w kilku krokach przeciąłem cały pokój, zdziwiony własnym pośpiechem.
  Powoli uchyliłem drzwi do sypialni.
Sakura leżała w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłem. Nagle wydało mi się to niepokojące, zważywszy na tragiczny stan, w którym była.
Ostrożnie podszedłem bliżej.
Jedna z rąk, którymi zasłaniała twarz miękko opadła na kołdrę, ukazując kusząco zamknięte powieki i szereg długich rzęs. Oddychała miarowo i spokojnie.   
  - Śpisz? - Delikatnie potrząsnąłem nią za ramie, na co zareagowała gniewnym pomrukiem. Nieprzytomnie usiłowała odgonić mnie ręką tak jak odpędza się natrętną muchę.  - Ty mała kretynko.
 Obrzuciłem spojrzeniem jej ubranie, gdzieniegdzie wciąż mokre od wody i przekląłem siarczyście. Jak mam nad sobą panować kiedy ona wciąż, świadomie bądź też nie, wystawia mnie na takie próby charakteru.
Przecież nie mogę zostawić jej w brudnej, wilgotnej tunice. Zdrowa Sakura jest aż nadto męcząca i kłopotliwa, strach pomyśleć co musi się wyprawiać w jej pustej głowie, kiedy nęka ją choroba.  
 Mamrocząc coś złowrogo pod nosem, zabrałem się za ściąganie z niej tej szmaty. Rozpiąłem zamek i ostrożnie, ważąc każdy czyn począłem zsuwać go z chłodnego ciała kobiety. Materiał był przemoczony więc szło mi opornie.
  - Uchiha… - mruknęła nagle przez sen, pulsacyjne marszcząc i unosząc brwi. Zamlaskała rozkosznie  - ...Powiedz mu, Uchiha..
  - Co mam powiedzieć? - podłapałem, na długo po tym incydencie zdając sobie sprawę jak głupie musiało być rozpoczynanie dyskusji z osobą zmożoną głębokim snem.
Sakura wykrzywiła usta w grymasie, jakby moje pytanie nie przypadło jej do gustu.  
  - Prawdę.
Przewróciła się na drugi bok, skutecznie utrudniając zdjęcie z siebie tuniki. Całym ciężarem ciała położyła się na nieściągniętej połowie.
- Czy ty nawet śpiąc musisz wszystko utrudniać - warknąłem po czym zaniechując delikatności szybkim ruchem przewróciłem ją z powrotem na plecy, szybko zsuwając pozostałą część zawadzającego ubrania.
 Nie obudziła się, jak początkowo podejrzewałem. Zamiast tego poruszyła niezgrabnie ręką, wplątując dłoń w rozciągnięte na kołdrze włosy.
 Los po raz drugi umożliwia mi oglądanie jej powabnego ciała, osłoniętego tylko bielizną. I po raz drugi miałem trudności żeby utrzymać “łapy przy sobie”, jak by to zapewne ujęła. Sęk w tym że leży nieświadoma, ja wpatruję się w nią z żywym pożądaniem, a kosmate myśli niemal rozsadzają mi czaszkę.
 Ochota by ją dotknąć przeważała nad rozsądkiem. Gdyby ten miał prawo głosu, krzyczałby teraz głośno o zachowanie przytomności. Szkoda jednak, że zbyt zajęty byłem oddawaniu się najbardziej pierwotnej, męskiej naturze by słuchać kogokolwiek.
  Haruno leżała na wznak, delikatnie rozchyliwszy wargi.
 Jeśli zachowałby się we mnie dawny Sasuke, ten sprzed wojny być może brałbym ją teraz, nie bacząc na krzyki, płacze i lamenty. Nie miałem w zwyczaju czekać na kobietę, w dodatku stanowiącą takie pokuszenie jak Sakura, uparta i kompletnie nieświadoma swej atrakcyjności.
 Bezbronna niczym uzbrojony żołnierz i niewinna jak doświadczona kochanka. Oto cała istota tej kobiety, zawiła i niejasna. Jedno przeczy drugiemu. Paradoks goni paradoks… Mógłbym tak wyliczać cały wieczór.
 Co nie zmieniało faktu, że dalej nie wiedziałem jak mam się zachować w odniesieniu do tej sytuacji, a to wprawiało mnie w gniew. W akompaniamencie głośnych przekleństw przykryłem ją kołdrą, na której aktualnie nie leżała i odwróciłem się, opuszczając pokój trzykrotnie szybciej i głośniej, niż podczas wchodzenia.
Niech szlag trafi Sakure, łącznie ze wszystkimi jej wątpliwymi atutami.
 Zamierzając szybko po korytarzu, wrzałem takim gniewem jakiego nie doświadczyłem jeszcze nigdy. W takim stanie napotkałem Suigetsu, krążącego chaotycznie po kuchni.
  - Masz tu coś do jedzenia? - podniósł do nosa puszkę wyciągniętą z lodówki i skrzywił się głęboko - Co to za paskudztwo?
   - Maść od Sakury.
  - Ah, Sakura.. Ciekawa dziewczyna, nie sądzisz? - zauważył, obserwując mnie uważnie - I co najlepsze, całkowicie na Ciebie odporna.
Nie odpowiedziałem.
Białowłosy musiał wyczuć mój podły nastrój, ponieważ zapytał:
  - Ona cię tak zdenerwowała? Wyglądasz jakbyś miał ochotę kogoś zamordować.
  - Bo mam - odparłem cierpko
Suigetsu uśmiechnął się.  
  - Rozumiem że Sakura wciąż musi być w pokoju. - zaśmiał się cicho, wrzucając do ust garść rodzynek - Proponuje zostawić jej otwarte okno. Może zrozumie aluzję i ucieknie. Wtedy odzyskasz spokój.
 - Wątpię. Ta dziewczyna ma wyjątkową zdolność do wyprowadzania mnie z równowagi.
 - Zauważyłem to, kiedy na ciebie napadła. Pokuszę się o stwierdzenie, że ty również nie działasz na nią szczególnie relaksująco.  
 - Doprawdy ? - zapytałem szyderczo - Nie zdawałem sobie sprawy, że tak uważnie ją obserwujesz. Skoro już jesteś taki wnikliwy, to pewnie zauważyłeś, że wszystkie czyny tej piekielnej idiotki są pozbawione kontroli. W tej materii nic się nie zmieniła.
 - Długo już ją znasz? - Przemielił w zębach pojedynczą rodzynkę, sięgając tym razem po opakowanie zasuszonych płatków. Zaczerpnął ich całą garść.
  - Odkąd pamiętam.
Nie znałem dokładnej przyczyny, dla której świadomie i dobrowolnie otwierałem się przed Hozukim, śmiało wymieniając spostrzeżenia na temat Sakury - uzurpatorki moich myśli.
   - I nic się nie zmieniła? - zapytał od niechcenia
   - Drastycznie, ale tylko na gorsze.
  - Karin twierdzi, że znalazła z nią wspólny język. - wtrącił nagle. Fioletowe tęczówki rozbłysły skrywanym rozbawieniem. - Chyba niedługo będziesz zmuszony przyjąć Sakurę do Taki. Proporcja głosów za wynosi 3 na 1, zakładając że średnio za nią przepadasz.
  To byłby strzał we własną stopę.
 - Sakura Haruno nie jest zwyczajną kunoichi, tego już zdążyłem się dowiedzieć a i wy powinniście mieć o tym minimalne pojęcie. Sprawia znacznie więcej kłopotów niż powinna. Musiałbym być niespełna zmysłów aby za jej wolą bądź też nie, mieszać ją w cele organizacji.
 - Byłoby ciekawie. - wtrącił z szaleńczym błyskiem z oku.
 - Nie - uciąłem - Ta wredna, mała czarownica jest szczęśliwa tylko wtedy kiedy igra z ogniem.
Suigetsu nie był już w stanie kryć rozbawienia i wybuchnął głośnym śmiechem
  - Może i jest wybuchowa, ale musisz to przyznać, że piekielnie piękna z niej kobieta.
Byłem ponury jak chmura gradowa.
 - Kwestia gustu - mruknąłem cierpko, niezadowolony że jakikolwiek inny facet dostrzegł fizyczny potencjał Sakury, a w dodatku wypowiada się o nim tak zuchwale i beztrosko. - Ta dziewczyna to potwór. I jest taka, jak na bestie przystało - dzika i pełna temperamentu. Reprezentuje wszystko, czego w kobietach nienawidzę. Ma również zdolność burzenia we mnie wszystkiego, co najgorsze. I język ostry jak brzytwa.
 Tak, pomyślałem, wszystko mnie w niej drażni. Łącznie z odwagą, której skrycie starałem się nie podziwiać.
 - Może gdybyś nie był wobec niej taki surowy, odkryłbyś że nie jest wcale taka okropna - zauważył Suigetsu, nie przejmując się morderczymi spojrzeniami które w nim lokowałem. Wykrzywił wargi w gorzki uśmiech  - A ponieważ mnie na szczęście lubi, to dam ci radę!
O tak, tego mi trzeba. Mądrych spostrzeżeń na temat kobiety której próbowałem nie pożądać, mimo, że każdego dnia dawała mi ku temu istotne powody. Na domiar złego, od faceta który nie kryje się z tym, że chciałby ją mieć dla siebie.
Powinienem go sprać, zamiast pozwalać wygłaszać sobie morały.
 - Spróbuj potraktować ją łagodniej, z odrobiną ciepła - pociągnął białowłosy - W naszym towarzystwie, to znaczy bez ciebie, wcale nie zachowywała się tak impulsywnie. Owszem, była pewna siebie i cwana, ale nie rzucała mięsem. Natomiast przy tobie rzuca wszystkim, co wpadnie jej w ręce. Pogładź jej kolce, a wkrótce zacznie mruczeć jak kotka.
  Zatrzymałem się w połowie drogi do szafki i spojrzałem na Suigetsu, jakby naraz postradał wszystkie zmysły.
 - Jasna cholera, czy ty sam siebie słyszysz? Ona nie uznaje żadnych autorytetów, to piekielnica, nie kociak! Radzisz, żebym potraktował ją łagodniej, a ja marzę tylko o tym żeby jej przylać.
  - Jestem pewien, że jeśli mnie posłuchasz, zobaczysz w niej potulną i uległa istotę. - postawił na swoim, zakańczając wypowiedź o skrzyżowanie rąk na piersi. - Mogę ci to nawet zaprezentować. Grunt, żeby była tutaj do jutra.
Mimo burzy szalejącej w moim wnętrzu, zgodziłem się. Nie dlatego, aby masochistycznie przyglądać się jak Suigetsu adoruje Sakure, tylko żeby pokazać mu, z czym na do czynienia. I na jakie karkołomne zadanie właśnie się porwał.  
   - Droga wolna. - mruknąłem, nalewając sobie soku do szklanki - Uważaj tylko żeby znowu cię nie zatruła. - dodałem ironicznie.
 - Spokojna głowa! - zapewnił z gorliwym uśmiechem - Z całej naszej czwórki, to ty powinieneś mieć się na baczności.
Zmierzyłem go bacznie
 - Wiem że mam z nią na pieńku, ale nie obawiam się o własne życie. Nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. - skwitowałem, jednym haustem upijając połowę zawartości szklanki.
Suigetsu uśmiechnął się z powątpiewaniem i z wolna pokiwał głową.
 - Nie chodziło mi o ewentualny rozlew krwi. - zaprzeczył, zachowując podejrzanie poważny wyraz twarzy - Sakura ma w sobie mnóstwo uroku. Owinęła sobie większość Taki wokół małego palca, ze mną włącznie. Zdołała nawet oczarować zobojętniałego Juugo. Niech cię Przodkowie Klanu Uchiha mają w swojej opiece, jeśli ta mała postanowi wypróbować swój czar na tobie, Sasuke. Będziesz stracony. I żadnej szansy na ucieczkę, chodź, podejrzewam, wcale nie będziesz uciekał.
Zgromiłem go wzrokiem
  - Nie licz na to. - warknąłem - Cokolwiek chciałeś powiedzieć, nie wierze w instytucję zwaną miłością. Sakura także nie. Myślę, że wystarczająco skutecznie wybiłem jej to z głowy.
  - Ty ? - zdziwił się
 - Ja - zapewniłem charkliwym warkotem, z głośnym trzaskiem odstawiając trzymaną w dłoni szklankę na blat. - I jej poprzedni kochaś, który niestety, zginął.
  Mój głos nie zawierał ani grama współczucia, z prostego powodu. Szczerze cieszyłem się, że ten bydlak wyzionął ducha.  
Z przykrością odbiorę go także Suigetsu, jeśli ośmieli się jutro zrobić cokolwiek, co naruszyłoby przestrzeń Sakury.
 Białowłosy właśnie otwierał usta by dowiedzieć się czegoś więcej, kiedy do kuchni z impetem wpadła Karin, zaraz później radośnie wisząc już na mojej szyi.
 - Widziałam ze Sakura śpi.. więc.. - zarumieniła się, z mentalnością dziwkowatej cnotki spuszczając wzrok - .. więc możemy zająć się.. sobą. Prawda Sasuke-kun ?
Zając się czym?
Z obrzydzeniem odepchnąłem jej ręce i odwróciłem się, bez słowa wmaszerowując z pomieszczenia. Coraz mniej podobał mi się impas, w którym chcąc nie chcąc utknąłem.
  Temat Haruno ciągle zaprzątał mi głowę i nie pozwalał na zajęcie się niczym istotnym. Kiedy zabrałem się w końcu za rozczytywane odnalezionego w starym domu pamiętnika, nie byłem w stanie skupić się na zlepie dziwnych liter. Ilekroć pogrążałem się w czymś na dłużej, przed oczami stawała mi jej szczerze uśmiechnięta buźka. Nie było istotne że żaden z takich uśmiechów nie został przeznaczony dla mnie. Nie przejmowałem się już nawet, że w moim towarzystwie jedyne na co ją stać to groźne wyszczerzanie zębów.
Może faktycznie powinna być z Kibą?
Szczerzyli by się do siebie nawzajem.
Zamknąłem pamiętnik i uniosłem głowę, napotykając baczne spojrzenie Juugo.
  - Jesteś niespokojny - orzekł, dla kontrastu aż zanadto spokojnie. - To do ciebie niepodobne.
  Milcząc, odchyliłem się na krześle.
W moim mieszkaniu panował teraz niesłychany chaos. Przestrzeń okazała się zbyt mala by pomieścić czwórkę osób, bez konieczności ciągłego zderzania się ze sobą w ciasnym korytarzu.
 Decyzję o odbudowaniu dzielnicy Klanu Uchiha podjąłem już dawno. Stało się to potrzebne szczególnie teraz, gdy ciasny metraż nie pozwalał na swobodniejszy krok. Trudno nie narzekać na niewygodę, gdy sytuacja wymaga ciszy i skupienia. Z połączenia Karin i Suigetsu bardzo rzadko wywiązują się milczące sytuacje. W tym momencie również nie mogło być inaczej. Zirytowałem się, słysząc niekontrolowane wrzaski dobiegające z kuchni. Brzmiały naprzemiennie męskim i kobiecym tonem.  
 - Przesiadywanie tutaj jest beznadziejną stratą czasu - rzuciłem w przestrzeń, będąc pewnym, że Juugo bez problemu wyłapie moje słowa.- Do tej pory nie wiem co Madara chciał przez to uzyskać.
   - Dowiedziałeś się czegoś?
  - Po za tym jak wygląda ciemna strona Sakury? Nie. - Z konsternacją przeczesałem włosy dłonią - Nie miałem ku temu żadnej sposobności. Ale to tylko kwestia czasu.
Juugo do tej pory siedząc sztywno na kanapie, rozluźnił się nagle.
 - Sakura - odezwał się w roztargnieniu, diametralnie zmieniając wyraz twarzy. Tak skupionego nie widziałem go jeszcze nigdy.
  - Co znowu? - mruknąłem cierpko, szczerze zrezygnowany faktem, że jej imię pojawia się w każdej dzisiejszej rozmowie.
   - Ona coś wie.
  - To oczywiste że wie. Jakimś feralnym zrządzeniem losu napotyka was na każdym swoim kroku. Wbrew temu co o niej mówię, wcale nie jest aż taka głupia. Potrafi dodać dwa do dwóch.
  - Ona wie coś więcej. - powtórzył z naciskiem, nie tracąc pewności siebie. To było to odczucie, którego mi od jakiegoś czasu cholernie brakowało. - Wywnioskowała, że będziesz chciał zniszczyć Konohe, ale nie przejęła się tym, umiejętnie wymawiając od szczegółowych objaśnień. Wtedy zacząłem snuć podejrzenia o roli, jaka jej przypadła. Wydaje się niegroźna, ale mam co do tego złe przeczucia.
  - Są słuszne - zgodziłem się niechętnie - Nie chciałbym aby tak było, ale do cholery, nie można jej lekceważyć.
   - Zachowuje się jakby..
  - .. z góry zakładała, że nie będziemy w stanie zniszczyć wioski. Również to zauważyłem - wtrąciłem, nieśpiesznie wykładając poszczególne słowa.  
  - Co z tym zrobimy? - zapytał niepewnie, jakby z obawy o konsekwencje tego pytania. Nie tak dawno ratował Sakure z opresji, i chcąc nie chcąc w wyniku rozmowy doprowadził ją do kolejnych kłopotów. - Nie chciałbym jej zabijać, ale jeśli tak zdecydujesz.. Tym razem cie nie powstrzymam. - dodał, jakby w odpowiedzi na moje myśli.
Gdybym był trzeźwo myślącym wyznawcą swoich idei, zrobiłbym to. Zrobiłbym to bez mrugnięcia okiem każdemu, kto zagrozi powodzeniu moim planom. Gorzka prawda była jednak taka, że od jakiegoś czasu nie myślę trzeźwo. Ponad dobro wieloletniego pragnienia zemsty stawiałem przespanie się z Sakurą. Zamiast szukać informacji, szukałem sposobności by z nią porozmawiać.
Kurewsko popieprzone priorytety.
- Nie zabije jej - chodź powinienem, dodałem poufnie w myślach - Ale najchętniej wyciągnąłbym z niej wszystko, co wie.
Juugo ze świstem wciągnął powietrze. Nonszalancko oparłem się łokciem o krzesło i mruknąłem z cierpkim uśmiechem:
  - Ale ona nie powierzyłaby mi nawet numeru swojego buta..

  Następnego dnia obudziłam się z niejasnym przeczuciem, że coś jest nie tak.
Dookoła panowała niezmącona cisza. Nieporadnie uniosłam się z łóżka i machinalnie odgarnęłam kołdrę, zbyt zaspana by skojarzyć, że nigdy nie posiadałam pościeli w takim kolorze. Chłód przeszył moje ciało szybciej niż zdołałam się na to przygotować, odczułam go wyjątkowo dokładnie. Jeszcze zanim gwałtownie naciągnęłam przykrycie po samą szyję, zorientowałam się, że nie mam na sobie swoich wierzchnich ubrań. Tak po prostu ich nie było, chociaż nie przypominałabym sobie bym dnia wczorajszego je ściągała.
 Oprzytomniałam do końca, gdy zorientowałam się w czyim łóżku leżę.
Naraz trzeźwo rozejrzałam się po pomieszczeniu. Obrazy z wczoraj jak żywe stawały mi przed oczami, stopniowo wprawiając w odrętwienie. Ale byłam głupia przychodząc tutaj!
Pod żadnym pozorem nie powinnam była tego robić.
Pokłóciłam się z nim, zamknęłam oczy i jak gdyby nigdy nic zasnęłam w jaskini lwa, zdając się na łaskę i niełaskę jej mieszkańca.
  Ktoś mnie rozebrał, to było więcej niż jasne. W dodatku ułożył wzdłuż łóżka i przykrył kołdrą.
Machinalnie przesunęłam dłonią po jeszcze ciepłym prześcieradle na drugiej stronie posłania. Materac wciąż jeszcze wyginał się ku dołowi.
 Na myśl o tym że Sasuke mógł spać ze mną w jednym łóżku oblałam się piekącym rumieńcem.
Jak na zawołanie chłopak pojawił się w drzwiach pokoju.
 - Czemu mnie nie obudziłeś?! - zaatakowałam z miejsca, agresją przykrywając rosnące zażenowanie. Odwróciłam wzrok, nie chcąc w tym stanie widzieć szyderstwa malującej się w jego oczach i nasunęłam kołdrę wyżej na nos. - Która godzina?  mruknęłam bełkotliwie, nie trudząc się odsuwaniem ust od materiału.
 - Powinnaś raczej zapytać który mamy rok! - wtrącił nazbyt wesoły głos, z całą pewnością nienależący do Sasuke. Tonacje Uchihy znałam od deski do deski, i nie było w niej miejsca na cieszące się życiem brzmienia. Desperacko zerknęłam na próbującego przepchnąć się przez próg Suigetsu. Szanowny mściciel z premedytacją zasłonił sobą całe wejście.
Po minucie przekleństw i krzyków, białowłosemu udało się wreszcie dostać do środka, co skwitował triumfalnym “Ha!”. Zaraz później uśmiechał się do mnie pogodnie, stawiając na szafce obok kubek parującej, chodź na wpół opróżnionej herbaty. Zgaduje ze większa jej część w wyniku turbulencji wylądowała na podłodze. - Jest 12 w południe i wszyscy chodzili jak na szpikach, żeby cię nie obudzić - ogłosił wszem i wobec -  Osobiście tego dopilnowałem.
Na widok szerokiego uśmiechu na jego twarzy również pokusiłam się o lekkie uniesienie warg.
  - Dziękuje Ci - skinęłam lekko głową, nie zapominając, że mam na sobie jedynie bieliznę a po pokoju kręci się dwóch przedstawicieli płci męskiej. Mocniej zacisnęłam dłonie na materiale, starając się robić pozory rozluźnionej i spokojnej, chodź w środku aż huczałam od czarnych scenariuszy, które mogą się z tego tytułu wywiązać. Najgorszym było publiczne upokorzenie w postaci opadającej na ziemie kołdry i mnie, wyjącej się bezładnie na łóżku w poszukiwaniu ochrony.
 Spojrzałam kątem oka na Uchihe, w dalszym ciągu stojącego w progu. Zarzucił na barki czarną bokserkę, uwydatniając każdą rysę mięśni ramion. Kruczoczarne, przydługie włosy perliły się od wody.
  - Idź pod prysznic, dalej jesteś cała z błota. Karin da ci ubrania - rzucił sucho i wyszedł, jak gdyby nigdy nic zostawiając mnie w jednym pokoju z Suigetsu. Gdybym miała ubrania nawiązywanie kontaktu szłoby mi mniej opornie. Tymczasem większość czasu poświęcałam na sumienne naciąganie kołdry, nie śmiąc nawet pytać się gdzie może znajdować się moja tuniczka.
  - Mam nadzieję że lubisz zieloną herbatę. Sasuke nie miał tutaj innej - powiedział z cichym westchnięciem.
 Zerknęłam na niego niepewnie, w wyrazie twarzy doszukując się prawdziwego powodu podejrzanie miłego zachowania. Jednakże z fiołkowych oczu był tak ciepły wyraz, iż szybko zaprzestałam wnikliwych obserwacji, w milczeniu napawając się smakiem gorącego napoju.
  - Przepyszna. Dziękuje - mruknęłam nie odrywając ust od kubka
 - Nie masz za co dziękować. Zrobię ci śniadanie, a ty idź się wykąpać. - rzucił lekko i już zbierał się do wyjścia, kiedy zatrzymałam go impulsywnie chwytając za rękę. Odwrócił się zaskoczony. - O co chodzi?
Prędko zabrałam swoją dłoń, wracając do podtrzymywania nią skrawków kołdry.
  - Nie lubię wyręczania. - rzuciłam zbyt szorstko niż zamierzałam - Po co to robisz?
 - Można powiedzieć, że ciąży mi nasze pierwsze spotkanie - odparł niemal natychmiast, przywołując na twarz wyraz szczerej skruchy - Wynagrodzę ci dzisiaj to jak cię wtedy potraktowałem. Zależy mi, żebyś nie uważała mnie wyłącznie za słabego, kobiecego oprawce. - zaśmiał się cicho i podrapał po głowie, w identyczny sposób jak Naruto. Pomyślałam wtedy że oboje są do siebie bardzo podobni. - Raczej nie praktykuje takich metod, ale ty, dziewczyno najwyraźniej lubisz mieszać wszystkim w głowie.
 - O tak. To moje ulubione hobby! - przyznałam ze śmiechem.  
Zaraz po tym jak odstawiłam na szafkę pusty kubek po herbacie, do pokoju weszła Karin. Uśmiechnęła się pogodnie i bez słowa wręczyła mi wyczekiwaną porcje ubrań, po czym wyszła, nie zaszczycając Suigetsu nawet jednym spojrzeniem.
W odpowiedzi na te ekscesy uniosłam do góry jedną z brwi, co zostało natychmiast zarejestrowane przez chłopaka
 - Nie przejmuj się nią! - rzucił swobodnie machnąwszy uprzednio ręką - Powiedziałem jej żeby spędzała jak najwięcej czasu z Sasuke, póki ma przerwę od kłócenia się z Tobą.
Nieskrępowany tępą miną którą nieświadomie zrobiłam, zaśmiał się głośno.
- Ta ruda dzida wzięła to do sobie na poważnie. - dodał niefrasobliwie i parsknął wstrzymywanym śmiechem, przy okazji opluwając sobie chyba rękę, którą zaraz wytarł o bluzkę. Zachichotałam dyskretnie. - I nie opuszcza go na krok. Sasuke jest na mnie wściekły.
 Teraz już nie wstrzymywałam rozbawienia. Wyjaśniła się bowiem wrogość Uchihy w progu, podczas gdy zachowując pozory zobojętnienia nie chciał wpuścić Hozukiego do środka.
   - Słuchaj Suigetsu, nie chcę cię wyganiać ale..
 - Ale chcesz się wykąpać! - wtrącił rezolutnie i poczochrał mnie po włosach. Parsknęłam z udawanego oburzenia - Rozumiem i już wychodzę! Łazienka jest tutaj. - wskazał palcem drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Najpewniej dlatego że znajdowały się za moimi plecami - Przy sypialni. Wygodne, co nie? Okey, już wychodzę. Nie patrz tak na mnie!
I już go nie było.
Pokręciłam z dezaprobatą głową i raz jeszcze upewniając się że nikogo nie ma w pokoju, wstałam. Z kupką materiałów w rękach ruszyłam w stronę łazienki.
 


Spanie przy rozebranej Sakurze obok - było wyzwaniem.
Wpuszczenie Suigetsu do pokoju - wymagało wytrwałości i samokontroli.
Ale największą próbą charakteru okazał się fakt, że jego marne zagrywki faktycznie działają.       
 Jeśli Sakura przy mnie pokazała pazurki, to po wejściu Hozukiego natychmiast je ukryła.  Na próżno wmawiałem sobie, że zrobiła to, by móc bez problemu uchwycić kubek z herbatą..
Gdybym na czas nie opuścił sypialni, bezlitośnie wlałbym mu parujący napój prosto do gardła.
A przecież dzień się dopiero rozpoczął.  
 Rozdarty i niespokojny usiadłem przy kuchennym stole. Mój względny spokój nie trwał jednak długo. Zaraz w progu pojawiła się Karin, triumfalnie obwieszczając, że zaniosła Sakurze ubrania na zmianę. Niezmiernie się z tego kurwa cieszę, ba! Wstępuje we mnie niebiańskie wręcz szczęście kiedy pomyślę sobie w jakich normach mieszczą się ciuchy czerwonowłosej.
“Za mało dziwkowate” , “przeciętnie dziwkowate” i “wystarczająco dziwkowate”. Dosłownie zżerała mnie ciekawość jaką kombinację wstydu wytypowała dla Haruno.
  - Super - przemawiała przeze mnie ironia - Na co jeszcze czekasz? Spieprzaj stąd. - A teraz wściekłość.
Kobieta zmieszała się i na krótką chwilę zamilkła.
  - Ale ja chce by przy tobie, Sasuke-kun - wybełkotała, nieśmiało usadawiając się na krześle obok. Odległość musiała jej nie pasować, ponieważ skrzywiła się i ostentacyjnie przysunęła jeszcze bliżej.
 Ten dzień chyba nie mógł być gorszy, pomyślałem.
Czerwony łeb znalazł oparcie na moim ramieniu i wtedy przekonałem się o mylności swojego założenia.
 - Zjeżdżaj - warknąłem, najniedelikatniej jak mogłem odpychając jej czoło, które naraz pokryło się warstwą bruzd.
  - O co chodzi, Sasuke-kun? - zapytała pokornie - Dlaczego jesteś zły?
  - Wkurwiasz mnie.
 - Jak wszystkich z resztą! - rozległ się raptem pełen szyderstwa głos Suigetsu. - Mówiłem żebyś zasłaniała czymś tą gębę!
Kuchnia powiększyła się o kolejnego oponenta. Chłopak wtargnął do środka, w pierwszym rzucie obdarzając mnie podejrzliwym spojrzeniem roziskrzonych fioletowych tęczówek.
  - Ojej Sasuke co się stało? Zawsze masz nieprzyjemną twarz, ale teraz jest straszna!
Posłałem mu lodowate spojrzenie.
  - Suigetsu, ty dupku! - rozjuszyła się Karin. - Tak szybko Sakura cię zignorowała?
 - Ależ nie! - obwieścił radośnie - Właśnie będę robił jej śniadanie. Sasuke, co ona tak właściwie lubi? - nieoczekiwanie zwrócił się do mnie, wyraźnie oczekując racjonalnej odpowiedzi.
 W momencie szybkich rozmyślań, zorientowałem się, że nic o niej nie wiem. Oczywiście poza tym że ma różowe włosy, lubi przeklinać, ma skłonności do agresji i paplania bez sensu.
Zachowując kamienny wyraz twarzy jedynie wzruszyłem ramionami.
  - Jak to nie wiesz? - zaskowyczał smętnie - Miałem nadzieje, że ją czymś zaskoczę! Ale to nic, zaimprowizuje!
 Improwizował więc przez bity kwadrans, kręcąc się między lodówką a kuchennym blatem.
Zbawienną ciszę przerwał dźwięk bosych stóp ostrożnie stawianych na posadzce, aby zaraz później zza ściany nieśmiało wychyliła się różowa głowa ich właścicielki. Zamrugała, w konsternacji wodząc tęczówkami po naszych twarzach.  
 - Chyba mam problem - obwieściła wstydliwie, ukrywając dolną połowę twarzy za rogiem. Teraz widać było zaledwie jej wszechwiedzące oczy i wilgotną grzywkę, lekko opadającą na zaróżowiały policzek.
 - Jaki problem? - zareagował Suigetsu postępując w jej stronę kilka kroków, na co kobieta zmieszała się, niemal po sam czubek głowy ukrywając zza ścianą.
 - Niee! - zapiszczała, naraz wyglądając niepewnie ze swojej kryjówki. Zielone tęczówki po odszukaniu zatrzymały się wprost na mnie, wpatrując z niemą prośbą. - Sasuke pozwolisz na chwilkę?
 Bóg jeden wie ile trudu kosztowało ją wypowiedzenie tego jednego pytania. Uniosłem się z krzesła chętniej, niż bym to przyznał i ruszyłem w ślad za jej znikająca sylwetką. Różowe kosmyki śmignęły mi, gdy po cichu wbiegała do mojej sypialni.
Nieśpiesznie wkroczyłem do środka i starym zwyczajem zamknąłem za sobą drzwi.
  - Cóż.. - zaczęła burkliwie Sakura, stojąc ode mnie na odległość wyciągniętych ramion. Stopą usiłowała wywiercić dziurę w drewnianych panelach. - Pożyczyłam sobie twój szlafrok z prostego powodu...
 Zaaferowany jej niecodzienną prośbą, zwróciłem uwagę na jej ubiór dopiero, gdy mi o tym nieświadomie przypomniała. Faktycznie miała na sobie mój granatowy szlafrok, który z powodzeniem zakrywał całą jej sylwetkę, kończąc się na równi z linią jej stóp. Cynicznie uniosłem do góry jedną brew.
   - Chciałbym go poznać.
Ku mojemu zdziwieniu bez wahania sięgnęła ku kurczowo opinającym ją pasku, rozwiązując go powabnym ruchem. Doprawdy, ta dziewczyna chyba nie wie, że doprowadza mnie tym niemal do szaleństwa. W napięciu oczekiwałem aż rozsunie poły materiału. Jednakże to, co stało się gdy już to zrobiła przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Zaniemówiłem.
  - Jest jeszcze gorzej niż myślałam - pisnęła cicho, źle odbierając moje długie milczenie. - Sasuke proszę, nie wyjdę stąd ubrana w taki sposób!
  - Mi się podoba - mruknąłem automatycznie, szybko orientując się w popełnionym błędzie. Haruno najeżyła się groźnie, odsuwając o niezdarny krok. Szafirowe tęczówki zalśniły ostrzegawczo.
Karin w doborze garderoby przeszła tym razem samą siebie. Dla Sakury, chyba z czystej damskiej złośliwości wybrała krótką, muślinową bluzeczkę która definitywnie była zbyt opięta w okolicy piersi. Przeźroczysty materiał marszczył się, uwypuklając wszystko co, wnioskując po minie Haruno, ta wolałaby schować. Całości dopełniała równie skąpa, lateksowa spódniczka, którą to różowowłosa z uporem maniaka usiłowała jednocześnie podciągnąć w górę i naciągnąć w dół.
 - Co konkretnie ci się tutaj nie podoba? - odparłem, z niekłamanym zainteresowaniem studiując całą jej sylwetkę - Wyglądasz znośnie.
Sakura prychnęła głośno.
   - Żartujesz sobie?!
  - Gdzieżbym śmiał - mruknąłem cierpko - Podejrzewam, że sam szatan nie miałby aż tyle odwagi.
  - A teraz kpisz! - fuknęła oskarżycielsko
  - Widocznie masz mnie za dzielniejszego, niż w istocie jestem.
Nerwowo poruszyła się w miejscu, topornie zakładając ręce na piersi
- Daj mi swoją koszulkę. - zażądała, racząc mnie jedynie niezrozumiałym bełkotem. Zdmuchnęła z oka natarczywy kosmyk włosów.
   - Co mówisz? - teatralnym gestem nadstawiłem uszu - Powtórz.
Zmieliła na ustach krótkie przekleństwo.
  - Daj mi swoją koszulkę. - powtórzyła zgryźliwie.
Odpowiedź nie przysporzyła mi wiele trudności.
  - Odmawiam.
Gwałtownym ruchem zwróciła w moją stronę całe ciało, w międzyczasie zaszczycając jednym z nieprzyjemniejszych spojrzeń. Wypuściła ze świstem powietrze i zazgrzytała zębami tak mocno, że niemal byłem w stanie usłyszeć ich męczenny krzyk.
 - Chyba nie pozwolisz mi chodzić w takim stroju! - rzuciła rozpaczliwie. Uwierzyłbym w jej desperację, gdyby nie zew wściekłości jaki bił z zagniewanych, zielonych oczek. - Błagam cię!
  - Nie obchodzi mnie to.
Z głośnym okrzykiem złości wyrzuciła ręce w powietrze.
  - Bo ciebie obchodzi tylko pozbawianie mnie ubrań, nigdy odwrotnie!  
  - Ciesze się, że to zauważyłaś.
Dopadła do mnie w przeciągu sekundy, dysząc głośno.
  - A więc to ty?! - wyrzuciła wściekle, łapiąc mnie za kołnierz. Spojrzałem na nią z wyrazami niechętnego podziwu. Jeszcze wczoraj słaniała się na nogach a dzisiaj, po kilku godzinach snu jest już w stanie z zapałem znów wypruwać ze mnie flaki. - Jak mogłeś mnie w ogóle dotknąć!
  - Zrobiłem to nie raz - przyznałem leniwie, nie zwracając dużej uwagi na ciskające gromami spojrzenie - Przenocowałem cię, weźmy to więc za formę zapłaty.
  - Zapłaty?! - zawtórowała z niedowierzaniem, szeroko wytrzeszczając oczy - Ty chyba sam siebie nie słyszysz!
  - Za użyczenie koszulki również żądam czegoś w zamian - powiedziałem z wystudiowaną nonszalancją  
  - Mogę cię co najwyżej skopać - warknęła, puszczając materiał mojej koszuli z taką odrazą, jakbym nagle stał się trędowaty. Stanowczo oddaliła się na bezpieczną odległość.
Stłumiłem szyderczy śmiech mocnym zaciśnięciem warg.
 - Nie wątpię. - zapewniłem ze swobodą - Tym razem jednak nie pragnę byś utrzymywała ze mną jakikolwiek bliższy kontakt - Mógłbym przysiąc, że jej ramiona opadły w wyrazie nagłej ulgi  - Wręcz przeciwnie.
 - Mów dalej. - mruknęła nieprzychylnie, aczkolwiek po jej postawie wnosiłem, że na poważnie zastanowi się nad moją propozycją.
 - Udostępnię ci moją koszulę pod jednym warunkiem. Zaraz po zjedzeniu śniadania opuścisz ten dom i nie pozwolisz Suigetsu na dalsze, śmieszne umizgi.
 W tym co usiłowałem właśnie zrobić nie było za grosz honoru.
Właściwie nie było to nawet pod żadnym pozorem sprawiedliwie- jednakże nader miarę potrzebne. Zwycięstwo białowłosego już zaakceptowałem, godząc się przyznać że czasami kilka miłych słów potrafi pokrzepić kobiecą dumę. Bynajmniej nie znaczy to jednak, że mam zamiar przez cały dzień tolerować jego czcze nadskakiwanie.
 - Zgoda - odparła niemal natychmiast, po czym wyciągnęła w moją stronę dłoń. - A teraz koszulka.
Poruszyła śmiesznie palcami dwukrotnie zginając je ku sobie.
 - Raz raz! - ponagliła niecierpliwie, wolną ręką naciągając niżej spódniczke. Sztywny materiał natychmiast wrócił na dawne miejsce. Zaśmiałem się cierpko i ani drgnąłem, niewrażliwy na jej bezczelne ponaglenia. - Na co czekasz!
  - Sama ją ze mnie zdejmij - mruknąłem głębokim tonem, przeczesując dłonią włosy.
Kobieta zesztywniała. Dziwnie nieobecnym spojrzeniem wertowała naprzemiennie po koszulce oraz mojej twarzy, jednocześnie parokrotnie rozchylając i zamykając usta. W końcu zacisnęła je mocno.  
  - A-Ale.. - zaczęła z wolna, po czym przygryzła lekko dolną wargę. - A nie mogę innej?
  - Nie. Weźmiesz tą moją. No, śmiało.
 Zawahała się tylko przez chwilę, gdy powoli stawiając przed siebie malutkie kroki, mimochodem popatrzyła mi się prosto w oczy.
Następnie w całkowitym milczeniu niepewnie uchwyciła skrawek ciemnego materiału ubrania, uparcie nie unosząc wzroku wyżej, niż ponad moje ramiona. Równie wytrwale usiłowałem przyciągnąć jej spojrzenie, nie poruszywszy się nawet o złamany milimetr.
Ostatnie czego chciałem to spłoszyć ją, gdy ośmieliła się na krótką chwilę złamać dzielący nas dystans.
 Pomagając sobie drugą ręką niepewnie podciągnęła koszulę, zatrzymując się raptownie. Wykazałem godny poszanowania brak reakcji, do czasu aż nie poczułem na skórze dotyku jej ciepłych palców.
 Udało jej się mnie zaskoczyć. Na moment przymknęła powieki, po czym ostrożnie położyła na moim brzuchu całą dłoń.
Nieśpiesznie wybadała każdy skrawek mięśni, raz zaledwie muskając skórę, innym razem nie dotykając jej prawie wcale. Stało się dla mnie jasne, że pomimo dużych pokładów samokontroli, wciąż nie jest do końca odporna na moją osobę. Robiła teraz coś, co wykraczało poza obręb jej ścisłych zasad i nie była tego do końca świadoma. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w szlak, wytaczany przez własne dłonie.
  Głośno wciągnąłem powietrze, kiedy niezwykle ostrożnie przejechała palcem bezpośrednio nad linią moich spodni. Sekundę później jak za sprawą oparzenia, oderwała ręce i zadarła głowę, wpatrując się we mnie z żywym przerażeniem.
  - Chyba nie skończyłaś. - mruknąłem i delikatnie ująłem jej dłoń, na powrót przykładając ją do krawędzi koszulki. Szarpała się tylko przez chwilę, następnie z niemym oporem ujmując materiał drżącymi palcami. Wyczuwałem to wyraźnie ponieważ nie miałem najmniejszej ochoty zabierać swojej ręki z jej dłoni.
 Kusząco zagryzając dolną wargę podwinęła materiał jeszcze wyżej, w końcu przesuwając mi ją przez głowę. Rumieniła się ogniście, kuląc pod każdym spojrzeniem które jej poświęcałem.
 Zdecydowanie Sakura w sypialni przestawała być wojowniczką, zamieniając się w małego podlotka. Promieniowała z niej zarówno zmysłowość jak i rażący brak pewności siebie, co miało pokrycie w niepewnych ruchach i płonących ogniem policzkach.  
Kiedy uporała się z pozbawieniem mnie wierzchniego ubrania, stała jeszcze przez chwilę napawając się nie najgorszym widokiem po czym odsunęła się z ociąganiem. Bez skrępowania pozbyła się za ciasnej, prześwitującej bluzeczki i narzuciła na siebie moją koszulę, powabnym gestem wyciągając spod niej włosy. Gęsta różowa kaskada opadła na plecy oraz oczy swojej właścicielki.
Niewiele myśląc odgarnąłem jej z twarzy kilka zbłąkanych kosmyków.
 - Ja.. - umilkła skrępowana, z zażenowaniem odsuwając się poza zasięg moich rąk - My.. - wyjąkała - Musimy już iść. Pewnie zastanawiają się czemu tak długo nas nie ma!
Zaśmiała się nerwowo i w pośpiechu opuściła pomieszczenie, z cichym trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Cisza która nastala zaraz po tym, odczuwalna była w irytującym natężeniu.


 Kiedy po kilku minutach wkraczałem do kuchni, Sakura śmiało zajadała się już onigiri zrobionymi w pocie czoła przez Suigetsu. Siedziała przy stole ramie w ramie z Karin. Obie kobiety żywo rozmawiały i śmiały się, czasami wymieniając między sobą ciche szepty. Juugo spoglądał na nie z politowaniem, w ciszy delektując się swoja porcją.
Usiadłem przy jedynym wolnym krześle.
Sakura spojrzała na mnie niepewnie i niemal natychmiast spuściła wzrok, ukrywając twarz za kaskadami włosów. W mojej koszulce przedstawiała się nadzwyczaj pięknie.
Generalnie powinienem nie interesować się w czyich koszulach lata. Szybko odpędziłem podobne myśli, zajmując się przyziemniejszą sprawą. Kiedy sobie pójdzie?  
  - Czyli mówisz, że ten cały Innuki przefarbował ci włosy na zielono jak byłaś pijana? - zapytał z niedowierzaniem Suigetsu i wpakował do ust całą porcję onigiri. Zamlaskał smacznie.
  - O tak! - przyznała ze śmiechem - Drań z niego, prawda?
 - Co zrobiłaś gdy się zorientowałaś ? - zachichotała Karin, podchwytując w dłoń kosmyk włosów Haruno i spoglądając na niego wzrokiem znawczyni.
 - Śmiałam się, a co miałam zrobić. - wydusiła w przerwie pomiędzy kęsami. Nieustannie powstrzymywała śmiech, zdradzały ją kąciki ust raz na jakiś czas gwałtownie podrywane do góry. - Całe szczęście, że Ino, moja przyjaciółka, ma dryg do fryzjerstwa. Tak przynajmniej sądziła, dopóki po “profesjonalnym” ściągnięciu koloru nie okazało się że zamiast planowanego różu moje włosy stały się niemal żółte.. Od tamtej pory już nigdy nie widziałam jej majstrującej przy czyjejś głowie.
  - I całe szczęście! - zawtórowała wesoło okularnica - Ten cały Innuki, co się z nim stało? Jest dalej w wiosce?
Kolejny koleś, no błagam.
  - Ah nie. Już od dawna! - zaprzeczyła Sakura, dyskretnie ocierając usta. - Był najstarszym synem przywódcy jakiegoś miasta albo wioski... Już teraz nie pamiętam. W każdym razie musiał wyjechać i więcej się z nim nie widziałam.
 - Szkoda - mruknął Suigetsu - Wydaje mi się, że byliście dobrymi przyjaciółmi. Wiesz Sakura, gdyby ktokolwiek inny zafarbował ci włosy podejrzewam że nie byłabyś nastawiona tak pozytywnie.
  - Masz racje. Był na swój sposób wyjątkowy. - przytaknęła przywołując na usta melancholijny uśmiech.
   - Bardziej od Naruto ? - wtrąciłem cierpko
  - Myślę że tak - odparła bez zająknięcia, ostentacyjnie unikając patrzenia na mnie. Uparcie wbijała spojrzenie w swoje dłonie, delikatnie splecione na stole. Miałem szczerą ochotę mocno nią potrząsnąć, tak profilaktycznie - na zaś, gdyby kiedyś tego potrzebowała.
  - Myślisz, że kiedyś do Ciebie wróci ? - podłapał Suigetsu, opierając się policzkiem o dłoń. - Ja bym to zrobił bez zastanowienia. - uśmiechając się szarmancko puścił w jej stronę oczko.
Ku mojemu zdziwieniu Sakura nie tylko nie zareagowała agresją, ale również zreflektowała się w podobny sposób. Rozbawiona ucałowała swoją dłoń a następnie w nią dmuchnęła, niewątpliwie posyłając gest prosto do serca Suigetu, który już teraz wyglądał jakby miał ochotę zaraz się oświadczyć.
Mocno zacisnąłem zęby, sam przed sobą udając, że nic mnie to nie obchodzi.
Karin oszukałem, Sakure również, siebie z resztą chyba też.. za to Juugo nie dał się nabrać.
Do diabła, muszę zapamiętać żeby pozbyć się ich wszystkich przy pierwszej lepszej okazji.  Razem czy osobno, każdy działa mi na nerwy w oddzielny sposób.
 - Oh Sakura, już wychodzisz?! - rzucił Suigetsu nie kryjąc gorzkiego rozczarowania. Podobnie jak Haruno poderwał się z miejsca i stanął przy niej, zatrzymując pochwyceniem za przedramię. Kobieta była już w połowi drogi do przedpokoju kiedy zaskoczona odwróciła się w naszą stronę.
  - Ah, tak - zerknęła na mnie niepewnie, na co dyskretnie skinąłem głową. -. Mam dużo pracy w szpitalu. Sasuke przyjdź do mnie jeszcze dzisiaj, porozmawiamy o twoim oku..  - dodała śmielej i uśmiechnęła się przepraszająco. Wkrótce wyszła.
Największy problem sam się rozwiązał. Teraz pozostała tylko upiorna trójka, którą sam ściągnąłem sobie na głowę.

  Pokręcę się trochę po mieście, pomyślałam niemal oszalała z rozpaczy, może ktoś zlituje się i wybije mi z głowy wszystkie głupie pomysły.
Jak mogłam tak łatwo dać zawładnąć się pragnieniu, by go dotknąć. Samokontrola przychodziła mi z coraz większym trudem. Już dawno przestałam panować nad myślami, pogodziłam się z tym. Ale teraz, ku mojemu przerażeniu zdradzało mnie także własne ciało.
Oszołomiona patrzyłam na swoją dłoń umiejscowioną na jego brzuchu i jak głupia zastanawiałam się tylko, czy to aby na pewno jest moja ręka. Mogłam zrobić milion innych kombinacji i wszystkie byłyby odpowiedniejsze. Powinnam zacząć krzyczeć, płakać, kopać, skakać, mówić po hiszpańsku, cokolwiek. A ja stałam. Stałam jak słup soli i nie czyniłam niczego, by powstrzymać rozhulane fantazje.  
 A kiedy jest już za późno- żałuje i rozmyślam, próbując wyrzucić wspomnienie jego ciepłej skóry z głowy. No i pozostaje jeszcze koszulka, której zapach czuje aż nazbyt, nawet podczas gwałtownego marszu. Jego zapach.
 Zapomnienie o nim jest po stokroć trudniejsze, kiedy odczuwam go niemal każdym ze zmysłów. Nawet podczas zamykania oczu, widzę pod powiekami jego ponurą twarz. Do kroćset, wolałabym oglądać radośniejsze rzeczy!
 Z takim a nie innym nastrojem otworzyłam drzwi do swojego mieszkania.
W środku było ciepło i nad wyraz przytulnie Od strony kuchni wydobywały się smakowite zapachy i… chwila. Przecież ja mieszkam sama.
Z sercem tłukącym się w gardle, mając za broń jedynie własne ręce zakradłam się do drzwi jadalni i ostrożnie wyjrzałam zza progu.
  Pomiędzy meblami swobodnie krzątała się niewielka, blondwłosa kobieta, wesoło nucąc pod nosem skoczną melodyjkę. Zamrugałam skonsternowana.  
  - Mama?! - wyrwało mi się.
Mebuki na dźwięk mojego głosu wykonała gwałtowny obrót, po czym zamaszyście rozłożyła ramiona, uśmiechając się szeroko.
  - Córuś! Dlaczego nie powiedziałaś nam że się wybudziłaś! Z ojcem martwiliśmy się o ciebie!
Bezceremonialnie wzięła mnie w ramiona i przytuliła mocno. Zesztywniałam, dopiero po długich minutach niepewnie odwzajemniając uścisk.
Wciąż miałam w pamięci powód naszego długiego rozstania.  
  Mebuki wraz z Kizashim Haruno wyprowadzili się z Konohy dokładnie półtora roku temu, po tym jak w zażartej kłótni wyszły na jaw wszystkie elementy mojego dotychczasowego życia. Wspierający rodzice, jako że zawsze ponad wszystko przejmowali się opinią publiczną, z miejsca odwrócili się na pięcie i zostawili mnie, wymawiając się kwitnącymi interesami w Kirigekure.
Na odchodnym stwierdzili bez żadnego skrupułu iż nie tak wychowywali swoją jedyną córkę. Nie omieszkali się również dodać jak dużym wstydem pokryłam cały ród, bratając się z zabójcą, mordercą, zbiegiem i przede wszystkim: wrogiem.
 Dużo nerwów kosztowało mnie przekonanie ich, by nie wydawali światu mojej tajemnicy. Finalnie, to wcale nie ja - płaszcząca się na kolanach -, tylko zapowiedź nadciągającego skandalu odwiodła ich od tej myśli. Gdyby sprawa wyszła na jaw, byliby ostatnimi osobami które chciałyby być kojarzone z Sakurą Haruno, a na to niestety, nie mieliby wpływu. Dlatego zrezygnowali, na całe szczęście.
 Byli prostymi ludźmi o równie prostolinijnych umysłach. Ich życie polegało na jedzeniu, piciu, spaniu i zakładaniu rodzin, nie było w nim miejsca na bezinteresowną pomoc czy namiastkę zrozumienia, chociażby dla pozostawionej w trudnym położeniu córki.
  Najwyraźniej musiałam być równie prozaiczna, ponieważ nie miałam im niczego za złe.
  - Sakura moje małe dziecko! - rozległ się raptem pełny ciepła głos taty - Niewiele urosłaś od ostatniego spotkania, hehe, co nie Mebuki ?
Odwróciłam się z ciepłym uśmiechem i wpadłam w jego ramiona, ufnie wtulając się w ojcowską pierś. Może trochę mi tego brakowało..
  - Sakura! - rodzicielka wydała z siebie krótki okrzyk zgrozy. - Sakura!
Zacisnęłam powieki. Jak nie słyszałam tego karcącego tonu od półtora roku, tak już miałam go serdecznie dość. Nie sądziłabym że nadgorliwa, świętojańska matka posłuży się nim już w 5 minut po pierwszym spotkaniu.
Kizashi, idąc w takt żonie złapał mnie silnie za ramiona i obrócił tyłem do siebie. Zaklęłam pod nosem, szybko przypominając sobie ich wścibskość i natręctwo, o których z powodzeniem zdążyłam zapomnieć, ciesząc się życiem.
Mężczyzna milcząc jak zaklęty, z otępieniem wpatrywał się w niejasny punkt na moich plecach. Z zapałem godnym rasowego nagadywacza pokazywała go moja matka. Kątem oka widziałam, jak wymieniają się gorączkowymi spojrzeniami.
  - Sakura! - zagrzmiała władczo Mebuki - Czy ten przeklęty klan nigdy nie da ci spokoju?!


Zapamiętajcie Innukiego.
Może się jeszcze pojawić! ;)
  W każdym razie nie jestem zadowolona z tego rozdziału (tak bardzo jak z poprzedniego).
Nie jest źle, chodź nie jest też dobrze.
Postaram się by następna część była trochę ciekawsza.
No i takie fabularne rozpoczęcie akcji zakładam na dobre rozpocząć dopiero za jakieś 7-8 rozdziałów - tak opcjonalnie. :D
Do tej pory starałam się dawać wam tylko nieliczne sygnały. Śpiączka, tutaj jakaś magiczna staruszka Uchiha, przepowiednia, po chwili pamiętnik, zaraz jakiś kochanek, potem Madara, znikające medyczki... Wszystko ma się jeszcze okazać! :)
Mam nadzieję, że dotrwacie ze mną do końca.


10 komentarzy:

  1. Każdy rozdział ma coś w sobie, mi się bardzo podobał i czekam na dalsze rozwinięcie , akcje Sasuke i Sakury naprawdę ciekawe ... .

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie to rozdział przeczytałam praktycznie od razu po jego dodaniu, więc nie wiem czemu dopiero teraz go komentuję. Prawdę mówiąc nie lubię tego robić, jednak zdaję sobie sprawę jak bardzo to motywuję autora. :) A wracając do treści rozdziału to oczywiście bardzo mi się podoba, a zarazem wciąż mi mało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kończę już 12!
      Dziękuje CI przeogromnie! Bardzo miło się to czyta! :*

      Usuń
  3. Coraz więcej takich scenek, coraz mniej namiętności w tym wszystkim iii coraz więcej uczuć! W uroczy sposób kreujesz tu spojrzenie Sasuke na Sakurę i to, że coraz wyraźniej mu się to wszystko zmienia i że w ogóle sam to zauważa.
    I nieee, niech ona od nich nie idzie, po co on ją wygnał stamtąd, debildebil :-(
    I W OGÓLE! 'fabularne rozpoczęcie akcji za siedem-osiem rozdziałów.......... to to teraz to wstęp, serio? XDDDDDD załamałam się XD
    Aaa tak poza tym to ja jestem ciekawa, co z tym Twoim drugim, zapowiedzianym kilka notek wcześniej blożkiem? Bo ja pamiętam i czekam :-DD Może mogłabym z czymś nawet pomóc :3
    gorące pozdrosie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi blożek się narazie obmyśla! xD Póki co pomysł mam, wydaje mi się, chyba niegłupi. Zdradzać nie będę, bo to byłby największy spoiler w całej mojej blogowej karierze xDDDD
      O, o! Wiem! Doradź mi kto by zrobił mega super mi szablonik! :D

      W ogóle rozdział 12 to ja mam już rozpisany co do joty xD
      Tylko coś odczuwam spadek motywacji. Jak niegdyś pisałam sobie całymi dniami, tak teraz zasuwam dwie strony na trzy dni? Słabiutko :C
      Mam nadzieje, że mi przejdzie. Może to przez te upały... xD

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. wklejam tu, bo mi ucięło :-(
    Nono, chodziło mi o te techniczne sprawki! Niby mam asa w rękawie, ale ta dziewucha ostatnio ma fazę, że robi tylko dla siebie </3 A tak to zawsze jest Panda czy Wioska Szablonów - tam są jednak ludzie niezawodni! Aaaaaa i jeszcze, co mogę Ci polecić, to robienie ich samemu XDD Sama sie na to zdecydowałam i jestem o tym zadowolona, że nie muszę teraz na nie czekać XDD No i że robię je totalnie pod siebie i zaczynam się w to wkręcać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meh, to straszne, nie? Bo dokładnie rok temu miałam tę fazkę, że pisałąm całymi dniami, a potem to tak stopniowo sie wyciszało. Brakuje mi tego straszliwie :-D
      JAKIE UPAŁY, CO TY GADASZ <3 ja dzięki nim ciągle coś piszam!
      I DAWAJ DWUASTKIE, mam tak przewrotną fazę na Naruto i KNB, że nie wiem, co w końcu mam pisać XD kiedy poczytam twoje, to pewnie przeciągniesz mnie na stronę SasuSaczków jeszcze tego samego wieczoru :-DD

      Usuń
  6. Sasuke kontaktuje się z Madarą?! O co tutaj w ogóle chodzi? Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem :( Liczę, że trochę się powyjaśnia za jakiś czas :)

    OdpowiedzUsuń