czwartek, 20 października 2016

14. Nie dotarła i nie żyje. Definitywnie.


  Przysiadłam na marmurowych schodach, prowadzących do wrót mojego nowego domu.
    Budynek był imponujący. Na tle wszystkich poprzednich mieszkań w których rezydowałam (a nie było ich wcale tak wiele), odznaczał się nie tylko wielkością oraz bogactwem zdobień, ale przede wszystkim ilością posiadanych pokoi. Metrażu wystarczyłoby, aby przez całe tygodnie ukrywać w środku kilku-dziesiętny sztab wojskowy.
Rodzice ani słowem nie wspomnieli mi o tym, że za sprawą niewielkiej firmy, w ciągu paru miesięcy dorobili się pokaźnej fortuny. Nie słyszałam również, aby chwalili się, iż budują dla siebie ogromny dom. Nie. Dom to zbyt mizerne określenie. Willę.
 W środku nie brakowało niczego. Pomieszczenia urządzone były w klasycznym, japońskim stylu. Zewsząd piętrzyły się w górę drzewka bonsai, zdobiąc niemal każdą wolną półkę. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające drzewa wiśni oraz stare, pomarszczone sylwetki starożytnych samurajów. Wystrój utrzymywano w biało-czarno-brązowych tonach.
 Innymi słowy piękny na zewnątrz i sztywny w środku budynek odwzorowywał pod każdym względem postać mojej apodyktycznej matki.  
 Mabuki i Kizashi w małym, dwu pokojowym mieszkanku który wynajmowałam musieli czuć się co najmniej przytłoczeni. Podobnie jak ja teraz. Stojąc przed ogromnym domem, coraz dobitniej uświadamiałam sobie, że pomimo ogromu wolnej przestrzeni nie będzie tu dla mnie miejsca.     
  Temu budynkowi brakowało nieodłącznego, domowego ciepła i nie zmieniła by tego nawet biegająca gromadka hałaśliwych, roześmianych maluchów. Otoczenie zbyt mocno nasączyło się pochmurnym charakterem mojej rodzicielki.
Jak więc mam odnaleźć się w tym czarno-białym, harmonijnym świecie skoro moje różowe włosy odgórnie burzą starannie ułożoną równowagę? Zostałam stworzona by gryźć się z tym środowiskiem.  
 Posiadłość na miarę dziesięciu wielodzietnych rodzin tkwiła w rękach statecznego małżeństwa z jedną, dorosłą już córką bez perspektyw na jakiekolwiek zamążpójście.
 - Sakura! - Mebuki wyszła przed próg wielkich drzwi, które z pewnością bez problemu pomieściłyby rosłego słonia i skrzyżowała ręce na piersi. Czujne, zwężone jak u kobry oczy szybko odnalazły moją zmizerniałą postać.  - Rozpakowałaś się już?
  - Nie, jeszcze nie. - Z ociąganiem dźwignęłam się na nogi, ruszając w żmudną wędrówkę po pnących się bezlitośnie w górę schodach. Na końcu drogi, zwieńczenie ostatniego schodka przypieczętowałam potknięciem się o jego krawędź. Zaowocowało to natychmiast bolesnym skurczem w klatce piersiowej. W samą porę złapałam równowagę, wytrącona przy tym z całego rozleniwienia jakie mnie do tej pory ogarnęło. Świadomość rychłej śmierci podziałała orzeźwiająco. - Ah, do diabła!
  - Nie przeklinaj - zagrzmiał pouczający ton. Gdy zrównałam się z jego dumną nadawczynią,  ta odwróciła się i szybko zniknęła gdzieś w głębi mieszkania. Gdybym stoczyła się z tych schodów jak baryłka, kobieta zwana pieszczotliwie moją matką nie drgnęłaby nawet najmniejszym palcem u stopy.
 - Przecież to nie jest przekleństwo - mruknęłam dyskretnie, tak, aby żaden szmer nie doszedł do czujnie nadstawionych uszu rodzicielki. Wystarczyło mi, że żarłam się z nią przez całą drogę, jak z rozwydrzoną nastolatką.
I tak było od zawsze. Z matką nigdy nie mogłam złapać bliższego kontaktu, dzieliło nas wszystko: zainteresowania, sposób bycia, poglądy. Jednocześnie obie byłyśmy uparte i pamiętliwe.. Przepaść zbyt wielka, by udało się nam przejść przez jedną rozmowę bez skakania sobie do gardeł.
 Byłam za stara by wielopokoleniowe, rodzicielskie argumenty przyniosły jakikolwiek skutek -  ona zaś, zbyt dumna by przyznać, że nie ma już na mnie żadnego wpływu.
Dlatego posunęła się do podstępu. Dlatego mniej więcej tutaj jestem.
  Jeśli zaś chodzi o ojca: Kizachi Haruno nigdy nie był osobą która odbiegała od zdania swojej twardo stępiającej po tej części kraju partnerki. Pogodny, w pełni oddany małżonce zawsze “myślał tak jak Mebuki”. Skoro nie ma podziału zdań, nie ma też kłótni. Pani Haruno dokazuje, hulaj dusza piekła nie ma, podczas gdy pozbawiony obowiązków mąż może w spokoju oglądać mecze piłki nożnej, nienarażony na ataki z zewnątrz.
Obojgu pasował ten bezbarwny układ.  
 - Sakura o dwunastej mamy spotkanie u Szanownej Mizukage! Musimy wpisać cię do rejestru mieszkańców! - Rozległ się napominający głos mojej Nemezis. Jeśli mnie pamięć nie myli pochodził z kuchni, chodź równie dobrze mogłaby to być łazienka.
  - Jasne - odkrzyknęłam, siłując się z butem. Złośliwie nie chciał zsunąć się ze stopy, jakby swoim uporem powstrzymywał mnie przed przekroczeniem progu tego przeklętego mieszkania. - No ja też nie chce tutaj tkwić ale kurwa czy..
 - Nie przeklinaj!
Uporałam się w końcu z butami i przykładnie ułożyłam je przy ścianie. Tak jak kazała.
 Przechodząc przez jeden z salonów, bezszelestnie minęłam rozłożonego na kanapie Kizashiego. Pełen skupienia wpatrywał się w rozgrywany na ekranie mecz i nawet nie zarejestrował mojej chwilowej obecności. Śmigłami przez drzwi prowadzące na korytarz i zagłębiłam się w odmętach pomieszczeń, tocząc szlak do własnego pokoju.

    - A wiec to ty jesteś tą sławną Sakurą Haruno, uczennicą samej Tsunade? Mei Terumi, miło poznać.
Mało brakowało, a posłałabym siedzącej obok matce pełne satysfakcji spojrzenie.
Idąc w takt dobremu wychowaniu powstałam i oddałam pełny respektu skłon. Mizukage odwołała mnie gestem ręki, zaśmiewając się ze skrępowaniem.
   - Nie musiałaś moja droga. Jesteś nam tu skarbem!
Usiadłam z powrotem na krześle, wbijając we władczynię baczne spojrzenie szafirowych oczu. Zważywszy na stopień depresyjny tej ponurej wioski, kobieta z rodu Terumi okazała się być wyjątkowo sympatyczna.  
  - A więc na prawdę masz zamiar zamieszkać tutaj na stałe? - ciągnęła dalej, energicznym gestem podrywając do ręki jakiś świstek papieru. Po chwili zaczęła szybko kreślić na nim jakieś słowa. - Szczęście mi dziś sprzyja. Chyba powinnam zagrać w kasynie, tak jak doradzała mi Tsunade.
  - Akurat w tej materii rzadko miewała racje. - mruknęłam z rozbawieniem, odrzucając włosy z ramienia - Odnosiła sukcesy we wszystkim, co nie wiązało się z hazardem.
Mei spojrzała na mnie sponad dokumentu
  - Chyba masz rację - przyznała niechętnie, lecz zaraz uśmiechnęła się sympatycznie - Więc Sakura Haruno. 6 lat praktyki w zawodzie lekarskim, zaledwie 2 straconych pacjentów. Wykwalifikowany juonin. Rodzice muszą być z Ciebie dumni. - To mówiąc skierowała ciepłe spojrzenie na Mebuki, która ukazała zęby w czymś na kształt sztywnego uśmiechu jednocześnie szepcząc ciche “Niezmiernie”.
   - Tak, coś w tym stylu - zawtórowałam rodzicielce ze swobodą
 - Nasi wioskowi medycy corocznie dobijają ponad setkę ludzi - mruknęła Mizukage, jakby samo mówienie o tym było jej nie na rękę. Wykrzywiła usta. - Chciałabym mieć cię w zespole, Sakuro. Szczególnie teraz, gdy uprowadzono naszą ordynatorkę.
Zmarszczyłam brwi.   
   - Jak to uprowadzono?
Kobieta wprawnym ruchem odsunęła na bok wszystkie zagradzające rzeczy biurko, po chwili zabierając się za ich staranne uporządkowywanie.
  - To dla nas równie wielkie zaskoczenie - Poprawiła przekrzywiony pojemnik na długopisy - Sądząc po pobojowisku w jej mieszkaniu musiała stoczyć nierówną walkę z napastnikiem. Znaleźliśmy ślady krwi. Nasi śledczy próbują ustalić od kogo pochodziła. Oczywiście wysłałam w pogoń grupę tropicieli, ale to bezcelowy krok. Nie wiemy w którym kierunku się udali, porywacz nie zostawił żadnych śladów. Równie dobrze możemy szukać jej ciała.
  - To straszne! - zareagowała z trwogą Mebuki. W oparciu o zbolałą minę Mizukage ja również odegrałam coś na kształt przejęcia, w głębi duszy racjonalnie zastanawiając się nad konsekwencjami tego wydarzenia.
   - Czy mogła to upozorować?
   - Nie była aż tak wyrafinowana. Prawdę mówiąc otrzymała zaledwie stosowne przeszkolenie w zakresie medycznym, nic po za tym.
   - Więc nie była shinobim? - zapytałam dla upewnienia
  - W pełnym tego słowa znaczeniu. Nie należała również do żadnego klanu. Była po prostu świetnym medykiem.
   - Ale porwał ją shinobi?
   - To nie ulga wątpliwości.
Zdumiałam się.
  - Więc medyk.. - ciężko oparłam twarz dłonią - Masz podejrzenia, Szanowna, czy ma to jakiś związek z niedawną sytuacją na polu bitwy? Przeglądałam raporty kiedy jeszcze byłam w wiosce. Wtedy również..
- Pozbywano się medyków - dokończyła rzeczowym tonem, odkładając na bok stertę papierów wszelakiej maści. - Twoje zdolności analityczne Sakuro, są godne pochwały. Sądzisz że sytuacja może się powtórzyć?
 - Nie mam bladego pojęcia.
 - Tak jak my wszyscy - szepnęła z westchnieniem, powracając do segregowania kartek.



Słońce widniało wysoko na horyzoncie, kiedy obudziłem się, niezrażony w żadnym razie gorejącymi promykami wpadającymi przez niezasłonięte okno. Leniwie uniosłem rękę, a raczej uniósłbym, gdyby nie zalegający na niej ciężar. W pierwszym przebłysku pomyślałem, że po wczorajszym wariactwie że nie mam w sobie ani krzty siły, szybko jednak otrząsnąłem się z tego dziwnego wniosku.
Uniosłem powiekę i zerknąłem w bok.
  - Co ty tutaj jeszcze robisz? - warknąłem bardziej ze zrezygnowaniem niż gniewem, po czym pozbawiony wyczucia wysunąłem ramie spod nagiego ciała śpiącej obok kobiety. Naprężyła się jak kotka i z powrotem rozpłynęła na pierzynie, niemal w niej zakopując. Uznałem za stosowne położyć kres tej samowolce. - Wypad.
 - Sasuke-kun jeszcze chwila.. - burknęła. Wiedząc z doświadczenia, że ani groźba, ani prośba, ale perswazja, ani manipulacja, ani nawet zagrożenie bronią nie przyniosą na tym polu żadnego skutku wyprostowałem się do pozycji siedzącej, ciągnąc za sobą zaspaną kobietę. - Sasuke-kuuun!
  - Wynoś się.
Jednym szarpnięciem postawiłem ją na równe nogi.
W atmosferze jęków, narzekań i marudzenia Nanami, po uprzednim ubraniu się, opuściła w końcu mój dom.
Opadłem bez sił na fotel.
Wczorajsze narażanie się na kontakt z nierozumną, pod każdym względem nieświadomą swojej atrakcyjności Sakurą doprowadziły mnie do stanu bliskiego obłędu.
 Jakoś tak głupio wyszło, że od chwili gdy dnia poprzedniego przyrzekłem jej, iż nie będę się więcej narzucał, nie potrafiłem myśleć o niczym innym, jak tylko o takiej napaści. Odezwała się we mnie niepojęta siłą żądza, skierowana wyłącznie w stronę Haruno.
Związany przyrzeczeniem powściągliwości - głównie wobec samego siebie - miotałem się bezradnie, aby w końcu zostawić ją na środku drogi jak najgorszy głupiec, znając zdolności tej kobiety do samo destrukcyjnych przygód.
Targany milionem odczuć, z czego o milion było ich za wiele, nad ranem przywołałem do siebie Nanami. Głód zaspokoiłem nawet nie w stopniu połowicznym. Poczucie niedosytu towarzyszyło mi aż do teraz, gdy po wybudzeniu pierwszą moją myślą była właśnie Ona. Zostawienie jej samej nie było odpowiednim posunięciem. Do diabła jak boleśnie sobie to uświadamiałem!
Konkretnie nie wyłapałem momentu, w którym zarzuciłem na siebie koszulkę, spodnie założyłem buty i wyszedłem z domu. Gdzieś w połowie drogi zorientowałem się po prostu, że idę. Dość ekspresywnie, w dodatku.
Kompletnego rozbudzenia doznałem natomiast stojąc przed jej domem. Nigdzie nie widziałem śladów krwi, to na prawdę dobry znak. Nie wygląda na to by ktoś usiłował tu kogoś zamordować czy obezwładnić, nie widać oznak szarpaniny lub ewentualnej ucieczki.
A więc dotarła i żyje.
  Jednakże po pięciominutowym dobijaniu się do drzwi doznałem iście odwrotnego wrażenia. Nie dotarła i nie żyje. Definitywnie.
Ze złym przeczuciem odwróciłem się w stronę niewielkiego korytarzyka prowadzącego w stronę wyjścia, gdy niespodziewanie drogę zagrodziła mi przysadzista kobiecina. Zilustrowała mnie od stóp do głów głęboko osadzonymi z czaszce oczami i z zadumą spojrzała na lokum Sakury, mieszczące się na ten moment bezpośrednio za moimi plecami.
  -  Wyjechali. Nic pan o tym nie wie? - oświadczyła z niepokojącym spokojem, zadzierając bujne podbródki by spojrzeć mi twarz. Moja mina musiała prezentować się niespecjalnie, bo wykrzywiła się w grymasie. - Dzisiaj rano. Całą rodzina.
   - Gdzie i na jak długo?
Kobieta zacmokała językiem
  - Nie wiem, młodzieńcze! Strasznie wyniosła para z tego Państwa Haruno, strach pytać! Tylko Sakura, szkoda tej dzieciny! Taka niewinna laleczka!
Niewinna laleczka? Też mi coś. Raczej piekielne ziółko! Na pewno wiedziała o tym wyjeździe i mimo to nie powiedziała ani słowa.. Jasne. Mogłem się tego spodziewać.
Ale jakoś kurwa nie wpadło mi do głowy, że może planować nagłą wyprowadzkę.
    Wychodząc z klatki schodowej emanowałem tak złowrogą aurą, że samoistnie przeniknęło mnie to do szpiku kości, przygnębiając do samego końca. Czułem gniew i złość, a jednocześnie narastającą pustkę i niemoc.
Wyjaśnił się cel jej wczorajszego najścia. Spowita w mrok nocy i różową piżamkę z pewnością chciała mi wszystko wyjaśnić, a ja, jak idiota powitałem ją z obcą kobietą u progu.    
Spłoszyła się i uciekła, a później wszystko potoczyło się już z górki.
   Ponury jak nigdy dotąd znalazłem się na świeżym powietrzu. Przewertowałem wzrokiem okolice i na krótko skrzyżowałem spojrzenie ze skrępowanym wzrokiem białookiej istoty. Wśród grup przechodniów wyłoniłem całą resztę jej eterycznej postaci, w tym granatową głowę i zaledwie namiastek zaczerwienionego kwieciście policzka. Szybko odwróciła wzrok i przyśpieszyła kroku, jakby wiedząc na co naraża się będąc dzisiaj w moim towarzystwie.  
  - Hinata! - zawołałem nie bez złości, toteż wcale nie zdziwiłem się, gdy kobieta ignorując moje nawoływanie tylko zwiększyła tempo, chcąc szybko zejść mi z drogi. Lawirowała pomiędzy ludźmi jak powabna tancerka. Będąc mniej elokwentnym po prostu przepchałem się do niej, silnie złapałem za łokieć i pociągnąłem w bok. Teraz czerwone miała także czubki uszów. - Wiedziałaś o tym?
Chodź wysiliłem się na pytający ton, doskonale znałem odpowiedź.
Kobieta nerwowo potrząsnęła głową, wodząc spojrzeniem po wszystkim, co nie było związane bezpośrednio z moją osobą.
     - Ani ona ani ty nie potraficie kłamać, za grosz.
  - Kiedy ja nic nie wiem! - zapiszczała bliska agonii. Jeśli wkradłbym się teraz do jej głowy, wiedziałbym, że Hyuuga w tym momencie wyczekuje nagłej śmierci, bo tylko ona może ocalić ją przed dalszą konwersacją ze mną.
   - Kiedy wraca Sakura?
   - Mówiła ż..że długo jej n...nie będzie!
  Hinata przeżywając zawstydzenia - nie tylko natury romantycznej - w kulminacyjnych momentach zawsze zaczynała się jąkać. Później nachodziły ją fale gorąca, mające odzwierciedlenie na twarzy, a na samym końcu zdarzało jej się nawet tracić przytomność.
    - Mówiłaś przecież, że nic nie wiesz.
A jeśli nie była bliska omdlenia 30 sekund temu, to z pewnością teraz to się zmieniło. Cała krew naprzemiennie ulatywała i wlatywała do jej policzków, tworząc najróżniejsze gamy słonecznych barw.
  Puściłem ją, na co z nietłumionym westchnieniem ulgi odsunęła się w tył, uspokajając urywany oddech.
 - Ale mnie wystraszyłeś, Sasuke. - Przyłożyła dłonie do rozgrzanej skóry- Nigdy nie widziałam, żebyś robił taki straszny wyraz twarzy.
 Nie da się nie zauważyć, skomentowałem w duchu spoglądając na nią spod na wpół przymrużonych powiek. Czy ona zawsze była tak chorobliwie nieśmiała?
 - To jak to jest, z tą Sakurą? - Starałem się by głos zabrzmiał oschle i twardo, byleby dziewczyna nie wysunęła błędnych wniosków. Sam nie wiem co chciałem udowodnić, moje zainteresowanie widać było przecież na kilometr, bez względu na to jak chłodną intonacją się posłużę.
  - Nie powiedziała zbyt wiele, ale podejrzewam, że to rodzice kazali jej wyjechać - Tym razem Hinata już się nie wahała. Delikatnie poprawiła włosy na ramieniu, uklepała grzywkę i spojrzała przed siebie wzrokiem pełniejszym życia.   
    - Nie jest przypadkiem za duża na słuchanie się rodziców?
   - Nie wiem, Sasuke, ja na prawdę nie wiem co się stało. - jęknęła zbolała, po czym chyba zapominając o swojej nieśmiałości, wypuściła z siebie prawdziwy tabun słów: - Wiem tylko, że wyjechała dzisiaj rano, z rodzicami i, że nie będzie jej długo. Nie rozmawiałam z nią o szczegółach bo nie chciałabym być wścibska. Po za tym gdyby chciała to by ci o tym sama powiedziała… Sasuke! Widziałeś się z nią w ogóle wczoraj?
    - Tak.
   - No i o tym mówiłam bo gdybyś… Widziałeś się z nią? - Zrobiła gwałtowną przerwę. - A to dziwne!
   - Niby dlaczego?
  - Bo ona z nikim nie chciała się wczoraj spotkać. Ino była u niej chyba z piętnaście razy, tylko po to żeby za każdym razem odchodzić z kwitkiem. Mi się wydaje, że Sakura po prostu bała się pożegnania!
   Jej nagła impulsywność sprawiała, że czułem się dziwnie nieswojo. Chcąc rozwiać napięcie przegarnąłem włosy rękami, strosząc je nieznacznie po czym powędrowałem wzrokiem na smukłą dłoń kobiety, kurczowo zaciskaną na materiale polaru który nosiła.
   - Ten bałwan jeszcze ci się nie oświadczył?
Powiodła za moim spojrzeniem, przez jakiś czas z uwagą studiując kształt długiego lecz niezaobrączkowanego palca. Uśmiechnęła się delikatnie.
  - Nie, jeszcze nie. Mówił, że muszę poczekać.. - Ledwo zdołała się uspokoić a na jej policzki już wstępowały dorodne rumieńce - Żeby wszystko było idealnie.
Zamknęła usta, ale naprędce sobie o czymś przypomniała więc szybko je otworzyła, wypowiadając jednocześnie :
   - Słyszałam, że masz zamiar zaręczyć się z Nanami. Czy to prawda?
Nawet nie muszę główkować nad osobą, od której to usłyszała.
   - Ta. - mruknąłem zdawkowo
Od pory burzliwej wymiany zdań mającej miejsce około siedmiu dni temu, nie poświęciłem ani minuty na myśli o ewentualnych zaręczynach. Ale im bardziej się to zagłębiam, tym mocnej stwierdzam, że jest to świetny pomysł.
  - N..No to w porządku! Cieszę się że sobie k..kogoś znalazłeś. - Hinata niepewnie zwróciła się w stronę, w którą początkowo zmierzała i ogarnęła wzrokiem całą szerokość alejki. - Sasuke ja już muszę iść. Kiba na mnie czeka i boje się, że za to spóźnienie chyba na mnie nakrzyczy.
Wyszczerzyła się wesoło, obróciła i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Będąc daleko ode mnie odwróciła się jednak i zamachała ręka, by zwrócić na siebie moją uwagę.
Uniosłem do góry jedną z brwi.
  - Za miesiąc przyjeżdża Temari. Chcemy się wszyscy spotkać, wpadniesz?! - wykrzyczała tak głośno, że grupka niefortunnie przechodzących obok przechodniów odwróciła się zgorszona, obdarzając ją nieprzychylnym spojrzeniem.
Nie chcąc wzbudzać sensacji, skinąłem tylko głową.
 Dostrzegła ten gest, co zaowocowało lekkim uśmiechem. Machnęła ostatni raz ręką i ruszyła w dalszą wędrówkę.
Jakiś czas później:
Naruto wyprostował się z głośnym stęknięciem i otarł ręką pot perlący się na czole.
  - No przyznaje, to był dobry pojedynek Sasuke. Przyjemna odskocznia od codziennego siłowania się z moją kobietą.
Uspokojenie oddechu przyszło mi z większą łatwością, niż w przypadku Uzumakiego, mimo to i tak czułem się wykończony. Koszulka lepiła się do mokrego od potu ciała, zdjąłem ją więc odrzucając gdzieś w bok. Ciężko dysząc oparłem dłonie o kolana, pochylając się.
  - Siłujesz się z Hinatą? - Zadarłem głowę, spoglądając na przyjaciela ze zdziwieniem.
Kolejna rzecz o którą nie podejrzewałbym cichą, skrytą istotkę mającą w przyszłości zostać jego żoną.
  - Tylko w przenośni - Przewrócił oczami, uśmiechając się z namacalną ironią  - Nie ulega wątpliwości, że gdyby przyszło mi mierzyć się z nią na stołowym blacie, poległbym z kretesem.
Zaśmiałem się szyderczo
  - Zadziwiasz mnie swoją znajomością językowych określeń.
  - Prawdę mówiąc powstrzymuje się od nich, z obawy o Ciebie. Tyle lat spędziłeś poza cywilizacją że mógłbyś poczuć się głupio - odciął się z przekąsem. Miał poważne rysy twarzy, ale oczy śmiały się w najlepsze.
W 10 minut później zasiadaliśmy wygodnie na kanapie w moim mieszkaniu, racząc się naprędce zakupionym specjałem. Budka Iraku Ramen dla Naruto otwarta była całą dobę, bez względu na porę roku czy pogodę.
  Był w doskonałym humorze.
   - Nie ma to jak trening ninjutsu dla pobudzenia apetytu. Ale nie chciałem cię znokautować.
   - To był bardzo przyzwoity lewy sierpowy, a ja błądziłem myślami gdzie indziej.
 Trzy godziny sparingu nie zdołały odciągnąć moich myśli od Sakury, gdziekolwiek się teraz znajdowała. Na wspomnienie ostatniego spotkania czułem zarówno gniew jak i rozczarowanie.
 Mijały tygodnie a ja wciąż nie mogłem odnaleźć utraconego spokoju. Haruno musiała niefortunnie spakować go do walizki i zabrać w podróż razem ze sobą.
  - Zauważyłem - Naruto wpakował do ust spory kawałek wołowiny - Od pewnego czasu nie jesteś w najlepszym nastroju. Nanami za bardzo cię naciska? Dalej próbuje wyciągnąć cię na spotkanie ze swoimi rodzicami?
 Gdyby przy stole siedział ktokolwiek inny, uciszyłbym go jednym wyniosłym spojrzeniem. Ale Naruto Uzumaki był jedynym z niewielu ludzi, którym ufałem. Różniliśmy się od siebie jak ogień i woda, lecz od szkolnych lat stanowiliśmy parę przyjaciół. I właśnie dlatego powiedziałem teraz prawdę:
  - Nie jest gorzej niż dotąd. Nanami może sobie gadać, ale nie pozwolę jej ingerować w swoje życie.
  - Nie miałeś zamiaru przypadkiem się jej oświadczyć?
  - Wieści szybko się rozchodzą, jak widzę. - warknąłem - Nie sądziłem, że wysłuchujesz plotek, Naruto.
  - Hinata mi powiedziała - sprostował natychmiast, wsysając do ust kluskę wielkości swojego ucha.
 - Domyśliłem się. - skwitowałem cierpko - Dowiedziała się od Sakury, jak mniemam. Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji.
  - Powiedziałeś to już Sakurze-chan ? - wykrzyknął piskliwym głosikiem - I jak zareagowała?
Uśmiechnąłem się gorzko, mieszając potrawę pałeczkami, niczym w kotle.
  - Złożyła mi gorące gratulacje, a następnie ociekając sarkazmem stwierdziła, że bardzo dobrana z nas para.
  - Powiedziała tylko tyle? Zero pretensji? I łez? Niczym nie rzucała?
Potrząsnąłem niepewnie głową
  - Zaledwie raz nazwała mnie szowinistyczną świnią, Nanami zaś porównała do kobiety niespełna umysłowej.
Naruto wpatrywał się we mnie z taką uwagą, że mimowolnie wstrzymałem oddech oczekując dalszych reakcji. Zamrugał dwukrotnie, zanim wykrzyczał entuzjastycznie:
  -  Całe szczęście! Od pewnego czasu miałem wrażenie, że Sakura-chan znowu zaczyna coś do ciebie czuć.
 Moją twarz zupełnie niespodziewanie przeciął cień nadziei, ale naprędce ustąpił miejsca opanowaniu. Co to za nagły przypływ radości? Irracjonalne odczucie, pomyślałem z powagą, skupiając całą konsternacje na porcji ramen i pływających w nim warzywach.
 - Ale widzę, że tylko mi się zdawało, nie przejmuj się - dodał jeszcze swobodnie i dla podsumowania banalności tego wniosku, machnął lekceważąco ręką.
   - Nawet jeśli by tak było, wątpię, by wpłynęło to w jakikolwiek sposób na poczet mojej decyzji.
  - Może i tak - przyznał Naruto - Znalezienie sobie narzeczonej będzie pierwszym poważnym krokiem do założenia rodziny, zdajesz sobie z tego sprawę?
   - Naruto nie jestem idiotą. Wiem po co ludzie się żenią, albo wychodzą za mąż.. bez różnicy.
   - A więc masz zamiar się ożenić?
   - Kiedyś na pewno.
   - Niedługo ?
   - Nie bądź uparty jak muł. Nigdzie mi się nie spieszy.
   - Za to Nanami aż się rwie - mruknął z rozbawieniem. Opróżnił szklankę z whisky do dna, aż spłynęło na niego natchnienie: - Dlaczego akurat ona, Sasuke?
Pociągnąłem łyk trunku z udawaną nonszalancją.
   - Bo jest ładna i nie zadaje pytań - odparłem mechanicznie.
   - A nie sądzisz, że jest też trochę.. - urwał, szukając odpowiedniego określenia - Trochę głupiutka?
Przytaknąłem jednym gestem głowy, unosząc wargi w szelmowskim uśmiechu.
 - Właśnie dlatego nie zadaje pytań. Mądra żona oczekiwałaby wyjaśnień, których ja nawiasem mówiąc, nie miałbym ochoty udzielać.
   - A czy Nanami jest świadoma twojej reputacji skończonego kobieciarza? - zapytał na wpół żartem, na wpół serio, unosząc się by uzupełnić deficyt alkoholu w swojej szklance.
    - Jest, z całą pewnością.
   - I nic z tym nie robi? - zdziwił się, spoglądając na mnie z uniesioną brwią. Po uzupełnieniu naczynia wrócił na dawne miejsce, rozsiadając się ze swobodą.
  - Bo jest głupia - Leniwie wzruszyłem ramionami - Widzisz, wszystko sprowadza się do jednego. Głupia żona to mniejszy problem.
   - Nie mogę się nie zgodzić, ale.. - Westchnął głośno - Masz zamiar spędzić resztę życia u boku głupiej kobiety? Nawet gdyby miało to być spokojne, nie zawierające żadnych pytań życie?
   - W zupełności mi to odpowiada. - odparłem, wiele się nie zastanawiając. Miałem wrażenie, że moje pojmowanie instytucji małżeństwa różniło się trochę od definicji Naruto. Zabębniłem palcami o powierzchnię szklanki.
Uzumaki ożywił się nagle i jednym poderwaniem w górę objął mój kark ramieniem. Zaraz później gwałtownie i bez szans na wyswobodzenie przyciągnął ku sobie.
  - Wyobraź sobie Sasuke! - Wolną ręką nakreślił  w powietrzu szerokie półkole, wpatrując się rozmarzonym wzrokiem w sufit - Kiedy spotkamy się za kilka lat naszą starą, poczciwą drużyną 7! Ja przyjdę z moją kochającą żoną Hinatą i gromadką dzieci, ty z głupią Nanani i tylko jednym dzieckiem, pierworodnym synem, a Sakura ze swoim jeszcze nieodkrytym mężem i dwójką dzieci, chłopcem i dziewczynką. Kto wie, być może będzie w ciąży i z trzecim! Usiądziemy przy ognisku i zaczniemy wspominać stare, dobre czasy. A później..
   Tak się pogrążył w marzeniach, że nie spostrzegł jak mocno zacisnąłem szczękę. Też bym tego nie zauważył, gdyby nie nagły, dokuczliwy ból wzbraniających się przed pokruszeniem na proch zębów. Nerwowo zastukałem stopą o posadzkę.
  Cholerny Naruto.
Nieświadomie zaszczepił we mnie wizję uszczęśliwionej Sakury, której promienny uśmiech adresowany jest w stronę innego mężczyzny. W dodatku jej męża. Nie był to przyjemny obrazek. Jak żywa stanęła mi przed oczami ich szczęśliwa rodzinka, a wraz z tym mała, różowo włosa dziewczynka o włosach równie bajecznych co u swojej matki. Tylko oczy miałaby brązowe, po ojcu..
 W jednym momencie Nanami znów wydała mi się przeźroczysta i nieważna. Nawet perspektywa spędzenia z nią beztroskiego życia napawała mnie niechęcią i odrazą. Nie jej oczekiwałem na tym miejscu, do diabła, nie ona powinna tam być!
  - Sasuke dobrze się czujesz? - zapytał Naruto. Zdążył się już odsunąć i teraz spoglądał na mnie niepewnie z drugiego końca kanapy. - Właśnie mówiłem o tym jak to mała, słodka córeczka Sakury-chan zakochałaby się w twoim synu! Ale on by jej nie odtrącił tak jak ty Sakure przed laty i byliby szczęśliwą parą aż do zakończenia przedszkola. Później odbiłby mu ją mój własny syn i tak oto Sakura zostałaby moją swatką! - obwieścił z radością, kompletnie nie przejmując się piorunami jakie lokowałem w jego rozochoconej gębie. - Chyba, że ty chcesz żeby była twoją swatką, spokojnie, odstąpię ci ją! Powiem mojemu synowi, hym.. załóżmy, że nazwę go Boruto! Powiem mu, żeby trzymał się od córeczki Sakury z daleka, bo inaczej wujek Sasuke urwie mu głowę przy samym pępku! - zaśmiał się głośno, zadowolony z siebie i projekcji swojej wyobraźni.
 Niewypowiedzianie wolno i spokojnie wypuściłem powietrze przez zaciśnięte zęby. Boże, pomyślałem całkowicie poważnie, wiem, że rzadko się do ciebie zwracam, ale tym razem nie mam wyboru. Proszę, błagam, niech on przestanie mówić.
Modły nie zostały wysłuchane. Zakpiono ze mnie i pogrążono ostatecznie, Uzumaki bowiem ani myślał zamknąć ust. Rozchylał je właśnie a jego oczy błyszczały milionem złorzeczących iskier:
  - A później ty i Sakura-chan doczekalibyście się gromadki wnucząt! To byłyby takie małe berbecie, o czarnych włosach po ojcu i zielonych oczkach, po mamie oraz babci, samej Sakurze!  Czy to nie wspaniałe, Sasuke?
  - Cudowne - mruknąłem bez specjalnego przekonania. Tak na prawdę nie marzyłem o niczym innym, jak tylko o skończeniu tego tematu. Przez cały tydzień wypierałem z siebie uczucie bezdennej pustki, jaka ogarnęła mój organizm po wyjeździe Haruno.  
  Znienacka, za sprawą kilku godzin, cała wioska wydała mi się bezbarwna i nudna, a jej mieszkańcy bezwyrazowi i zobojętnieni. Nawet spadanie z drzew nie było już tak intrygujące, kiedy nie wisiała nade mną szansa zlecenia jej prosto pod stopy.
 Stało się dla mnie jasne, że Sakura przez cały ten czas nieświadomie wprowadzała do mojego życia różowe światełko. Kiedy jej zabrakło, wszystko pogrążyło się w szarości.
  - Być może lepiej byłoby ożenić się z Sakurą? - mruknąłem w roztargnieniu.
Gdybym przemyślał trzy razy to co właśnie powiedziałem, w życiu nie otworzył bym ust. Jednakże zrobiłem to bez konsultacji z rozumiem, czego pożałowałem dość szybko.
   Naruto spojrzał na mnie dwukrotnie, pierwszy raz, by osądzić czy na pewno wiem co mówię, drugi, bo właśnie zrozumiał co takiego powiedziałem. Rozszerzył oczy tak mocno, że białka niemal wyskoczyły mu z orbit.
  - Ty z Sakurą-chan?! Naprawdę chciałbyś się z nią ożenić?!
Ciężko przejechałem dłonią po twarzy.
  - Rozważam to.
 - Urznąłeś się w trupa, stary! - zadeklarował, otrząsając się z pierwszego szoku - Przecież Sakura-chan po każdym względem nie odpowiada twoim warunkom! Jest mądra, często zadaje pytania, bywa kłopotliwa, głośna, czasami jest niezdarna, rzadko kiedy pozwala skończyć w spokoju zdanie, lubi się kłócić, lubi niszczyć. Gdzie w tym piekielnym huraganie widzisz szanse na spokojne życie?
Ciskał słowa jak kamienie, na sam koniec zaczerpnąwszy głośnego, desperackiego wdechu.
 - Nigdzie i to właśnie pociąga mnie najbardziej. - Przytknąłem usta do brzegu szklanki i upiłem kilka potężnych łyków, delektując się ogniem, jaki rozniecono w moim przełyku.
Naruto zilustrował mnie zainteresowanym spojrzeniem.
  - Nie mów Sasuke, że spodobała ci się Sakura-chan.   
  - Jasne że nie - zaoponowałem natychmiast - Tak się po prostu zastanawiam.
Naruto zrozumiał, że sprawa jest poważna a ja daleki jestem od żartowania. Oparł się wygodnie o oparcie i zamyślił.  
  - Da ci kosza, stary - odezwał się po chwili nużącego milczenia, leniwie zaplątując dłonie za karkiem - Nie obraź się, ale znam ją dłużej od Ciebie i wiem, że niewiele możesz w tej materii zrobić. Podejrzewam, że nawet gdybyś zaczął wpadać do jej domu z pistoletem w dłoni, nie ugięła by się i dalej trwała w rozpamiętywaniu krzywd, jakie jej wyrządziłeś. Sakura może i wyglądała jak lilia, ale jest twarda jak oset, a jednocześnie bezbronna, czego pewnie nie raz byłeś świadkiem.
Naruto nie był świadom, że doszedłem do tego już dawno. Dolałem do pustych szklanek równą porcję whisky i niemal natychmiast przechyliłem całą jej zawartość do ust.
  - Odpuść Sasuke. - kontynuował - Najlepsze co możesz zrobić to trzymać się od niej z daleka, zanim znów celowo bądź też nie złamiesz jej serce. Sakura potrzebuje miłości, nie pustego związku który możesz jej zapewnić.
    - Masz o mnie aż takie złe mniemanie, Naruto?
Uniosłem ironicznie jedną brew, pod nosem podśmiewając się szyderczo z samego siebie. Chyba faktycznie widziałem się za szlachetniejszym, niż w istocie byłem.
   - Nie jest słuszne?
   - Może faktycznie zawiera ziarno prawdy.. - mruknąłem wymijająco
Naruto wzruszył ramionami i roześmiał się perliście.
  - Dostaniesz ode mnie błogosławieństwo na ślub, tylko wówczas, kiedy się w niej zakochasz!
 - Więc odpuszczę. - odparłem spokojnie, zagarniając włosy opadające mi na oczy - To się nigdy nie stanie.
 - Żeby się nie okazało, przyjacielu - Posłał mi tajemniczy uśmiech - Żeby się nie okazało..

[3 tygodnie później]

  Wybiła dwudziesta. Wracałem właśnie po długoterminowej misji do domu. Zmęczony i zmordowany z namaszczeniem pchnąłem drzwi swojego mieszkania by po chwili siedzieć bezpiecznie w jego wnętrzu, z przejściem zabarykadowanym skuteczne na siedem spustów.
Jedyne o czym marzyłem, to cisza i spokój.
  Specjalnie rzuciłem się na najcięższe zadanie, by zagłuszyć nieco swoje postępujące zgorzknienie. Od jakiegoś czasu moje życie przypominało żałosną wegetację. Jem, trenuje, śpię. W tej kolejności. Od wieków nie spotkałem nikogo znajomego, poza sympatyczną sprzedawczynią w małym sklepie na drugim końcu ulicy.
Opadłem na fotel, wyciągnąłem przed siebie nogi i zamknąłem oczy.
  Wpadłem w błogi półsen, toteż nie do końca wiedziałem czy zasnąłem, czy też jedynie zatrzymałem się w jednej pozycji na dłużej. Powieki miałem ciężkie jak z ołowiu.
  Mijały minuty a ja świadomie trwałem w rozkosznym zawieszeniu, na wpół czuwając na wpół odpoczywając. Myśl by wstać i udać się do łóżka była zbyt męcząca, by ją rozważyć.
  Nagle rozległ się dźwięk pukania do drzwi.
 Zaabsorbowało mnie to do do tego stopnia, że w spokoju wsłuchiwałem się w uderzenia. Z początku były ciche i nieśmiałe, postępując po sobie w kilkusekundowych przerwach. Cierpliwość pukającego skończyła się, gdy dźwięk przerodził się w głośne łomotanie. Zerknąłem na sufit i mógłbym przysiąc, że sypał się z niego biały tynk.
  Mobilizując wszystkie siły zwlokłem się z fotela i powłóczyłem nogami w stronę wyjścia. Niechętnie uporawszy się z zamkiem stanąłem twarzą w twarz z granatowłosą, małą osobistością. Jęknąłem w duchu.
 Ostatnio widywałem w progu swojego domu więcej kobiet niż bym sobie tego życzył. Ostentacyjnie unikałem Nanami oraz wszelakich przelotnych romansów, uznając obie te rzeczy za zbyt męczące. I o ile ta pierwsza pojawiała się przed drzwiami rutynowo i zdążyłem się do tego przyzwyczaić, to zjawianie się obcych pań skutecznie wyprowadzało mnie z równowagi na następne kilka minut.
  - Zapomniałeś, prawda? - Hinata miała spokojną minę, ale oczy zdradzały rozdrażnienie.
Przegarnąłem roztrzepane włosy, roztrzepując je jeszcze bardziej i szerzej uchyliłem drzwi.
  - Zapomniałem - ociężale przetarłem dłonią twarz, ścierając ostatnie oznaki zaspania.
- Właśnie przyjechała Temari - wyjaśniła pośpiesznie i uśmiechnęła się zachęcająco - Wszyscy jesteśmy u Naruto, wpadniesz?
  - Nie dzięki.  
Wycofałem się, a w sekundę później poczułem mocny nacisk na drzwiach umożliwiający mi ich zatrzaśnięcie. Nie doceniłem Hinaty i jej pozornie chudych ramion.
  Naruto miał racje, pomyślałem ponuro, siłowanie się z nią mogło zaszkodzić męskiej godności.
  - Ale Sasuke musisz przyjść! - zadeklarowała twardo - Sakura-chan chciałaby cię zobaczyć.
Zatrzymałem się w połowie ruchu, mającego na celu odizolowanie mnie od białookiego wrzodu i spojrzałem na nią z zaciekawieniem.
Zbyt szybko odpowiedziałem, zbyt późno przejąłem kontrolę nad wyrazem twarzy.
Hinata wpatrywała się we mnie z szelmowskim błyskiem w oku.
  - Sakura przyjechała?
  - Tak. - rzuciła wesolutko - Ale skoro nie chcesz przyjść to powiem jej że..
Przerwałem jej uniesieniem ręki.
  - Przyjdę. Tylko daj mi chwilę.
 - Jasne, jasne! Wiesz gdzie nas szukać! - Wskazała kciukiem na sąsiadujące drzwi i wyszczerzyła się na wszystkie zęby. - To do zobaczenia.
Kiedy w półgodziny później siedziałem na kanapie u Naruto, między Kibą a Tenten nie rozumiałem, jak mogłem dać się tak wykiwać. Zażenowany sięgnąłem po szklankę z napojem.        Z kąta pokoju śledziły mnie rozbawione oczy Hinaty, która z wyrafinowaniem o jaką bym jej nigdy nie podejrzewał, uknuła ten spisek.
  - Tfu, obrzydliwe! - zawołała w pewnym momencie Temari, z obrzydzeniem przełykając dango, które akurat miała w ustach - Kto to zrobił?!
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać.
   - Ja. - mruknął Shikamaru, zakładając ramiona na piersi i mrużąc oczy.
 - O tak, wszystko jasne - przyznała skwapliwie - Pewnie z lenistwa nie użyłeś żadnej przyprawy.
  - Za to nie szczędziłem na dodawaniu trucizny. Trucicielka z Konohy łaskawie zaopatrzyła mnie w tak morderczy nakład, że zdołam powalić tym nawet Ciebie.  
 - Jeśli w zabijaniu jesteś tak beznadziejny jak w gotowaniu.. - Białe ząbki błysnęły w ironicznym uśmiechu -  to nie mam się o co martwić.
  Hinata zaniosła się głośnym kaszlem, w jego trakcie dyskretnie szturchając Uzumakiego łokciem. Odwrócił głowę i spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Dopiero gdy Hyuuga poczyniła nader jasną aluzję w postaci wskazania burzliwej pary ruchem oczu, załapał.  
  - Hej hej! - wtrącił poniewczasie, nerwowym śmiechem chcąc rozwiać napiętą atmosferę - Co z wami! Widzicie się pierwszy raz po długiej rozłące! Nie ma powodów rzucać się sobie do gardeł.
  - Drugi - dopowiedział Nara.
Nie wydawał się człowiekiem specjalne z tego faktu zadowolonym. Temari również nie tryskała entuzjazmem.
  - I już się pokłóciliście? - zapytał Kiba, a jego głos przesycony był podziwem. Pokiwał z uznaniem głową.
Shikamaru wyglądał jakby miał ochotę powiedzieć zaraz coś niemiłego, zrezygnował jednak i zamiast tego wpakował do ust całą porcję dingo. Żując je ze smakiem z premedytacją spoglądał wybrance prosto w oczy. Iskry niemal fruwały w powietrzu.
  - Porozmawiajmy o czymś innym! - zaproponowała Hinata, obdarzając każdego przyjaznym uśmiechem - Kiba! Czy przeprosiłeś już Ino po ostatnim wybuchu?
  - Tak, zaniosłem jej kwiaty.
  - Aha. - odczekała kilka sekund - To miło.
  - No.
Brakowało tu tylko Sakury, która zasiorbałaby głośno, pijąc napój przez słomkę. Jej role nieświadomie przejęła Tenten. Uniosła do ust pojedynczego czipsa, a odgłos głośnego chrupania rozniósł się po pogrążonym w ciszy salonie jak wystrzał.
  - Ma ktoś jakieś wieści od Sakury ? - spróbowała znowu Hyuuga, spoglądając po każdym z należytą porcją uwagi. Obrała funkcje domowej gospodyni i starała się wywiązać z tego zadania w stu procentach. Gdybym nie widział jej teraz w czarnych barwach, może i podziwiałbym te daremne wysiłki.
  - Tak, systematycznie wysyła mi listy - odezwała się swobodnie Temari - Wam nie? - dodała ze zdziwieniem, w odpowiedzi na zszokowane spojrzenia jakie jednostajnie w niej ulokowaliśmy.
   - Ani jednego! - pożalił się Naruto, bliski zawieszenia głowy z rozpaczy.
 - A to pech. - machnęła niedbale ręką - W każdym razie ma się dobrze, ale zrobiła się strasznie zgorzkniała, jak staruszka. Prawdę mówiąc więcej bezsensownych żali w tych listach, niż konkretnych informacji. Nie chcielibyście tego dostawać.
Uzumaki pretensjonalnie wykrzywił wargi
  - To dlaczego do nas po prostu nie wróci?
  - Nie kryje się z tym, że rodzice założyli jej pętle na szyje. Ostatnio wspomniała, że rozważa zamordowanie ich we śnie. Mówiła że dostanie za to mniejszy wyrok, ale nie odniosła się w stosunku do czego.
 - Biedna Sakurcia! Ja wiedziałem, że ona się w coś wpakowała, wszystkim to mówiłem! Prawda? Prawda?
Zmarszczyłem brwi. Czy to, czego dowiedziałem się od Taizo tak mocno wpływało na dotychczasowe życie Sakury? Chyba że jest coś jeszcze.. coś o czym wiedzą również jej rodzice.
  - Czyli nie wiedzie jej się za dobrze? - Hinata znacząco uścisnęła dłoń Naruto - Całe szczęście, że Ino wyruszyła do Kiri jeszcze dzisiaj! Im szybciej tam dotrze tym lepiej.
   - Wysłaliście jej blondynkę na ratunek ? - prychnęła lekceważąco Temari
  - Teraz sobie przypomniałem! Sakura napisała do niej niedawno z prośbą o przybycie! - Kiba uśmiechnął się szeroko, dumny z dokopania się do działającej części własnego mózgu. - Więc spakowała się i wyruszyła.
    - Z drugiej strony dobrze się stało. - odparł leniwie Shikamaru - Lekarz przyda się w Kiri. Do Czcigodnego przybyło zawiadomienie spod ręki samej Mizukage. Podobno ciało ich najlepszego medyka zostało znalezione w lasach otaczających Sunę.
  - Ciało? - zapiszczała Hinata, zakrywając usta dłonią - Myślałam, że kiedy wojna się nareszcie skończyła, medycy mogą w końcu poczuć się bezpiecznie!
   - To nie wszystko - dodał niechętnie po czym zamilkł, zaciskając usta w wąską linię. Odwrócił głowę w bok, wbijając spojrzenie w obrazy przeskakujące na zepsutym telewizorze Uzumakiego.
Temari poruszyła się nerwowo na swoim miejscu i wykorzystując lukę w wypowiedzi chłopaka, odparła chłodno:
  - Kirigekure wysunęło podejrzenia w stronę Suny. Gaara spędził całe godziny na dyplomacji z Szanowną Mei by to sprostować. Nie wiem kto jest odpowiedzialny za doprowadzenie tej kobiety do takiego stanu, ale jeśli tylko spotkam tego padalca, to gorzko tego pożałuje.  
Tenten uniosła do góry jedną brew.
    - Do tego stanu?
 - Nie jestem upoważniona do rozpowszechniania takich informacji. - odparła twardo i sięgnęła po czipsa, kończąc tym samym dyskusję ze swojej strony.
 - Do tego stanu? - powtórzyła Tenten, tym razem spoglądając z wyczekiwaniem na Shikamaru. Ten z kolei uparcie zaciskał usta nie zwracając na nikogo uwagi.
  - Wolałbym o tym nie mówić - mruknął w końcu, oddawszy jedno głębokie westchnienie - Ale powiem wam, skoro chcecie. Ostrzegam że jest to poufna informacja i nie może wyjść poza ten pokój. Władze nie chcą siać zamętu wśród wiosek.
  - Dobra mów w końcu! - ponagliła Hinata, wykonując obrotowy gest nadgarstkiem
  - Ta kobieta była w ciąży..
 - Ktoś porwał i zabił ciężarną kobietę?! - wtrącił rozeźlony Uzumaki, nieświadomie wykonując równie zszokowaną minę co jego wybranka. Pozostała część towarzystwa jedynie otworzyła ze zgrozą usta. Wyjątkiem pozostawała Temari, która już oswoiła się z tą informacją.. i ja. Wpatrywałem się jedynie z uwagą w bruneta.
  - W ciąży wynikającej z gwałtu - dokończył ciężko i oparł podbródek o zgiętą w łokciu rękę - Kakashi boi się, że takie sytuacje mogą się powtórzyć, dlatego bez wiedzy mieszkańców zwiększył ilość jednostek ANBU patrolujących teren.  
  - Nie.. to niemożliwe - wydukała Tenten - Lekarze musieli się pomylić przecież.. kto jest w stanie zrobić kobiecie coś takiego?!
  - Sekcje przeprowadzała Sakura, nie mogło być mowy o pomyłce.
Kobieta zamilkła, poruszona opierając się plecami o oparcie i przeklinając cicho pod nosem.
Zapadło milczenie.
  - A czy w takim razie bezpiecznie jest trzymać tam Sakurę? Jeśli ten gwałciciel wciąż tam jest.. nie chcę nawet o tym myśleć!
 - Po to również miedzy innymi wyruszyła Ino. - dopowiedział Kiba, posyłając Hinacie uspokajający uśmiech - Kakashi czuł się w obowiązku zainterweniować.
   - I wysłał akurat ją? - powtórzyła z kpiną Temari niemal wyrzucając ręce do góry - Przecież to jasne, że jej się nie powiedzie. Ona nie ma za grosz siły perswazji.
  - Szansa jest niska - podłapał łagodnie Nara, pochylając się do przodu - Ale nie mam innej możliwości. Rodzice Sakury tolerują tylko ją.
   - A więc to w nich leży cały problem?
   - Podejrzewam, że Sakura by go nie robiła.  
Naruto poderwał się gwałtownie do góry, pociągając za sobą bogu winną Hinate. Zamrugała ze zdekoncentrowania i zadarła głowę, wpatrując się w blondyna z lekkim rumieńcem.
   - Musimy po prostu odkryć co ją dręczy!
  - Genialne! - zawtórowała mu Temari kipiąc fałszywym optymizmem - A że się tak zapytam. Jak zamierzasz to zrobić?
To wystarczyło by szeroki uśmiech na twarzy Uzumakiego zmalał, dając miejsca postępującemu grymasowi. Wykrzywił wargi jednocześnie puszczając Hinatę. Kobieta pozbawiona jego siły zachwiała się niebezpiecznie. W ostatnim momencie Naruto przytrzymał ją za łokieć, czerwoną jak burak sadzając z powrotem na krześle. Uklęknął na jego kolano przed jej nogami i spojrzał prosto w oczy, wyraźnie zdenerwowany.
   - Hinacia wszystko w porządku?  
Tęczówki dziewczyny rozszerzyły się, a twarz pokryła jeszcze większą ilością krwistej czerwieni.
  - T..t...tak - wyjąkała z ledwością i gwałtownie pokiwała głową, w afekcie o mały włos nie nokautując wybranka ciosem z przysłowiowej dyńki. Odchylił się w samą porę po czym uspokajająco przykrył jej dłonie swoją ręką, drugą jednocześnie wsuwając do kieszeni.
Hinata wpatrywała się w niego szeroko rozwartymi oczami, z wrażenia tracąc oddech.
 - No gdzieś to było.. no.. - mamrotał pod nosem, nieświadomy sensacji jaką wywołał. Oszołomienie nie było widoczne z resztą tylko na twarzy Hyuugi. Cała reszta z równym wigorem śledziła rozgrywającą się scenę. - O! Mam!
Spojrzał partnerce głęboko w oczy i dumnie wyciągnął przed siebie rękę.
Na widok niewielkiego cukierka widniejącego na samym środku jego szeroko rozpostartej dłoni, Hinata z ledwością pohamowała okrzyk zawodu. Jej twarz, przedtem przejęta rozluźniła się, tylko na kilka sekund wyrażając przygnębiające rozczarowanie. Kobieta szybko zreflektowała się, przyklejając na usta delikatny uśmiech.
  - Gdy źle się poczujesz to chyba najlepiej zjeść coś słodkiego. Tak słyszałem.
Hyuuga niepewnie odebrała od niego drobny podarunek
  - D-Dziękuję.
Nie wiem kto z nas był najbardziej zdziwiony. Nawet ja, spoglądając na roześmianego od ucha do ucha Naruto czułem pogłębiające się zażenowanie. Gdyby nie to, że nie uchodził on za podłą osobę, śmiało pomyślałabym, że naumyślnie zakpił ze swojej dziewczyny.
Temari nie kryła niezadowolenia.
  - Widzisz Shikamaru - odparła, wskazując dłonią na blondyna - To właśnie dowodzi o waszej nierozumności. Możecie sobie wygrywać tysiące wojen, ale nie macie bladego pojęcia o kobietach.
  - Chyba jestem zmuszony przyznać ci rację.
  - Lepiej późno niż wcale.

  Jeszcze w ten sam dzień pewnym krokiem wkroczyłem do gabinetu Hokage.
  Kakashi spojrzał na mnie sponad sterty dokumentów, wysokim uniesieniem brwi demonstrując zdziwienie. Zignorowałem to, bezceremonialnie podchodząc bliżej biurka.
   - Daj mi misje, Kakashi.
 - Sasuke przestań się przeforsowywać - Usłyszałem w odpowiedzi, na co momentalnie zacisnąłem dłonie w pięści. Nie zamierzałem wychodzić stąd bez uzyskania tego, czego pragnę - Dopiero wróciłeś. Idź do domu, odpocznij, wyśpij się.
  - Muszę wyruszyć do Kirigekure. - rzuciłem chłodno, tonem oznajmiającym iż nie przyjmuje żadnej, nawet najtwardszej odmowy. Nie była to spontaniczna decyzja, wręcz przeciwnie: starannie ją przemyślałem.
Sprowadzę Sakurę do Konohy czy będzie jej się to podobać czy nie. Co prawda nie zastanawiałem się jeszcze, po co zwalam sobie na głowę taki problem. Niestety sam do niedawna obiecałem sobie, że nie pozwolę by znowu ją skrzywdzono. Z opowieści Shikamaru dowiedziałem się dość, by wiedzieć, że tym razem sytuacja jest jeszcze poważniejsza.
Haruno jest silna, ale zdarza jej się łączyć tą cechę z bezmyślnością. A wtedy na nic zdają się rozwinięte umiejętności.
Druga sprawa, że istniała jeszcze jedna rzecz, napawająca mnie przeszywającą do szpiku kości grozą. Informacja która spadła na mnie jak bomba i zasiała spustoszenie w skołatanej nadmiarem niewiadomych głowie.
  Stało się to, gdy na równi z Shikamaru i Temari opuszczaliśmy dom Naruto, po odbębnieniu obowiązkowych cierpień w jego towarzystwie. Korzystając z okazji, dyskretnym szeptem zapytałem się chłopaka kim jest ta sławna Trucicielka z Konohy, o której tyle mówił.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, po czym najspokojniejszym tonem na jaki mógł się zdobyć oznajmił: “Jeszcze tego nie wiesz? Przecież to Sakura. ”
 Dało mi to do myślenia. Drogą dedukcji udało mi się w stopniu zrozumiałym poukładać poszczególne wyszarpane części układanki: Madara ma truciznę od Taizo, z kolei Taizo ma ją od samej Sakury. To jest z pewnością rzecz, którą od niej wymagał w zamian za utrzymywanie języka za zębami.
  Madara mimochodem wspomniał, że w razie wypadku lepiej znać tożsamość Trucicielki. Cóż, patrząc na to z mojego punktu widzenia wiedza ta była mu raczej zbyteczna.
Ochronie Sakure przed przelotnym napastnikiem, ochronie przed obcym shinobi, ale nie dam rady odbić ją z łapsk oszalałego krewniaka.
Za to mogę temu zapobiec.. gdyby tylko była blisko mnie.
  - Muszę tam wyruszyć - powtórzyłem z naciskiem.
Kakashi zostawił na chwile przeglądanie dokumentów i uniósł głowę, krzyżując ze mną spojrzenie. Patrzył z uwagą, poddając bacznej obserwacji każdy skrawek mojej zastygłej w jednym wyrazie twarzy.  
  - W jakimś konkretnym celu?
  - Nie.
Uniósł do góry jedną z brwi. Zwlekał z odpowiedzią niestosownie długą chwilę, zapełniając sobie czas obracaniem długopisu w palcach.
 - Dobrze Sasuke.- rzucił nareszcie - Ponieważ wykonałeś bardzo dużo misji w niesłychanie krótkim czasie, pozwalam Ci. Postaraj się nie narobić sobie kłopotów. Nalegam tylko na to.
Skłoniłem się szybko i odwróciłem, chcąc poczynić jak najszybsze przygotowania do długiej drogi. Miałem zamiar wyruszyć jeszcze dzisiaj.
  - Sasuke.. - zatrzymałem się na moment, oglądając na Hokage przez ramię. Splótł dłonie na biurku i uśmiechał pogodnie, przymrużając odsłonięte oko - Postaraj się sprowadzić ją z powrotem.
Skinąłem głową na znak zgody, cicho zamykając za sobą drzwi.

Sakura: Blask księżyca wpadał bezwiednie przez szeroko otwarte okno.
Cały pokój, wraz z twarzą i nagim, umięśnionym torsem przystojnego mężczyzny stojącego u stóp zabaldachimowanego łoża, otoczył się srebrzystą poświatą. Tajemnicze, mroczne tęczówki spoglądały na mnie z góry z napięciem, kontrolując każdy najmniejszy ruch. Zadrżałam, chodź w pokoju nie było chłodno.
Uniosłam spragnione, niecierpliwe dłonie, pragnąc dotknąć jego rozgrzanej skóry. Nawet z daleka emanowała ona rozkosznym ciepłem, kusząc i wodząc moje stępione męską bliskością zmysły. Jęknęłam głucho, czując stopniowo wzbierający się w podbrzuszu żar, który tylko on mój ugasić. Tylko sobą.  
 Nie zdolna do dalszej erotycznej udręki, uniosłam się i niecierpliwie oplotłam rękami jego kark, już po chwili kurczowo przywierając do męskiej klatki piersiowej swoim pozbawionym ubrań, płonącym z pożądania ciałem. Instynktownie wygięłam je w łuk, gdy mocno złapał mnie za biodra, przejmując kontrolę i mimowolnie sprawiając, że pod wpływem samego spojrzenia poddałam się, bezsilnie ulegając jego woli.  
  Nie opierałam się, gdy jednym ruchem silnych ramion rzucił mnie na łóżko, a następnie zawisł nade mną, przygniatając do materaca słodkim ciężarem.
Pragnęłam go. Pragnęłam go całym ciałem i całą duszą. Tylko dla siebie.
Władcze dłonie rozpoczęły wędrówkę od mojej szyi, na piersiach, wzdłuż brzucha i...
Gwałtownie poderwałam się do góry, szeroko rozwartymi oczami przesuwając gorączkowo po całej szerokości pokoju.
Okno było zamknięte, nie było pełni księżyca i co najważniejsze, żaden mężczyzna nie przebywał w zasięgu mojego wzroku. Z westchnięciem znów opadłam na łóżko.
   Sen ten nawiedzał mnie od tygodni. Zawsze ten sam, zawsze z Sasuke. Bytował w nich w gorszącym a zarazem podniecającym negliżu, niemal co noc.
 Na samą myśl oblała mnie następna fala gorąca. A potem ogarnęło rutynowe odrętwienie.
Mając go na wyciągnięcie ręki w marzeniach, na jawie zawsze spotykałam się z gorzkim uczuciem rozczarowania i pustki. Jak mogłabym go dotknąć, skoro od paru tygodni jestem zmuszona widywać go tylko w snach..
 Znałam tą niemoc i przerażała mnie konsekwencja, w wyniku której dolegała mi ona tak mocno. Coraz mocniej, z każdym następnym porankiem.
  Powiodłam spojrzeniem w stronę niezasłoniętego okna, skąd powoli zaczynały przebijać się pierwsze promienie słońca. Znowu to samo. Witam dzień w sposób, w jaki od jakiegoś czasu również go kończę- myśląc o Sasuke i żałując, że to co do tej pory się między nami wydarzyło, potoczyło się w taki, a nie inny sposób.
Wszystko co miałam mu do powiedzenia przed wyjazdem, wyleciało z mojej głowy wraz z chwilą ujrzenia pięknej, długonogiej kobiety stojącej na jego progu. Przecież chciałam wtedy wyznać wiele rzeczy, pożegnać się z nim tak, jak na to w moich oczach zasługiwał.
A zasługiwał na bardzo dużo.
I mogłam mu to dać właśnie ja, nie Nanami, nie długonoga blondynka, nikt inny. Tylko ja.
Definicje emocji targającej mną nieprzerwanie od momentu naszego pierwszego pocałunku odnalazłam kilka dni temu wśród mgły, gdy idąc pośród otaczającej mnie bieli marzyłam tylko o tym, by znów znaleźć się w jego ramionach.
Tam zrozumiałam, jak mocno go kocham.
Tam uświadomiłam sobie, że przecież kochałam go od zawsze.
Tam też poprzysięgłam, że tym razem nie pozwolę by Sasuke odtrącił moją miłość. Sprawię, że on również powierzy mi swoją. Chodź bym miała mu ją siłą z rąk wyszarpać.
  Plany odważnej szarży na jego serce nie trwały jednak długo. Wraz z nastaniem wieczoru powróciły wątpliwości i na nowo otworzyły się zabliźnione przed laty rany.
Jak skończyć może się słabość do tego zabójczego mężczyzny, jeśli nie ponownym rozczarowaniem? Tym głębszym i boleśniejszym, że przecież kochałam go mocniej, dojrzalej, żarliwiej.  
 Wraz z jego odejściem gorący płomień niewinnej, dziewczęcej miłości przerodził się w niewielką iskrę. Tliła się ona nieznacznie pośród zgliszczy tego, co ogniste uczucie zdążyło strawić. Kiedy nie mogłam być przy jego boku, gasłam.
Ale Sasuke wrócił. To było jak nagły przypływ przesyconego tlenem powietrza. Iskra, budując fundamenty na spopielonych krzywdach przeszłości zapłonęła znowu, posilając się rozbudzoną wiarą i nadzieją.
Wierzyłam, że nie zostawi mnie po raz drugi.
Miałam nadzieję, że po prostu ze mną zostanie.
Będąc niespełna czternastoletnią dziewczyną wydawało mi się, że nie mogę już darzyć Sasuke większym uczuciem, że należy on tylko do mnie, skoro ja poświęciłam mu całą dawną siebie. A później zrozumiałam.. Dopiero jako dojrzała kobieta, byłam w stanie kochać go całym sercem. I robiłam to. Miłość stopniowo spalała się ze mną, tworząc jeden, niezamienny organ egzystencji.
Istniałam mogąc go kochać.
Nie kochając go, nie byłabym sobą.
Czując się przytłoczoną i rozbitą, udało mi się wtedy pokonać całą drogę prowadzącą do mojego pokoju. W takim a nie innym nastroju wybazgrałam kilka słów na kartce i nie namyślając się długo, wysłałam list prosto do rąk Ino. Potrzebowałam jej wsparcia, skoro główny ekspert od spraw moich uczuć zawiódł, rozpadając się na milion drobnych kawałków.
I to na oczach mgły.  
 Lecz kiedy Yamanaka stanęła wreszcie przed drzwiami mojego domu, z ożywieniem rozglądając się dookoła pomyślałam, że popełniłam błąd. Mimo to przyklejając na usta szeroki uśmiech ruszyłam jej na powitanie, chowając rozbicie pod grubą warstwą iluzji szczęścia.
   Bo przecież wszystko było w porządku.
Autorka: Mam nadzieję, że nie musieliście za długo czekać.
Bloga nie zostawię.
Chyba za dużo dla mnie znaczy.

7 komentarzy:

  1. Kocham, kocham, kocham! Nawet nie wiesz jak sie cieszę z nowego rozdziału. Juz nie mogę sie doczekać następnego, aż Sakura i Sasuke sie spotkają. Cos czuje ze Sasuke zrobi jakis krok do przodu i skończy z tą nieszczęsna Namami. Do następnego, buziaki! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę nie potrafię wyrazić jak uwielbiam, albo raczej kocham Twojego bloga... <3 Uwierz mi przeczytałam każdy rozdział co najmniej z 3 razy. Czekanie na 14 był dla mnie koszmarem...(Strasznie nie mogłam się jego doczekać!). Błagam nie każ nam więcej tak długo czekać!:D Czy mogłabyś napisać kiedy mniej więcej będzie kolejny rozdział?^^ Obyyyyy bardzo szybko!:D
    Bardzo mocno pozdrawiam! :)<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie mam go już napisanego, haha :D
      Spodziewaj sie go więc za około 2 tygodnie :D

      Usuń
  3. Rozdziały pojawiają się w miarę regularnie , i do tego są fantastyczne , nie mogę się doczekać spotkania Sasuke i Sakury . Piszesz bardzo ciekawie , czekam na następny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW
    Przeczytałam naprawdę bardzo bardzo wiele opowiadań sasusaku i pośród tych wszystkich przeczytanych prze ze mnie ich historii miłosnych twoja wywarła na mnie ogromne wrażenie! Pokochałam Cię i twój sposób pisania! Podoba mi się tu dosłownie WSZYSTKO charakter bohaterów, fabuła, poczucie humoru, które jest genialne no i te wszystkie tajemnice Sakury oraz jej "nieżywy chłopak" no po prostu istne cudo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Już na watpadzie skomentowałam ale co tam hihi
    Rozdział super i czekam na kolejny i proszę powiedz ze nie wstawisz kolejnego dopiero za dwa tygodnie, nie przeżyję tego T_T

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogę zdzierżyć rodziców Sakury! Dorosła kobieta! A ci jej życie ustawiają!
    Ale widzę, że trafiła się jej niezła posada. Zasługuje na bycie docenianą. A co do byłej ordynatorki.. zakładam, że porwał ją nikt inny jak mój ulubienic :) Nie to, że porywanie ludzi jest ok czy coś.. Ale Madarze sama dałabym się porwać :)
    Sasuke i jego rozdwojenie jaźni coraz mniej mi przeszkadza :) Nawet całkiem zaczynam lubić te jego dwie strony. Niby taki cham i prostak, a jednak rusza go wyjazd Sakury. A co do Hinaty - jej wieczne jąkanie się zaczęło mi się kojarzyć z Profesorem Quirrellem. Byłaby z nich całkiem niezła para :D Zaprosiła Sasuke na imprezę, koleżeńska z niej dziewczyna. Ciekawe tylko czy zrobiłaby to, gdyby nie przyjaźnił się z Naruto. Szczerze wątpię.

    "Głupia żona to mniejszy problem" - świetne hasło na ulotki poradni małżeńskich. Może spróbuj gdzieś to sprzedać? :D Haha.
    Sasuke chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Wszystko naraz. Wszystkie kobiety naraz. Zachłanni są ci Uchiha..
    Tylko mała wzmianka o Sakurze, a ten leci do niej na złamanie karku! A niech leci i niech łamie! Należy mu się za to wszystko :) Hinata nieźle go wykiwała, nie spodziewałam się tego po niej. Niestety "imprezowy klimat" popsuła im wieść o znalezieniu ciała byłej ordynatorki. Robi się ciekawie, nie powiem, że nie..
    Sasuke współpracuje z Madarą, jednocześnie chcąc chronić Sakurę, co popsuje im plany. To są jak nic duże problemy psychiczne. Bo miłość na pewno nie, sam twierdzi, że nie jest do niej zdolny. Ahh...
    Sakurcie nawiedzają sny erotyczne. Ciekawie.. Całkiem możliwe, że za niedługo jej marzenia się spełnią. Oczywiście jeśli któreś z nich znowu wszystkiego nie zepsuje :)

    OdpowiedzUsuń