- Nie spodziewałabym się, że ciągłe spotkania z Sasuke przybiorą taki obrót.
Odetchnęłam ciężko, unosząc do ust kieliszek po brzegi napełniony winem.
Trunek nie polepszył bynajmniej mojego nastroju.
Czułam się równie podle co godzinę temu, kiedy to miałam znikomą przyjemność zapewniać Ino, że nie mogę tak po prostu wrócić z nią do Konohy.
Będąc w aktualnym stanie, chyba nawet bym się tego trochę obawiała.
Yamanaka mimo to rozpoczęła jednak pobyt w Kirigekure od konfrontacji z moimi rodzicami. Niestety zabrakło jej uroku osobistego by i w tym przypadku nagiąć ich zdanie. Perswazja szczenięcych oczek i wymuszonych łez działała, jak się okazało, tylko przy próbach uzyskania zgody na moje wyjście z domu po zmroku. Ale to jeszcze za czasów bycia szalonymi nastolatkami...
- Czuje się trochę winna. Od samego początku namawiałam cię do dania mu kolejnej szansy. - wyznała szczerze - Chciałam, żebyś się trochę zabawiła.
- I zabawiłam się aż za bardzo.
- Co się stało ? - zapytała spokojnie Ino.
Przez chwilę obracałam kieliszek w dłoniach, bojąc się wypowiedzieć to co myślałam.
- Znowu zakochałam się w Sasuke. - wyjąkałam wreszcie - I przeraża mnie to, bo przecież ja zupełnie do niego nie pasuje.
- Dlaczego tak mówisz? Zupełnie jakby on był jakimś księciem a ty biedną służącą. Pochodzicie przecież z tej samej wioski. Jedyne co was różni, to styl życia. - tłumaczyła cierpliwie - On lubi samotność i ma wyznaczone konkretne cele w życiu, a ty najlepiej czujesz się pomagając innym, bez względu na samą siebie. No i żyjesz chwilą. Może właśnie te różnice sprawiają, że tak dobrze wam ze sobą. Może nawzajem obdarzacie się czymś, czego wam brakuje.
- Chwileczkę. - Przerwałam wywód podejrzanie mądrych słów jednym machnięciem ręki - Przecież nie wspominałam Ci nic o tym, jakie mamy relacje
- Moja droga. - Ino spojrzała na mnie, jakbym miała na czole wymalowane trzecie oko - Czy ty na prawdę myślisz, że jestem ślepa na to co się wokół mnie dzieje? O nie, nie kochana! Przecież wasza dwójka od dawna gra w jakieś dziwne podchody!
Zamrugałam dwukrotnie.
- Podchody?
- Nie zgrywaj niewiniątka. - Oburzona, pstryknęła mi palcami przed samym nosem - Całujecie się, znikacie gdzieś razem, później dowiaduje się od Hinaty że byłaś się z nim spotkać w przeddzień swojego wyjazdu. - wyliczała bezustannie. Robiła to tak sprawnie i zgubnie dla mnie samej, że zmuszona byłam przerwać jej wywód zabierając głos, chodź właściwie nie miałam nic na swoją obronę.
- Dobrze, rozumiem. Były podchody. - stwierdziłam ugodowo - Ale jak widzisz on dalej trwa przy Nanami, a mi brak już sił by ponownie o niego walczyć. Już raz to zrobiłam, pamiętasz? Nie wspominam tego najlepiej.
- Nikt nie wspomina. - uściśliła dobitnie - Ale to już nie jest ważne. Sakura, oboje jesteście przecież dorosłymi ludźmi i chyba możecie tym razem usiąść i w spokoju porozmawiać? Ty nie będziesz wykrzykiwać po nocach, że go kochasz, widząc tylko jego plecy. On za to na pewno cię nie otumani i nie pozostawi samej sobie na.. na…
- Na 8 lat. - dopowiedziałam gorzko, bliska załamania głosu.
- Właśnie! - Wysysając wszystkie pokłady mojego dobrego nastroju, Ino wesoło klasnęła w dłonie - Jestem pewna, że tym razem oboje postąpicie rozważnie.
- Nie jestem co do tego przekonana. W końcu.. to jest Sasuke. A jeśli znów mnie ogłuszy i zostawi? Jak ja to wtedy zniosę?
Odpowiedziało mi głośne westchnienie. W chwilę później poczułam na ramionach ciężar czyiś dłoni. Niepewnie uniosłam wzrok, konfrontując się z parą niebieskich jak niebo tęczówek.
- Jak właściwie doszło do tego, że znów go pokochałaś? Myślałam, że kto jak kto ale Ty nie pozwolisz drugi raz dostać się komukolwiek do swojego serca.
- Sama nie wiem. - Odstawiłam pusty kieliszek na stół - Od samego początku wystarczyło, by tylko na mnie spojrzał, a już byłam gotowa paść przed nim plackiem. Ale tu nie chodzi tylko o pocałunki, które są nieziemskie. Wydaje mi się, że Sasuke mnie rozumie, potrafi słuchać, nie stara się mnie zmienić, oczywiście jeśli tylko ma na to ochotę. Nie muszę udawać przy nim kogoś, kim nie jestem. Nawet jeśli się przy tym kłócimy i ciągle sprzeczamy… może nawet skrycie walczymy.. To jednak czuje, że są to rzeczy które gotowa jestem robić nawet do śmierci. Byleby z nim.
Yamanaka wyprostowała się, przywdziewając na twarz delikatny uśmiech.
- Udało mu się zatem przebić przez ten mur, który wokół siebie budowałaś.
- Mur? Nie rozumiem o czym mówisz - rzuciłam wyniośle
Przyjaciółka ujęła mnie pod brodę, zmuszając bym popatrzyła jej prosto w oczy.
- Znamy się od lat i kocham cię jak siostrę ale muszę ci powiedzieć, że od dłuższego czasu swoim zachowaniem dawałaś jasny komunikat: “Nie potrzebuje nikogo, jestem samowystarczalna, dajcie mi wszyscy spokój”. A jednak zakochałaś się i sądzę, że powinnaś o to zawalczyć.
Pokiwałam ze zrezygnowaniem głową.
- A jeśli znowu przegram?
- Nie przekonasz się póki nie spróbujesz.
Westchnęłam głośno i oparłam głowę na jej ramieniu.
- Nie wiem, czy wystarczy mi odwagi.. - wyszeptałam ze smutkiem.
Ino objęła mnie, lecz nie po to by, jak początkowo myślałam, udzielić duchowego wsparcia. Mocnym chwytem złapała mnie za ramiona, odsunęła od siebie i potrząsnęła trzykrotnie.
- Dosyć tego smętolenia! - orzekła wszem i wobec - Idziemy się zabawić! Nie mogę patrzeć na Sakurę, która rozkleja się i ubolewa przez cale życie z powodu jednego i tego samego mężczyzny. Sprawimy, że dzisiaj o nim zapomnisz. A jutro sama ocenisz, czy warto zawracać sobie nim głowę. Taka jest moja diagnoza!
- Ale dlaczego akurat jutro skoro..
- Bo dzisiaj poznasz cały tabun innych facetów! Mniejszych, większych, ładnych, brzydkich, grubych, chudych. Rozumiesz? Może któryś okaże się lepszy od Sasuke!
- To zły pomysł Ino. Ja na prawdę nie mam ochoty na głośną muzykę i pijanych w trupa tancerzy i… Hej! Posłuchaj mnie chociaż! Nigdzie się z Tobą nie wybieram.
Nie przejmując się w żadnym stopniu moimi głośnymi protestami, blondynka poderwała się z miejsca i zanurkowała w zawartości mojej szafy.
- Twoi rodzice zabronili Ci wrócić do Konohy - mruknęła z przekąsem, wystawiając głowę poza otwarte drzwi mebla - Więc może chociaż zgodzą się na malutki wypad do klubu. Nie daj się prosić, Sakura. Tak rzadko się widujemy!
Hardo zadarłam podbródek, nie dając się zwieść urokowi trzepoczących rzęs przyjaciółki. Zacisnęłam zęby i przeczekałam wszystkie próby manipulacji jakie zdołała wysunąć, po czym najspokojniejszym i w moim mniemaniu nieubłaganym tonem odparłam:
- Nigdzie się dzisiaj nie wybieram, żeby było jasne. I nic nie zmusi mnie żebym zmieniła zdanie!
Zewsząd rozbrzmiewała głośna muzyka i basy tak mocne, że przy każdym ich uderzeniu niemal podrywałam się w powietrze, samoczynnie odbita od wyłożonej kafelkami podłogi.
Spojrzałam spod byka na bujającego się rytmicznie kucyka Ino, którego to widokiem zaszczycała mnie od równych pięciu minut, usiłując jako pierwsza przedostać się do baru. Tłum spoconych tancerzy, zgodnie z przewidywaniami, zdążył już przyjąć swoją dawkę alkoholu i teraz bujał się, niekoniecznie w takt granej piosenki.
Nie zliczyłam, ile razy w ciągu całej tej morderczej przeprawy ktoś mnie pchnął czy przypadkowo nadepnął. Yamanaka zaś, niemal spotkała się z pędzącym niekontrolowanie kuflem piwa. Naczynie wraz z zawartością udało się w porę zatrzymać, co wyratowało moją śliczną, zieloną kreację od chmielowego aromatu. Być może ucierpiałby na tym również nieskazitelny makijaż Ino, nie wiem. Nim najmniej się teraz przejmowałam, zważywszy na to, że jego nosicielka postanowiła mimo wszystko wytargać mnie z domu.
Moment po tym jak odbita zostałam od ogromnego barku jakiegoś faceta, odwróciła się ku mnie Ino. Wśród harmidru tysiąca świateł, mgły i tych cholernych basów udało mi się zarejestrować energiczny ruch jej warg.
Złapałam ją mocno za nadgarstek zatrzymując w jednym miejscu po czym pochyliłam się ku niej, wykrzykując głośne:
- Co?! Nic nie usłyszałam!
Pokiwała głową z politowaniem, lecz również przybliżyła się do mojego ucha.
- Mówię, że ta twoja sukienka strasznie wrzyna mi się w piersi! Jaką masz miseczkę, A?!
- Mocne B, prawie C! - skontrowałam natychmiast, łapiąc się na tym, że mimowolnie spojrzałam w dół. Nigdy nie narzekałam na wielkość swojego biustu, wręcz przeciwnie, byłam z niego bardzo zadowolona.
- Chodź! - wykrzyczała i łapiąc mnie za rękę, pociągnęła przed siebie, w stronę która od samego początku była naszym celem.
Trochę to trwało, zanim finalnie udało nam się dostać do wysokich, barowych hokerów.
Usiadłyśmy na nich z prawdziwą ulgą, przy czym Ino niemal od razu wyłapała wzrokiem przystojnego, brązowowłosego barmana liczącego sobie nieco ponad dwa metry wzrostu. Zalotnie pochyliła się do przodu i jeśli się nie mylę, właśnie zamówiła jego numer telefonu.
- A dla mnie podwójna szkocka - dodałam, kiedy tylko zagubiony wzrok mężczyzny przypadkowo odnalazł moją postać. Skinął potwierdzająco głową i zabrał się za sporządzanie zamówienia, raz po raz zerkając jednak w stronę mojej przyjaciółki. Ino, nie zaniechując kokieteryjnej pozy, subtelnie owijała sobie kosmyk włosów wokół palca.
Patrzyłam na to wszystko z dozą niedowierzania i szczyptą sceptyzmu.
Pierwszy raz od bardzo dawna Yamanaka nie jest ograniczana przez żaden związek. Czułam się nieswojo, mogąc oglądać jej swobodną odsłonę skończonej flirciary i zalotnicy. Będąc z Saiem ograniczała się jedynie do potajemnych uśmiechów.
Bardzo ciekawe, komu chciała ulżyć tym wypadem: mnie - czy też sobie!
Smród, brud, zamęt, zimno i mgła. Cholerna mgła o każdej porze dnia i nocy.
Dopadła mnie już w drodze, na dwie godziny przed finalnym dotarciem do tej zapchlonej wioski. Z każdym kolejnym krokiem stawianym na wilgotnej, piaszczystej ścieżce pogardzałem nią coraz bardziej.
Wyrabiałem sobie ową nieprzychylną opinie będąc w dobrym nastroju, mimo okoliczności. Ponieważ każdy kolejny krok czynił mnie bliższym ponownego spotkania z Sakurą Haruno.
Nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Bo nie miało.
Podążając przed siebie polegałem w dużej mierze na zdolnościach lokalizacyjnych, trenowanych przez lata. W Kirigekure bywałem już nie raz i znałem, mniej więcej ukształtowanie głównej drogi. Tak mi się wydawało, dopóki po raz setny nie zderzyłem się z kimś bądź czymś, błądząc jak po omacku w gęstej mgle.
- Cóż za utrapienie! - zawołała odbita od mojego torsu babcina, która najwyraźniej również nie szczędziła sobie dzisiaj siniaków, próbując przedrzeć się przez maszerujących ludzi i stojące stragany. - Przeklęte, szatańskie dziadostwo!
Krzycząc wściekle oddaliła się, równie szybko znikając mi z pola widzenia. Niewiele byłem w stanie dostrzec, jednakże jej frustracja była wręcz namacalna. Czując się zjednoczonym emocjonalnie z tą pokrętną staruszką, niewiele myśląc ruszyłem za nią, by w przypływie bezradności poprosić ją o drobną pomoc.
Patrząc prawdzie w oczy, kompletnie nie miałem pojęcia gdzie się znajduję.
Zbliżyłem się, szybko wyłapując jej wyklinającą postać i mocnym uchwytem złapałem kobietę za ramie, zatrzymując w miejscu. Wtedy pomarszczone babasko znienacka wrzasnęło dziko i zamachnęło się na mnie po brzegi wypełnioną torbą.
Od ciosu aż odchyliło mnie do tyłu.
- Zostaw mnie, wandalu! Rozbójniku! - zawołała, z miejsca okładając mnie już wszystkimi, trzymanymi w dłoniach pakunkami. Byłem zbyt otępiały długą podróżą i gwałtownością tego zdarzenia, by w jakikolwiek sposób umknąć przed wypchaną chyba kamieniami reklamówką. Natrętnie zapiszczało mi w głowie po którymś z kolei uderzeniu skierowanym w moją głowę, celem śmiertelnego unieszkodliwienia.
- Złodzieju, łobuzie! Już ja cię nauczę! Myślisz że jak jestem stara to se nie dam rady z tobą?!
Jakimś cudem udało mi się uchwycić jeden z pakunków, feralnie spostrzegając, że po brzegi jest on wypełniony twardą jak skała kapustą. Bardziej szczęściem niż zamierzeniem drugi wystrzał z katapulty nie doleciał do celu, przeszybowując bezpośrednio przed moim nosem.
Dało mi to sekundę na wykrztuszenie z siebie czegokolwiek.
- Przestań! Nie chciałem cię okraść!
- Tak, tak już ja znam takich jak ty! Cwaniaczków!
Oczami wyobraźni widziałem, jak padam znokautowany od ciosu, do którego właśnie się zamierzała. Odskoczyłem na dwa metry, modląc by była to wystarczająca odległość i zawołałem:
- Gdzie mieszka Sakura Haruno?! Chce wiedzieć tylko tyle. Powiedz, a zostawię cię w spokoju.
Uparcie nie zwracałem uwagi na wszystkie, pulsujące bólem zakamarki mojej twarzy, głowy i ramion. Czułem się jak po zderzeniu z rozpędzoną cysterną..
Mając świadomość odniesionych obrażeń nawet nie chciałem wiedzieć, jak mogę po tym spotkaniu z oszalałą wiedźmą wyglądać. Automatycznie zacząłem wertować w głowie pomysły, na sprawne usprawiedliwienie swojej poharatanej buźki.
Znając wścibskość Sakury, będzie to zapewne pierwsze pytanie jakie do mnie skieruje, nie licząc kultowego “Co ty tutaj robisz?”.
- Haruno? - Kobiecina zawahała się, stojąc tak z uniesioną do uderzenia ręką by finalnie, nareszcie ją opuścić. Ciężko wypuściła powietrze z płuc - A więc nie jesteś złodziejem.
Postanowiłem tego nie komentować.
- Więc gdzie ją znajdę?
- No w domu pewnie siedzi.
- Ale gdzie jest ten dom. - mruknąłem coraz bardziej wytrącony z równowagi.
Doprawdy aż dziwne. Potrzebowałem solidnego poturbowania i subtelnej walki słownej, by zirytować się w zaledwie minimalnym stopniu.
- No tam stoi przecież.
Przekładając wszystkie mordercze pakunki do drugiej dłoni, uniosła rękę i wskazała jakiś bliżej nieokreślony punkt na grubej ścianie mlecznej mgły. Zjawisko atmosferyczne było tego dnia tak silne, że zasłaniało całą przestrzeń wokół mnie, czyniąc ledwie widocznym zaledwie kontury przedmiotów, znajdujących się w odległości około metra. Cała reszta ginęła wśród bieli.
- Że gdzie?
- No przecież ci pokazuje, łobuzie!
- Aha. To dzięki.
To by było na tyle.
Schowałem niedopowiedzenia w kieszeń, zacisnąłem pięści i odwróciłem się, chcąc udać we wskazane miejsce. Poświęciłem ze dwa zęby, żeby ta pokręcona babcina po prostu pokazała mi kierunek. Tak się feralnie składało, że tak czy siak zmierzałem w tamta stronę.
Wcześniejszą potyczkę uważam więc za niepotrzebny i bezowocny incydent, mający na celu jedynie zrównanie z ziemią mojej godności.
I po tym właśnie poznaje, że gdzieś w pobliżu musi znajdować się Sakura.
Upodlenie przychodzi zawsze w jej towarzystwie. Ba! Jest jego nieodwracalną częścią, przykrą koniecznością, słoną zapłatą za możliwość raczenia się jej osobą.
Spokojnym tempem dotarłem wreszcie przed mosiężną bramę ogromnego budynku. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo nawet mgła nie była w stanie ukryć okazałości tej konstrukcji.
Uraczyłem cały teren krzywym spojrzeniem, nieprzekonany, że moja krzycząca przyjaciółka może ukrywać się właśnie w czymś takim. Jej osobowość nie pasowała do surowego stylu, marmurowych schodów i tych wszystkich, bogato wystrzyżonych choineczek.
Mimo to, przekonany, że staruszka wskazywała właśnie TO miejsce, nacisnąłem na klamkę furtki uchylając ją z cichym zgrzytem. Nawet gdyby jej wskazówki miały okazać się omylne, to jednak mam nadzieję, że tutejsi gospodarze nie powitają mnie solidnym bombardowaniem.
Naiwnie stwierdzę iż liczyłem na konkretną informację, nie zawierającą w sobie ani grama przemocy.
W normalnych okolicznościach nie przejawiałbym takiej bierności, względem tego co się stało.. Ale aktualnie byłem bezbronny jak niemowlak, bowiem Kakashi jawnie zabronił mi używania katany czy czegokolwiek, związanego z niechybnym odebraniem czyjegoś życia. A ja wyjątkowo miałem zamiar ulec jego ograniczeniom.
W kościach czułem, że to nie ostatni raz kiedy muszę ratować Sakure z opałów. Uziemienie się w wiosce na dłużej nie przyniesie z siebie wtedy niczego dobrego.
Snując gorzkie domysły, rozpocząłem żmudną wędrówkę po schodach. Pod ogromne, dębowe drzwi dotarłem po dłuższej chwili, dysząc ciężko. Odczekałem chwilę, by w spokoju złapać oddech i dopiero wówczas zapukałem dwukrotnie. Dźwięk rozniósł się echem po czym zamilkł, pozostawiając po sobie jedynie milczące oczekiwanie.
Po minucie ponowiłem gest, wkładając w niego więcej nerwowego zniecierpliwienia.
Wtedy rozległ się charakterystyczny dźwięk rozsuwanych zamków, a sądząc po ich natężeniu - zabezpieczeń musiało być sporo.
Drewniane skrzydła pewnym ruchem rozsunęły się, ukazując sylwetkę niewielkiej acz postawnej kobiety.
- W czym mogę pomóc?
Odezwała się, z góry mierząc mnie nieprzychylnie i z dystansem. Słowa zabrzmiały na podobieństwo jadowitego syknięcia aniżeli przyjemnego tonu.
Groźba ponownego dostania po łbie z każdą sekundą stawała się coraz bardziej realna.
Wzdrygnąłem się mimowolnie i najbardziej rzeczowym tonem, na jaki było mnie stać odparłem:
- Szukam Sakury Haruno. Mieszka tutaj?
- Mieszka.
Spojrzałem na kobietę po raz kolejny, starając się odnaleźć jakiekolwiek cechy mogące świadczyć o jej pokrewieństwie z Sakurą. Nigdy nie widziałem rodziców różowowłosej ani nie słyszałem jakiejkolwiek wzmianki o ich wyglądzie. Jedynie co było mi znane, to fakt, że jedno z nich przejawia specyficzne poczucie humoru.
Spoglądając na Panią Haruno, mogłem stwierdzić, że na pewno nie jest to ona.
- Czego Sasuke Uchiha może chcieć od mojej córki o tak późnej porze?
Profilaktycznie zerknąłem ponad jej głową, na wiszący na ścianie zegarek. Pogrążony rozmyślaniem o dalszej części wyprawy, zapomniałem sprawdzić która jest godzina. Zachmurzone niebo i mgła uniemożliwiały określenie czegokolwiek. Odnosiłem wrażenie, że zarówno rano jak i wieczorem pogoda tutaj nie zmienia się, zaledwie zyskując na intensywności.
Wskazówki pokazywały godzinę 19.
- Muszę się z nią spotkać. - Nie traciłem na oziębłym tonie, przywołując równie bez emocjonalny wyraz twarzy co racząca mnie swoją wątpliwie przyjemną obecnością gospodyni.
- W jakiej sprawie?
- Tajnej.
Kobieta, wykrztusiwszy z siebie ciche “Hm!” założyła rękę na biodro i zmrużyła oczy, poddając mnie krótkim ogledziną. Którymś z kolei, z resztą.
Nie ugiąłem się pod jej krytycznym spojrzeniem, stojąc równie swobodnie co wcześniej. Ręce opuściłem wzdłuż ciała.
- Chyba mam prawo wiedzieć, po co zdrajca i morderca chce widzieć się z moją córką.
Zaatakowała, w pierwszym rzucie wyciągając artylerie, z którą od czasu nawrotu na dobrą drogę spotykam się najczęściej. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
- Niestety nie. Działam pod rozkazem samego Hokage. - Zbliżyłem się o półkroku, ale to wystarczyło, aby kobieta cofnęła się nieznacznie, łapiąc mocno z krawędź drzwi. Stało się jasne, że w każdej chwili mogły one zostać teraz gwałtownie zamknięte. - Pytam po raz ostatni. W innym razie będę zmuszony posądzić Panią o utrudnianie mi wykonywania obowiązków wobec naszego kraju. Gdzie jest Sakura?
Dobrą chwilę zajęło mojej rozmówczyni pogodzenie się z rychłą porażką. Odetchnęła, zmieniła pozycje, raz jeszcze przewertowała mnie spojrzeniem, nazwała podłym zdrajcą, ponownie odetchnęła…
- Wyszła dwie godziny temu. Jest w klubie Xenos, 10 minut drogi stąd. - Bez wątpienia wszystko to zostało wypowiedziane na jednym tchu, z ogromną dawką zawiści i jadu. Nie zamierzając dłużej nad tym kontemplować po prostu odwróciłem się, wznawiając wędrówkę po schodach. - Ale tylko spróbuj tknąć ją palcem, Uchiha. Wtedy nawet ten twój Hokage nie da rady cię uratować.
Nie zatrzymując się podążyłem dalej, szybko uzyskując ukrycie wśród mgły.
Xenos. Xenos. Xsenos. Musiała to być totalna dziura, skoro żaden mieszkaniec Kirigekure nigdy nie słyszał o istnieniu podobnej instytucji!
Dobre 30 minut spędziłem na szukaniu jakiegoś podrzędnego klubu, aby na sam koniec okazało się, że Klub Xenos zamknięty został pół wieku temu.
Straciłem szmat czasu na bezowocnych poszukiwaniach miejsca, którego nie ma! Zareagowałem na ten nieoczekiwany bonus wprost bajecznym… wkurwieniem. Nie dość, że nie potrafiłem poradzić sobie z uczuciem ekscytacji, jakie ogarnęło mnie gdy wreszcie natrafiłem na ślad owego klubu, to jeszcze radość ta została niechybnie i bez litości ugaszona, jedną piekielną tabliczką “Budynek do wynajęcia”.
Od wywołania kolejnej Wielkiej Wojny Shinobi (zapoczątkowanej najprawdopodobniej poprzez zamordowanie niejakiej Mebuki Haruno.) wybawiło mnie chyba tylko spotkanie, o ironio, przydrożnego pijaka. Nawalona jak szpak wyrocznia rad i mądrości, widząc w jak niebezpiecznej znajdowałem się rozterce, chwiejno-zygzakowatym krokiem zbliżyła się i zaoferowała pomoc.
Z autopsji wiedząc, jak przyjmowanie pomocy się w wiosce mgły kończy z początku zrezygnowałem. Lecz naprędce zmieniłem zdanie. Nie miałem już nic do stracenia, skoro nawet wyjątkowo dobre jak na mnie samopoczucie ulotniło się za sprawą jednej, zasranej tabliczki. Mogli mnie już nawet zatłuc.
Tak właśnie trafiłem pod jeden z nielicznych, działających jeszcze klubów.
Znajdował się on zaledwie półtora kilometra od miejsca, w którym szarpałem sobie nerwy. Spokojny spacer dobrze zrobił na moje skołatane zmysły i teraz, wbrew wszystkiemu odnajdywałem u siebie namiastki w miarę przyjemnego nastroju.
Do środka przedostałem się bez większych problemów, co było miłą odmianą. Niemal od razu otoczyła mnie typowa dla potańcówek głośna muzyka, tłum bawiących się ludzi i bijący zewsząd odór potu i alkoholu.
Nie byłem zwolennikiem takich sposób na spędzanie wolnych wieczorów. Bardziej od dyskotek preferowałem mordobicie. Odetchnąłem dwukrotnie, do bólu racząc się nasączonym etanolem powietrzem i wytrwale ruszyłem naprzód, w poszukiwaniu różowej głowy.
Przepchałem się przez namiętną parę, ominąłem chaotycznie pląsującego grubasa i odepchnąłem nawaloną przedstawicielkę płci teoretycznie pięknej, chodź jej wygląd przeczył temu określeniu.
Przez cały czas wszystkie zmysły skupione były tylko na jednej osobie. Rozejrzałem się, bez skutków lecz mimo wszystko wciąż uparcie parłem do przodu. Miałem w sobie nieograniczone pokłady nadziei.
Tłum tego wieczoru był jak na złość, gęstszy od panującej na powierzchni mgły. Chodź moja grobowa mina i połyskująca u boku katana pozwalały poczuć odrobinę komfortu, to i tak większość nie dostrzegłszy mojego śmiercionośnego asortymentu dosłownie wpadała mi pod nogi bądź torpedowała wyrzuconymi w dzikim tańcu kończynami. Ciężko zaczerpnąłem powietrza.
Przecisnąłem się obok całujących pod ścianą lesbijek… i wtedy ją zobaczyłem.
I wtedy poczułem gniew, któremu nie równała się żadna, poprzednia złość.
Miałem ochotę zniszczyć, połamać, spalić, zrównać, zmasakrować wszystko i wszystkich.
Łącznie z nią.
Stałem jak wmurowany, nie wiedząc za rozwalanie czego zabrać się najpierw, a jednocześnie rejestrowałem wszystko co działo się w zasięgu mojego wzroku.
Naprzeciwko, w odległości nie większej niż metr stała Sakura. Zacisnąłem mocno szczękę. Stała to bardzo toporne określenie. Ona po prostu czule przyciskała się do klatki piersiowej jakiegoś wysokiego faceta, który z kolei nonszalancko opierał się plecami o ścianę, jedną z rąk obejmując moją kobietę w talii. W drugiej dłoni trzymał kufel z piwem.
Dość.
Zdecydowanie nie TO byłem przygotowany zobaczyć.
Odwróciłem się i opuściłem klub, nie mając już czego tam szukać.
Sakura, 6 minut wcześniej:
- Ino proszę! - zawołałam w akcie skrajnej rozpaczy i bezradności, sącząc piątego z kolei drinka. Miałam już po dziurki w nosie oglądania jak moja najlepsza przyjaciółka z powodzeniem odrywa barmana od jego pracy, co chwila prowadząc na parkiet bądź wciągając w długie, pasjonujące pogawędki.
Było to tym uciążliwsze, że ja, kompletnie nie mając nastroju do świętowania, ani razu nie poderwałam się z hokera. Oparłam głowę o zgiętą w łokciu rękę i ze znużeniem przypatrywałam się zalotom owej dwójki.
Fascynujące zajęcie dla kogoś z PONOWNIE nieodwzajemnioną miłością.
Oh mój boże jaka ja jestem głupia.
I na co mi to wszystko.
Najchętniej uderzyłabym czołem o ten kusząco twardy blat. Ale ponieważ nie byłoby to zbyt dobre posuniecie, po prostu ukryłam twarz w dłoniach, oddając w nie jedno, ciężkie tchnienie. Zupełnie, jakby robienie z siebie ofiary losu miało mi w czymś pomóc.
- Piękne kobiety nie powinny się smucić. Nigdy.
Nawet jeśli dotarł do mnie dźwięk stłamszonego przez muzykę, męskiego barytonu, to kompletnie go zignorowałam. W dalszym ciągu trwałam w swojej pozycji, niszcząc tym samym zarówno naniesiony na oczy makijaż jak i starannie wystylizowaną fryzurę.
- Widzę, że niezbyt cię przekonałem. Prawdę mówiąc nigdy nie byłem w tym dobry.
Modliłam się - a robię to rzadko - by ten ktoś nie zwracał się teraz do mnie. Absolutnie nie miałam ochoty na nawiązywanie jakichkolwiek kontaktów, mimo to głos nie ustępował:
- Hej maleńka, mówię do Ciebie. Przestań się chować za tymi pięknymi paluszkami.
No litości.
Z wielkim ociąganiem oderwałam dłonie od twarzy i wkładając w ten czyn masę zniechęcenia, przeniosłam wzrok na niechcianego zalotnika. Okazał się nie najgorszy, z rodzaju mężczyzn na których Ino zazwyczaj zawiesza oko na dłużej. Miał ciemne blond włosy - jeśli ufać ich barwie w świetle miliona reflektorów, pociągłą twarz o ostrych rysach i pełne, kształtne usta. Ogolony na przysłowiowy błysk, ze śnieżnobiałymi zębami odsłoniętymi w szerokim uśmiechu.
- Nareszcie świat może zobaczyć twoją twarzyczkę. - Skłonił głową w sposób, który niewątpliwie sprawiał, że wszystkim dziewczyną w promieniu 50 metrów samoistnie opadały majtki. - Gdzie się podziewałaś przez całe moje życie, Aniele?
Co tu dużo mówić, facet wręcz błyszczał galanterią.
I miał gadane.
Jedno spojrzenie na świecące się oczka Ino wystarczyło mi, bym stwierdziła, że jej majtki leżą na podłodze już od dawna, sponiewierane przez tłumy tańczących.
- Nie jestem w nastroju - zabrałam głos, starając się by jego wydźwięk był pewny i mocny. Odchrząknęłam - Szukaj szczęścia gdzieś indziej.
- Zawsze jesteś taka nieprzystępna? No weź przestań, maleńka.. szkoda na to czasu.
- Hej koleś - Nie wierzę, że nadszedł ten etap mojego życia, w którym jestem niezadowolona ze spotkania potencjalnego kandydata na męża. Odgarnęłam włosy z twarzy - Ja na prawdę nie mam dzisiaj nastroju i próbuje cię, delikatnie mówiąc, spławić. Więc bądź tak dobry i idź sobie gdziekolwiek.
Chłopak z wolna wyprostował się, po czym nieznacznie odchylił do tyłu, obejmując bacznym spojrzeniem całą moją zbłąkaną postać. W obliczu tego przenikliwego wzroku poczułam się mniejsza o jakieś 10 centymetrów.
- Niech zgadnę. - odezwał się w pewnym momencie, starannie cedząc słowa przez usta. - Zostałaś zraniona, przez innego mężczyznę. - Przerwał nagle, zerkając ostentacyjnie w stronę przyczajonej za moimi plecami Ino. Odczekał kilka długich sekund. - A do klubu wyciągnęła cię przyjaciółka, chodź wcale nie miałaś na to ochoty.
Moja mina musiała odzwierciedlać moje aktualne odczucia, ponieważ blondyn zwróciwszy na mnie swoje wielkie oczy, jedynie zaśmiał się głośno, pokiwawszy głową.
- Nie pytaj. Masz wszystko wypisane na twarzy, to tyle.
To tyle - powtórzyłam tępo w myślach, wpatrując się pusto w jakiś punkt na sali.
Czy nieobecność Sasuke tak bardzo na mnie wpływa? Moja rozpacz jest widoczna dla wszystkich? Nic dziwnego, że każda osoba w tym pomieszczeniu omija mnie szerokim łukiem.
Gdybym mogła, sama bym siebie dzisiejszego dnia unikała.
Spojrzałam tęsknie w stronę twardego blatu..
- Chyba masz rację - burknęłam zdawkowo, upijając łyk trunku ze szklanki. - Tak czy siak to nic wartego uwagi.
I kiedy już miałam zalążki nadziei, że nieproszony gość się oddali… do akcji wkroczyła Ino. Zgrabnie prześlizgując się obok, zajęła strategiczne miejsce przed moją zdziwioną twarzą. Zwrócona przodem do chłopaka, z pewnością właśnie posyłała mu najzalotniejszy w swoim mniemaniu uśmiech.
Byłam w stanie to stwierdzić, widząc zaledwie bujającego się na jej plecach kucyka.
- Jestem Ino. Miło poznać. - Dobiegło mnie, gdzieś pomiędzy brzęczącą głośno muzyką. - A ta niemiła dziewczyna za mną, to Sakura. Wiesz, ona nigdy nikogo nie miała dlatego zachowuje się trochę jak dziwaczka i..
- Dziwaczka?! - wtrąciłam, chodź to mało kulturalne.
Zastałe mięśnie nie pozwoliły na gwałtowne zsunięcie się z hokera, jak to początkowo zamierzałam, więc po prostu poderwałam się nerwowo w górę, gestem głowy odrzucając na bok natrętne kosmyki.
- Tak, tak! - Yamanaka odwróciła się, łokciami opierając swobodnie o powierzchnię blatu. Zerknęła na mnie z ukosa - No bo powiedz, Sakura co ci się takiego w Yoshiku nie podoba?
- Yoshiku ?
Byłam zdezorientowana.
- To ja. - Obecny przy tej upokarzającej wymianie zdań chłopak uniósł nieznacznie dłoń, posyłając mi przy tym zniewalający uśmiech, godny jednego ze zniewalających uśmiechów Ino. Przewróciłam wymownie oczami.
- Oh, o tym właśnie mówiłam! - Wystrzeliła momentalnie blondynka, patrząc na mnie nie bez pretensji. Jej pięść zaciskała się miarowo, a ja wyobrażałam sobie, że w myślach przyjaciółki zamiast namiastki powietrza znajduje się tam właśnie moja szyja. - Wszystkich od siebie odstraszasz. Daj mu szansę, dobra?
- Popieram. - dodał niejaki Yoshi, posyłając mi zalotne oczko - Daj mi szansę.
- Nigdy w życiu.
- Sakura! - Ino w akcie bezsilności wyrzuciła w górę obie ręce, prychając na mnie z politowaniem. Dyskretnie otarłam wierchem dłoni lewe oko. - Przestań zachowywać się jak dziecko. Sasuke zawrócił ci w głowie i nie myślisz rozsądnie, to normalne. Ale bądź chociaż na tyle poważna, żeby nie odrzucać przy tym wszystkich śliniących się na twój widok mężczyzn. - Skończywszy, odwróciła się z impetem w stronę siedzącego chłopaka - Zabierz ją na parkiet, proszę. Zrób cokolwiek, nie wiem, byleby tylko oderwała się od tej lady!
Ku mojemu przerażeniu Yoshi faktycznie skierował dłoń w moją stronę, chcąc niewątpliwie postąpić wedle wskazówek Ino. Nim zdołałam zareagować, on już ciągnął mnie w stronę parkietu, trzymając się przy tym blisko jednej ze ścian. Tłok tego wieczoru był tak duży, że nie sposób było dostać się do wolnego skrawka podłogi, co zinterpretowałam na swoją korzyść. Nie ma miejsca, nie ma tańców - proste.
Krocząc chwiejnie przed siebie, z pewną dozą sceptyzmu zauważyłam, że towarzyszący mi chłopak zabrał ze sobą kufel z piwem i teraz bez problemu manewrował nim między rozszalałymi ludźmi.
- Yoshi! - Zawołałam, gestem ręki zachęcając go by zrównał ze mną kroku i wysłuchał, co mam do powiedzenia. Zrobił to, chodź z początku jedynie pokręcił z rozbawieniem głową.
Zastanowiłam się przez chwilę, obmyślając jak w najkrótszy sposób mieć to wszystko za sobą. Finalnie postawiłam na szczerość. - Ja na prawdę nie mam na to ochoty.
- Na taniec ze mną?
- Na taniec z kimkolwiek.
Uśmiechnął się rozbrajająco i puścił wreszcie moją rękę, przekonany, że już mu nie ucieknę. Skinęłam z wdzięcznością głową.
- Nie chciałbym Ci się narzucać, Sakuro. -wyznał wyzbytym pretensji głosem, po czym najswobodniej na świecie wzruszył ramionami, rozglądając się z rozleniwieniem po sali. - W każdym razie mam nadzieję, że inna przybita kobieta nie będzie takim uparciuchem i pozwoli się pocieszyć.
Odchrząknęłam zdawkowo, niezbyt wiedząc jak się do tego ustosunkować. Jeszcze nie spotkałam podrywacza, który w tak dużym stopniu byłby świadomy tego, że jest podrywaczem.
- O, spójrz.- Chcąc rozluźnić niezręczną atmosferę, z rozbawieniem wskazałam ruchem dłoni na dwójkę obściskujących się nieopodal kobiet - Tamtej lesbijce dobrze wychodzi pocieszanie tej drugiej. Weź z niej przykład.
- Myślisz, że powinienem? - Zaśmiał się głośno - Może masz trochę racji i… Uważaj!
W następnych sekundach wszystko potoczyło się z zawrotną prędkością.
Zaniepokojona jego okrzykiem, w pierwszym odruchu szybko odwróciłam głowę w bok, by skonfrontować się oko w oko, z obiektem, który tak go wystraszył. Jednakże zdołałam spostrzec zaledwie szybko zbliżające się ciało wirującego w tańcu mężczyzny, zanim nie zostałam potraktowana jego wyrzuconym niczym z procy ramieniem. Poleciałam do tyłu jak kauczukowa piłeczka i zapewne odbiłabym się od ściany z równie widowiskowym skutkiem, gdyby nie szybka reakcja Yoshiego. Chłopak pochwyciwszy mnie w porę, jakimś cudem sprawił, że zamiast na kamiennej płycie, wylądowałam twarzą w jego torsie.
Przeżywszy najprawdziwsze chwile grozy, dłuższą chwilę zajęło mi dojście do siebie, racząc się w międzyczasie zapachem jego wody kolońskiej. Woń byłą trzeźwiąco ostra i to ona w dużej mierze przyczyniła się do mojego nagłego otrzeźwienia.
Gwałtownie zadarłam głowę do góry, szybko napotykając rozbawione iskry w oczach chłopaka. Były jasnozielone, teraz widziałam ich barwę wyraźnie.
- Jestem mistrzem w ratowaniu kobiet w potrzebnie - zadeklarował ze śmiechem - I w dodatku nie ulałem ani jednej kropli piwa.
Naraz mój wzrok całkowicie mimowolnie powędrował do kufla z trunkiem, którego zawartość jedynie chwiała się powoli, uspokajając po przebytym sztormie. Blondyn trzymał je w lewej ręce, wciąż awaryjnie unosząc na wysokości mojej głowy.
- Po tym wszystkim chyba faktycznie jestem Ci winna jeden taniec. - przyznałam niechętnie, mimo okoliczności przyozdabiając wyznanie o szczery, przyjazny uśmiech.
- Tylko jeden? Jesteś okrutna.
Pokiwałam z dezaprobatą głową, nie chcąc pokazać mu jak mnie tym nieoczekiwanym rozżaleniem rozbawił. Nie. To zdecydowanie nie był dzień, w którym jestem skora do śmiechu.
Postanowiłam się tego trzymać i w dalszym ciągu robić smętne miny.
Ino może mnie nawet wychłostać, jeśli będzie w dalszym ciągu czuła taką potrzebę. A zapewne będzie, jeśli wrócę sama i to w dodatku z naładowaną porcją marudzenia na ustach.
- Na drugi raz zastanów się dwa razy, zanim zamierzasz kogoś wyratować. - mruknęłam zaczepnie, ku przestrodze machnąwszy blondynowi wystawionym palcem przez nosem. Nie przejął się tym, w spokoju upijając łyk z kufla.
- Jeśli znów przyjdzie mi osłaniać Ciebie, rzucę się chodź by i w ogień!
Dobra, teraz mnie zawstydził. Zasłaniając twarz całą kaskadą włosów naprędce odsunęłam się, poniewczasie spostrzegając, że dłoń chłopaka przez cały ten czas ulokowana była na moim biodrze.
Rozejrzałam się przelotnie po czym zamarłam na dokładną sekundę.
Czy mi się wydawało....
- Przepraszam Cię ale... - zająkałam się, w przypływie nieuzasadnionej paniki próbując wyłapać wzrokiem Ino. Ku mojej uldze siedziała wciąż przy barze, eksponując powabnie swoje długie nogi. - Ja muszę już iść.
Nie bacząc na reakcję chłopaka wykonałam taktyczny odwrót, w te pędy dopadając do niczego nie spodziewającej się blondynki. Na mój widok jedynie uniosła do góry jedną brew.
- To był bardzo szybki taniec - pokwitowała z kwaśną miną.
Nie zdążyła wykonać nic innego, bowiem przerwałam jej szybkim machnięciem ręki.
- Przed chwilą wydawało mi się, że zobaczyłam w tłumie Sasuke. - wydyszałam niemal na jednym tchu - Czy to możliwe żeby on.. ? No wiesz.
- Przybył tutaj do Ciebie? - dokończyła sceptycznie. Wątpliwość wprost biła z jej oczu, teraz podejrzliwie zmrużonych - Absolutnie niemożliwe. - dodała z zimną krwią, zaprzeczywszy dodatkowo głową.
Tym jednym gestem rozbiła mnie na milion kawałków.
- Sakura wiem, że to co teraz powiem będzie bolesne - ciągnęła nieustannie, doprowadzając mnie niemal do płaczu. Mocno zagryzłam wargę, próbując uporać się z uczuciem zawodu, jakie paliło właśnie moje serce - Ale nie wydaje mi się, żeby Sasuke był skłonny przebyć od tak, taki kawał drogi. Kiedy wyruszałam, był jeszcze na misji a przecież nie od dziś wiadomo, że zawsze po powrocie do domu należy się kilka dni odpoczynku. Nie rób sobie nadziei kochana. Wiem co do niego czujesz i jak bardzo chciałabyś go pewnie zobaczyć, lecz nie wydaje mi się to w żadnym stopniu prawdopodobne.
- No tak - przyznałam ze ściśniętym z żalu gardłem. - Masz zupełną rację. Możemy wracać do domu?
Yamanaka zamrugała zdekoncentrowana, unosząc wysoko obie brwi. Niemal zetknęły się one z linią jej włosów.
- Jak to, już?!
- Ino…
- Ale przecież dopiero co tutaj przyszłyśmy!
- Ino..
- No dobra, dobra. Tylko pożegnam się z tym seksi barmanem! Wiesz, że mam jego numer?
- Ino!
Zaśmiałam się głośno i nie dając jej szans na wysunięcie żadnych działań, dosłownie siłą pociągnęłam przyjaciółkę do wyjścia.
Sasuke:
Walenie do drzwi obudziło mnie natychmiast. Dopiero co zasnąłem.
Wróciłem do domu bardzo późno, albo bardzo wcześnie - zależy jak na to patrzeć, po mocno zakrapianym i hałaśliwym wieczorze w jakimś zaśmierdłym pubie.
Byłem sam w hotelowym pokoju, dlatego też musiałem osobiście pofatygować się do drzwi i zobaczyć, kto się do nich dobija.
Wygramoliłem się z łóżka, sięgnąłem po leżące na oparciu krzesła spodnie i wciągnąłem je na siebie. Potem chwyciłem koszulę, włożyłem ją przez głowę i ruszyłem ku przejściu.
Chwilowa rezydencja w której się zatrzymałem była na tyle obszerna, że dojście do źródła nieustającego dźwięku zajęło mi krótszą chwilę.
Przeczesałem dłonią włosy, starając się nie zwracać uwagi na pulsujący ból czaszki.
Kto do cholery robi tyle hałasu o tak wczesnej porze?
Otworzyłem drzwi i ujrzałem stojącego na progu mężczyznę w średnim wieku - wysokiego i barczystego. Wyblakło różowe włosy przyprószone miał siwizną.
Spoglądał nań wilkiem.
Za jego plecami stało kilku jeszcze wyższych i potężniejszych osobników, z równie wściekłymi minami.
Co u diabła?! Miałem wrażenie, że horda wikingów wynurzyła się z pomroki dziejów, by wylądować na moim hotelowym progu.
- Sasuke Uchiha?! - warknął najeżdża
- Taa..
Nim zdołałem wymówić ostatnią spółgłoskę, pięść rozmówcy zderzyła się z moją szczęką i to tak gwałtownie, że przeleciałem jak na skrzydłach przez cały pokój. Nie wylądowałem na podłodze tylko dlatego, że kurczowo chwyciłem się stołu, którego z resztą omal nie przewróciłem.
- Ty bydlaku! - wrzasnął podstarzały wiking
Nie ulegało wątpliwości, że chciał mi jeszcze przyłożyć.
Nie miałem przy sobie katany. Leżała bezpiecznie w rogu szafy, toteż uniosłem pięści, rozstawiłem szeroko bose stopy i lekko ugiąłem kolana przybierając pozycję obronną. Pokonanie jakiejś hałastry nie było dla mnie żadnym problemem, o ile nie biorą mnie z zaskoczenia, atakując na równi z uchyleniem drzwi. Nie zamierzałem więcej służyć tym szaleńcom za worek treningowy!
- Coś ty za jeden, do cholery?!
- Jestem ojcem dziewczyny, którą wykorzystałeś tej nocy. Zrozumiano?
To oświadczenie zbiło mnie z tropu, ale nie ustępowałem.
- Co takiego?
- Nie strugaj durnia, ty podła szumowino! Dobrze wiesz, o co mi chodzi!
- Nie mam pojęcia - warknąłem postępując krok do przodu - I radze wynieść się stąd nim dojdę do wniosku, że muszę się zrewanżować.
- Nie ruszę się stąd bez przetrzepania ci skóry, łajdaku!
Straż przyboczna złożona z młodszych wikingów przepchnęła się do wnętrza domu. Wszyscy hałaśliwie popierali decyzję przywódcy.
- No pewnie! Dorwijmy go!
- Jak ci damy w mordę, przestaniesz podskakiwać!
- Wszystkie gwiazdy ci się pokażą!
- Śmierdzący łajdak!
- Frajer!
Całkiem zdezorientowany nie miałem nadal pojęcia o co chodzi, lecz sygnał alarmowy w głowie ostrzegał mnie o niebezpieczeństwie. Te osiłki przybyły tu w jakimś konkretnym celu, ale nie byłem w stanie dogadać się z nimi. Wszystko jedno! Nie dam się sterroryzować garstce umięśnionych robaków!
- Powiedz lepiej o co ci chodzi - zwróciłem się do przywódcy stada - Chyba, że masz ochotę oberwać parę razy i zapaprać mi krwią pokój. Nie obchodzi mnie ilu osiłków wziąłeś sobie dla ochrony.
- O czym tu gadać?! - zdziwił się - Sprawa jest prosta! Wystarczy tylko na ciebie spojrzeć!
Nadal stałem w pozycji bojowej, ale zerknąłem na zwisającą luźno koszulę i bose stopy.
- A jak mam wyglądać?! Zerwałem się z łóżka! I po co? Żeby dostać po gębie od jakiegoś wariata!
Starszy pan warknął groźnie i znów by się na mnie rzucił, gdyby go nie powstrzymał jeden z obstawy.
- Spokojnie, Kizashi! - perswadował - Mnie też krew zalewa, ale chyba lepiej posłuchać co on ma do powiedzenia.
- Spokojnie?! Co ty pleciesz! Ten drań zabawiał się z moją jedyną córeczką! Obedrę go ze skóry!
- Z kim się zabawiałem? - potrząsnąłem głową - To jest jakaś cholerna pomyłka. Wynoście się stąd.- Postąpiłem kilka korków do przodu, spychając wikingów ku drzwiom wyjściowym - No, wynocha!
Starałem się grzecznie skłonić ich do wyjścia, ale natrafiłem znów na niezłomny mur złożony z pięciu ogromnych, rozwścieczonych i nieustępliwych przeciwników. Działałem w dobrej wierze, z prośby Hatakie nie zamierzając pozbawiać ich życia. Ale sęk w tym że oni sami się o to prosili.
- Sam przyznałeś że nazywasz się Sasuke Uchiha! - oświadczył najstarszy - Drań, który niecnie wykorzystał moją córkę! Nie ujdzie ci to na sucho!
- Ja…. niecnie wykorzystałem…?
I nagle wszystko stało się jasne. Jednym z punktów wczorajszej nocy była godzina spędzona w łóżku z niejaką Mirą. Nie zdołają wkręcić mi historyjek o cnotliwej dziewicy. Ta dziewczyna aż się do tego paliła i, do diabła, doskonale wiedziała co ma robić.
Wezbrał we mnie wściekły gniew, który przeszył mnie jak ostrze noża. O nie, nie zamierzałem znosić batów, bo córeczka tatusia okazała się puszczalska.
- Wynoście się! Inaczej żaden z was nie dożyje świtu! - rzuciłem stanowczo, następując na wikingów i zmuszając ich do cofnięcia się pod drzwi. - I pilnuj lepiej swojej córuni. Nie jestem pierwszym który ją miał. To zwykła dziwka.
Najstarszy ze zbirów aż spurpurowiał ze złości.
- Jak śmiesz mówić tak o moim dziecku?!
Towarzyszący mu ludzie zaczęli wrzeszczeć i klnąc. Przywódca rzucił się ku mnie i złapał za kołnierz. Pozostali napierali na mnie ze wszystkich stron, osaczając w moim własnym hotelowym pokoju! Próbowałem łagodnie wyrwać się z uchwytu seniora, ale był uparty i przyssał się jak pijawka.
Syczał przez zaciśnięte zęby.
- Wzbiera mnie na wymioty jak pomyślę, że taki ktoś jak ty dotykał mojej dziewczynki! Gdzie ona jest? Coś ty z nią zrobił, kanalio?!
Uśmiechnąłem się szyderczo
- Zostawiłem ją parę godzin temu w mocno wygniecionej pościeli. I nie próbuj mi wmawiać, że tylko ja zabrałem się za tą szmate. Jeśli łudzisz się, że w to uwierzę, to jesteś jeszcze durniejszy od niej!
Rzekomy tatuś wydał z siebie groźny pomruk i szykował się już do kolejnego ciosu ale pochwyciłem uniesione ramie i trzymałem je z całych sił. Dwóch wikingów chwyciło mnie za bary, ani myśląc puszczać ramienia
- Zapłacisz za wszystko co jej zrobiłeś! - Oczy młodych napastników płonęły ze wściekłości.
Mimo zatrważającej ilości przeciwników nadal byłem pełny brawury i słusznego oburzenia, Mają szczęście, że Kakashi wymusił na mnie dochowania przyrzeczenia, w innym razie leżeli by już martwi. Wszyscy. Co do jednego.
- Mówię szczerą prawdę! - Udało mi się zebrać wystarczająco dużo siły i wyrwać z uścisku napastników, przewalając na ziemię dwójkę z nich - Wynoście się wszyscy! Natychmiast!
- Zapłacisz za krzywdę wyrządzoną mojej kruszynce! Już nigdy więcej nie dotkniesz żadnej kobiety, kurwiarzu!
- Po moim trupie!
- To da się zrobić! Nie ujdzie ci na sucho zhańbienie jej!
Prychnąłem lekceważąco
- O ile wiem, to wasze niewiniątko zhańbiło się dawno, dawno temu - odparowałem - I tak się jej spodobało, że, jak powiadają, często odświeża sobie miłe wspomnienia.
- Zabije tego bydlaka, Kizashi!
- Nie, ja cię wyręczę!
- Tłuczmy go po kolei!
- Wstrzymajcie się chłopaki! - Przywódca wikingów był taki czerwony na twarzy, że wyglądało to na
atak apopleksji. Trząsł się z gniewu - Oddamy go czcigodnej Mei! Już ona wie co robić z takimi gwałcicielami jak on!
- Gwałcicielami?! - Niemal się udławiłem, w jednej chwili usiłując krzyczeć i przełykając ślinę.
- A kim innym jesteś, ty tchórzu?!
Z tyłu wywiązało się kolejne zamieszanie.
Spojrzałem ponad ramieniem przywódcy na otwór po szeroko rozpostartych drzwiach, po czym wciągnąłem powietrze i zrobiłem wielkie oczy. Mężczyzna obejrzał się również. Po drugiej stronie korytarza pojawiła się Sakura wraz z Ino, nieznacznie ukrywającą za jej plecami: spieszyły w naszą stronę.
Sakura?
Kosmyki na wysokości policzków były zmoczone i kurczowo przylegały do rozgrzanej skóry po obu stronach twarzy kobiety. Tunika była przekrzywiona. W zaczerwienionych, opuchniętych od płaczu oczach czaił się niepokój.
- Tata...?
Zacisnęłam powieki i potarłam je piąstką. Może, gdy znów otworze oczy, nie ujrzę tego, co wydawało mi się, że ujrzałam?
- Sakura? - To głos ojca. A więc to nie złudzenie. Otworzyłam oczy. - Co ty zrobiłaś najlepszego, dziewczyno?!
Gapiłam się na ojca, który był wściekły jak nigdy dotąd. Jego zielone oczy miotały błyskawice, twarz poczerwieniała z gniewu. Dostrzegłam za jego plecami kilku z jego znajomych, których do tej pory kojarzyłam tylko z widzenia. Wszyscy wydawali się zdezorientowani i wściekli.
Na dobitkę był tu jeszcze Sasuke. Milcząco cofnął się pod ścianę i oparty o nią plecami stał sztywno i nieruchomo, jak posąg. Wykrzywił usta w ponurym grymasie. Oczy miał puste, nie mogłam niczego z nich wyczytać. Nagle oblałam się szokującym rumieńcem i oderwałam wzrok od Uchihy, by zwrócić je na ojca.
- No więc? - zagrzmiał - Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Doskonale wiedziałam o co mnie posądza i dlaczego przybył tu galopem, z drugiego końca wioski. To co on sobie, a raczej, to co Mebuki sobie wyobrażała było tak nieprawdopodobne, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nie podlegało dyskusji, że to matka zmusiła męża by o piątej rano zerwał się z łóżka i robił najazd na publiczny hotel, awanturując się tak głośno, że wyrwało to mnie z alkoholowego otępienia.
- Byłam u Ino - odparłam - Cały czas. Niefortunnie dzieliłyśmy ten sam hotel, co Sasuke.
- Ino?! - Kizashi dopiero w tym momencie ujrzał stojącą przy moim ramieniu Yamanakę. Ziewała właśnie szeroko, nawet nie próbując doszukać się sensu w tym nocnym oblężeniu. Zamlaskała głośno mamrocząc coś na powitanie.
- Obudziłam się przed chwilą, gdy dotarło do mnie to całe zamieszanie. - odparłam najspokojniej w świecie
- Byłaś u Ino? Spałaś? - powtarzał, jakby nie potrafił tego pojąć. Jego spojrzenie błądziło naprzemiennie po Sasuke, swoich znajomych, Ino, i w końcu mnie.
- Tak.
- Więc nie spędziłaś nocy w łóżku tego.. tego..?
- Oczywiście że nie! - Omal się nie zaczerwieniłam - Jak mogliście mnie o to oskarżać?!
Zerknęłam na Sasuke: mierzył mojego ojca takim wzrokiem, jakby był oburzony jego niesłuchanym podejrzeniem.
Kizashi obrócił się w jego stronę jednym gwałtownym ruchem.
- Może raczysz teraz wyjaśnić, czemu używałeś w stosunku do Sakury tych wszystkich niewybaczalnych epitetów?! - zagrzmiał złowrogo
Sasuke mówił o mnie, używając “niewybaczalnych epitetów”?!
Usiłowałam pochwycić jego spojrzenie, ale odwrócił głowę. Co takiego jeszcze mówił?
Uchiha odchrząknął.
- Wcale nie mówiłem o niej.
- A o kim?! - Ostry głos ojca był jak trzaśnięcie batem
- O kimś zupełnie innym. Nie miałem pojęcia, że Sakury nie ma w domu, ani że jest gdziekolwiek indziej.
Rozwścieczone spojrzenie ojca spoczęło na mnie.
- Nie łaska wrócić do domu?! Matka o mało nie dostała zawału.
Zmarszczyłam brwi by zebrać myśli.
- Mówię do ciebie, dziewczyno!
- Przecież słyszę - syknęłam - Moglibyście dać mi w końcu święty spokój.
Kizashi już otwierał usta, ale uprzedziłam go, z natury bieglej posługując się sztuką zaciekłej konwersacji. To ja spędzałam ostatnie tygodnie na szermierce słownej z matką, nie on.
- Następne słowo tato i wracam do Konohy. Na prawdę chyba troche przesadzacie.
To wystarczyło, by mężczyzna spojrzał po swoich ochroniarzach, przekazując im wszystko, co miał do tej pory do powiedzenia - ale wzrokiem. Osiłki pokiwały tępo głowami, jakby mierząc się z tym, co też On biedny musi ze mną przechodzić.
- Czy na prawdę nie dało się uniknąć tego bałaganu?! - ciągnęłam niemal bez tchu - Nie mogłeś chodź raz postawić się matce? Chodź.. nie! Nie! Całe szczęście, że to ty tutaj przyszedłeś, a nie ona!
- Słuchaj córeczko - Kizashi, odnajdując się w absurdzie sytuacji uśmiechnął się nerwowo i w ojcowskim geście poklepał mnie po głowie - Ogromnie cię za to przepraszam, no ale skąd ja mogłem wiedzieć, że ten twój znajomy nie zrobił ci żadnej krzywdy. Nie wróciłaś do domu i nie dałaś nam żadnego znaku życia. A ten tutaj - gestem ręki wskazał na otępiałego Sasuke - był u nas w domu i rozpytywał o ciebie.
Spojrzałam na chłopaka z niebezpiecznie radosnym błyskiem w oczach, na widok którego Ino najprawdopodobniej głośno wciągnęłaby powietrze albo pacnęła mnie w głowe. Na szczęście kobieta zbyt zajęta była ziewaniem, by rejestrować na bieżąco sytuacje.
- Rozpytywałeś o mnie? - Mimo starań, mój głos zabrzmiał zbyt piskliwie, by można było uznać go za normalny ton. Odchrząknęłam cicho, robiąc pozory spokojnej i właściwie niezainteresowanej tematem.
Ale w środku aż płonęłam z dzikiego entuzjazmu.
- To już nic ważnego. - odparł cicho.
Coś w warkliwym tonie chłopaka kazało mi myśleć, że jest do mnie wrogo nastawiony. Zmierzyłam go podejrzliwym spojrzeniem, niejednokrotnie napotykając przy tym czarne tęczówki zawładnięte niecodziennym chłodem. Pod wpływem tego wzroku mimowolnie cofnęłam się o krok.
Jak każdy człowiek na tym świecie, miałam w mózgu wbudowaną funkcję złych bądź dobrych przeczuć. Ta pozornie niezręczna sytuacja pozwoliła mi odczuć nagły, bliżej nieokreślony strach.
Zerknęłam ostrzegawczo w stronę ojca. Ten jednak zdawał się nie zauważać tego, co dla mnie było wręcz namacalne.
Sasuke był wściekły. A mój instynkt samozachowawczy uderzał właśnie na alarm, nakazując szybką ucieczkę.
Może i byłam tchórzem, ale to właśnie zamierzałam teraz zrobić.
- Tato - zaczęłam z wolna, małymi kroczkami przedostając się bliżej w jego stronę. - Chodźmy już do domu. Wydaje mi się, że wystarczająco nadszarpnąłeś dzisiaj gościnności Sasuke.
- Eh no tak. Masz stokrotną racje córuś - Mężczyzna nieoczekiwanie odwrócił się w stronę Uchihy i ku mojemu przerażeniu, podszedł do niego, w geście pojednania wystawiając przed siebie otwartą dłoń. Karowłosy krótko przyglądał się jej w milczeniu, po czym, w akompaniamencie mojego okrzyku zdziwienia ujął ją, uścisnąwszy mocno. - Przepraszam Cię młodzieńcze za to koszmarne nieporozumienie. Nie powinienem był cię uderzyć, ani obrażać. Jeśli mógłbym to jakoś naprawić.. odezwij się. Pomogę Ci we wszystkim.
Boże uchowaj. Mój ojciec przyłożył Sasuke?!
Obserwowałam całą sytuację czując, jak cała krew stopniowo odpływa mi z twarzy a oczy niemal wyskakują z orbit. Przecież to się nie może aż tak dobrze skończyć.
Wybranek mojego serca wymorduje nas tej nocy we śnie. Całą moją przeklętą rodzinkę, na czele z matką - którą również miał już przyjemność poznać. Jesteśmy straceni.
Przełknęłam ślinę, oczekując aż ojciec dotrze w końcu do drzwi wyjściowych. A kiedy już to zrobił, nie bez ulgi pochwyciłam Ino za rękę i pociągnęłam bezwładnym ciałem przyjaciółki na korytarz, w progu posyłając jednak Sasuke niepewny uśmiech.
Nie odwzajemnił go, ani nie wykonał żadnego ruchu. Nawet nie mrugnął. Stał jedynie w bezruchu, bezbarwnym spojrzeniem odprowadzając mnie do wyjścia.
Zaopatrzona w gorycz i uczucie niezrozumienia, cicho zamknęłam za sobą drzwi.
Kiedy przybyłam pod ten sam pokój następnego poranka, okazał się on być przygnębiająco pusty. Sasuke wyruszył z samego rana, nie zostawiając po sobie żadnej wiadomości.
Tego samego dnia Ino również udała się w podróż powrotną do Konohy.
Zostałam opuszczona, ponownie zdana tylko na siebie w Wiosce Mgły, gdzie spędziłam jeszcze cztery długie, przepełnione goryczą i smutkiem tygodnie.
Lecz pewnego dnia przyszła do mnie pisemna wiadomość.
Naruto i Hinata zaręczyli się.
Nie mogłam przepuścić takiej okazji do uczczenia radości swoich przyjaciół.
W końcu wracam po Konohy.
TA-DA-M!
W następnym odcinku przewiduje gwałtowny, drastyczny zwrot akcji! Spodziewajcie się... Niespodziewanego!
NIE WIERZĘ XD sekundę temu weszłam na twojego bloga tak po prostu, potem odświeżam bloggera i na panelu wyskakuje mi, że nowy rozdział XDDDDDD
OdpowiedzUsuńMETAFIZA JAK NIC, IDĘ CZYTAĆ
TYLKO CZEKAŁAM AŻ WEJDZIESZ, ŻEBY DODAĆ.
UsuńŁATWO POSZŁO XD
co prawda dopiero po kilku dniach, ale jestem XD
Usuńa więc:
NIESPODZIEWANE JUŻ NADESZŁO!1111one nigdy bym nie przypuszczała, że tak to się skończy, ZUPEŁNIE NIC, TAK PO PROSTU?! Tu przyszedł, tam poszedł, potem znowu cztery tygodnie i...... nic? :-( ZAWIODŁAM SIĘ, zazwyczaj zaskakiwałaś mnie w inny sposób, o koleżanko, TYM RAZEM JESTEM ROZCZAROWANA. jak dobrze pamiętam to w sumie od dwóch rozdziałów nie mają ze sobą styczności, więc uprasza się o jak najszybsza zmianę tego przebiegu wydarzeń! bo poza tym mam wrażenie, że ich relacja będzie wyglądała teraz... nieco inaczej :-D
i w ogóle żal, Sasuke przytachał sobie znowu jakieś dziewuszysko? W ogóle nie szczędzisz tej biednej Sakurze, wcale a wcale :-(
z kolei spodobał mi się ten Yoshi, wyczułam go, że będzie fajny, ale... nie XD nienienienienie, nawet, gdyby był najpiękniejszym blondynem na świecie, to nie jet dla niej, nieee
tak więc czekam na ten ZWROT AKCJI i trochę się go boję, bo nie jestem w staniej przewidzieć, w którą stronę on pójdzie, totalnie XD
wybacz, że nie byłam wcześniej. ostatnio w ogóle jakoś nie komentuję, nie mówiąc o tym, że tak regularnie to jesteś jedną osobą z trzech, może czterech XD
Pamiętam, że kilka notek wcześniej skarżyłaś się na to, że ludzie jakoś odpadają z bloggera. Sam zauważyłam ten ustój w wakacje, ale to takie fazy, że tak powiem - czasem to po prostu kwestia wolnego czasu, pomysłów czy ochoty na pisanie, ale zazwyczaj do tego wracają. Wiem to po sobie i po tym, że w ciągu miesiąca napotkałam już dwa takie przypadki, które żałują, że usunęły bądź chciały usunąć bloga albo wracają wypoczęci po takiej przerwie. Myślę, że przypadku, kiedy jesteśmy czytelnikami, trzeba to po prostu przeczekać ;-D
i właśnie miałam pytać, co z tym twoim drugim blożkiem, a tu masz, po chwili dodałaś adnotację. cieszę się strasznie, że praca na nim wre!
no i co do tego szablonu - jeśli naprawdę nie będziesz miała wyjścia, chętnego kogokolwiek lub czegokolwiek na NIE, mogę spróbować coś Ci skleić. nie gwarantuje, że będzie jakkolwiek super (XDDDD), ale spróbowałabym odtworzyć twoje zamierzenie, gdybyś tylko przedstawiła mi, jak chciałabyś, by on wyglądał.
w razie czego pisz tu, u mnie, myślę, że znajdę wiadomość wszędzie XD
buziałki, dużo wenki <3
Zapisałam się u dwóch szabloniarek! Być może któraś zlituje się nad dobrodusznymi smętami jakiejś tam Temiry! Trzymam za to kciuki!
UsuńI dziękuje za propozycję, tudzież za mega długaśny komentarz! Będę o tobie pamiętać. Alwaaaaays!
Tymczasem proszę, linkuś do nowego (póki co pożal się boże!) blouśka!
http://your-life-our-cause-ss.blogspot.com/
Kurde, kurde, kurde! Czekałam na rozdział prawie miesiąc i nawet nie wiesz jak sie cieszę. Zaglądałam tu zaraz po przebudzeniu, w szkole, wieczorem. No i w końcu jest haha. Po tytule wyczułam, ze grubo bedzie no i jest hahah. Mam nadzieje, ze szybko napiszesz kolejny rozdział. Umieram z ciekawości! Mam nadzieje ze Sasuke postawi jakis odważny krok, slonczy z ta żałosna Nanami i przejrzy na oczy. Cieszy mnie fakt, ze Sakura zrozumiala, ze go kocha i nigdy nie przestała.
OdpowiedzUsuńWenyyy:**
No doczekałam się, jestem zadowolona z rozdziału ,szkoda że tak wyszło z Sasuke może coś się pozmienia w następnym rozdziale ,czekam z nie cierpliwością ...
OdpowiedzUsuńLudzie, jestem tak koszmarnie wkurzona, znowu oboje opacznie zrozumieli sytuację. No sama byn takim do tyłków nakopała. Wprost zżera mnie ciekawość, co będzie dalej. Kiedy w końcu się zejdą? Kiedy Sasuke pojmie że ją kocha? Co z nieznanym nam do tej pory przyjacielem Sakury? I kiedy do cholery wreszcie się prześpią?XDDDD
OdpowiedzUsuńJak widzisz, moje nerwy są dość mocno nadszarpane przez tą dwójkę. Oczywiście, broń Boże, nie w złym sensie!XD
Pozdrawiam i czekam na następny xx
Haha, sama w innych blogach tylko czekam na moment, aż dwójka bohaterów zaliczy jakąś wspólną noc! :D
UsuńEwentualnie pierwszy pocałunek również bywa emocjonujący!
Rozdział już niebawem! :)
Sakura wreszcie na głos przyznała się do swoich uczuć. Brawa dla tej pani! Kiedy Ino akurat nie jest zalana w trupa zdarza się jej całkiem mądrze mówić. Kolejne brawa, tym razem dla innej pani! Haha, do tego blondyneczka ma dar przekonywania. . Chyba, że użyła Shinranshin no Jutsu do zaprowadzenia Sakury do klubu. Wtedy kolejne brawa, za pomysłowość.
OdpowiedzUsuńSasuke dostający łomot od jakiejś babuleńki, to musi być piękny widok. Miła pogawędka z panią Haruno, urocza z niej kobieta.. Ogólnie Sasuke powinien wydać książkę opowiadającą o tej podróży, tyle ciekawych osób spotkał. I tyle ciekawych zjawisk miał okazję ujrzeć. Jak na złość, zjawił się w najmniej odpowiednim momencie. Ten blond facet to ewidentnie typ podrywacza. Mimo tego, że potrafi ściągnąć majtki słowami, jego odzywki są dość tandetne. Sakura ma szczęście, że nie poleciała na coś tak prostego i taniego.
Sasuke zawsze musi odreagowywać swoje nieszczęście przypadkowym seksem? Zawsze?! SASUKE ZAWSZE?! No znowu go nienawidzę, a już miałam przebłyski sympatii w stosunku do jego osoby. Hahaha, w ogóle super śmieszna sytuacja z tym, że Uchiha znowu dostał w mordę. I to za coś czego nie zrobił. Dobra, zrobił.. Ale nie z Sakurą! Czyli dostał niesłusznie, wspaniała sprawa.
Będzie impreza zaręczynowa! Sasuke i Sakura znowu się spotkają! Sasuke ulegnie wspaniałej przemianie duchowej i przestanie być aroganckim dupkiem! Sakura przestanie być niedostępna i w końcu pozwoli mu na coś więcej! Chociaż nie, znając Ciebie znowu do tego wszystkiego nie dopuścisz i zaskoczysz mnie czymś czego nigdy bym nie przewidziała. Mam nadzieję, że nikt nie zginie, albo co gorsza, że Sakura nie wywinie po pijaku jakiejś gafy ..