czwartek, 15 września 2016

12. Chcę ciebie, Sakura.


  Szłam sobie spokojnie, okrężną drogą wracając ze spotkania z Czcigodnym Hokage. Ja, Sakura Haruno oficjalnie wylądowałam na dywaniku, podkablowana przez Kibe i Sasuke. Twardym postanowieniem ani groźba ani prośba nie zmusiły mnie do piśnięcia słówka i w końcu Kakashi skapitulował, odprawiając mnie z obietnicą niechybnego powrócenia do tematu.
  Krążyłam więc po okolicy pogwizdując wesołą melodyjkę, próbując w myślach określić najefektowniejszy sposób na pozbycie się rodziców z domu, gdy ku mojemu wielkiemu zdziwieniu z nieba zleciał mężczyzna i wylądował u moich stóp, a mówiąc dokładniej: na moich stopach
 Otrząsnąwszy się z pierwszego zdumienia, stwierdziłam, że człowiek ten wcale nie spadł z nieba, lecz z wielkiego dębu.
Moje życie w ciągu ostatnich dni stało się niewypowiedzialne nudne. Za sprawą nadgorliwych rodziców bliska byłam popadnięcia w czarną rozpacz. Do tej pory nie zapomnieli mi sytuacji z koszulką Sasuke, na której wyeksponowany został znak jego klanu - duży i przyciągający spojrzenia. Pożywka idealna dla mojej matki, która od zawsze, całym sercem nienawidziła rodu Uchiha. Zrządzeniem losu, ja od małego wchodziłam z nimi w różnego rodzaju interakcje. Jedno z takowych nosiło nazwę Sasuke i było moją największą życiową inwestycją- całkowicie nieopłacalną, ale to okazało się dopiero po jakimś czasie.
W każdym razie ze stanowiska “Niewdzięczna Córka”, awansowałam w ich kryteriach na “Chcielibyśmy Nie Mieć Córki”. Takie bynajmniej odnosiłam wrażenie po tych kilku dobach spędzonych stricte w ich obecności. Miałam 23 lata i oficjalnie otrzymałam zakaz wychodzenia z domu na dwa tygodnie.
  Kizashi Haruno podszedł do sprawy z nieco przesadnym entuzjazmem i dosłownie zaryglował drzwi nie jednym, ale od razu pięcioma rodzajami zamków już w pierwszy dzień pobytu.
  Byłam przerażona - chodź niespecjalnie zaskoczona - słysząc żałosny szczęk łańcuchów, stanowiących podstawę do odważnego stwierdzenia, że moi rodzice zbzikowali.
Wedle ich odgórnego przykazania, ja również zaryglowałam się w pokoju… a później niczym zbuntowana nastolatka opuściłam dom przez okno. Zważywszy na mój wiek, była to najbardziej upokarzająca rzecz, jakiej kiedykolwiek się dopuściłam.
 Wyciągnęłam lewą stopę spod barku mężczyzny i pochyliłam się nad leżącym.
  - Sasuke? To ty?! - Szeroko otworzyłam oczy - Dobrze się czujesz?
W odpowiedzi usłyszałam jedynie “Och”.
  - O mój Boże - szepnęłam - Nic sobie chyba nie złamałeś?!
Uchiha nic nie odpowiedział, wydał z siebie tylko przeciągłe westchnięcie. Aż się cofnęłam, gdy dotarły do mnie opary jego oddechu.  
  - O mój Boże! - powtórzyłam donośniej - Czuć od Ciebie, jakbyś pochłoną całą winiarnię!
  - To whisky - wybełkotał - Mężczyźni piją tylko whisky.
  - Ale nie w takiej ilości! - odparowałam z gwałtownością - Tylko pijacy tyle piją.
Sasuke z wyraźnym trudem usiadł i potrząsnął głową, jak gdyby chciał, aby się w niej rozjaśniło.
  - Masz racje - powiedział machając ręką w powietrzu i zaraz potem krzywiąc się, gdyż od tego ruchu najwyraźniej zakręciło mu się w głowie.  - Obawiam się, że rzeczywiście jestem trochę pijany.
Postanowiłam wstrzymać się od dalszych komentarzy na ten temat.
  - Jesteś pewien, że bardzo się nie potłukłeś?
Mężczyzna przegarnął palcami kruczoczarne włosy i zamrugał.
  - Głowa mnie boli jak diabli.
  - Przypuszczam, że nie tylko od upadku.
Spróbował się podnieść, zachwiał się i z powrotem usiadł.
  - Zawsze miałaś tak kurewsko cięty język?
  - Raczej nie - odparłam z wymuszonym uśmiechem - To z pewnością dlatego pozwalałam ci kiedyś sobą pomiatać. Ale tak czy owak mogę zając się teraz twoimi zranieniami.
  - No, proszę, i jaka żmijowata! - mruknął - A skąd masz taką pewność, że odniosłem jakieś obar.. obrażenia?
Podniosłam głowę i popatrzyłam na drzewo. Najbliższa gałąź, która zdołałaby utrzymać ciężar mężczyzny, znajdowała się dobre trzy metry nad ziemią.
  - Ponieważ nie potrafię zrozumieć w jaki sposób mógłbyś spaść z tak wysoka bez żadnych obrażeń - rzuciłam nieustępliwie
Machnął ręką na mój komentarz i znów spróbował wstać.
  - Cóż, my, Uchiha jesteśmy twardzi. Trzeba by czegoś więcej niż… Kurwa mać! - jęknął.
Z całej siły starając się żeby w głosie nie dało się słyszeć zadowolenia, zapytałam:
  - Coś ci dokucza? Coś boli? Może zwichnąłeś nogę?
Sasuke uchwycił się pnia drzewa, by się o nie wesprzeć, podejrzliwie mrużąc oczy.
  - Jesteś okrutną kobietą Sakuro, skoro znajdujesz przyjemność w moim cierpieniu.
Kaszlem usiłowałam ukryć chichot.
  - Podkreślam, że chciałam zająć się twoimi obrażeniami, ale sam stwierdziłeś, że wszystko jest w porządku.
Nachmurzył się jak chmura gradowa i z powrotem usiadł na ziemi.
  - Dlaczego gdy zdołam o tobie zapomnieć, ty nagle wchodzisz mi w drogę, nieustępliwa kreaturo? - zapytał wrogo, patrząc na mnie spod na wpół zamkniętych powiek.
  - W tym wypadku to akurat ty wpadłeś na mnie - uściśliłam, życzliwie puszczając mimo uszu jego śmiałą wypowiedź. To z pewnością wina upadku z wysokości, pomyślałam.
  - Więc, dlaczego wpadłem właśnie na ciebie? - warknął z przekąsem i ostentacyjnie przewrócił oczami.
Przykucnęłam na pokrytej kurzem drodze.
 - Która kostka ci dokucza? - dodałam sympatyczniej, zręcznie schodząc z tematu. Wolałam nie myśleć dlaczego spośród miliona innych dziewczyn, Sasuke Uchiha w piękny, słoneczny dzień zwalił się z dębu akurat na mnie. Właśnie do tego nie chcieli dopuścić moi rodzice, teraz to zrozumiałam. Powinnam była siedzieć grzecznie w domu, odbębnić te dwa tygodnie i wyjść na wolność jako nowy, lepszy człowiek. Być może za dobre sprawowanie odzyskałabym prawo do swobodnego bytowania w rodzinie...
 Uchiha niechętnie wskazał na prawą nogę i skrzywił się, gdy ostrożnie jej dotknęłam. Badałam ją przez chwilę, aż w końcu podniosłam głowę i najbardziej rzeczowym tonem, na jaki tylko było mnie stać, oznajmiłam:
   - Będę musiała zdjąć ci buta. Masz nóż?
Prychnął.
  - Jeśli wydaje ci się, że włożę ci broń do ręki…
  - Ah tak?- wtrąciłam drwiąco - Sądzę więc, że będę musiała po prostu ściągnąć ci but z nogi - Przekrzywiłam głowę, udając, że rozważam tę kwestię - Może troszkę zaboleć, kiedy utknie na spuchniętej kostce, lecz, jak sam podkreśliłeś, pochodzisz przecież z twardej rodziny. A po za tym prawdziwy mężczyzna musi umieć znieść trochę bólu.
  - O czym ty mówisz?  
Zaczęłam ściągać but. Nie mocno, gdyż nigdy nie było mnie stać na takie okrucieństwo, po prostu poruszyłam nim lekko, chcąc zademonstrować, ze nie zdołam go zdjąć zwyczajnymi metodami. Wstrzymałam oddech.
Twardy Uchiha ryknął z bólu, aż pożałowałam, że postanowiłam dać mu tę nauczkę, zwłaszcza, że znów owinęły mnie opary whisky.
  - Ile ty wypiłeś?! - zapytałam, z trudem łapiąc oddech
  - Za mało - odburknął - Nie wynaleźli jeszcze alkoholu dostatecznie mocnego by załagodził bolesne skutki przebywania w twoim towarzystwie.
  - Uchiha!
  - Haruno! - zironizował, mocno zaciskając szczękę - Nie zauważyłaś, że tylko przy Tobie wiecznie dzieje mi się krzywda? Jeśli tak dalej pójdzie, umrę nim ten rok się skończy.
Patrząc mu prosto w oczy, z premedytacją szarpnęłam za obuwie powodując kolejną salwę głośnego wrzasku.
  - Czy zmieniłeś już zdanie w kwestii rozcięcia twojego buta? - zapytałam słodziutko, nie zrażona lodowatym spojrzeniem
W odpowiedzi podał mi kunaia.
Ostrze było nieco tępe i aż zaciskałam zęby, usiłując rozciąć cholewkę. Na moment, oderwałam się od swojego zajęcia.
  - Powiedz jeśli…
  - AU!
  - … sprawię ci ból. - dokończyłam - Przepraszam.
  - To zdumiewające - Jego ton wprost ociekał ironią - ile żalu słyszę w twoim głosie.
Zacisnęłam usta w wąską linię, z zapałem masakrując podeszwę. Dużo wysiłku kosztowało mnie opanowanie pragnienia, zrobienia podobnej rzeźni na jego twarzy.
  - Nie prowokuj mnie. - syknęłam ostrzegawczo
Moje życie straciło wszelkie barwy, odkąd rodzice oznajmili zamiar zamieszkania w Konoha na dłużej. Uchiha starym zwyczajem tylko pogłębiał mroczny dół emocjonalny w którym ugrzęzłam. Jeśli będzie trzeba, wpadnę w dziki szał i zadźgam go tym ostrzem, a później zakopie, korzystając ze zbawiennej obecności parku.
Mama by się ucieszyła.
Na moment przestałam szarpać się z butem, przeniosłam spojrzenie jasnozielonych oczu na twarz chłopaka i zapytałam:
  - Po co właściwie będąc pijanym w sztok właziłeś na tego dęba ?
Popatrzył na mnie z pewnego rodzaju dozą nieufności.
  - Mam do tego sentyment.
  - Do włażenia na drzewa? - upewniłam się, powstrzymując szyderczy chichot. To dziwne hobby jak na dorosłego człowieka, w dodatku pokrytego tak zatrważającą ilością dumy i opanowania co karowłosy .
  - Do włażenia na to drzewo - sprostował - Gdy byłem mały często wchodziliśmy na nie z Itachim. - dodał cieplej  
  - Ah..
 Poczułam, że nagle ogarnia mnie współczucie. Nie wiedziałam co zmusiło tego niezwykle przystojnego, wyrachowanego mężczyznę do upicia się, lecz bez względu na przyczynę zrobiło mi się go żal. Sasuke Uchiha, jak wielkim draniem by nie był, wciąż dźwiga ogromnie ciężkie brzemię osamotnienia.  
Może właśnie odbywa rocznicę masakry swojego klanu i z tego tytułu zaopatrzył się w kilka butelek whisky?
  - Nie patrz tak na mnie. - rzucił cierpko, brutalnie przerywając potok moich rozmyśleń.
  - Jak ? - zamrugałam skonsternowana.
Uporałam się wreszcie z rozcinaniem buta i odłożyłam nóż.
  - Ze współczuciem. - warknął -  Już zaczynałem się cieszyć, że spadłem właśnie na ciebie.
  - Za moment możesz zmienić zdanie - stwierdziłam, po czym najdelikatniej jak umiałam uwolniłam jego opuchniętą stopę z twardego, skórzanego materiału. Życie nauczyło mnie by nie roztrząsać spraw prywatnych z upitymi osobami, bo zazwyczaj kończy się to płaczem.
 W przeciwnym razie niby skąd mogłabym wiedzieć, że Naruto jeszcze za czasów Akademii podkochiwał się we mnie i notorycznie podrzucał żaby do plecaka? Wyznał mi to w wielkim sekrecie po jednej z mocno zakrapianych imprez, targany nagłym przypływem skruchy. Nigdy nie lubiłam tych płazów a on doskonale o tym wiedział. Potrzebował 15 lat by tego odżałować. W konsekwencji tak czy siak musiałam mu wybaczyć, inaczej zasmarkałby mi cały pokój.
Sasuke ze smutkiem popatrzył na zniszczony but.
  - Przypuszczam że moja kostka jest ważniejsza. - powiedział z żalem, który mimo wszystko zabrzmiał nieszczerze.
Sprawnie obmacałam mu nogę
  - Nie wydaje mi się żebyś miał złamaną kość, za to nabawiłeś się paskudnego zwichnięcia.
  - Mówisz, jakbyś miała w tej kwestii wielkie doświadczenie - rzucił z sarkazmem, odchylając głowę do tyłu.
  - Zdarzało mi się ratować ranne zwierzęta - podłapałam z rozbawieniem -  Psy, koty, ptaki…
   - Mężczyzn - dokończył za mnie
   - O tak - odparłam śmiało - Przynajmniej raz w tygodniu muszę się rżnąć na kawałki buty nieznanych mi mężczyzn, w dodatku średnio urodziwych.
  - Pokazujesz pazury, Sakuro.
  - Czyżby? - spytałam, unosząc ręce - Wydaje mi się że w twojej obecności wysuwają się automatycznie.
Sasuke wybuchnął śmiechem.
  - Jesteś prawdziwym skarbem.
  - Powtarzam to wszystkim naokoło - odparłam swobodnie, wzruszając ramionami i uśmiechając się chytrze - Ale jakoś nikt nie chce mi uwierzyć. Cóż, wydaje mi się że na jakiś czas będziesz potrzebował laski. Masz jakąś?
  - Tu? Teraz?   
  - Miałam na myśli w domu ale..  - urwałam, rozglądając się dookoła. Dostrzegłszy leżący w odległości kilku metrów kij, poderwałam się z ziemi - To powinno wystarczyć. - oświadczyłam, wręczając do chłopakowi - Pomóc ci przy wstawaniu?
Nachylił się ku mnie z szerokim uśmiechem
  - Każda wymówka jest dobra, by znaleźć się w twoich objęciach.
Głośno wciągnęłam powietrze, przypatrując się mu z uwagą. Ten bezpruderyjny ton to sprawka alkoholu czy upadku? Przypuszczałam, że właśnie starał się mnie oczarować, w dodatku cholernie umiejętnie.
Stanęłam więc bezpiecznie za jego plecami i wsunęłam mu ręce pod pachy.
 - Ostrzegam, nie jestem zbyt delikatna.
 - Wcale mnie to nie dziwi.
 - No to liczmy do trzech. Jesteś gotów?
 - Przypuszczam, że to zależy od..
 -  Raz, dwa… trzy! - Stękając i dysząc, w końcu postawiłam Sasuke na nogi. Okazało się to wcale niełatwe, był przecież znacznie ode mnie cięższy, a na dodatek pijany. Kiedy kolana się pod nim ugięły, ledwo powstrzymałam się od przekleństwa, mocno wbijając nogi w ziemię i starając się go utrzymać. Uchiha zaczął z kolei niebezpiecznie przechylać się w inną stronę, musiałam zatem przesunąć się przed niego, żeby nie upadł.
  - O, teraz jest bardzo miło - mruknął, przyciskając mnie do swojej piersi.
  - Lepiej użyj kija! - warknęłam, mając na uwadze, że jeśli teraz się odsunę Sasuke rąbnie twarzą o kamienną ścieżkę.
  - Na ciebie? - udał zdziwienie moją uwagą
  - Żeby móc iść! - prawie wrzasnęłam
Skrzywił się od tego hałasu i zaraz pokręcił głową
  - To kurewsko dziwne - mruknął - ale mam wielką ochotę cię znowu pocałować.
Wyjątkowo zabrakło mi słów.
Sasuke przyjrzał się moim zastygłym wargą w niebotycznym skupieniu.
  - Wydaje mi się, że chyba po prostu to zrobię - oświadczył w końcu.
To wystarczyło, bym się otrząsnęła. Odskoczyłam w bok jak oparzona, a Uchiha, niepodtrzymywany przez nikogo, znów osunął się na ziemię.
  - Cholera jasna, kobieto! - ryknął - Dlaczego to zrobiłaś?!
  - Bo chciałeś mnie pocałować!
Sasuke potarł głowę, którą uderzył o pień drzewa
  - Ta perspektywa była aż tak przerażająca?
Zamrugałam skonsternowana.
  - Tak trochę.. - wyznałam cichutko, mając przed oczami obraz naszego pierwszego pocałunku. Stwierdzenie że mi się wtedy nie podobało, było dalekie od prawdy.
  - Nie mów tylko że byłoby to odrażające - westchnął - bo tego bym chyba nie zniósł.
Odetchnęłam głęboko i znów wyciągnęłam rękę na zgodę.
  - Wybacz że cię upuściłam, dobra?
  - Z twojej twarzy znów bije bezbrzeżny smutek. - stwierdził po namyśle
Fuknęłam głośno, wstrzymując się od tupnięcia nogą.
  - Przyjmujesz moje przeprosiny czy nie? - rzuciłam zniecierpliwiona
  - Wygląda na to - odparł, unosząc brwi - że jeśli ich nie przyjmę, zrobisz mi krzywdę.
  - Niewdzięcznik! - burknęłam
Ujął moją dłoń. Ponownie pomogłam mu wstać ale gdy tylko oparł się na prowizorycznej lasce, odsunęłam się na bok.
  - Odprowadzę cię do twojego domu - oświadczyłam dobrotliwie - I tam znowu zajmę się jakimś twoim urazem. Chyba wejdzie mi to w nawyk.  
Popatrzył na mnie z boku
  - A skoro o tym mowa, ostatnio nie było cię w szpitalu. Dlaczego?
  - Wrócili moi rodzice i staram się poświęcać im każdą wolną chwilę - skłamałam, powoli cedząc słowa przez na wpół zaciśnięte usta. W rzeczywistości było kompletnie na odwrót: kiedy tylko mogłam, spędzałam czas z dala od ich wpływów, bez celu ślęcząc się po okolicy. Jak widać nawet to doprowadziło mnie prędzej czy później do druzgoczącej katastrofy. Uchiha zleciał mi prosto z nieba, chodź nie była to dla niego najodpowiedniejsza kraina. Mniej zdziwiłabym się, gdyby wypełzł nagle spod ziemi.
  - Dlatego kręcisz się po wszystkich okolicznych parkach? - zapytał zuchwale, unosząc jedną z brwi - Naruto wspominał, że wrócili twoi rodzice i że najpewniej … - uniósł rękę do ust, żeby zasłonić je, gry targnęła nim pijacka czkawka - … najpewniej będziesz szukała pocieszenia w długich spacerach.
 Spojrzałam na niego z ukosa i burknęłam coś, co ani trochę nie przystoi kobiecie. Następnie z zaciśniętymi pięściami ruszyłam w swoją stronę. Sasuke, kuśtykając, sunął za mną, nie przestając się przy tym szyderczo uśmiechać.  Na szczęście maszerowałam o wiele szybciej i dystans między nami stale się powiększał.
Ciekawe co jeszcze nagadał mu Naruto!
W końcu Sasuke zmuszony był mnie zawołać.
Niechętnie odwróciłam się, a on posłał mi najmilszy we własnym mniemaniu uśmiech.
  - Chyba nie mogę dotrzymywać ci kroku - W tym momencie zachwiał się niebezpiecznie. Podbiegłam do niego natychmiast, żeby go podtrzymać. - Nie potrafię kulać tak szybko!
  - Całe szczęście - syknęłam zjadliwie, mocno ujmując go za łokieć. - Wesprzyj się na mnie, niech będzie..
Sasuke uśmiechnął się szeroko i objął mnie za ramiona. Poczułam elektryzujący dreszcz rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa.
  Westchnęłam ciężko, kiedy oparł się na mnie jeszcze mocnej.
Powoli zaczęliśmy sunąc w stronę jego domu. Z każdym krokiem czułam coraz większy nacisk ze strony Uchihy, nie wiedziałam tylko czy jest to spowodowane ilością alkoholu którą w siebie wlał czy też wrodzoną złośliwością względem mojej osoby.
  - Strasznie się guzdrasz - stwierdził marudnie, podczas gdy ja niemal zataczałam się pod jego ciężarem. Sapnęłam głośno. - Sakura, robi się późno. Czy nie ma sposobu byś poruszała się nieco szybciej?
  - Mam ochotę.. - głośno zaczerpnęłam wdechu - połamać ci obie te nogi.
  - Żeby było ci jeszcze trudniej? - zapytał z fałszywą troską - Nie jest to chyba twój najlepszy pomysł. - orzekł obłudnym tonem krytyka
   - Żebyś ty zara... !
   - Cii - przerwał mi bezczelnie, kładąc palec wskazujący na moich ustach - Nie musisz kończyć, piekielnico. Dobrze wiem co chciałaś powiedzieć.
Odwróciłam twarz w drugą stronę, mieląc w ustach całe setki nieprzyjemnych określeń. Postać Sasuke pasowała do każdej obelgi, którą byłam skłonna wymyślić.
  - Niech ten dzień się skończy - szepnęłam zawistnie pod nosem.
W życiu nie pomyślałabym, że Sasuke zdoła usłyszeć moje mamroty i dodatkowo, będąc w wątpliwym stanie trzeźwości uda mu się właściwie do nich ustosunkować.
  - Nie pasuje ci moje towarzystwo, Sakuro? - zapytał poważnie, zwalniając tempa.
  - Oczywiście, że nie! - odparowałam - W końcu miałeś się do mnie nie zbliżać. A ty chyba specjalnie przyczaiłeś się na mnie, na tym drzewie!
  - Nawet ja - Sasuke zdecydowanie machnął ręką - nie jestem aż takim draniem, aby pozorować upadek z drzewa tylko po to, żeby później cieszyć się obecnością pięknej kobiety.
  - Ha! - prychnęłam donośnie - Ty i komplementy? Przestań ze mnie kpić.
  - Jestem pijany - odparł, nonszalancko wzruszając ramionami - Nie wiem, co mówię.
Podejrzliwie zmrużyłam oczy.  
  - Mam wrażenie, że doskonale to wiesz.
  - Być może.. - odparł zagadkowo, przyozdabiając twarz w łobuzerski uśmiech. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, bestialsko ciągnąc go za sobą.
  W dniu dzisiejszym Sasuke upił się i przerodził się w niepoprawnego uwodziciela. Jestem niezmiernie ciekawa ile dziewcząt zrównał swoim urokiem, zanim łaskawie złamała się pod nim gałąź. Karma, ot co!  Nie, żebym była zwolenniczką takich bolesnych rozwiązań.. Co nie zmienia faktu, że każda krzywda wyrządzona Sasuke, jest niewielkim promykiem radości w moim szarym życiu.
  Głowę zaprzątała mi jeszcze jedna niewiadoma. Dlaczego się upił?
Zagadkę z niespodziewanym przebywaniem trzech metrów nad ziemią już wyjaśniliśmy, ku uldze mojego sumienia. Chyba nie mogłabym zasnąć, doszukując się powodów jego schadzki z wiewiórkami, gdzieś w przestworzach.
  W końcu na horyzoncie zamajaczył kamienny budynek. Odetchnęłam z ulga łącznie trzy razy, zanim finalnie zatrzymaliśmy się przed drzwiami do jego mieszkania.
  - W każdym razie interesuje mnie ta dziwna sprawa z twoimi rodzicami - odrzekł w głębokim zamyśleniu, nie siląc się na najmniejszy nawet gest świadczący o poszukiwaniu klucza. Po prostu oparł się o mnie ramieniem i spojrzał z góry, wyraźnie nad czymś dumając. - Pokłóciliście się?
  - Sasuke to nie czas na przyjazne pogawędki. Otwieraj te drzwi!
  - Zastanawia mnie jak to jest kłócić się z rodziną - ciągnął niewzruszony, powstrzymywany tylko przez krótkotrwały napad czkawki - Zastanawia mnie jak to jest mieć rodzinę.
  - Raz jest gorzej raz lepiej. Otwieraj drzwi! - stęknęłam głośno, uginając kolana pod jego ciężarem. Mocno zaparłam się stopami o betonową posadzkę.
  - Chyba musiałbym sam założyć rodzinę by się o tym przekonać - Zachichotał cicho i zwiesił się na mnie, poprzez lekkie w jego mniemaniu pochylenie głowy. W rzeczywistości pochylił niemal całe ciało. Ucisk był na tyle mocny, że nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego przekleństwa. - Gdybym zrobił to z tobą, ciągle byłoby tylko gorzej, jak mniemam.
Posłałam mu mrożące krew w żyłach spojrzenie, podczas gdy on dalej prowadził bezbarwny monolog:
  - Ale na pocieszenie powiem ci, że przynajmniej bym się z tobą nie nudził. - wyszczerzył się szelmowsko - A już na pewno nie w łóżku.
  Boże broń mnie przed rękoczynami, uchroń od morderczych zamiarów, strzeż od złego..
  - W każdym razie! - Czuł się w obowiązku bezlitośnie masakrować mnie mentalnie - Czekam aż w końcu uda mi się zaciągnąć cię do swojej sypialni. Albo twojej, bez różnicy. W sumie może to być sypialnia kogokolwiek.
  - To sobie czekaj. - sapnęłam ciężko, z trudem uwalniając ramię od ciężaru jego ręki. Mężczyzna zachwiał się nagle pozbawiony oparcia ale rozważnie przyszedł sobie z pomocą prymitywną laską.
  - Słuchaj Sakura, bo..
Nie dokończył. W tym samym momencie, zupełnie znikąd na ratunek przybył mu Naruto. Biorąc rozpęd bezpośrednio ze swojego progu, rzucił się ku kruczowłosemu. Przygarnął go rękami i utulił do piersi, niczym stęskniona matka.
  - Sasuke stary! - wykrzyczał w popłochu - Tak się martwiłem!
Odsunęłam się o dwa kroki do tyłu gdy poczułam pierwszy zew, świadczący o nadciągającej chmarze alkoholowych oparów.
Mężczyźni zaśmiali się głośno, oderwali od siebie i naprzemiennie poklepywali po ramionach.
  - Obaj jesteście pijani - zawyrokowałam i kaszlnęłam głośno, gdy przez przypadek łyknęłam haust nafaszerowanego promilami powietrza. Zasłoniłam usta rękami -  O boże. Pijani to zbyt delikatne określenie.
  - Sakurcia i ty też tutaj?! - zapiszczał w euforii Naruto. Nie zdążyłam w porę uskoczyć od nieubłaganie nadciągającej łapy. Dłoń Uzumakiego silnie zakleszczyła się na moim przedramieniu i pociągnęła ku sobie, jakbym ważyła tyle co gram piasku. Niemal czułam jak całe ciało faluje na wietrze, pozbawione kontaktu z twardym gruntem. Sekundę później blondyn bez wyczucia wciskał mnie w swoją klatkę piersiową. Poczułam na sobie chyba wszystkie jego żebra.
  - Głąbie puść ją do cholery. Jest moja! - rzucił Uchiha, w nieoczekiwanym geście wyrywając mnie spomiędzy w miarę bezpiecznych ramion przyjaciela. Niezgrabnie zatoczyłam się do tyłu i zetknęłam plecami z twardym torsem Sasuke. Objął mnie w pasie i trzymał niczym w imadle. Na próżno usiłowałam zedrzeć jego dłonie ze swojego brzucha.
  - Twoja? - powtórzył tempo Naruto. Jego źrenice rozszerzały się stopniowo, wraz z tempem przyswajania informacji przez otumaniony móżdżek - Je-Jesteście razem!?
  - Tak.
  - Nie! - wrzasnęłam w tym samym momencie
  - Jest pijana, nie wie co mówi - skwitował pokrótce Uchiha doprawiając mnie w jedno zazgrzytanie zębami i dwa uspokajające oddechy.
 - Otwieraj te drzwi Uchiha. - wyrzuciłam przez na wpół zaciśnięte usta - Inaczej wysmaruje twoją krwią cały ganek.
  - Jasne, tygrysico - wymruczał mi wprost do ucha. Drgnęłam, a następnie zesztywniałam przerażona intensywnością doznań. Rozkoszne prądy objęły całe moje podbrzusze.
Sasuke opuścił ręce i oddalił się koślawo. Usłyszałam ciche dźwięki metalu obijającego się o inny metal.
  - Nie możesz trafić? - zadrwiłam, gdy natarczywy hałas nie ustał, tylko pogłębił się o kilka siarczystych przekleństw i niewyraźnych, pijackich bełkotów - A może rzucasz klątwę na ten zamek?
  - Sakura-chan nie bądź niemiłaaa! - odparł pretensjonalnie Uzumaki, w skupieniu nachylając się nad przygarbioną sylwetką Uchihy. Oboje wytrwale usiłowali wpasować klucz do niewielkiej dziurki, przekrzykując się wzajemnie. - Mówię ci idioto, w lewo, leeewo!
  - Przecież robię w lewo!
  - Drugie lewo!
W końcu im się udało. Podczas gdy Uzumaki szarpał Sasuke za włosy, ten okładał go pięścią po brzuchu, a drugą ręką usiłował wcisnąć kluczyk właściwie to gdziekolwiek. Wspólnymi siłami, bardziej przypadkiem niż celowo udało im się otworzyć zamek w drzwiach i rozchylić je na rościerz. Uśmiechali się przy tym tak triumfalnie, jakby pokonali co najmniej pięciogłowego smoka.
   - Śmiało Sakurcia, śmiało! Kiedy opowiem ci, dlaczego się tak zeszmacilismy sama będziesz chciała się upić! - Naruto ponaglająco pchnął mnie w plecy i poprowadził ku salonowi, jakby był tu stałym rezydentem. Uchiha niezgrabnie kuśtykając snuł się zaraz za nami.
  - A więc piliście razem - stwierdziłam, ochoczo rozsiadając się na kanapie. Ściągnęłam buty i podwinęłam pod siebie bose stopy. Uchiha ku mojemu niezadowoleniu usiadł zaraz obok mnie, za to blondyn wybrał odosobniony fotel.
  - Tak! - potwierdził ochoczo, pochylając się niebezpiecznie w przód. W odruchu bezwarunkowym postawiłam jedną nogę na ziemi, chcąc go złapać. W ostatniej chwili podparł się rękami o podparcia i wyprostował chwiejnie - Piliśmy u mnie! A później Sasuke miał iść prosto do swojego domu ale po drodze zniek...zniknął!
 Topornie pokiwałam głową , nie mogąc się z tym nie zgodzić. Spokojnie wróciłam na swoje miejsce. Uchihy faktycznie nie mogło być w domu skoro spadał z drzewa, tłukąc sobie po drodze wszystko co tylko można było sobie potłuc.
  - Sasuke, jak twoja kostka? - zapytałam, przypominając sobie o jego zbolałej obecności. Tkwił na drugim końcu kanapy, gorzko wykrzywiając usta. Dzielnie starał się nie zwracać uwagi na promieniujący ból nogi.
  - Kostka?! - zainterweniował z niecodziennym wzburzeniem Naruto - Co ci się stało w noge?! Przecież jutro nasza pierwsza wspólna misja! Zrobiłeś to specjalnie!
  - Sasuke spadł z drzewa..
  - Bo Sakura gdzie się nie pojawi, tam przynosi za sobą same nieszczęścia - dokończył uszczypliwie Uchiha, znajomym gestem uderzając mnie palcami prosto w czoło. Zamrugałam zdekoncentrowana.
  - O tak, wiem o tym doskonale! - zawtórował mu blondyn, rechocząc się głośno ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu. Miałam nadzieje, że wstawi się w mojej obronie i bohatersko wyratuje przed niesłusznymi oskarżeniami. - Na mnie też spuściła pecha!
  - S-Słucham?! - żachnęłam się, zamierając z dłońmi w połowie drogi do opuchniętej stopy Sasuke.  
Wyzbyta delikatności pochwyciłam za ranną nogę, bestialsko przyciągając ją bliżej siebie i kładąc sobie na kolanach. Karowłosy syknął z bólu ale rozważnie powstrzymał się od nieżyczliwego komentarza. Wprowadzając w uszkodzoną kończynę pojedyncze wiązki leczniczej chakry, kątem oka ostro zerkałam na Uzumakiego.
- Więc - zaczęłam, siląc się na pogodny ton - na czym ma polegać wasza jutrzejsza misja?
- Nic trudnego. Pochwycenie zbiega który uciekł z więzienia Hozukijo. Podobno kręci się gdzieś w okolicy Wioski Trawy.
 - I ile was nie będzie? - zapytałam mimochodem, większą część uwagi pokładając na zabieg, który nie należał do najłatwiejszych aczkolwiek wykonywało się go rutynowo.
  - Około 3 dni, w porywach może do 5. Ale łatwo sobie z tym poradzimy prawda, Sasuke?
Zajęty zaciskaniem zębów, pokusił się jedynie o lekkie kiwnięcie głową.
  - Yhym. - mruknęłam, już w połowie zdania tracąc zainteresowanie wywodem jasnowłosego zdrajcy. Uparcie unikałam jego wzroku, udając że skręcona kostka absorbuje wszystkie moje siły.
Naruto wydął usta, podrapał się po głowie i na zakończenie czknął głośno.
  - Sakurcia, czy ty się boczysz?
  - Wcale się nie boczę!
  - A co niby robisz?
W spokoju odliczyłam do 3, nie dając ponieść się nadmiernym emocją.
  - Leczę Sasuke.
  - A właśnie, że się boczysz! - zaprzeczył, ostentacyjnie wyśmiewając oburzoną minę która zrobiłam.
  - Dlaczego niby przynoszę ci pecha?! - wyrzuciłam oskarżycielskim tonem i na chwilę oderwałam się od pochylania nad Uchihowską nogą, by rzucić Naruto wyzywające spojrzenie.
  - Więc o to Ci chodziło! - zatriumfował. Mina jednak szybko mu zrzedła, z wesołego uśmieszku przeradzając się w zrozpaczony grymas. Odetchnął żałośnie, jakby mówienie o tym sprawiało mu ogromny ból  - Wystarczyło, że skonsultowałem się z Tobą i już Hinatka nie chce mieć ze mną nic wspólnego!
  - Jak to możliwe? - Zdziwiłam się. Ranną noga Sasuke poszła w odstawkę. Zadarłam głowę i skrzyżowałam wzrok z niebieskimi tęczówkami, zasnutymi teraz mgłą zarówno smutku jak i gniewu.
  - Jak to możliwe? Poradziłaś mi żebym porozmawiał z nią otwarcie o zaręczynach i swoich wątpliwościach - powiedział z wyrzutem - Posłuchałem twojej rady i to jeszcze bardziej skomplikowało sytuację! - rzucił poderwaną ze stołu książką o podłogę - Opowiedziałem Hinacie wszystko i zażartowałem, że powinniśmy się pobrać jak najszybciej, bo jeśli nie to oświadczę się którejś ze swoich wielbicielek.
  - Oh Naruto.. - Pokręciłam głową. Co się działo z mężczyznami? Dlaczego w ogóle przestali myśleć? Podniosłam książkę i delikatnie wygładziłam strony. - Mam pomysł.
  - Nie nie - zaprotestował - Chyba, że lepszy niż poprzedni.
  - Wcale ci nie mówiłam żebyś robił głupie uwagi o wielbicielkach! - rzekłam cierpko
  - Racja - powiedział skruszony - Więc co mi radzisz?
  - Na początku zmądrzejesz, tego nie da się przeskoczyć.
Sasuke wydał z siebie dźwięk który można interpretować w różnoraki sposób. Ni to prychnął, ni to napluł wykrzywiając jednocześnie usta w ironiczny uśmiech. Pstryknęłam go w opuchniętą stopę by zetrzeć ten szyderczy wyraz z jego twarzy.
Spojrzał na mnie ostrzegawczo.
  - A co po tym? - dopytywał się Uzumaki, wydając się być trzeźwiejszym niż przed minutą. - Mam do niej pójść?
  - I to najlepiej z całą kwiaciarnią. - Udręczona podrapałam się po policzku - I umyj się, bo czuć od ciebie jakbyś się wytarzał w alkoholu.
  - Tak - Po dłuższej chwili ciszy zdobył się na pokiwanie głową - Tak, tak właśnie zrobię! I ją przeproszę!
  - Sam na to wpadłeś? - rzuciłam z rozbawieniem, unosząc brwi. - Cóż to za niespotykana biegłość myślenia!
  - Nie żartuj sobie ze mnie, Sakura-chan! To jest poważna sprawa!
Na powrót wróciłam do podleczenia nogi Sasuke, od czasu do czasu posyłając Naruto pełne dezaprobaty spojrzenia. Nikt nie potrafi tak dosadnie spieprzyć sprawy, jak mężczyzna. Kto by pomyślał, że jednemu z tych wynaturzonych istot, uda mu się zrazić do siebie nawet tak zaprawioną w miłości bojowniczkę jak Hinata.
Oświadczyć się i zagrozić ślubem z inną, trzeba mieć rozmach żeby zaplanować coś podobnego.
  - Sakura-chan dlaczego mam wrażenie, że śmiejesz się ze mnie?
Uniosłam na niego soczysto zielone tęczówki
  - Bo tak jest - odparłam prostolinijnie - Lepiej już do niej idź, Naruto. Przecież jutro wyruszasz na misję i długo cię nie będzie.. Chyba nie chcesz by Hinata przez ten czas znalazła sobie mądrzejszego kandydata do swojej ręki?
  - Chyba bym tego nie przeżył - stwierdził bez namysłu i gwałtownie poderwał się z miejsca. Zadziwiająco prosto ruszył w stronę drzwi, zarzekając się głośno, że nigdy nie dopuści do czegoś podobnego. Następnie pożegnał się i wyszedł, zostawiając mnie samą z… Sasuke. Długo i zapalczywie nie zwracałam ku niemu wzroku, koncentrując się na kostce, która z każdą sekundą stawała się coraz mniejsza i zdrowsza. Uchiha nie odzywał się i nie poruszał, przynajmniej nie w stopniu dla mnie zauważalnym.
  - Dalej cię boli? - zapytałam pewnym, twardym tonem mającym udowodnić chłopakowi, że czuję się równie swobodnie będąc z nim sam na sam. Daleko mu było co prawda do rozładowującej napięcia postaci Naruto, z którym można było porozmawiać o wszystkim i nie czuć się ani trochę skrępowanym. W towarzystwie Sasuke nawet niewinne zapytanie o pogodę, doprawiało o skryte rumieńce.
  - Długo kazałaś czekać na swoją uwagę. - pośpieszył z odpowiedzią. Przeszły mnie ostrzegawcze dreszcze kiedy delikatnie przesunął palcem po moim ramieniu. Wzdrygnęłam się i odsunęłam nieznacznie, napotykając biodrem o wznoszące się oparcie. - Nie, nic mnie już nie boli - dodał rzeczowo. Zrozumiałam, że musiał się uśmiechać.
  - A oko? Jest w porządku? Nie robi problemów, prawda? - zapytałam z braku innych możliwości do kontynuowania rozmowy.
Sasuke spojrzał na mnie jak na niespełna rozumu i pokiwał ironicznie głową.
  - Nie zgrywaj idiotki. Przecież dobrze o tym wiesz.
  Zapanowała cisza.
Delikatnie odstawiłam naprawioną stopę chłopaka na ziemię i poprawiłam pogięty materiał swojej spódniczki, zastanawiając się jak pokrótce wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Doszłam do wniosku, że najłatwiejsze rozwiązania są najbardziej efektowne. Wstałam i pognałam do wyjścia, jakby ścigał mnie sam diabeł. Kruczowłosy, ciemnooki, przystojny, wysoki i muskularny.
Wiele się z resztą nie pomyliłam. Ledwo dotarłam do progu, utknęłam pomiędzy parą umięśnionych ramion, które stanowczo i z donośnym hukiem Sasuke oparł o drzwi po obu stronach mojej głowy. Przełknęłam głośno ślinę i zamarłam w bezruchu.
   - Gdzie się wybierasz? - głęboki głos Uchihy zabrzmiał niezwykle zmysłowo - Nie przypominam sobie, żebym pozwalał ci wyjść.
  - Nie potrzebuje twojego pozwolenia - odchrząknęłam, nieznacznie przysuwając rękę w stronę klamki. Prawdopodobieństwo, że otworze drzwi podczas gdy Sasuke napiera na nie całym ciężarem ciała jest bardzo małe, ale postanowiłam spróbować. A nóż uda mi się stworzyć małą szczelinę, przez którą przecisnę się i ucieknę.
Uchiha pojmując w mig moje zamiary, pochwycił wysuniętą rękę i gwałtownie pociągnął ją ku sobie, sprawiając, że całe moje ciało machinalnie obróciło się do niego przodem. Hardo zadarłam podbródek, szybko napotykając spojrzenie dwóch, niekończących się, hipnotyzujących otchłani.
  - Co ty wyprawiasz! - prawie ryknęłam, kurczowo przyciskając się plecami do drewnianych drzwi.
  - Uczę cię dyscypliny, moja droga. Wyjątkowo krnąbrna z ciebie istotka.
  - Słucham?! - omal się nie zakrztusiłam - To nie twoja sprawa, ot co!
Groźnie nachylił nade mną głowę.
  - Ależ moja, od kiedy szerzysz barachło pod moim dachem.
  - Jesteś podły! - wyrzuciłam spomiędzy salw szybkich, płytkich oddechów. Pojawiły się zdradziecko kiedy chłopak przybliżył się, stykając torsem z moimi piersiami. - Arogancki, zimny, prostacki..!
  - I która z tych rzeczy spodobała ci się we mnie najbardziej? - wtrącił z szarmanckim błyskiem w oku. - Co sprawia, że na mój widok nie możesz ustać spokojnie? - mruknął niezwykle zmysłowo
  - Nic! - odparowałam natychmiast - Nic mi się w tobie nie podoba, ty egoistyczny gnoju!
  - Widzisz? - mruknął wyraźnie czymś usatysfakcjonowany - Za posługiwanie się ulicznym żargonem jest kara, skarbie. To po prostu nie przystoi kobiecie.
  - K-Kara? - zapiszczałam, bliska paniki. - I nie jestem twoim skarbem! - dodałam ostrzej, zaciskając dłonie w pięści.
W odpowiedzi uniósł jeden kącik ust w górę i pochylił głowę, nieubłaganie wolno zbliżając się do moich warg. Zamarłam w bezruchu, z rękami luźno zwisającymi po obu stronach ciała i jak struna wyprostowanymi plecami. Przymknęłam powieki i czekałam na ten pocałunek. Czekałam od kiedy cała rozgorączkowana i nienasycona oderwałam się od niego w piaskowym ogrodzie i uciekłam, niczym najgorszy tchórz.
  - Sasuke-kun?! Jesteś tam, Sasuke-kun?!
Na dźwięk głosu Nanami otworzyłam szeroko oczy, czując jak krew stopniowo odpływa mi z twarzy a na miejsce narastającego pożądania wstępuje trzeźwiący głos rozsądku. Oh tylko nie to, pomyślałam zrozpaczona, zręcznie wyplątując się z uścisku ramion chłopaka. Znowu straciłam nad sobą kontrolę.
  - Sasuke-kun?! - Głos młodej kobiety nasycony był trwogą. Waliła w drzwi jak opętana -  Wpuść mnie natychmiast!
Sasuke klnąc siarczyście odwrócił się w moją stronę, pośpiesznie mierząc wzrokiem.
  - Jeśli się ruszysz, zabiję! - szepnął z furią do mojego ucha i jednym pchnięciem posłał w róg pokoju.
  - Co się dzieje, Sasuke-kun? - dopytywała się właśnie Naanami, kiedy szczęknął otwierany zamek - Oh, Sasuke-kun! - zapiszczała, gdy drzwi uchyliły się lekko, ukazując wysoką postać Uchihy.
Ukryta w kącie nie mogłam wiedzieć co się dzieje, ale wystarczył mi głos kobiety, wyrażający bezbrzeżny strach.
  - Spotkałam Naruto gdy szłam do sklepu i on powiedział mi, że skręciłeś kostkę! Przybyłam najszybciej jak tylko mogłam, żeby cię wyleczyć!  A-Ale.. - urwała niepewnie -... widzę że możesz na niej stać.
  - Tak - stwierdził ze spokojem - Nic mi się nie stało, Naruto jak zawsze przesadza. Coś jeszcze?
  - Jesteś pewien? - nie ustępowała - Bardzo chętnie zajęłabym się całym tobą i no wiesz.. - zachichotała słodziutko - … najlepiej w łóżku.
  - Nie mam teraz czasu - poinformował obojętnym, znudzonym tonem.
To już zaczyna przypominać scenę z taniej komedii, pomyślałam, tłumiąc atak histerycznego śmiechu.  
  - Ale Sasuke-kun, ja cię tak bardzo pragnę! Czy nie było nam cudownie dzisiaj rano?! - zaszczebiotała niebiańsko.
Dzisiaj rano.
Dzisiaj.
Rano.
Uchiha ty przeklęty babiarzu!
Skończyły mi się obelgi by w oryginalny sposób określić mentalność tego samczego gnoja! Najpierw posuwa Nanami, a później niezaspokojony rzuca się na mnie, niczym na marną nagrodę pocieszenia.
  - Ujdzie - mruknął od niechcenia - Coś jeszcze? Musze wracać do uzupełniania ekwipunku na misję.
Co za pokazowe łgactwa - komentowałam w myślach, z niechęcią przyznając, że Sasuke jest mistrzem improwizacji. Gdybym go nie znała, natychmiast bym mu uwierzyła. A swoją drogą, musi mieć niezłą praktykę w takich sypialnianych scenkach - pomyślałam ponuro, widząc jak Nanami napiera na drzwi pragnąc za wszelką cenę zapuścić żurawia do środka.
Niestety ich siły w tej przepychance były nierówne. Sasuke bez wysiłku utrzymywał jedynie wąską szparę.
   - Masz jeszcze jakąś ważną sprawę? - zapytał ze zniecierpliwieniem
   - Właściwie to tak - odparła ze słodyczą - Ta pusta idiotka, Sakura. Powiedz, czy coś was ze sobą łączy? Nie przeżyję jeśli zostawisz mnie dla takiej kretynki, widziałeś przecież co mi zrobiła! Głupia zdzira.
“Głupia zdzira” zatrzęsła się z oburzenia za ścianą.
Impulsywnie zazgrzytałam zębami, kalkulując na ile warte jest dalsze ukrywanie się w cieniu.
  Oczami wyobraźni widziałam jej tępą minę, jeśli pojawiłabym się niespodziewanie z odmętów mieszkania Sasuke.
Postąpiłam pierwszy zwiastujący dobre przedstawienie krok w stronę drzwi lecz zatrzymało mnie lodowate spojrzenie Uchihy, jakie posłał mi dosłownie przez ułamek sekundy. Zniechęcona wróciłam na dawną pozycję.
  - Nie chciałabym się na nią skarżyć - ciągnęła uroczo Naanami - ale czy mógłbyś zrobić z nią porządek? Jesteś przecież taki silny i szybki. Czy nie możesz ją nie wiem.. może zabić? Wtedy odzyskałabym miejsce w szpitalu, może nawet dostała jej gabinet!
O mały włos nie rozkaszlałabym się, wysłuchując tych mściwych marzeń. Namawia Sasuke żeby się mnie pozbył? Ona? Słaba, beznadziejna, pusta ona?! Osobiście ją zatłukę, niech tylko ją dorwę na osobności.
  - Rozważę to - oświadczył gładko Sasuke, zamykając jej drzwi przed nosem.
Wstrzymując oddech odczekałam aż kroki na korytarzu ucichną, a wtedy z westchnieniem ulgi oparłam się o ścianę.
  - Co za żałosna, wścibska istotka! - wykrzyknęłam z furią - Chce się mnie pozbyć, bo dostała na co zasłużyła?! Obiecuje ci Sasuke, że gdy ją tylko spotkam po twojej kochance nie zostanie nawet proch! Zgniotę ją jak robaka.
 - Lepiej tak nie krzycz - napomniał mnie zimno - Znając Nanami pewnie przyczaiła się w okolicy, pilnując czy nie spróbowałem jej oszukać.
  - Skoro tak znasz jej paskudny charakter po co w ogóle się z nią zadajesz? - naskoczyłam, złowrogo celując palcem w sam środek jego głowy.
  - Ze względu na nudę, chyba ci to już mówiłem.
  - Nie wątpię że również ze względu na jej cielesne atuty! - dodałam zjadliwie, czując jak ogarnia mnie fala zażenowania i wstydu. - Mam już tego dość! Najpierw sypiasz z nią, a później próbujesz zmusić do tego również mnie! Nie życzę sobie żebyś dotykał mnie tymi obrzydliwymi łapskami, ty oślizgły wężu! Nie będę jedną z twoich dziwek, których pewnie masz co noc po pęczki! Lepiej idź się przebadaj, wstrętny babiarzu! Z całego serca życzę ci jakiegoś syfa!
  - Dość już tego - przerwał mi ostro. Groźnie postąpił krok do przodu, przeszywając mnie zabójczym spojrzeniem  - Nie życzę sobie żebyś rzucała niesłusznymi oskarżeniami. Najwyższy czas bym nauczył cię dobrych manier.
  - Serio? I co jeszcze?- zakpiłam, nie panując już nad sobą. Widząc że Sasuke sunie w moim kierunku, postanowiłam jednak nie kusić losu. Szybki rzut oka na jego zaciętą twarz wystarczył, bym rzuciła się w panicznej ucieczce ku zaciszu jego sypialni.
Z łomotem zatrzasnęłam drzwi i ciężko oparłam się o nie, próbując uspokoić oddech. Gorączko zastanawiałam się, co mam robić dalej. Było jasne iż nie zdołam się długo ukrywać, zwłaszcza, że tkwiłam uwieziona w jego mieszkaniu.
Rozmyślania przerwał mi dochodzący zza drzwi łomot. Już po chwili wrota zadudniły pod uderzeniami pięści.
  - Sakura! - basowy głos Sasuke brzmiał rozkazująco - Wyjdź, musimy porozmawiać!
  - Zostaw mnie w spokoju! - odkrzyknęłam
  - Otwórz natychmiast!
  - Zjeżdżaj! - zawyłam, łudząc się że chociaż w tym momencie jestem bezpieczna. Jest nieobliczany - ale nie posunąłby się chyba do wyważenia drzwi.
W ułamek sekundy później zrozumiałam, że popełniłam fatalny błąd stanowiący jawny dowód mojej zupełnej nieznajomości ludzkich charakterów. Bowiem Sasuke, nie siląc się na dyplomacje, celnym kopnięciem wyważył cienkie drzwi. Otworzyły się nagłym ruchem, a ja, wyrzucona jak z katapulty przeleciałam przez pokój i zatrzymałam się na łóżku, ciężko łapiąc oddech.
  - Jak… Jak mogłeś?! - wysapałam, usiłując się podnieść. Z wściekłością potrząsnęłam głową, aż burza różowych włosów zawirowała wokół mojej twarzy.
  - Jak śmiesz obrażać moją przyszłą narzeczoną, ty, życiowe beztalencie? - wycedził z kamienną twarzą  
  - Narzeczoną? - zadrwiłam - Która zdrowa na umyśle kobieta zgodziłaby się wyjść za taką męską, szowinistyczną świnię jak ty?!
  - Tak sądzisz? - rzucił ostro, odwracając się by zamknąć drzwi na klucz, którego ja wcześniej nieszczęśliwe zapomniałam przekręcić.
  - Owszem! - fuknęłam kpiąco nim usłyszałam, jak Uchiha groźnie wciąga powietrze. Nie musiałam nawet na niego patrzeć, by wiedzieć jak jest wściekły. Do licha, czy nie był w stanie usłyszeć kilka słów prawdy? Osiem lat temu byłam zbyt młoda by skutecznie się bronić, teraz będzie inaczej.
  - Straszna jest mściwość kobiet, które zostały odrzucone - rzucił po chwili z szaleńczym przebłyskiem w oku.
  - Co takiego?! - omal nie zakrztusiłam się śliną, gdy dotarł do mnie sens słów Sasuke.  
  - Jedna rzecz jest pewna: ty absolutnie nie możesz mi wybaczyć, że cię odtrąciłem - oświadczył lodowatym tonem.
  - Chyba oszalałeś! I jeśli sądzisz, że będę spokojnie wysłuchiwać tych bzdur to… - przerwałam, bezskutecznie usiłując wygrzebać się z prześcieradła, które złośliwie mnie oplątało. On na prawdę sądził, że dalej go kocham.
  - O nie. Nie ruszysz się stąd dopóki ci nie pozwolę! - krzyknął, osadzając mnie w miejscu błyskawicznym chwytem za ramie.
  - Och, co ty robisz?! - wrzasnęłam zaskoczona, z przerażeniem czując że zostałam brutalnie ciśnięta na środek łóżka, a groźna, wysoka postać pochyla się nade mną.
  - Najwyższy czas abyś w końcu dorosła - oświadczył - Dla twojej wiadomości, pyskata smarkulo mam zamiar zaręczyć się z Nanami, a ona z pewnością chętnie przyjmie moją propozycję.
  - Ah...tak..to…cudownie…gratuluję.. - mamrotałam, o wiele bardziej zainteresowana sposobami wyrwania się z uścisku Sasuke niż jego matrymonialnymi planami.
  - A teraz słuchaj. Wiem że czekałaś na mnie przez te wszystkie lata - ciągnął, nie zwracając uwagi na moje słowa
  - Czekałam?! Na Ciebie?! - wyjąkałam z niedowierzaniem, by za chwilę wybuchnąć piskliwym śmiechem. - Wierz mi, gdybym była aż tak zdesperowana, po prostu poszłabym się utopić!
 - Ah tak..
Mój umysł trzeźwiał błyskawicznie, w miarę jak uświadamiałam sobie, że Sasuke mówi to wszystko na poważnie.
 - W wieku piętnastu lat mogłam być na tyle głupa, by myśleć, że cię kocham - powiedziałam, przeklinając się w duchu, że nie potrafię opanować drżenia głosu  - Ale od tej chwili minęły lata i dziewczyna którą wtedy znałeś, już nie istnieje, może najwyżej w twojej wybujałej wyobraźni. A ty teraz nie masz najmniejszego pojęcia o kobiecie, którą się stałam! - dodałam wyzywająco
  - Wobec tego przyszła pora, bym ją poznał - mruknął kpiąco, z błyskiem czarnych oczu przyciągając mnie do swojej szerokiej piersi
 - Pozwól mi odejść, Sasuke! - nalegałam, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku. Szarpałam się i wierzgałam, bezskutecznie. - Co chcesz udowodnić? Nic do ciebie nie czuję! Teraz już nie! - wyszeptałam bez tchu.
  - Na pewno nie? - dopytywał się cynicznie, szybkim ruchem przygniatając mnie swoim ciałem do materaca.
 - Niee! - krzyknęłam, walcząc do ostatka. Kiedy jednak obserwowałam, jak zatapia długie palce w jasnej chmurze moich włosów, zrozumiałam, że przegrałam. Czułam dziwne, gorączkowe pulsowanie w mózgu, gdy wzmagający się ucisk palców ściągnął moją głowę do tyłu, tak, bym musiała spojrzeć mu w twarz. Oczami rozszerzonymi strachem widziałam surową i zmysłową zarazem linię jego ust. Z drżeniem usiłowałam dostrzec chodź cień litości w zimnym spojrzeniu czarnych jak noc tęczówek. - Zostaw mnie Sasuke, błagam. Proszę.. Idź.. idź do Nanami! Ona da ci wszystko, czego będziesz potrzebował!
  - Dobrze już dobrze - mruknął nieco cieplej, a lekki uśmiech nieco osłodził zacięty wyraz jego oblicza - Niezbyt chyba przepadasz za Nanami?
   - To nie ma nic do rzeczy - Dłońmi pomnożyłam odległość między naszymi ciałami. Ku mojemu zdziwieniu Uchiha bez oporów zawisł nade mną, oparty na łokciach. - Wcale nie byłaby taka zła, gdyby nie fakt, że ma papkę zamiast mózgu - dodałam uszczypliwie
  - O tak, rozumiem doskonale, o co chodzi. To oczywiste, że trawi cię okropna zazdrość.
  - Mnie? Zazdrość o Nanami? - Parsknęłam nerwowym śmieszkiem, który nawet w moich własnych uszach, zabrzmiał sztucznie - Dlaczego miałabym być o nią zazdrosna? Uważam, że wyjątkowo dobrana z was para! - rzuciłam gniewnie, gdy Sasuke ponownie nachylił się nade mną  
 - A zatem aprobujesz nasze małżeństwo, tak?
Nie poruszał się, tylko patrzył na mnie w milczeniu.
Atmosferę pokoju momentalnie przeniknęło narastające, wyraźne seksualne napięcie. Zdawało mi się, że cała furia i złość ulotniły się nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Krew zadudniła mi w żyłach a całe ciało naprężyło się, owładnięte nagłą potrzebą rzucenia się w ramiona tego mężczyzny. Ostatnim przebłyskiem woli zdławiłam ten szalony odruch.
  - Wszystko mi jedno, z kim się ożenisz - zapewniłam najbardziej stanowczo, jak tylko mogłam
  - Naprawdę? - zamruczał
  - Tak, naprawdę - potwierdziłam obojętnym tonem, nie zważając na jawną kpinę w jego głosie - A teraz, może byś tak dogonił swoją dziewczynę i się nią zajął, co? Głowę bym dała, że szalenie za Tobą tęskni! - rzuciłam, przepełzając pod nim by zyskać swobodę ruchów.
  - O nie, nie uda ci się tak łatwo uciec!
Jak zwykle zareagował błyskawicznie; niepostrzeżenie znowu znalazłam się w pułapce męskich ramion, zamknięta w uścisku przy piersi mężczyzny. Instynktownie usiłowałam wyszarpać ręce, a kiedy mi się to udało, Sasuke nie tracąc czasu chwycił za moje nadgarstki i wykręcił ręce za głowę, stanowczo przygważdżając mnie do materaca.
  - Puść mnie! - zarządziłam rozpaczliwie.
  - Puszczę, kiedy powiesz mi, że mnie kochasz.
  - Ale to nie prawda! - wydusiłam
  - Myślę, że popełniasz wielki błąd - wyszeptał złowrogo, szybkim ruchem ponownie biorąc mnie pod siebie. Na próżno usiłowałam wysunąć się spod ciężkiego, gniotącego mnie ciała. Szarpiąc się i wijąc spostrzegłam, jak nagle zwężają się źrenice jego ciemnych oczu . Wyraźnie poczułam napinające się mięśnie jego ud, wgniatających mnie w materac i zrozumiałam, że ta walka coraz bardziej go podnieca.
  - Nie musisz spieszyć się z odpowiedzią - zamruczał głębokim, uwodzicielskim tonem i równie zmysłowym gestem przesunął dłonią po moim ramieniu, by dotrzeć do piersi.
  - Niee.. ooch! - Wydałam stłumiony okrzyk, gdy jego palce drażniącym ruchem zaczęły muskać moje obrzmiałe sutki; serce załomotało gwałtownymi uderzeniami.
Nie ma sensu dłużej się sprzeciwiać - pomyślałam ponuro. Żadnych szans na ucieczkę, i ta przeraźliwa, pierwotna reakcja ciała na dotyk rąk Sasuke.
  - Dobrze już, poddaje się! - wydusiłam z siebie - Tylko proszę, pozwól mi odejść. - błagałam.
  - A to dlaczego? Może mam ochotę zabawić się tutaj z tobą?
  - Nie będziesz się ze mną zabawiał! - szarpnęłam się z furią w ostatniej, rozpaczliwej próbie uwolnienia się. Na próżno. Sasuke mocniej tylko wdusił moją głowę w materac, zagłębiając palce w długich, jasnych włosach.
  - Chcesz tego Sakura - rzucił zdyszanym głosem
  - Nie chcę! Nie chce być kolejną kobietą, którą wykorzystasz i zostawisz! - stwierdziłam gorzko, przypominając sobie jakim określeniem posłużył się Suigetsu. “Myślałem że to kolejna z twoich nieszczęśliwych kochanek..”, słowa ostre jak sztylety ugodziły mnie w samo serce, bezlitośnie pozbawiając złudzeń. Nie tylko Nanami i nie tylko ja padłyśmy do tej pory ofiarą jego uroku - Przecież nawet mnie nie lubisz, puść mnie, Sasuke proszę!
 - Zgadza się, ale chodź znam cię aż nazbyt dobrze, jesteś dla mnie taka… tak podniecająca - Mocniej zacisnął palce na moich włosach
  - Nie chcę cię i wcale mnie nie pociągasz. Zabawiaj się lepiej z Nanami ja… mnie to wcale nie obchodzi! - wyjąkałam, doskonale zdając sobie sprawę że kłamię - Puść mnie, proszę!
  - Nie ma mowy! - wydyszał, pochylając ku mnie głowę. Powieki opadły ciężko, kryjąc gorączkowy błysk mrocznych tęczówek.
  - Nienawidzę cię!
  - Ależ skarbie, jak można tak łgać w żywe oczy! - Ze śmiechem wtulił twarz w pachnący obłok moich włosów.
Miał rację. Każdy nerw mojego ciała drgał, napięty podnieceniem w niekontrolowanej reakcji na dotyk jego ust, które zaczęły sunąć ku oczekującym wargom.
Poczułam, jak w głębi ciała zaczyna nieznośnie pulsować gorący węzeł, przenikający mnie szaleńczym pożądaniem.
Byłam gotowa na wszystko.
Ogarnięta namiętnością, śmiało zarzuciłam Sasuke ramiona na szyję. A wtedy nachylił się on ku dołowi, agresywnie i bez ostrzeżenia wpijając w moje wilgotne usta. Rozchyliły się one ochoczo na pierwsze dotknięcie spragnionych warg mężczyzny.
Stłumiłam westchnięcie błogości.
Okrutny nacisk jego ust zelżał, gdy tylko ich właściciel pojął, że przestałam się opierać. W tym samym momencie pocałunek stał się subtelną pieszczotą, która znowu rozpaliła we mnie ogień. Raz jeszcze, brutalnie rozchylił moje wargi i wtargnął do wnętrza ust językiem, mocno, gwałtownie, bez pytania o pozwolenie.
Nieświadomie przywarłam do Sasuke jeszcze mocnej, prężąc ciało w łuk. Paląca fala pożądania drżeniem przenikała każdy nerw. Błagania o litość zmieniły się w podekscytowane okrzyki, tłumione słodkim, gwałtownym pocałunkiem.
Z gardła mężczyzny wydobył się przeciągły, głęboki pomruk, gdy poczuł jak żarliwie i z pasją moje ciało wije się pod nim, odpowiadając na jego zew.
Nawet nie przyszło mi do głowy, by odtrącać ręce które ruszyły w podniecającą wędrówkę po moim ciele. Jęknęłam gdy palce mężczyzny wsunęły się pod koszulkę, wprawnym ruchem odpinając stanik i uwalniając nabrzmiałe, kremowe piersi.
Czułam jak narasta we mnie erotyczne napięcie, płomień który tak na prawdę nigdy nie wygasł. Teraz jednak był to ciemny, gwałtowny płomień pożądania, nieporównywalny z dziewczęcymi uniesieniami sprzed lat. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam przemożnej potrzeby odpowiadania dotykiem na dotyk, ani naglącego pragnienia, by zaspokoić napięcie, rozpalające krew w żyłach.
Chciwie wchłaniałam cudowny, męski zapach jego ciała. Każdy nerw wrażliwej skóry drżał z rozkoszy, gdy różowe sutki stwardniały pod dotknięciem mistrzowskiej, subtelnej pieszczoty.
Miał rację - pomyślałam w przebłysku świadomości. To właśnie z premedytacją chciał udowodnić. Sprawić by poczuła, że nadal go potrzebuje. I oto zatracam się w ekstazie, niepomna na nic, jęcząca, gdy usta Sasuke muskały napięty łuk mojej szyi. Osunął się w dół i poczułam, że serce wali mi młotem kiedy podwijając koszulkę, przylgnął wargami najpierw do jednej a później drugiej piersi, drażniąc je pieszczotą tak intensywną, aż zaczęłam wydawać szalone nieartykułowane okrzyki.
Przestałam już myśleć o własnych, zdradzieckich emocjach. Nic nie było już ważne, a cały sens istnienia sprowadzał się do oddania w posiadanie temu jedynemu mężczyźnie.
I wtedy do głowy wdarła się jedna myśl, właściwie to słowo..
Nanami.
Świadomość jej istnienia i co najgorsze, faktu jaki rodzaj relacji wiąże ją z Sasuke nagle natchnął mnie wstrętem. Poczułam się jeszcze podlej, kiedy dotarło do mnie co właśnie robię, w czym łóżku leżę i czyje imię wypowiadam z niebiańską wręcz przyjemnością.
 Zerwałam się nagle, odpychając od siebie zdezorientowanego Sasuke. Równie otumaniony jak ja przed chwilą wylądował na drugim krańcu łóżka, trzeźwiąco potrząsając głową. Następnie zabrał głos; brzmiał chropowato i gardłowo.
  - Co tym razem? - Przegarnął dłonią włosy, unosząc się do chwiejnego siadu - Nie mogłaś, piekielnico chociaż raz się przy mnie zrelaksować?
  - Ciekawa jestem ile kobiet już się przy tobie tak relaksowało! - odcięłam się, w płynnej sekwencji ruchów zapijając stanik i nasuwając bluzkę po sam pępek. Równie szybko co niezdarnie powstałam z łóżka, za kaskadą włosów ukrywając dwa dorodne rumieńce, jakie pojawiły się na samo wspomnienie tego, co działo się tutaj zaledwie przed sekundą.
 Nogi miałam jak z waty, dłonie trzęsły się niekontrolowanie a dolna warga drżała, jakbym miała się zaraz rozpłakać. Natłok emocji był tak duży, że faktycznie miałam ochotę to zrobić.
Odwróciłam się plecami do Sasuke uspokajając ogarnięte gorączką i niedosytem ciało.
  - To był ostatni raz, Uchiha! Ostatni raz jak mnie tak dotykałeś! - zaczęłam, mimo starań nie kontrolując słabego, żałosnego tonu jaki wydobył się z mojego gardła. Wypłukana z emocji, wpatrywałam się martwo przed siebie. Nieśpiesznie obróciłam głowę w jego stronę. Stał naprzeciwko łóżka, w drażniącym milczeniu mierząc mnie hipnotyzującym spojrzeniem.
  - A jeśli nie, to co? - Kpiąco uniósł ciemne brwi, z rozbawieniem patrząc na moje wahane i rozbicie.  
  - Nie chciałam tego robić, gdyż wiem jak przykro może być drugiej kobiecie, ale jeśli to się powtórzy, nie będę się wahać. Opowiem Nanami za szczegółami co się tutaj działo.
Poraził mnie nagły, zły blask w jego oczach ; zadrżałam, widząc, że z wolna zaczyna się ku mnie zbliżać. Mimo chęci nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca.
  - Tak, masz rację, nieładnie jest opowiadać brzydkie historyjki - wycedził podejrzanie słodkim tonem - Z tym, że wcale nie martwię się o Nanami. Ona uwierzy mi, a nie tobie. Przegrałaś Sakura. Znowu.
Z każdym, wystrzelonym niczym naboje słowem coraz bardziej chciało mi się płakać. Zacisnęłam mocno usta i uniosłam spojrzenie ku sufitowi, szukając siły gdzieś ponad sobą.
  - Sprawia ci to przyjemność, prawda? - zaczęłam smętnie - Łamanie mnie i moich zasad. Niszczenie wszystkiego, co zdołałam sobie ułożyć. Dlaczego Sasuke.. - Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Nie byłam w stanie dłużej tego kontrolować - Dlaczego mi to robisz? Dlaczego nie dajesz mi spokoju?
 - Sam nie wiem. - Twarz mu stężała a spojrzenie uciekło gdzieś w przestrzeń. Zbliżył się  - Może los chce sobie ze mnie zakpić, a może takie jest przeznaczenie. Wiem tylko, że teraz, kiedy doprowadziłem do naszego ponownego spotkania, sam poczułem się nagle zaplątany w tą dziwną sieć
  - Nie rozumiem o czym mówisz - jęknęłam - A co z Nanami?
  - Dopóki jest mowa o tobie i o mnie, Nanami się absolutnie nie liczy - stwierdził zimno.
 - To.. To okropne! Przecież sam mówiłeś że... - wykrzyknęłam ze zgrozą, uporczywie próbując nie zwracać uwagi na jego gorące oddechy, które zatrzymywały się na moim policzku.
Sasuke patrzył przez chwilę w milczeniu, a potem delikatnie musnął palcami moją drżącą wargę. Gorzki uśmiech wykrzywił mu wargi, gdy wzdrygnęłam się, czując dotyk jego rąk na
skórze.
 - Doskonale wiem co mówiłem, Sakura. Nie komplikuj tego jeszcze bardziej. Wystarczy mi, że przy Tobie wszystko co sobie zaplanuje, burzy się jak papierowy domek z kart. Sam nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, rozumiesz?
 - Ale.. - zadrżałam pod naporem jego spojrzenia - Nie! Dalej nic nie rozumiem!
 - To bardzo proste, skarbie. - wyjaśnił spokojnie - Chcę ciebie i wiem, że muszę cie mieć. To wszystko.




Odrobina pikanterii na ten śliczny, wrześniowy wieczór! :)
Sakura okaże się na prawdę twardą sztuką! Zaprawiona bojowniczka o prawa własnego dziewictwa, ot co. Mam nadzieje, że was to nie zniechęci. Mnie osobiście podoba się pisanie o tym, toteż mam nadzieję, że nie ziewacie który przychodzi nam czytać te moje małe bzdury :D Dzisiaj tak jak potrzeba! Dużo Sasuke, dużo Sakury, mało Nanami, ciutka Naruto, wspominka o Hinacie. Cód, miód malina. Tylko Ino i Kiby brak! ( Ale oni poukrywają się jeszcze przez chwilkę) Wraz z postem przesyłam całą masę pokładów weny, dla niejakiej Adriammer. Ten surowiec jakoś zawsze u niej na wyczerpaniu! ;) Prawdę mówiąc u mnie również trochę się on kurczy... a tak rozdaje, na lewo i prawo :c Do następnego! ♥

6 komentarzy:

  1. Jak miło przeczytać coś ciekawego wieczorem :D Czekam na kolejne dzieło !
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę ciekawy i zabawny rozdział , można się odprężyć . Doskonale piszesz i chce się czytać o ich dalszych przygodach .

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie! :) Bardzo podoba mi się to zróżnicowanie osobowości bohaterów /z resztą ogólnie mi się podoba twoje opowiadanie/, chociaż Sakura mogłaby być bardziej zadziorna. Jedyne czego mi brakowało to rodziców Sakury. Nie to, żebym chciała, aby akcja skupiała się wokół nich czy coś. Po prostu po zakończeniu tamtego rozdziału spodziewałam się innego początku tego. Jak dla mnie za szybko przeskoczyłaś. Ale rozumiem, że najgorzej jest zacząć pisać, przynajmniej moim zdaniem. W każdym razie poza tym super.

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAA, taka trochę dedykacja <3 O rajciu, dziękuję bardzo, przyjmuję te pokłady weny z otwartymi rękoma :*
    Jejej, obydwoje przez cały rozdział i tylko oni! Choć rozproszyłaś akcję wejściem Naruto czy Nanami, od której po raz pierwszy poczułam jakiekolwiek zagrożenie, cieszę się, że skończyło się tak, jak się skończyło. Zostawiłaś Sasuke z nutką typowej dla niego zagadkowości :-D
    I jak zrozumiałam, specjalnie spadł z tego drzewa czy cuś, mówiąc o tym, że udało mu się doprowadzić do ich spotkania? ;->
    no i masy weny, kochana, skoro i Tobie szwankuje!

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę nadrobić to opowiadanie. Coś kojarzę, że któryś rozdział już musiałam czytać, bo pamiętam, że Nanami o mało nie zabiła Sasuke.
    I jak na początku strasznie mnie bawił pojany Sasuke i zadziorna Sakura. O mój Boże, gdyby kanoniczna Sakura chociaż odrobinę przypominała twoją.
    Za to coraz bardziej nie cierpię Sasuke. I za cholerę nie łapię o co mu chodzi. Jeżeli pragnie Sakury a chce jedynie się z nią przespać to go znienawidzę. I jeszcze ta Nanami grrr. Chociaż wolałabym aby panienka miała trochę siana w głowie. Dla mnie trochę za bardzo stereotypowe, że główna bohaterka dobra i mądra, a rywalka pusta i głupia. Ale ty sama wiesz najlepiej co robisz pisząc swoje opowiadanie.
    I więcej NaruHiny :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczęłam czytać.. Sakura narzekała.. potem sobie szła.. Sasuke spadł sobie z drzewa. I kurcze, był taki pijany i zakręcony, że aż nawet pomyślałam, że nie jest taki zły. Nawet zaczynałam go lubić i to trwało do mniej więcej połowy rozdziału. Potem Uchiha trochę wytrzeźwiał i znowu zaczął mnie niesamowicie irytować. Ahh, jak ja go nienawidzę. Co on w ogóle wygaduje o tych zaręczynach? Przecież może przywrócić klan i nie brać ślubu z tą idiotką Nanami! Ahh, faceci . .

    OdpowiedzUsuń